„akt psychoanalityczny nie potrzebuje pozoru jako podpory”


Tym razem napiszę coś pani Bognie nie w komentarzu, lecz wpisie głównym. Cały czas pozostajemy na poziomie niezrozumień, czyli na poziomie odrzucanym zarówno przez naukę, jak i religię, czyli poziomie pozoru. Gdzie wkracza pozór do gry? W odpowiedziach udzielanych a la carte przez panią Bognę.

Emocje, doświadczenie, tik? Ależ skąd! To tylko generowanie bytów poprzedzajacych zaistnienie bytu – centrum zainteresowania. Wszelako to tylko dylemat tkwiący u podstaw samej ontologii. Istnieje Wszechświat, ale co poprzedzało, spowodowało istnienie tegoż?

Widzimy w tym miejscu coś, co narzuca się jako konieczność. Ta konieczność nie jest niczym nadzwyczajnym; to konieczność przywracania ciągłości w miejscu, w którym spotyka się lukę. To zjawisko znane jest w psychologii jako efekt Zeigarnik, w psychologii Gestalt jako dopełnianie do całości, w nauce ciąg przyczyna-skutek, w filozofii ratio w postaci logiki, w religii Bóg-program albo Bóg osobowy. Tak czy owak jednak, wszystko to jest próbą ustanowienia Jednego w miejscu luki, wyrwy istniejącej pomiędzy bytem a byciem (życiem a śmiercią, bytem i niebytem), bytem a bytem (między psem a wilkiem), byciem a byciem (kobietą a mężczyzną, podmiotem a podmiotem itd.). W psychoanalizie dochodzi jeszcze jedna luka, między podmiotem a obiektem, czyli podmiotem i jego satysfakcją.

Akt psychoanalityczny jest sposobem na wypełnianie tego rodzaju luki, w postlacaniźmie zwanym cerowaniem/łataniem dziury. Interpretacja też jest sposobem łatania luki, tyle że pomiędzy podmiotem, a Innym. Zważmy przy okazji, że jeśli nauka i religia, a przez działanie rewersji w obrębie węzła boromejskiego magia i intuicja, są sposobami łatania luk, to razem z psychoanalizą (przez interpretacje i akty), wszystkie te działania nabywają tego samego statusu formalnego – są to równe sobie sposoby przywracania ciągłości w miejscu luki.

Swoistość psychoanalizy zasadza się na tym, że w sumie nie podaje ona żadnego uzasadnienia dla swego istnienia, jak i dla swojego oddziaływania. Długość jej trwania jest nieracjonalna (po co chodzić na coś co może trwać kilkanaście lat i więcej?), duża częstotliwość uzależniająca (sprawy życiowe są pilniejsze niż analityczne seanse), efekty kuracyjne niewielkie w stosunku do pożądanych,  formułowane tezy nieweryfikowalne, stawiane pytania obywają się bez odpowiedzi. Pomimo tego psychoanaliza trwa. Dlaczego tak się dzieje?

Lacan powiedział kiedyś, że „trwałość religii należy wyjaśnić przez to, że dowolne odwołanie do sensu ma zawsze charakter religijny”. Dodajmy do tego też i to, że trwałość psychoanalizy można wyjaśniać przez to, że dowlne odwołanie się do podmiotu ludzkiego, zawsze niesie w sobie coś z prawdy.

Akt prowokowany jest przez wyrwę, brak ciągłości w relacji między podmiotem a obiektem. Wyrwa ta jest luką, fenomenem pustki odkrywanej w niemożności uzgodnienia podmiotu z jego satysfakcją. Oto polskie taśmy prawdy obnażają podmiot w jego wielce dystraktywnej relacji z własną satysfakcją. Bartłomiej Sienkiewicz minister rzecze „chuj i kupa”, z satysfakcją sra na Polskę, ojojoj, to ci skandal!

