Dziś więcej o Realnym. W zasadzie nie mam wyboru, gdy różni komentatorzy zainfekowani współczesną prozą naukową, bełtają bezczelnie w głowach tutejszych czytelników. Odnosi się wrażenie, że świat bez tajemnic jest ich rajem. Tymczasem mają do zaproponowania wątłość i miałkość tez. Wyrugujcie ze szkół pytania jako cel edukacji i skupcie się jedynie na odpowiedziach, a uzyskacie kognitywistykę. O kognitywistyce wyrażam się ostro, może za ostro, ale dla mnie jest ona aktualnym szczytem psychologicznego kretynizmu. Za Jackiem, metafory w/g kognitywistów pochodzą od czującego mózgu, a chociaż mózg może czuć jedynie różnicę temperatur, to wmawia się malutkim, czyniąc z nich jeszcze bardziej skarlałych , że mózg czuje ciepło. I nie kończą bredzić dalej – ciepłem nazywamy stan każdorazowego podniesienia się temperatury od punktu dowolnego odniesienia – lecz co tam kognitywista, on to wszystko bełta. Rano Inuita stwierdza, że dzisiaj będzie ciepły dzień, chcociaż jest -20stopni na dworze. Jaką temperaturę przypisać miłości, by nazywać ją ciepłem; a jaką kluskom, by mówić, że są „ciepłe kluchy”; jaką temperaturę ma mieć posadka, by twierdzić, że jest „cieplutka”? Mózg rejestruje, ale to nie mózg nazywa. I na koniec tej dygresji, kognitywiści winni najpierw zmierzyć się z kwestią uniwersalności istnienia metaforyzacji. Inaczej mówiąc, co jest źródłem metaforyzacji i jaka konieczność za nią stoi. Takie postawienie sprawy prowadzi nas nieuchronnie ku Realnemu.
Ostatnio pisałem, że Realne ma swoje miejsce. To miejsce przyczyny, miejsce pęknięcia, w którym wyłania się, i które wyłania istnienie w jego poszczególności z uniwersum życia jako takiego. Nie musimy daleko szukać tego uniwersum. Właściwie jest wszędzie i jest niezniszczalne – owo życie jest bazą dla teorii ewolucji. Nie ginie ono tylko się przepoczwarza – gdy jedne gatunki giną, drugie się wyłaniają. Lecz bądźmy precyzyjni, gatunki nie umierają, one giną (jak dinozaury). Lecz są byty, które umierają nie musząc ginąć. Są to ludzie, wystarczy przejść się po cmentarzach, by to pojąć.
Ludzkie Realne jest tym, co wprowadza śmierć w życie bytów, którymi jesteśmy. My, te dziwne byty, poznajemy i doświadczamy życia poddanemu działaniu synkopy.
Weźmy taki oto przykład. Gabinety analityczne zalewane są skargami analizantów dotyczącymi powtarzalności pewnych spraw w ich życiach (ta forma mnoga jest konieczna, albowiem ile ludzi, tyle żyć). „Ciągle wpadam w objęcia takich samych facetów”, to powszechna skarga współczesnych panien, które tylko tym się różnią od dawniejszych, że nie są na wydaniu. To oczywiste, że objęcia nie są takie same, ani panowie tacy sami; każde z objęć jest inne i każdy z facetów też. To co zatem się powtarza?
Gdy słucha się takich wynurzeń analitycznym uchem, wie się, że każde z tych powtarzajacych się doświadczeń poczynało się inaczej i kończyło inaczej; w trakcie znajomości ich kształt, codzienność, długość trwania, modusy spędzania czasu, plany, właściwie wszystko było inne niż dotychczasowe. Wszelako skarga jest zawsze ta sama, dotyczy tego, że coś się powtarza. Tylko co?
To coś stoi po środku sceny, albo jak Solski wwleka się na nią, w świetle jupiterów. Tyle, że zostaje przeoczone, zwłaszcza przez tych patałachów, którzy po różnych uniwersytetach i akademiach uczą o psychoanalizie, a zatem i o przymusie powtarzania. Może każdy z facetów był blondynem, może był modrooki, a może w czymś przypominał tatusia? Guzik prawda, powtarza się tylko to, co powtarzało się wcześniej i nie może się nie powtórzyć – powtarza się tylko to, co nie może się nie powtórzyć (u Lacana „konieczne jest tym, co nie może przestać się nie zapisywać”). Powtórzenie pulsuje. Być może jest w tym jakiś rytm, lecz metryczności jego nie znamy. To nie wschód słońca (ile wschodów słońca było od czasów Adama?), to nie powtarzlność rytmu biologicznego (ile przebudzeń towarzyszyło nam od urodzenia do śmierci?). To powtórzanie czegoś, tuche, mające znaczenie tylko w odniesieniu do bytu branego z osobna, każdego z osobna. Powtarza się każdorazowo spotkanie podmiotu z jego Realnym. Każde kolejne powtórzenie nie jest niczym innym, niż powrotem na swoje miejsce, powrotem do wcześniejszego powrotu, który był powrotem do poprzedzajacego go powrotu, który sam był powrotem do powrotu go poprzedzającego itd. Czyżby życie podmiotu, tylko podmiotu, było tkane z samych powrotów (wszystko już było, kochani moi!). Gdzie prowadzi nas ten szlak powrotów?
