Nie ma Innego Innego, czyli co boli konserwatystów (polskich)


Po anorektykach przyszedł niespodziewanie czas na konserwatyzm, a to za sprawą mniej lub bardziej jawnej polemiki jaka od pewnego czasu toczy się pomiedzy Adamem Dankiem, miłym młodym człowiekiem, którego miałem okazję poznać osobiście, a Adamem Wielomskim, także młodym wybijającym się człowiekiem. Obaj, jak zgodnie stwierdzają są konserwatystami. No dobrze, ale co takiego miałby pisać psychoanalityk o konserwatystach?

Blog ten powstał z myślą stosowania psychoanalizy do opisu i interpretacji wszystkiego tego, co istnieje poza gabinetami analitycznymi. Psychoanalitycy to też obywatele i mam nadzieję, że zależy im na udziale w tym świecie, bo mnichami nie są. Dlatego też zainteresowałem się wyżej wspomnianą polemiką. Ilustruje ona bowiem jedna z kluczowych kwestii psychoanalitycznych.

Kto zatem, poza kategoriami politologicznymi, jest konserwatystą? Spójrzmy na to tak:

1. Konserwatysta sądzi, że świat współczesny jest zepsuty.

2. Jest przekonany o tym, że dawniej (ramy czasowe tego „dawniej” róznią konserwatystów między sobą, jedni są przekonani, iż wszystko było ok w średniowieczu, dokładniej w monarchii feudalnej, na czele której stał Bóg w osobie króla-pomazańca bożego lub papież jako reprezentant nadrzędności Ducha nad materią, drudzy jak A.Wielomski utrzymuje, że jeszcze w roku 1914 wszystko było ok – patrz jego felieton „Poprawianie natury rzeczy”) – było doskonale, lub co światlejsi utrzymują, że dawniej było najmniej niedoskonale spośród możliwych niedoskonałości.

3. Konserwatysta musi odpowiedzieć zatem na pytanie dlaczego doskonałe, najlepsze z niedoskonałych, przeszło w coraz bardziej niedoskonałe. Upraszczając, co zainfekowało ten świat, czyniąc go tak chorym („cywilizacja śmierci”, rozpad rodziny, degeneracja wartości moralnych, kwestionowanie wszelkich autorytetów itd)

4. Konserwatysta formułuje odpowiedź banalną, zbiorową w swej istocie. To INNY jest winien. Lecz gdzież mu tam do subtelności A.Rimbaud „Ja to Inny”, dla niego Inny to Obcy. Stąd odpowiedzi są zawsze naznaczone wagą predykatu UN (tak ważnego w psychoanalizie), Inny to Nie-Polak, UBek to Nie-Polak (chyba wiecie kto), Inny to Nie-Katolik (od czasu reformacji już nie Nie-Chrzescijanin). Oczywiście konserwatyści różnie wskazują tego Innego, np. A.Danek pisze, że ten Inny nazywał się Hobbes (felieton „Opium człowieka nowoczesnego”), a A.Wielomski, że twórcy ustaw socjalnych, a J.Korwin-Mikke, że Bismarck jako twórca systemu emerytalnego. Jak zwał tak zwał, ma on jedno imię: Lewica. Dla konserwatysty każdy kto dostzrega Brak w tym doskonałym świecie, a dostrzegając go próbuje coś zmienić, zaradzić, a więc wpłynąć na bieg świata i zdarzeń, jest z istoty swej Lewicą. Słuchajcie narody! Hiob był lewicowcem, a może nawet kryptokomuną, Spartakus także, Erazm z Rotterdamu, a jakże!, Luter bez wątpienia. Co ich łączy? Dostrzegali Braki w świecie, w którym żyli. Psychoanalitycy mówią w tym momencie o istnieniu „dziury w Symbolicznym”. Ona była od zawsze. Cywilizacja, najcudowniejsza rzecz na świecie zawsze rozczarowywała, była pełna rozczarowań. Hobbes, panie A.Danku był tylko którymś tam z szeregu rozczarowanych, ani pierwszym ani ostatnim. Cóż, Jezus też był rozczarowany gdy tylko spróbował pożyc życiem człowieczym. Konserwatystą jednak nie był, proponował i proponuje Zbawienie, które dopiero będzie, a nie które było. Konsekwentnie należałoby stwierdzić, że był lewicą. Ale ja tak nie twierdzę. Dlaczego?

