Jakże łatwo przychodzi wszytkim mówić o rodzinie; mówią w kółko, zatem ględzą. Mam nadzieję, że ja tak czynił nie będę.
Rodzina to pojęcie z kategorii uniwersalnych, to znaczy, że zdarzające się tu i ówdzie odstępstwa od reguły tylko wzmacniają wartość samej reguły. Przyjmijmy przeto, że rodzina trwa i trwa i nie wydaje się, by coś miało temu trwaniu zagrozić. Na przekór zawsze i wszędzie zdarzajacych się pomysłów i prób eliminacji tej struktury, jej trwałość jest zastanawiająca, wprost prosząca się o konkluzję, że dopóki trwa człowiek, rodzina też trwać będzie ergo, ma postać piramidy, której czas się nie ima. Może być patologiczna, może być tradycyjna, może być nietypowa, może być toksyczna, może być fantazmatyczna, a jest. Jest, ponieważ osadzona jest w Symboliczności. Nie w rzeczywistości, nie w materialności, faktycznoci istnienia, ale w czymś, co tę faktyczność przekracza, daleko przekracza. Zajrzyjmy do Biblii, np. Rz; 5, 1-32. Rodowód od Adama do Noego – wymyślony, powiecie; to przejdźmy do rodowodu regresywnego Krzysztofa Pawlaka – mamy oto: Krzysztof, syn Mariana, syna Jana, syna Antoniego, syna Adama, syna Kazimierza, syna Adama, syna Grzegorza, syna Krzysztofa. Sięgnęliśmy XVII wieku. Ówczesny Krzysztof był synem N.N., syna N.N., syna N.N. itd., do owego Adama z Biblii, o którym można więcej powiedzieć, niż o szeregu anonimowych bytów N.N., ich status jest tylko symboliczny – syna, syna, syna itd. Z Adamem co innego, albo był stworzeniem boskim, albo był małpą, która się stała hominidem. Rzecz gustu.
Zaproponuję tu dzisiaj pewną spekulację, coś w rodzaju już dawno zapomnianego myślenia (gdy wstukuję w wyszukiwarkę słowo „spekulacja”, znajduję z miejsca multum odniesień do szalbierstwa, jak np. spekulacja giełdowa), które nie ma nic wspólnego z dywagacjami, których współcześnie zatrzęsienie. Punkt wyjścia będzie ewolucyjny, by nie powiedzieć genetyczny – należy trzymać się faktów; przecież kiedyś Adam musiał istnieć, jak istniała Lucy, mitochondrialna pramatka.
Jedna z najstarszych tez psychoanalitycznych głosi, że człowiek rodzi się przedwcześnie, zdecydowanie za wcześnie. Freud opisuje to jako Hilflosigkeit, co Lacan w 30 lat później opisuje jako „byt pokawałkowany”. Freudowska swojska „bezradność” przybiera postać bytu, u którego pewne obszary istnienia wykraczają daleko poza jakiekolwiek standardy (np. funkcje poznawcze i artykulacja na poziomie języka), inne obszary trzymają standard (np. funkcje kory wzrokowej i obszar związany z widzeniem), a jeszcze inne upupiają go w sposób nie mający precedensu (np. funkcje motoryczne i emocjonalne – to dlatego Freud opisuje niemowlę jako byt narcystyczny i autoerotyczny, czyli musi kiedyś wyjść poza siebie, rozpoznać Innego w jego bycie [Que vuoi? – czego ode mnie chcesz, czego chcesz – dla dociekliwych, zajrzyjcie do sceny ucieczki św.Piotra z Rzymu lub jego znanych skądinąd zaparć się] i zacząć pragnąć, lub jak wolicie kochać – inaczej mówiąc, żargonem upopowionym dziś do śmieszności, dojrzeć, stać się dorosłym). Jakie ma racje bytu człowiek, który rodzi się z byciem tak pokawałkowanym? Zwierzęta prawie od razu stają na nogi, rozciągają skrzydła; wystarczy sezon lęgowy, jedno czy drugie liźnięcie jęzorem (patrz źrebię) i zwierzęce niemowlę staje się dzieckiem. U człowieka stanie na własnych nogach ma znaczenie czysto metaforyczne i często odnosi się tylko do żądań do niego kierowanych („wydoroślej!”, „zrób coś ze swoim życiem”, „weź się w garść” itp.). Bywa, że ludzki byt nigdy nie stanie na własnych nogach, pozostając Piotrusiem Panem, czy Baletnicą z rozprutym rąbkiem spódnicy.