Freud powiedział: do stanu sprzed życia i nazwał ten szlak popędem śmierci, a raczej ku śmierci, nie tej, którą spotkamy umierając, ale tej, z której zostaliśmy powołani do życia impulsem Erosa jakiejś kobiety i jakiegoś mężczyzny, którą to parę oswajamy nazywajac ich, kolejno, mamą i tatą.
Ale o popędzie śmierci kiedy indziej. Dziś na koniec odpowiedzmy sobie, co powtarza się w życiu tych wiecznych panien. Jakie to realne chce dotrzeć do tych dziewic konsystorskich (to te, które oczekują na tego jednego, któremu oddadzą się jako żony, a które utraciwszy już dawno banalne hymeniczne dziewictwo, odnajdą je na nowo w małżeństwie)?
To Realne pobrzmiewa uniwersalną prawdą, która w wydaniu Lacana brzmi: „związek seksualny nie istnieje”.
Jeśli nie ten, nie ten i nie ten, to może wystarczy „któryś”, by zmniejszyć ilość nieszczęść opisywanych tą formułą?
To be continued.
KP
P.S. Cytat tytułowy jest rozważany w seminarium XI, a z tekstu w seminarium XX. Cały ten wpis to moje rozważnia nad zawartymi tam rozważaniami.
6 Comments, Comment or Ping
Żydowska legenda opisana w „Księdze Raju” Icyka Mangera mówi, że przed narodzinami wszyscy jesteśmy w raju. Przed zejściem na ziemię, przed narodzeniem, anioł daje prztyczka w nos i zapominamy co było przedtem. Bohater książki wymknął się aniolowi życia (śmierci? ), wszystko pamiętał. Czy był świadomy owej Realności?
Sierpień 29th, 2014
Psychologiczny kretynizm niestety zalewa nas. Porownano statystycznie, czy mniej sie beda objadac dziewczyny ze stwierdzona bulimia poddane terapii psychodynamicznej, czy te, ktore uczono, by kontrolowaly objadanie. No i oczywiscie te, ktore nauczono kontrolowania, objadaja sie mniej, bo kontroluja, jak je nauczono. Teraz behawiorysci biegaja po internetach i krzycza, ze ostatecznie pokonali psychoanalize. Myslalem, ze tego bedzie dosyc i nikt juz tego durnota nie przelicytuje, ale gdzie tam. Oto genetysta (odwrotnosc genderysty) niejaki Pinker, ksiazke wydal. W niej pisze caly rozdzial o tym, ze traktowanie dziecka tak, lub siak, nie ma znaczenia, bo o wszystkim decyduja geny. Na koniec rozwaza, czy w takim razie wszystko jedno, co z tym dzieckiem robic i odpowiada, ze nie wszystko jedno, bo dziecko lepiej traktowane przez nas, bedzie do nas miec lepszy stosunek i lepsze wspomnienia z dziecinstwa, a to przeciez wazne. No i znow myslalem, ze to dosc, ale gdzie tam. Dalej on pisze, ze wprawdzie z badan wynika, ze chlopcy wychowywani bez ojcow roznia sie od tych, wychowywanych z ojcami, ale nie moze to byc, ze to ma jakis zwiazek, bo wychodzi, ze jak ojciec umiera, to sa inne roznice, niz jak odchodzi, a przeciez i tu ojca nie ma i tu nie ma. Czyli nie o ojca chodzi, tylko pewnie o td geny odejscia i zdrady. Najbardziej znany psycholog obecnie nie rozroznia sytuacji, gdy ojciec umiera i matka robi z niego boga od sytuacji, gdy on odchodzi i matka robi z niego diabla. Tu brak wplywu i tam braj wplywu. On ma etat w Oxfordzie zdaje sie. Skretynienie zwyciezy ostatecznie. Cos bym o tym napisal, artykul moze jakis gdzies, ale nie mam zdrowia.
