„niewiedzenie” nie jest apokalipsą – po co jest psychoanaliza (4)


W ostatnich komentarzach  zaczęły padać fachowe terminy, co świadczy, że czytają ten blog też i praktycy kleinizmu. To dobrze, ale unikałem, i unikał będę nadal, bezpośrednich odniesień do praktyki terapeutycznej, że nie wspomnę o psychoanalitycznej. Tę część mej wiedzy pozostawiam kontaktom ograniczonym do superwizji i zagadnień podnoszonych na grupach klinicznych. Więc dorzucę tylko, że kontenerowanie jest tylko funkcją, żadnym tam talentem czy zdolnością. I jeszcze jedno, ma ono całkiem bliski związek z intuicją, której konceptualizacji jeszcze się na blogu nie podjąłem (bo ma ona znaczenie głównie w praktyce). Wszelki  żargon fachowy jest formą oszukaństwa (nie oszustwa, bo chodzi w tym o stosowanie szeregu trików). To rodzaj prestidigitatorstwa, sugeruje więcej niż jest w stanie dać, uwodzi słuchacza, rozdziawia mu gębę, czasem z zachwytu, a czasem z poirytowania. Wygląda to na zestaw sztuczek, które pokrywać mogą brak królika w cylindrze. Blog ten ma w swym podstawowym zamiarze pokazywanie, że jest jednak króliczek, może nie w cylindrze, ale w zanadrzu owszem. Demistyfikacja tego żargonu jest bardzo ważna, choćby dlatego, żeby unikać sytuacji, w której robi się słuchaczy w balona, karząc im latami gonić króliczka nie dając im możliwości jego pochwycenia (rzecz nieodzowna dla praktykowania). W rezultacie, po pięciu, dziesięciu czy dwudziestu latach słuchania, i tak słyszy się na końcu, że nie jest się jeszcze psychoanalitykiem. W tym miejscu mój nieco przydługi dzisiejszy prolog dociera do sedna tego wpisu – do konceptu Innego. Czy rzeczony króliczek jest posiadany przez tegoż Innego? A może, to ci dopiero numer!, nie ma takiego króliczka? Dla zrozumienia konceptu Innego, te dwie kwestie mają wagę zasadniczą. To w tym miejscu poległ Schneiderman. Jego pacjenci domagali się od niego króliczka – tylko czym jest ten króliczek? W każdym razie, tak czy owak, uległ on sugestii, że ma do dyspozycji króliczka. Uległ też w inny sposób – gdy usłyszał, że jesli nie da swemu klientowi króliczka, to poszukają go u kogoś innego, złapał się na haczyk. Przecież on też potrzebuje króliczka i kiedy ma go już w swych rękach, to nie pozwoli mu się wymknąć. Cóż, odwieczny, stary, jakże znany w środowisku analitycznym dylemat posiadania pacjentów. W taki sposób dzieje się to, co nazwać możemy rejteradą  na pozycję „małego innego” (tego, który potrzebuje lub już ma króliczka). Ponieważ terapeuta potrzebuje pacjenta, to siłą rzeczy staje się coachem. Relacja staje się symetryczna. Ty jesteś moim króliczkiem (dlatego w takiej sytuacji nie nazwę ciebie pacjentem tylko klientem), a ja dam ci króliczka, którego potrzebujesz (ale pod warunkiem, że mi powiesz jakiego króliczka potrzebujesz). Wszystko dzieje się tak, jakby króliczek rzeczywiście istniał. W konsekwencji nie ma miejsca na rzeczywistość przeniesienia. Musi ono stać się przedmiotem kontraktu, zamiast skutkiem dyskursu. Rejterada na pozycję „małego innego” ma miejsce z pozycji Wielkiego Innego, lub po prostu Innego. Co określa tę pozycję? Tylko to, że rzeczony króliczek jest nim tylko jako domniemanie. Pacjent (a nie klient) przypuszcza, że Inny, do którego przychodzi, ma króliczka; by przybliżyć czytelnikom Lacana: pacjent zakłada, że Inny wie coś na temat króliczka; nie wie, że analityk wie, ale zakłada, że wie. Tu pojawia się niewymazywalna różnica między psychoanalitykiem a coachem. Czy wyobrażacie sobie, by psychoanalityk został trenerem drużyny piłki nożnej? To nie wyjdzie, bo należałoby założyć, że wie on coś na temat metodyki treningu w tym obszarze, i to wystarczyłoby, by zawodnicy zaczęli trenować. Klienta definiuje wiedza na temat swych potrzeb (poproszę kilogram cukru, zwraca się klient do sklepikarza, przy czym nie przychodzi on po cukier do sklepu z artykułami AGD). Pacjenta definiuje niewiedza dotycząca jego potrzeb (w sensie potocznym, nie psychoanalitycznym), do analityka przychodzi on z tym samym co do lekarza (proszę mi powiedzieć co mi jest, bo sam nie wiem). Tyle że odpowiedź różni analityka od lekarza. Współczesny lekarz wie lub wierzy, że wie bądź będzie wierzył, co jest pacjentowi. Z analitykiem jest inaczej. Na starcie pacjent nie wie i analityk nie wie, lecz pacjent zakłada, że analityk wie, a analityk tylko nie wyprowadza go z błędu (a prościej, podtrzymuje ten akt zaufania). I macie rzeczywistość przeniesienia, jego fundament. To warunek konieczny, ale niewystarczający. Inaczej rzecz ujmując, upragniony króliczek nie jest tym samym, co króliczek, po który się zawitało w gabinecie.Wielki Inny jest miejscem, z którego się przemawia mniej więcej tak: „dlaczego przychodzi pan/pani kupować cukier w sklepie AGD?”, lub „nie wydaje mi się, bym musiał panu/pani sprzedać cukier, proszę mi wyjaśnić, dlaczego miałbym to zrobić?” Zważmy, Inny nie potrzebuje króliczka, natomiast domniemany króliczek u Innego jest tym, co pragnione jest przez zainteresowanego. Inny (wielki oczywiście) nie ma żadnej psychologii (bo nie potrzebuje żadnego króliczka), żadnej duchowości (bo nie potrzebuje dla siebie żadnego swego Innego), żadnej cielesności (bo ślepy on i nieco przygłuchy). Niemniej jednak jest! Klient Schneidermana prosi go o pomożenie mu w podjęciu decyzji. Schneiderman mógł, kierując się zwykłą sąsiedzką życzliwością lub posiadaną wiedzą, mu w tym pomagać, więcej nawet, zdecydować za niego. Ale mógł też zrobić tak: „ma pan/pani przed sobą wybór między A i B; nie wie pan/pani co wybrać; to niech rozstrzygnie za pana/panią zwykły los związany z rzuceniem monety: awers to A, rewers to B, lub odwrotnie; co wypadnie, będzie wyborem, o który panu/pani chodzi”. Jak sądzicie, dlaczego ludzie na to się nie godzą? KP


