Myślenie od nowa, zapowiedź postpolityki


Nie jestem bezgranicznym wielbicielem Zizka, tyle na wstępie. Odszedł od gabinetu ku ideologii lewicowej. To nie grzech, ale inspirująca myśl o porzuceniu myślenia, by zacząc myślec od nowa, przeniesienie konceptu destytucji podmiotu na sferę polityki, jej destytucji, prowokuje do postawienia tezy o końcu lewicy i schyłku polityki. Tymczasem gorliwość polityczna Zizka zdaje się temu zaprzeczać. Zgoda, Zizek nie anuluje podmiotu pragnącego, ale atakuje podmiot jouissance.

Korzystając z własnych rozważań na temat konserwatyzmu stawiam tezę dalej idącą. Lewica spełniła już swoje zadanie. W krajach Zachodu stworzyła megaklasę średnią i stwierdziła, że nie ma o co walczyć. Zdaje się, że jest to prawda.

Zaczynała jako przedstawiciel Rozczarowanych, wybrała wpierw drogę rewindykacji sprowadzając Innych w miejsce Rozczarowanych. Zniesiono stany społeczne, symboliczne nośniki statusu, ograbiono Innych z prestiżu i statusu wyróznionych. W rezultacie przybyło Rozczarowanych, każdy miał mało, komu-nic-dać, jak wiele lat temu homofonizował mój pacjent mając na myśli komunizm. No to zaczęto równać w górę, teraz każdy miał mieć presiż i status, miał być Człowiekiem. Nadano mu prawa równe dla wszystkich. Staliśmy się megaklasą średnią. I Lewica stanęła jak wryta. Zaczęła szukać Rozczarowanych.

Tyle że jest ich mało, grubo za mało by sensownie się o nich upominać. Więcej, wśród nowych Rozczarowanych są Rozczarowani lewicowym stanem rzeczy. Równością, która oznacza równy dostęp i równy przywilej: In vitro prawem wszystkich chcących, małżeństwo prawem wszystkich chcących, wolne słowo prawem wszystkich gadających. Słowo straciło wartość dyskryminującą. Pragnienie zbagatelizowano, z równosci czyniąc równy dostęp do jouissance.

A sprawiedliwość przestała być sprawiedliwa, zaczęła być zadawalająca lub niezadawalająca. Nie tak jak Zizek sądzę, że kapitalizm produkuje jouissance, ale to Lewica zarządza równym do niego dostępem, który wywalczyła w pocie czoła.

Kogo zatem reprezentuje Lewica dziś? Nie tych, którym dawniej odmawiano praw do pragnienia, tylko tych, którzy chcą mieć takie same jouissance. Owszem nadal istnieją wykluczeni z pragnień, to Trzeci Świat, tylko jak Lewica zachodu ma go reprezentować gdy istnieją państwa i systemy? Rozczarowanych własnych jest na tyle mało, że mogą liczyć na niewielką reprezentację o ile nie zaczną reprezentować megaklasy sredniej. Tyle, Ze wszyscy chcą ją reprezentować.

No i widoczna gołym okiem „nowa klasa prózniacza”, nowi Inni – politycy, dożywotni, prawie że dziedziczni, produkujący bardzo niewiele, głównie jouissance trzeciego stopnia „ględzenie” i zapisywanie wszystkiego na papierze. Zajmujący się wstawianiem w odpowiednie miejsca przycinków i rozdawnictwem jouissance większości.

Wszyscy powoli stają się Lewicą w obronie świata polityki, której kres widoczny zaczyna być na horyzoncie.

Politykę teraz prowadzi jedynie konserwatyzm, który zginąć nie może. Nie może, bo stara się obronić Wielkiego Innego, od którego zależy własnie pragnienie podmiotu. Gdy aporią konserwatyzmu jest pomijanie Rozczarowanych, aporią Lewicy jest ignorowanie Wielkiego Innego. Może on sobie być, byleby nie był bardziej niż polityka i ideologia.

Co robi człowiek pragnący? Stara się ratować Ojca, Wielkiego Innego, bo od tego zależy jego pragnienie. Ale kto weźmie jego stronę? Przecież nie Lewica, czy Prawica? Też nie. Ona stwierdza, że z Wielkim Innym jest wszystko w porządku, to przepędzając Lewicę uratuje się przeszłość. Człowiek pragnący widzi niedomogę Wielkiego Innego.

Nie wydaje się by mogła to załatwić polityka ani partie. Jaki będzie świat postpolityczny? Zdaje mi się, że tego świata boi się Zizek.

K.P.


