„Funkcja fallusa jest wyobrażeniowa”


Ostatnim razem opisałem fallusa jako imperatora wśród znaczących – znaczącego wszystkich znaczących. Przez co jest odpowiedzialny za generowanie sensu, zarówno bezsensu („gadasz bez sensu”), jak i megasensu („logika twoich wywodów jest powalająca”). Fallus sprawia, że mówienie czyjeś jest do sensu, lub nie do sensu. Ta zdolność jawi się jako nieograniczony zbiornik energii potencjalnej („ty to masz łeb”). Fallusa odnajduje się między imponowaniem, a podziwianiem. Co robią kobiety na walkach bokserskich? Ba, ale co robią tam mężczyźni?

Te pytania nie są bez znaczenia. Fallus i różnica między płciami wykazują względem siebie powinowactwo. Gdy bokser wchodzi do ringu pokazuje muskuły. Czy byłby gorszym bokserem, gdyby ich nie pokazał? Jego rywal też wchodzi do ringu i robi to samo. Nazwijmy to imponowaniem fallicznym. No dobrze, ale co robią bokserki gdy wejdą na ring? Niby to samo, z naciskiem na „niby”. Dostrzeżemy różnicę, jeśli na ringu zjawią się bokser i bokserka i zrobią to samo. Jeden będzie imponował, druga będzie podziwiała. Czyżby losem jednych byłoby niekończące się imponowanie, a drugich niekończące się podziwianie? Niech ring posłuży nam za przykład wejścia na teren męski, teren prężenia się i sztywności, wiadomych oznak potencji, mocy, które ciągle trzeba potwierdzać gestami imponowania. Po co kobieta miałaby to robić?

To pytanie dostrzegł z całą swą przenikliwością Freud i zanim sformułował odpowiedź wyczerpującą, udzielił odpowiedzi częściowej. Utworzył koncept znany jako „penisneid”, zawiść o członek, zawiść zawartą w podziwie. No dobrze, ale muskuły to nie penis, to chyba Freud wiedział, więc dlaczego penis? Najprościej mówiąc, dlatego że wtedy jeszcze nie zaświtała mu myśl, którą podsumował o wiele później terminem „fallus”. Słowo „penis” wprowadzało tak wiele ograniczeń przez narzucającą się sferę znaczeniową, że wprowadzenie fallusa było, tak czy owak, konieczne. Czym jest fallus? Na pewno nie organem służącym do zapładniania. Głazy wypiętrzone wysoko ku niebu na Wyspie Wielkanocnej, ale też i piramidy w Gizeh imponują, nie da się zaprzeczyć. Symbolika falliczna nawet dla wrogów psychoanalizy jest aż nadto oczywista. Lecz kamień erekcyjny być może nie. Kamień erekcyjny to symbol tego, co dopiero powstanie, co się wypiętrzy. To co wypiętrzone jest aż nadto widoczne. Łatwiej zrozumiemy teraz, dlaczego Freud umieścił w terminie pierwotnym odniesienie do penisa – bo to coś, co wypiętrza się, tak na oko z niczego, samo przez się. A co ważniejsze, jest penis śmiertelnie związany z terminem „potentio”, potencją, energią uśpioną, tylko gotową do wzbudzenia. Jest penis na początku zaledwie ledwo zawiniątkiem, łatwym do ukrycia w byle sakiewce; czymś sympatycznym znanym z rzeźb antycznej Grecji i Rzymu, tudzież malarskich przedstawień męskiej nagości, od Renesansu w górę. Małe Jezuski mają bardzo małe peniski, duże Jezusy mają je przede wszystkim zakryte różnymi opaskami, w przestrzeni sakralnej natrętnie sugerującymi skutek kastracji.

Ale spokojnie, brak penisa, czy brak istotnej jego części, jest skutkiem kastracji tylko w medycynie, gdzie oznacza ona po prostu amputację czegoś lub części czegoś. Jezus w obszarze sakralnym tylko dla wrogów sakraliów jest hermafrodytą lub eunuchem. Opaska rzeczywiście skrywa znak kastracji, ale w rozumieniu psychoanalitycznym, sugerując swą obecnością, dla niepoznaki, jej zaprzeczenie. Dokładnie tak samo, jak dzieje się to w przypadkach cross-dressingu.

