Intrygujący jest pomysł, że behawioryzm może mieć za podstawę nienawiść. Lecz nie można tego wykluczyć. W kontekście terapii poznawczo-behawioralnej brzmi to szczególnie złowieszczo. Z zasady nie angażuję się zasadniczo w krytykę szkół psychoterapeutycznych. Z prostego względu – pomagają ludziom. Podobnie jest z moim stosunkiem do homeopatii, czy leczeniem skrzekiem ropuch. Tudzież stosowania moczu cygańskiego na porost włosów. Krytycy takich metod nie zauważają, że skoro coś nie leczy, nie jest równoznaczne z tym, że szkodzi. Wszelako mój stosunek musi ulegać zmianie w przypadku metody poznawczo-behawioralnej, jak i metod kognitywnych. Wszystko przez wzmiankowaną wyżej wrogość, nienawiść, której służą.
Nie przesadzam. Przekonuje mnie to, co ostatnio widziałem i czytałem jako interpretacje eksperymentów i obserwacji psychologicznych.
W pierwszym przypadku chodzi o kanał TV Discovery, gdzie pokazuje się sceny mające ukazać prawdę o zachowaniach ludzkich i przydać naukowości tezom psychologów. Oto widzę wyreżyserowaną scenę mającą udowdnić tezę, że mózg zakodowany jest na zachowania konformistyczne (autorzy nie zauważają przy tym politycznego znaczenia tak sformułowanej tezy – tam gdzie chodzi o zachowania przystosowawcze, mówią konformistyczne; marzeniem każdej władzy jest mieć społeczeństwo konformistyczne). Co widzimy? „Spontanicznie ukształtowaną kolejkę”, co ma udowadniać naturę ludzkiego mózgu. Gdy już jest uformowana pokazują nam, co dzieje się, gdy pojawi się intruz, który próbuje stanąć w miejscu, które nie nazywa się końcem kolejki, co ma udowadniać tezę, że frustracja rodzi agresję. Oczywiście tezy zostają udowodnione, ale czy taki pokaz opisuje rzeczywistość, albo też, którą rzeczywistość opisuje?
Jestem pewny, że żaden instynkt, ani „spontaniczność” nie formuje kolejek. Gdybym stanął w hali dworca, a ze mną kilkoro przyjaciół stanowiących kolejkę, to inne osoby dołączające do niej bez jakiejkowlwiek racji udowadniałyby tylko, że mają wiele wolnego czasu, albo, że są debilami. Aby uformować kolejkę w taki sposób należałoby okłamywać ludzi, albo okłamać mózgi, które dla takich badaczy są ludźmi. „Za czym kolejka ta stoi?”, śpiewała Krystyna Prońko, udowadniając, że wie lepiej od badaczy co formuje kolejki. Z pewnością nie mózg, tylko sens. Któż miałby stawać w niej, gdyby nie pytał „za czym kolejka stoi?” Dla uformowania się kolejki konieczna jest przynęta, która z pewnością nie jest mózgiem. Badacze poszli na łatwiznę, zatrudnieni pierwsi stacze odpowiadali, że za badanie ciśnienia będą płacić. Gdyby mówili, że stoją za biletami na koncert Sleyera większość osób na dworcu zignorowałaby taką przynętę; podobnie jak pierwszą z przynęt zignorują ludzie śpeszący się na pociąg. Czyżby mieli inne mózgi niż ci, którzy do kolejki się przyłączyli? Oburzające jest robienie widzom wody z mózgu i sugerowanie, że kłamstwo nie gra w tym żadnej roli, podobnie jak i znaczenie samego stania. Ktoś jest okłamany, bo nie istnieje żadna realna podstawa przynęty. Kto jest okłamany, mózg czy człowiek?
Z kolei płaci się aktorowi za bycie intruzem, po raz kolejny eliminując znaczenie. Aktor gra intruza, bo umie go zagrać, ale pytany przez kolejkowiczów dlaczego wpycha się poza kolejką, nie odpowiada. Dlaczego? Bo znaczenie jakie by nadał swemu zachowaniu wyznaczyłoby jego los. Nie bez podstaw intruzem nie była kobieta z widoczną ciążą, lub pan na wózku inwalidzkim. Brak znaczenia sprawia, że agresja kolejkowiczów nie tyczy intruza tylko aroganta i ćwoka. Agresję, nawet i frustrata, szybciej wywoła „drań”, „cham”, „ch..”, „ku..s jeb…ny”, niż miły uszom badaczy intruz. Ci panowie i panie nawet nie fatygują się, by poznać jak ludzie przeżywają agresję. Dla nich to intruz ją wywołuje, ale dla ludzi akurat intruz, o ile jest ochrzczony: „drań, cham, ch.. itp.” Cóż, cały ten eksperyment sprawdza się tylko w rzeczywistości skonstruowanej przez badaczy, rzeczywistości nie mającej, bodajże nic, wspólnego z rzeczywistością rzekomo badaną. Ludzie w takiej rzeczywistości zachowują się tak, jak chce reżyser i sceneria, a robią tak dlatego, że ich mózgi zaprogramowane są w taki akurat sposób.
