„[na] Realizm rzeczownika…[składa się]…używanie starej nazwy na oznaczenie [czegoś z] Realnego”


Dziś będzie trochę inaczej, a to za sprawą cytatu, który wybrałem jako tytuł, oraz środka wybranego przeze mnie do uchwycenia tego, o co chodzi w byciu. Z jednej strony cytuję Lacana, tak bardzo późnego, że mowa jego jest pytyjska, a on sam mówi jak Oświecony. Dziś dla pokolenia młodych wyborców prezydenta-elekta brzmi to kompletnie bez sensu – rzecz w tym, że sens i bycie przypominają „związek seksualny, który nie istnieje”. Bycie nie szuka sensu, nie jest pytaniem. Odwrotnie, jest odpowiedzią. Bycia się nie usensowni.

Z drugiej, odwołam się do przykładów ze świata sztuki. Chodzi o to, ze weszliśmy na tak trudny obszar w psychoanalizie, gdzie języki potoczny i profesjonalny stają się sobie obce, że kwestia skuteczności przekazu wymaga użycia obiektów w funkcji środka, wehikułu.

Gdy pierwszy raz odwiedzałem muzeum Rodina w Paryżu nie sądziłem, że wrażenie z tej wizyty przetrwa we mnie na tyle wyraziście, by móc posłużyć się rzeźbami w tym, co chcę dziś przekazać w tym, co chcę napisać. Ogólnie, światy zwiedzających i przewodników (każdych, to znaczy ludzi, almanachów i audiofonów) nie przystają do siebie. Nie wystarcza mówić o sztuce z sensem (mniej lub bardziej rozległym); należy mówić o niej z rozkoszą, rozkosznie.

Bycie jest formą zaangażowania, zainwestowania, nie pieniędzy, ale siebie w coś. W ten sposób staram się opisać o co chodzi w kateksji, czy raczej w obsadzaniu czegoś czymś. Dzieło sztuki jest nierozdzielne od takiego obsadzenia, ale dzieło wynikłe z psychoanalizowania również.

Ostatnim razem wyłuskałem różnicę między używaniem znaczących. „Czy mógłbyś zrobić zakupy?” różni się od „rusz swoje cztery litery i zrób zakupy!”. Różnicę czyni nie-sens (nie sens), czyni litera, napisane w tym, co mówione – to, co znajduje się między znakiem zapytania, a wykrzyknikiem; między „łał!”, „ja pier…olę!”, „jasny gwint!”,  a „phi?”, „to?”, „serio?”. Jaka jest funkcja takich znaczących?

Spójrzcie na przedstawienia Rodina tworzące coś w rodzaju cyklu, czyli usilnych prób zlokalizowania, ale czego? Ten cykl obejmuje tytuł Pocałunek, lecz wraz z jego formalnym opakowaniem jakim są Dłonie (rożne przedstawienia w całej ich niejasności zawierającej się pomiędzy „dłoni” w l.p. i „dłoni” w l.m.). Z łatwością dostrzeżecie, że pocałunek, o którym mowa w cyklu Pocałunek, nie istnieje w innej postaci niż całowanie się. Pocałunek, chociaż opisywany jest rzeczownikiem, nie daje się określić znaczącym „jest”. Bo chociaż pocałunek nie jest krzesłem, to krzesło „jest”, ale pocałunek nie „jest”, pocałunek „się dzieje”. Dziwne, ale krzesło jest przedmiotem, a pocałunek jest obiektem. Przedmiot jest, a obiektu nie ma.

Spójrzcie raz jeszcze na rodinowskie Dłonie. Poza tym, że są piękne rzeźbiarsko, to coś muskają, coś co między nimi! Dłonie nie głaszczą dłoni, ale coś muskają. A teraz przejdźmy wzrokiem do rodinowskich Pocałunków, które robią na mnie mniejsze wrażenie od Dłoni. Jak dla mnie, łatwo można dojrzeć w Pocałunkach podobne potraktowanie przestrzeni, podobne otulenie jej formą, i chociaż przestrzeń między Dłońmi została wypełniona ciałami Ich-dwojga całujących się, to sam Pocałunek pozostał, zamieniając całujące się Dłonie w całujące się wargi – wargi Ich-dwojga obramowujące obiekt, który każdy z Ich-dwojga ma tylko dla siebie.

Przechodząc na chwilę do gender, Pocałunki Rodina są w jakimś sensie wzorcowe. Ten wyżej całuje Tę niżej, która daje swe wargi do całowania Temu wyżej – piękny przykład różnicy między płciami, różnicy genderowej, opisanej przez Freuda i do dzisiaj nie tracącej na znaczeniu. Biegun męski – aktywność, biegun kobiecy – aktywność, dawanie warg do całowania, skromnie, dla niepoznaki przesłonięta woalem, na którym widnieje ułuda pasywności. Podobnie jest  z relacją wyżej-niżej, którą feminizm stara się zwalczać, ignorując funkcję woalu jako zasłony. Tyle że woal wskazuje, że gender jest kwestią umowną, to znaczy, że woal jest do założenia przez każdą postać z Ich-dwojga. Gender jest pozorem płci i jak każdy pozór ma swoją logikę. To nie miraż, który nie ma żadnej logiki (nie jest konsystentny z rzeczywistością). Ta logika jest żelazna, albowiem, co może zrobić modliszek zbliżający się do modliszki, by nie stracić życia? To proste, założyć woal mylący modliszkę co do płci modliszka znajdującego się w pobliżu.