10 Comments, Comment or Ping

  1. Przemysław Szubartowicz

    Poruszyłeś kwestię głębszą niż mogłoby się wydawać, a mianowicie: czym jest przestrzeń między psychoanalizą a lewicą? Jak ma odnaleźć się podmiot pragnący w tym, czym nasiąkło politycznie ego. Oczywiście skoro Zizek, psychoanalityk, uciekł z gabinetu w stronę ideologii lewicowej, to można by jego logoreę piśmienniczą (on pisze przecież książkę za książką w zasadzie o tym samym, tak jakby pisał jedną książkę) potraktować jako to możliwe wyjście. Ale czym ono jest, to sytuowanie się w pozycji guru, nauczyciela, kogoś, kto wskaże drogę? Jeśli lękiem, to na pewno przed postpolityką i na pewno przed pustką na lewicy, która jest – tu się w pełni zgadzam – niedomaganiem garstki (w odniesieniu do przeszłości) Rozczarowanych w Europie Zachodniej.
    Lewica nie ma komu odpowiedzieć, więc odpowiada własnemu fantazmatowi – i koło się zamyka. Gdy Żiżek pisze w książce „W obronie przegranych spraw” o tym, że jakimś wyjściem dla lewicy jest być może „odnowienie starej ‚dyktatury proletariatu’ ” – to właśnie woła do tej pustki, której się boi, bo tam już tego nie ma, co – według lewicy – powinno być. Dostrzegam to, i śmieszy mnie to nawet, że Żiżek nawołując do opji zerowej usiłuje tę opcję zerową zapełnić melancholią – rozumianą jako tęsknota za czymś nowym, będącym w gruncie rzeczy zmutowaniem tego, co przeszłe, umarłe, zasklepione w Historii. To tak, jakby wobec nadchodzącej pustki przedstawić nową pustkę będącą jednak produktem przeszłości w nowym opakowaniu. Tak, lewica je własny ogon – mało, nie przekroczy tej skały, bo – że posłużę się kolokwializmem – jej umysłowość karleje.
    A co do konserwatyzmu, który broni Wielkiego Innego i Imienia Ojca. Tak, tylko jaki jest dziś ten konserwatyzm? Czy czasem jego umysłowość także nie karleje? Czy on też nie stoi w obliczu pustki, końca polityki i otchłani postpolityki – przez kogo zawinionej? Czy czasem nie przez samego siebie? Czy konserwatyzm, który przestaje być konserwatyzmem, a coraz chętniej zaczyna być terrorem – usiłując nadać nowe znaczenie Prawu, wyostrzyć je, upomnieć się o konieczny dla pragnienia zakaz – nie zmierza do wyprodukowania nowego buntu? Lecz neurotycznego, w którym pragnienie zostanie zakleszczone w nowych, postfreudowskich węzłowiskach?
    Stawiam tylko pytania, które mi się narzucają. Ale jeśli to nie obrona zwyczaju, wartości, rdzenia, konserwatywnego jądra, lecz nakaz wpisania się w nowe formy represji (bo czyż nie mamy z nimi do czynienia na każdym kroku – od urzędniczego po megapaństwowy) ma być gwarantem zachowania podmiotu pragnącego – to coś mi tu nie gra. A może o to chodzi, żeby coś w tym świecie przestało grać?

    Grudzień 10th, 2008

  2. Alicja z Krainy Garów

    A mnie wydaje się, że Rozczarowanych jest całe mnóstwo, ale Rozczarowanych sobą, a nie światem. Kończysz marketing w Białymstoku (bo o np. socjologii na Uw nawet nie marzysz) i nie masz pracy? Jestes nieudolny. Nie masz co do garnka włożyć (dac dziecku do szkoly kanapkę, a po lekcjach obiad)? Wstydź się ty i twoje dzieci. Przepadło ci 20 tys. mozolnie oszczędzanych w funduszach? Trzeba było pomyśleć i wycofac je wcześniej.
    Wydaje się, że teraz (jeszcze bardziej niż wtedy, gdy pisał o tym Ulrich Beck) zyjemy w społeczeństwie ryzyka, w ktorym konsekwencje problemów systemowych (np. spekulacji finansowych) ponosi jednostka, najczęściej o systemach nie majaca bladego pojęcia.

    Jeśli lewica ignoruje Wielkiego Innego, prawica nie widzi w nim wad, to co z Wielkim Innym robi neoliberalizm? Kim on dla neoliberałów jest?

