(H)- Sam początek, czyli co by było, gdyby nie…


Nietzsche prorokował, że jeżeli ludzie odwrócą się ostatecznie od Boga (a on to po prostu stwierdził głosząc jego śmierć), to zapanuje powszechna przeciętność, ogólna forestgumpyzacja, rządzić będzie byle co i byle jak, pseudowiedza będzie szła w parze z pseudomądrością. Zniknie „nie wiem”, a jak nie wiem, to zajrzę do Wikipedii.

Jakiś czas temu pewna pani opowiedziała mi „swoją” historię. Jechała samochodem. Gdy skręcała w prawo w jakąś ulicę, nagle pod koła dostał się młody człowiek i wyszedł z tego zderzenia mocno poturbowany. Wjechał pod jej auto rowerem, którym zawadiacko i beztrosko kierował. Pani owa do teraz była w szoku i uważała, że jest winna. Czy miałem jej powiedzieć, jak to teraz jest w zwyczaju, że to nie jej wina? Lecz skąd niby miałbym wiedzieć, że nie jest winna? A co ważniejsze, skąd mi wiadomo, że ta Pani wie, co mówi? I podobne, skąd psycholog od „to nie pani wina” wie, że ta pani mówi od rzeczy? Gdzie podziało się „wiem, że nic nie wiem”, jako podstawa słuchania drugiego człowieka? Ot tak po prostu psycholog wie, że to nie jej wina. Po paru spotkaniach okazało się, że bohaterka tej historii jechała do kochanka, czyli że jak najbardziej była winna. Czym zatem było zdarzenie z niefortunnym rowerzystą?

Było znakiem (w znaczeniu np. teologicznym), znaczącym (w znaczeniu psychoanalitycznym), z jednej strony kochanka (którego poznała jako Marka czytającego w poczekalni do lekarza Quo Vadis {sic! Marek Winicjusz, bohater Quo Vadis}, z drugiej, winy wobec męża (któremu odpowiedziała zapytana „gdzie jedziesz?”, „kupić wino [na spotkanie ze znajomymi]”). A więc była to jej wina, a nie jak utrzymywał psycholog, nie była to jej wina. A że nie dotyczyła ona wypadku? Cóż, Forest Gump-psycholog sądzi beztrosko i naiwnie, że mowa informuje, a nie mówi.

Wniosek? Chcecie dobrze analizować, umiejętnie słuchać – znajdujcie znaki!

Tak to było ze mną, gdy pewnego jesiennego dnia 1986 odebrałem telefon. Mocno nadwyrężony głos, chropowaty chrypą namiętnego palacza, po typowych grzecznościach, zapytał łamaną polszczyzną: czy jest pan psychoanalitykiem? Głowę daję, że był to pierwszy raz, gdy zostałem tak zapytany. Wówczas byłem psychologiem, co poświadczał dyplom, byłem także seksuologiem, co poświadczało miejsce mojej pracy i autorstwo haseł dotyczących perwersji w wielkim dziele Zarys seksuologii. Czy byłem psychoanalitykiem? W każdym razie odpowiedziałem, że tak. To co stało się później było prostą konsekwencją tej odpowiedzi. Dziś na pytanie czy jestem psychologiem lub seksuologiem odpowiadam, że byłem, ale nie byłym.

Odpowiedź „tak”, której spontanicznie udzieliłem, nie mając na to żadnych papierów, (w tym czasie nie wiedziałem jeszcze, że ukazał się mój artykuł o historii psychoanalizy[dla zainteresowanych odsyłam do a)Psychoanalysis International.vol.1 oraz b) Psychoanalysis in Poland w Bulletin of European Psychoanalitical Federation, 1988] w języku niemieckim), ona właśnie sprawiła, że stałem się analitykiem. Chropowaty głos po moim „tak” przedstawił się, wyjaśnił cel swego telefonu i na koniec zapytał raz jeszcze: czy przyjmuje pan zaproszenie?

Zaproszenie obejmowało udział w dniach polsko-francuskich spotkań z psychoanalizą, wygłoszenie 1-2 wystąpień (jedno z nich miało dotyczyć historii psychoanalizy w Polsce), pobyt w szpitalu psychiatrycznym prowadzonym w duchu psychoanalitycznym w Premontre, udział w spotkaniach klinicznych w szpitalu św.Anny w Paryżu, a także w wykładach J-A Millera, wtedy kompletnie nieznanej mi osoby. Zaproszenie obejmowało 2 psychoanalityków.

Na zaproszenie odpowiedziałem „tak”. Odpowiedź oczywista, zdaje się myśleć zwykły człowiek. Lecz zauważmy, że drugie „tak” jest prostą konsekwencją pierwszego. Tym samym, nawet jeśli wygląda to na dzielenie włosa na czworo, nie zwalnia to mnie od zadania pytania: dlaczego powiedziałem pierwsze „tak”? To kwestia wielkiej wagi, co pokazało życie. Moje późniejsze relacje z ECF, WAP i EPFCL  od pewnego momentu zawsze zaczynały się kręcić wokół tego „tak”, pozwalając nieustannie kwestionować mój status analityka. To wokół tej kwestii, tylko tej kwestii jako ośrodka, obraca się życie trzech powyższych szkół (nie twierdzę, że tylko tych, ale też nie wszystkich). Kto jest analitykiem? Nie kim jest analityk – to tylko kwestia konceptualizacji – ale kto. Czy J-A Miller jest analitykiem? Wielu myślało i myśli nadal, że nie. Kim przy nim jest niejaki Pawlak? Dlaczego zadaje się takie pytanie?