Jeśli na początku penis jest zawiniątkiem, to w swym finalnym kształcie, zrywa zupełnie z punktem wyjścia. Mierzy bardzo wysoko, wspinając się coraz wyżej, by w końcu dojść do szczytu. Prawdziwe zmartwychwstanie. Otóż falliczna postać penisa, generatora rozkoszy, jest w przedstawieniach unikana, czyniąc z aktu pornografię. Zawiniątku mówimy tak, ale żerdzi nie. Otóż penis ma dwie postacie, penis milusińskich, siurek bobaska, oraz postać falliczną, zawartą jako potencja w wersji milusiej. To dlatego przyjmuje się w propagowanej przez mnie wersji analizy termin fallus, znaczący zawarty w rozziewie czyniącym ze zwyczajnego penisa piejącego koguta (cock), galopującego konia (chevalier), wysoko szybującego ptaka itp. reprezentantów i reprezentacji funkcji fallusa ukrywanej za przepaską.

Jezus jako byt bez grzechu istniejący i nie z grzechu zrodzony, nie może grzeszyć rozkoszą. Tego akurat dotyczy kastracja. To zakaz rozkoszowania się (kolejna z niekonsekwencji – katolicyzm, który uznaje za prawidłowe tylko to, co pozostaje w zgodzie z naturą, wytrysk, zjawisko naturalne, postrzega jako psujące naturę); to nakaz wyrzeczenia się przynajmniej części jouissance.

Zawiść o fallusa u pań dotyczy spektakularnej formy w jakiej ucieleśnia się fallus, przeobrażenia z postaci, którą chciałoby się wziąć w garść, do buzi itp., w postać napawającą dziewice przerażeniem (poczytajcie trochę literatury erotycznej, od de Sade’a po swojskiego polskiego Pitigrillego), wstrętem, które fallus przerabia w ich przypadku na globus histericus. Pierwszy kontakt dłoni dziewczęcia z tym, co u braciszka tak cudne, a u chłopaka tak twarde i pulsujące, jest przykładem na to, co czyni histeria z kobiety.

Dlaczego fallus jest męski, pada pytanie z ust kobiet? Nawet tych, które odmawiają mu tej właściwości, przekierowując swe życie na drogę rewindykacji, odebrania przywileju męskości fallusowi lub przynajmniej dzielenia się tym przywilejem z mężczyznami. Jest tylko jedno libido, i to męskie. To teza psychoanalizy. Najciemniej jest pod latarnią. O tym, że libido jest męskie, a fallus męski, najlepiej wiedzą kobiety. A najbardziej o tym wiedzą te z nich, które temu najgoręcej zaprzeczają.

Czego oczekują od mężczyzn kobiety? Pozwólcie odpowiedzieć na to pytanie kobietom i mężczyznom, a przekonacie się, że życzą sobie od nich fallusa, nawet wtedy, gdy domagają się od nich chodzenia do szkoły rodzenia, czy brania urlopów tacierzyńskich. Nic nie jest bardziej cenne w nich niż…fallus.

Relacje między mężczyznami i kobietami są najzwyczajniej asymetryczne. Oczekiwania kobiet wobec mężczyzn i mężczyzn wobec kobiet nie pokrywają się.

Ta różnica jawi się jako święta, a nawet błogosławiona. To różnica, która nie dzieli, ale łączy. To Fallus.

KP

P.S. Cytat tytułowy to E ,555


12 Comments, Comment or Ping

  1. Renata

    O ile rozumiem to,co czytam to według Freuda poprawionego przez Lacana fallus/Fallus odpowiada na wszelkie zapotrzebowania (lub nie odpowiada, jak np. ktoś „nie ma jaj”, a teraz przecież i baby mogą mieć jaja nie tylko w koszyku). Byłby więc ten fallus taką różdżką od mocy, koryfeuszem także i laską? No to chwała na wysokości! Ale czy nie jest on także mącicielem? Szpadą, rapierem, tym,co Herkules dzierżył w ręku? Czemu go zatem nie nazwać po prostu „moc”, a nas białogłowy, słabą pleć,po prostu słabą płcią, a nie zawistnicami,co w najlepszym razie podziwiać możemy? Ja zresztą podziwiam i biję brawo:)

