skrzynka na pragnienia, czyli gdzie ci mężczyźni i porozmawiajmy o kobietach – suplement


Po odpoczynku świątecznym wracam do bloga ujęty dyskusją komentatorów wpisu wigilijnego, których jak wszystkich innych uwiera coś w związku. Ma rację Spokojny, prawie wszystko dzieli kobietę i mężczyznę w związku i proponuje przeto współczesną mantrę – dogadanie się między sobą, a nie robienie siurpryz. Hannah od zawsze jest zwolenniczką miłości, bo to ona zapobiega rozłamom – pokochasz, to się przekonasz. Ale do czego?

W związku z dyskusją postanowiłem zrobić wpis o kobietach i mężczyznach, a także o tym co pragnieniem jest, a co nim nie jest. To w ramach tej tajemniczej Copula, spójki, bez której nie do pomyślenia byłby związek między panią a panem, a nie tylko do zrealizowania. Do mężczyzn samych powrócę zatem następnym razem.

Obejrzałem wczoraj film, który najpewniej i komentatorzy zdążyli już obejrzeć. Nazwano go thrillerem, choć to czystej wody horror, horror zachodzący w relacji kobieta-mężczyzna. The Box jest tytułem. I znów nie omieszkam sobie zakpić z tłumacza tytułu, który z miejsca chce wyjaśnić tytułem, o co chodzi w filmie i podsumowuje go uroczą polską Pułapką – znaczone zastępuje znaczącego. The Trap, uTRAPienie, sTRAPienia, które są skutkiem The Box, spychają pod spód Skrzynkę, przyczynę The Trap. Ale dość wymądrzań.

Film zaczyna się ekspozycją. Rodzina z dzieckiem z klasy średniej, bez sTRAPień, bo mająca wszystko, za czym przepadają i gonią ludzie naszego otoczenia, także komentatorzy. Tylko pani w tym związku jest nieco kaleką (to osławiony, wcielony Minus, stan kastracji). Pan natomiast dopiero za chwilę odczuje jakiś minus, w chwili zero nie ma go, może go dopiero mieć – to zagrożenie kastracją. Pan ten dowiaduje się za kilka godzin, że jego marzenie zostania astronautą nie zrealizuje się, choć zawsze był prymusem. Doświadcza przeto minusa, ale nie jako dana od zawsze, lecz od pewnej chwili, nie jako zero t, ale jako t’. Modalność braku dla kobiet pochodzi z realności, a dla mężczyzn z wyobrażeniowości. Kobieta jest czegoś pozbawiona (jest to prywacja), podczas gdy mężczyźnie czegoś się odmawia; odmówione staje się minusem, przeto nie jest to minus wcielony jak jest u kobiet. Pani, teraz jako matka, dowiaduje się, że jej syn nie będzie już mógł chodzić do szkoły, w której jest nauczycielką, za friko. Oto jej dziecko w stanie uprzywilejowania (osławiony fallus wynagradzający kobiecie-matce primordialny Minus), zostaje zdegradowany do pozycji ucznia takiego samego, jak każdy inny. To kolejne pozbawienie, pozbawienie wartości fallicznej, jaką miał jej syn dla niej. (Spokojnie Spokojny, gdy kobieta chce mieć dziecko z Tobą, to chce mieć Dzidziusia, a Ty masz mieć dziecko. Ty jako facet nie jesteś wrogiem dziecka, jesteś wrogiem dzidziusia).

W takiej to sytuacji parze bohaterów zostaje dostarczony podarunek, na który składa się tajemnicza skrzyneczka z przyciskiem. Dostarczył ją pewien jegomość bardzo poszkodowany przez los, o wiele bardziej niż brak paluszków u stopy bohaterki. To mężczyzna wykastrowany, czyli taki, któremu nie uda się ukryć tego faktu. (Kobiety specjalizują się w ukrywaniu Minusa). To prototyp każdej postaci Szatana, czyli temu, komu odmówiono bycia astronautą, czyli Bogiem. I teraz ten jegomość proponuje bohaterce, że dostanie one million dollars za przyciśnięcie przycisku, w wyniku czego uśmiercona zostanie jakaś nieznana jej osoba. Tylko tyle! Daje jej dobę czasu na zastanowienie się, a tak naprawdę na powrót męża, by ta skrzyneczka na pragnienia stała się skrzynką dla dwojga. Cóż, sprawdzimy czym jest spójka, która rzekomo albo naprawdę was łączy.

Od tego momentu wiadomo co się stanie – umrze człowiek. Ale dlaczego jest to nieuchronne?

Przy braku skrzyneczki wszystko byłoby cacy. Uczniowie w szkole udawaliby, że nie widzą, że ich nauczycielka jest kaleką, a mąż jako prymus zostałby astronautą – przecież prymusom, komu jak komu, się to należy. Ale pojawia się skrzyneczka obiecująca zaradzenie trudnościom, zniesienie (heglowskie Aufhebung) sTRAPień. Albowiem któż z nas chce doświadczać sTRAPień? Chcemy mieć protezę na stopę i bezpłatną naukę dla swego dziecka, tudzież spełnienie marzeń. To chcemy, bo wiemy to. Tym pragnienie nie jest.

Skrzyneczka pojawia się, bo jest pragniona, bo jest snem bohaterki. Dlaczego jest to pragnienie? Bo każde pragnienie podmiotu jest pragnieniem Innego – to dlatego przynosi ją tajemniczy jegomość. Pragnienie nie wywodzi się z rejestru naturalności, wymaga dla zaistnienia pośrednictwa z rejestru symboliczności. Stąd Inny. Widzimy, że to Brak wzbudza pragnienie, ale objawia się ono tylko jako znaczący – skrzyneczka, która w żadnym wypadku nie pochodzi z rejestru przyrody, natury. Pochodzi z nadnaturalności. Jakiekolwiek skrzyneczki, tym bardziej te z przyciskiem, zostały stworzone przez Innego, człowieka. Dlatego są tylko symbolem. I oto skrzyneczka ogniskuje w sobie pragnienia pary. Wiedzą obydwoje czego chcą – mąż nawet po długim okresie oszczędzania kupił żonie nowoczesny model protezy, ale chce jej dać jako prezent, a więc żona tego nie wie. Dowie się o pragnieniu męża dopiero po uobecnieniu się jej jako prezentu. Pragnień się nie zna dopóki się ich nie wypowie (osławione talking-cure), to wariant optymistyczny, lub nie wprawi w czyn, wariant pesymistyczny. A czyn to wciśnięcie przycisku.

I tak się dzieje. I umiera ktoś. Czego przeto pragnęła bohaterka, a czego nie wiedziała (pragnienie jest nieświadome) dopóki ktoś nie zginął? I tu wkracza psychoanaliza rewolucyjna, kopernikańska. Cóż za problem! Pragnęła zabić i tyle. Przecież wiedziała, że ktoś zginie. O nie Drodzy Czytelnicy, to jegomość wiedział. Bohaterowie, jak zwyczajni ludzie, powiedzą sobie: to tylko sen, koszmar, to nieprawda przecież. By przyjąć to, co mówi Inny za prawdę, trzeba być naprawdę bohaterem. Przez sny przemawiają bogowie – a czemu nie? A nieświadomość mówi – doprawdy, wierzycie w to?

Pragnienie zawsze objawia się po niewczasie. Znane jest dopiero po skutkach, słowach o ile są to znaczące, i czynach, które dotykają nas gorzej, niż cierpienie w momencie startu.

Czemu bohater nie dał po łapkach żonie, gdy zamierzała uruchomić przycisk? Bo ją kocha i skutki tej miłości będą teraz doświadczać i ponosić razem. Bycie razem ze sobą to przede wszystkim bycie na Złe, na dobre i Złe.

Film jest mądry po pesymistyczny do bólu. Bohater nie ocalił rodziny, wybrał zdrowe dziecko i zabitą żonę. Mógł wybrać żonę i kalekie dziecko, ocalić rodzinę. Mógł być bohaterem. Żelazny Józef był bohaterem, nawet jeśli był rogaczem.

To prowokuje do zadania sobie pytań o aktualną konduitę psychoanalizy, a także konduitę wiecznego mężczyzny-mizogina (w filmie przycisk zawsze uruchamiają kobiety) i konduitę wiecznej kobiety-Ewy.

Ale czy mam kontynuować ten temat? Proszę Was o opinie w tej sprawie.