Udzielę na to odpowiedzi, tyleż wstępnej, co i zasadniczej. Cytuję Lacana: „psychoanalityk autoryzuje się sam”. Tak właściwie zrobił sam Lacan. Jego osoba nie znalazła uznania u własnego analityka, podobnie J-A Miller, podobnie ja i moi koledzy i moje koleżanki w Polsce. Decyzja o rozpoczęciu praktykowania była tylko ich i moją sprawą. W najczystszy sposób psychoanaliza powojenna w Polsce powstawała w zgodzie ze słowami Lacana. Ich przynależność do IPA była tylko pochodną ich „tak”. Paradoksalnie, to nie ich (a przy okazji mój) analityk wprowadził ich do Stowarzyszenia, ale oni jego. Ich „tak”, „tak, jestem analitykiem”, przełożyło się na „tak” powiedziane ich analitykowi. To jest sedno psychoanalizy powojennej w Polsce. Pojawiła się z niebytu, tak jak psychoanaliza w ogóle w osobie niejakiego Freuda. Nie potrzebowała Lacana, Klein i Freuda. Ta cecha zainteresowała lacanistów z Paryża, którzy sami byli przejęci tajemnicą pragnienia Freuda. To samo dotyczyło pragnienia Lacana, pioniera, który w 1963 postanowił powołać do istnienia psychoanalizę 2.0. Przestał potrzebować Freuda. Odwrotnie, Freud zaczął potrzebować Lacana. Osierocone po śmierci Lacana ECF miało za cel ocalenie pragnienia Lacana.

Mój wyjazd do Paryża w czerwcu/lipcu 1987 sprawił, że znalazłem się z tym pragnieniem w kontakcie.

KP

P.S. To zmodyfikowany fragment wstępu i I rozdziału wspomnianej przeze mnie mojej książki o początkach historii psychoanalizy lacanowskiej w Polsce. Tytuł rozdziału: 1987


28 Comments, Comment or Ping

  1. Paweł (Marks)

    Poszperałem sobie nieco po blogu i znalazłem kilka uwag dotyczących narcyzmu.
    Oto, co między innymi znalazłem:

    „PAWEŁ DROŹDZIAK
    Dla mnie narcyzm jest braniem obrazu (odbicia) za osobę z powodu braku wiary w istnienie osoby, o ile by odbicia nie było. Osoba nie musi mieć jakości, odbicie albo obraz mają ją zawsze.”

    Brawo Panie Pawle. Jest tylko jedna rzecz, która mi tu nie pasuje. Mianowicie chodzi o słowo ‚wiara’. Czy naprawdę sądzi Pan, że to kwestia wiary? Przecież ktoś, kto przeniósł punkt ciężkości na ‚bycie’ nie może mówić o wierze, bo wiara nie wyraża utwierdzenia. Innymi słowy, ktoś, kto wierzy nadal jest narcyzem.

    W innym miejscu z kolei Pan Pawlak wspomniał, że narcyzem jest zarówno ktoś z zawyżonym jak i zaniżonym poczuciem własnej wartości.
    Też trafnie. Tym niemniej nadal czegoś tu brakuje.

    Otóż wiele osób sądzi, że narcyzem przestaje się być w momencie, gdy ktoś ulokuje się jakby pośrodku. I jakoś pogodzi z tym faktem. Nie wydaje mi się, aby to było w ogóle możliwe. Dlaczego? Bo problemem jest samo istnienie miarki, a nie to gdzie się na niej umieścimy.
    Dopóki miarka ma znaczenie środek musi pozostać pusty.

    pozdrawiam

    Czerwiec 11th, 2017

  2. Krzysztof Pawlak

    Dla uporządkowania dyskusji, mam nadzieję, że się odbędzie, wyjaśniam:
    A.Narcyz i narcyzm to zupełnie różne rzeczywistości. Wszyscy ludzie dysponują narcyzmem (są ich dwa typy). Narcyz to potoczne określenie kogoś, kto „wpatrzony jest w siebie” – ma dokładnie tą samą wartość co „Maminsynek”.
    B.Należy rozstrzygnąć, czy rozmawia się na temat Narcyzów czy narcyzmu. Otóż Paweł pisze o narcyzmie, a Paweł-Marks o Narcyzie. Pisze to 3-krotnie. A przecież Narcyz nie jest kategorią ani kliniczną, ani teoretyczną.
    C.Wiara nie jest wierzeniem. By to zauważyć zmodyfikuję tekst Pawła. „Narcyzm jest braniem obrazu za osobę [to stwierdzenie jest za mało precyzyjne], która nie wierzy w istnienie osoby”. Wiara to kwestia pewności, a pewność w ogóle nie potrzebuje utwierdzenia – ktoś wierzący w Boga może być człowiekiem nie wiary. Wierzący ktoś, ciągle potrzebuje utwierdzenia swego wierzenia (musi chodzić do kościoła, odprawiać rytuały itd.). Człowiek wiary traktuje chodzenie do kościoła i nie chodzenie do kościoła jako mające tę samą wartość. Lacan, człowiek nie wierzący, tak zadedykował swój artykuł bratu-biskupowi przecież: „memu bratu w wierze”. Podsumowując, jestem człowiekiem nie wierzącym w Boga, ale jestem człowiekiem wiary w niego.