    Grudzień 19th, 2014

  2. Krzysztof Pawlak

    Sygnalizowałem potrzebę zmiany terminu u Freuda z penis na fallus. Chodzi o to, że słowo „moc” ma za duży efekt wyobrażeniowy. Czyli chodziło o to, by odciąć znaczący od znaczonego, do którego jest przyspawany. Fallus jest na tyle mało rozpoznawalny, że nie grozi mu popadnięcie w stereotypie. Nie jest organem, nie jest silnikiem, nie jest energią. Najbliżej mu do bozonu Higgsa, którego istnienie sprawia, że cząstki bez masy nabierają masy, ale sam bozon Higgsa tego nie robi. Fallusowi najbliżej do katalizatora. Lecz i to nie jest zadowalające rozwiązanie. Bo o co chodzi? Weźmy dwa słowa, oko i prorok. Gdy umieścimy je w konstrukcji „oko proroka”, to generowane znaczenie „odbyt” nie pochodzi z pola znaczeniowego tych dwóch słów, ani też z ich koniunkcji. Powstaje coś z niczego. Inny przykład, cicho i dawać, w zespoleniu daje „cichodajka”, oznaczając coś kompletnie innego. Otóż fallus kreuje taki efekt, którego brakuje w słowach cicho i dawać. Dlatego fallus zarządza konstrukcją dowcipów, kreacją bytu niespodziewanego. „Bądź sobą” i „bądź tym, kim nie jesteś” jest tym samym. To dzięki fallusowi. „Moc” byłaby tu daleko niewystarczająca, a „penis” kompletnie bez sensu.

    Grudzień 19th, 2014

  3. Renata

    Ku mam :) Chyba kumam. Nauczyciele buddyjscy mówią na tak rozumianego fallusa „przestrzeń”, coś się pojawia „z przestrzeni”, to jest właśnie(lub „bywa”) owa”kreacja bytu niespodziewanego”.Mówiąc bardziej prozaicznie to jest stan umysłu wolnego od zwyczajnych zaciemnień, splamień generowanych z wiary, że emocje są prawdziwe, podczas kiedy są w znaczeniu buddyjskim puste (co oczywiście nie znaczy, że ich nie ma).Już to chyba tu pisałam, ale powtórzę—jeden z Mistrzów powiedział, że ten,który wierzy, że wszystko jest realne jest głupi jak krowa, a ten kto wierzy, że nic nie jest realne–jest jeszcze głupszy…

    Grudzień 19th, 2014

  4. Krzysztof Pawlak

    Podobieństwo doświadczenia w buddyzmie i psychoanalizie jest zadziwiające. To na tej bazie wyrasta intuicja, że chodzi o „przestrzenność”, nie w znanej wszystkim dwu, czy nawet trójwymiarowości, lecz wielowymiarowości. W tym rozumieniu fallus jest tym, co nadaje przestrzeni walor wielowymiarowości, co umożliwia przekształcenia przestrzeni w taki sposób, że nie traci ona ciągłości, że w żadnym punkcie nie jest ona przerwana. Na tym spostrzeżeniu bazuje Lacan w swych konceptualizacjach topologicznych. Pomiędzy „nad” a „pod” nie ma przerwy, i tu i tam jest bycie, a przejście między „nad” a „pod” jest ześlizgiwaniem się, a nie porzuceniem jednej formy bycia na rzecz innej. Że jesteś „pod” orientujesz się, gdy już tam jesteś, a nawet że od dawna tam jesteś. Tak więc, pan Jekyll i pan Hyde to jedno bycie o dwóch postaciach. W żadnym wypadku dwa różne od siebie bycia oddzielone przerwą. Dlatego dla Lacana podmiot nie jest rozdzielony, ale przekreślony kreską. I tym jest Realne – nie przepoławia człowieka, ale przesuwa, przemieszcza go z „nad” do „pod”, oraz z „pod” do „nad”. Aby taki przesuw był możliwy (czyli metonimizacja), musi pojawić się pragnienie; fallus przeto jest powodem istnienia pragnienia, nie w sensie celowym (tego, do czego zmierza pragnienie), ale w sensie czystego początku („na początku był fallus”), tego że w ogóle ono jest. Pozycja mistrza buddyjskiego (jak mniemam) i analityka w swej zasadniczej funkcji jest podobna – bycie uważnym na pragnienie, na jego wieczny ruch, na jego trwanie w ruchu i nie pozwalanie na to, by popadło ono w jałowy bieg (Freudowska fiksacja) i jego przejawy (np. symptomy, fantazmaty itp. twory).
    Nie wiedziałem, że dla buddystów emocje są puste, bo dla lacanistów też takie są. Puste, to znaczy pozbawione sensu. To negatywne cząstki naładowane jouissance, niezależnie od kształtu emocji i uczuć.