Zbierając do jednego koszyczka jagódki rozsypywane przez ewolucjonistów, wyjdźmy od odkrycia niedawnego – decydująca o staniu się człowiekiem mutacja miała miejsce 6,2mln. lat temu. Skutkowała ona szybkim wzrostem wielkości mózgu i pojemności czaszki. Wzrastała kora i czaszka, co wszelako uniemożliwiało opóźnianie porodu do czasu, gdy drogi rodne miały odpowiednią średnicę, by bez komplikacji poród się odbył. A z kolei wzrost średnicy tych dróg nie był możliwy, bo rozrost szerokości miednicy uniemożliwiałby trwanie w pozycji wyprostowanej, co zostało nabyte wcześniej (zauważcie jak wielkie kłopoty z chodzeniem mają bardzo szeroko rozłożyste w biodrach kobiety). Pomimo tego ograniczenia mutacja kluczowa nie okazała się latentna. Ewolucja wybrała drogę kompromisową. Była nią przedwczesność narodzin – jest to koszt bycia istotą myślącą, a w dalszej kolejności istotą kreatywną, zdolną do sublimowania (rzecz łatwa do zaobserwowania u ludzi motorycznie niesprawnych).
Odpowiedzią bytu ludzkiego na bezradność będącą skutkiem „pokawałkowania” była wzmożona presja na stworzenie sytuacji, w której przeciągająca się zależność dziecka od opiekunów (są 3-latkowie potrafiący czytać i liczyć, a niezręcznie posługujacy się szczeblami u drabiny; ci „myśliciele” znają się 10 lat później na strukturze atomu, ale nijak sobie nie radzą w dryblingu na boisku i regularnie wystawiani są na bramce, co potem pozwala wyżywać się na nich jako ofermach) umożliwiałaby propagację zdolności poznawczych. Pojawia się tu tajemnica nadzwyczajnego uprzywilejowania tej mutacji, która „sprawność umysłową” stawia ponad innymi sprawnościami, wymuszając na ludziach miłość bliźniego, troskę o „braci mniejszych”.
Tyle toria ewolucji. Teraz już będzie inaczej. Czyżby jedna mutacja stała za pojawieniem się rodziny jako środowiska wychowawczego dla obciążonych bagażem deficytów rozwojowych dzieci?
By zmierzyć się z tym tematem sięgniemy do malarstwa sakralnego, co już uczyniłem wpis wcześniej, danych etologicznych, zwłaszcza strukturze i funkcjonowaniu grup rodzinnych u zwierząt, oraz odkryciom psychoanalitycznym, czyli genezie i istocie ludzkiej seksualności. Wszystko po to, by wprowadzić, ciągle czyni się to na nowo, zagadnienie edypalności, struktury trójkowej (w zasadzie czwórkowej, czwarty element jest w tle, za kulisami, a nie na scenie), uniwersalności odpowiedzialnej za kształt rodziny ludzkiej. Kompleks, a więc strukturalny splot, a nie patologiczne rozmemłanie, Edypa jest podwaliną ludzkich rodzin i kultury. W żadnym wypadku edypalność, a raczej edypowość, edypotypowość, nie jest skutkiem. Jest powodem.
Neurotyk jest Edypem. Psychotyk Anty-Edypem. Cóż, nie ma ucieczki od Edypa. Wyeliminujcie Edypa, a wyeliminujecie rodzinę. Zniknie Ojciec, zniknie Matka. W rodowód wkradnie się zakłócenie, błąd, a jak mawiał Talleyrand: to gorzej niż grzech(w oryginale zbrodnia), to błąd.
Adam (lub inne imię), syn Adama i brat Adama, syn N.N. i wnuk N.N. Dla żony Adama ich syn jest synem syna, czyli równocześnie wnukiem, a ona sama jest równocześnie matką podwójną, ojca swego syna i syna, którego jest matką i babką.
Zagadka, iście Sfinksa. Jak ma zwracać się do matki jej syn z syna? Mamo, czy Babciu? Jak ma się zwracać syn do ojca? Tato, a może Bracie? I jak ma istnieć syn z syna, który ma trzy babcie (matkę, matkę matki i matkę ojca, który będąc równocześnie bratem też ma trzy babcie)?
Struktura ludzkiej rodziny jest raczej prosta. Każdy z nas ma, bądź miał, jednego ojca i jedną matkę, dwie babcie, cztery prababcie, osiem praprababć. A wszystko dzięki tytułowemu kompleksowi.
