milgramowskie koszałki-opałki


Cierpię na bogactwo tematów do skomentowania. Lista tych tematów rośnie, wpisowicze co i raz dopytują się o taki czy inny szczegół. Część szczegółowych kwestii zostawiam do omówienia przy innych, nie blogowych okazjach, resztę wpisuję na listę tematów, która ma czekać. Czy się doczeka?

Od ostatniego wpisu pojawiło się ich kilka, każdy dzień sugeruje coś do opisania. A to konflikt gazowy, na który można patrzeć z rozbawieniem wynikającym ze stosowania gierek wyobrażeniowych podnoszonych przez politycznych komentatorów do rangi realnych kwestii; a to całkiem poważna kwestia roli błaznów w sprawowaniu władzy czy wywieraniu wpływu. I chociaż pan Palikot zasłużył wcześniej na swój los wygnańca, choćby za swoje określenie, z pewnością nie mojego pupila, ale jednak Prezydenta RP, mianem „chama”, nie służyło to bowiem niczemu ważnemu. To jednak przekreślenie posła odważnego jakim jest pan Palikot za powiedzenie prawdy, której rzekomo nie należało powiedzieć, potwierdza moją nadzieję, że polityka zbliża się ku końcowi. Pani Gęsicka sprostytuowała bowiem politykę i fakt, że jest kobietą potwierdza tylko związki kobiet z prostytucją sakralną, prostytucją „w imię czegoś”. Kilka lat temu profesor Czapiński, ja już nie wiem kim on jest: psychologiem zwyczajnym, psychologiem społecznym, socjologiem – różnie go bowiem piszą, powiedział, że sytuacja zmusza go do „kurwienia się w celach zawodowych” – z pewnoscią nie jest to prostutucja sakralna, tylko ot taka zwyczajna, uliczna że tak powiem. A z kolei mój analityk, któremu w tym miejscu składam wyrazy wdzięczności, mawiał, że prostytucją jest psychoanaliza, bo za sowitą opłatą sprzedaje przyjaźń i miłość (tylko ktoś kto przejdzie całą analizę wie co mam na myśli). Czy zatem podawanie nieprawdziwych danych na konferencji prasowej nie jest prostytuowaniem polityki?

W następnej kolejności czeka „bożyszcze psychoanalityków” ,profesor Zybertowicz, jedyny prawdziwy znawca układu w Polsce zajął się był kwestią podmiotowości obywatelskiej. Jakżeby inaczej, podzielił ją na manipulowaną i faktyczną i jako obrońca faktycznej określił ją jako „nie dajacą się manipulować mediom”. Jasne, że chodzi o ekspozytury agentów, wywiadów, wszystkich sił niewidzialnych aczkolwiek nieśpiących. Oczywiście, gdy obywatel daje się manipulować profesorowi Zybertowiczowi zachowuje faktyczną podmiotowość, a najbardziej faktyczną podmiotowość zachowuje sam pan profesor – on nie daje się manipulować nikomu.

Z dzisiejszego dnia dwie perełki. Jedna z nich to przezabawna pani komentator świata męsko-damskiego, Barbara Buonafiori, która na serio uważa, że najcenniejszą rzeczą jaką mają panie to mężczyznę u swego boku, a mogą mieć go dlatego, że panie mają dziurkę, której nie używają zostawiając to mężczyznom. Pani Barbara nie wyjaśnia co takiego w dziurce ważnego widzi pan Mężusio, że gotów jest na wszystko, albowiem nic innego szanowna niewiasta nie widzi u mężczyzn jak tylko „doznanie chwilowej zwierzęcej rozkoszy”. Szeroko otwratymi oczami, chłodnym spojrzeniem obserwuje wykrzywienie buźki, dziwne podrygi i nieartykułowane  dźwięki dobywające się z paszczy śmiesznego akrobaty. Voila! Niech żyje kobieca oziębłość!

 I na koniec rocznica – główny przedmiot dzisiejszego komentarza. Idol psychologii społecznej Stanley Milgram i jego rocznica głośnych badań nad ludźmi, wykazujacych rzekomo naturalną sklonność ludzi do agresjii i destrukcji. Kierowani nakazem Wielkiego Eksperymentatora badani robili małe Guantanamo innnej grupie osób (w rzeczywistości aktorów) aplikując im bez końca porażenie prądem o wzrastajacym napięciu. Późniejsze badania dowiodły, że nawet jeśli karanymi byli przyjaciele i znajomi osób badanych, uzyskiwano ten sam skutek. Wniosek? Jasne, krzyknął świat psychologów, o ironio społecznych. Korzenie agresji  i nieludzkich zachowań leżą w naturze człowieka. Jakiej naturze pytajmy się? Od- zwierzęcej? Świetne alibi dla bezradności psychologów społecznych w radzeniu sobie z agresją ludzką (pamiętacie jak poradzono sobie z buntem przedmieść paryskim w ubiegłym roku? Gołą Siłą Wielkiego Brata Obrońcy Spokoju Państwa). Zwierze szczute atakuje, kto go szczuje – Wielki Prowokator, ale nie zwierzę. Agresja, o której mowa, to nie agresywność świata zwierzęcego spotykana w walce o byt, czy obronie potomstwa, ale agresja ludzka, agresja właściciela zwierzęcia, agresja pana Milgrama, właściciela swych badanych, nagradzacza ich zachowań pieniążkami, dolarami – ludzkimi odpowiednikami kości w eksperymentach Pawłowa.

Spójrzmy na te eksperymenty z innej strony, od strony analitycznej. Problem nie w badanych, problem w Wielkim Eksperymentatorze, Manipulatorze, Odkrywcy, Wizjonerze, Naukowcu. Z jednej strony jak mogło wpaść do głowy Milgramowi kuszenie ludzi do dręczenia bliźnich? Jeśli jemu mogło wpaść do głowy, to mogło i innym, ale w każdym razie tym, co sądzą, że są Wielkim Kimś. Z drugiej, badania te dowodzą jedynie mocy wewnętrznej zgody ludzi do podporządkowywania się Jakiemuś Wielkiemu.

Agresję ludzi trzeba odróżniać od agresywnośći świata zwierzęcego. To zjawisko interpersonalne i intrapersonalne. Pokazuje ono jak bardzo człowiek nie lubi samego siebie, włącznie z panem Milgramem.Niszczymy bliźniego, bo niszczymy to, co pokazuje nam kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli tacy gorsi od bliźnich.

K.Pawlak


No Comments, Comment or Ping

Reply to “milgramowskie koszałki-opałki”