3 Comments, Comment or Ping

  1. Spokojny

    Godzą się. Rzucają monetą, tylko nie jedną a trzema. Później zapisują wynik w postaci heksagramu I’Cing i stamtąd, z księgi sprzed tysięcy lat dostają odpowiedź zapisaną tam przez świątobliwych mędrców. Na przykład taką, że to dobry czas by w bród przekroczyć wielką rzekę. Albo, że gęste chmury, ale jeszcze bez deszczu. Co innego jednak rzucić monetą by odpowiedzieli mędrcy, a co innego rzucić monetą ot tak. Mędrcy mają króliczka, moneta to tylko moneta. Oni chcą mądrość, nie decyzję. Chcą wierzyć, że istnieje ktoś kto wie, czyli ich życie, decyzje i dylematy wpisane są w jakiś głębszy sens. Jest jakiś plan na to. Może być plan naukowy ale żeby jakiś był. A zależność od zadowolenia klienta istnieje. Wszystko w tym wpisie to prawda.

    Sierpień 9th, 2011

  2. Spokojny

    No tak. Klienta. Pacjent jest jak płaci ktoś inny.

    Sierpień 9th, 2011

  3. Aneta Mac'

    Nie godzą się na monetę, bo tak naprawdę wiedzą, czego chcą. Rzut monetą to dobry sposób, aby się o tym przekonać. Wystarczy rzucić, zobaczyć wynik i już każdy wtedy poczuje, czy jest zadowolony, czy jednak walczy z decyzją „losu”.

    Wrzesień 6th, 2011

Reply to “„niewiedzenie” nie jest apokalipsą – po co jest psychoanaliza (4)”