Drugi przykład jest bardziej subtelny i pozwala pokazać luki w rozumowaniu komentatora o ksywce Filozof, który w entuzjaźmie antylacanowskim uznaje jeden gen za sprawcę zniknięcia lacanizmu w ogóle. Chodzi o eksperyment psychologów ewolucyjnych mających wykazać, że u genezy sumienia leży emocja wstrętu. I znów paplają o zakodowanym mózgu. W eksperymencie chodzi o to, że człowiek nie ma nic przeciwko połykaniu własnej śliny; chyba że zostanie poproszony o wyplucie jej do kubeczka, a potem ponownie poproszony o jej połknięcie. Wiemy, że będziemy mieć wtedy poczucie odrazy i niewielu na to się zdecyduje. Dlaczego tak jest? Dla psychoewo rzecz jest prosta – taki jest nasz mózg, tak jest zakodowany. Być może tak jest, ale taka teza jest możliwa tylko pod warunkiem, że przemyca się niepostrzeżenie małe świństewko samych psychoewo – niby dlaczego ślina przed wypluciem i ślina po wypluciu to ta sama ślina? Chemicznie to może ona jest i taka sama, ale ślina bez przymiotnika „wypluta” da się połknąć, a ślina „wypluta” już nie. Jest tak tylko z tego względu, że „znaczący wypluta” i „znaczący ślina” w koniunkcji nadają neutralnej skądinąd ślinie posmak ohydy. Jest to zależne od języka, a nie od eksperymentatora. Od niego tylko o tyle, o ile sam wypowiada instrukcję ze słowami „a teraz prosimy cię o wyplucie swej śliny do tego kubeczka”. Znaczący „wypluta ślina” nie zmienia składu chemicznego śliny, ani wiązań atomowych w niej. To znaczenie generowane przez ten znaczący zmienia mózg, a raczej tylko wpływa. A ponieważ to eksperymentator je wypowiada, to wpływ ten pochodzi od Innego. Wkraczamy tutaj w zagadnienie hipnozy, wpływu słów Innego-hipnotyzera na funkcjonowanie mózgu hipnotyzowanego.
Lecz behawioryści i psychoewo jak ognia unikają tej rzeczywistości, podatności mózgu człowieka na słowo. Czy mózg ludzki jest zkodowany na taką podatność?
Psychoanaliza musi być nienawidzona przez takich badaczy, bo idzie dalej. Mówi także to, że wpływ słowa nie ogranicza się tylko do mózgu; wpływa także na samo ciało. Lecz o tym następnym razem. Rzecz będzie dotyczyła ciąży urojonej, a odniesieniem będzie pewien fragment amerykańskiego serialu.
KP
P.S. Cytat tytułowy pochodzi z tekstu „Błąd zakładanego podmiotu wiedzenia” z roku 1968, str.34
6 Comments, Comment or Ping
Ja ostatnio zrobiłam taki eksperyment behawiorystyczny dotyczący agresji:
Raz sygnalizowałam włączeniem kierunkowskazu zamiar wepchnięcia się na pas do skrętu w lewo, gdzie stały samochody. Oczywiście witały mnie wrogie klaksony i nikt nie chciał mnie wpuścić.
Następnym razem nie sygnalizowałam zamiaru wepchnięcia się na pas skrętu w lewo, tylko w momencie jak już pojawiło się zielone światło, w momencie, gdy trzeba było skręcać, włączałam kierunkowskaz i po prostu skręcałam w lewo. Nikt nie miał czasu na agresję… :-)
Lipiec 27th, 2014
A trudno uwierzyć zeby ci beha i ewo psycho byli tak bardzo zaprogramowani na widzenie rzeczywistości tylko w wymiarze programu z wklepanym przez sterującego planem. A przecież nasza kultura (przypominam Norwidowe „i powiesz słowo, a ja się obudzę”) jest przesycona wiarą w magię słowa znaczącego bo nadrzędnego, danego jako imperatyw. Co kruszy zatem u beha i ewo tę wiarę (a właściwe tę oczywistość wiary?). Służba nienawiści, ale nienawiści w imię czego mianowicie?