W przypadku człowieka aliści mniej chodzi o utratę życia, a bardziej, a może jedynie, o utratę bycia. Dlatego instynkt u modliszków/ek przekształca się w popęd u ludzi. Płcie do siebie zbliża popęd, a nie instynkt. Modliszka pożera łeb modliszka, by zmagazynować witaminy potrzebne modlikszkowiątkom, których jeszcze nie ma. Zapewne dlatego wśród modliszkowatych i innych nie istnieje bezpłodność. Ludzie zbliżają się do siebie, by się rozkoszować.

Wracamy jeszcze raz do Dłoni. Która z nich jest mężczyzną, a która kobietą? Możemy się tylko co do tego umówić. Nie wiemy jak wygląda gender w świecie dłoni. A co przeszkadza, gdyby obie Dłonie były męskie lub kobiece? Nic! Przecież i tak chodzi im o muśnięcie obiektu, którego nie ma, ale którym można się rozkoszować.

KP

P.S. W internecie z łatwością znajdziecie wizerunki rzeźb, o których dzisiaj pisałem/mówiłem.

Cytat tytułowy pochodzi z seminarium XXII o tytule RSI; wykład z 11.III.1975

Następnym razem jako kontrapunkt zajmiemy się cyklem Rodina o tytule Myśliciel.


39 Comments, Comment or Ping

  1. Anna

    Pisze Pan o dwóch rzeźbach: ?Pocałunku? http://www.musee-rodin.fr/en/collections/sculptures/kiss
    i ?Katedrze? http://www.musee-rodin.fr/en/collections/sculptures/cathedral
    W ?Pocałunku? nie ma miejsca na pustkę. Ciała są sklejone całowaniem. Pocałunek ?się dzieje? ale za to na wieki. Piękne marzenie!
    Dłonie, o których Pan pisze, to ?Katedra?. Dwie prawe dłonie muskają się, prawie dotykają – albo właśnie odsuwają się od siebie. (To zresztą ciekawe, czy one coś łapią, czy wręcz przeciwnie ? puszczają wolno, zwalniają uścisk) Rzeczywiście najistotniejsze jest to, co między nimi ? ta swoista rzeźba z powietrza. To ?nic? nazwane katedrą.
    Pustka dla wielu rzeźbiarzy była wyzwaniem. Mnie poruszył projekt Katarzyny Krakowiak i Michała Libery, w którym zwykłe wnętrze wypełniali dźwiękami. Ale to nie była sala z muzyką, tylko wzmocnione odgłosy z zewnątrz, z ?wnętrzności budynku?, przewodów wentylacyjnych, spotęgowane drganie ścian. Widz doznawał olśnienia: wchodził do pustego pomieszczenia, ?w którym nie ma nic?, a po chwili orientował się, że jest w samym środku rzeźby. Jest jej częścią. A ściany, to tylko nieznaczące ramy. Jak czasem słowa.

    Maj 27th, 2015

  2. Krzysztof Pawlak

    Przez pomyłkę opublikowałem szkic. A ponieważ musiałem odejść od komputera zostawiłem pracę w takiej formie. Po powrocie uzupełniłem szkic i opublikowałem w całości. Więc należy czytać go po godz.16.30 dzisiejszego dnia. Bliskość i oddalenie jest pozorem, bo każda z warg, jak i i dłoni ma już styk z tym, czym się rozkoszuje. Ta pustka jest pustką po obiekcie, dlatego obiektowi nie przysługuje status „jest”, ale „był”, czyli bycia, którego brakuje. Ani dłoniom nie brak dłoni, ani wargom warg – pocałunek to nie jest zetknięcie się dwóch warg, dokładnie tak samo jak tęcza nie jest skutkiem załamania się światła na kropelkach wilgoci. Pocałunek to słodkość, a tęcza to piękno. Nie ma tęczy poza pięknem i pocałunku poza słodkością. Nigdzie nie natknąłem się na informację, czy Pocałunki były rzeźbione z modela, czy z pamięci całowania. Lecz przypuszczam, że podobnie jak oblicze św.Teresy z rzeźby Berniniego nie było z modela. Ekstazy i innych oblicz bycia nie da się ustawić. Przypuszczam, że Bernini dał wyraz ekstazie widzianej przez siebie na twarzy jakiejś bardzo konkretnej kobiety. Jak bardzo zmienia się oblicze Teresy można sprawdzić zaczynając od perspektywy żabiej i oddalając się aż do granicy dostrzegalności, spłaszczając perspektywę ku punktowi, z którego patrzy się na Teresę twarzą w twarz. W perspektywie żabiej widzi się przede wszystkim kobietę, twarzą w twarz widzi się właściwie tylko ekstazę. To żaden mężczyzna nie jest powodem ekstazy. To obiekt, którego nie ma, ale który działa.

