„Realne, to niemożliwe; niemożliwe, to Realne”


Do czego odnieść Realne? Pytanie zasadne, uwzględniwszy niepokojącą mozliwość, że Realne może być przez czytelników utożsamione z zasadą pierwotną, z Pierwszym filozofii czy teologii. Co było pierwsze, kura czy jajo? Ani kura, ani jako. Lecz nie znosi to sprawy podniesionej przez pytanie. Pierwsze lokuje się poza przestrzenią/powierzchnią wytyczoną pojawieniem się dwóch znaczących, kura i jajo (przestrzenią/powierzchnią nie ograniczajacą się do sfery). Gdzie bowiem odnajdziemy w niej miejsce dla koguta?

Wszelkie koncepcje bazujące na takiej czy innej Dwójni, Ich-dwojgu święcącej triumf w psychoterapii, tudzież dwójni kognitywistów, B-P, albo P-B, jak wolicie: poznawczo/bahawioralne i na odwyrtkę, behawioralno/poznawcze, stronią od udziału tego, co Trzecie.

Dwójnia czy Trójnia jest właściwszym opisem rzeczywistości istnienia człowieka? Skromnie ograniczam się do istnienia człowieka, pozostawiając kosmos filozofom, a mistykę teologom. Jako że mistyka opiera się na dwójni jaką jest człowiek i taka czy owaka Jaźń, zmierzające do Jedności, to zasadą kontemplacji i medytacji jest wstępne wyeliminowanie tego, co Trzecie, tego co zakłóca marsz do Jedności. To dlatego psychoanaliza nie jest ani religią, ani parareligią; ani medycyną ( w niej między człowiekiem a ciałem ma zapanować zdrowie), ani psychoterapią (w niej między człowiekiem a człowiekiem i między nim i nim samym ma zapanować harmonia i integracja). Psychoanaliza skupia się na tym co zakłóca, a jej propozycja zachęca do tego, by skupiać się nie na Jaźni i nie na sobie samym, ale na tym, co przeszkadza na drodze ku Jaźni, czy ku sobie samemu. Inaczej mówiąc, w każdej zachęcie do wyciszenia, wyluzowania, skupienia się na czymś, kryje się tajemnica naszego stosunku do głosu, napięcia, rozproszenia. Propozycję psychoanalizy można streścić w odkryciu, że w tym co ciebie nakręca, nagłaśnia, napina, rozprasza, jest o wiele więcej ciebie, niż sądzisz i jesteś w stanie przyjąć.

Inną Dwójnią zwodzącą współczesnych jest P/S, przyczyna/skutek, czyli jeśli jest cokolwiek, to musi być przyczyna, która poprzedza cokolwiek. Taki związek jest od dawna kwestionowany. Od Hume’a po Poppera akcentującego niemożność wygenerowania twierdzeń o przyczynie z sądów o charakterze indukcyjnym, słyszy się to samo – koncept przyczyny należy do pojęć osobliwych, nie ono jedno zresztą.

Na początku mej kariery, gdy jeszcze jeden profesor z Francji nie odpowiedział Imć Panu Profesorowi z Polski, żem znany we Francji polski psychoanalityk, zostałem poproszony przez zasłużoną osobistość o konsultację bliskiej jemu osoby, która od 40 lat przebywała w łóżku, będąc mega sparaliżowaną, tzn. kontakt mój ograniczał się do rozmów z samą głową. Temat rozmów jest tu nieistotny; problemem dla wszystkich była kwestia, jak możliwe jest istnienie w łóżku z bezwładnym ciałem przez 40 lat (bez odleżyn i typowych w takich przypadkach obszernych zanikach mięśni),  a także, co czyniło ten podmiot kobiety tak zdeterminowany, by tak czynić, poza ciałem jakby, ale i poza czasem także. To w rzeczy samej pytanie o przyczynę (wszystkie znane ówcześnie przyczyny takich stanów zostały wykluczone). Przyczyny nikt nie znał, ja też, ale w tej już dziś zamierzchłej mojej przeszłości, byłem absolutnym deterministą, to znaczy kimś, kto musi za wszelką cenę przyczynę nazwać. Inaczej mówiąc, nadać jej pozytywny status. Zbyt szanuję bogów, by uznawać ich za przyczynę bytów, tak wątpliwych, gdy chodzi o wartość. Zbyt współczuję diabłom, by ich z kolei uczynić praprzyczyną. Wolałem myśleć, że to Nieświadome jest przyczyną tegoż. Był to czas mojej kariery akademickiej, gdy jedni determiniści oskarżali mnie o mój determinizm. Cóż, mój bożek był gorszy od ich bożka. Tak czy owak, pojęcie przyczyny pozostawało w gestii bogów, a ja nie chciałem prowadzić wojny religijnej na uniwersytecie. Po jakimś czasie przechrzciłem się w końcu na psychoanalizę, co wiązało się z daleko idącymi zmianami moich relacji z konceptem przyczyny.

