W naszej podróży przez krainę Wyobrażeniowości docieramy dziś do punktu, który rzuca światło na problemat wiedzy i istotę tego, o co chodzi w tym, co tak bezrefleksyjnie nazywane jest w czasach, w których żyjemy, relacją międzyludzką.
Na początek mój przedmiot szyderstw (tak, tak, przedmiot, nie podmiot), czyli nauki brata Ksawerego Knotza OFMCap, tego, co próbuje zareklamować katolikom życie seksualne (jak gdyby komukolwiek należało je reklamować). Oto co mówi „mój brat w wierze” o dobru w miłości: „jeżeli ja chcę czyjegoś dobra, to nie chcę temu komuś zrobić żadnej krzywdy…”. Nie lepiej jednak poznać to, co jest dobrem dla tego kogoś, a potem dopiero to uskuteczniać? Kto albowiem ma wiedzieć, co jest dobre dla niego? Brat Knotz twierdzi, że czynienie dobra jest sednem relacji miłosnej. Piękne, ale czyjego dobra? Mojego czy twojego, jego czy jej? Jeśli relacja miłosna ma mieć sens, to winno się odpowiadać jej, a nie mojego. W obszarze seksu nic nie gra ze sobą. Jeśli on/ona chce, by trochę go/ją sponiewierać, bo to dobro jego, to…oto cały dylemat. Jego/ją to nie krzywdzi, wprost przeciwnie, co na to „mój brat”? W tym zawiera się cały dylemat kaznodziejstwa – w rzeczywistości twoje dobro, mój partnerze, to nie jest dobro. To co ja wiem o dobrze, to dopiero dobro! Czy powie wszelako nasz kapucyn, że szczęście osobiste i prywatne zadowolenie nie są dobrem? Dziś już nie, mam taką nadzieję, bo mnie jeszcze na katechezie, jeden z pierwszych znanych mi bioetyków wśród duchownych przekonywał, że szczęście i zadowolenie osobiste to dobro nieautentyczne. Zatem czyje dobro w miłości jest realizowane, jeśli staram się olewać zadowolenie mego ukochanego? Ani moje, ani twoje, tylko brata, a może nawet instancji jeszcze wyżej stojącej!
Tak czy owak namawiamy kochających do stosowania jakiejś formy przemocy („Chcesz być spoliczkowany – co z ciebie za zboczeniec!”). Pamiętaj, w pierwszej kolejności masz zadowolić instancję wyższą, albo mnie! W ten sposób możemy łatwo zauważyć, że Wyobrażeniowość to teren walki o prestiż – moje rozumienie dobra jest dobrzejsze niż twoje rozumienie. (Gdy Berne tworzył zbiór gier prowadzonych przez ludzi, jedną z nich nazwał „grą w moje lepsze”. Sądził ten sympatyczny naiwniak, że można stworzyć pełen zbiór interpersonalnych gier. Tymczasem faza lustra to uniemozliwia – ilość kopii kopii jest niczym nieograniczona.).
Do redakcji URz przyszedł list czytelnika, w którym deklarując się jako przeciwnik aborcji (bo nie wiemy, w którym momencie pojawia się życie, więc choćby bezwiednie, to możemy je zabić), jednocześnie deklarował się jako zwolennik eutanazji na życzenie podmiotu (albowiem wiemy bezsprzecznie o istnieniu podmiotu). I oto ktoś z redakcji atakuje czytelnika całkowitą swą ignorancją (w tym wypadku kluczowy dla zrozumienia działania Wyobrażeniowości koncept „mylnego rozpoznania” lepiej jest oddać jako „zignorowane rozpoznanie”). Stwierdza bowiem: „I w przypadku aborcji i eutanazji decydujemy o życiu innych”. Nie będę tłumaczył dlaczego ten sąd jest fałszywy. Wskażę tylko na wspomniany już fakt olewania dobra drugiego, nie dobra według mnie, ale dobra według niego, gdy pisze się: „czy stary schorowany człowiek nie jest bezwolny? Na pewno wie co robi? To jego wola? itd. Hm..tylko co redakcyjny odpowiadacz wie o starości? Kiedy się ona zaczyna? Może wtedy, gdy wspomnę o chęci skończenia ze swym życiem, ha..?
