Recenzując różne aspekty wizyty S.Schneidermana w Polsce podkreślałem dotychczas jej pozytywne echa, w tym jego nieskrywany protest przeciwko roszczeniom psychoanalizy ku byciu uniwersalną odpowiedzią na wszystkie pytania stawiane samym byciem i trwaniem podmiotu. Quasi-religijny klimat dyskursu, misja zachowania czystości przekazu odkryć freudowskich, koncentracja na studiowaniu tekstów, niewiele różniąca się od tego samego co czynią „badacze Pisma Świętego”, wzbudzanie nadziei na odnajdywanie w nich odpowiedzi finalnych, to wszystko ma moc uwodzącą. Ku czemu wszelako to uwodzenie zmierza? Przecież nie do życia po śmierci. To może do życia za życia? A jeśli nie, to może chociaż przynajmniej do zdrowia?
Tu oto pojawiają się schody. Dokąd ta droga prowadzi i dlaczego w ogóle się w nią wybierać? Istnieje uroszczenie analizy, by obok religii i obecnie dominującej nauki, psychoanaliza była tą trzecią, poniekąd drogą systemową. Drogą, która nie nawraca wątpiących, która nie składa hołdów postępom nauki, czyniącej z podmiotów ludzkich jedynie króliki. W takim razie co to za propozycja?
Schneiderman tu znalazł rozczarowanie. Głosi, że psychoanaliza nic nie daje (lepiej powiedzieć jest, daje Nic). Sprowadza się do kreowania opowieści podmiotu o nim samym, o jego byciu w świecie, w którym rzeczywistość tego świata jest zaledwie tłem. Czy można traktować to jako coś w rodzaju koła ratunkowego dla osoby sproblematyzowanej przez samo życie?
Gdzie jest to Jedno, którego można się schwytać, któremu można się dać powierzyć? Schneiderman znalazł to coś i stał się coachem. Zaczął rzucać koła ratunkowe. Gdzie je znajdował? W zdobyczach nauki ma się rozumieć. Odseparowany, jak większość ludzi współczesnych, od religii (byłem w niedzielę zaproszony na uroczystość reintrodukcji XIX-wiecznego obrazu religijnego, odnalezionego po latach zapomnienia; na uroczystość składała się procesja z kapliczki przydrożnej, gdzie obraz ten przez ponad 100 lat się znajdował, do oddalonego o może 300-400m kościoła, gdzie teraz ma przebywać; na uroczystość przeniesienia przybyło jakieś 20 osób z całej ponad 700 mieszkańców liczącej wsi), przytulił się do nauki z jej ciągle zwiększającym się zasobem wiedzy, do racjonalności definiowanej dzisiaj jako to, co jest naukowo zweryfikowane. W tym obszarze kołem ratunkowym jest tylko coś posiadającego atest. Przecież nic lepiej nie ratuje jak koło ratunkowe opieczętowane atestem z podaną datą przydatności do użycia.
Czy wiecie ile sztuk kwiatów sprzedaje się w walentynki? Jakieś 100mln! Kogo to interesuje? Nikogo! To dlaczego ta wiedza jest generowana? Bo „nie wiadomo” jest wrogiem nauki. Bo „nie wiadomo” nie ma dla nauki statusu realnego, tylko, to ci dopiero numer, status etyczny. Niewiedza jest grzechem, a zdobywanie wiedzy działaniem moralnym (tak postępuje przesympatyczny sukinsyn, dr.House), wprost imperatywem kategorycznym.
Pewien profesor medycyny tym oto uraczył pacjenta, gdy on wahał się przed podjęciem decyzji o „koniecznym” zabiegu operacyjnym (typowe koło ratunkowe mające atest podręcznika): „co za człowiek!; należysz do 1% procenta ludzi, którzy…itd.” Ten 1% to zmora nauki, to niewiedziane „nie wiadomo” domagające się przyznania statusu: wiedziane „nie wiadomo”. Wściekły profesor jest wściekły, bo spotkał się z tym, co zdaje mu się irracjonalne. Tymczasem jednak doświadcza jak najbardziej czegoś realnego – w wahaniu się pacjenta doświadcza jego podmiotu, tego, co nie jest pozytywnym przedmiotem dociekań nauki.
