Lipiec 21st, 2010
porozmawiajmy o kobietach – obrazek 18: kobieta wyzwolona
Przygotowując się do kolejnego, tego akurat wpisu, przejrzałem pobieżnie literaturę na temat początków emancypowania się kobiet. Z trudem można nazwać to feminizmem, za to z pewnością ruchem. Robiłem to, by znaleźć postać charakterem odpowiadającą typowi kobiecemu, który dzisiaj opisuję. I znowu, typ ten nie zawdzięcza swego istnienia współczesności – wbrew malkontentom widzącym dzisiaj za dużo, w każdym razie więcej niż w rzeczywistości da się dojrzeć. Istniał zdaje się zawsze. Przykładem niech będzie kobieta niesamowita, Hypatia z początków ery nowożytnej, ale i Małgorzata z Nawarry z wieku XVI. Hypatia została jakże łatwo skazana przez biskupa Aleksandrii na lincz dokonany rękami wiernych – typowy los kobiet wyzwolonych. Wyzwolonych od czego? Otóż nie od opresji ze strony mężczyzn – tę bajkę zostawmy feminizmowi. Kobieta wyzwolona jest wyzwolona od czegoś znacznie bardziej opresyjnego.
Niespodziewanie z pomocą przyszedł mi NC – tygodnik konserwatywno-liberalny, numer 29-30 z tego roku. W nim to niejaka Natalia Dueholm przypomniała we wrogim tonie postać Margaret Sanger, matkę założycielkę ruchów planowania rodzin, patronkę także polskiej sekcji, dawno temu zwanej Towarzystwem Planowania Rodziny, później Towarzystwem Rozwoju Rodziny. Dawno dawno temu, gdy byłem studentem, przez krótki czas flirtowałem z tą organizacją z ulicy Karowej w Warszawie, ale o matce założycielce nie wiedziałem nic.
Czym jednak zasłużyła ta postać, która jako leciwa staruszka zmarła już dobrze ponad 40 lat temu, a która na początku XX wieku porzuciła swoje troje dzieci, by już ich więcej nie widzieć (najpierw zostawiła je ojcu, który potem skazał je na poniewierkę u obcych ludzi), na taką wrogość konserwatystów i tradycjonalistów?
Psychoanalityk stwierdza; „dobrą matką jest ta, która jest przede wszystkim kobietą”. Powodem wrogości jest dostrzegany horror – gdzie u tej kobiety instynkt macierzyński? Jak matka może, ot tak zwyczajnie, porzucić na zawsze swe dzieci? A potem jeszcze być traktowana sztandarowo? Toż to wyrodna matka! I już nikt nie zauważa, że jej matka urodziła 18 dzieci, z czego 11 zmarło, że jej matka przez zgoła 20 lat małżeńskiego życia była nieustannie w ciąży. To nikogo nie obraża i nie razi?
Są kobiety będące tylko prawdą – prawdą mężczyzny, szanowni czytelnicy. Zwracam się tu wyraźnie do mężczyzn, bo prawda ta ich dotyczy. Istnieją kobiety, które kastrują panów, nie z oczywistych bonusów ich męskości, nie z ich uroszczeń do nadrzędności, wyższości, sprawności i tym podobnych męskich mitów. Tu kastracja dotyka męskiej duszy w postaci męskich sublimacji. Kobieta prawdziwa, bo taka jej nazwa wśród psychoanalityków, redukuje męskie sublimacje do kłamstw. Więc nie do zera, ale do kłamstwa, kłamstwa na dwóch poziomach. Pierwszym jest przekonanie, że powołaniem kobiety jest bycie matką, nawet jeśli bycie matką jest ograniczone do matkowania mężczyznom. To dlatego, gdy kobieta wchodzi w ruch ku wyzwoleniu, emancypacji, wtedy jej mężczyźni podejrzanie raźnie chcą ją zapłodnić i zamknąć przez to w odwiecznym więzieniu kobiet – w macierzyństwie. Drugim z kłamstw jest przekonanie, że istnieje kobieta pisana przez duże K, że Kobieta istnieje i jeśli istnieje to podejrzanie łatwo ma być podobna do mamusi. Czci się ją, dziwnie oddalając ją od seksualności. Pierwsze z kłamstw zatrzymuje kobietę w domu, uziemnia, czyniąc z niej glebę, żywicielkę, pramatkę życia, boginię życia płodną ponad miarę. Drugie z kłamstw czyni z kobiety istotę szamocząca się z teściową, przyszłą czy aktualną.
Kobieta prawdziwa to ta, która matkę, swą i jego, i własne bycie matką pokonuje, przezwycięża. Oto paradoks – kobieta prawdziwa nie jest wyzwolona od mężczyzn, jest wyzwolona od matkowania i macierzyństwa. To przeraża, to jest źródłem horroru, to nawet dzisiaj skłania biskupów do mowy linczu. Zacietrzewieni i przerażeni, mężczyźni i kobiety, nie chcą wiedzieć i widzieć, że miarą pokonania matki nie jest oddanie dzieci do sierocińca gestem Rousseau, tylko osiągnięcie subiektywnego dystansu od pozycji, która raz zajęta czyni z kobiety matkę, nawet jeśli własnych dzieci nie ma. Upodmiotowienie tego dystansu jest właśnie miarą bycia kobietą, lecz zważcie proszę, nie miarą kobiecości.
Psychoanalitycy mówią; „prawdziwa kobieta to ta, która pokonała to coś, co nazywa się byciem matką”.
Ciąg dalszy nastąpi, bo nie starczy jednego wpisu, by dać wyraz temu, czym jest kobieta jako prawda mężczyzny. Czekajcie zatem cierpliwie na część drugą kobiety 18, a tym, których zainteresowała postać Hypatii, kobiety prawdziwej, polecam książkę Marii Dzielskiej „Hypatia z Aleksandrii”, właśnie wyszła.
KP