KP

PS. I dlatego na Nowy, 2011, Rok, życzę Wam byście stali się bohaterami na Złe, nie tylko na dobre.



gdzie ci mężczyźni – Żelazny Józef


Śpieszę napisać kolejny wpis i będzie na dodatek miał charakter Bożonarodzeniowy. Od początku staram się, by wpisy nie były oderwane od rzeczywistości, zwłaszcza tej symbolicznej. Mamy Boże Narodzenie to i wpis będzie do tego nawiązywał. Przy okazji wprowadzi typ prawdziwie niezłomny, co to męstwo ma za cnotę, hart i mężność ducha. A jak jest u niego z męskością?

Do południa dnia dzisiejszego nie wiedziałem coż takiego napiszę w przedświątecznym wpisie, co miałoby związek z byciem mężczyzną. Zwykle pomysł pojawia się from nowhere, choć nie bez inspiracji. Tym razem impuls przyszedł z lektury dziennikarza i pisarza, którego lubię. Chodzi o esej Jerzego Sosnowskiego „Mężczyzna na zakręcie” (TP nr 52).

Zacznijmy od fragmentu tegoż eseju: „współcześnie łatwiej uwierzyć w dziewicze narodziny Jezusa niż w to, że potrafił uwierzyć w nie Józef”. Coż, mamy ważne święto i pan Sosnowski napisał był antyczną tragedię. Znaczy się, chciał napisać męski odpowiednik Antygony, tragedię męskiego pragnienia, chciał uwznioślić tragiczną pozycję mężczyzny imieniem Józef, który dowiaduje się, że jego jutrzejsza żona już jest w ciąży, a on sam nie pamięta, by był jej sprawcą. Byłbym ostrożny co do apriorycznych sądów, że późniejszy święty, Józef, syn Jakuba, wie, że nie jest sprawcą tej ciąży. Mężny mężczyzna nie powie przecież, że wie z całą pewnością, gdy zna przecież historię choćby Lota. Dlatego męstwo mężczyzny mierzy się niepamięcią niźli omnipotencją wiedzenia. Dla autora eseju ta wiadomość wywołuje w Józefie wstrząs i chęć wypędzenia Marii, pomimo danej obietnicy. Ale wszystko potoczyło się inaczej i Józef niezłomny przyjmuje Marię z nie jego dzieckiem. Tu widzimy, że autor zdaje się nie rozumieć struktury tragedii antycznej, bo kończy swą historyjkę happy endem. Tragedia antyczna kończy się, gwoli przypomnienia, dla wszystkich źle. Tymczasem Jerzy Sosnowski konkluduje, że Józef zasługuje na świętość, bo to postać wyjątkowa, wzór męstwa i poniekąd męskości.

O jakim mężczyźnie marzą kobiety? Już odpowiadam. O nim to jest historia Bożonarodzeniowa. Mieć mężczyznę, który uwierzy w niepokalane poczęcie! To jest podstawą ojcostwa! Nie pragnienie dziecka, nawet i syna. Chodzi o pragnienie, by dziecko nie było owocem seksu. Owszem, to zgroza, że seks być musi przy tym dziele, ale przecież to nieprawda. Czyż poczęciem bez seksu nie jest metoda in vitro?

Prawda relacji między mężem i żoną, jak i mężczyzną i kobietą, jest taka, że jego z nią łączy seks. Józef szlachetny nie godził się na ślub z Marią dla dziecka, tylko apetycznej dziewczęcości. A tu siurpryza!

Panie Sosnowski! Każdy mężczyzna, który się dowiaduje, że jest ojcem człowieczka w brzuchu, jest Józefem. Nie pamięta, by robił dziecko. Zdaje mu się, że jakiś inny jest sprawcą tego życia, ale on? Gdzież tam! W którym to momencie był on sprawcą?

I jak Hiob przyjmuje swój los, tak i on przyjmuje ową wieść. W niepokalanym poczęciu nie ma niczego tajemniczego, to zapis doświadczenia męskiego ujęty z jego punktu.

Idealnym mężczyzną dla kobiet jest pan, który uwierzy w ten cud, który czyni z niego „odpowiedzialnego ojca”, prawdziwy wzorzec męskości dla kobiet. Józef, choćby i święty, każdy ojciec świata, jest bohaterem. Można go zdradzić bezkarnie!

Pamiętacie postać Bogumiła Niechcica, szlachetnego i żelaznego rogacza? Józefa samego dla Dąbrowskiej? To wzór męża i mężczyzny. Wierzy w niepokolane poczęcie i w tej to wierze jest śmieszny i frajerski. Oto jego świętość.

A co mają z tego kobiety? Jego ojcostwo i swą seksualność, dzięki tej wierze wziętą przez niego w nawias. Żelazny Józef obdarowuje kobiety seksualnością, nie zmuszając je do zakuwania w pasy cnoty.

Pozwólcie więc na małą herezję. Bożonarodzeniowa historia tyczy narodzin Ojca, a nie syna. A jeśli rozumiecie dwuznaczność, to wiecie, żem wcale nie heretyk.

Drodzy Panowie, jeśli chcecie obdarować swe kobiety, to bądźcie Ojcami, a nie synami.

Drogie Panie, jeśli chcecie mieć mężczyznę swych marzeń, sprawcie by uwierzył w niepokalane z nim poczęcie.

Czego Wam czytelnicy i czytelniczki życzę w tę noc przedwigilijną.

KP

PS. Spotkamy się dopiero po świętach.



gdzie ci mężczyźni – Argan


Napisałem ostatnio, że mizoginizm to forma obrony mężczyzn w stosunkach z kobietami – no dobrze, ale czego bronią? To jasne, co już wielokrotnie podkreślałem w ostatnich wpisach. Bronią swego Ogonka. Fajnie, ale przed czym?

Na chwilę teraz pwróćmy do kobiet, do tych z nich, które są określane mianem fallicznych. U nich falliczność to też obrona, tyle że nie obrona czegoś, za to obrona przed czymś. Dla tych kobiet prawdziwie groźna jest sama kobiecość. Oto ze stosu gazet, gdy siedziałem czekając na swą kolej u fryzjerki (patrzcie jaki ze mnie feminista!), wyciągnąłem na chybił trafił gazetę. Nie oczekiwałem zbyt wiele i się nie zawiodłem – była to Gala. Ach te gazety dla kobiet! Nie westchnąć się nie da. Istna promocja kobiet fallicznych. Oto trzy kolejne kobiety z tej Gali. Najpierw Anita Werner – ta stwierdza, że nosi dżinsy i t-shirty, a także garnitury z wygody, pytana dlaczego tak rzadko nosi suknie. Kłopot w tym, że wywiad przeprowadza inna kobieta falliczna, więc jej zadaniem jest tylko wydobyć jakieś stwierdzenia z ust, a nie sprawić, by zostało powiedziane coś naprawdę interesującego. No to pozostawiła poza ciekawością kwestię, na czym polega niewygoda noszenia sukien. Ja w każdym razie chciałbym się czegoś takiego dowiedzieć, by pojąć tę obronę przed tym czymś kobiecym (pomijając fakt, że zaliczenie garniturów do ubrań wygodnych mogą tylko nie mężczyźni lub kobiety, które udają mężczyzn). Zaraz potem przyszła kolej na jakąś gwiazdeczkę z Hollywood, okrzyknietą przez Galę gwiazdą, 20-letnią, niejaką Kirsten Stewart, która stwierdza z emfazą: „nigdy nie poświęcę się dla mężczyzny”. Czy tak samo by powiedziała, gdyby rzecz tyczyła własnego męża? I na koniec, równie nijaka, Kasia Cerekwicka, 30-letnie dziewczę, oznajmiające, że jest teraz w wieku, w którym wreszcie śpiewa wszystko. A zatem także duperele! Mam teraz nadzieję, że już zrozumiałe jest dlaczego falliczność broni przed kobiecością.

Teraz przeto powracamy do pytania początkowego – przed czym mężczyźni bronią swój Ogonek? Ostatnim razem pisałem o kutwie, kolejnym przedstawicielu mizoginów. Tak, mizoginów, a nie tylko ogólnie o skąpcu dającym raz do roku torbę z cukierkami jako prezent. Scroodge tylko w powieści jest skąpiradłem, dla dzieci zwłaszcza. W życiu jest skąpcem dla swej kobiety – piszę z akcentem i wyraźną aluzją do nieszczęsnej kobiety, profesorki Środowej, która w swej właśnie co rozpoczętej batalii o nienazywanie kobiet przez mężczyzn „moją kobietą”, ograbia się z możliwości, by jakikolwiek pan nazwał ją „moją kobietą”, cóż takiego ona traci? – traci to, co dać może akurat Ogonek, bynajmniej nie dzieci. Cóż, bywa że obdarowuje kobiety rozkoszą. Panie, przynajmniej niektóre, dobrze wiedzą co piszę – mieć korzyść z Ogonka tylko raz do roku, no dobrze dwa razy, bywa ich ciężkim losem.

