Grudzień 22nd, 2015
„Znaczący ‚Jeden’ nie jest taki sam jak inne znaczące”
Osoby analizujące się „po lacanowsku”, w którymś momencie, nie dającym się przewidzieć, choć spodziewanym, natykają się na stan znany herbacie z poprzedniego wpisu – przestają być listkiem nie przestając być herbatą. Stają się herbatą bezdomną. „Bezdomna herbata” nie brzmi najlepiej, lecz czy smakuje gorzej niż „herbata listkowa”? Weźmy „herbatę Darjeeling”: znaczący tej herbaty jest prowincją w Indiach, lecz to nie granice tej prowincji czynią z niej herbatę wysokiej jakości. Gdybyśmy zmienili tej herbacie nazwę na Gnileejrad, w konsekwencji ludzie przestaliby ją kupować, chociaż jakość pozostałaby taka sama. No więc czy habit czyni mnicha? Tudzież listek herbatę?
I habit i listek są pozorem (pełnią funkcję pozoru w/g Lacana). Habit nie czyni mnicha, tym niemniej nadaje mu konsystencję (tym jest funkcja rekwizytu w teatrze, nadaje konsystencję grze aktorskiej). Gdy mnich zdejmie habit nadal pozostaje mnichem, ale skąd o tym wiemy? Wiemy to przede wszystkim stąd, że on sam tak o sobie mówi. Habit został zastąpiony przez „jestem mnichem”; tyle że weszliśmy na inny, a nie głębszy jak uczą, poziom pozoru. Ten poziom jest znany jako „słowa, słowa, słowa” (Hamlet, akt II). Poloniusz pyta Hamleta: „Cóż to czytasz, mości książę?”. Na co Hamlet odpowiada sławnym tripletem. Ten triplet nic nie mówi, poza wykazaniem pozoru słów.
Oto kilka przykładów ilustrujących pozycję psychoanalityka w dyskursie psychoanalitycznym względem słów/znaczących: „ojej, myślałam, że jest pan kobietą!”, analityk: „bardzo dobrze pani trafiła!” (to oczywiste, że jeżeli ta osoba chciała spotkać w gabinecie kobietę, to nie chciała spotkać mężczyzny, co jest o wiele bardziej istotne, niż banalne życzenie spotkania kobiety; z pewnością łatwiej byłoby jej mówić o mężczyznach do kobiety, niż mężczyzny – nie wiemy tylko dlaczego), albo „a co panią przekonuje, że nią nie jestem?” (czyżby nie istniały kobiety z brodą? Nikt z was takich nie widział?). „Mam dwoje dzieci”, analityk: „dlaczego pani sądzi, że mam to akurat wiedzieć?”. Jak łatwo zauważyć, używa się słowa, by sięgnąć poza nie w celu wygenerowania następnych słów, lecz trudniejszych do powiedzenia. Uzyskane słowa także są pozorem, więc sięga się po te, które przyjdą po dopiero co uzyskanych. I tak bez końca, zapyta wróg psychoanalizy? Otóż nie. To co opisałem to tylko szatkowanie listka herbaty.
Pierwsza faza psychoanalizy, jak opisuje to Lacan, dotyczy „mówienia o sobie, ale nie do psychoanalityka”. Osoba mówiąca, że ma dwoje dzieci, mówi o sobie, ale do kogo? Analityk swym wtrąceniem przypomina jej, że mówi ona do psychoanalityka, czyli kogoś innego niż spodziewa się spotkać (psychologa, psychoterapeuty, terapeuty, lekarza, pedagoga itp.). Wszystko po to, by herbata przemówiła swą bezdomnością. Gdy w końcu zrzuci z siebie pokaźną część codziennych identyfikacji (herbata aromatyczna, herbata wyśmienita, herbata boska, herbata-marzenie, herbata niespotykana i mnóstwo innych), okazuje się, że mówi, że jest bezdomna. Oto dotknął ją absurdek swego bycia. „Przecież herbaty nie bywają bezdomne”, pomyślała nad sobą bidula. Lecz powiedziała, że jest bezdomna! I na nic wściekłe ryki oburzonych racjonalistów-scjentystów, szydzących, że herbaty nie mogą być bezdomne. Problem w tym, że tylko jedna z nich to powiedziała, a ja psychoanalityk jestem jedynym, który może tego słuchać. Jest wielce pewne, że gdyby słyszał to racjonalista-scjentysta, to zamknąłby herbatę w psychiatrycznym herbaciarium dla herbat.
Druga faza psychoanalizy dotyczy „mówienia nie o sobie , ale do psychoanalityka”. Bezdomna herbata uważa siebie za szaloną, ale mówi o tym do tego jednego, który ją wysłuchuje (nawet wbrew całej plantacji herbaty mającej jedną i tylko jedną z nich za wariatkę). Herbata stała się Jedna, jedna bezdomna i ma jednego, który ją wysłuchuje. Wszelako nadal pozostaje „jakaś”, ale nie byle jaka, bo bezdomna, czyli biedna, uboga, jak nie duchem to ciałem. I w tej to biedzie, tą bezdomnością stara się uzyskać coś od Innego – jest Jedna, ale nierozłączna od Innego.
Czy herbata może mówić, że jest bezdomna? Oczywiście, że tak. To nie różni się od mowy transseksualisty stwierdzającego, że jest kobietą, chociaż cały świat wie i zna go jako mężczyznę. To nie problem powiedzieć, że jest się bezdomną, chociaż jest się herbatą. To proste, ta myśl jest urojona (jest pierwiastkiem kwadratowym z -1, czego ani nie zrozumiał, ani nie chciał zrozumieć Sokal w swej rzekomo solidnej książce). Rodzi się jednak frapujące pytanie: czym jest podmiot urojonej myśli, czystego znaczącego, znaczącego ograbionego z jakiegokolwiek sensu?
Powiedzmy za Lacanem: „w zasadzie wszyscy jesteśmy schizofrenikami”.
KP
P.S. To pierwsza część zagadnienia o spotkaniu z absurdem i kwestiach z tego wynikających.
No to udanych Świąt, świąt ani zwyczajnych ani nadzwyczajnych, wystarczy Świąt.