Styczeń 27th, 2013
Pragnę ciebie, nawet kiedy tego nie wiem
Komentarze ustanawiają oblig dla mnie, stawiając wyzwanie do eksplorowania pola pragnienia. A tak chciałoby się zareagować na różne aktualia i chociażby wytknąć pani Graff (znów odnoszę się do ostatniego numeru WO) poważne zagubienie, by nie powiedzieć utratę orientacji w zakresie funkcji ojca, którą bystra, aczkolwiek ograniczona ramami tzw. przekonań feministycznych, osoba płci nadobnej, myli z funkcją tatusia, próbując, jak to kobieta, przekonać z histeryczną naiwnością mężczyzn tego świata, że nie wiedzą co tracą, gdy nie mają do dyspozycji tzw. urlopów tacierzyńskich. Nie próbuje przy tym nawet ukrywać, że służy to jej do ostatecznego demontażu tej świni patriarchatu vel paternalizmu – tatusiowie tak, ojcowie nie! No i mamy potem takie kwiatki jak ryk aktywistek KKP, że samiec-ojciec, Palikot, odwołał odważną kobietę z funkcji wicemarszałkini sejmu. Gdyby jeszcze z powodu kaprysu, ale skąd, pani Nowicka połasiła się na raptem 40tys.zł, których zresztą mogła odmówić, nagłośnić swój czyn aktem zwany i zyskać dozgonny szacunek mądrych ludzi (w tym mężczyzn). Czemu do tego nawiązuję? Bo to Ojciec stoi za etyką, nawet jeśli jest kobietą. A tak? A tak zwyciężyła zwykła solidarność babska – solidarność w tym, że kobiety mogą zachowywać się i nierozsądnie i niegodnie zarazem. Strzeżmy się Rzeczpospolitej Babskiej!
Powracamy teraz do głównego nurtu – pragnienie i jego zakręty życiowe. Czyżby czytelnicy nie dostrzegli, że w opisie trybu funkcjonowania pragnienia (na przykładzie zdarzeń w foyer teatru) użyłem pewnej figury stylistycznej, równoległości planów. Pierwszy z planów – czynów zwanych aktami oraz aktów mowy zwanych odzywakami; drugi – myśli podmiotów, które wszelako leżą poza wiedzą ich samych. I tak, to że kobiety defilują gdy pragną, wiedzą wszyscy wokół, wyjąwszy same paradujące. By się o tym przekonać wystarczy im to powiedzieć („czemu chcesz zwrócić jego uwagę na siebie?”); zobaczycie wtedy wyparcie (ale nie pierwotne tylko właściwe) w całej okazałości – „Ja? No coś ty, tego buraka?”. Myśli poprzedzające i towarzyszące aktom pozostają w niewiedzy – to podstawa psychoanalizy; w nieświadomości nie ma uczuć, są tylko myśli. Uczucia bywają nieświadome, lecz nie bywają w nieświadomości. Ludzie są nieświadomi tego, czy owego (w tym uczuć), ale istotą jest to, że są przede wszystkim nieświadomi nieświadomości; negują niebyt („a jednak wystroiłaś się dla tego buraka”. „Nie pieprz głupot, lubię taka chodzić”). Czy teraz jest tyci jaśniejsze, dlaczego nieświadomość jest domeną Innego, a nie podmiotu? O istnieniu nieświadomości wie tylko Inny (tu znajoma, wspominająca o paradowaniu). Burak o tym wie, nawet on, a panna za niedługo buraka, nic o tym nie wie. Tę negację niebytu, czy też negację możliwego bytu, bytu domniemanego, doskonale chwyta scena z „Depresji gangstera” – „jeśli powiesz mi, że chcę spać z matką, ojcem, synem, córką itd.itp., zabiję ciebie”. Jaka siła stoi za tym, by coś co nie istnieje, nie ma prawa istnieć, jest głupie i szalone, mogło powodować taką groźbę?
Rządzi nami nieświadomość, choć wie o tym tylko Inny, sąsiad, bliźni, osoba postronna, w końcu psychoanalityk. Co bardziej światli psychoterapeuci też, tyle że nie odbiegają za daleko od pozycji znajomej, kolegi czy przyjaciela. Mówią „wystroiłaś się dla niego”, a potem mężnie walczą z negacją nieświadomości, czyli denegacją (freudowską Verneinung), bez sensu nazywają to oporami, zamieniają się w rodzica próbującego wperswadować swoje, a wyperswadować dziecku jego nieadekwatność. Posuwają się nawet do nazywania tego analizą oporów.
Tam właśnie jest pragnienie. Czasami aliści wychynie ze swego rezerwatu i przybiera postać znaną powszechnie z setek filmów. Mamy lokal jakiś. Jakiś samotny jegomość siedzi przy kielichu czegoś osobliwie mocnego. Do tegoż lokalu przychodzi singielka, ona, jejmość znana mu z pracy. Zauważa go, rozpuszcza luzem włosy potrząśnięciem głowy, rozpina o jeden guzik głębiej dekolt, podchodzi do jego stolika, nachyla się znacząco, by nie mógł nie zauważyć pustki między jabłkami jej piersi, i pyta” „czy mogę się przysiąść?”. Czego ona pragnie? Czytelnicy już wiedzą, podobnie jak i widzowie w kinie. Czy wszelako ona wie? Być może tak, odrobinę. Zapewne jednak nie. Napewno nie tego, żeby się przysiąść, rozpiąć guziczek i rozpuścić włosy. Pragnie czegoś innego, i więcej. Bywa, że jest cała nie-wiedzą, czyli Świętą Naiwną. Przypuśćmy aliści, że wie, że prawie wie, że chciałaby tego jegomościa ugościć sobą w łóżku. Czy do tego dojdzie? A jeśli tak, to na jakiej drodze?
Jesteśmy na progu zagadnienia zniżenia pragnienia do domagania, oswojenia popędu przez domaganie. Lecz ponieważ nie lubię traktować swych czytelników jako gamoniów, to zostawiam ich z ostatnimi pytaniami sam na sam. Napiszcie w komentarzach czy do tego dojdzie oraz, o ile tak, to w jaki sposób. Następnym razem zrobimy krok dalej.
KP