    Czerwiec 13th, 2017

  3. Paweł (Marks)

    To stwierdzenie jest nie tyle za mało precyzyjne, co po prostu błędne, bo osoba to z łaciny persona czyli maska. Dlatego ja piszę o ‚byciu’.

    Panie Pawlak. Pewność istnieje tylko w matematyce i logice i tylko przy pewnych założeniach. Twierdzenie Pitagorasa jest pewne w geometrii euklidesowej, w nieeuklidesowej już nie. Dlatego piszę o utwierdzeniu.
    Człowiek utwierdzony zetknął się z czymś bezpośrednio. I w związku z tym nie jest mu już potrzebny zestaw twierdzeń, czyli wierzenia.

    Pozdrawiam.

    Czerwiec 13th, 2017

  4. Krzysztof Pawlak

    A już myślałem, że chce pan dowiedzieć się czegoś o narcyzmie, że czegoś Pan nie wie. Narcyzm wiąże się z poważnym zagadnieniem, czyli jak powstaje i skąd bierze się ego, a potocznie też poczucie Ja. Paweł ujął to nieprecyzyjnie, bynajmniej nie błędnie, jako osoba. Człowiek widzi w lustrze siebie (przy okazji jest też osobą). Lecz skąd to wie? Lub nawiązując do pana terminologii -co utwierdza go w tym, że to on jest w lustrze? Domyślam się Pana odpowiedzi. Zapewne sedno w tym ujęciu tkwi w terminie świadomość, która w buddyzmie ma charakter absolutny (to pewność natury religijnej) [nie jest to pewność natury naukowej, bo w nauce pewność ma charakter probabilistyczny], jest nie do zakwestionowania. Inaczej mówiąc, ona nie okłamuje (dokładnie tak jak Bóg).
    Tymczasem narcyzm osadzony jest na jednym wielkim kłamstwie, ale nie na rozmijaniu się z prawdą, lecz ignorowaniu prawdy. Prawdą tą jest to, że narcysta (a nie narcyz), kocha siebie jako obraz (image), czyli nie kocha siebie, ale przedstawienie siebie, reprezentację siebie (tu jest związek z personą). Kocha swój wizerunek i bierze siebie za wizerunek. Ta okoliczność tworzy fundamentalną alienację człowieka od niego samego i pokazuje, że świadomość przyczynia się do tej alienacji. Jest to „świadomość fałszywa” w sensie choćby heglowskim. Kłamstwo świadomości polega na braniu siebie za wizerunek. Człowiek przed lustrem widzi wyłącznie siebie widzącego siebie widzącego siebie widzącego siebie, i tak w nieskończoność. Prawda o stojącym przed lustrem pozostaje zakryta. Człowiek w takiej sytuacji na pytanie kim jest odpowiada: jestem człowiekiem, jestem inżynierem, mężczyzną, ojcem – wszystko bardzo odległe od tego kim on w prawdzie swej jest. Odpowiada na takie pytanie punktem widzenia pozytywu w optyce (negatyw jest gdzie indziej i nie jest retuszem), odpowiada oczami, które go widzą, oczami otoczenia.
    Psychoanaliza jest metodą sięgającą do prawdy negatywu. (Kim był Einstein? Geniuszem. Był także wiarołomnym mężem, antyojcem, rozpustnym kochankiem i bokserem kobiet). Powiecie, że nie mogę tego znać. Mogę mogę. Na tym polega lęk przed psychoanalizą.

    Czerwiec 13th, 2017

  5. Paweł (Marks)

    Panie Pawlak

    Obawiam się, że delikatnie mówiąc niezbyt prawidłowo się Pan domyśla. Świadomość nie mówi nam, że to my jesteśmy w lustrze. Świadomość nam mówi, że nie jesteśmy ani lustrem ani tym obrazkiem, który obserwujemy. Tylko tyle i aż tyle. To umysł analityczny, naukowy ustala tożsamości lub je neguje. Świadomość sięga poza formę, bo zgodnie ze słynnym koanem forma jest pusta.