W tym miejscu otwiera się droga psychoanalizy. To droga dla tych, którzy oddzieleni są zarówno od religii, jak i od nauki. Dla tych, którzy nie są zadowalani ani przez religię, ani przez naukę. Psychoanaliza jest tylko dla niektórych. Nie jest nawet dla 99% ludzi. Ale czy można wyciągnąć z tego wniosek, że psychoanalityk jest jak Trinny i Suzannah, nagabujące klientów galerii handlowych i proponujące najprzeróżniejsze zmiany ku satysfakcji uwodzonych osób?
Życie musi dać w kość, by klientem-pacjentem stał się nasz gość. Życie, lecz nie codzienność. Codzienność daje nam powody do frustracji, do zmagania się ze stresem, a trudnością jest tylko dostęp do odstresaczy, czy to przez brak czasu, zalatanie, nadmiar obowiązków, tudzież poprawność polityczną zakazującą przekląć sobie głośno, dać upust wściekłości i innym emocjom, upić się od czasu do czasu. Życie daje nam w kość inaczej. Lokuje nas w miejscu, które jest najzwyczajniej alienacją. W miejscu, w którym „nie wiem” jest tylko „nie wiem”; w miejscu, w którym jestem 1% ludzi, odrzutem, śmieciem, fusem, i dla nauki i dla religii.
Czyż nie jest to miejsce wyjątkowe? Czyż podmiot nie jest tylko wtedy wyjątkowy? „Lekarze nie mogą mi pomóc, księża też, egzorcyści podobnie – czy pan/pani jest mi w stanie pomóc?”
Czy wyjątkowy gość w gabinecie odnajdzie w nim wyjątkowego Innego? A może w ogóle chodzi w tym wszystkim o to, by wyjątkowy ktoś odnalazł wyjątkowego Innego, którego pragnął i pragnie?
KP
10 Comments, Comment or Ping
Kontenerowanie jest układem wampirycznym istniejącym za zgodą analityka-dawcy, który ma przekonanie, że potrafi dać sobie wyssać tyle, ile jest w stanie odtworzyć w procesie samoodnawiania organizmu. Pacjent z pewnością to wie, gdzieś głęboko. Może więc cała treść (czyli fetysze analityków wg Spokojnego) jest psu na buty. Może leczy fakt, że pacjent-wampir jest świadom, że analityk zdecydował się mu dać „aż tyle” (na ten czas, kiedy pacjent uczy się pewnej wstrzemięźliwości). Oczywiście nie mówię tu o tych, co siedzą tyłem do pacjenta, by móc bujać w intelektualnych oparach.
Sierpień 2nd, 2011
No właśnie mnie olśniło po raz drugi. Po raz pierwszy jak gospodarz nasz napisał, że analiza jest wystawieniem się na osąd. Jakoś mi to trafiło. Ale wystawić się na osad siedząc twarzą w twarz? Czy wystawić się na osąd siedząc za analizantem? Od tamtej pory dużo myślałem o tej pozycji. Czy twarzą w twarz, czy siedząc za analizantem leżącym lepiej jest żeby analityk słuchał tego „proszę mi pomóc w podjęciu decyzji albo poszukam kogoś innego” które tak przeraziło Schneidermana? No i dziś mnie olśniło. Optymalnie jest, kiedy analityk siedzi do pacjenta tyłem. Analizant nie jest analitykowi potrzebny. To analityk jest potrzebny analizantowi. Czyli tyłem trzeba siedzieć.