    Maj 27th, 2015

  3. Anna

    Skoro zahaczamy o sferę sztuki i krzesło: Czy „Ukrzesłowienie” (a w zasadzie cała seria) obrazów i rysunków Andrzeja Wróblewskiego „jest” czy „dzieje się”? Co jest przedmiotem, a co obiektem? W potocznym rozumieniu Wróblewski „umartwia” ludzi (czyni ich martwymi), upodabniając ich do krzeseł – bezwolnych istot. Zastygłych, przytwierdzonych do mebli, a nawet meblopodobnych. Wróblewski też „ożywia” krzesła, np rysując je jakby zaczepiały się nóżkami, podrywały na wzajem. Historia sztuki jest pełna interpretacji. A co powie psychoanaliza o tych pracach?

    Maj 27th, 2015

  4. wojtas

    Maj 27th, 2015

  5. Krzysztof Pawlak

    Może na razie nie odniosę się analitycznie do sztuki Wróblewskiego, bo po pierwsze całkiem niedawno zwrócono mi uwagę na tę twórczość, a zwłaszcza na krzesła jako wehikuł jakiegoś przekazu; po wtóre, moje obcowanie ze sztuką jest rodzajem medytacji, z której może wynikać owoc w postaci przemyśleń przelewanych na mowę lub pisanie. Pewnie dlatego nie byłbym w stanie być historykiem sztuki, albowiem wiele w niej mi się podoba, ale niewiele porywa. A powracając do „ukrzesłowienia” – możemy odebrać „duszę” (analitycznie rzecz ujmując podmiot) człowiekowi i uczynić go krzesłem (tym jest trauma holocaustów, koniecznie w liczbie mnogiej, ponieważ nikt jeden nie może rościć sobie praw do wyłączności w tym zakresie, zwłaszcza Polacy i/lub Żydzi, to trauma, która swą moc czerpie nie z odbierania życia, ale odbierania bycia – to nie być zamiast być). I możemy wszczepić duszę krzesłu ukszesławiając je („nazywam się krzesło, rzekło krzesło’). Krzesło bez duszy jest tylko przedmiotem, czyli nie-obiektem, można je spalić. Lecz nie można na dobrą sprawę zlikwidować (spaleni pozostają w postaci znaczących napisanych na listach transportowych czy płytach nagrobnych). Stąd wiemy o istnieniu Rzeczy Freudowskiej, fremde objekt, „zły objekt” u Klein. Dusza przede wszystkim jest organem czyniącym z ciała obiekt rozkoszowania się – smakiem (obiekt oralny, pierś), wydalaniem, ekspulsją, odstręczaniem (obiekt analny, gówno), oglądaniem, napawaniem się (obiekt skopiczny, spojrzenie), kontemplowaniem, pochłonięciem (obiekt apelatywny, głos). Lecz obiekt sam z siebie nie działa (sam z siebie działa tylko w instynkcie). On jest pasywny. Po niego trzeba sięgnąć. Tym jest popęd – sięgnięciem po obiekt, którym podmiot, dusza, się rozkoszuje (nie tylko podmiot, lecz i ciało). Krzesło całujące drugie krzesło jest możliwe. Mistrzowie rysunku ze studia W.Disneya na pewno by to wyanimowali, a widzowie chłonęli to „bycie” krzeseł, zapominając, że to krześle „bycie” jest tylko pozorem, że to nie akt, ale seria rysunków. Dlatego powrócę do tego problemu korzystając z rodinowskiego Myśliciela.

    Maj 28th, 2015

  6. Anna

    Wojtas, a skąd ta pewność, że powodem „ekstazy” tej pani jest mężczyzna w białym tiszercie, a nie np małpa stojąca za obiektywem, albo sama kamera?

    Maj 28th, 2015

  7. Krzysztof Pawlak

    Panie Wojciechu, filmik zaproponowany do obejrzenia doskonale odpowiada Panu na pytanie. Każda rozkosz, w tym ekstaza, jest przeżyciem autoerotycznym. Czy można spróbować czyjejś rozkoszy? Można zapytać: „mogę spróbować?” i sięgnąć po truskawkę, którą delektuje się ktoś, niech będzie, że ona. Lecz, czy próbuję wtedy jej rozkoszy? Nie, rozkoszuję tylko swoje wargi. Jak mógłbym rozkoszować się rozkoszą jej warg? To jeden z fundamentalnych argumentów za stwierdzeniem, że „związek seksualny nie istnieje”, istnieje związek dusz („dusza duszokochająca duszę”, Lacan w seminarium Encore), o ile się kochają. W seksie każdy rozkoszuje się sam i dlatego czuje potężne wyalienowanie, któremu daje się wyraz pytając „dobrze ci było?”. Jeżeli nawet gdybyśmy przez moment założyli, że pani z filmiku doświadcza ekstazy, to czy doświadczałaby jej bez głaskania dłoni pana? Tylko naiwne wiecznie dziewczęta wierzą święcie, że aby się rozkoszować seksualnie wystarczy kochać. Takie dziewczęta odwodzą uda nie dlatego, że się rozkoszują, ale dlatego, że kochają – najczęściej wtedy po seksie popadają w smutek. Ale pani z filmiku daleko do ekstazy, jej oczka są zanadto rozbiegane w poszukiwaniu kamery. Zatem, co jest powodem jej satysfakcji, dłoń pana czy oko kamery, czyli Inny, a nie pan? Oczywiście to może być rozkoszowanie się, ale nie ekstaza Teresy. Rozkosz falliczna, rozkosz męska, jest dostępna dla kobiet; tymczasem rozkosz Teresy jest kobieca, rozkoszą kobiety, niedostępną dla mężczyzn (z bardzo nielicznymi wyjątkami). Ekstaza mężczyzn wygląda jak rozkosz idioty, można ją zobaczyć na obrazach Pietera Bruegela (starszego, czyli najlepszego).