Każdy z panów wie jednak, że potulne panie, to współczesna rzadkość, o której to mniejszości zapomniała jakoś równie współczesna Lewica. Większość pań to jednak przebiegłe istoty z ławością ograbiające panów z ich bogactwa i tutti-frutti mają przynajmniej 12 razy w roku. W ten oto sposób rodzi się Argan, czyli Scroodge, któremu podkrada się majątek. Więdnie ten gość, zaczyna zipać, pocić się, kaszleć podejrzanie. Idzie więc do doktora i razem uzgadniają, że trzeba dokładnie przebadać jego doskonały stan zdrowia. Gdy dawniej polecano lewatywy, teraz zaleca się monitorowanie przynajmniej raz do roku stanu zdrowia. Nie przeoczcie faktu, że Argan wydaje majątek, prawdziwe tony irysów, na wizyty lekarza lub u lekarza, nie przejmując się zbytnio uszczerbkiem, jaki ponosi jego bogactwo. To w tym punkcie dostrzeżecie mizoginistyczną podwalinę męskiej „chorobliwości”. W tej komicznej „chorobliwości”, którą podkreślają współcześnie reklamy farmaceutyków dla panów, chodzi o odwrócenie uwagi od Ogonka oraz…cóż, przekształcenie ich kobiet w twory matkopodobne, jak siostry miłosierdzia, pielęgniarki, lekarki, a nawet ordynatorki.

Bywa, że z Argana wszyscy w koło pokpiwają. Co wrażliwsi z nich zakładają wtedy inny strój stając się piewcami zdrowego stylu życia – tak bardzo boją się, że są chorzy, lub zaraz zaczną być chorzy, że zamiast do lekarza udają się na siłownię.

Tych mężczyzn zwiemy Osiłkami, czyli Osłami wśród panów.

KP



gdzie ci mężczyźni – Scroodge


Ucieszyłem się, gdy komentator przejawił tak potrzebne zrozumienie w dyskusji z optymistką Hannah, i wskazał na dewastujące skutki „nic tylko domagań” płynące ze strony kobiet, choć najpierw ze strony matek. Mizoginizm jest jedynie masywną formacją obronną skierowaną przeciwko matczynym domaganiom, masywną na tyle, że później rozlewa się ona na relacje z kobietami w ogóle, przybierając postać nachalnego lub subtelnego olewania pań, pomijania ich i nie liczenia się z nimi.

Z pozoru Hannah ma rację – gdy już mężczyzna wie co i jak, to nic już potem trudnego, by zrealizował rewers znanej zasady, czyli „móc, to chcieć”. To modelowanie zasady Kartezjusza na „wiem, więc jestem” pomija jednak zasadniczy element – obecność podmiotu. Po co bowiem miałby on realizować to czy owo? Jaki interes miałby jakikolwiek mężczyzna, o ile nie jest histerykiem, w przezwyciężeniu swego mizoginizmu?

Warto wiedzieć i zapamiętać, ze dynamika domagań rządzi się regułą: „im więcej domagań czy żądań, tym więcej olewań” i to niezależnie od płci. Ten sam mechanizm odnosi się do kobiet, gdy mężczyzna sobie czegoś od niej życzy. Tylko zamiast mizoginizmu mamy feminizm i ogród zoologiczny utyskiwań. Jaki albowiem interes ma współczesna kobieta z rezygnacji z feminizmu i wzięcia się za prasowanie koszul?

Dotychczas omawiałem typy męskie tak bardzo niepewne tego, co ustanawia ich jako facetów, tak bardzo zakłopotane tym, co jest w nich pragnione przez kobiety, że zmusza ich to do prezentowania paniom takich to przedmiotów, rzekomo wielce cennych, by zapomniały o tym, co ledwo wisi, na rzecz tego co to obiecuje, z „jak” na „ile”. No i panowie znajdują w świecie mnóstwo bonusów, które chronią męskość przed utratą lub uszkodzeniem. Bonusy to rozliczne – może nim być i status i prestiż, własny gabinet i miejsce parkingowe, sekretarka, a może i dwie, tytulatura i wiedza, „ten to ma łeb”” i zdolność potęgowania w pamięci. Nie ma końca bonusom.

Myślałem, że obejdę się bez wspominania o Jajogłowcu, co to robi użytek z celności logicznych, oryginalności sylogizmów, chwytaniu w lot braków w umysłach lub sądach ludzi, czyniącego z siebie Mózgowca, że klękajcie narody. Ale nie da się rady. Trzeba po prostu pokazać  i w ich wypadku krótkość ich Ogonków. Mózgowiec-Jaskiniowiec, czyli JKM dał o sobie znać wyśmiewając postępowców za to, że są przeciwnikami polowań na foki. I jak to bywa z przestraszonymi posiadaczami Ogonka, pognębił postępowców, wdeptał w glebę. Napisał tak: „ale (postępowcy) protestują też przeciwko temu, że poluje się na misie polarne – które mordują foki znacznie okrutniej niż ludzie. A przecież jeśli człowiek jest tylko zwierzęciem, to dlaczego jednemu zwierzęciu wolno polować na foki – a drugiemu nie?” Problem w tym, że JKM uczynił z misia polarnego człowieka, a nie człowieka misiem polarnym. O wszystkim decyduje bowiem użycie znaczącego „mordowanie”. Jeżeli miś polarny morduje foki, to po to, ma się rozumieć, by się skórami jej przyozdobić, albo sprzedać za wysoką cenę, a z kolei jeśli człowiek morduje foki, to po to, by się nimi pożywić. I tyle jest wart Ogonek. To przedmiot odwiecznego komizmu i perypetii komicznych, kpin i drwin. I to w pełni zasłużonych, gdy nosiciel tegoż wyobraża sobie, że ma większego Ogonka ode mnie, czy od ciebie czytelniku, bo przecież jego logika jest taka powalająca…no nie? To teraz wyobraźcie sobie, jak to może powalać z nóg kobiety, które zamiast Ogonka dysponują Minusem? Ogonek czyni z mężczyzn tylko prześmieszne istoty, godne docinek i żartów. A najbardziej komiczny jest Jajogłowiec-Mózgowiec – przecież jego logika jest niewyjmowana, a umysł wielki!

Lecz są faceci, którzy ukochali inny bonus, którzy wartość Ogonka mierzą cyferkami stojącymi w szeregu. Ogonek jest wtedy dwucyfrowy, trzycyfrowy, czterocyfrowy…i gdy osiągnie magiczną, a raczej znaczącą granicę w naszym społecznym milieu, sześciocyfrowy Ogonek, istny millionaire-famillionaire, to rodzi się sam Rotschild. To postać groteskowa na swój sposób. Staje się hojny tylko wtedy, gdy Ogonek jest sześciocyfrowy. Wtedy jest on gotów rozdawać prezenty, bonusiki, potrzebującym. Rodzi się święty Mikołaj i posiadacz stoliczka, co się sam nakrywa. Sypie garściami grosiwa, torbami cukierków, kontenerami fistaszków, mówiących prawdę o jego Ogonku. Jest hojny drobiazgami z powodu niewiedzy, niewiedzy dotyczącej tego, jak wielki jest jego trzos, bynajmniej nie sac-du-cul. Nigdy nie wie, kiedy sypanie cukierków czy fistaszków zdegraduje jego Ogonek do ligi pięciocyfrowców.

I oto macie odpowiedź na pytanie, czemu mężczyźni są tak często zwykłymi kutwami. Nie zaradnymi gospodarzami, tylko kutwami właśnie – chronią sześciocyfrowość! Bez niej są tylko zdegradowanymi do niższych lig bankrutami, nawet wtedy, gdy na początku ataku Bożonarodzeniowego rozdawnictwa mieli grosików 1000001, a po rozdaniu zostało im grosików o dwa mniej. Stać ich było tylko na danie grosika jednego. Rzecz w tym, że gdy atak taki się pojawia, nie wiedzą ile grosików posiadają. Więc dają grosik jeden.

Nie dziwcie się przeto, że gdy bezwiednie, wiedzeni animuszem, dadzą grosiki dwa…to zapadają na hipochondrię.

