Fiksum-dyrdum


Kilka tygodni temu poproszono mnie na progu bloga bym poświęcił trochę czasu na coś w rodzaju political-fiction – wyobraźmy sobie, że przeanalizowaliśmy wszystkich ludzi. No dobrze, nie bądźmy gigantomanami – wystarczy, że zrobilibyśmy to ze wszystkimi Polakami. Jaki owoc by to przyniosło?

Pominę tu oczywistą nonsensowność takiego przypuszczenia (a jest to warunek polubienia wszelkiej literatury i działań pokrewnych z kręgu political-fiction, których osią jest nobilitacja myślenia paranoicznego), na przykład, przyjmując realistyczny warunek, że na przeanalizowanie Polaków dajemy 10 lat, to ilu analityków na to potrzeba? Przyjmując kolejny realistyczny warunek obejmujący 10 lat na przeanalizowanie psychoanalityków Polaków, to ile czasu potrzeba na zrealizowanie tego zamiaru, gdy uwzględni się fakt, że patrząc optymistycznie, w kraju nad Wisłą mamy ich aktualnie raptem kilkudziesięciu (jestem tu sceptykiem i nie mam oporów, by sądzić, że jest ich mniej niż 50-ciu; tak jak Lenin twierdził, że każdy może być ministrem, tak dziś nic nie stoi na przeszkodzie, by każdy psycholog, terapeuta itd. twierdził, że może być psychoanalitykiem. W tym medialnym szumie psychoanalitycznego żargonu, psychoanalityka poznaje się po pracy poddanej superwizowaniu – powiedz mi jak pracujesz, a powiem ci czy jesteś analitykiem).

Pomijam przeto realizm i przywracam do łask fikcję. Kim byłby pomysłodawca czegoś takiego i czym by się kierował?

Widziałem ostatnio taki oto filmik z kamer miejskich: gdy Straż Miejska dbającego o czystość moralną miasteczka obkamerowała swe miasto, to zaczęła pouczać obywateli w ten sposób: „Obywatelu, papierek wrzuca się do kosza”, „Obywatelu, proszę nie palić” itd.itp. Jeden z takich obywateli nic sobie z tego nie robił. Siedział na ławce, palił i nic sobie nie robił z pouczeń, ani z tego, że jest obserwowany. Wykazał w ten sposób całą fikcję Wielkiego Oka – strażnik miejski nie ruszył tyłka, by ukarać mandatem wichrzyciela porządku społecznego; rozkoszował się widokiem grzesznika i w zupełności mu to wystarczało.

Był taki niedawno szeryf, któremu takie rzeczy się nie podobały. To ojciec syndromu „zero tolerancji”; nazwijmy to dla naszych celów kompleksem Gulianiego. Postanowił on karać wszelkich wichrzycieli, od graficiarzy po ulicznych piwoszów. Osiągnął tylko tyle, że wichrzyciele się zamaskowali i gdy ich kamuflaż zaczął sprawiać rozkosz Giulianiemu (świat okrzyknął go mesjaszem-prezydentem miasta), to obywatele NY pozbawili go prezydentury – dlaczego? Bo łatwo przekonali się, że nie walczył on z grafficiarstwem, walczył on o rozkosz dla siebie. Podmioty zwane obywatelami upomnieli się w wyborach o rozkosz także dla siebie – Ty Guliani rozkoszujesz się tym, że piwosze nie zakłucają twego snu (z pewnością w wyniku akcji Giulianiego nie ubył z NY żaden graficiarz czy piwosz), ale co z naszym, obywateli, rozkoszowaniem się?

A propos, w tym leży siła demokracji; pozwala ona posługiwać się przez wszystkich obywateli swym jouissance na w miarę równych prawach. Dlatego też nie da się jej bez udziału siły odrzucić. Wolność słowa daje przede wszystkim wolność (w określonych ramach) do jouissansowania; wolne wybory podobnie itd. Polityka Gulianiego była polityką karania za coś, czego nie mozna wyeliminować, a to czego nie można wyeliminować zaczyna istnieć jako, na przykład, reakcja upozorowana – wszyscy rzekomo wrzucają papierki do koszy na śmieci.

Sumując, można proponować analizę dla wszystkich, jako karę, że nie stosujesz się do czegoś tam, jako retorsję wobec tych, którzy nie dają się z radością dla rządzących rządzić. Myślę wszelako, że nie o to pytającemu chodziło.

