Dla wszystkich beztroskich wyznawców, tak, wyznawców, ewolucjonizmu, ten wpis będzie niewygodny. Ja piszę dla myślących lub chcących myśleć. Uwaga, przestrzegałem!
Ostatnim razem skończyłem na tezie o harmonijnej relacji między dawcą życia, matką, a jej z krwi i kości potomkiem. W rozmnażaniu płciowym mniej więcej połowa osobników daje życie (w odróżnieniu do rozmnażania bezpłciowego). W tym sensie płeć żeńska jest uprzywilejowana, w tym sensie pochodzi z natury, ma charakter realny. Płeć dodatkowa służy tylko dostarczeniu tajemniczego elementu, który ewolucjoniści nazywają „różnorodnością”. Nie mówią czym to jest, mówią, że jest to korzyść. To jedna jedyna korzyść znana im – korzyść dla gatunku. Posiadanie dzieci przez ludzi nie jest dla nich, a nawet rodziców, korzyścią. Korzyść ma tylko gatunek. W pojęciu gatunku nie ma miejsca na Józie i Rózie, na Jacków i Wacków. A przecież jest to najoczywistszy sens pojęcia różnorodność. Przypatrzmy się najoczywistrzemu ciągowi wyjaśnień:
Dlaczego ludzkie samce po przekazaniu nieco innej puli genów (w zasadzie tych podłączonych do chromosomu Y), nie giną jak samce prostszych gatunków? Bo mają zadanie odchowania potomstwa, pomocy w tym samicom.
Ale dlaczego muszą w ogóle tym się zajmować? Bo potomstwo rodzi się bardzo niedojrzałe, a dojrzałość do rozrodu osiąga bardzo późno.
Na razie wszystko gra. Lecz dlaczego potomstwo zwierząt ludzkich rodzi się aż tak niedojrzałe? Przecież to skrajnie utrudnia osiągnięcie ostatecznego celu, jakim jest przetrwanie gatunku. Zagrożeń jest o wiele więcej niż szans. Mali ludzie rodzą się przysparzając mnóstwo trosk opiekunom, komplikując im życie i wzajemne relacje. Rodzą się dzieci, które nigdy nie będą się rozmnażać, ale ślepa uliczka ewolucji zostaje pokonana przez parę ludzi, którzy obdarowują byciem zbędny produkt ewolucji. Wiem, ewolucjoniści i na to wygenerują wyjaśnienie, bezpieczne, albowiem niesprawdzalne.
Kiedyś Popper zarzucał psychoanalizie, że jest ona hochsztaplerstwem, bo można nią wyjaśnić wszystko. Tak to chyba jest tylko w Ameryce. A on sam znał analizę tylko po łebkach, tak jak Sokal. Tymczasem psychoanaliza nie wie dlaczego ludzie rodzą się tak bardzo nieprzygotowani do życia. Ani też dlaczego muszą zerwać z matką swą, dlaczego nie pozwala się ani im, ani ich matkom mieć ze sobą dzieci. Czy chodzi o zapewnienie różnorodności genetycznej? Ale dlaczego dotyka to tak mocno tylko ludzi, aż po traktowanie tego jako przestępstwa? Dlaczego ewolucji nie wystarcza środków, by to uniemożliwić? Czyż nie jest to niespodziewany skutek presji na różnorodność – wyalienowanie się jednostek z opresji gatunku? Coś w rodzaju: należę do ludzi, ale jestem człowiekiem?
Mnóstwo rzeczy jest dla psychoanalityków nie do dowiedzenia się. W zasadzie ten blog jest dla tych, którzy są w stanie przyjąć to do wiadomości, i co więcej, zrozumieć, że psychoanaliza zajmuje się konsekwencjami tej nie-wiedzy w życiu ludzi. To sprawia, że psychoanaliza nie jest religią (ale i nie nauką), a ewolucjonizm niebezpiecznie się do niej zbliża. Serwowane wyjaśnienia dawane są do wierzenia, ponieważ przetrwanie gatunku daje się rozumieć tylko w kontekście niezniszczalności życia; chodzi w tym o trwanie życia za pomocą gatunków. Lecz czym jest życie? Formą istnienia białka? Wiecznym ruchem ku czemuś? A może biletem na księżyc?
Faktem jest, że człowiek z naturalnej więzi miedzy matką a dzieckiem, musi przeflancować się do innej, pozanaturalnej więzi. Syn zwrócić się ku innej kobiecie (niezależnie od orientacji płciowej), córka ku innej kobiecie lub mężczyźnie. Inaczej mówiąc, o matce jako kobiecie masz zapomnieć.
I tu poddajmy się olśnieniu – czym jest zapomnienie, jeśli nie ratyfikacją istnienia nieświadomości? Zapomniałem, a zatem jestem nieświadomy. Masz zapomnieć, czyli masz nie wiedzieć. Nieświadomość jest nie wiedzianą wiedzą. Kobieta, która była i jest, znika. Jedyna możliwa kobieta dla nieświadomości jest tą, która będzie (nawet jeśli będzie matką). Lecz ponieważ są dwie płcie, to zniknięcie jednej z nich zastępowane jest zainstalowaniem drugiej. Jedyna możliwa płeć w nieświadomości to płeć męska. Ma za zadanie oddzielić matkę od kobiety, pierwszą się czci, drugą pożąda.
Gdyby istniało więcej płci, to każda z nich mogłaby pełnić taką funkcję (pod warunkiem, że tylko jedna płeć rodzi dzieci). Cóż, ale w porządku natury, w realności, istnieją tylko dwie płcie. Stąd męska jest bazą dla nieświadomości.
No dobrze, ale uparci w malkontenctwie typy będą pytać, ale dlaczego tylko są dwie?
Ja nie wiem, lecz nie wiedzą tego też i inni, w tym ewolucjoniści (no bo co stało na przeszkodzie ewolucji, by maksymalizując szansę przekazania różnorodności, tworzyć mnóstwo płci?).
Cały ten „wielki wybuch” spowodował w konsekwencji ustanowienie bytu kobiety jako symptomu, co z kolei powoduje, że wszystkie pary są nie do pary.
KP
P.S. Ostatnie zdanie wpisu pokazuje kierunek dalszych, czyli dlaczego nawet związkom partnerskim pisane jest fiasko.
Obyci z Was wiedzą skąd pochodzi fraza „życie jest formą istnienia białka”. Frazę „bilet na księżyc” mogą znać tylko najbardziej obyci. To tytuł ślicznej piosenki ELO, która akurat towarzyszyła moim uszom przy pisaniu akurat tego, a nie innego akapitu.
No Comments, Comment or Ping
Reply to “Bez Jednego ani rusz”