Ciąg dalszy jest nieunikniony.

KP



gdzie ci mężczyźni – Mordred


Ach, kochani czytelnicy – jak miło jest Was czytać! Zawsze zdumiewa mnie krystaliczny optymizm płynący z ust komentatorów i komentatorek. Więc matki podobno nie przyczyniają się do mizoginizmu synów, późniejszego mizoginizmu. Skąd zatem brałby się on? Byłbym ukontentowany jakąś alternatywną koncepcją, lub choćby pomysłem, a tak? A tak muszę pozostać przy swojej, psychoanalitycznej, i jeszcze na dodatek wesprzeć ją obserwacją, że gdy synowie namiętnie wpatrzonych w nich matek rosną w piórka, napełniające ich brzuszki wszelkimi pochwałami, na starość czyniąc z nich pasibrzuchów, to córki tychże matek (córy posiadające braci) kurczą się i próbują wybić ku górze, często pozostając w larwalnej postaci śpiących królewien, wiecznie czekających na całuśnych rycerzy. I nic ich nie wzruszy, że po happy-endzie, całuśnik przeistoczy się w kolejnego bezlitosnego potwora.

Jak dotąd opisywałem panów, których droga, gdy już w nią wyruszyli, by chronić prywatność swych Ogonków, kończy się uśmierceniem każdej inności, petryfikacją Innego, który śmiał chcieć coś w związku z nim. To ustanawia jedną z fundamentalnych różnic między kobietą a mężczyzną, między histerią a obsesją. Gdy kobieta żyje z Innego, dla Innego i dzięki Innemu, mężczyzna robi to samo, tylko zmieniając adresata: żyje on z Siebie, dla Siebie i dzięki Sobie. Uprzedzając zaś obiekcje napiszę, że akurat nie odnosi się to do panów histeryków, znaczącej mniejszości w tym gronie. Lecz o tych panach przyjdzie jeszcze napisać. Dziś o panach zimnych jak stal, bezkrwistych choć krwawych maszynach do zabijania.

Czytam o to słowo o głupstwie tygodnia. Rzecz tyczy komentarza pana Dionizego Tanalskiego z „Przeglądu”, w którym dworując z poglądów biskupów na temat zabijania zarodków, przeciwstawia to faktowi „masowego zabijania” milionów ludzi, którzy z życiem zarodków nie mają już nic wspólnego, cytuję przeto: „Łącznie w trosce o czystość wiary i słuszne poglądy (…) zabijano miliony ludzi – nie zarodki ludzkie, lecz w pełni ukształtowanych i samodzielnie żyjących ludzi!”. Na to wszystko włącza się komentarz (nie jest istotne, czy kobiety czy mężczyzny) a.f. z NC: „P.Tanalski nie rozumie, że jest odwrotnie: zabijano ich (Sic! Nie zgłasza się pretensji o miliony, cóż za znaczące przeoczenie!) – słusznie czy niesłusznie (kolejny lapsus – to byli zabici niesłusznie!?) – właśnie za to, że byli ukształtowanymi (tyle że niewłaściwie) ludźmi.

Dzisiaj opisywany mężczyzna wie z przenikliwą pewnością, kto jest niewłaściwie ukształtowany – nie potrzebuje żadnego eksperta, doradcy, dyskutanta, protestanta, reformisty czy rewolucjonisty; koń jest taki jak każdy widzi, a gdy nie widzi, to jest źle ukształtowany, i basta! On jest niezłomnie pewny, a gdy się wahasz, to gorzej dla ciebie,  bo się wahasz. On jest także niezłomnie przekonany, że źle ukształtowany Inny i dowolny inny inny, może być po prostu wyeliminowany i już, kropka. Umysł eugeniczny, czy co? Nie, szanowni czytelnicy. To najczystszej wody mizogin – istota źle ukształtowana, toż to kobieta, zdaje się mówić. Waha się ta istota, serce ukazuje i zainteresowanie, płacze na widok skazańca, podczas gdy on, Hipermizogin, zainteresowany tylko tym, by egzekucja przebiegała regulaminowo. Taki mizogin przeraża nie tyle bezludzką, a często ekstraboską sprawiedliwością,  nie tyle wiarą w credo: „gdzie drwa robią, tam wióry lecą”, cóż, w masie słusznie skazanych będą i niesłusznie, ale przecież sprawiedliwość jest ślepa, czyż nie tak?, ile przeraża zimnem, bezczułością.

A co na to kobieta? Nic szczególnego, zostaje zabita i jako zabita żyje. Jej modus vivendi to wielbienie i posłuszeństwo swemu rycerzowi. Przynajmniej lżona nie jest i uchodzi za wzorową kobietę swego faceta,  a ich związek za idealny. Oto końcowa partia komentarza a.f.: „Niesamowite, jak Lewica (to taki zbiorowy Inny, sic!), rozumując kolektywnie (kolejny lapsus – a.f. jak i podobni jej/jemu nie rozumieją, że nie ma innego rozumowania jak kolektywne), nie pojmuje, że ludzi należy nagradzać i karać za ich czyny. Nie kochać, o nie, broń Boże!, najlepiej stworzyć samych odpowiednio ukształtowanych, wtedy nazwiemy ich bliźnimi i będziemy ich nagradzać!

Ten typ unika jak tylko się da istnienia niewłaściwie ukształtowanych. A istnieją oni po to, by byli bliźni, by był Inny, Inny z radykalną Innością, by rozpłatać nią jak mieczem, tego niezłomnego rycerza.

Ten typ boi się najbardziej serca, nie wie po co ono jest; wie za to, po co jest rozum, Bóg-Rozum. Umie jedynie nagradzać, a przede wszystkim karać.

I ostrożnie z tym nagradzaniem – hojność w tym jest dla niego podejrzana. W tym to miejscu wyłania się kolejny szkarada – Scroodge. W sam raz antyteza Bożonarodzeniowej obfitości.

Tyle na dziś.

KP



Gdzie ci mężczyźni – belfegor


Przepraszam wszystkich za znaczne opóźnienie wpisów, ale poważne względy techniczne wraz z odbudową sieci lokalnej się przeciągały i przeciągały. Aż w końcu…

Zapewniam was, że czytam pilnie wszystkie komentarze, ale gdybym miał wyrażać stosunek do wszystkich poruszanych w nich kwestii, już dawno zniknąłby temat główny. Dziś więc tylko jedna uwaga. Na poziomie opisu psychologicznego komentujący mają rację. Każda istota ludzka wyraża sobą i przez siebie brak, czy jak wolicie psychologiczny minus – to oczywistość niezależna od płci. Gdybyśmy jednak ograniczali się do tego banału, to powielalibyśmy wszystkie truizmy psychologii. Rzecz bowiem nie w gładkich formułach przedstawianych gawiedzi. Brak ma swe modalności. Nie jest homogeniczny ze świadomością, a tym bardziej z podmiotem. Gdy mówimy: „Cóż za straszny, deszczowy dzień. Zostałby człowiek w domu.”, słyszymy w tym głos potrzeby. Odbicie potrzeby to jednak nie jedyna postać braku. Choć jawi się jako jedyna, jedyną nie jest. Czy naprawdę mówiący to zdanie człowiek chce pozostać w domowym cieple? Pospać więcej, powylegiwać? A może tylko nie pójść do pracy? Ci, którzy twierdzą że tak, sądzą, iż brak jest homogeniczny ze świadomością tej osoby i z własnym podmiotem osoby to słyszącej. Tak właśnie ujmuje tę sprawę psychologia wyjaśniając zjawisko choćby empatii – odnalezienie siebie w miejscu osoby wypowiadającej rzeczone zdanie. Dla psychologii brak znajduje się tylko w rejestrze potrzeby, w rejestrze biologii i instynktu, a biologia i instynkt są wspólne wszystkim ludziom. Łatwo dostrzeżemy przeto, jak bardzo psychologia pozostaje nadal psychologią behawioralną, psychologią nie człowieka, tylko człowieków.