    Grudzień 10th, 2008

  3. Przemysław Szubartowicz

    Rozczarowanych jest mniej w mikrokosmosie zachodniej klasy średniej, natomiast to, jak neoliberał traktuje bezrobotnego, choćby był wykształcony, wynika z narcystycznego przekonania tegoż neoliberała, że skoro jemu się udało, to znaczy, że inny nie umie. Jest w tym pogarda. Przy okazji łatwo zejść na ścieżkę kapitalistycznych poradników marketingowych w stylu: co zrobić, by osiągnąć sukces. To one stosują syntezy, całkowicie anulując podmioty i pragnienie. Ale też można iść ścieżką psychoanalizy i zerknąć na tego, ktróry nie znajduje pracy, z ukosa – było o tym w blogu przy okazji zasady przyjemności i zasady rzeczywistości. Może dla niego kwestią jest samo szukanie pracy. Ale tu łatwo wpaśc w psychologizowanie.
    Swoją drogą to, co dzieje się w Grecji, tamtejsi socjologowie tłumaczą właśnie jako bunt Rozczarowanych. Sprawa wikła się w wieloznacznościach…

    Grudzień 10th, 2008

  4. Alicja z Krainy Garów

    Ale Rozczarowanych czym jest mniej w klasie średniej? Pracą, zwolnieniami, wzrastajacymi kosztami utrzymania, kiepskimi szkołami dla dziecka?
    Być moze trzeba dac ludziom inne niż dominujące neoliberalne narzędzie (język, obrazy) do interpretacji ich sytuacji życiowej. Moze wtedy swojej frustracji nie będa widziec jedynie w terminach psychologicznych, a nawet psychoanalitycznych, ale politycznych, związanych z władzą i ekonomią (a moze przede wszystkim ekonomią?). I tutaj widze miejsce/szansę dla lewicy.
    Skoro nawet Greenspan stracił wiarę w samoregualcyjną moc wolnego rynku (nie wiem, jak z Balcerowiczem, czy dalej jest w swej wierze twardy jak Roman Bratny?), to moze wkrotce zachwieje sie neoliberalny (i, jak sądzę, wspierający „narcystyczną osobowość naszych czasów) przesąd, ze „człowiek jest kowalem własnego losu”?

    Grudzień 10th, 2008

  5. Przemysław Szubartowicz

    Mówiąc analitycznie, Ja nie jest kowalem swojego losu… Tak czy owak, wciąż powraca kwestia tego, jaką odpowiedź daje psychoanaliza lewicy, konserwatyzmowi, neoliberalizmowi (dawniej kapitalizmowi), szerzej rzeczywistości politycznej – czy nie jest to ścieżka alienacji podmiotu? W tym sensie, że niezależnie od tego, jaki mamy system polityczny, najważniejsze jest pragnienie. Gdy Lacan szedł do siedziby gestapo i wynosił dokumenty żony – czym się kierował? Nienawiścią do nazizmu, czy pragnieniem? Odpowiedź, że neoliberalizm jest złym systemem (zgadzam się, jest złym) nie jest odpowiedzią, bowiem lekcja, jaką daje Realne, za każdym razem musi być subiektywnie oglądana. A wznosząc się na poziom makrokosmosu systemowo-politycznego, znów zacytuję Żiżka, który twierdzi, że system kapitalistyczny jest pełen sprzeczności. Mówi tak: „Miliard osób żyje dzisiaj w slumsach. Między Lagos i Abidżanem żyje w nich 70 mln ludzi. Mamy kraje-slumsy. Ale mamy też eksplozje slumsów w krajach dobrze rozwiniętych i szybko się rozwijających. W Chinach, w Indiach. Nawet w Europie i Ameryce Północnej. To jest demograficzny fenomen naszych czasów. Sukces ekonomiczny oparty na liberalnym kapitalizmie wszędzie tworzy slumsy. Kolejne miliony ludzi są wykluczane poza demokrację i rynek. Szara strefa rośnie eksplozywnie”. I trudno się z tym nie zgodzić.
    A wiecie, jaką daje odpowiedź? Żiżek, analityk, ideolog, wróg neoliberalizmu? Że „czekają nas naprawdę trudne czasy i nie mamy dobrej odpowiedzi”.
    No własnie, nie mamy dobrej odpowiedzi…

    Grudzień 11th, 2008

  6. Przemysław Szubartowicz

    PS Balcerowicz nie zmienił zdania, spędza kolejny rok w trumnie…

    Grudzień 11th, 2008

  7. Alicja z Krainy Garów

    A może Lacan założył się z sąsiadem, że te dokumenty wyniesie? Albo przechodził obok i pomyślal: Wpadnę i wezmę te papiery? :-) Dlaczego przyzwoite zachowanie, odpowiedzialność za drugą osobę zaraz wiązać z pragnieniem? Czy przyzwoite zachowanie i odpowiedzialność oznaczają, ze ktoś kieruje się swoim pragnieniem?

