Głupoty nie oddzieli się od mówienia


Być może niektórzy, a może większość, sądzą, że aktualny temat jest jakiś dziwny. No bo czy warto zajmować się głupotą? A także, co to ma wspólnego z zakresem tematycznym tego bloga? I kontynuując, czy można cokolwiek mądrego powiedzieć o głupocie?

To może zacznijmy od tego: „Nihil humanum a me alienum puto”, co tradycyjnie tłumaczone jest jako „nic co ludzkie nie jest mi obce”. Renesansowa interpretacja maksymy Terencjusza kładła nacisk na odwagę przyglądania się i zgłębiania wszystkiego, co dotyczyło człowieka i jako taką warto uznawać ją zo podwalinę przyszłych nauk społecznych. Lecz w istocie fundament poznania pozostawał niezmienny, z ducha swego po dzień dzisiejszy pozostaje kwietystyczny, promujący narcyzm jednostki ludzkiej. Zważmy, że maksymę centralną można też zinterpretować nawet tak – wszystko co dostrzegam w [dowolnym] człowieku, dostrzegam też w sobie! Inaczej mówiąc, przedmiot mojego zainteresowania (nawet jeśli jest podmiotem), nie różni się ode mnie. I teraz, jeśli tak, to moje zainteresowania, np. zachowaniami agresywnymi ludzi prowadzą do określonych wniosków, to wnioski te znajdują zastosowanie także w stosunku do mojej własnej osoby. To w zasadniczy sposób odróżnia nauki w sensie ścisłym od nauk społecznych. Wiedza o procesach jądrowych we wnętrzach gwiazd nie ma zastosowania do osoby badacza.

Komentując dalej przykładową maksymę warto powiedzieć, że nie jest sprawą obojętną to, czy konstruktor teorii szczęścia w czasie gdy koncepcję tworzył był osobą szczęśliwą czy nieszczęśliwą, lub przechodząc na teren niepoprawności politycznej – czy postulujący odebranie homoseksualizmowi etykietki chorobliwości był hetero czy homoseksualistą? Czy to co postulował nie miało odniesienia do jego osoby?

„Medice, cura te ipsum”, lekarzu, ulecz się sam, nie sam siebie, ale pozwól innemu ciebie uleczyć, stań się przedmiotem poznania, zwłaszcza gdy chcesz poznawać bliźniego swego. Po co? W sumie po to tylko byś poznał swą własną głupotę, by przekłuć nadęty balon narcyzmu, który bez zmróżenia powiek pozwala ci ujmować pacjenta jak przedmiot i dokonywać osądu. Pisałem już – najtrudniejsze z trudnych zadań czekających analityka to poddać się osądowi, a nie osądzać.

Głupota to składowa dyskursu psychoanalitycznego – w pełnym świetle zaistniała dzięki analizie; w półświetle błysnęła u Erasmusa, musiał ją pochwalać by w ogóle pozwolić jej mówić. Więc spotkał go los znany od wieków – przez głupców został osądzony jako głupi; dziwne tylko, że nie towarzyszyła temu typowa dla kwietystów-narcystów wzgardliwa tolerancja; akurat ten głupi lepiej by było aby przestał istnieć, niż miał osądzać mądrych.

Tolerancja to znaczący bieżącego dyskursu. Gadulstwo na temat tolerancji kwitnie i jest w modzie, od prawa do lewa. Im więcej gadulstwa, tym więcej głupoty. Narcyz pyszni się gadulstwem, po tym go zresztą poznacie – on toleruje głupich, a jakże, to przydaje mu chwały. On tylko nigdy nie zaryzykuje by wystawić swą głupotę pod osąd  innych, czyli sprawdzić, czy inny będzie go tolerował z jego własną głupotą. Tolerancja, o której tyle się na co dzień gada, to tolerancja pogardliwa, tolerancja dla plujących, byleby tylko nie opluwali oni ciebie.

Podporą głupoty jest dyskurs naukowy. To on współcześnie osądza co jest głupie podtrzymując złudzenie, że znaczący w sobie i z siebie coś prawdziwego oznacza. To w nim głupi znajduje podporę czytając w leksykonie definicję tolerancji. Tymczasem znaczący jest głupi, nie odnosi się do niczego jeśli nie odnosi się do dyskursu, do dyskursu a nie do znaczenia.