Czyżby czytelnicy nie dostrzegli, że specjalny brak zaznaczałem majuskułą? Nie pisałem po prostu „minus”, pisałem niezwyczajnie, pisałem „Minus”. Robiłem tak, by wyróżnić inną modalność braku, heterogeniczną względem świadomości, podmiotu, rejestru potrzeby. Oto osoba wypowiadająca przykładowe zdanie postanawia zostać w domu, nie iść do pracy, tylko się wylegiwać w ciepełku przykominkowym. Czy to oznacza, że będzie zaspokojona, bo poszła za duchem swej potrzeby? W niektórych przypadkach tak, ale w niektórych… Trochę namysłu i sami zobaczycie, że wyłania się inna modalność braku, inny rejestr. Można zapisać go w postaci paradoksu: zrób sobie tak i tak, idź za swymi potrzebami, ale pod koniec dnia, lub jeszcze wcześniej, stwierdzisz, że to nie to. Tudzież w relacji z kimś drugim: choćbyś dał mi wszystkie skarby świata, choćbyś się starał i wciąż starał, i tak dowiesz się na koniec, że to nie to. W formule ogólnej zapiszemy: to nie (jest) To. W relacji między płciami, relacji niemożliwej i nie możliwej, to właśnie wchodzi w grę. W niej to kobieta jest chodzącą nieświadomością, ucieleśnia w sobie brak z rejestru pragnienia, a nie z rejestru potrzeby. Z punktu widzenia mężczyzny jest niezaspakajalna, tak jak niezaspakajalne jest ludzkie pragnienie. Inaczej mówiąc, daj jej czego chce, a będzie chciała więcej, jeszcze więcej i jeszcze więcej. Tu leży znak różnicy między płciami – kobieta podtrzymuje swą pozycję dzięki temu, że podtrzymuje pozycję mężczyzny jako wyłącznego posiadacza tego, czego ona chce. A to pozwala jej chcieć i chcieć – pragnie się bowiem tylko tego, czego osiągnąć nie sposób.

Ktoś zadał pytanie – co czyni mężczyzn mizoginami? Co czyni ich tymi koboldami, ogrami, trollami i dzisiejszym belfegorem? Odpowiedź, że kobieta, byłaby uproszczeniem. Wszyscy mężczyźni świata wiedzą, tylko boją się powiedzieć. To Jabba, kobieta schowana za matką: „Może głodny jesteś synku? Tylko pamiętaj o imieninach ojca, czy byłeś u lekarza? Przyjdź jutro z nią na obiad, zrobiłam twój ulubiony krupnik.” Czego Jabba poszukuje w synku, że musi go codziennie widzieć, budzić, stawiać na baczność, mitygować, wypytywać, i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze? Panie komentatorki mogłyby napisać powieść rzekę na ten temat, na temat nieustannej wojny z teściową, ściganiu się o bliższy dostęp do niego? E tam do niego! No do czego? I macie To, macie Ogonek, który z resztą przy bliższym poznaniu okazuje się być także nie To. Mizoginizm jest coraz bardziej wrogą próbą strząśnięcia z siebie tego coraz bardziej Jeszcze i Jeszcze, przerażającej wizji paszczy Jabby na chwilę przed wrzuceniem w nią ofiary.

Stąd wynika gradacja potworkowatych postaci męskich, królem których jest Belfegor. To despota terroryzujący kobiety chłodem serca, skwarem nienawiści, wielkimi  wybuchami agresjii, bezlitosnością kar, obietnicami czułości, miłością zasad. Gdy wchodzi taki do domu milkną rozszczebiotane ptaki, mury tchną chłodem, nadmiar światła gaśnie, zupa się przypala, sztućce lecą z rąk. Nikt nie wie, że ten stwór boi się ciepła, wystrasza się światłem, napawa go wstrętem wszelki kolor. Woli chłód krypty. Bowiem kto będzie miał chęć w nią wejść? Kto będzie miał ochotę coś od niego chcieć? Jednego tylko Belfegor pragnie – by nikt nie pragnął niczego od niego. Obowiązuje tylko jedno pragnienie – jego pragnienie. Jego pragnienie jest rozkazem.

Czasami Belfegor ożywa i wtedy cierpi. Marzy mu się wyjście z krypty, z podziemii Domu-Luwru, ale nawet tam, w szerokim świecie, belfegorzy i belfegorzy. Idzie za nim cień śmierci pragnienia. Chce by go lubiano, przynajmniej lubiano, lubiano minimalnie, lubienia naparstek mieć – umarły, którego przy życiu trzyma pragnienie mierzone naparstkiem.

KP

Mam nadzieję, ze kłopoty techniczne już za mną.



gdzie ci mężczyźni – trolle


Zanim przedstawię panów potwory, trolle przerażające, kilka uwag do komentarzy. Komentatorzy próbują pojąć nie to co jest istotą różnicy między płciami, a będąc przesiąkniętymi sposobem ujęcia współcześnie obowiązującym, co i raz mylą porządki. Więc do rzeczy.

To nie minus czyni kobietę, ani ogonek mężczyznę. To kobieta daje wyraz swej pozycji, istocie poprzez minusa, a mężczyzna przez ogonek. Nie sposób jest dyskutować, jeśli o płci przesądza albo jej „widowiskowość” albo jej „fizyczność”. Mimo, że wprost napisałem, że upłciowienie jest kategorią traktowaną przez psychoanalizę w sposób logiczny, przez używanie na przykład kwantyfikatorów logicznych, to zarzuca mi się wiązanie tego z fizycznością. Jaką fizycznością? Tą widowiskową, spektakularną po rozebraniu się do naga, czy też tą biochemiczną, chromosomalną, mikroskopową? Złudzenie bierze się z tego, że w większości przypadków korelacja między tymi wskaźnikami upłciowienia, a logiką formuł seksuacji, jest bardzo wyraźna. Ale tylko tyle. Po prostu, fizyczna kobieta najczęściej w relacjach płciowych posługuje się stroną bierną lub stroną pośrednią, verbum deponens, w której aktywność ograniczona jest tylko do dawania siebie. Podobnie z mężczyznami. Lecz nie jest to reguła uniwersalna. Naprawdę nie jest trudne przyjąć, że mężczyzna (brany od strony znamion fizycznych), który mówi w relacjach płciowych stroną bierną, to w logice seksuacji kobieta (np. mężczyzna histeryk). Wojtas musi przyjąć po prostu, że spotykani przez niego mężczyźni funkcjonujący jako faceci z minusem, to kobiety, a nie mężczyźni. Trudno dociec, dlaczego znamiona fizyczne traktuje się tak nadrzędnie. Nie ma ku temu, innych niż statystyczne, argumentów.

Formuły logiczne ex definitione są symboliczne. Faktowi różnicy między płciami możemy dać wyraz tylko na sposób symboliczny. Tyle mówi psychoanaliza. Traktuje płeć jako wybór wymuszony kompleksem Edypa – wybór dokonywany przez sam podmiot. Komentator woli sądzić, że płeć jest wyborem arbitralnym, dokonywanym przez Innego (rodzica, położnika, akuszerkę itp.), przez jego oczy w pierwszym kroku. Sądzi o płci po tym co widzi, nawet jeśli wiąże to z chromosomami, to najpierw musi je widzieć pod mikroskopem. Trzeba doprawdy być wielkiej wiary, by sądzić, że oczy nie mylą.

Argument możności mówienia przez kobiety stroną czynną, np. „pochłaniam go itp.” Cóż, można mówić wszystko, ale czy się mówi? Czym innym jest potencjalna możliwość mówienia czegokolwiek zawarta w samej materii języka, a czym innym jest akt mowy. Można szympansa nauczyć mówienia „pochłaniam go” (zakładam przy tym , że ma on warunki fizyczne artykulacji), ale czy małpa w kontekście swych relacji z płcią, powie to od siebie? Tym właśnie różni się podmiot zdania, liryczny, od podmiotu ludzkiego, podmiotu aktu mowy. Przykład ten jest świetnie zobrazowany w tzw. feministycznej literaturze pornograficznej. W niej roi się od takich powiedzonek. Ale nie zapominajmy, że to literatura, że tak mówią podmioty zdania. Ta literatura, jak stwierdzają same autorki, służy pokazaniu, nauczeniu kobiet, że można tak mówić. Fajnie, tylko to zakłada, że kobiety są rodzajem tumanów, które muszą wykuć na pamięć formuły słowne. Będzie to zatem małpowanie, czyli pastisz. Nie będzie to akt mowy.