Lipiec 30th, 2014
Tak ważnej kwestii nie można pozostawić bez odpowiedzi, odpowiedzi daleko niewystarczającej, niemniej jednak odpowiedzi. Odpowiedź ta jest z gruntu niezadawalająca, albowiem tyczy „niemożliwości”. Synkowi rodzi się, w ramach przeciwdziałania samotności, braciszka. Braciszek jest wyczekiwany przez synka. Lecz gdy się w końcu pojawia dostaje za swoje i zostaje wyrzucony przez okno. Porzucona przez rodziców 12-latka pędzi życie obojętnej na wszystko osoby. Gdy pojawia się życzliwa pani, gotowa zajać się nią i adoptować, zamieszkuje u niej i pierwszej nocy podpala dom. Przerażona próbna matka oddaje ją odpowiednim służbom (czytaj, szpital psychiatryczny), gdzie zajmujący się dziewczynką personel słyszy: „zrobiłam to, bo tylko wtedy mogłybyśmy być na zawsze razem”. Ona nienawidzi? Tak. Ale ci, którzy oceniają ją jako przypadek zaburzonego myślenia i choroby umysłu, też nienawidzą. No dobrze, ale czego? Podmiotu ludzkiego w jego związku z Realnym, podmiotu, który nie może odmówić swej jouissance. Jest coś silniejsze od wszystkiego innego. Adam i Ewa zrywają jabłko (w liczbie mnogiej koniecznie, albowiem nie powstrzymując Ewy Adam podtrzymuje swój miraż związku seksualnego, który na przekór Realnemu jednak istnieje) zaświadczając, że to silniejsze jest od Boga. Ikar nie może się powstrzymać od swego spotkania ze słońcem, bo to ważniejsze jest od ojca. Dla Berbeki sprzed roku szczyt silniejszy jest od życia przyjaciół. Co nam szkodzi manipulować z mózgiem, by wyeliminować z gry takie zachowania? Niby nic, wszelako dla tych manipulatorów mózgu manipulowanie nim silniejsze jest od wszystkiego innego. Ci manipulatorzy niczym nie różnią się od Ikarów i Berbeków. Każda ich odpowiedź na pytanie w imię czego to robią jest tylko pozorem – zasłaniają się Dobrem, by móc się jouissansować.
Istnieje „konieczne” w życiu człowieka. Na dodatek tym „koniecznym” nie jest sam Bóg, co przyczynia się do nienawiści „prawicowych” w stosunku do nieprawicowych (ostatnio w stosunku do HGW).
Inaczej mówiąc, podmiot ludzki jest jedynym nośnikiem „tajemnicy” (stąd podmiot nieświadomości), stąd próby jego eliminacji. Chodzi o to, by raz na zawsze usunąć „tajemnicę”. Dlatego nauka podaje rękę kapitalizmowi – wszystko po to, by wiedzieć, by wiedząc móc osiągnąć raj, czyli miejsce pozbawione tajemnic, życie bez braku, jakiegokowiek braku.
To dużo za mało, by rozjaśnić ten mroczny teren, ale sugeruję sięgnięcie na przykład po „Sen srebrny Salomei”; do poczytania, a nie do obejrzenia w teatrze. Ostatnio przedstawia się Słowackiego w kontekscie „wiem” – taka moda, taki czas.
Lipiec 30th, 2014
Ja traktuję to dużo szerzej: podstawą (de)negacji zasady rzeczywistości jest nienawiść. Behawioryzm to tylko kropelka. Nie znam behawiorystów. Może są wśród nich tacy, dla których człowiek jest ciekawą zagadką a nie maszyną do rozebrania na czynniki pierwsze. Znam za to genetyków i wiem, że genetyk genetykowi nie równy. Bywają fascynujący. Zwłaszcza, gdy nie zamykają się wyłącznie w laboratorium.
Lipiec 30th, 2014
dlaczego „usunąć”, a nie „poznać” tajemnicę? Tak samo niemożliwe, ale jednak mniej w tym nienawiści.
Lipiec 30th, 2014
Dziekuję za „rozjaśnienie” tego mrocznego terenu. Grochowiak kiedyś napisał o swojej turpistycznej poezji jako o owocu: „a że jest krwawy bierze się przez płótno”. Słowacki z okresu mistycznego to, jak na moje wyczucie, podobny rodzaj poetyckiej niewiedzy.
Lipiec 30th, 2014
Reply to “„Behawioryzm definiuje się przez (de)negowanie zasady rzeczywistości””