    Czerwiec 13th, 2017

  6. Marcin

    Panie Krzysztofie, Panie Pawle, dobrze Was widziec i to w dobrej formie, stesknilem sie! Nie lekajcie/my sie! ;-)

    Czerwiec 14th, 2017

  7. Krzysztof Pawlak

    Ależ zgadzam się z tym, że świadomość nie mówi nam, że to TY. Tyle że świadomość w ogóle nie mówi. Owszem, nie jesteśmy ani lustrem ani obrazem. Lecz jednak jesteśmy tym, kto sterczy przed lustrem. Nie będąc ani lustrem ani obrazem kimś jednak jesteśmy. Świadomość nie mówi też tego kim jesteśmy sprzed lustra i obrazu, zanim zaistniało lustro i obraz. Tożsamości nie ustala ani umysł analityczny ani naukowy. Kto ty jesteś? Zbyszko. Kto ustalił lub co ustaliło ten fakt? Człowiek nie ma żadnej swojej naturalnej tożsamości, choć ma swoją świadomość. Oto babcia niosąc wnuczka na rękach podchodzi do lustra i…pyta: a kto to w lustrze jest? I odpowiada za niego, bo wnuczek nie ma pojęcia (ani tym bardziej umysłu analitycznego) kto to: To Zbyszko, ukochany wnusio babuni. Ta prosta interakcja pokazuje, że każda tożsamość pochodzi od Innego via lustro. W powyższym przykładzie Zbyszko i wnusio dowiadują się o tym przez nazywanie przez Innego. A zatem między sobą i tożsamością mamy do czynienia także z alienacją. Jeszcze więcej, między odczuwaniem, czuciem, poczuciem itp. i samym sobą także mamy do czynienia z alienacją. A zatem umysł zwodzi, uczucia zwodzą i świadomość zwodzi. Umysł analityczny, gdyby mówił prawdę, to na pytanie babci musiałby odpowiedzieć: nie wiem kto to, w każdym razie nie ja, a tak nie odpowiada. Umysł analityczny w kwestii świadomości musiałby odpowiedzieć: żadna świadomość nie mówi, bo świadomość jest niema. Człowiek od startu coś odbiera, czuje, ale zanim nie zacznie o tym mówić, to nie wie co odbiera. A z kolei wie co czuje, bo już ktoś o tym mówił – to ktoś „czucie” określił mianem złość, irytacja, gniew itp. I z pewnością umysł analityczny o tym czym jest owo „czucie” nic nie wie. Wystarczy spytać: dlaczego mówisz, że czujesz złość a nie gniew? Najtęższy umysł nie wie, gdzie leży granica absolutna między złością a gniewem, a najwięksi psychologowie poddają się gdy ich umysły analityczne spytać o rozsierdzenie (może nie była to złość lecz rozsierdzenie?).
    Świadomość jest niema, w ten sposób przyczyniając się do alienacji. Bez mówienia samo jej istnienie jest wątpliwe. Ona jest, bo jakaś instancja w człowieku zmusza go do mówienia. Świadomość jest pochodną interakcji (Jezus musiał nauczać i Budda musiał, Sokrates nauczał i Mahomet też. Bogowie też mówią, a nawet rozmawiają, tyle że z wybrańcami; w snach zaś mówią do wszystkich – dlaczego Budda i Jezus, i inni musieli mówić o Drodze, Prawdzie, Raju, Nirwanie, Nieśmiertelności? Co ich do tego skłaniało?). Język nie jest świadomością, ale jest konieczny, by świadomość miała rację istnienia.
    Na koniec, prawda o tym, kto przed lustrem, kto przed mową i kto przed świadomością pozostaje wyalienowana – język alienuje człowieka również. Trwoga odkrycia psychoanalizy polega na tym, że człowiek jest w/g niej istotą na zawsze wyalienowaną. Od umysłu, uczuć, świadomości, języka, świata, kosmosu, matki, ojca, płci. Bycie Jednym z Kosmosem jest możliwe, bo nie sposób tego wykluczyć. Lecz takie bycie kosmiczne, bycie jednym z Universum, czyni z człowieka istotę niemą, eo ipso przestaje być istotą mówiącą. Czyli, by być jednym z…Boską, Kosmiczną Całością, musi wyrzec się tego, co ustanawia go jako człowieka.
    I podrażnię dalej wyznawców kosmicznych, boskich holizmów – by ustanowić Jedno, człowiek musi zlać się z Kosmosem, Bogiem. Albo Kosmos, Bóg zlać się z człowiekiem. Pozostaje wyjaśnić przez owych wyznawców dlaczego to człowiek ma podążać do Kosmosu, Boga, a nie na odwrót.
    I na koniec, forma, aby była pusta, musi w jakiś sposób obramować tę pustkę. I nie ma znaczenia czy będzie to pustka wewnętrzna, centralna czy zewnętrzna. By one istniały musi istnieć obramowanie. To nie pustka nadaje formę, ale obramowanie (to przypomnienie rozważań Lacana od topologii)