    Czym jest to pragnienie, psychoanalityczna „żywa woda”, po którą warto wyprawić się, jak w baśni, w niebezpieczną podróż? Czy ono po prostu jest, tylko wymyka się maluczkim? Czy, jak Koziołek Matołek, niektórzy błąkają się po całym świecie, żeby dojść do Pacanowa, z którego wyruszyli w podróż?

    No i czy to, ze żyjemy, jak pisze m.in. Bauman, w czasach „wszechprzenikliwego lęku”, w społeczeństwie ryzyka, kulturze indywidualizmu sprzyja temu, by być podmiotem? Czy jest to luksus, na który coraz mniej ludzi będzie mogło sobie pozwolić?

    A to, ze nie ma dobrej odpowiedzi? Beckett gdzieś napisał : „Szukać i nie znajdować, pozwala robić to nadal. Czemu zniechęcać się właśnie teraz?” Tylko co, jesli szukanie jest bardziej kręcące lub bezpieczne niż znalezienie?

    Grudzień 11th, 2008

  8. Alicja z Krainy Garów

    Ps. Podobno Koziołek Matołek, wbrew temu, co myślałam przez lata, wcale nie wędrował do Pacanowa z Pacanowa, tylko z jakiegoś innego miejsca. Ot, grymasy pamięci.

    Grudzień 11th, 2008

  9. Mieszko

    Polityka, polityka… A ja bym chcial zadać pytanie o to czym jest to coś, co nazwane jest we wpisie polityką, i czego kres widać już na horyzoncie. Bo można powiedzieć, że w pewnym sensie polityka będzie zawsze, tak długo jak ludzie żyją w zbiorowościach, ale można i stwierdzić, że polityki już nie ma od dawna, bo zastąpił ją marketing forujący miernoty w rodzaju dizsiejszych polityków. I jest to, jak się wydaje, twierdzenie prawdziwie w odniesieniu do obydwu zasadniczych ujęć polityki – ujęcia klasycznego, platońsko-arystotelesowskiego, widzącej politykę jako działalność etyczną, oraz ujęcia nowożytnego, makiawelicznego, gdzie polityka jest pewną sztuką realizacji określonych celów przy uwzględnieniu określonej rzeczywostości. A z innej beczki – czy konserwatysci prowadzą politykę? Bynajmniej, oni tworzą kółka intelektualne, towarzystwa kanapowe będące miejscem dyskusji całkowicie wyabstrahowanych z otaczającej nas rzeczywistości. A na koniec delikatny przytyk – czy Greenspana albo Balcerowicza nazwać można gorliwymi orędownikami samoregulacji rynku, jeśli obydwaj kierowali państwowymi instytucjami regulującymi rynek?

    Grudzień 12th, 2008

  10. Anna

    A ja uważam, że to media tworzą obecnie politykę i polityków, podczas gdy znaczna większośćspołeczeństwa wogóle się tym nie interesuje. Wystarczy zapytać się przysłowiowego Kowalskiego o aktualne wydarzenia na scenie politycznej. Co odpowie?
    Że ona ma własne problemy a nie jakieś tam politykowanie. 80% społeczeństwa obawia się pogorszenia swojej sytuacji materialnej a miesięczny dochód na osobę 1/4 respondentów wynosi 501-900zł. Ci ludzie zastanawiają się jak żyć a nie kto kogo tym razem obraził i kto był pijany a kto nie.
    Rozmawiałam ostatnio z jednym z polityków, który jest zresztą często i chętnie zapraszany do środków masowego przekazu, i on sam przyznał, że stacje telewizyjne mają bardzo dużo czasu antenowego, którego nie mają czym zapełnić. I to one tworzą różnego rodzaju afery (przez sprytny montaż kręconych materiałów), po to właśnie, aby mieć o czym pisać i o czym robić programy. I interes się kręci.
    A większość polityków żyje w swoim wyimaginowanym świecie bycia kimś ważnym i cenionym – bo są zapraszani do telewizji.
    I powstało w ten sposób dziwne małżeństwo: media i politycy, którzy patrzeć na siebie nie mogą, ale żyć bez siebie również nie.
    Żyje to małżeństwo tylko dla siebie, na wysokiej górze, i tylko czasami garstka przechodzących obok spojrzy się do góry, żeby na nich popatrzeć. A potem idzie dalej…

    Grudzień 13th, 2008

Reply to “Myślenie od nowa, zapowiedź postpolityki”