    Grudzień 21st, 2014

  5. Paweł Droździak

    Emocje w buddyzmie sa puste w tyk sensie, w jakim wszystko jest puste, czyli pozbawione trwalej podstawy. Mozna to odniesc do sytuacji w analizie, kiedy kolejno upadaja rozne znaczace, jako te, ktore konstytuuja podmiot. Czyli np. nie tylko nie jest on juz „mily”, ale po jakims czasie i „winny”, a po dalszym czasie uswiadamia sobie, ze kazda inna opcja, to takze zasadniczo tylko gra. Trzymajac sie buddyzmu, brak jakichkolwiek znaczacych stalych, ktore nie bylyby pustka, oznacza, ze np. prawo karmicznej odplaty tez jest wzgledne, bo opiera sie jedynie na wspolrzednych podmiotu. Te sa wzgledne, a nie ma nic innego, stalego, co by je moglo stabilizowac i gwarantowac. Podobnie z „metodami osiagania postepow”. Nie mozna mowic sensownie, ze jakiekolwiek dzialanie zmierza do „postepu” bardziej, niz jakiekolwiek inne dzialanie, bo kazde jest zasadniczo rownie puste. Buddysta jednak medytuje, bo albo tego nie rozumie, albo, podobnie, jak czlowiek w lacanowskiej opowiesci, jest tym, czym nie jest. Gra w gre, bo czyms sie przeciez trzeba zajmowac miedzy jedna a druga smiercia.

    Grudzień 21st, 2014

  6. wojtas

    Przynajmniej nie gadają o słoniach, żółwiach i innych „pierwotnie wypartych” rzeczach.

    Grudzień 21st, 2014

  7. wojtas

    Przepraszam ale nie mogę się powstrzymać:
    http://video.anyfiles.pl/videos.jsp?id=117882
    W CZYM wierci palcem Lacan w 00:45?

    Grudzień 21st, 2014

  8. Paweł Droździak

    Nie zajrzalem do filmiku, ale chyba się domyslam o jakim gescie mowa :) No a jesli to nie wiercenie palcem, a raczej start rakiety? Byly kokplikacje z poczatku, ale pozniej prosto w gore i te pierwsze komplikacje z trajektoria staja sie ozdoba, na tle pozniejszego osiagniecia orbity.. :)

    Grudzień 22nd, 2014

  9. wojtas

    No tak, pokazywaczy kogoś/czegoś w górze jest kilku, ale Lacan tak jakby jeszcze „podwierca”. I tu mnie zagiął właśnie.

    Grudzień 22nd, 2014

  10. Paweł Droździak

    Dyryguje orkiestra metafizyczna :)

    Grudzień 22nd, 2014

  11. Daria

    Nie rozumiem wątku o katolcyźmie. W katolicyźmie nie ma nic na temat tego, że wytrysk jest czymś, co psuje naturę. Jest za to zacheta do seksu, seksu oralnego także, do rozkoszy, do wytrysku. Jedynym obwarowaniem jest to, że ma to odbywać się w monogamicznym związku usankcjonowanym sakramentem. Artykuł dobry, jednak jak widzę w temacie seksu w katolicyźmie brak zgodności z prawdą to pojawia mi się pytanie czy w innym miejscach też tej zgodności nie ma.

    Lipiec 20th, 2020

Reply to “„Funkcja fallusa jest wyobrażeniowa””