KP
P.S. Przedstawiony rodowód autora jest prawdziwy. Zmienił się od czasów, gdy wstępnie prezentował go na stronie internetowej. Niezwykły zbieg okoliczności sprawił, że praojcem moim jest też Krzysztof. Ale poniważ wiem, że on też miał ojca, to nie jestem psychotykiem. Ten ojciec Krzysztofa to oczywiście N.N., ale ojciec. Genealogia to nic innego niż poszukiwanie ojca N.N., a Krzysztof I jest jednocześnie pierwszym potwierdzonym w źródłach Pawlakiem z moich Pawlaków. Szanse na odnalezienie jego ojca i podtrzymanie pragnienia oceniam na znikome. Tylko z powodu blokady dostępu do źródeł.
6 Comments, Comment or Ping
„Człowiek rodzi się przedwcześnie” :) Na moje poczucie humoru, a zatem i sensu brzmi to–żaden czas nie jest odpowiedni, by człowiek mógł się narodzić. A jednak ludzie się rodzą i „zakładają” rodziny. Mają kompleksy i refleksje na temat kompleksów.
Rodzina jest symboliczna. Oj tak. Ja sama mam ze trzy takie symboliczne rodziny –rodzina właściwa, z wyboru (np. miejsce pracy) i sanga. Czasami mam odloty, ale- jak dotąd- zawsze ląduję w jakiejś rodzinie.
Kwiecień 1st, 2013
Przed Edypem nie ma ucieczki, wyeliminujcie Edypa to wyeliminujecie rodzinę a to grzech i błąd. Rzeczywiście jednym z zabawniejszych wniosków z teorii o matriarchacie jest ten, że umożliwiał on legalnie biologicznemu ojcu posiadanie dzieci z własną córką. Tak to jest, że największe marzenie feministek – obalenie ołtarza Ojca – staje się wstępem do największej z wymarzonych przez nie męskich zbrodni (ojciec ma dziecko z córką). Tyle, że to wówczas żaden Ojciec a tylko jakiś tam kolo zwyczajnie. Kogo to obchodzi skoro oczy nie widzą to i sercu nie żal.
Generalnie jednak problem jest z tym „nie ma ucieczki przed Edypem” bo to trochę tak brzmi jakbyśmy mieli to jakoś zaprogramowane, wrodzone, nigdy nie inne. Myślę, że dziś mamy inny problem. Otóż ojca który by bronił dostępu do matki nie ma w ogóle. I taki syn musi sam w sobie wykształcić coś, co go przed matką, przed pożarciem przez nią ochroni. Bo to nie ojciec sprawia, że matka jest przez syna nie do spenetrowania. To się mogło Freudowi tak wydawać, ale to nie Ojciec bynajmniej. Matka jest nie do spenetrowania przez syna ponieważ jest zbyt gruba. Za wielka. Gruba jak nieszczęsna Wenus z Willendorfu i nikt synowskim swoim kijaszkiem nic tam nie dokona. Bronić się przed chceniem, przed pożarciem nie będąc przez Ojca przed Nią bronionym (oto jest prawdziwy Ojca cel, nie odwrotnie i po to się go ma) to jest zadanie mężczyzny współczesnego z którego on się wywiązać nie zdoła nigdy. Wszystko jest dokładnie tak jak Freud pisał tylko odwrotnie. W czasach Freuda mieli Cesarza i uczniowie w szkołach bez żadnej beki pisali wypracowania o konieczności umierania za Najjaśniejszego Pana które dopiero Hasek wyśmiał literacko. Dziś mamy film Jak zostać królem gdzie się litujemy nad biednym jąkałą co nie daje rady spełnić wymogów cyrku o którym doskonale wiemy, że to cyrk i wiemy jak bardzo naszym praszczurom – naiwniakom niezbędny by dali radę złym faszystom. Różnica jest dosyć zasadnicza.
Kwiecień 2nd, 2013
„Neurotyk jest Edypem. Psychotyk Anty-Edypem”. Zgadzam się. Jacques Alain Miller mówił w wywiadzie: ?Z punktu widzenia doświadczenia analitycznego uderza mnie fakt, że poczucie winy nie zajmuje dzisiaj takiego miejsca jak kiedyś. Pacjent przychodzący z mocnym poczuciem winy to dzisiaj rzadkość. Na pierwszym planie pojawia się raczej poczucie dysfunkcji. W mniejszym stopniu <>, a bardziej <>. Zanika poczucie przekroczenia zakazu, częste staje się stwierdzenie <>?. Ale są tacy (Deleuze, Guattari), którzy wyśmiewają taki rodzaj wrażliwości i tęsknią za nadczłowiekiem (dla Deleuze`a, jak się dobrze zastanowić, nadczłowiek to po prostu psychotyk :))
Warto jednak dodać, że dzisiejsza (rzekoma) wszechobecność teatru masek, strachu przed przekroczeniem zakazu i ?resentymentalnej? pamięci o innych jest raczej pozorna i pokutuje przede wszystkim w tekstach przewrażliwionych poststrukturalistycznych filozofów niejako wymuszających na władzy i społeczeństwie nieszczere, płytkie, a czasem wręcz karykaturalne deklaracje o tak zwanej politycznej poprawności. Pojawia się za to poczucie rozregulowania ekspansywnej ?machiny wojennej?, która, wbrew beztroskiemu optymizmowi Deleuze`a, często po prostu nie chce ?działać?. Czasem nie chce zadziałać, ale mimo wszystko świadczy to o tym, że postulaty Deleuze`a się sprawdzają: mamy kulturę narcystyczną, kulturę bez ojca i bez grzechu. Koszmar!!!
