Nasi kochani antropologowie, tu gryzę się w język, by nie krzyczano na mnie żem jakiś samiec alfa, więc dodaję w pośpiechu „i antropolożki”, co to życie swe młode spędzają wśród „naczelnych”. Panie te zatem (słówko „zatem” używam, by nie powtarzać w kółko słówka „więc”), a za nimi panowie, tak ukochali naczelne i wcześniejsze „człowiekowate”, że zagubili się we własnym powołaniu. Już nie tylko nie dostrzegają różnicy między nami a naczelnymi (albowiem, to zastępnik dla „bo”, między nami a „człowiekowatymi” w zasadzie nie ma różnic, jak sądzą, chociaż tego głośno nie przyznają), ale gotowi są widzieć w żuczku gnojowniczku prefigurację Syzyfa i obecność na tak wczesnym etapie ewolucji genu „symboliczności”.
I tak, najpierw twierdzono, że człowieka określa dwunożność, często nieprecyzyjnie określana mianem pozycji wyprostowanej. Wykazywano tym słabą znajomość zoologii, zapominając o pingwinach i kangurach. Argument o wyjątkowości człowieka w stosunku do zwierząt w postaci dwunożności upada. Potem mówiło się o „wynalazczości” zwierząt. I wydaje się, że nikt nie chce dostrzec, że owe „wynalazki” podporządkowane są instynktowi przetrwania. Nie służą zwierzęciu, służą tylko i wyłącznie trwaniu życia dzięki gatunkowi (a precyzyjnie liczebności osobników danego gatunku). U ludzi tak nie ma. Wynalazczość nie polega na podporządkowaniu wynalazku instynktowi. Instynkt kieruje się ku jednemu, uniwersalnemu obiektowi, który jest konieczny do przetrwania. Uniwersalny oznacza tu tylko tyle, że jest on nieobcy każdej żywej istocie. Dla człowieka prosty kijek, służący orangutanom do wyciągania termitów z norek, staje się narzędziem do wsadzania go w oko innego człowieka (to jest kreatywność), albo poprzez wykonanie przycięć użycie go jako widelca (to wynalazczość). Jest jasne, że wsadzanie w oko, ani używanie widelca, nie jest potrzebne do tego, by człowiek przetrwał. Z kolei argument, że moralność nie jest obca zwierzętom nie dotyczy moralności, jak sądzą propagatorzy tegoż, tylko tego, że małe dzieci z lubością wkładają kijek w oko innego dziecka (ale ono jest nieświadome czynionego zła, mówią), a duże dzieci, czyli dorośli, mając świadomość zła i czynienia zła, mimo tego czynią zło. Zatem dzieci i dorośli czynią zło, pomimo istnienia moralności, która ma temu zapobiegać. I czynią tak wszyscy ludzie.
Czym przeto jest ta siła, konieczna i przez to nieunikniona, niezależna od wieku ani płci, od świętości także?
Tą siłą jest popęd.
Dwie właściwości bycia człowiekiem czynią go istotą wyjątkową w porównaniu do zwierząt. To mowa i popęd.
Ale o tym przeczytacie w części drugiej.
K.P.
No Comments, Comment or Ping
Reply to “Popęd, cz.I Zwierzę”