Kwestia matriarchatu – toż to czysta spekulacja. Język matriarchatu wymarł. Jeśli ktokolwiek wie, jak odnosiły się do siebie płcie w tych hen hen zamierzchłych czasach, niech da mi znać. Psychoanaliza, nie mając oparcia w mowie, nie wypowiada się na temat matriarchatu, ponieważ nie istnieją przedstawiciele tych kultur. Aksjomat psychoanalityczny głosi, że mowa by miała sens musi wynikać z Imienia Ojca, z faktu, że taka pozycja istnieje. I odpowiadam na uwagę o hinduizmie i buddyzmie. Kristeva nie musi pisać o nich, podobnie jak nie pisze o Monitou. Dlaczego? Bo są hiper przesiąknięte Prawem Ojca! Czym jest system kastowy, jeśli nie gramatyką struktur społecznych? Jeśli nie funkcją Prawa w wymiarze społecznym – masz np. prawo podać tej osobie rękę, ale już tamtej nie? Funkcja Ojca to tylko powiązanie pragnienia z Prawem, a ponieważ funkcję Ojca mogą świetnie wykonywać kobiety, to dlaczego zakładać, że nie ma jej w matriarchacie? A wyraźny podział pomiędzy Mistrzem i Uczniem, jak w buddyzmie, czymże innym jest, jeśli nie dystrybucją Prawa i pragnienia?

Na koniec kwestia sugestii. Na ten temat nawypisywano morze pustki. Dlaczego? Bo nie rozróżnia się dwóch kategorii – znaczącego i znaczonego. Tylko mówiąc z sensem, do sensu, można coś zasugerować. Na przyjęciu pewien pan przedstawia kobietę, z którą przybył: „Oto moja żona”. Czy to, że siłą tych słów, stał się on jej mężem, jest sugestią? Lecz jeśli ten pan usłyszy od kogoś: „jak to się stało, że przestałeś bać się małżeństwa?”. Oto jest sugestia, bo ten ktoś dobrał się od razu do sensu. Nieporozumienie bierze się z tego, że laicy sądzą, a psychologowie tym bardziej, że interpretacja posługuje się sensem. Interpretacja psychoanalityczna posługuje się non-sensem, kieruje się nie do sensu. Ktoś mówi: „mamy zapach słodki, mamy zapach kwaśny, mamy zapach mdławy”. Interpretacją będzie tu tylko „mamy zapach”, czyli „zapach mamy”. Że to nonsens? Zgoda, tylko czy zaprzeczycie, że nie zostało to powiedziane? Psychoanalityk nawet nie sugeruje, że jest podszewka tego, co powiedziane. To po prostu fakt.

No i teraz trolle – pan Tomasz Teluk, rozpaczając nad upadkiem cywilizacji, pisze. „Dawniej w domach mieszkały trzy pokolenia. Psycholog był zbędny – miałeś problem, pytałeś dziadka lub wujka (Jasne jest, że żadnej kobiety, tak jak jasne jest, że nagminnie pytałeś dziadka o sens chodzenia do kościoła – dziadek w try miga rozwiązywał problem). Kobieta zajmowała się domem i rodziła dzieci.” To tylko fragment szczytowego mizoginizmu, cechy wiodącej mężczyzn. Troll wie wszystko, wie jak ma być i jak jest dobrze. Troll zabija dziecięcą ciekawość, więc dzieci nie mają problemów, a dziadkowie służą do dawania wnukom cukierków. Troll zabija pragnienia kobiet sprawiając, że ciągle są w ciąży i ciągle coś piorą i pucują. Troll jest dumny z siebie, ze swej mądrości i ze swej siły – czasem wyniośle i patriarchalnie podaruje trochę grosiwa na buciki dla dziecka i sukienkę dla jego mamusi. I wszystko co stworzy i powie jest dobre. Czysty Bóg. Za wyjątkiem tego, że Bóg milczy, a troll ciągle peroruje.

KP



gdzie ci mężczyźni – wszystkie ogry małe i duże


Przepraszam wszystkich za rozchwianie regularności wpisów, lecz nie miało to innego powodu niż konieczność zakończenia pewnych spraw i zamknięcia jakiegoś etapu. Uwolniony przeto na chwilę od tych czy innych zobowiązań zasiadam do pisania.

Pamiętacie pewno, jak wpisy na temat kobiet rozsierdzały pewną część czytelników i czytelniczek. Nie podobało im się, że piszę o Minusie, a także, że w ogóle podejmuję ten problematyczny, aczkolwiek wywołujący namiętności temat – do diabła z tą różnicą między płciami!

Gdy skończyłem z Minusem zacząłem szlifować Ogonek. I szok! Cisza jak makiem zasiał. Jeszcze 2-3 miesiące temu w prywatnej korespondencji z komentatorami byłem odsądzany od czci, że dokopuję kobietom, i że gdy przyjdzie do panów, to zajmę stanowisko manofila – poprawniej byłoby napisać homofila, ale skąd niby mam wiedzieć, że nie byłoby to wzięte jako oczywista oczywistość?

Uprzedzeń w życiu ludzi jest co nie miara. Zdawało się komentatorom niektórym, że podzielam bezpłodny poznawczo podział na gorsze kobiety i lepszych mężczyzn, że co jak co, ale w tym temacie okażę swój brak potencji, albo dowód na nieukończenie swej analizy. Guzik z pętelką!

Po co mamy mowę? Spłaszczony do dwóch wymiarów świat popkultury i popnauki, a nawet popreligii, gdacze jak najęty od przynajmniej 40 lat, że po to aby się komunikować, że nic tylko informacja się liczy. Cóż począć z tą banalizacją, z tym spłaszczaniem istnienia? A mowa jako świadectwo? Spójrz na niebo, co za widok! A mowa jako misja? Rzućcie wszystko i chodźcie za mną! A mowa jako mandat? Gdy będziesz z nim rozmawiał, pozdrów go ode mnie!

Nas interesuje tu tylko mowa jako świadectwo i to szczególne świadectwo – zaświadczenie o traumie. Różnica między płciami jest traumą, a mowa podmiotów świadectwem jej. I to nie patrzącego z boku, osławionego „odkrywcy” mózgu kobiety i mózgu mężczyzny, to przykład jednowymiarowości i braku szerokiego wykształcenia – autor tej tezy wprowadza do istnienia tylko dwa typy mózgów, czyżby zatem mój mózg nie różnił się od dowolnej innej persony? Czy nie widzicie, że do dzisiaj nauce nie udało się odnaleźć w mózgu choćby śladu mojej, czy waszej jedyności? A przecież nie powiecie chyba, że nie macie jej poczucia w sobie.

Na tej samej zasadzie macie poczucie różnicy między płciami – czujecie ją najlepiej, gdy nie jesteście w stanie dogadać się, dopasować się ze sobą. Wtedy wiecie doskonale, że nie jesteście nią czy nim.

Zacząłem pisać o ograch, mężczyznach posługujących się inną taktyką w relacjach z kobietami. Taktyką, bo strategia mężczyzn wszystkich jest jedna – zabezpieczyć Ogonek przed zakusami istot bez ogonka. Tylko czy istnieje powód by go zabezpieczać? No dobrze, to dlaczego bronimy swego imienia, honoru czy godności? Wierzymy głęboko, że to mamy – a czy ktokolwiek odnalazł w mózgu ośrodek imienia, honoru czy godności? Tego się nie ma w sposób rzeczywisty i materialny, czyli…że nie można się tego zrzec (robią to tylko w pewnych okolicznościach psychotycy, ale to inna historia). Ani kobiety Minusa, ani mężczyźni Ogonka. Nie łudźmy się – parytet kobiet nie jestem sposobem na zrzeczenie się Minusa, tylko na zmniejszenie napięcia istniejącego między płciami. Wy będziecie mniej manifestować istnienie Minusa, a my damy wam złudzenie, że Ogonek jest bardziej wam przyjazny.

Są ogry poczciwe, małe, predystynowane do monogamii, wierne jednej miłości jak dobrze ułożone pieski. Ogry-pieski są zawsze ze swą kobietą, punktualni w pracy i domu, na czas się rozliczają z zarobków, nie balują z kolegami i nie mają za wiele do ukrycia przed swą monopartnerką. Gdy w życiu im nie wyjdzie, pozostają samotnikami gotowymi do niesienia pomocy kobietom, bo bliżej im do nich niż do innych facetów. Ogr-piesek nie patrzy na panią oczami psa na kobiety, szuka raczej w nich przychylności niż kąska do skonsumowania. Nie jest zdobywcą, a raczej zdobyczą. Bylibyście jednak w błędzie sądząc, że jest idealnym kimś dla pań. Tak się składa, że obrywa od nich bardziej niż ogr-rekin, ogr duży.

