Cichcem przemykamy się dziś z tematyki ku tematyce – od szaleństwa do szaleństwa kontrolowanego, zwykle i dla niepoznaki, a także ku uciesze człowieka badanego przez socjologię i statystykę, nazywanego normalnością. Czy normalność jest przeciwwagą dla szaleństwa? A może szaleństwo leży na jednej szalce wagi, a normalność na drugiej? Trudnością wówczas jest stan się równoważący; ale po co mamy rozpoznanie zjawiska „borderline”? Zaiste, jakie to proste rozwiązanie problemu, gdy szaleństwo i normalność równoważą się, albo prawie równoważą. Aliści, gdy w grę wchodzi jakieś „prawie”, „prawie coś” lub „prawie nie coś”, widzimy potrzebę oparcia się na czymś, by w ogóle koncept „pogranicza” mógł się wyłonić. I wówczas liczymy precyzyjnie ilość punktów na jakiejś ze skal, by przypiąć boję – tylko do czego?
W punkcie zerowania się wagi szaleństwo jest nieodróżnialne od normalności. Zatem do czego boja jest przytwierdzona? Ktoś powie, że do „nadnormalności”, do czegoś, co zawsze sprawia, że 2+2 daje 4. Lecz co to za „nadnormalność”, jeśli nie zna się ona na gniewie, namiętności, czy rozpaczy? Nikt nie zna matematyki opisującej serce człowieczeństwa, ale są tacy, którzy wierzą w istnienie takiej matematyki, jak dajmy na to ks.prof. Heller, wierzący bezdeklaratywnie, że Bóg jest Panem liczb i praw liczbami zarządzającymi. Lecz poza tym, do czego liczby nie mają dostępu i zastosowania, istnieje cały kosmos menedżerowany przez Szatana, Anioła grającego na nosie Bogu, ukazując urbi et orbi tajemnicę bożej bezradności.
Piszę to wszystko, w stylu zapewne zbyt aluzyjnym (lecz dla ludzi nie przyzwyczajonych do myślenia), by pokazać, że Bóg jest tu zupełnie nieprzydatny jako uziemniacz boi. Przynajmniej tak długo, jak długo Bóg nie bierze odpowiedzialności za swe szaleństwo. A tak, że dygresję posunę o szczebel wyżej zasługując w pełni na miano heretyka, nie wydaje się Wam prawdopodobne, że Ojciec posłał na ziemię Syna, by ten naprawił ojcowskie grzechy, oraz że ten drugi po poznaniu sytuacji ludzi zaakceptował ich wyrok, potomków bądź co bądź Szatana, rozczarowanych Ojcem?
Niech Was nie zwiedzie mój „nieświadomy satanizm” – to tylko usensownienie, możliwe jak każde inne, wyjściowych danych zawartych w przekazie. Ostatecznie sens nie prowadzi do całej prawdy, a sam sens prawdą nie jest, co chciałem tą herezją pokazać.
Wszelako, i poza jakąkolwiek wątpliwością, boja musi być do czegoś przytwierdzona, do czegoś, co odróżnia sens od niesensu. Tak ma być! Niesensu, albowiem chodzi tu nie o negowanie sensu (bezsens, brak sensu itp.), lecz jego negatywizowanie, o pozasens. Coś odnosi się do sensu, albo coś odnosi się nie do sensu. Otóż boja przytwierdzona jest do tego, co odnosi się do sensu. Lecz jak nadmieniłem, nie musi odnosić się równocześnie do prawdy, a jeśli już to tylko do półprawd. Cała prawda musiałaby obejmować także niesens. No, ale skoro Bóg umywa od tego ręce, to…psychoanalityk ma pełne ręce roboty.
„Szaleństwo w całości doświadczane jest poza sensem”, lub jak wolicie w niesensie. Sens zaś zakotwiczony jest w tym, co sens umożliwia. Tym czymś jest fallus. Tak mówi o tym psychoanaliza, ważąc się w ten sposób, na wyjście poza ludzkie rojenia na temat normalności. Rojenia te służą tylko wzmacnianiu wyparcia, wzmacnianiu tak daleko posuniętemu, że „normalni” sądzą, że szaleństwo ich nie dotyczy. Gdy zaś zdarza się napotkać „szalonego” w życiu, normalny gość stroni od szaleństwa „szalonego”, bo tylko przez szaleństwo „szalony” jest rozpoznawany. „Szalony” obywa się bez wyparcia. Z tego wynika, że wie o swoim szaleństwie. Potwierdzamy to, jednocześnie rozumiejąc, dlaczego w stosunku do normalsów temu zaprzeczają. Szaleni są jednak ludźmi. Szaleństwo dotyka tylko człowieka.
Normalność to konstrukt spojony przez sens, a jak starałem się pokazać szczyptę wcześniej, przez sensowność jaką swą emanację nabiera statusu wyobrażeniowego – zawsze są możliwe różne sensy.
Fallus jest symbolem, a nie tworem realnym, dzięki któremu obiekt wyobrażeniowy nabiera sensu, zaczyna mieć swoją wagę. Jest jak bozon Higgsa, dzięki któremu cząsteczki elementarne nabierają masy.
