gdzie ci mężczyźni – Mordred


Ach, kochani czytelnicy – jak miło jest Was czytać! Zawsze zdumiewa mnie krystaliczny optymizm płynący z ust komentatorów i komentatorek. Więc matki podobno nie przyczyniają się do mizoginizmu synów, późniejszego mizoginizmu. Skąd zatem brałby się on? Byłbym ukontentowany jakąś alternatywną koncepcją, lub choćby pomysłem, a tak? A tak muszę pozostać przy swojej, psychoanalitycznej, i jeszcze na dodatek wesprzeć ją obserwacją, że gdy synowie namiętnie wpatrzonych w nich matek rosną w piórka, napełniające ich brzuszki wszelkimi pochwałami, na starość czyniąc z nich pasibrzuchów, to córki tychże matek (córy posiadające braci) kurczą się i próbują wybić ku górze, często pozostając w larwalnej postaci śpiących królewien, wiecznie czekających na całuśnych rycerzy. I nic ich nie wzruszy, że po happy-endzie, całuśnik przeistoczy się w kolejnego bezlitosnego potwora.

Jak dotąd opisywałem panów, których droga, gdy już w nią wyruszyli, by chronić prywatność swych Ogonków, kończy się uśmierceniem każdej inności, petryfikacją Innego, który śmiał chcieć coś w związku z nim. To ustanawia jedną z fundamentalnych różnic między kobietą a mężczyzną, między histerią a obsesją. Gdy kobieta żyje z Innego, dla Innego i dzięki Innemu, mężczyzna robi to samo, tylko zmieniając adresata: żyje on z Siebie, dla Siebie i dzięki Sobie. Uprzedzając zaś obiekcje napiszę, że akurat nie odnosi się to do panów histeryków, znaczącej mniejszości w tym gronie. Lecz o tych panach przyjdzie jeszcze napisać. Dziś o panach zimnych jak stal, bezkrwistych choć krwawych maszynach do zabijania.

Czytam o to słowo o głupstwie tygodnia. Rzecz tyczy komentarza pana Dionizego Tanalskiego z „Przeglądu”, w którym dworując z poglądów biskupów na temat zabijania zarodków, przeciwstawia to faktowi „masowego zabijania” milionów ludzi, którzy z życiem zarodków nie mają już nic wspólnego, cytuję przeto: „Łącznie w trosce o czystość wiary i słuszne poglądy (…) zabijano miliony ludzi – nie zarodki ludzkie, lecz w pełni ukształtowanych i samodzielnie żyjących ludzi!”. Na to wszystko włącza się komentarz (nie jest istotne, czy kobiety czy mężczyzny) a.f. z NC: „P.Tanalski nie rozumie, że jest odwrotnie: zabijano ich (Sic! Nie zgłasza się pretensji o miliony, cóż za znaczące przeoczenie!) – słusznie czy niesłusznie (kolejny lapsus – to byli zabici niesłusznie!?) – właśnie za to, że byli ukształtowanymi (tyle że niewłaściwie) ludźmi.

Dzisiaj opisywany mężczyzna wie z przenikliwą pewnością, kto jest niewłaściwie ukształtowany – nie potrzebuje żadnego eksperta, doradcy, dyskutanta, protestanta, reformisty czy rewolucjonisty; koń jest taki jak każdy widzi, a gdy nie widzi, to jest źle ukształtowany, i basta! On jest niezłomnie pewny, a gdy się wahasz, to gorzej dla ciebie,  bo się wahasz. On jest także niezłomnie przekonany, że źle ukształtowany Inny i dowolny inny inny, może być po prostu wyeliminowany i już, kropka. Umysł eugeniczny, czy co? Nie, szanowni czytelnicy. To najczystszej wody mizogin – istota źle ukształtowana, toż to kobieta, zdaje się mówić. Waha się ta istota, serce ukazuje i zainteresowanie, płacze na widok skazańca, podczas gdy on, Hipermizogin, zainteresowany tylko tym, by egzekucja przebiegała regulaminowo. Taki mizogin przeraża nie tyle bezludzką, a często ekstraboską sprawiedliwością,  nie tyle wiarą w credo: „gdzie drwa robią, tam wióry lecą”, cóż, w masie słusznie skazanych będą i niesłusznie, ale przecież sprawiedliwość jest ślepa, czyż nie tak?, ile przeraża zimnem, bezczułością.

A co na to kobieta? Nic szczególnego, zostaje zabita i jako zabita żyje. Jej modus vivendi to wielbienie i posłuszeństwo swemu rycerzowi. Przynajmniej lżona nie jest i uchodzi za wzorową kobietę swego faceta,  a ich związek za idealny. Oto końcowa partia komentarza a.f.: „Niesamowite, jak Lewica (to taki zbiorowy Inny, sic!), rozumując kolektywnie (kolejny lapsus – a.f. jak i podobni jej/jemu nie rozumieją, że nie ma innego rozumowania jak kolektywne), nie pojmuje, że ludzi należy nagradzać i karać za ich czyny. Nie kochać, o nie, broń Boże!, najlepiej stworzyć samych odpowiednio ukształtowanych, wtedy nazwiemy ich bliźnimi i będziemy ich nagradzać!

Ten typ unika jak tylko się da istnienia niewłaściwie ukształtowanych. A istnieją oni po to, by byli bliźni, by był Inny, Inny z radykalną Innością, by rozpłatać nią jak mieczem, tego niezłomnego rycerza.

Ten typ boi się najbardziej serca, nie wie po co ono jest; wie za to, po co jest rozum, Bóg-Rozum. Umie jedynie nagradzać, a przede wszystkim karać.

I ostrożnie z tym nagradzaniem – hojność w tym jest dla niego podejrzana. W tym to miejscu wyłania się kolejny szkarada – Scroodge. W sam raz antyteza Bożonarodzeniowej obfitości.

Tyle na dziś.

KP


2 Comments, Comment or Ping

  1. Hannah

    Uważam, że do powstawania mizoginów jak najbardziej przyczyniają się matki, ale uważam też, że jeśli ktoś wie (czyli ten synek mamusi), dlaczego jest taki a taki i skąd to wynika, to nie musi dalej tak samo postępować i myśleć itd.
    To miałam na myśli.

    Grudzień 3rd, 2010

  2. Spokojny

    Mizoginizm jest obroną przed potęgą mamusi jak najbardziej. To jest potęga jej oczekiwań wobec synusia. I teraz jeśli piszesz, że on nie musi dalej tak samo, to w gruncie rzeczy też formulujesz wobec tego synusia jakieś oczekiwanie. Czyli wpisujesz musię (że on nie musi) w tę mamusię :)

    Grudzień 3rd, 2010

Reply to “gdzie ci mężczyźni – Mordred”