Oto w najnowszym numerze NC pokazuje swą ogrowatość mój pupil – JKM. W swym felietonie metaforyzuje Ogonek jego zastępstwem – Autorytetem. Spiritus movens jego ideologii każe mu mówić – oto kilka cytatów: „władza autorytarna…jeśli uważa, że pomnik trzeba usunąć – pomnik zabiera do przetopienia…protesty ignoruje, a jeśli przechodzą w zaburzenia – strzela.”, „to samo dotyczy np. podatków…Albo te podatki są potrzebne – albo nie. Jeśli nie – to się ich nie nakłada. Jeśli są – to ludzie, do cholery, muszą (sic!) czuć i być dumni z tego, że płacą na coś potrzebnego..” A kto rozstrzyga co jest potrzebne i ile tego potrzeba? Oczywiście Ogr-rekin, który straszy w ten sposób Ogonkiem, dając złudzenie, że jest większy niż w rzeczywistości. Cytuję dalej: „Jeśli władza opiera się na autorytecie, to autorytet nie może się mylić. Dla ogółu ludności Autorytet jest Autorytetem…” Chyba według znanej tępej formuły ogrów-rekinów: koń jest jakim go każdy widzi. I znów cytuję: ” o tym, co jest „słuszne”, a co nie jest „słuszne”, decyduje Autorytet (sic!)…przecież ten, kto mną rządzi, musi być mądrzejszy ode mnie (sic!)”. Nawet gdyby był głupcem.

Ogrowi-rekinowi udaje się tylko jedna rzecz – potrafi wystraszyć. Ale bądźmy dla niego łaskawi – tylko tego chce, dlatego nigdy do władzy nie dojdzie. Wyizolowawszy w stanie czystym swój znaczący, Ogr-rekin pyszni się jego posiadaniem i wszystkie inne znaczące jemu podporządkowuje. Tak czyni twórca zapisu w konstytucji RP z roku 1936 – prezydent odpowiada tylko przed Bogiem i historią – autorzy projektu intronizacji Chrystusa na króla Polski, czy Jarosław Kaczyński w swych wewnątrz pisowskich gierkach.

Ale uwaga – ogry-rekiny to jeszcze nie superogry. Dowodem na to jest, że ciągną do nich tłumnie kobiety akurat. Szybko orientują się, że ogr-rekin strzela ślepakami, że nawet jeśli strzeli do nich wprost, to tylko trochę poboli, za to daje nadzieję, że można jego Autorytet obrócić w stronę wrogów tejże kobiety. A niech tam sobie strzela!

Lecz są ogry przeraźliwie przerażające – ogry-trolle. O nich już za niedługo.

KP



gdzie ci mężczyźni – ogry cz.I


Do tej pory nie dziękowałem czytelnikom za komentarze, a jest za co. Duch rośnie we mnie, gdy czytam komentarze, z których wynika, że czytelnicy nie biorą wszystkiego za dobrą monetę. Nie dają się wepchnąć w sekciarski punkt widzenia. Lecz ważniejsze jest coś innego. Komentarze zmuszają mnie do większej pracy przy wpisach następnych i pokazują luki w przekazie – to co jasne dla mnie, zdaje się być idiotyczne dla czytających. Są to, jak dla mnie, apele o powiedzenie czegoś inaczej. Więc spróbuję.

Wiecie szanowni komentujący czym jest stała Plancka? Nie co to jest stała Plancka – tu odpowiedź znajdziecie w przeciętnie trudnych podręcznikach fizyki czy astronomii. Podobnie z ciemną energią – widzicie przeto, że pytanie, co to jest ciemna energia oraz pytanie, czym jest ciemna energia, to nie te same pytania. Ciemna energia to siła opozycyjna w stosunku do grawitacji, skutkująca wiecznym rozszerzaniem się wszechświata, ale czym jest ciemna energia? Tego nie wie nikt! To niewiadoma i już. Z ciemną masą jest w języku polskim zabawniej, bo jej istnienie świetnie koresponduje z możliwością odpowiedzi na pytanie czym ona jest – „ach, ty ciemna maso!”. Łatwo więc o sąd następny – wiedza o funkcji czegoś, nie koreluje z prawdą o istocie tegoż. O funkcji grawitacji wiemy bardzo dużo, ale o jej istocie zgoła nic. To co obserwowane i obserwowalne przykrywa to co niewidzialne, lub, obserwowane czyni istotę niewidzialną. Wątpicie w to?

Oto stańcie przed lustrem nadzy – co zobaczycie? To, powiecie, oczywiste, a jednak…nie widzicie siebie. Nie widzicie siebie w obrazie poza pochwyceniem samego obrazu; w gruncie rzeczy wasze spojrzenie zostaje pochwycone przez obraz i już was nie puszcza. Czym więc jesteście? Ledwie domniemaniem. Zaskoczeni? To dodajmy ciężaru gatunkowego – jesteście hipotezą!

Mam teraz nadzieję, że łatwiej jest dostrzec różnicę między wątrobą, a minusem czy ogonkiem. Ta pierwsza znajduje się w obszarze widzialności, więcej, skutecznie pochwytuje spojrzenie anatoma czy gastroeneterologa, nie jest i nie może mieć statusu hipotezy; nie jest i nie może być znaczkiem, niekreślonym x,y,z, czymś co poza widzialnością pochwytuje coś, Rzecz (ach te freudowskie das Ding!). Takie niepozorne x czy y wyzwala nas z niewoli spojrzenia, z niewoli widzialności, i chwyta Rzecz w inny sposób niepochwytywalną. Oto w jaki sposób Symboliczne działa na Realne, wypada w tym miejscu powiedzieć: czyli rzeczywistość widzialną, a rozszerzając wyobrażeniowość do jej granic, rzeczywistość nieobserwowalną, nigdy nie do zaobserwowania. Tym jest symbol, środkiem poznawania pozaocznego. W taki sposób Kartezjusz wywiódł człowieka z kraju niewoli, ze złudzeń zmysłów, i poprowadził do jego Kanaan – myślę (a nie postrzegam), więc jestem. Podmiot stał się takim x, czyli hipotezą, podparciem dla której jest niepodważalne „myślę”. Identycznie jest z minusem i ogonkiem.

Stoicie przeto nadzy przed lustrem i nie widzicie siebie, co już ustaliliśmy, bowiem widzicie tylko obraz. A gdy teraz przyjrzycie się bliżej, dostrzeżecie, bo jest to w obszarze widzialności, że stojąca obok was siostra czy brat, tak ją czy jego przecież nazwano, poprzez sąd egzystencjalny, ma coś innego niż ty masz w określonym miejscu, lub poprzez sąd atrybucyjny, nie ma tego co ty masz. To naoczność różnicy między płciami. Podkopując teraz pewność anatoma konstruuję scenariusz horroru – pewnego razu anatom naocznie przekonuje się, że zmarły staruszek nie miał wątroby. No i macie doświadczenie traumy! Oto zieje przed nim otchłań pustki – fragment niewidzialnego w obszarze widzialnego. (Dla wszystkich nieznużonych tym wpisem, dla materializacji tego o co chodzi, polecam obraz Rene Magritte’a Reprodukcja Zakazana lub znacznie wcześniejszy przykład anamorfozy w obrazie Holbeina Ambasadorowie – w internecie łatwe do znalezienia).

Z traumą albo sobie radzimy, albo nie radzimy. Jeśli nie radzimy sobie, odmawiamy uczestnictwa w świecie płci. Jeśli radzimy sobie, to nigdy w sposób wystarczający. W obszarze płci są istoty, które w miejscu po wątrobie lokują Minus. Szanowni czytelnicy, to nie ja, mężczyzna, lokuję tam Minus, ani też, jak sądzą amazonki feminizmu, mężczyźni lokują tam Minus – co za wstrętne męskie potwory, te świnie! To podmiot kobiet tak czyni, to odpowiedź podmiotu – albo jak zgrabnie ujął to Freud, to wybór przez podmiot nerwicy, z którą później będzie żył. W skrócie, podmiot człowieka nosi na sobie piętno różnicy między płciami, ale nie piętno płci. Nie istnieje podmiot kobiecy czy męski, istnieją tylko podmioty kobiet i mężczyzn. Proszę wybaczcie mi dążenie do maksymalnej ścisłości – dzisiaj to takie demode.