KP
P.S. Cytat tytułowy to E,554. Cytat w tekście to E,166. Normals i „szalony” jest człowiekiem, co postaram się wykazać, bo to ważne. Geny mówią tylko tyle, że człowiek to zwierzę. Tymczasem wśród zwierząt nie znajdzie się „szalonych”; one składają się wyłącznie z normalsów.
5 Comments, Comment or Ping
No tak, na granicy szaleństwa – J. A. Miller proponuje nazwę „zwykła psychoza”, a także mówi, ze to epidemia naszych czasów, posiłkując się konstruktem „płynnej rzeczywisyości” naszego rodaka na emigracji niejakiego Zygmunta Baumana.
Objawy, co następuje – niewiele wspomnień z przeszłości oraz brak rozumienia metaforycznego, a zatem struktura
Nie ma jak reszta nas zupełnie „normalnych” neurotyków.
Jakiej struktury był sam Lacan?
Grudzień 5th, 2014
O ile mi wiadomo Bóg miał wybawiać od grzechu pierworodnego,który zrodził następne ludzkie grzechy,ale wybawiać miał przez śmierć swojego Syna. który miał nam pokazać ześmy nieśmiertelni duchowo (a i zmartwychwstanie ciał też jest zapowiadane). Bóg ojciec zesłał Syna ze względu na miłość do stworzenia,które zgrzeszyło pragnieniem,które było wbrew Pragnieniu Ojca. Tym „niesensem” zatem było pewnie ludzkie pragnienie i nim miał się „zająć” Syn (co prawda nie spłonął, ale dał się ukrzyżować).Ten „niesens” zatem byłby skorelowany ze śmiercią jako grzechem czyli wystąpieniem wbrew woli ojca?
Grudzień 7th, 2014
W pełni zgoda. To co grzeszne w analizie jest zarazem tym, co człowieka indywidualizuje, czyni go jednostką. Odchodzimy w psychoanalizie od konceptu duszy, która była jedna dla każdego z ludzi, na rzecz pragnienia, które dla każdego jest własne. Indywidualność osiąga się w różnicy między kimś a wszystkimi innymi. Inaczej jednostkowość nie miałaby sensu. Rodzic nie kocha tak samo wszystkich dzieci. Historia o Ablu i Kainie to stwierdza – Bóg kocha jednego, by drugi nienawidził, czytaj pragnie ten drugi być kochany jak ten pierwszy. Stąd jesteśmy Kainitami i stąd domaganie ma uniwersalny cel – być kochanym. Stąd też kochanym można być tylko za to, ze się pragnie po swojemu. Miłość w wydaniu ludzi nie jest miłością ludzkości, ale miłością tego/tej akurat, a nie innego/innej. Wszystko w Chrześcijaństwie, religii o uczłowieczonym Bogu, pokazuje koszt bycia człowiekiem. Jest nim dezabsolutyzacja Boga, rzecz nie do pomyślenia np. w islamie, gdzie Bóg nie jest człowiekiem tylko Absolutem. Jeśli Bóg ma naturę człowieczą, to musi zmagać się z brakiem po swojej stronie (w lacaniźmie to Inny przekreślony); dezabsolutyzacja z kolei, odpowiada śmierci Boga (tu związki z modnym filozofem), opuszczeniem miejsca na rzecz losu człowieczego. Miejsce puste definiuje odtąd Innego. To stąd cała teologia chrześcijańska ma za cel ratowanie Boga i powrót do niego jako Absolutu. Pokuszę się, by twierdzić, że Bóg w tej religii nie jest bytem, jest tylko pragnieniem i właśnie to stanowi o wyjątkowości Chrześcijaństwa. Na tę wyjątkowość składa się stałe napięcie między dążeniami do absolutyzacji (np. dogmat o nieomylności papieża), a jego praktycznej niestosowalności (brania pod uwagę, liczenia się z pragnieniem).
Grudzień 9th, 2014
Polecam zabawną książeczkę (polski „pastisz” „Mistrza i Małgorzaty”) Karpowicza. Książkę dostałam od moich uczniów,z poleceniem, żeby absolutnie i natychmiast przeczytać, że zajebista itepe. Więc czytam „Balladyny i romanse”. Zamiast załogi z piekła rodem do polskiego miasta wpadają, bogowie olimpijscy i mieszają się z ludzmi, ale Jezus też w końcu dołącza. I się dzieje. Nie ma wzniosłości jak u Bułhakowa. Wziosłość się już nie przebija przez całuny powszedniości „kraju w promocji”,absurd też innego,pośledniejszego rodu,niż ten bułhakowowski, ale czyta się i skoro małolatom się podoba, znaczy—coś jest na rzeczy!
Grudzień 11th, 2014
Nie na temat, ale może kogoś zainteresuje. Na Gazecie Leder Lacana popularyzuje.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,142463,17082887,Swiat_sie_chwieje.html
Grudzień 15th, 2014
Reply to “„Fallus jest symbolem obiektu wyobrażeniowego””