5. Konserwatysta nie lubi podmiotów ludzkich. Konserwatysta potrafi być wyrozumiały, potrafi pogłaskać po główce, pochylic się nad „każdym człowiekiem”, ale nie potrafi nim być, tym, nad którym się pochyla, tym którego głaszcze, który jest pokrzywdzony, mały, zagubiony. Konserwatysta klęka tylko przed wyższym od siebie, przed niższym nie uklęknie, nie pochyli się. Jego myśl i wzrok nakierowane są na Ojca jako wspornika Ładu, nie nowego, tylko już byłego. Wypatruje Franco, Salazara, Pinocheta, tych, co klękali tylko przed Wyższym od nich, czyniąc tego Wyższego odpowiedzialnym za rozczarowania cywilizacji i kultury. Ot, znana psychoanalitykom piramidka – na szczycie Wyższy (INNY), niżej Inny, a jeszcze niżej Rozczarowani cywilizacją. To nie przypadkiem wymienieni przeze mnie Inni są generałami. To odzwierciedlenie Ładu, Zasad, Praw Naturalnych, kamieni węgielnych Tradycji. Twórcą Ładu jest INNY, Wyższy, INNY INNEGO, strażnikiem jego jest Inny, Rozczarowani są elementami tego Ładu, mają pragnąć tylko tego co jest w obrębie tego Ładu, mogą bardzo wiele byleby Ład o tym nie wiedział (pełna prywatyzacja życia prywatnego), nie mogą pragnąć zmiany Ładu, bo jest to zamach na INNEGO INNEGO.

Jak widzimy całość tego systemu zależy od utrzymania na swym miejscu, jako istniejącego, INNEGO INNEGO. A jeśli go nie ma? Wtedy konserwatysta stwierdza, że wszystko wolno rozczarowanym i zaczyna się bać, trwożyć.

Symboliczne ma w sobie dziurę, brak, pustkę, która własnie Symboliczne uformowała, precyzyjniej, uformowała wokół tej pustki, braku, dziury. Jest to dziura niezszywalna, miejsce dla wszystkich Hobbesów, Erazmów, Jezusów, heretyków, indywidualistów, anarchistów, pacyfistów, odmieńców, dziwaków, dla całego bogactwa świata ludzkiego, miejsce dla Innych i inności, miejsce dla ludzi bez imion, dla ludzi, którzy mają tylko do dyspozycji swój absurdalny znaczący, którym próbują rozumieć świat, próbują nawet rozumieć „niezrozumiałe” i „niewypowiadalne”, miejsce szamotania się z życiem, ale też miejsce odnajdywanej satysfakcji bycia. Konserwatysta nie potrafi dostarczyć podmiotom satysfakcji. Jest bowiem satysfakcja tym, czego Ład nie potrafi kontrolować, co czyni Ład dziurawym. I to czyni konserwatyzm a-współczesnym, impotentnym. Ludzie jako podmioty mają albo pragną mieć satysfakcję. Konserwatysta nie wie jak jej dostarczyć ani jak ją podtrzymać. Konserwatyście nie zależy na szczęściu, bodajże tylko zadowoleniu podmiotów, zależy mu tylko na zadowalaniu INNEGO INNEGO, którego nie ma, albo który jest Brakiem.

Nie sądźcie jednak, że psychoanalityk zadowolony jest z obecnego stanu rzeczy. Życie, jak zawsze było, rozczarowuje.

K.Pawlak, psychoanalityk, dlatego sądzi on, że podmiot jest Innym, ale nie INNYM INNEGO, Innym w nas. I to w podmiocie pokłada zaufanie, a wszystko co przeciwko niemu skierowane uważa za groźne.