Wczoraj ciut świt spotkało mnie wydarzenie z serii tych niemożliwych do ujęcia myślowego przejawów niesłychaności istnienia. Oto spacer z moim psem, a wierzcie mi, lubię takie ranne spacery z tym zwierzęciem, lubię tę obecność nieobecności, gdy wszyscy zdają się spać i światło jeszcze nie wzeszło. I nagle coś siada mi na głowie z trzepotem skrzydeł. Odegnałem to ręką i to coś usiadło tuż obok na płotku. Była to sroka, albo przynajmniej to coś tak nazwałem. Siadła na płotku na wyciągnięcie ręki. Zaintrygowany wyciągnąłem do niej dłoń i przemówiłem, mniej więcej w taki sposób: „ależ Sroczko, nie mam nic dla Ciebie, a nie pomyślałem, że głodni zawsze się znajdą”. Sroka nie przemówiła do mnie swym krzykliwym skrzekiem, wyciągnęła łepek i zbliżyła dziób do mej dłoni. A jeśli jest wściekła, pomyślałem, cofając dłoń? Druga myśl tyczyła sroki, która uciekła z klatki i była przerażona pustką. Lecz w obu tych przypadkach nie miałem jej nic do dania i skierowałem się w stronę domu. Nagle zerwała się z płotka i zaatakowała moją głowę. Odwróciłem się i popatrzyłem na nią. Siadła kolejny raz na płotku. Byłem w kropce; czyżby wzięła mnie za swego ukochanego, z którym zapragnęła, że tak powiem, hm…się zbliżyć?

Powiecie, że to niemożliwe, ale właśnie dlatego jest to realne. To wydarzyło się naprawdę, a za przyczynę miało coś Realnego. To coś nie daje się odgadnąć, nie nadaje się do pomyślenia, jest poza nazywaniem. Uogólniając, jest poza jakąkolwiek Symbolicznością.

Tym jest przyczyna w sensie czystym. W każdym innym jest fantazmatem, naszą odpowiedzią na pytanie w jakim przedstawia się dla nas Realne. Ostatecznie nie da się wykluczyć, że jawiłem się Sroczce jako dawno nie widziany ukochany pan Sroka, który ma siebie za człowieka. Albo to Sroczka jest szalona, albo to ja mam siebie za zupełnie nieszalonego, czyli szalonego w sposób absolutny.

W ten oto sposób dotarliśmy do stacji końcowej dzisiejszego wpisu, a zarazem psychoanalizy. Przekroczyć barierę pozwalającą człowiekowi wierzyć fanatycznie, że jest bytem nieszalonym. Czy była wściekła? Czy uciekła na wolność? Czy chciała się ze mną przespać?

Te myśli nie są szalone, te myśli chronią nas przed szaleństwem. Szaleństwo polega na czymś innym i o tym będzie następnym razem.

KP

P.S. Dzisiejszy wpis był rozwinięciem następujących cytatów: tytułowy to kompilacja dwóch pochodzących  z tekstu Radiofonia, str.74 i 83. „Realne jest domeną istniejącą poza Symbolicznym”, E,388, „Rugowanie pierwotne definiuje Realne jako zewnętrzne wobec podmiotu”, E,389 oraz „Fantazmat dla podmiotu jest miejscem (u) i (za)trzymującym Realne”” , seminarium Logika Fantazmatu, str.16 wyd.I.


