Dziś, co paradoksalne, będzie trochę o Kongresie Kobiet Polskich, a to z racji tego, że ma on bezpośredni związek z dzisiejszym tematem, zasygnalizowanym na końcu poprzedniego wpisu. Rejwach podnoszony przez panie, tylko przypadkowo polskie, jest signum tego, co Freud nazwał kompleksem męskości u kobiet, a niższości u mężczyzn. Tak to już jest, że gdy zbierają się Kobiety Polskie, to dyskutują o męskości. Albo o tym czego męskości brakuje (vide urlopów macierzyńskich), albo czego mają więcej (motto kongresu – kobiety zarabiają o 14% mniej od mężczyzn).
Podkreślam, nie ma dyskusji o mężczyznach – albo duszy nie mają, albo dusza ich nie jest warta zachodu – jest dyskusja o męskości bardzo konkretnie zdefiniowanej, wprost naukowo – to 14% więcej niż…, no właśnie, niż co? Jasne, niż kobieta, której miarą jest męskość. Otóż to! Kobiety Polskie na swym kongresie patrzą na świat z męskiego podwórka. Świetnie się w nim zadomowiły – maskując kongresowym jazgotem swe przywiązanie silniejsze niż grób do męskości chcą tego samego co mężczyźni: zarabiać więcej, być mniej przytroczonym do wózków dziecięcych, nie zmywać, nie prać, nie prasować, mieć seks wtedy, gdy to one mają na to ochotę.
Na kongresie nie usłyszycie kobiety, ani jednej, która by zadała pytanie, bynajmniej nie filmowe: „Jak być kochaną?”. A zaraz potem wianuszek pokrewnych: jak rozkochać w sobie mężczyznę?; jak osiągnąć spełnienie w związku?; jak być jedną dla jednego?
Metafizyka istnieje dzięki kobiecie, dzięki pytaniom, odpowiedź na które znajduje się w nieskończoności, a nie w sprowadzonej do cyfr codzienności. Skończoność i nieskończoność to para wyjątkowo niedobrana, bo czy w ogóle nieskończoność istnieje? A czy istnieje kobieta?
Czy kobieta, która dla podpory swego istnienia, gwarancji, że jest, zależeć musi od prostego znaczącego fallicznego, męskiego jak męskie jest libido, nie ucieka od pytania czym jest jej znaczący (o ile w ogóle jest), z konieczności niefalliczny, jeśli ma zapewniać suwerenny jej status?
To jest ucieczka i tym jest kompleks męskości u kobiet. Znaczący jest głupi, a najbardziej znaczący falliczny. Jouissance z jego posiadania jest satysfakcją idioty i niczym więcej. Słowo, znaczący, oznacza tylko ułamek czegoś, ten ułamek, który język ekstrahuje z realności i oswaja jako rzeczywistość, skończoną codzienność egzystencji. Skończoną wraz ze śmiercią, fizyczną, ale i szeregiem pobocznych (klimakterium, zniedołężnienie, impotencja itp.itd.). Tyle życia, co użyjesz – krótka definicja jouissance. W świecie codziennym bycie doskonałym nie oznacza doskonałości, bo czy można być doskonałym w impotencji?
W świecie oznakowanym jako męski i po męsku rodzą się dzieci. Tylko jako zawalidroga, balast – posłuchajcie gwaru dyskusyjnego kobiet kongresowych. Aby dorównać mężczyznom trzeba więcej w pracy przebywać, a więc więcej być poza domem (czym wszelako jest w takich okolicznościach dom?) – co na to kongresowe niewiasty? Niech zakłady pracy zakładają żłobki i przedszkola, uniwersalne przechowalnie bagażu dla dzieci. Nie jako konieczność (jak sierocińce), ale jako wytyczna ku samorealizacji, która aliści ma swój koniec.
Mam wrażenie i nie sądzę bym był w tym odosobniony, że proponuje się nam, światu całemu, świat zuniformizowany po męsku, w którym 14% robi za wiedzę, choć jest głupotą (jeżeli porównacie ze sobą dwóch typków, z których jeden ma 14-centymetrowego, a drugi 12-centymetrowego, to który z nich będzie miał kompleks gorszości?), w którym 60% studiujących kobiet robi za mądrość, a 40% studiujących mężczyn robi za…no za kogo szanowne panie kongresmenki?
Znaczący jest głupi, w żadnym razie nie jest wiedzą. Czy to oznacza, że świat proponowany przez kongresmenki (niektóre tylko, działaczki-feministki) jest głupi? Myślę, że tak. Mężczyźni, o ile w ogóle go urządzają, robią go głupim. Panie, o których dzisiaj pisałem, niczym się od nich nie różnią. Oby nie przebiły ich w głupocie wpatrzone świątobliwie w cyferki (wynikałoby z nich, że ze względu na dysproporcję osób studiujących należałoby wprowadzić parytet dla panów: fifty-fifty).
Kobiety istnieją i nie wiedzą czego pragną. Bóg im za to zapłać. Odnoszą w ten sposób nas, mężczyzn i feministki do niewiedzy, do nieskończoności, do świata poza znaczącym fallicznym. Znaczący pozafalliczny, znaczący popędu – czy jest? Postaram się wykazać, że tak. A tak przy okazji to znaczący, którego chorążym/chorążyną jest kobieta i tylko ona (mężczyzna też być nim może, ale kosztem swej potencji).
I Bóg stworzył kobietę! Gdy zorientował się jak mało doskonałym Bogiem jest. Następnym razem zaczniemy od Genesis.
KP
2 Comments, Comment or Ping
Co by sie stalo gdybysmy potraktowali narracje jako metafore? Jesli kazda narracja jest metafora czy istnieje interpretacja ktora wyjasnia kazda metafore? Ta interpretacja bylaby wtedy prawda. Patrzac od drugiej strony – jest jakas prawda, o ktorej opowiada kazda metafora. Interpretujac wszystkie metafory doszloby sie do prawdy. Czy nie na tym polega psychoanaliza? Na pomaganiu nieszczesliwemu w rozplatywaniu jego metafor? Metafory tylko mowia o prawdzie, zatem nie sa prawda. Jesli nie sa prawda sa klamstwem. Czy nie na tym polega psychoanaliza? Na pomaganiu nieszczesliwemu w uslyszeniu swoich klamstw? Czy myslal pan kiedys o tym, ze gdyby wszyscy ludzie przeszli psychoanalize swiat bylby lepszy?
Pozdrowienia lekarzu dusz
Wrzesień 23rd, 2012
@Tadek
Gdyby każdy na świecie przeszedł psychoanalizę, to obecny porządek społeczny pewnie by upadł. Gdy każdy stałby się świadom własnego pragnienia i zaczął za nim podążać, to już by nie było komu talerzy zmywać, chodników zamiatać, czy rur przepychać. Nie wspominając już o sztuce, która przecież tak często rodzi się z frustracji.
Pozdrawiam.
Wrzesień 24th, 2012
Reply to “MDaB(12) – huzia na Józia”