„Fallus działa jako znaczący braku-w-byciu”


Zacznijmy dziś od wyjaśnienia chropowatości obecnej w tytule. Dlaczego brak-w-byciu, a nie brak bycia? Cóż, kamienie trwają i trwają – tylko trwają. Nie mają stosunku do czasu, stąd czas ich nie dotyczy. Nawet jeśli mają miliony lat, to się nie starzeją. Nie mają dziecięctwa, dojrzałości i starości, a co za tym idzie nie umierają schodząc ze sceny. Bywa że giną w procesach fizycznych, ale w zasadzie jeśli ominą je katastrofy trwać będą i będą bez końca. Bycie wszelako jest istnieniem w czasie (to taki Heidegger w Pawlaku), czyli z nieodłączną podziałką wczoraj-dziś-jutro. Jeśli jest taka podziałka, to jest i bycie. Bycie nie ma apriorycznego związku ze świadomością. Osoby nieprzytomne i w śpiączce mają bycie (bytujący byt), które poświadcza Inny („wczoraj miał ciśnienie takie, dziś takie, jakie będzie miał jutro?”).

Jak łatwo dostrzeżemy, trwanie nie jest życiem. To istnienie bez śmierci, a zatem i bez narodzin. Czy nie jest to oby istnienie umarłych, tych co to i narodzić się nie mogą i śmierci na próżno czekają? Czy tymi umarłymi nie są oby dusze, ewentualnie nawet duchy, nie znające wczoraj-dziś-jutro? Dusze nie żyją, ponieważ nie umierają – są nieśmiertelne. Bycie wszelako jest życiem, albowiem życie się kończy. Życie jest tylko tym co ma swój kres, co gaśnie i schodzi ze sceny („odszedł od nas”, powiemy). Śmierć jest przeto pierwszym brakiem w byciu, bytującym bycie, to brak jutra (dla umarłego i czekających na swoją kolej). Narodziny to drugi brak w byciu, to brak wczoraj. To oczywiście nie koniec braków w byciu; dzieci niecierpliwie czekają na bycie dorosłym („bycie dorosłego”), dorośli ze smutkiem czekają na jakąkolwiek możliwość „bycia dziecka”, podrostki podekscytowane czekają na jutro wypełnione pocałunkiem, lub rozpamiętują pocałunek z wczoraj, panny w okresie panien rozpoczynających rozkwit z wypiekami na twarzy (tudzież ze łzami w oczach), nie mogą doczekać się czasu, w którym coś stracą, by stać się kimś innym, niż były przed chwilą, przed ową najcenniejszą ze strat. Przepełnione goryczą żony oczekują jutra z nadzieją, że mężowie się do nich uśmiechną, lub jakiś inny on to zrobi. Zaganiani mężowie tęsknią za jutrem poza swym domem; tęsknią też za wczoraj z beznadziejną nadzieją, że wczoraj będzie jutro.

Jaka to piękna idea – być tylko w dzisiaj, tu i teraz. Och, nie musieć niczego pragnąć w jutrze i niczego wspominać z wczoraj! Opuścić w dzisiaj bycie, opróżnić się z jutra i wczoraj, stać się bytem tożsamym z chwilą?! I co, i nie czekać na spotkanie z wyśnioną, nie biec ku tej/temu, której/którego objęć nie można nijak zapomnieć?

Stać się samoświadomą trwania chwilą? Ale czym jest taka świadomość, jeśli amputować z niej wszelkie jutro i każde wczoraj? Czy nie jest to oby wypreparowana świadomość z jakichkolwiek braków, taka boża świadomość cudowności stworzenia w dzisiaj, by żaden brak sprzed chwili i za chwilę nie zakłócał blasku? A co jeszcze bardziej paradoksalne, świadomość, która pozbyła się wczoraj i jutra nazywana jest pełną, choć jest świadomością okaleczoną z bycia! Odrzucone resztki eg-zystują gdzieś tam; nie egzystują bo ich przeznaczeniem jest usunięcie na zawsze, wymazanie z rejestru (przecież nie chcę z tym mieć do czynienia). Niemniej eg-zystują, obok, ale zawsze eg-zystując.

Bycie utkane jest z braków; na czym trzyma się ażur, jeśli nie na mnóstwie luk, braków? Czym są sieci rybackie, jeśli nie włóknem mającym za zadanie podtrzymywać mrowie takich luk, takich braków? (nie wolno mylić luki, czy braku z dziurami; dziury to skutek przedziurawiania materii istniejącej przed dziurami; brak, luka, powstaje inaczej, przez obramowanie; brak ma strukturę, dziura nie bardzo; z dziury nie ma szczególnego pożytku, z braku jak najbardziej – siecią łowimy, dziurawych rajstop czy spodni nie nosimy, co najwyżej łatamy). Sieć trzyma braki i to dzięki niej i nim łowimy życie, to co odcedziliśmy z życia w ogóle, z Realności.

Bycie, moje życie, ma swoje „skądś” i swoje „po co”. Tym „po co” jest śmierć, a bycie ma za zadanie odwlekać śmierć; używa się bycia (nie mylić z używaniem życia) nie zapominając o używaniu sieci.

No dobrze, ale czym jest to „skądś”? Czyżbym był skutkiem używania sieci przez rybaków, których fallus każe nazywać rodzicami? Gdzie byłem zanim mnie nie było? Czy byłem w głowach jej lub jego, a może ich dwojga? Czy wiedzieli co łowią? Czy byli zadowoleni tym, co złowili? A może byłem w jej/jego sercu, a może ich dwojgu sercu? W czyim sercu/głowie byłem pierwszy/a? To odpowiedź na te pytania daje byciu jakość, nawet gdy życie jest bezbarwne, chore, pod psem.

