Dziś jeszcze aneks do komentarzy i pewna wypowiedź pani Agaty Bielik-Robson. Zaczynamy od myśli wywołanych przez wasze komentarze.
Nie wiedziałem, że pan profesor był maltretowany przez mamę, ale wiem, że uczy o psychoanalizie ludzi młodych; wiem, bom widział to naocznie na TVPKultura. Oczywiście, byłbym w dylemacie wiedząc wcześniej o jego wyznaniu, ale skoro już ono jest, to stało się własnością publiczną. Dlatego legitymizuje sąd, że profesor „wychłostał’ panią Agatę Mróz tak, jak sam był chłostany. Chodzi o słowo „niemądry” w odniesieniu do heroizmu. To ono zdradza wiarę w boga filozofii, w gruncie rzeczy tożsamego z bogiem teologii – formę Bytu Najwyższego (np. Mądrość, Logika itp.), w stosunku do którego układają się byty pośledniejsze, charakteryzujące się różnym stopniem „niemądrości”. Filozofowie, jako miłujący w najwyższym możliwym dla śmiertelników sposób mądrość, niekiedy przypominają papieży, z którymi często rywalizują. Zważmy, że każdy Byt Najwyższy posługuje się jako nieodłącznym atrybutem batogiem. Oto widzimy u Ewangelistów następującą scenę: niedługo przed wkroczeniem Jezusa z uczniami do Jerozolimy, jakaś anonimowa niewiasta klęka przed schodzonymi stopami Najwyższego i oblewa je perfumami itd. Czy postąpiła ona mądrze? Skądże znowu, gdyby zamiast wylania perfum, zamiast spieniężenia ich na rzecz grupy uczniów, albo jako zakat na rzecz ubogich, to tak, ale marnotrawstwo, naoczny zbytek? I cóż odpowiedział Mistrz ujęty wdziękiem aktu tej kobiety? „Będzie jej odpuszczone, bo naprawdę umiłowała”. Niemądre, a wywyższone. Wiedza, panie Profesorze, to nie wszystko. Kobieta nie jest po stronie wiedzy, jest po stronie nie-wiedzy; lub, by to zobrazować inaczej, kobieta wie o miłości więcej, niż ktokolwiek z mężczyzn, czy bogów samych. Akt pani Agaty bulwersuje profesorów, ponieważ, jak stwierdzają: „nie potrafiła sobie wyobrazić”, podczas gdy to oni nie potrafią sobie wyobrazić; tym czasem to oni aż tyle nie wiedzą o miłości – skutkiem czego pozostaje im ją poniżać, nazywając ją czymś „niemądrym”. To poniżenie ma szczególny charakter. Miłości do Ojczyzny, Mądrości – tak, po stokroć tak. Miłości jako takiej, miłości nie do czegoś, tylko miłości realizowanej aktem, symbolizowanej przez akt – nie, nigdy. Nie jest przypadkiem, że przybiera to postać w gruncie rzeczy antyfeminizmu (co łatwe do odszyfrowania w wywiadzie z profesorem Mikołejko), przebranego w szaty tegoż, czyli antyantyfeminizmu.