    Czerwiec 14th, 2017

  8. Paweł (Marks)

    Dzień dobry

    1. Dziwi mnie upieranie się przy terminie ‚osoba’, bo jest to termin mocno obciążony znaczeniowo przez co niepotrzebnie gmatwa całą sprawę.
    2. Tożsamość i różnica to terminy z zakresu logiki. A == B lub A != B.
    Nie istnieje żadna ścisła granica lub ścisła tożsamość, które by nie miały charakteru logicznego. I dlatego jest to element umysłu analitycznego. Umysł analityczny dokonuje rozkładu na czynniki pierwsze. Postępuje według schematu:
    if(A==B) {instrukcja 1} else {instrukcja 2}
    Babcia może powiedzieć dziecku, że jest jego babcią, ale dziecko gdy dorośnie może użyć umysłu analitycznego, by przekonać się, że to nieprawda. Oczywiście to stwierdzenie nieprawdy będzie tylko takie jakiego jest w stanie dokonać umysł analityczny, czyli brak powiązań rodzinnych itp.
    Świadomość nie mówi, ale poznaje. I to poznanie nie ma charakteru analitycznego, nie polega na ustalaniu zakresu pomiędzy zbiorami (jakkolwiek rozumianymi). Innymi słowy świadomość odkrywa przed nami naszą tożsamość, która nie jest relacją.
    3. Podrażnienie wyznawców jest zawsze możliwe, bo wyznawca to ktoś taki, kto oświecenie sprowadza do kwestii posiadania lub nieposiadania racji. Albo znania odpowiedzi na milion pytań.
    4. Jest jeszcze jedna rzecz, której nie napisałem w sprawie narcyzmu.
    Otóż narcyzm opiera się na złudzeniu, że jakości można porównywać. A przecież porównywać można tylko ilości. Zatem, to z czym utożsamia się narcyz ma charakter jakiejś formalnej struktury. Paradoksalnie ktoś taki jest coraz mniej żywy i coraz bardziej przewidywalny, ergo nudny. Tych struktur formalnych jest pewnie skończona ilość: Szanowany ojciec rodziny, przykładny uczeń itp.
    To czego brakuje w wypowiedzi Pana Droździaka, to podkreślenie paradoksalności całej sprawy. Brakuje zauważenie, że ostatni będą pierwszymi. Chodzi o to, że paradoksalnie bycie (czy też osoba jak niektórzy chcą) nie jest bez właściwości. Dlaczego miałaby być. Przecież otaczają nas konkrety. Każde bycie ma miliony właściwości. I te jakości mają wartość samą w sobie, nie da się ich porównać z innymi.
    Z kolei koncentracja na schemacie właśnie likwiduje tą różnorodność. Wszak każdy narcyz ma w sobie milion cenzorów. Innymi słowy narcyz nie widzi oczywistej rzeczy. Tej mianowicie, że dążąc do zlania się z określonym obrazem niszczy go. Robi dokładnie to, co pewna kuratorka zrobiła z tym wizerunkiem Chrystusa. W efekcie wyszło coś podobnego do jeża.
    5. Pańskie odrzucenie holizmu przypomina mi sytuację kogoś, kto odgradza swój ogródek, stawia tabliczkę z napisem Lacan i nie przyjmuje do wiadomości, że wiatr, który porusza listkami w tym ogródku przyleciał spoza ogródka. Holizm jest widoczny choćby w tej trudności z odróżnieniem złości od rozsierdzenia. Tak bowiem jak zjawiska są ze sobą powiązane na miliardy sposobów, tak samo i słowa. I słowo ‚złość’ ma inne powiązania z pozostałymi słowami niż słowo ‚rozsierdzenie’. Umysł analityczny sobie z tym nie poradzi, bo musiałby wziąć pod uwagę całość, a nie jest w stanie.
    I nie ma znaczenia czy mówimy o subiektywnej czy obiektywnej warstwie języka. Subiektywnie wygląda to tak: Mój Pałac Kultury i Nauki, to miejsce, w którym byłem na kilku randkach i jako dziecko na ostatnim piętrze. Dla kogoś innego ten system powiązań jest inny.

    Czerwiec 15th, 2017

  9. Krzysztof Pawlak

    Ad1. Pewnie zauważył Pan, że termin „osoba” nie jest używany w obszarze psychoanalizy (ten termin jest mi bliski przez fakt, że inspirowałem się personalizmem Mouniera w latach licealnych). M.in. ze względu na jego potoczność. W lacanizmie posługujemy się kilkoma terminami, zróżnicowanymi ze względu na rejestry w jakich jest ujmowany. Mamy więc a) „istotę ludzką” w rejestrze Realnego, identyfikację realną dzięki której mówimy o sobie, że „jestem człowiekiem”; (wszyscy ludzie, nawet nawet najbardziej „rozpadli” psychotycy, wiedzą, że są ludźmi), b) „istotę mówiącą” w rejestrze Symbolicznego; ten fakt przesądza, że istota mówiąca nie jest konstruktem zoologicznym (nie dotyczy zwierząt), język nieobcy jest zwierzętom, ale mowa i mówienie tak; pochodną „istoty mówiącej” jest termin „podmiot”, zapożyczony, co oczywiste, z filozofii (Kant, KCR), ale przez Lacana użyty w całkiem nowym znaczeniu, pochodzącym od Freuda; „podmiot” jest zredukowany tylko do „podmiotu nieświadomości” – podmiot jako mowa Innego mówiona ustami istoty mówiącej. Takiego znaczenia nie znajdzie się w SJP, jak i innych słownikach, c) jaźń, Ja, Self, Ego, w rejestrze Wyobrażeniowego; te terminy mają charakter obiektualny, a nie subiektywny (myślenie o sobie, czucie siebie, refleksja o sobie itp.itd).
    Ad2. Ach ta filozofia analityczna! Z pewnością logika i matematyka posługuje się językiem. Lecz nie posługuje się mową. W tożsamości logicznej z pewnością wnuczek=wnusio, ale w psychoanalizie tak nie jest. Gdyby w języku rządziły reguły tylko logiczne, to wystarczałoby mieś w zbiorze słów słowo wnuczek. Ale w ludzkim języku język objawia się jako mowa, którą się mówi (podmiot). Stąd wnuczek to zwyczajny syn dzieci babci, ale wnusio to ukochany wnuczek. Jeśli nie wierzy się w różnicę znaczeń, wystarczy spytać o to wnuki, którzy mają wśród siebie wnusia.
    Tożsamość nie jest terminem psychoanalitycznym (u Lacana w ogóle nie występuje). Występuje za to termin „imię własne”. Ich moc wszelako nie jest wszechmocna. Jak to rozumieć? Wyobraźmy sobie, że głęboką nocą idziemy samotnie drogą. Nagle słyszymy, że ktoś idzie za nami. Przyśpieszamy zaniepokojeni (czym?). Równie nagle słyszymy mówione „Hej, Ty!”. Co dalej się dzieje?
    Jeśli nie rzuciliśmy się do ucieczki, to odwracamy się i pytamy „Ja?”.
    Ale w jaki sposób możemy wątpić w opisanej sytuacji, że nie jesteśmy Ja?
    Otóż, podmiotowi jest znacznie bliżej do TY niźli do JA. Stąd tożsamość nie ma charakteru absolutnego. Są sytuacje, w których bardzo byśmy chcieli nie być sobą, a być kimś innym (Innym). Tożsamość nie ma związków z Realnym. Ma związki z Wyobrażeniowym.
    c.d.n.