Włókno sieci to fallus, a węzły tej sieci to znaczące. Podmiot ludzki mieści się w braku, w lukach. Jesteśmy bytami utkanymi z braku/ów. I nie jesteśmy nigdy zadowoleni z połowów, nawet wtedy, gdy staliśmy się chwilą odczuwającymi cały świat. Jesteśmy bytami, które przeczuwają „wiedzą niewiedzianą”, że świat,  a nawet Świat, to nie wszystko.

KP

P.S. W tekście jest mnóstwo odniesień zamierzonych i niezamierzonych. O jednym wspomniałem , to Heidegger. Są w nim odniesienia do różnych Ksiąg Świętych, do mitologii, do Freuda (np. opis tego czym jest wyparcie), do piosenek Beatlesów, do śmierci Joe Cockera i innych. Być może odnajdziecie też takie, których dotychczas nie odnalazłem. Napisany jest trochę inaczej, jak zwykle gdy piszę coś w okresach świątecznych. Nadaję psychoanalizie status o wiele bardziej rozszerzony, niż pragmatyczny. Wszystko po to, by docenić wciąż niedocenianą jej wartość – to praktyka, która próbuje zaradzić byciu, bynajmniej nie życiu i nie zdrowiu.

Cytat tytułowy to E,710

Składam wszystkim jednobrzmiące życzenie – w najbliższym roku złówcie coś swą siecią. Dla  mnie najbliższy rok będzie poświęcony, między innymi, opracowywaniu wpisów blogowych z myślą wydania ich w formie książkowej (to taki sposób na odwlekanie śmierci).


3 Comments, Comment or Ping

  1. Paweł Droździak

    Reklamowane szeroko buddyjskie „bycie tu i teraz”, jest właśnie tym, co się tutaj opisuje – zaprzeczeniem istnienia jako czegoś, co by miało mieć sens. Roztopienie się w czynności ma sprawić, że zniknie podmiot, a zostanie sama czynność. Podmiot bowiem dla buddyzmu wcale nie jest, a jedynie zbudowany jest ze złudzenia bycia. Czyli, im prędzej zniknie złudzenie, tym lepiej. Nie ma człowieka, nie ma praw człowieka, nie ma nic. To znaczy rzeczy są, ale nie ma podmiotu.

    Twardoch w Morfinie (którą polecam, jeśli kto nie czytał, ja właśnie skończyłem i świetne), mówi:
    „Jestem Konstanty Willemann, czy jestem Konstantym Willemannem? Jestem Konstanty Willemann, oznacza, że Konstanty Willemann w całości wyczerpuje moje bycie, a jestem Konstantym Willemannem oznacza, że jest to rola, jaką pełni moje „ja”, posiadające równierz takie obszary, lub aspekty, które nie są Konstantym Willemannem.”

    Ale buddyzm idzie jeszcze dalej, aż do kompletnego bezsensu.
    Co nie jest wcale zarzutem, o ile się pamięta, że takie właśnie jest istnienie dla buddyzmu. Pozbawione zarówno trwałej podstawy, jak i sensu, czy celu. Każdy podany, jest iluzyjny. Stąd nie da się powiedzieć, że postać Buddy jest falliczna. Choć może i jest, bo dopiero, gdy ktoś by naprawdę był „tu i teraz”, czyli tak, jak trwają kamienie, albo, jak trwa pająk w rogu pokoju, czy kot na kanapie leży, albo mysz łowi, to dopiero ten ktoś nie potrzebuje już Buddy do niczego. Wcześniej ludzie strasznie sobie tym Buddą i buddyzmem głowę zawracają. Widywałem nawet takich, co na zjazdach, gdy wszędzie wokół rozłożone były w chaosie porzucone śpiwory, obawiali się po nich przejść. stając stopą, bo nie wiadomo, czy gdzie tam między tkaniną nie zawieruszył się jaki święty tekst, odbity na ksero. Można i tak grać, o ile się wie, że to gra. Udawac, że się tym przejmujemy, być, kim nie jesteśmy, udawać, że jest różnica itd.

    Abrahamizm jest jednak inny. Zakłada, że jest pewien podstawowy falliczny określacz celów i on się nijak usunąć nie daje. To zadowalanie dawnego, żydowskiego bóstwa, od którego się zaczęło wszystko, co widzimy i które ucieleśnia, aż do czasów dzisiejszych, całą możliwą przyzwoitość. Buddyzm, czy ogólniej, dharmizm, uprzejmie temu przeczy.

    Książka. To będzie coś nareszcie.

    Grudzień 24th, 2014

  2. Renata

    Akurat czytam”Morfinę”.Jestem w połowie.Dość rozpaczliwa książka.Trochę mi przypomina „Podróż do kresu nocy”,ale w wydaniu bardziej nihilistycznymi i cynicznym.Pewno ją skończę, ale wyczuwam w niej jakąś nieuczciwość,zbyt łatwą sklonność do metafizycznej groteski,jakieś uproszczenie…Tez bardziej wierzę w łowienie w sieci niż w jakieś totalne iluzje,wizje i transwizje.To tylko zmęczone słowa–te niby iluzje.

    Grudzień 25th, 2014

  3. Joshe

    Pawlak pisze jak zakochany – dobrze!

    Najlepszego w Nowym Roku!

    Grudzień 27th, 2014

Reply to “„Fallus działa jako znaczący braku-w-byciu””