Człowiek żyje w świecie, przeto w swych relacjach z rzeczywistością musi dysponować czymś, co czyniło będzie ją człowiekowi poddaną (już w Genesis tak zostaje ta relacja nazwaną). Pamiętam pod jakim wrażeniem byłem przeczytawszy, jak pewien polski żołnierz żegnał się z życiem, gdy jego okręt (chodzi o niszczyciel ORP Garland) został poważnie zbombardowany. Własną krwią napisał na ścianie przy swej koi „Polsko, jak słodko dla ciebie umierać”. Na chwilę przed śmiercią, jej rzeczywistość wyposażył w słodycz – jak odratowani ze śmierci klinicznej, czujący błogość i nieodparte pragnienie uczynienia kroku ku. Rzeczywistość dosięgamy dzięki aparatowi jouissance, w którym fantazmat jest istotną składową. Nie jest to miraż, rodzaj fantasmagorii; zgoda, nie ma tej słodyczy, raczej jest to obecność wirtualna, a dokładnie przedmiot tej słodyczy. Pierś przywoływana słodyczą jest obiektem, oralnym bez dwóch zdań, to obecność uczepiona realności, obywająca się bez zmysłów; to nie-słodka słodycz, coś zarejestrowanego w mózgu, ale poza kubkami smakowymi ust. A dla Freuda całowanie własnych ust. Może kiedyś wezmę pod lupę zagadnienie obiektu; dlatego „może”, że wątpliwe jest, by był to fascynujący temat na blog. Jest on kontrowersyjny, zbyt radykalny nawet w obrębie uniwersytetów.
Coś niedobrego dzieje się z tak nieprzeciętną osobą jak Agata Bielik-Robson – zaczyna rozczarowywać. Ostatnio w felietonie pod tytułem: Sprawy prywatne i publiczne (WO z 2.III.br). Chodzi o ten fragment, który czyni z uczuć czujnik pozwalający decydować i jak głosować, i jak ma wyglądać demokracja. Polemizując z posłem Głogowskim na temat czym ma być demokracja i co jest, a co nie jest prywatą, pisze np. „demokracja..udziela jednostkom głosu…by te mogły wypowiedzieć we własnym interesie albo zgodnie z własnym odczuciem, które również dyktuje osobiste doświadczenie”, dalej jest, że wystarczy przejąć się osobiście losem przyjaciół homoerotycznej orientacji, wiedzieć, że cierpią, by..itd.itp.
Wybaczcie, ale czasami muszę być sarkastyczny, tym bardziej, im bardziej dotyczy on [sarkazm] osób ze świecznika. Więc do dzieła: rozumiem zatem, że gdyby objawiła się partia i katolicka i zamordystyczna, a jednocześnie liberalna w kwestii ustawy o związkach partnerskich (oto w tym felietonie chodzi), to zgodnie z deklaracją pani Agaty „nigdy więcej nie zagłosuję na PO”, zagłosuje na taką partię, jaką wymyśliłem przed chwilą. To prosta konsekwencja tej deklaracji; wynika z niej, że sprawa związków partnerskich jest kwestią państwową, ale nawet ponadpaństwową – powiedz mi co myślisz o związkach partnerskich, a powiem ci kim jesteś. Miłość bliźniego (nie było to nigdy kwestią państwową) zostaje zastąpiona miłością do osób cierpiących o orientacji homoerotycznej. Na innych cierpiących czujnik uczuciowy pani Agaty nie jest nastawiony. Weźmy sławetnych Moherów – czy pani, i znów filozof, przejmuje się cierpieniem tej mniejszości, o wiele większej od homoerotycznej? A może uważa ich cierpienie i ich los za coś fałszywego (pewno znacie głosicieli fałszywej świadomości)? Homoerotycy tak, Mohery nie; cierpienie pierwszych jest większe od cierpienia drugich – tak każą uczucia pani Agaty, jak najbardziej osobiste, czyli prywatne, tym bardziej, że dotyczące przyjaciół.
Tak właśnie jest z uczuciami, które dotykana moimi przytykami pani, ustanawia za probierz prawdy. To uderzająca sentymentalność, nakazująca narzucać własny sentyment innym, którzy też mają swoje uczucia. Tylko jak zbudować większość parlamentarną bazując na uczuciach (gniew i resentyment, o wiele intensywniejsze od współczucia babushki, nie pozwalają PiS do dzisiaj jej zbudować). Zdaje się, że pani Agata (i znów ktoś obczytany w Lacanie) niewiele wie o naturze uczuć.