Sierpień 2nd, 2011
Wojtasie, myślę, że kontenerowanie jest raczej wstrzymywaniem się od „interpretacyjnego odwetu” i od odreagowania poprzez interpretację (acting out). Coś w rodzaju: „ty właśnie pragniesz wyssać z obiektu, lub go niszczyć, to Twoja fantazja, bo nie wysysasz ze mnie, ani mnie nie niszczysz”. Pacjent zda sobie sprawę z tego dopiero, gdy spotka się z kontenerowaniem, nie zaś z odreagowaniem, które utwierdzi go w fantazji o omniepotencji.
Sierpień 3rd, 2011
Czy to znaczy że „wstrzymywanie się” nie wymaga wysiłku analityka?
Sierpień 3rd, 2011
Po alienacji?Gdy ten podmiot jest po alienacji,i jest przekonany,ze jest śmieciem,to znaczące z dyskursu religii i nauki powinny zamilknąć w ustach analityka , I to nie jest pozycja podmiotu -pasożyta, wiec nie ma tu mowy o kontenerowaniu wampira.I w tej sytuacji analityk nie może wprowadzić nic ze swego pragnienia,ani żadnego znaczacego z pragnienia Innego o ile pragnącego.Dla analityka pozostaje tylko wymyślenie pytań do tego nikogo, i bynajmniej nie :”Czego ty ode mnie chcesz” ?, czy też „Czego ty dla siebie chcesz”? Bo gdy taki ktoś poda rekę swemu Innemu na dzien dobry niczego nie chce poza pytaniem,od analityka,to jest jedyne czego chce Te pytania były już postawione kiedyś i znalazły swe odpowiedzi ,które okazały się niczym.Pustka ,nic i lęk a pod nim własny znaczący,który oby był pomocny w robieniu czegoś z niczego.Tam gdzie nie ma prostego pytania ze strony analityka ,analityk jest tylko Smiercią, a śmierći można chcieć,bo to wybawienie od bezsensownego pustego chcenia miłości,ale jej nie można pokochać.
Sierpień 4th, 2011
Myślę, że wstrzymywanie się takiego wysiłku nie wymaga o ile analityk naprawdę wie, że to jest do obiektu a nie do niego. Wtedy nie musi tego mówić i tym samym strugać z pacjenta idioty.
Sierpień 4th, 2011
Mówimy o czymś innym. Dla mnie kontenerowanie zaczyna się w momencie przyjęcia pozycji analitycznej. Analityk robi coś „ze względu” na pacjenta i jest to wysiłkiem, bo inaczej robiłby to bez przerwy i nie brałby pieniędzy. I ta pozycja nie jest dla mnie w ogóle wyłączną własnością czy wynalazkiem analizy – można jej spokojnie szukać u uzdrowicieli itp. Czyli wyprzedza wszelkie naukowe czy religijne dyskursy.
Sierpień 4th, 2011
A to mi o coś innego chodziło. Bardziej mi chodziło o to, że kiedy pacjent zaczyna analityka zasypywać różnościami w rodzaju ze wszystkich lekarzy to własnie pan jest tym na świecie najgorszym i mnie pan niszczy we mnie dziurę wypala i takie takie to ma się do wyboru kilka opcji. W tym pomieszczanie rozumiane jako technika i że ta mi się wydaje najmniej obronna w stosunku do dajmy na to prób odniesienia tych rzeczy do złych obiektów z przeszłości klienta co mi się wydaje w niemal stuprocentowej wiekszosci przypadków tylko może stan czyjś pogorszyć. Ale z tym co piszesz to się zgadzam że to wymaga wysiłku bo przecież co innego z kimś rozmawiać co codziennie robimy a co innego do niego mówić, co robi analityk :)
Yalom coś takiego kombinował, żeby opowiadać co u mnie ale to też jest kontenerowanie. Bo przecież na codzień nie opowiadamy co u nas, tylko gramy coś swojego. No więc w sumie wszystko może być kontenerowaniem o ile jest skierowane celowo na stworzenie dla pacjenta jakiejś przestrzeni żeby sobie tam jeździł i w tym sensie to jest leczące cokolwiek tam się mówi czy robi. O ile rzeczywiście wszystko się tam mieści, bo jeśli nie wszystko się mieści, to jest to indoktrynacja. Tak jest na przykład na alkoholówkach i innych tego rodzaju edukacyjnych korektywach, gdzie w zasadzie też jest kontener, ale on mieści tylko niektóre rzeczy, a inne wywala.
