Marzec 30th, 2013
„Rodzina, ach rodzina” (2) – Edyp i anty-Edyp
Jakże łatwo przychodzi wszytkim mówić o rodzinie; mówią w kółko, zatem ględzą. Mam nadzieję, że ja tak czynił nie będę.
Rodzina to pojęcie z kategorii uniwersalnych, to znaczy, że zdarzające się tu i ówdzie odstępstwa od reguły tylko wzmacniają wartość samej reguły. Przyjmijmy przeto, że rodzina trwa i trwa i nie wydaje się, by coś miało temu trwaniu zagrozić. Na przekór zawsze i wszędzie zdarzajacych się pomysłów i prób eliminacji tej struktury, jej trwałość jest zastanawiająca, wprost prosząca się o konkluzję, że dopóki trwa człowiek, rodzina też trwać będzie ergo, ma postać piramidy, której czas się nie ima. Może być patologiczna, może być tradycyjna, może być nietypowa, może być toksyczna, może być fantazmatyczna, a jest. Jest, ponieważ osadzona jest w Symboliczności. Nie w rzeczywistości, nie w materialności, faktycznoci istnienia, ale w czymś, co tę faktyczność przekracza, daleko przekracza. Zajrzyjmy do Biblii, np. Rz; 5, 1-32. Rodowód od Adama do Noego – wymyślony, powiecie; to przejdźmy do rodowodu regresywnego Krzysztofa Pawlaka – mamy oto: Krzysztof, syn Mariana, syna Jana, syna Antoniego, syna Adama, syna Kazimierza, syna Adama, syna Grzegorza, syna Krzysztofa. Sięgnęliśmy XVII wieku. Ówczesny Krzysztof był synem N.N., syna N.N., syna N.N. itd., do owego Adama z Biblii, o którym można więcej powiedzieć, niż o szeregu anonimowych bytów N.N., ich status jest tylko symboliczny – syna, syna, syna itd. Z Adamem co innego, albo był stworzeniem boskim, albo był małpą, która się stała hominidem. Rzecz gustu.
Zaproponuję tu dzisiaj pewną spekulację, coś w rodzaju już dawno zapomnianego myślenia (gdy wstukuję w wyszukiwarkę słowo „spekulacja”, znajduję z miejsca multum odniesień do szalbierstwa, jak np. spekulacja giełdowa), które nie ma nic wspólnego z dywagacjami, których współcześnie zatrzęsienie. Punkt wyjścia będzie ewolucyjny, by nie powiedzieć genetyczny – należy trzymać się faktów; przecież kiedyś Adam musiał istnieć, jak istniała Lucy, mitochondrialna pramatka.
Jedna z najstarszych tez psychoanalitycznych głosi, że człowiek rodzi się przedwcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Freud opisuje to jako Hilflosigkeit, co Lacan w 30 lat później opisuje jako „byt pokawałkowany”. Freudowska swojska „bezradność” przybiera postać bytu, u którego pewne obszary istnienia wykraczają daleko poza jakiekolwiek standardy (np. funkcje poznawcze i artykulacja na poziomie języka), inne obszary trzymają standard (np. funkcje kory wzrokowej i obszar związany z widzeniem), a jeszcze inne upupiają go w sposób nie mający precedensu (np. funkcje motoryczne i emocjonalne – to dlatego Freud opisuje niemowlę jako byt narcystyczny i autoerotyczny, czyli musi kiedyś wyjść poza siebie, rozpoznać Innego w jego bycie [Que vuoi? – czego ode mnie chcesz, czego chcesz – dla dociekliwych, zajrzyjcie do sceny ucieczki św.Piotra z Rzymu lub jego znanych skądinąd zaparć się] i zacząć pragnąć, lub jak wolicie kochać – inaczej mówiąc, żargonem upopowionym dziś do śmieszności, dojrzeć, stać się dorosłym). Jakie ma racje bytu człowiek, który rodzi się z byciem tak pokawałkowanym? Zwierzęta prawie od razu stają na nogi, rozciągają skrzydła; wystarczy sezon lęgowy, jedno czy drugie liźnięcie jęzorem (patrz źrebię) i zwierzęce niemowlę staje się dzieckiem. U człowieka stanie na własnych nogach ma znaczenie czysto metaforyczne i często odnosi się tylko do żądań do niego kierowanych („wydoroślej!”, „zrób coś ze swoim życiem”, „weź się w garść” itp.). Bywa, że ludzki byt nigdy nie stanie na własnych nogach, pozostając Piotrusiem Panem, czy Baletnicą z rozprutym rąbkiem spódnicy.