    Czerwiec 17th, 2017

  10. Krzysztof Pawlak

    Ad4. Zdaje się, że Pan pisze o własnym poglądzie na temat narcyzmu. Nie wiadomo mi, bo Pan nie pisze o założeniach wstępnych własnej koncepcji, czym on miałby być w Pana ujęciu. Ma się wrażenie, że to jest „bee”. Przez to zdaje się, że nie uznaje Pan żadnej teorii narcyzmu. Pisze Pan o Narcyzach jako czymś w rodzaju dziwo-ludziach i raczej traktuje to jako rodzaj patologii. Pozostaje mi pozostawić Pana z tymi spekulacjami, bo do dyskutowania o narcyzmie nie znajduję powodów z braku wspólnych punktów widzenia. Zatem nie będę też rozwijał kwestii narcyzmu, bo ona Pana nie interesuje.
    Ad5. W Pana ujęciu holizmu jawi się on jako koncepcja wszystkoizmu. „Wszystko ze wszystkim jest powiązane”. Jasne, tyle że infantylne. Z mym sąsiadem po prawej wiąże mnie położenie (stronność), numeryczność (ja pod numerem 12, on pod 11). Obok jest szkoła, a w drugim obok rośnie dąb. Relacyjność narzuca matematyka. Ale jakie to ma znaczenie w życiu danego podmiotu? Zetnie dąb, albo wysadzi w powietrze szkołę (teraz jedne obok będzie dołem, a drugie karczem). Nie wiemy, czy taki holizm jest elipsą, a może sferą. W tak rozumianym holizmie podmiot jest numerem, położonym tu i tu. Jego gówno tkwi w holizmie i plwocina też. Lecz gdzie w takim holizmie jest miejsce dla 0 (zera)? Dla pierwiastka kwadratowego z -1?. Holizm nie infantylny mówi, że nie umieramy, bo po śmierci nie giniemy, nasze istnienie w postaci kwantowej pozostaje. Zgoda. Jestem chmarą kwantów – rozproszonych czy skawalonych? A może jestem sprowadzony do jednego kwantu? Lecz czy poszczególne kwanty różnią się miedzy sobą? Bo skąd mam wiedzieć, czy ten kwant jest mną, a tamten mym sąsiadem? Jedyne co można powiedzieć o takim holizmie, to to, że opiera się na banalnej koncepcji śmierci jako cielesnego niebytu. To nie jedyna śmierć w życiu podmiotu. Albowiem, czy kwant wie, że jest Pawlakiem (albo wie to konglomerat kwantów)?
    Oczywiście człowiek jest całością i pejzaż jest całością i nasza galaktyka jest całością. Czyżby JKM Holizm był całością zawierającą inne całości? Ale taki holizm nie ma charakteru realnego, tylko jest wyobrażeniowy. Matematyczny holizm zaś ma charakter symboliczny i także nie ma charakteru realnego.

    Czerwiec 19th, 2017

  11. Paweł (Marks)

    Dobry wieczór

    -Własny pogląd? A co jest moje własne? A co jest Pana własne? Panie Pawlak, nie bądźmy Narcyzami. Nie wie Pan z jakich pozycji wychodzę? A to my dyskutujemy od dwóch tygodni czy od dwóch lat?

    -Co do infantylnego holizmu to obawiam się, że dla Pana to jednak nie jest jasne. Gdyby naprawdę podpisywał się Pan pod współzależnością zjawisk, to nigdy by Pan nie napisał, że postulat interdyscyplinarności to współczesny mit.