Anie chyba chodziło o to, że „określanie celu” to pakowanie pacjenta w to samo, z czego on przyszedł, bo on chce przekazać swoje pokręcenie, a nie cokolwiek osiągać co by tym pokręceniem nie było. Tak rozumiem to co przeczytałem.
Sierpień 4th, 2011
Anie chodziło o to, by owinąć w lacanistyczną bawełnę całkiem proste stwierdzenie.
Sierpień 4th, 2011
Spokojny,jestem wzruszona i pod ogromnym wrażeniem.Ponieważ rzecz o psychoanalizie,chciałam troszkę analitycznie.Gdyby,to było to samo,ale bywa,ze pakuje go w sytuację,w której wymusza,uwodzi,szantażuje,do pójścia w miejsce,gdzie panuje bezprawie,brak idei granic .Kontenerowanie,jeśli chcecie,w momencie odwrócenia sie od Innego pozwolenie podmiotowi na realizowaniu Realnego-w tym momencie,opisanym przez p.Krzysztofa jako nagiego,odwróconego plecami do Innego/z zachowanymi znaczacymi z wszelkich przestrzeni;symbolicznych,realnych i wyobrazeniowych/-tu bedzie to spotkanie z Pustka i Niczym.Jeśli analityk nie ma na to dość siły,cierpliwości odwagi ,wiary w znaczącego i szacunku do podmiotu,serwuje powtórzenie w trwaniu tańca ze śmiercią ,w formule ciągłego popychania do aktów kanibalistycznych,,czy zbiorowego zabójstwa ojca..Zgadujcie ile lat,może to wytrzymac podmiot,któsy chce wreszcie oswoić sie z pszychylnością pustki i totalnej Nicości?Jakie sa skutki,tejże pozycji?Analitycy wiedzą-to trwanie w narcyżmie wtórnym potem wtórnym.Jak kontenerować ten juz nie podmiot?Na rany Chrystusa jesteśmy w obszarze śmierci Jak przejśc do życia?Zamilknąć lub zadać pytanie,a nie wyskakiwać z jakąś wiedzą lub propozycja.Bo pytanie jest pojawieniem się Innego zainteresowanego podmiotem,milczenie mi.zgodą na brak w sobie.Ale tu trzeba przestać bać się, własnego braku.p.Krzysztof,pisze,że sprawdzianem dla analityka jest zgoda na krytykę. Straszne gdy to jest postawa narcystyczna.Analityk może i powinien nie godzić się na ciągłe walki o prestiz(chyba,że to dot,każdego Innego milczacego/ bo wtedy analizy nie ma, ale musi zgodzić sie na swój brak.To szansa na oswojeniem sie z brakiem i możliwość bezbolesnego uszanowania dla fallusa .Ba taki fallus pochodzi od ojca i jego Imienia.Ojca realnego,/niezależnie pod jakim przebraniem/ nie chce sie ani mieć ani nim być.Hm,ojciec od kiedy to zaczyna budowac własne scenariusze dla dziecka,chyba,ze analityk tak postrzega swa misję.Największym darem od analityka jest dać nic,pustke a kazde pragnienie i znaczacy pragnienia zaburza alienację,wolność,z którą sie może narodzić podmiot.”Na początku będzie słowo,”nikt nie wie jakie,a jakie już było,jteż już nie pamieta ,zwłaszcza analityk.Bo S1 zwanym S2 jeśli analityk chce związać podmiot to koszmar wiec czekamy co ,przez kogo bedzie powiedziane.
Sierpień 9th, 2011
Reply to “Jeśli nie wiem, to za wszelką cenę muszę wiedzieć – po co jest psychoanaliza? (3)”