Co przede wszystkim należy o nich wiedzieć? Że okłamują. Z jednym, jedynym wyjątkiem – lęk, a lepiej trwoga, bojaźń, to nigdy nie okłamuje. Co to oznacza? Oto oglądam film, a w nim scenę taką. Ciężko poparzony w pożarze strażak umiera w szpitalu; siedzi przy jego łóżku kolega, przyjaciel, mniej poszkodowany; obaj się boją i obaj czują się winni. Co w tym nadzwyczajnego? Ja, oglądający, czuję narastające wzruszenie, czuję się poruszony, czuję łzy próbujące znaleźć ujście (tak ze mną było). I to tylko dzięki aktorom, ich umiejętnościom. Moje uczucia są prawdziwe, bardzo prawdziwe, a jednak coś fałszywego jest w grze. Aktorzy nie cierpią, okłamują sobą mnie, choć moje uczucia pozostają autentyczne. Lecz niemniej jednak jestem okłamywany – cierpienie, którego nie ma wywołuje we mnie wzruszenia różnorakie. Nawet nie trzeba wierzyć w jego istnienie, by odczuwać to czy owo. Histerycy nieświadomie to wiedzą i czynią z tego użytek, zapewniam skuteczny. Analitycy też robią z tego użytek, a nawet nazywają to histeryzacją dyskursu. Uczucia okłamują nas co do swego przedmiotu – cierpienie można okazać nie cierpiąc, a pani Agacie pozostaje wierzyć, że cierpiący cierpi z powodu obiektu, o którym „cierpiący” daje znać nie na poziomie uczuć, ale na poziomie słów („oj ja biedna; o los mój przeklęty”), czyli lamentacji.
Nie wiem, czy pani Agata chce do procedur demokratycznych wprowadzić histerię (i tak mamy jej w nadmiarze w przypadku PiS), ale zrobienie z demokracji sceny teatralnej, na której adwersarze licytują się na poziomy cierpień, wywoła tylko irytację i pobłażliwość obserwatorów, bo to bardzo kiepski teatr.
A tak poza tym, jestem starym konserwatywnym tetrykiem i uważam, że związki partnerskie mają być, lecz nie dlatego, że ktoś histeryzuje, a inny mu wtóruje, tylko dlatego, że wyraża się w tym niesprawiedliwość, czyli nierówność praw.
KP
P.S. Przywołanie histeryczności ma uzasadnienie także w tym, że mówi się coś przez kwantyfikator wielki „nigdy coś nie”, próbując sprytnie ukryć brak odpowiedzi na pytanie, na kogo będzie się głosowało. Odpowiedź: na nikogo, pogłębia tylko histeryczność przez teatralizację sprzeciwu – jeśli się nie będzie głosowało, to przejmowanie się losem cierpiących jest psu na budę.
15 Comments, Comment or Ping
No tak. Rzeczwiscie wojna to nie tylko radosna wspolna nawalanka i krzyczenie chorem ale i misterium ofiarnicze. Umieranie „za” dopelnia.to w sposob konieczny. Bez tego bylibysmy zwierzetami.
Marzec 13th, 2013
„zbyt radykalny >nawet< w obrębie uniwersytetów" ha ha :)
Marzec 14th, 2013
Dziękuję za przybliżenie znaczenia pojęcia „fantazmat”. „Wirtualna obecność” —chyba rozumiem. Może w przypadku pani Bielik-Robson też wychynął jakiś fantazmat i osłabił jej podstawową, przytomną obecność i (auto)krytyczną czujność? Fantazmaty, z tego, co zrozumiałam, udzielają się wszystkim. Ale czy prowadzą przez życie? Czy są aż tak przemożne? Można je przecież wytropić, będąc „niewirtualnie” obecną (-ym). I wtedy co? Nie ma fantazmatu, nie ma życia? To ciekawe zagadnienia i chyba istotne.