Sierpień 29th, 2014
Panie Pawle, mnie niepokoi to, że Pan pisze „skretynienie zwycięży ostatecznie” i że „nie ma Pan zdrowia”, żeby coś z tym zrobić. Dlaczego mnie to niepokoi? Bo:
Czuję, że tu nie chodzi o „skretynienie”, tylko jakoś inaczej trzeba nazwać teorie tych Panów, którzy nie widzą różnic np. między cierpieniem spowodowanym śmiercią ojca, a cierpieniem spowodowanym opuszczeniem rodziny przez ojca. Ci Panowie na pewno nie są kretynami, zresztą Pan o tym wie, nie muszę Pana w tym zakresie przekonywać. Dlaczego więc Pan nazywa ich „kretynami”?
Druga sprawa, która mnie niepokoi (dziwi), że Pan „nie ma zdrowia” do nich, w związku z tym Pan „odpuszcza”. Jak Pan nie będzie miał zdrowia (a Pan jest przecież lekarzem duszy, że się tak staromodnie, ale chyba ładnie wyrażę, to kto ma miec to zdrowie do tych piszących oxfordzkich „kretynów”? ) No kto? Sama sobie odpowiem tak (ale liczę na odpowiedz od Pana). Zdrowie zawsze będą mieć artyści, różnej maści współcześni Dostojewscy, pani Lessing, pan Coetzee, pan Iwaszkiewicz (na szczęście długo by wymieniać). No i też „zwykli” ludzie, którzy nie przenoszą swoich wnikliwych obserwacji na papier, ale nie są skorzy by kwitować wszelkie antyhumanistyczne zachowania wyrazeniem jedynie niechęci do tychże zacjowań. Rozumiem, że Panu może nerwy pusciły, ale niech się Pan wzmocni i może napisze ten artykuł. Ja na pewno przeczytam.
Sierpień 30th, 2014
Najgorsze jest to, ze oni wcale nie sa kretynami. Przeciwnie. Iloraz analitycznej inteligencji, obawiam sie, po stronie wspolczesnego psychokretynizmu ksztaltuje sie generalnie nawet korzystniej, niz po stronie, mozna by to nazwac, humanistycznej. Kretynem na pewno nie jest Pinker, choc w pewnym sensie jest glupcem. Oni mowia bzdury, poniewaz taka jest logika czasu. Obawiam sie, obserwujac oczami roznych osob, co mi relacjonuja, jak to wyglada teraz chocby na uczelniach, ze to sa pewne tendencje nie do odwrocenia. Idea przeniesienia jest coraz bardziej irytujaca, w miare, jak stopniowo zabija sie Ojca. A jest smiertelny. Ale dziekuje za dobre slowo. Moze zmienie zdanie.
Sierpień 30th, 2014
Obawiam się, że jeden artykuł z cyklu „ludzie opamiętajcie się” i to adresowany do inteligentnych głupców nie pomoże. Cała nadzieja w artystach, pani Renato. Szkoda, że też trafiają do niewielu. Tylko sztuka publiczna, sięgająca szerzej miałaby szansę. Choć jak próbuję wyobrazić sobie behawiorystę biorącego do serca dzieło artysty, to też ogarnia mnie zwątpienie. Nie dziwi mnie „brak zdrowia” pana Pawła.
Sierpień 30th, 2014
Panie Pawle, czy Pan mógłby mi coś bliżej powiedzieć na temat „zabija się stopniowo Ojca”? Oglądałam wczoraj film „Borgman”, niezwykle ponura wizja, trochę jakby diagnoza konsumenckiej kultury, trochę jak demoniczny thriller, w którym gra toczyła się o „głowę” ojca. Film kandydował do Oscara w 2014, ale go nie dostał. Oglądnęłam go, bo jest lansowany jako „najodważniejszy film Cannes 2013″. Po zwiastunie już wiedziałam, że to będzie „masakra”, ale z przyczyn poznawczych ogladnęłam przed snem. Nie wiem, czy polecać bo film radykalny wręcz absurdalnie i tragicznie nihilistyczny. Ja wolę bardziej wyważone kino. Jeszcze jedno–pisze Pan „bo taka jest logika czasu”, więc „kretyni” mówią bzdury. To wszystko dla mnie brzmi nazbyt ostro, gniewnie, radykalnie. O co więc chodzi z tym „stopniowym zabijaniem Ojca”? Może da się przedstawić tę metaforę bardziej dyskursywnie? Racjonalnie? Czy się nie da?
Sierpień 31st, 2014
Reply to “„Realne jest tym, co zawsze wraca na swoje miejsce””