    -Pisze Pan, że relacyjność narzuca matematyka. Sugeruje Pan tym samym, jakoby posiadał pojęcie rzeczywistości, świata czy jakkolwiek to ująć z nienarzuconą relacyjnością. W tym zdanie słowo ‚narzuca’ pozbawione jest jakiegokolwiek sensu. Nie posiadamy pojęcia narzucania matematyki na rzeczywistość.

    -Gdzieś tam Pan wspomniał w komentarzach, że buddyzm to pikuś w porównaniu z psychoanalizą. Znalazłem też niedawno Pana wyznanie o praktykowaniu jogi. A czy nie słyszał Pan nigdy, że w buddyzmie też przechodzi się różne etapy, że też jest mowa o śmierci? Nie wiem czego Pan doświadczał w tej swojej praktyce (podobno była przyjemna), ale już sam fakt porównywania wskazuje, że traktuje Pan poważnie coś co jest iluzją. Dla mnie to Pana porównanie niczym nie różnią się od zdania: Czerwień to pikuś w porównaniu z zielonym.

    -Moim zdaniem zbyt abstrakcyjnie pisze Pan o mowie wprowadzając jakąś ścisłą granicę pomiędzy mową i mówieniem. Tymczasem mowa jest po prostu bardziej holistyczna. Weźmy jako przykład trzy pytania:
    1) A to nie można spotkać się za tydzień?
    2) A czy nie można spotkać się za tydzień?
    3) A czy nie można by spotkać się za tydzień?
    Mówienie to samo, ale trzy różne mowy.

    Czerwiec 21st, 2017

  12. Marcin

    Na dobranoc, dobry wieczor…

    Oczywiscie, ze czerwien to pikus w porownaniu z zielonym, a szczegolnie gdy zielony jest bezbarwny, lub jakiegos innego jeszcze koloru…

    Zgadza sie, ja komentarze i posty Pana Krzysztofa odczytuje zupelnie inaczej niz Pan, drogi Marksie. Co jest bardzo ciekawe, bo ja tez lubie Pana Krzysztofa czasem ‚wziasc pod wlos’ jesli moge sie tak wyrazic…?! Choc moze iluzji jakiejs uleglem, ze Pan tylko tak bezinteresownie tym holizmem wojuje… Z drugiej strony, to ja jescze z Panem Krzysztofem jednak nic nie splodzilem, wiec moze po prostu slabo, zle czytam, z dystansem zbyt wielkim…

    Panie Krysztofie, a tak a propos, to o czym wlasciwie jest psychoanaliza…?!

    Czerwiec 21st, 2017

  13. Krzysztof Pawlak

    Panie Marksie,
    Jest Pan w tym miejscu, by tworzyć złe humory. Czyż nie na tym polega trollowanie? Dowody?
    1.Czy jest Pan zainteresowany tym, co mam do powiedzenia na temat narcyzmu? Nie.
    2.Czy jest Pan zainteresowany tym, co ma do powiedzenia na temat narcyzmu? Nie.
    3.Czy jest Pan czymkolwiek zainteresowany w tym, co mówię na temat psychoanalizy? Nie.
    4.Czy stara się Pan robić wrażenie, że ma coś do powiedzenia na każdy temat, który poruszyłem, poruszam i będę poruszał? Tak.
    5.Czy kiedykolwiek odpowiedział, odpowiada i będzie odpowiadał na pytania? Nie.
    6.Czy podał, podaje i poda Pan kiedykolwiek argumenty podtrzymujące swoje poglądy? Nie.
    7.Czy kiedykolwiek uargumentuje Pan swe insynuacje, że przedstawiam tylko swoje poglądy? Nie.
    8.Czy kiedykolwiek uargumentuje Pan, że Lacan był w błędzie, pobłądził, rozminął się merytorycznie z czymś? Nie
    9.Czy zagląda Pan tutaj ze względu na tematy? Nie.
    10.Czy zagląda Pan tutaj ze względu na moją osobę? Tak.
    11.Czy rozwścieczył mnie Pan kiedykolwiek? Nie.
    12.Czy wie Pan dlaczego tu zagląda i rzekomo dyskutuje? Nie.

    Czerwiec 22nd, 2017

  14. Krzysztof Pawlak

    Odpowiem wkrótce i na pewno nie słownikowo. Ponieważ temat poruszony pytaniem jest wymagający i wymaga sporej dozy czasu, a ja dzisiaj go nie mam, to nie odpowiadam od razu.

    Czerwiec 22nd, 2017

  15. Marcin

    Dobrze, bo slowniki rzeczywiscie wszyscy mamy… W moim komentarzu „a” zamiast „ze” w jednym miejscu mialo byc… Wrzucam do slownika wyrazow niepotrzbnych w tym wypadku…

    Czerwiec 22nd, 2017

  16. Marcin

    Dziekuje za podjecie wyzwania… Nigdy sie nie zalapalem na Pana szkolenia, a koledzy i kolezanki sobie i wszech bardzo chwalili/ly… Troche, a nawet bardzo korepetycje by mi sie przydaly… Korki… Tak na zatamowanie melancholijnej lekkiej predyspozycji choc by… A tak poza tym, to oprocz blekitnego nieba – jak to mowia… CzekaM (nie)cierpliwie… ;-)

    Czerwiec 22nd, 2017

  17. Paweł (Marks)

    Dzień dobry

    Panie Pawlak. Ja bardzo chętnie podyskutuję z Panem o tym czym jest trolling. Jest Pan jednak pewien, że chce Pan już zostawić dotychczasowe watki?