    Maj 28th, 2015

  8. szymon s

    A jakie to są te nieliczne wyjątki w których mężczyzna ma dostęp do rozkoszy kobiecej?

    Maj 28th, 2015

  9. wojtas

    Czyli myśli Pan, że taka scenka mogłaby się wydarzyć (ta pierwsza połowa), gdyby tam siedział ktoś urody Jerzego Urbana?

    Feministki mogłyby Pana za to pokochać, bo ten filmik to nocny koszmar feministek. Jak Pan im powie, że to tylko i wyłącznie autoerotyzm, to bardzo im ulży.

    Maj 28th, 2015

  10. Paweł Droździak

    Wojtas, a co przeszkadza, żeby to Urban tam siedział? Że brzydki?

    Maj 28th, 2015

  11. Krzysztof Pawlak

    To pewna część mistyków. Św. Jan od Krzyża (warto przeczytać jego Wyznania), które na pewno są pochodną jego związku ze św. Teresą z Avila. Prawdopodobnie Orygenes, który znalazł dostęp za cenę samokastracji. Ogólnie, to histerycy, nie histeryczki, którzy mają to za cenę swej kastracji, poprzez poświęcenie jej (penis jako obiekt, a więc z erekcją, zamienia się w penis, który Kurkiewicz 100 lat temu nazwał zwisakiem, jako przedmiot). Cóż, niewielu jest tak odważnych!

    Maj 28th, 2015

  12. BA

    Z intelektu Urbana i jego znakomitego pióra niektóre panie mają więcej rozkoszy niż komukolwiek się zdaje.

    Maj 28th, 2015

  13. wojtas

    No tak, ona się z pewnością zachwyca jego intelektem :)

    Maj 28th, 2015

  14. wojtas

    A swoją drogą ciekawe, jak sądzicie, jaki jest mechanizm rozkoszy kobiet związanej z męskim intelektem?

    Maj 28th, 2015

  15. BA

    O takie rzeczy trzeba pytać np. Simone de Beauvoir.

    Maj 28th, 2015

  16. Anna

    Nie wiem jaki jest mechanizm, ale bez intelektu nie ruszy.

    Maj 28th, 2015

  17. wojtas

    Ta rozkosz wynika z (niespodzianka) ulegania. Proszę nie bić, usłyszałem to od kobiety.

    Maj 29th, 2015

  18. Krzysztof Pawlak

    Całe szczęście, że pisze się tutaj o intelekcie, a nie inteligencji. Jeżeli założymy przez chwilę, że intelekt to sposób użytkowania inteligencji, to inaczej używa inteligencję mężczyzna, a inaczej kobieta. Lecz tego fachu, jak każdego fachu można się nauczyć, niezależnie od płci. Męski, czyli falliczny intelekt obraca się wokół słów. Np. niedawno osoba, która startowała w bardzo prestiżowym konkursie, po którym spodziewała się klęski, albowiem była przekonana, że jest głąbem, wygrała ten konkurs. Usłyszała przeto od swego analityka: „ale pech, cholera, wygrałam/em konkurs!”. Rozkosz z obcowania z intelektem wynika z tego, że przekaz pochodzi z miejsca Innego, czyli dotyczy pytania: „skoro nie jesteś głąbem, to dlaczego myślisz, ze nim jesteś?”. Zważmy, że banalne pytanie „dlaczego myślisz, że nim jesteś?”, lub w szerszej wersji „skoro wygrałeś konkurs, to nie jesteś głąbem; więc dlaczego sądzisz, że nim jesteś?” pochodzi z miejsca osoby pytającej, miejsca procesów myślowych, czyli duszy dla psychologów. Natomiast efekt qui pro quo, w którym pech zastępuje słowo fart, nie neguje głąba, ale go wyolbrzymia. Wygrany konkurs staje się bez znaczenia, za to głąb staje się symptomem danego podmiotu, jego znakiem szczególnym.Rozkosz taka obejmuje osobę słyszącą, jak i mówiącą. Jest to rozkosz z używania mowy. Ta rozkosz sprawia, że gdy podparta jest prośbą „o mówienie wszystkiego”, staje się wehikułem utrzymującym kogoś w analizie. Taki sposób mówienia nie jest obcy kobietom. Błyskotliwość intelektu nie odróżnia kobiety od mężczyzny.
    A teraz przykład używania inteligencji na sposób kobiecy. Pan X. ma okazję spędzić wolny czas w Marrakeszu, zwraca się więc do pani Y. z prośbą o towarzyszenie mu w tym przedsięwzięciu. Na co słyszy: „wracaj do żony i dzieci, bo nie wiesz co tracisz!”. Mam przekonanie, że czytające to zdanie panie doskonale rozumieją o co chodzi. Ale czy rozumieją panowie?
    To fenomenalny przykład geniuszu kobiecego. Ironia iście diabelska, sięgająca do zasobów kunsztu psychoanalitycznego.Proste mózgi panów nie rozumieją ni krzty, że jest różnica między sytuacją, gdy do Marrakeszu jedzie z kobietą gość, który wyprowadził się z domu i mieszka sam, a sytuacją wyjazdu, gdy gość jedzie tam mieszkając nadal z żoną i dziećmi. W pierwszym przypadku towarzysząca mu na wyjeździe pani Y. jest nową partnerką pana X. W drugim jest tylko kochanką. Nadajmy temu znaczenie znajdujące się między słowami, a nie w grze słów jak w przypadku pierwszym. Odmowa wyjazdu do Marrakeszu w rzeczywistości jest formą oświadczyn kobiety mężczyźnie: „jestem gotowa na związek z tobą, ale nie zgodzę się na romans”.A więc „czy będziesz moim partnerem?” Ironia potrzebna jest, by powiedzieć bezgłośnie: „zapraszasz mnie do Marrakeszu, ale czy żona i dzieci będą wiedzieli, że ja tam będę?” Diabelskość tej ironii tkwi w pokazaniu obłudy pana X., przebranej w cnotę i oznajmującej światu, że jest moralnością. Uogólniając, moralność staje się w ten sposób najbardziej podejrzanym dobrem, o którym mówi na okrągło ludzkość.
    Problem w tym, że świat mężczyzn nie przyzna racji geniuszowi takiego intelektu. Taka błyskotliwość intelektu oskarżana jest i poniżana; „czemu nie powiecie tego wprost?”, to wyraz irytacji i bezradności mężczyzn. Sęk w tym, że one nie mogą powiedzieć tego wprost, albowiem ten przekaz także dla nich leży między słowami.
    To więcej niż trudne – to niepojęte.