Marzec 14th, 2013
Może pani Bielik-Robson, o co innego chodziło. O takiego wyborcę, który kieruje się prywatnym interesem – czysty układ. Ja też jestem zmęczona tymi dogmatycznymi nawoływaniami – przebudźcie się, bo nie wiecie, co czynicie.
Mohery to bardzo silna frakcja i to mocno feministyczna, która ma i pozycję i władzę i styl i o swoje potrzeby też potrafi zadbać.
Marzec 14th, 2013
Jeszcze co do zolnierzy co im tak umierac slodko. Anglosasi maja zolnierzy by zabijali. Do tego szkola ich i za to placa. My mamy swoich do tego by umierali. Do tego szkolimy i za to placimy jasna rzecz, ze posmiertnie. Mozna to nazwac antypodami kultury. Byc meczennica domowej przemocy, byc takim co w ostatniej minucie pisze krwia do „ojczyzny” jakby nie mial.zony, dzieci, matki, ojca.. Chec zlozenia ofiary to zawsze poswiecenie sie. Czyli czhnienje siebie swiefym.
Marzec 15th, 2013
Żołnierzy od zabijania siebie?
http://www.forbes.com/sites/melaniehaiken/2013/02/05/22-the-number-of-veterans-who-now-commit-suicide-every-day/
Marzec 15th, 2013
22 samobójstwa dziennie, z ostatnich danych
Marzec 15th, 2013
Czyzby poznawczo behawioralna desensytyzacja w kasku virtual reality na glowie nie pomagala? Tak czy siak oni raxczej gloryfikuja wygrywanje niz wzruszajace przegrywanie a samobojstwa weteranow to chyba troche inny watek.
Marzec 15th, 2013
Jan Hartman na swoim blogu napisał o AB-R; „Babsko przeczytało wszystkie książki świata, zna języki, matematykę, fizykę, gra na gitarze i pianinie, jeździ po świecie, jest sławna jak jakaś komediantka, profesoruje sobie w Polsce i Anglii,popija winka, a każda kolejna jej książka jest lepsza od poprzedniej. Ma na każdy temat sąd oryginalny i głęboki, jej życie jest kolorowe jak koszule Cejrowskiego a sznur efebów ciągnie się za nią jak dymek z papierosa od 30 lat”. Zgadzam się z Hartmanem, mnie też to wkurza, a nawet mam sartre’owe mdłości. Jednak czasami przychodzą lepsze chwile i właściwe podsumowania są kluczem do radości. Babsztyl, okazał się sentymentalny, jak Karusia, Izolda, Chimena, Penelopa, Julia, Aldona, Eunice, Oleńka i wiele innych a to nieubłaganie przywodzi na myśl J.J. Rousseau i jego niechęć do rozumu.
Według Lacana, Imię Ojca wiąże pragnienie z prawem, co na zawsze odziela nas od rozkoszy absolutnej, od tej pory nasza jouissance jest nie-cała, jest zawsze jouissance innego. Co to znaczy? Rozkosz wymyka się binarnemu ujeciu czyli, że jest „tym” albo, że „tym nie jest”- jest już zawsze w jakiejś doległości a raczej pomiędzy „tym i „nie tym”. Fantazmaty płciowe czy kulturowe są nośnikiem włśnie „tego i „nie tego” a wszystko co od tego odbiega, wychyla się w górę lub w dół, staje się wymarzonym obiektem rozkoszy, bo nic nas tak nie kręci jak chęć „wykastrowania różnicy”.
Marzec 15th, 2013
Dążenie do wykastrowania różnicy nie jest niczym złym, bo Imię Ojca jest dowolnym, uprawomocnionym kłamstwem, w rodzaju kłamstw typu „dwie równoległe się nigdy nie przecinają” Euklidesa i „dwie równoległe w końcu się przetną” Riemanna. Nie jest też niczym dobrym, bo podważenie wszelkich tego typu kłamstw oznacza psychozę, depresję a przynajmniej lekko psychopatyczny cynizm.