3 Comments, Comment or Ping

  1. Mieszko

    Pora na komentarz politologiczny, pierwszy chyba na tym blogu. Otóż, generalnie analizę przedstwaioną powyżej przedstawiam za słuszną. Zdziwienie moje budzą tylko 2 sprawy.
    Po pierwsze, kwestia tego kto jest winien obumarcia byłego, najlepszego stanu rzeczy. Stwierdzenie, że dla konserwatysty winien jest inny, jest w moim odczuciu przekłamaniem. Konserwatysta ma zbyt wiele pokory wobec rzeczywistości, by winą za jej zepsucie obarczać jednostkę, czy nawet grupę. To nie Hobbes (nota bene kierujący się zachowawczym odruchem na burzliwe wydarzenia w Anglii XVII wieku) czy Makiawel zniszczyli dawny porządek, choć to oni mogli być eksponentami niezwykle istotnego przewrotu umysłowego, jaki temu zniszczeniu towarzyszył. Czemu więc, według zachowawcy, dawny porządek musiał upaść? Cóż, dla jednych upadek ten będzie to po prostu konsekwencją nieodwracalnych w swej istocie procesów, jakie zachodzą mniej wiecej od XIV wieku, dla innych może to być kara boża za grzechy ludzkości. Natomiast na pewno nie będzie to spowodowane wystąpieniem, choćby najwybitniejszej, jednostki.
    Dalej, sprawa druga, czyli Chrystus. Odnoszę wrażenie, że odwołanie się do tego przykładu w powyższym wpisie podyktowane było chęcią „zabicia klina” potencjalnemu czytelnikowi o zachowawczej prowieniencji. Ale zaprowadziło to Autora na manowce, bo twierdzenie, że Chrystus konserwatystą nie był (z czym nota bene konserwatysta-chrześcijanin by się zgodził, bo Syn Boży nie moze być takimi słowy opisany) i sytuowanie Go obok np. Tomasza Hobbesa świadczy o całkowitym pomieszaniu pojęć. Bo raz, że konserwatyzm to idea polityczna, a nie soteriologiczna, a więc oferta Chrystusa nie może być konserwatywna ani niekonserwatywna, a dwa, że w kwestii politycznej Chrystus nie wzywa do obalenia Imperium Romanum, przypomina za to o konieczności uszanowania władzy cesarskiej. On był rewolucjonistą, bo przynosił Zbawienie, a nie dlatego, że obalał istniejący porządek, jak wówczas chcieli niektórzy żydzi, a dziś lewaccy teologowie wyzwolenia. Równie dobrze więc można by konserwatystą nazwać człowieka, który codziennie pije kawę do śniadania.
    W polemice zabiegi takie są efektowne, przyznaję. Ale myślę, że mimo wszytko używać ich nie warto, choćby dla uniknięcia potencjalnej ciętej riposty.

    pozdrawiam :)

    Grudzień 1st, 2008

  2. Anna

    i nie przez przypadek słowo „konserwatysta” jest rodzaju meskiego :-)

    Grudzień 1st, 2008

  3. Albert

    Konfuduje, znaczy działa.

    Nie mam tak rozległej wiedzy jak polemiarze,
    którzy na polu wiedzy rozległej się mierzą,
    lecz to co dla mnie, to psychoanalityczne
    odsłanianie naszej nieporządanej nieporządności.

    Konserwator zabytków, podtrzymuje zbytek dawny
    by to co istotne a zdechłe podziwiać i naukę wyciągać na Nowo.
    Konserwatysta to wirtuoz konserwacji, próbujący odświerzać trupa życia przeszłego Idealnego i reanimować coś co dawno umarło.
    A codzienna kawa na śniadanie jest tym obsesyjnym pragnieniem Powstawania z popiołów co rano na wieki.
    Dla zadziwienia siebie, polecam zamiast kawy
    – zimne piweczko – choć raz w życiu dla odmiany –
    może coś dostrzeżem trzymając się ściany.

    Grudzień 1st, 2008

Reply to “Nie ma Innego Innego, czyli co boli konserwatystów (polskich)”