    Maj 29th, 2015

  19. Krzysztof Pawlak

    Ulegania, ale nie uległości. Mało wyrafinowany język nie sprzyja niuansowaniu. Uleganie może być wymuszone – o tej uległości mówi feminizm w kontekście „męskiej” przemocy i uznaje to za wyraz patriarchalnej władzy, odzierając ją z jakichkolwiek związków z rozkoszą, jouissance. Tymczasem chodzi tu o oddawanie się i to na dodatek oddawanie się rozkoszy, z czym, co zaskakuje, większość kobiet ma kłopot („bo to tak, jakby oddawać się czemuś nieznanemu”). W życiu seksualnym występuje pewien rodzaj zahamowania, które świetnie oddaje znaczący „puścić się” – puścić się czegoś, puścić się w coś, puścić się, aż po opuścić coś. Tak czy owak jeśli oddać się. to oddać się Innemu, bynajmniej nie mężczyźnie. I jeszcze coś, ta rozkosz nie jest masochistyczna.

    Maj 29th, 2015

  20. wojtas

    Obawiam się, że większość tej hermetycznej inteligencji kobiet może wynikać ze zwykłego strachu (nie negując samego wyrafinowania). Kobiecy odwet jest często jakiś taki nieoczywisty (dla adresata) i w efekcie skierowany w nią samą.

    Maj 30th, 2015

  21. Krzysztof Pawlak

    Kobieta dla mężczyzny jest symptomem, a mężczyzna dla kobiety dewastatorem; czyli mężczyzna choruje na kobietę, a kobieta jest przez mężczyznę niszczona. Weźmy problem antykoncepcji. Antykoncepcja niszczy kobietę, pozostawiając mężczyznę nietkniętym. Pigułki antykoncepcyjne mężczyźni po prostu odrzucili. Mężczyzna nie chce mieć dzieci; czemu więc nie zrobi wazektomii? Stąd kobiety tak strasznie się mężczyznom rewanżują. Po prostu mężczyzna leczy się z niej, eliminując ją jako swój symptom. Kobieta w odwecie czyni z mężczyzny dupka.

    Czerwiec 1st, 2015

  22. wojtas

    OK, tylko jedna rzecz mi nie pasuje w tej układance. Kobieta potrafi zemścić się na mężczyźnie, który ją źle potraktował w ten sposób, że prześpi się z innym, który potraktuje ją podobnie. Ja to odbieram jako patologię a Pan zdaje się sugerować że to różnica strukturalna. To by znaczyło, że przyjemność z tego rodzaju odwetu nie wymaga konsultacji z Innym, że tak się wyrażę. I że nie trzeba mężczyźnie zostawiać żadnej szczeliny, żeby mógł zrozumieć, że jest dupkiem. Wtedy pozostanie dupkiem dożywotnio.

    Czerwiec 1st, 2015

  23. Paweł Droździak

    Niektore psychoterapie w tym ujeciu moglyby byc leczeniem kobiety z bycia kobieta. Ani to skuteczne, ani sensowne. Ale w takim razie, jaka mialaby rola terapeucie pozostac?

    Czerwiec 1st, 2015

  24. Anna

    Bardzo podobną rzecz przeczytałam niedawno w książce Ingeborg Bachmann:
    „… Można by powiedzieć, że całe nastawienie mężczyzny do kobiety jest chorobliwe, w dodatku chorobliwe w szczególny sposób, tak że nie będzie już można wybawić mężczyzn od tych chorób. O kobietach można by najwyżej powiedzieć, że są mniej lub bardziej napiętnowane przez infekcje, których się nabawiają, współczując cierpieniu”. Dalej jest opis jednoznacznie pokazujący mężczyzn jako dupków. Ale dupków jako takich, bez udziału kobiety. To wszystko jest chyba nieuleczalne. Trzeba nauczyć się z tym żyć.