Można też nakazać analizowanie wszystkich, by osiągnąć poziom monolitu, czyli jedności społeczno-politycznej, jak nazywano ten wymarzony stan w okresie gierkowszczyzny. Odnosząc to do dzisiejszej sytuacji politycznej w Polsce, można to zaobserwować w fantazmacie dwóch szefów dwóch podwórkowych band, leaders of the pack. Jeden z nich jednoczy ludzi na poziomie drobnych codziennych spraw – każdy ma mieć komórkę, LCDtv, boisko pod nosem. Hasło jego to ulepszać codzienność, współczesny wariant drobnomieszczaństwa wśród klasy średniej. To strategia skuteczna, bo odwołuje się do fantazmatu, do obietnicy jouissansowania się dostępnego wszystkim: „nie ma wśród nas ni Żyda ni Poganina”. Tyle, że granicą tego rozkoszowania się jest mozliwość dostępu do tych gadżetów uśredniających wszystkich do średniości klasy średniej. Drugi lider marzy o monolicie, na który składają się patrioci, którzy w dobrych czasach przesiadują w klubach, pubach, przy piwie i trawce oraz prowadzą rozmowy w stylu bohaterów serialu „Seks w wielkim mieście”. W dobrych dla ludzi czasach patrioci wymierają. Patrioci powstają do życia jak Dwunastu Śpiących, w czasach ostatecznych, gdy ojczyzna w potrzebie lub zepsucie w narodzie narasta – poeta Rymkiewicz, cóż poznałem go w latach 70-tych z zupełnie innej strony, jest prorokiem takich czasów wzywając do opamiętania. Niestety sam używa komórki, a może nawet dwóch, czyli używa obiektów (a nie symboli, o których bezładnie mówią inni średniacy) zepsucia, przez co jest mało wiarygodny. Jeśli są czasy ostateczne, to ludzie potrzebują proroków-ascetów, gwoli przypomnienia.

Tak czy owak, jeden i drugi lider chce tego samego – potrzebuje rządzonych. Różnica leży w tym, że jeden potrzebuje komórek i szybkiego internetu, a drugi katastrof. Po co? By mieć rządzonych! Mylą się w swej naiwnej psychologii politolodzy i socjologowie, gdy mówią, że chcą władzy. To za mało by rządzić – trzeba wykreować rządzonych. Nie sądzę, aby pytający tego chciał – psychoanalizy tworzącej przeciętnego konsumenta, czy patrioty.

Przeto, do czego miałaby być potrzebna psychoanaliza wszystkim Polakom? Pozostaje to, że ma wyprodukować rewolucjonistów. czyli idee-fixe kochających Zizka i Chantal Mouffe – stworzenie z jouissance środka do rewolucyjnego czynu, do przeprowadzenia zmian społecznych, a nawet zmiany dyskursu aktualnie dominującego. Co prawda Lenina nie przebiją, albowiem ten dążył do obalenia dyskursu w ogóle, ale nadzieję na rewolucję dziedziczą po nim.

Wątek ten będę kontynuował następnym razem.

KP

P.S. Dla zainteresowanych „Leader of the pack” to tytuł standardu muzycznego.


4 Comments, Comment or Ping

  1. Jacek

    Zabawne, po jednej z pierwszych wizyt u analityka, dosyć dawno temu, zadałem mu trochę podobne, jakże naiwne pytanie: czemu ludzie (w domyśle – rodzice i dzieci) nie mogą żyć ze sobą tak po prostu, normalnie, nie chcąc od siebie ani za dużo, ani za mało. Na co on odrzekł: no cóż, wtedy nie byłoby psychoanalizy.

    To też pytanie co właściwie psychoanaliza daje. Odpowiedź jest bardzo indywidualna.

    Październik 15th, 2012

  2. Władza jest by mieć rządzonych. Czy analiza jest by mieć analizowanych?

    Październik 15th, 2012

  3. Jacek

    Ale nie wiem, czy psychoanaliza ma faktycznie taki rewolucyjny żar. Raczej człowiek zaczyna właśnie bardziej zajmować się sobą, tak ja to widzę przynajmniej. Czyli raczej taki pesymizm – że każdy tkwi w swoim grajdole i trudno to zmienić. A też nie ma sensu aplikować psychoanalizy komuś, kto tego nie chce, bo i po co.

    Październik 17th, 2012

  4. eska

    Psychoanaliza jest bo są podmioty pragnące psychoanalizy. To być albo niebyć.
    Gdy psychoanaliza stanie się rewolucyjnym lekiem na wszystko , to czy podmiot nie wymyśli innej psy.-techniki , aby być na przekór nowej Religii i próbować obalić proroków typu Zizek??
    Jacek :analizant, który nie chce psychoanalizy nie oznacza ,że jej nie pragnie. Ale zgadzam się z tym ,że każdy jest dysponentem własnego pragnienia , robi z nim co chce- może nawet zamykać uczy.

    Październik 22nd, 2012

Reply to “Fiksum-dyrdum”