Kwiecień 3rd, 2013
Ostatnio na seminarium Pierre-Gilles Guéguen słyszałam o współczesności, o tym, że autorytet ojca dawno się rozpłynął, przynajmniej na zachodzie i to nie przez feminizm ale pod wpływem nauki i kapitalizmu. Lacaniści zwą to świat poedypalny, przynajmńiej na zachodzie, bo podobnoż ten porządek patriarchalny odradza się mocno u ekstremistów.
Ja tego dokładnie nie kumam, ale wydaje mi się, że lacaniści już dawno widzą tą całą funkcję kastracyjną i funkcję ojcowską jako coś bardziej w społeczeństwie, kulturze, języku a a nawet matce.
Z tego co też czytałam u JA.Miller to w „feminizacji świata” widzi raczej nadzieję a ni katastrofę.
Kwiecień 3rd, 2013
„But now it’s lawfull for women to have access to master- signifier. It is to be encourage, because it’s really an experiment, and we’re going to see some fine ones. Female combats. Not rebellion against the chap who’s got the master-signifier, in a way which by the by has always been transitory. No, no, I mean combats between women with the master-signifier in hand. Many things are changing.(…)
Therefore opening up legal acces to the commands post for women needs to be promoted, it’s the only way that something new can come about.”
Jacques-Alain Miller Theory of Caprice
Kwiecień 3rd, 2013
Z tego co ja rozumiem w kompleksie Edypa nie chodzi u Lacana o daremną rywalizowanie członka dziecka chłopca z członkiem ojca o matkę jak u Freuda. I że ojciec ma być silny.
U Lacana i dziewczynki i chłopcy zabiegają o matkę, która już jest obywatelem świata symbolicznego. Też chłopcy i dziewczynki rozwiązują kompleks Edypa poprzez identyfikację z ojcem, z prawem i wejście w porządek symboliczny.
W pierwszej fazie jest to taka jakby triangulacja pomiędzy matką, dzidziuchem a czymś co matkę od dziecka odrywa, czymś trzecim. Dziecko wie, że matka pragnie czegoś poza nim ale jeszcze nie wie czego. Dopiero w drugiej fazie, gdy dziecko zda już sobie sprawę z różnic płciowych i że matka nie ma członka ( gdzieś okolice freudowskiej fazy genitalnej) wtedy zaczyna się rywalizacja. Tylko że to nie rywalizacja o penisy, ale żeby całościowo być matki falusem. Matka jest kobietą a więc zwierzęciem symbolicznym, który falusa symbolicznego pragnie jak żadne inne zwierze. Dziecko próbuje być matki falusem, identyfikować się z nim. I tu pojawia się zakaz, symboliczna funkcja ojcowska, prawo ojca – „NIE”, które to według Lacana wychodzi też od matki, bo ma je w sobie jako pełny uczestnik porządku symbolicznego. W trzeciej fazie właściwej kastracji następuje identyfikacja z ojcem i tu jest potrzebny konkretny typ, albo ktoś w rzeczywistym świecie, który tą funkcję ojcowską będzie jakoś symbolizował. Kastracja oznacza rezygnację z zabiegania o bycie falusem mamy i wstąpienie w porządek symboliczny i seksualizację. Dziewczynki poza kastracja przechodzą dodatkowo pozbawienie (prevation), które ma coś do czynienia z tym, że nie ma symbolu na seksulność kobiety poza brakiem.
Także czy ktoś ma małego penisa czy go nie ma mało ma tu do znaczenia, chociaż gruba, zachłanna matka, ktora blokuje relację z osobami trzecimi może coś mieć.
Kwiecień 3rd, 2013
Reply to “„Rodzina, ach rodzina” (2) – Edyp i anty-Edyp”