    Czerwiec 1st, 2015

  25. Krzysztof Pawlak

    Wszelka jouissance nie wymaga konsultacji z Innym. Zemsta to rewanż i nie chodzi w tym o sprawiedliwość, ale o doświadczenie satysfakcji. W sensie klinicznym nie jest to patologiczne – jest groźne dla podmiotu, o ile się przeciwko niemu zwraca i propodmiotowe, jeśli jest upodmiotowione. A zatem zamordowanie dzieci przez Medeę nie jest patologią. Gdyby jouissansowanie było patologiczne, zaniknęłaby odpowiedzialność podmiotowa i więzienia można by zburzyć. Patologia jest skutkiem istnienia Innego – patologiczne jest to, co zwraca się przeciwko Innemu. Dla istnienia patologii Inny jest niezbędny. Tak, rzeczywiście uważam, ze jest to różnica strukturalna.

    Czerwiec 2nd, 2015

  26. Krzysztof Pawlak

    Dokładnie tak. Feminizm składa się dwóch odnóg. Jedna, ściśle ideologiczna, rewindykacyjna w stosunku do mężczyzn, wierząca, ze umęskowienie kobiet wpłynie na wysubtelnienie mężczyzn (poprzez kobietę łagodzącą obyczaje, zmianę relacji na partnerską itp.), a nie na schamienie kobiet; odrzuca on strukturalne różnice i dyktat biologii. Druga, nakierowana na podmiot kobiety, a nie na podmiot kobiet, gdzie bycie kobiety ustanawia zasadę odrębności jako wiodącą, a nie równości. Feminizm pierwszy wierzy w Jedno, który jest męski i dąży do uzyskania dostępu do tego. Paradoks polega na tym, że cel jest męski, a ideologia antymęska. Feminizm drugi nie szuka Jednego kobiet, szuka Jednego w kobiecie.
    Przede wszystkim terapia nie może być ideologią. Kobiety transgresują Jedno. Nie ma jednego Jedno, jest bezlik Jedno, każde liczone jedno po drugim. Kobieta w relacji do mężczyzny jest jak wyjątek w stosunku do reguły.

    Czerwiec 2nd, 2015

  27. Krzysztof Pawlak

    Ostrożnie podchodzę do tego fragmentu; pachnie na odległość stereotypem. Mężczyznom dostaje się podwójnie, za chorobliwość nastawienia (zapewne perwersyjność) i napiętnowanie kobiet. Kobieta zaś jest zainfekowana (no czym innym niźli francuską chorobą?) i niezdolną do wybawienia mężczyzn od chorobliwości. Stereotypy, że każdy mężczyzna to dupek, a kobieta to dziwka mają rację tylko w systemie relacyjnym. Poza systemem relacyjnym żaden mężczyzna nie jest dupkiem i żadna kobieta dziwką. Dlatego można z tym żyć, albowiem nie musi się być tylko w systemie relacji.

    Czerwiec 2nd, 2015

  28. wojtas

    Co to za zemsta, jeśli adresat o tym nie wie? O takim przypadku mówię. Oczywiście jakoś sobie taką możliwość wyobrażam ale kojarzy mi się z kompletną bezsiłą. Jeśli o mnie chodzi, spokojnie mogę być obiektem takiej zemsty nawet kilka razy dziennie.

    Czerwiec 2nd, 2015

  29. Krzysztof Pawlak

    A co to za rozkosz, gdy czerpana jest z kontaktu z butem, a nie nosicielem buta? Pani X. oddaje się żulowi Y. wyobrażając sobie pana Z., co to wzgardził miłością pani X., zmuszonego oglądać najbardziej wyuzdane rzeczy, które były odmawiane Z. Czy sądzi Pan, panie Wojtku, że jest to do zrealizowania w życiu? Celem tego jest satysfakcja, a nie odkochanie się. Dzięki takiej fantazji miłość do Z. nadal może trwać. Przez zbrukanie do czystości? A jakże, wystarczy poczytać dzienniki pań świętych.(przykład autentyczny)

    Czerwiec 3rd, 2015

  30. wojtas

    Ja rozumiem mechanizm ale tak się składa, że obserwowałem go zwykle u najbardziej zdewastowanych życiowo kobiet. Świętości w tym nie zauważyłem za grosz, chociaż pewnie część z nich chętnie by uniknęła prawdy w ten właśnie sposób. Obawiam się, że to jeden z przykładów, gdzie dbanie o spójność teorii prowadzi do rozminięcia się z rzeczywistością.