Dlatego najważniejszym pytaniem psychoanalizy dzisiaj jest: jeśli Spokojny rzekomo nie wierzy w Imię Ojca, to w co wierzy – a wierzy, skoro nie wpada w psychozę – i dlaczego nie uważa tego za Imię Ojca? Na to pytanie odpowiedziawszy dopiero snem sprawiedliwych spać mamy prawo,
Marzec 16th, 2013
Trochę mam jednak zgrzyt.
Egzystencjalisci mówią – tam gdzie lęk tam same dobre rzeczy, tam wybór, tam ludzka relacja. I właśnie dlatego za lękiem w życiu nie można chodzić (kierować się nim), trzeba chodzić lękowi wbrew. W tym sensie lęk okłamuje.
Natomiast wzruszenie na cierpienie innych to nie tylko sentyment, złamane serce, czy łezka, ale może także, a nawet przede wszystkim złość i taka dawka „wkurwienia”, że góry można przenosić.
Marzec 16th, 2013
Czy nie jest tak, że wszelka filantropia i społecznictwo wywodzą się ze współczucia, sprzeciwu i złości?
Marzec 16th, 2013
Ponieważ od jakiegoś czasu zajmuję się filantropią, mogę więc coś na ten temat powiedzieć. Pewno powodów do jej uprawienia jest wiele, ale nie wydaje mi się, by podstawą była złość, czyli gniewne emocje. Moim zdaniem na gniewie trudno cokolwiek budować;można rozpieprzać, to i owszem, ale budować —raczej się nie da. Raczej na pewno się nie da :)
Uprawianie filantropii bierze się–przynajmniej w moim przypadku–z bardzo bliskiego wyobrażenie sobie i odczucia, silnego odczucia, że „oni” to „my” sami. To nie jest koncepcja, którą łatwo łykamy i idziemy dalej. To silna empatia. Myślę, że większość osób ma zdolność do takiej empatii, tylko że na co dzień nie zwraca się na tę zdolność uwagi, czasem trzeba szczególnych warunków, by ją ożywić.
Marzec 17th, 2013
Spokojny nie wpada w psychoze wlasnie dlatego, ze nie wierzy.
Marzec 19th, 2013
Co do Pani Agaty Bielik Robson, muszę ‚interweniować’. Cytuję jej słowa z „Pytania o współczesną formułę duchowości”: ?Głodna wrażliwość późnego oświecenia (?) reaguje histerią na każde obserwowalne cierpienie, niezdolna pytać o jego głębszy sens. Zresztą unieważnia samo to pytanie już na wstępie (cierpienie, wbrew temu, co głoszą ciemne doktryny, nie może mieć sensu). (?) Dziś bowiem doskonale sprawdza się kafkowski sarkazm: Tylko ofiary są piękne??. To stoi w sprzeczności z tym, co Pan cytuje. Może chodzi o dwa wymiary jej mówienia: jako filozofki i jako osoby, w która w konkretnej chwili musi podjąć decyzję (polityczną decyzję o głosowaniu). Na czym się oprzeć w tym drugim przypadku?
Pisze Pan o swojej motywacji. Ale dlaczego w końcu sprawiedliwość miałaby być lepsza niż niesprawiedliwość? To wcale nie takie proste pytanie, wbrew pozorom. Czy za chęcią zaprowadzenia sprawiedliwości nie kryje się przypadkiem uczucie (poczucie)? Wiem, to nie Lacan, ale…
Inna sprawa: jeśli tylko lęk jest „prawdziwy”, czy nie można by powiedzieć, że także współczucie jest „prawdziwe”, bo opiera się na lęku? Chodzi mi o to, że współczucie ofiarom może wiązać się z lękiem przed byciem ofiarą (nietzscheański resentyment), a wtedy: czy nie jest „prawdziwe”?
Kwiecień 3rd, 2013
Reply to “W międzyczasie (3)”