I teraz przejdę do przykładu. W Świecie Nauki pisuje sceptyk, pan Michael Shermer. Ten sceptyk osądza mnóstwo rzeczy krytycznie; za wyjątkiem metody naukowej, ta jest wolna od osądu a wraz z nią on – naukowiec. Oto próbka jego sceptycyzmu. Powołuje się na niejaką Carol Tavris, która tylko z tytułu bycia psychologiem społecznym zasługuje na zaufanie, oto cytat: „Każda psychoterapia zbiera entuzjastyczne opinie [doprawdy? Gdzie się tak dzieje? Wystarczy wejść na fora pacjentów by się przekonać jak różne krążą opinie], co wynika z potrzeby uzasadnienia włożonego w nią wysiłku [hm.., albo jest to reguła ogólna, tyczy ludzi w ogóle w sytuacji wkładanego w coś wysiłku i wtedy ma to sens, albo odnosi się tylko do sytuacji szczegółowej, ale wtedy jest przeciwieństwem sądu pani Tavris – jeśli tylko wysiłek włożony w psychoterapię skutkuje entuzjastycznymi opiniami, to coś w niej musi być. Z pewnością nie jest to jednak reguła ogólna, z niej to bowiem wynikałoby, że XIX-wieczni proletariusze entuzjazmowaliby się kapitalistami, matki bardzo wielu dzieci entuzjazmowałyby się swą dolą, a małżonkowie, którzy przeszli wieloletnią batalię rozwodową, entuzjastycznie ocenialiby swe małżeństwo – powtórzę, znaczący jest głupi.] i dalej: „Jeśli zainwestuje się w coś sporo czasu i pieniędzy, twierdzi się potem, że to pomogło”; jak to logicznie i psychologicznie prawidłowo brzmi, ajajaj. Jeśli kierować się cennikiem to być może tak. Tylko kto ustala cennik? Cena ustalona jest od strony terapeuty lub jego organizacji – to jego „sporo”, przecież musi się wyżywić. Taki cennik to w stosunku do pacjenta zmienna niezależna. Ale na przykład ja znany jestem z tego, że proszę pacjenta o ustalenie cennika, pozwalam jemu określić swoje „sporo”. I czy teraz pani Tavris i pan Shermer nadal twierdziliby, że jej reguła obowiązuje? A może obowiązywałaby inna – pacjenci są entuzjastyczni, bo każe im to czynić poczucie winy z powodu okradania analityka; byłaby to forma rekompensaty. Pani Tavris i pan Shermer posługują się znaczącym psychoterapia, który ma niewiele wspólnego z psychoterapią lub ma jedynie coś wspólnego z psychoterapią w wydaniu Juesej. Lecz ważniejsze przychodzi później. Oto co plecie Shermer w odniesieniu do skuteczności i zasadności entuzjastycznych opinii: „trzeba by przeprowadzić badanie w kontrolowanych warunkach – osoby zmagające się z tym samym problemem wyznaczyć losowo albo do terapii u scjentologów albo na inną psychoterapię”. Rany! Cóż za wykwit radosnego, wprost entuzjastycznego umysłu naukowego! Po pierwsze, uczynić z cierpiących ludzi zmienną niezależną, np. zebrać do kupy ludzi z problemem tożsamości płciowej, kazać im mówić tylko o tym, a najlepiej nawet w taki sam sposób lub, to dopiero ideał, tymi samymi słowami. Następnie wybrać spośród nich tych, którzy chcą o tym tylko mówić, potem odebrać im wolność wyboru terapeuty (wybór ma być losowy bo naukowy), a dalej płacić za nich pieniędzmi uzyskanymi od frajerów, albo jeśli wolicie jeleni. To nie koniec rozrywki – następnie selekcjonuje się terapeutów, muszą odpowiadać standardom (kolejna zmienna niezależna), potem odebrać im podwójną wolność, pierwszą, bo musi przyjąć delikwenta nawet jeśli uważa, że on pomocy nie potrzebuje, drugą, bo musi zajmować się z nim tylko tym problemem, który wchodzi do naukowego badania. Wniosek? Psychoterapia jest metodą leczenia (lub nie), która ma miejsce tylko wtedy gdy osoba leczona zostanie pozbawiona podmiotowości, a także gdy podmiotowości wyzbędzie się terapeuta. Na koniec w ramach rekompensaty za ten niecny czyn entuzjastycznie (bo trzeba uzasadnić nakłady) zostanie wyrażona opinia taka lub inna, zapewne negatywna, która w zaleceniach pokontrolnych stwierdzi, że problemami z tożsamością płciową należy zajmować się przy pomocy skalpela chirurgicznego lub psychotropów.

Co z tego wynika? Że znaczący psychoterapia jest głupi, tym bardziej głupi im bardziej się nim mówi. W konsekwencji mówi się o psychoterapii, która nie ma odniesienia do niczego lub w ogóle nigdzie nie istnieje. Gdy zawłaszczy ją dyskurs naukowy staje się psychoterapią naukową, czyli w stosunku do tego czego pragną podmioty, bełkotem. Jestem więc szczęśliwy, że istnieje dyskurs psychoanalityczny, miejsce gdzie każda psychoterapia może znaleźć swą konsystencję. Pod warunkiem, że przestanie flirtować z dyskursem naukowym w poszukiwaniu uzasadnienia dla swego istnienia.

Zadajmy na koniec kluczowe pytanie. Czy psychoanaliza czyni człowieka mądrzejszym lub przynajmniej mniej głupim? To wątpliwe, ale jednak coś w obszarze ludzkiej głupoty robi dobrego. Zajmę się tym następnym razem.

KP


One Comment, Comment or Ping

  1. Spokojny

    To uzasadnienie po fakcie działa raczej w tych przypadkach kiedy ludzie decydują się sami a nie kiedy ich zmuszono. Chce się wierzyć, że to miało sens żeby nie myśleć, że się jest leszczem. Ale co do całości artykułu zgoda. Naukowe badanie psychoterapii to zabawny pomysł.

    Grudzień 5th, 2011

Reply to “Głupoty nie oddzieli się od mówienia”