    Nikt nie jest odpowiedzialny za czyjekolwiek humory. Tylko od Pana i od czytelników zależy co zrobią z tym co czytają. Jedni chłoną w siebie świat i wymiotują, inni są jak Kwiat Lotosu, który wyrasta na bagnie.

    Proszę nam wyjaśnić do kogo i po co skierowane jest to zapewnienie o nierozwścieczeniu. Wiem na pewno, że Pana rozwścieczyłem, co było zresztą dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Rozwścieczenie jest koniecznym skutkiem porównań, Wiec skoro Pan porównuje, to jak ma nie dojść do wściekłości? Dopóki istnieje pikuś, dopóty będzie wściekłość.

    Czerwiec 22nd, 2017

  18. Krzysztof Pawlak

    No proszę, nie zaprzeczył Pan moim odpowiedziom na zadane przeze mnie pytania. Zmuszony więc jestem przyznać, że miałem rację. Quod erat demonstrandum.

    Czerwiec 22nd, 2017

  19. Krzysztof Pawlak

    Oto cz.I odpowiedzi
    Co jest sednem odkrycia psychoanalizy? Moim zdaniem to, że pojawia się człowiek, z wykształcenia neurolog, mechanistyczno-organistyczny w poglądach, który niespodziewanie dla siebie, a potem i świata, kwestionuje znane mu dogmaty i z odwagą przyznaje, że istnieje coś poza tymi dogmatami. (korespondencja Freuda z Fliessem jest pokazaniem tej drogi). To coś wszelako nie jest spekulacją. Jest owocem mówienia (klasyczne już talking-cure), mówienia swobodnego. Odwaga Freuda odnosiła się do tego, że tej obserwacji nie zignorował.
    Wniosek: psychoanaliza jest pewnym rodzajem praktyki wyrosłym z pragnienia jednego człowieka, Freuda. Tylko w taki sposób można pojąć „zainteresowanie się” tym co mówi mowa. Zainteresowanie się Freuda skazało go na wiele lat samotności i parę innych objawów. No i nie zrezygnował z tego pragnienia (dla zainteresowanych ponownie odsyłam do korespondencji, ale pełnej z Fliessem. W jednym z listów opisuje sytuację spotkania się pragnienia z tym tajemniczym czymś).
    Jest to rodzaj praktyki opartej na pewnym sposobie mówienia osoby poddającej się psychoanalizie, a także pewnym sposobie „słuchania” przez psychoanalityka (nie słuchanie, a słyszenie).
    c.d.n.

    Czerwiec 22nd, 2017

  20. Paweł (Marks)

    heh:) A do jakich racji ja jestem zmuszony w związku z tym, że nie odniósł się Pan do moich uwag? Może lepiej zostawić ten temat.

    pozdrawiam

    Czerwiec 22nd, 2017

  21. Paweł (Marks)

    Acha i jeszcze jedno. Oczywiście, że zaprzeczyłem. Napisałem przecież wyraźnie, że moim zdaniem rozwścieczyłem Pana a także uzasadniłem dlaczego tak sądzę. Ta Pana pośpieszna emocjonalna reakcja przesłoniła to Panu. Tak więc przykro mi bardzo, ale przynajmniej w tym przypadku racja jest po mojej stronie. Racja, dodajmy, którą Pan nam sam dostarczył.

    Czerwiec 22nd, 2017

  22. Ikses

    Panie Pawle (Marks), przy okazji, będzie Pan za dwa tygodnie na otwarciu?

    Czerwiec 24th, 2017

  23. Paweł (Marks)

    Nic mi nie wiadomo. Kto chce się otwierać?

    Czerwiec 24th, 2017

  24. Ikses

    Parasol (bez wersji wulgarnej). To jest właśnie trolling, o jaki tu chodzi. Pozdrawiam.

    Czerwiec 24th, 2017

  25. Paweł (Marks)

    Zatem spieprzaj trolu.

    Czerwiec 24th, 2017

  26. Paweł (Marks)

    Pan Pawlak możne nawet jawnie kłamać twierdząc, że nie odpowiedziałem na żadne pytanie (patrz wyżej) a i tak pojawi się hołota, która mnie będzie wyzywała od troli

    Czerwiec 24th, 2017

  27. Ikses

    Lubię, panie Pawle (Marks), gdy psychoanaliza obramowuje obiekt. Właśnie obramowała. Spieprzam więc. Pa.

    Czerwiec 25th, 2017

  28. Marcin

    Ok, let’s move on… Prosze o wiecej klamstw, polprawd, i o podjecie tematu, lab nawet watki (troszke brzmi jak matki?!), i wulgarnie, i kulturalnie, czyli tak – jaki kto ma modus operandi… Zawsze przeciez jest jeszcze sad… Kolezenski, czy tez nawet ostateczny… Jest tez analiza… Tylko o czym ona…?

    Czerwiec 30th, 2017

Reply to “(H)- Sam początek, czyli co by było, gdyby nie…”