Lipiec 24th, 2015
„Prawda czerpie swą gwarancję ze słowa”
Postanowiłem kontynuować kwestię poruszoną w komentarzu Anny. Chodzi o wiedzę bałamutną (przy okazji dodam, że sprawa sygnalizowana przez Szymona, tzn. dlaczego chociaż w życiu spotykamy ciągle dwie płcie, to w nieświadomości mamy tylko jedną, będzie też poruszona), czyli wiedzę udającą prawdę, co w przypadku nauki jest coraz częstsze i prowadzi ją do tabloidyzacji. Za przykład niech posłuży zaklęcie z reklamy: „jak dowodzą badania naukowe to i to jest skuteczne w 90% przypadków”. Rodzi to pytanie, dlaczego świat naukowy nie oprotestowuje tych bałamuctw – przecież nauka stoi weryfikacją. Ale to psychoanaliza ma rację, gdy Lacanem mówi „wyparcie jest cenzurą prawdy”, czyli jak w tym wypadku, że świat nauki milczy, bo ten sam świat jest przez macherów tabloidów finansowany.
I tu wkraczamy w „czarną niedzielę doktorów”, a nie jak to rebelianci nazwali „czarną niedzielę nauki”. Rzecznik „niepotrzebnych doktorów”, niejaki Aleksander Temkin, zapalczywymi słowami ilustruje jak wygląda cenzurowanie prawdy, gdy zanim się coś powie, to się gorąco zapewnia, że „nasz przekaz był jednoznaczny”. Po czym, by ratować naukę, proponuje w drugim punkcie programu naprawczego zagwarantowanie etatów i posad dla naukowców („zachowanie potencjału dydaktycznego i naukowego instytutów”). Ignorancja, po raz kolejny powtarzam, ta największa z namiętności ludzkich, sprawia, że pan Temkin chcąc nie chcąc akceptuje praktykę, której tchórzliwym zwieńczeniem jest uzyskanie przez prezydenta-elekta kolejnego urlopu od uprawiania nauki. Już kilkanaście lat nasz tuż-prezydent jest naukowcem nie uprawiającym nauki, ale wciąż należącym do potencjału naukowego swego instytutu na UJ. Tchórzliwość takiego postępowania polega na tym, że tylko małość własnych obaw uzasadnia wniosek do rektora o przedłużenie kolejne swego urlopu. Lecz to nie jest najmniejsza z małości. Problemem jest luminarz nauki, czyli rektor udzielający takiego urlopu. Gdzie jest w tym wszystkim nauka, panie Temkin?
Jak jest możliwe, by przeoczył on w tym drugim punkcie apel o nie zwiększanie ilości etatów? Przecież „zachowanie potencjału dydaktycznego i naukowego” oznacza nie zwiększanie ilości etatów i honorowanie naukowców nie uprawiających nauki. I to wszystko, nie zapominajmy, mówi filozof. Panie Temkin, chciałoby się rzec, protest doktorów jest fałszywie adresowany. To nie rząd winien być adresatem, ale potencjał dydaktyczny i naukowy, rektor przyzwalający na urlop od nauki. Paradoks polega na tym, że rząd, który nie niszczy nauki, ma naukę ratować, a rektorzy udzielający urlopów od nauki pozostają potencjałem naukowym.
Cały ten ruch czarnoniedzielny można rozumieć tylko jako głos związku zawodowego doktorów instytutowych. Śmiało, powołajcie go do istnienia i walczcie o interesy swych członków. Lecz zanim odwołacie się do nauki, zdefiniujcie przedtem gdzie mieści się ta stajnia Augiasza.
Odrębną sprawą są doktorzy od nauk humanistycznych, którzy zapomnieli (tu: wyparcie) skąd się biorą. A pochodzą, podobno, z nauk wyzwolonych. Lecz wyzwolonych od czego? Od skostniałej ścisłości laboratoriów, od organoleptyki nauk ścisłych. Dla „ściślaków” gówno jest produktem ubocznym możliwym do dalszego badania dla specjalistów od gówien. Dla humanistów jest środkiem dla zabawiania się dzieci (tu wprost), dla dorosłych zaś obsmarowywania kogoś, przysrywania komuś, tworzenia smrodków grzecznie nazywanych cuchnącą atmosferą, do opisywania gówniarzy, dla niepoznaki nazywanych adolescentami, do naprawiania odstających, ocenzurowanych jako wyrzutki społeczne.
Psychoanalizie i humanistyce bliżej do sztuki niźli nauki. Każdej z tej trójcy chodzi o pożenienie słowa z obrazem (image a nie tableau, obrazu a nie dzieła). Dlatego jakiś czas temu zwróciłem uwagę na malarstwo J.Lurie. Być może o nim napiszę niezadługo.
KP
P.S. Cytat tytułowy, E, 808; w tekście: E, 358.