8 Comments, Comment or Ping

  1. Renata

    Ale mi się podoba ta historia ze sroką! Odwdzięczę się historią z psem. Mieszkam teraz w nowym miejscu, w domu, w którym mam za sąsiadkę Sarę. Sara jest psem spasłym i rozżalonym, ujada, popiskuje i narzeka wychodząc ze swoją panią na spacer i wracając z niego. Słychać to kilka razy dziennie na schodach. Niedawno spotkałam ją na ulicy. Na mój widok zaczęła się żalić wniebogłosy. Pogłaskałam ją, a ona domagała się wciąż więcej i więcej. Pani Sary była nieco zawstydzona i próbowała ją odciągnąć ode mnie. Wczoraj spotkałam Sarę znowu, wyrwała się swojej pani i prawie mnie zaatakowała, domagając się głaskania. Widziałam, czułam, że o coś tu chodzi temu psu, a że jestem buddystką z linii poza przyczyną i skutkiem (choć zawsze jakaś przyczyna przed racjonalnym umysłem się zamanifestuje), to głaszcząc Sarę bezgłośnie, żeby nie spłoszyć jej pani, mantrowałam na opiekuńczą moc wszystkich istot–Zieloną Tarę. Sara się uspokoiła… A ja usłyszałam siebie jak mówię do jej pani—„jej kogoś brakuje”. Łzy pojawiły się w oczach pani: „to pies męza, on nie żyje od roku”. A więc znalazła się przyczyna, ale gdyby nawet zachowanie Sary nie wywołało żalu po mężu, to i tak mantra zadziałałaby. Wierzcie lub nie. Przyczynkarstwo w tym świecie czasem jest użyteczne, pomaga ostudzić lub dogrzać to, co trzeba, ale bez przyczynkarstwa żyje się prościej, wolniej, radośniej. Się żyje.

    Wrzesień 22nd, 2014

  2. Pawel Drozdziak

    Gdyby sroka usiadla wtedy na glowie tej kobiety, moze jej cialo by ozylo.

    Wrzesień 23rd, 2014

  3. Anna

    Gdyby sroka gapiła się w gnat, scenariusz byłby pewnie inny. Na szczęście nie musimy tego wiedzieć. Poza tym, jak widać, czasem sroka zamiast się gapić, przelatuje przechodnia o świcie.

    Wrzesień 23rd, 2014

  4. Jacek

    Nieoczekiwane spotkania ze zwierzętami zawsze mają w sobie coś niepokojącego, nawet jeśli zwierzę to nie chce od razu przelatywać, a choć tylko patrzy i idzie sobie dalej, np. lis nagle w parku w mieście. Lisy zresztą mają dziwne spojrzenia.

    Wrzesień 25th, 2014

  5. Anna

    A nutria w fontannie jak się patrzy! Człowiek czuje się maleńki.

    Wrzesień 25th, 2014

  6. Anna

    Zwłaszcza jak nie wie, że to nutria i myśli że to rudy bóbr albo szczur gigant.

    Wrzesień 25th, 2014

  7. Renata

    Psychoanaliza skupia się na tym, co przeszkadza w drodze do jazni…” Buddyzm nawet jazn uważa za byt iluzoryczny, ale podobnie jak psychoanaliza skupia się na tym, co rozprasza, napina i kręci w….medytacji. Bo medytacja jest przecież (zwłaszcza na początku) obserwacją myśli, ale niepodążaniem za nimi. Traktujemy myśli jak chmury umysłu. A kiedy one napływają, zawsze te najbardziej nam znane, codzienne, walą pierwsze do bram umysłu i je mamy w całej okazałości, z tym, ze my ich nie łowimy, ale puszczamy dalej…. I tak r o z p u s z c za m y stopniowo. Ciekawe jak się rozpuszcza w psychoanalizie?

    Wrzesień 28th, 2014

  8. Renata

    ….pisząc o „znanych nam myślach” mam na myśli też niepokoje, emocje, cały ten mentalny balast, czy też bagaż ,a też tempo jego przepływu, etc. I w medytacji–o ile wiem—nie nazywa się symptomów, nie mówi się „histeria”, „object a” itd, ale zauważa się to, co nas składa w iluzoryczną całość i ma się ten jakiś, pomocny, wgląd.

    Wrzesień 28th, 2014

Reply to “„Realne, to niemożliwe; niemożliwe, to Realne””