    Czerwiec 3rd, 2015

  31. Krzysztof Pawlak

    Zastanawiałem się w poprzednim komentarzu, czy nie dorzucić kilka uwag o impasach spotykanych w psychoterapii. Lecz teraz wiem, że muszę. Zacznę od dwóch pytań, które należy zadać komentatorowi Wojtasowi. Po pierwsze, czym jest świętość? Zasygnalizowałem, że nie da się jej wywieźć bez odniesienia do zdewastowania, upadku, ruiny, perwersyjności, dyktatu ciała. Zdaje się, że Wojtasie myślisz inaczej. Po drugie, sugerujesz, że istnieje jedna rzeczywistość, która ex definitione jest jedynym odniesieniem do normy, i że ona jest pierwotna w stosunku do podmiotu?. I że jakakolwiek prawda jest nią tylko wtedy, gdy przejdzie test konfrontacji z rzeczywistością?. Tymczasem utrzymuję, ze to co się z nią rozmija też jest rzeczywistością, ważniejszą od „twojej”, bo to z nią człowiekowi nie po kolei, a nie z „twoją”. Z „twoją” nie radzą sobie tylko psychotycy, reszta sobie radzi, próbując nas przekonać, ze sobie nie radzi. I tu leży podstawowy impas psychoterapii – wiara w istnienie jednej rzeczywistości i traktowanie tej drugiej jako wyrazu patologii o statusie majaczenia. Rzeczywiście, „moja” rzeczywistość rozmija się z „twoją”. Lecz ja nie traktuję „twojej” jako ostatecznego punktu odniesienia.

    Czerwiec 3rd, 2015

  32. szymon s

    Ten impas nie jest tylko impasem psychoanalizy – wydaje mi się, że tak będzie z wszystkimi naukami., które próbują opisać świat. Zwykle w historii chyba wychodziło się od tego, że nie mamy dostatecznie dobrych mikroskopów teleskopów itd. żeby ująć rzeczywistość w kilka matematycznych prawideł, ale kiedyś nam się uda… To jest stary problem. Porzucenie „rzeczywistości empirycznej” na rzecz teorii otwiera pole do pytania: „ale czemu tak skoro mi się wydaje inaczej (albo w mocniejszej wersji:doświadczyłem że jest inaczej” ). Jeśli dobrze pojmuję, to chyba właśnie na tym styku nie-przystawalności dziać się może psychoanaliza, bez tego pola braku nie miałaby racji bytu… Poza tym, czy teoria Lacana jest spójna? To chyba nie był jej cel.

    Czerwiec 3rd, 2015

  33. Krzysztof Pawlak

    Pojęcie rzeczywistości w ogóle wprowadza impas, i w nauce i psychoanalizie. Problem w tym, że psychoterapia stara się tego nie widzieć. Traktując to coś jako uprzednie w stosunku do człowieka ignoruje fakt, że nie istnieje taka rzeczywistość, która byłaby wolna od stosunku człowieka do niej, oraz, że stosunku takiego nie da się opisać etologicznie, na przykład korzystając z pojęcia homeostazy. Stosunek taki zaznaczony jest ekscesem (przykładów nie będę podawał, bo jest ich mnóstwo, wystarczy się rozejrzeć). Rzeczywistość nie może być kryterium, bo człowiek ciągle ją dekonstruuje (to Adamowe znamię „czynienia sobie rzeczywistości poddanej”). O co chodzi wyjaśnię odwołując się do sztuki, bo ona jest najzręczniejszym uzupełnieniem dla psychoanalizy. Weźmy Kosz z Owocami Caravaggia; gdzie byście widzieli na tym obrazie osławioną rzeczywistość? A przecież i kosz, a zwłaszcza kwiaty, do niej zdają się należeć. Tymczasem siła tych-dwojga bierze się z tła, jałowego jak tylko można; lecz właśnie dlatego te kwiaty tak wyraziście, o wiele bardziej niż w naturze, odciskają się na naszych oczach. A teraz Niebieski Wazon Cezanne’a (którykolwiek z cyklu); psychoterapia bierze rzeczywistość za tapetę, maszynę robiącą za malarza. Tymczasem te niebieskie wazony łaskoczą nasze pręciki i czopki przez prosty zabieg uchylonego okna, co wprowadza drganie ledwo-powietrza, takie samo jakie ma miejsce w zjawisku mirażu. A co jeśli rzeczywistość jest mirażem? Na koniec spójrzcie na Renoira. Oto Wiosna w Chatou, przykład na to, ze pejzaż robi wrażenie przez zahibernowanie chwili; pejzaże mówią coś na temat czasu, zwłaszcza tego jego wymiaru nazwanego przez Lacana chwilą widzenia, chwili bez ciągu dalszego, nawet w postaci szeregu chwil po sobie. Czy istnieje rzeczywistość chwili, czyli nie rozciągająca się poza chwilę?
    Reasumując: dzieci mają być w szkole grzeczne. W poniedziałek, wtorek, środę itd. Jeśli we wtorek dziecko jest niegrzeczne, to odstaje od rzeczywistości. Tymczasem jest to tylko inna Wiosna w Chatou.

    Czerwiec 9th, 2015

  34. wojtas

    Panie Krzysztofie, albo ja wpadłem w pułapkę psychologicznego monizmu albo Pan wpadł w pułapkę światopoglądowej polaryzacji. Najłatwiej to zjawisko obserwuje się w sferze dyskusji politycznej, która jest wyjątkowo mocno spolaryzowana. Efekt tego jest taki, że ktoś, kto nie jest ani z lewicy ani z prawicy zabierze głos w tej dyskusji (szczególnie z metapozycji), automatycznie zostaje przez rozmówców przypisany do jednej z tych opcji. Najczęściej jest traktowany przez obie strony jako przedstawiciel tej przeciwnej, czyli jest wrogiem obydwu.