Są też istoty, które w miejscu po wątrobie lokują Ogonek. Mechanizm zastępowania czegoś co było, lub czego nie było nigdy, czymś innym, to nasza swojska metafora. Stąd to bierze się trauma drugiego stopnia, tak odczuwalna przez czułych komentatorów. W obszarze płciowości (ang.sex, polskie samiczość i samczość), jesteśmy kobietą (feminine) czy mężczyzną (masculine) tylko jako metafora, albowiem „wybór” płci jest kwestią podmiotu tylko. W tym miejscu jednak pozostawiam sprawę otwartą, albowiem by nastąpił wybór, musi najpierw istnieć podmiot (to dlatego Freud zmuszony jest postulować istnienie kompleksu Edypa, który po przekroczeniu jego progu czyni nas płcią upodmiotowioną). Problem w tym, że istnienie podmiotu nie jest daną pierwotną – podmiot ma też swój moment narodzin, nietożsamy z momentem urodzenia.

Warto to mieć na uwadze, że opisując typy męskie mamy na myśli konsekwencje określonej metafory wyjściowej (Ogonek), czyli idąca za tym typologia jest metaforyką tej metafory. Ale dlaczego stosuję metaforykę rodem z pierwotnej mitologii i folkloru? Ano po to, by rzucić światło na istotę fantazmatu centralnego istot zróżnicowanych płciowo. A jest nim Piękna i Bestia.

Zatem czas na ogry. Co one robią? To samo co wszystkie inne męskie stwory w historii – krzątają się, by zabezpieczyć Ogonek, ochronić go przed utratą. Przy okazji pamiętajcie o taktyce Prometeusza, o jej Jezusowej współrzędnej, wątrobie, która zmartwychwstaje. Ogry tak nie robią. Ogry, jak gnomy i koboldy, działają na zmysły kobiet usadowiając na nich swojski absmak, sądząc, że żadnej ich ogonek nie będzie smakował.

Ale o tym w części II wpisu na temat ogrów.

KP



gdzie ci mężczyźni – koboldy


Od pewnego czasu piszę o sprawie płci i gwoli przypomnienia podkreślam, że nie o psychologii płci, tylko o kwestii jaką jest różnica między płciami. Jakiś czas temu zwracano mi uwagę na to chcąc wiedzieć, co mam na myśli, gdy piszę kobieta lub mężczyzna. Dla jednych jest to sprawa biologii, dla drugich psychologii, a dla trzecich kultury. A dla mnie, jak i psychoanalityków, żadną z tych rzeczy. Dla każdego, w tym i mnie, mężczyzna i kobieta to byty biologiczne wyraźnie różniące się pod względem anatomicznym. Lecz psychoanaliza nie kwestionuje tych bytów, nie kwestionuje też istnienia różnic między nimi. Kwestionuje natomiast możność udzielenia odpowiedzi na pytanie, czym jest różnica między płciami. Źródłem pytania takiego jest oczywistość różnicy między płciami, oczywistość nie ograniczana tylko do odmiennej anatomii. Gdy urodzi się dziecko o anatomii nieoczywistej, oczywistość istnienia różnicy odczuwana jest tak natarczywie, że po prostu przydziela się płeć dziecku, właściwie arbitralnie. W świecie ludzkim różnica między płciami jest realnością, której zaradzić może tylko dopasowanie płci do dziecka lub dopasowanie płci do znamion anatomicznych, tudzież do poczucia desperackiego płci, którą chce się posiadać. W świecie naszym nie można istnieć bez bycia kobietą lub mężczyzną. Czemu tak jest?

Gdy pisałem o kobietach starałem się dać pogląd czytelnikom, czym są formuły seksuacji w ujęciu Lacana, czyli wyrazić słowami, przecież piszę, logikę tej różnicy. Pisałem na przykład: przypiszmy kobiecie znak Minus lub też – nazwijmy istoty umieszczające w swym dyskursie nieodparcie Minus, a będą to kobiety. Przypiszmy z kolei istotom umieszczającym w swym dyskursie znak Ogonka, Ogonek wszędzie, a będą to mężczyźni. Przeprowadźmy tedy eksperyment logiczny – ktoś odczytuje nam tekst wypowiadany przez istotę ludzką, literalnie ma się rozumieć. Nie interesuje nas co ta istota mówi i o czym prawi. Zwracamy uwagę na to, co napędza ten tekst. Jeśli Minus to tekst należy do kobiety, jeśli Ogonek, do mężczyzny. I nic nie jest w stanie tego zmienić. Wniosek po prostu ma charakter logiczny. W taki sposób psychoanalitycy traktują płeć. Jeśli mówią, że „ta kobieta jest męska”, to mówią tak, by przybliżyć rzeszom sprawy płci. Gdyby mówili: „oto mężczyzna”, byliby nierozumiani. W języku zwyczajnych ludzi pasuje powiedzenie – „to mężczyzna w spódnicy”, „baba-chłop”, „kobieta z jajami” itd. Ale zapomina się, że w świecie ludzkim jest się albo tym, albo tą, że nie ma nic pośredniego. „Babochłop” nie istnieje, jest tylko sposobem wybrnięcia z konfuzji dotyczącej tajemnicy różnicy między płciami, fatum arbitralności. Lecz świat płci ma swą logikę.

Mężczyźni są spod znaku Ogonka. Wiemy to nie ze względu na posiadanie przez nich penisa, tylko przez fakt ich wrażliwości na uszczuplenie, pomniejszenie, zredukowanie, uszczknięcie. Po prostu mają coś i nie chcą mieć tego mniej. Jeśli chcą mieć tego coś więcej, to nie dlatego, że są tak stworzeni, tylko dlatego, by nie musieć chronić tego czegoś po wariacku. Podziemność gnomów i przyziemność koboldów, o których dzisiaj, opisuje pierwotną kondycję facetów, ich istnienie w formie prymitywnej. Gnom, gdy nawet kończyn nie ma, wszystkich członków, nie zostaje pozbawiony ogonka, lub jaj jeśli wolicie. Koboldy nie ryzykują utratą kończyn, by wykazać istnienie ogonka. Koboldy zakładają kluby fanów ogonka. Mogą to być loże, różnej maści zakony tego czy owego, kompanie, konfraternie i inne zjednoczenia. Jeśli się uzewnętrzniają, to w postaci skarbów – pisemko swe nazwą „Skarb Kibica”; powodem do chwały staje się wykradzenie skarbu, kibol Legii zrywający szalik klubowy kibicowi Polonii staje się bohaterem, a o ten wykradziony skarb zaczyna być toczona wojna. Grupy koboldów zazdrośnie strzegą swego skarbu. Do klubów gentlemenów brytyjskich nie mają wstępu kobiety, a nowi przyjęci mają oddać hołd skarbowi w postaci koców, fali, fuksówek. Subkultury miejskich gangów, blokersów w blokowiskach, działają podobnie. Czy będzie to zaliczenie dziewczyny, czy oddanie swej dziewczyny na zaliczenie przez przyjmujących, kradzież w sklepie jako wkupne czy rozbicie szyby w samochodzie, czy jakiekolwiek inne próby (obalenie z gwinta półlitrówki, wyprawa na cmentarz o północy, sikanie na odległość, ekspresowy onanizm i multum innych), wszystkie one mają dowieść, że ten ktoś, nowicjusz, ma ogonek, dysponuje jajami słowem. Lecz przecież nowicjusz jest mężczyzną i to nieraz z dużymi jajami. A jednak nawet wtedy nie dowierza się – rzeczywistość różnicy między płciami nie jest oczywista i nigdy nie była.

Filip IV Piękny miał rację. W obrębie bractw wszelakich bluźni się i propaguje herezje, oddaje cześć głowie diabła. W gruncie rzeczy nie było to fałszywe oskarżenie – templariusze, jak kluby kibiców, czczą ogonek. Filip jednak nie różnił się od nich niczym istotnym – ukradł im skarb i tyle, cały skarb templariuszy nie był niczym innym, niż szalikiem kibica Legii ograbionego przez kibica Polonii lub vice versa.

Koboldy zręcznie i złośliwie strzegą swego skarbu, nie dzielą się nim z nikim, kto nie byłby nimi, w oszukańczy sposób uprawiają galanterię wobec kobiet – w rękę cmokną, miejsca ustąpią, w obronie czci staną, na skrobankę się zrzucą, ale i na prezent ślubny, nawet do klubu wprowadzą…dla rozweselenia kompanów i współbraci. Kobiety w tych klubach są podmiotem zbiorowym – wspomnijcie na klasyczne na obozach harcerskich organizowanie kontrataku na chłopaków z obozu sąsiedniego, co to knują coś w związku z naszymi (!) dziewczynami.

A w ogóle kobold to dożywotnio oddany ci druh. Pod warunkiem, że sam nim jesteś.

KP