Zbierając do jednego koszyczka jagódki rozsypywane przez ewolucjonistów, wyjdźmy od odkrycia niedawnego – decydująca o staniu się człowiekiem mutacja miała miejsce 6,2mln. lat temu. Skutkowała ona szybkim wzrostem wielkości mózgu i pojemności czaszki. Wzrastała kora i czaszka, co wszelako uniemożliwiało opóźnianie porodu do czasu, gdy drogi rodne miały odpowiednią średnicę, by bez komplikacji poród się odbył. A z kolei wzrost średnicy tych dróg nie był możliwy, bo rozrost szerokości miednicy uniemożliwiałby trwanie w pozycji wyprostowanej, co zostało nabyte wcześniej (zauważcie jak wielkie kłopoty z chodzeniem mają bardzo szeroko rozłożyste w biodrach kobiety). Pomimo tego ograniczenia mutacja kluczowa nie okazała się latentna. Ewolucja wybrała drogę kompromisową. Była nią przedwczesność narodzin – jest to koszt bycia istotą myślącą, a w dalszej kolejności istotą kreatywną, zdolną do sublimowania (rzecz łatwa do zaobserwowania u ludzi motorycznie niesprawnych).
Odpowiedzią bytu ludzkiego na bezradność będącą skutkiem „pokawałkowania” była wzmożona presja na stworzenie sytuacji, w której przeciągająca się zależność dziecka od opiekunów (są 3-latkowie potrafiący czytać i liczyć, a niezręcznie posługujacy się szczeblami u drabiny; ci „myśliciele” znają się 10 lat później na strukturze atomu, ale nijak sobie nie radzą w dryblingu na boisku i regularnie wystawiani są na bramce, co potem pozwala wyżywać się na nich jako ofermach) umożliwiałaby propagację zdolności poznawczych. Pojawia się tu tajemnica nadzwyczajnego uprzywilejowania tej mutacji, która „sprawność umysłową” stawia ponad innymi sprawnościami, wymuszając na ludziach miłość bliźniego, troskę o „braci mniejszych”.
Tyle toria ewolucji. Teraz już będzie inaczej. Czyżby jedna mutacja stała za pojawieniem się rodziny jako środowiska wychowawczego dla obciążonych bagażem deficytów rozwojowych dzieci?
By zmierzyć się z tym tematem sięgniemy do malarstwa sakralnego, co już uczyniłem wpis wcześniej, danych etologicznych, zwłaszcza strukturze i funkcjonowaniu grup rodzinnych u zwierząt, oraz odkryciom psychoanalitycznym, czyli genezie i istocie ludzkiej seksualności. Wszystko po to, by wprowadzić, ciągle czyni się to na nowo, zagadnienie edypalności, struktury trójkowej (w zasadzie czwórkowej, czwarty element jest w tle, za kulisami, a nie na scenie), uniwersalności odpowiedzialnej za kształt rodziny ludzkiej. Kompleks, a więc strukturalny splot, a nie patologiczne rozmemłanie, Edypa jest podwaliną ludzkich rodzin i kultury. W żadnym wypadku edypalność, a raczej edypowość, edypotypowość, nie jest skutkiem. Jest powodem.
Neurotyk jest Edypem. Psychotyk Anty-Edypem. Cóż, nie ma ucieczki od Edypa. Wyeliminujcie Edypa, a wyeliminujecie rodzinę. Zniknie Ojciec, zniknie Matka. W rodowód wkradnie się zakłócenie, błąd, a jak mawiał Talleyrand: to gorzej niż grzech(w oryginale zbrodnia), to błąd.
Adam (lub inne imię), syn Adama i brat Adama, syn N.N. i wnuk N.N. Dla żony Adama ich syn jest synem syna, czyli równocześnie wnukiem, a ona sama jest równocześnie matką podwójną, ojca swego syna i syna, którego jest matką i babką.
Zagadka, iście Sfinksa. Jak ma zwracać się do matki jej syn z syna? Mamo, czy Babciu? Jak ma się zwracać syn do ojca? Tato, a może Bracie? I jak ma istnieć syn z syna, który ma trzy babcie (matkę, matkę matki i matkę ojca, który będąc równocześnie bratem też ma trzy babcie)?
Struktura ludzkiej rodziny jest raczej prosta. Każdy z nas ma, bądź miał, jednego ojca i jedną matkę, dwie babcie, cztery prababcie, osiem praprababć. A wszystko dzięki tytułowemu kompleksowi.
KP
P.S. Przedstawiony rodowód autora jest prawdziwy. Zmienił się od czasów, gdy wstępnie prezentował go na stronie internetowej. Niezwykły zbieg okoliczności sprawił, że praojcem moim jest też Krzysztof. Ale poniważ wiem, że on też miał ojca, to nie jestem psychotykiem. Ten ojciec Krzysztofa to oczywiście N.N., ale ojciec. Genealogia to nic innego niż poszukiwanie ojca N.N., a Krzysztof I jest jednocześnie pierwszym potwierdzonym w źródłach Pawlakiem z moich Pawlaków. Szanse na odnalezienie jego ojca i podtrzymanie pragnienia oceniam na znikome. Tylko z powodu blokady dostępu do źródeł.