    Pan z kolei polaryzuje świat terapeutyczny na analityków i psychoterapeutów. Tych drugich ma Pan za jednolitą masę o podobnych poglądach, do których zalicza się wiara w obiektywną rzeczywistość. To są oczywiście postawy bardziej filozoficzne niż psychologiczne. Skutek jest podobny jak w dyskusji politycznej – poglądy niezgodne z Pańskimi wrzuca Pan do worka „psychoterapeuci” i rozpatruje w kategoriach takich, jakie Pan tej grupie przypisuje.

    W efekcie ja się czuje podobnie jak w politycznych dyskusjach – mam wrażenie, że ktoś niby mówi do mnie, ale zupełnie nie mówi do mnie, tylko do kogoś innego (Innego?). Znajome, prawda?

    Do kogo Pan mówi, Pani Krzysztofie?

    Czerwiec 10th, 2015

  35. Krzysztof Pawlak

    Panie Wojtku, gdy w wieczór wyborczy pan Kukiz rzekł publicznie (mniej więcej tak): „nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie moje kobiety”, śmiałem wyrazić opinię, że przemówił do widzów mizogin (który trafem nosi nazwisko Kukiz). Zbesztano mnie solidnie zarzucając mi, że wyciągam pochopne wnioski, nie próbując przy tym dowiedzieć się, dlaczego tak sądzę. A sądzę tak pomimo tego co powiedziałby sam pan Kukiz (a zapewne by zaprzeczył), a nawet pomimo, że mógłbym być oskarżany o szkalowanie zacnej osoby. Mój sąd nie miał charakteru w typie „po oczach widać, że to mizogin”, ale wynikał ze znaczącego „moje kobiety”. Ale uwaga, gdyby powiedział „moja kobieta”, nie nazwałbym go mizoginem. Decyduje o tym to, co mówione, a nie to, co powiedziane. Powiedziane należy do Kukiza, ale mówione do Innego „Kukiza”; ten Inny Kukiz jest radykalnie inny; do niego nie przyznałby się sam znany Kukiz. Lecz ja wyraziłem się o nieznanym Kukizie, nieznanym nawet Kukizowi, chociaż to on zrodził go swoimi ustami. Jeden i drugi Kukiz nie jest efektem polaryzacji, która wymaga obecności polaryzatora (jako Jedno polaryzacji); jeden i drugi Kukiz są jak Paweł i Gaweł, którzy używają tego samego języka, ale w dwóch różnych postaciach mowy. Ta podwójność istnieje od samego początku i jej skutkiem jest ludzki podmiot.
    Gdy więc użył Pan wyrażenia „nie spójne coś z rzeczywistością”, to w swym komentarzu zwróciłem się do psychoterapeuty, który/rzy rzeczywistość traktują jak laterna magica. Jeśli Pan nim nie jest, to szkoda (może ma Pan duszę psychoterapeuty?).
    Rozłam między psychoanalizą a psychoterapią łatwiej byłoby zrozumieć, gdyby praktykowało się psychoanalizę. Która rzeczywistość jest przedmiotem oddziaływań tych dwóch profesji? Człowiek, odpowiadają psychoterapeuci; brak, odpowiadają analitycy (bynajmniej nie tylko lacaniści). Kiedy sen jest ośrodkiem działań? Gdy ma się analizę, nie psychoterapię. Co z dwóch równolegle opowiadanych sytuacji będzie wybrane do zajmowania się, kłopoty w relacji z partnerem, czy wyuzdany seks zeszłej nocy? „Moja rzeczywistość” to ta: sen, brak i seks – wszystko co niespójne, rzeczywistość pełna dziur, rzeczywistość kosza na śmieci, jak to kiedyś napisałem – jej się nie da uspójnić z czymkolwiek.

    Czerwiec 10th, 2015

  36. wojtas

    Czyli gdybym powiedział „Godoj chopie do sensu”, to Pan z tego wyciągnie wniosek że mam duszę Ślązaka?

    Czerwiec 10th, 2015

  37. Krzysztof Pawlak

    Cóż, nadal sądzę, że ma Pan duszę psychoterapeuty. Dlaczego? Bo redukuje Pan gadanie do funkcji sensu. Dokładnie odwrotnie niż w psychoanalizie, w której gadanie nie do sensu jest wehikułem jej mocy. Czym jest gadanie nie do sensu? Wystarczy udać się do damskiego fryzjera i wsłuchać się w to, jak rozmawiają kobiety, lub przysłuchać się spontanicznej rozmowie dzieci z przedszkola (ene-due-rabe, połknął bocian żabę). Skoro jestem psychoanalitykiem, to dorzucę jeszcze Pański przykład do kolekcji. Gdybym usłyszał „godoj chopie do sensu” powiedziane z kozetki, nic nie powstrzymałoby mnie przed usłyszeniem tego: „godoj Hoopie do sen-su”; Hoop to nazwa firmy napojów orzeźwiających, a shen-zou (czytane jako sen-su), to Magiczny Statek po chińsku, metafora czegoś ponadczasowego. Co to daje? O tym może powiedzieć tylko kozetka.

    Czerwiec 10th, 2015

Reply to “„[na] Realizm rzeczownika…[składa się]…używanie starej nazwy na oznaczenie [czegoś z] Realnego””