Zobaczmy czym różni się sąd (charakterystyczna rzecz dla Wyobrażeniowości) od osądu (dla Symboliczności). Ponieważ nie wiadomym jest kiedy zaczyna się życie, to fakt ten możemy jedynie ogłosić z góry, arbitralnie. Obwieszczenie czegoś jako pewności, a nie jako wiedzy, może płynąć tylko z góry, mocą samego przekonania, mocą samego Słowa. Jest to akt wiary, a nie fakt wynikający z poznania czegoś. (Wbrew powszechnemu przekonaniu, psychoanalityk interpretuje od strony pewności, a nie od strony wiedzy. Jest wyrocznią, a nie agentem perswazji). Osąd tyczy spraw ostatecznych – jest życie albo nie ma życia, żyje albo nie żyje denat, zwycięstwo to albo porażka itd. Osąd czyni brak w Realności – jeśli lekarz stwierdza zgon, to uśmierca, a nie tylko stwierdza śmierć (jego stwierdzenie jest wyrokiem!). Osąd, wyrok, wyrocznia mówi z miejsca prawdy, a nie wiedzy. W przypdku aborcji ryzykuje zaszczepieniem życia tam gdzie go nie ma (jak tylko pozornie tajemniczo mówił Lacan: „Realne choruje z powodu znaczącego”). Jeżeli nawet zygota nie jest życiem, to ogłoszenie jej życiem wprowadza tylko niewielki nieład w Realności. Lecz ogłoszenie dziecka istotą bezwolną, podobnie osoby starszej, czyni wielki nieład, albowiem każe milczeć „bytowi żyjącemu”, anuluje możliwość proszenia („proście a będzie wam dane”), „bo nie wie on/ono co mówi”. To należy do istoty faryzeizmu.
Wiedza leży w Wyobrażeniowości – nawet o krok nie przybliża nas do Prawdy. Wiedza produkuje tylko więcej wiedzy. Więcej i więcej.
Prawda jest tylko enigmatyczna. Leży poza wiedzą. Niekiedy odciska się na wiedzy. Wtedy mamy symptom, wiemy, że mamy ciało lub coś z ciała.
KP
Oto zdanie z komunikatu Episkopatu Hiszpanii, brzmi tak: „ponieważ życie ludzkie nie należy do człowieka, lecz do Boga, autonomia jednostki ludzkiej nie może być absolutna”. Tylko czy Episkopat Hiszpanii słyszy co ludzie o tym mówią, przynajmniej niektórzy? A jeśli słyszą, to traktują to jako swoje zwycięstwo czy porażkę?
2 Comments, Comment or Ping
komentarze się popsuły
Lipiec 7th, 2011
Ja to się nie odzywam jak czytam o tym dobrze i niedobrze bo mi to nic nie robi. W sensie do niczego mi to nie podchodzi jakoś. Trochę tak się wtedy czuję jak w dawnych latach kiedy pisywał do mnie jeden gość z forum o religii. On do mnie pisał żebym mu powiedział jak odnaleźć w życiu sens. Ja mu na to stary ale o co ci chodzi? No sens. Mam życie i chcę, żeby ono miało sens. No więc mu piszę człowieku czego ty chcesz ode mnie, przecież nie ma czegoś takiego, żeby życie miało jakiś „sens”. On mi – twoje życie nie ma sensu? To mu piszę stary co innego powiedzieć, że coś nie ma sensu a co innego powiedzieć, że nie ma sensu tego czegoś. Sens tańczenia, sens życia, sens polityki – to nie ma sensu pytać się o taką rzecz. Ludzie to wymyślają żeby mieć na czym umysł zawiesić. Chcesz na czymś umysł zawiesić to sobie nie wiem gruszkę zjedz albo coś.. A on mi na to – ale jaki w tym sens?
Dobro i zło to są trochę podobne tematy. Takie gry i rozrywki umysłowe. Moja babcia krzyżówki rozwiązywała na przykład. A mój kolega poznawczy behawiorysta jak mu to powiedziałem to mówi do mnie, że w europejskiej kulturze to są trzy wartości, miłość prawda i piękno czy jakoś tak.. Dla mnie mówię do niego to w ogóle jakieś berbeluchy umysłowe. Ale on twierdzi, że Dexter cierpi na zespół Aspergera. To mu mówię stary on nie cierpi na żaden zespół. On pokazuje, że każdy z nas gra jakieś role. Na przykład te twoje trzy wartości to właśnie takie role. Albo ten „sens”, albo rozważania o dobrym i złym. Episkopat Hiszpanii. Władza. Moje koty też to rozumieją.
Lipiec 8th, 2011
Reply to “Lustereczko, powiedz przecie, żem jest najmądrzejszy w świecie”