Przypomnijcie sobie skromną panią, której satysfakcją było ukazanie się światu w nieskromnej postaci. To ten rozdźwięk, ta luka prowokuje akt. Prześledźcie to w zachowaniu małego dziecka. Oto myszkując po swoim pokoju natyka się na dziurę w spoinie łączącej dwie ściany. Z pewnością będzie starał się włożyć tam paluszek, tudzież przytknąć tam oczko. Czym to wyjaśnić?

Większość powie, że to ciekawość. Powie tak Piaget i powie tak większość laików z ulicy. Co tam laików! Fachowcy też tak mówią. Wychodzi im na to, że ciekawość jest daną naturalną, czymkolwiek natura by dla nich nie była. Tak a propos, dla Episkopatu Polski małżeństwo jest związkiem między kobietą a mężczyzną z natury, a dla profesora Zolla z ostatniego wywiadu niezgoda na adopcję dzieci przez pary jednopłciowe bierze się z tego, że dziecko ma prawo do miłości rodziców obojga płci, pokazując w ten sposób kompletne pomieszanie porządków, Prawa, zawsze będącego przeciwko naturze z Naturą, która z istoty rzeczy zawsze pozostaje poza Prawem. Prawo nie wyrasta z Natury tylko z rozdźwięku między Naturą a człowiekiem. Pomijam banialuki o prawie do miłości rodziców obojga płci, bo wtedy wszystkie wdowy musiałyby jak najszybciej wiązać się małżeństwem, z tego względu jakim jest prawo dzieci do kochania obu płci jako rodziców. Tu profesor Zoll nie mówił jako prawnik, tylko jako wyznawca.

Dziecko wkłada palec w dziurę sprowokowane przez dziurę, a nie przez swą naturalną ciekawość. To dziura czyni dziecko ciekawym. Trawestując słowa Picassa – to nie dziecko szuka dziury, ono ją tylko znajduje. Ta rzekoma ciekawość pochodzi z innego miejsca niż Natura. Pochodzi z miejsca, które okazuje się przerwą w ciągłości, dziurą w Naturze.

Tę dziurę w Naturze Lacan nazywa seksualnością („seksualność stwarza dziurę w Realności”).

KP

P.S. Nie wiem na ile jest to jasne. Napisałem to z myślą o pani Bognie, dla której luka między Zwierzęciem a człowiekiem jest spustem dla działań, ale która boi sę, chyba, zauważyć, że to luka akurat czyni człowieka, a nie Natura. Bez tej luki, luk przeróżnych, nie bylibyśmy człowiekiem.

Tytuł wpisu to druga część cytatu, który umieściłem niedawno w tekście któregoś wpisu. Dwa pozostałe cytaty, w kolejności pojawienia się w tekście to:

1. „List o rozwiązaniu [szkoły]”, 1980, str.81

2. „Przebudzenie wiosny”, 1974, str.9


41 Comments, Comment or Ping

  1. To nie jest wyjaśnienie, ale ominięcie problemu. Pytanie o to, co przed aktem nie było ontologiczne, lecz etyczne.

    Czerwiec 24th, 2014

  2. Tak przy okazji: Sienkiewicz nie sra na Polskę, to było wyjęte z kontekstu. I wszyscy to powtarzają za głupimi dziennikarzami

    Czerwiec 24th, 2014

  3. Zofia Chłopecka

    Akt psychoanalityczny podobnie jak akt w teatrze nie potrzebuje pozoru (choc w teatrze pozory same się stwarzają tak, czy owak) ale potrzebuje obecności drugiego człowieka, najpełniejszej obecności, jeśli to możliwe, bo wtedy można się zabliznić z bliznim i na chwilę tę dziurę intrygującą załatać.

    Czerwiec 25th, 2014

  4. Zofia Chłopecka

    Jak widzę wystąpiłam tym razem nie pod nickiem, ale pod nazwiskiem, ale ok. Ale mój nick to Renata, jednak system „sam” zdarł mi „maskę” :) Ok, fajnie.

    Czerwiec 25th, 2014

  5. Zofia Chłopecka

    „najpełniejszej obecności”–co to znaczy? To nie znaczy tylko „uwagi”, każdy terapeuta powinien być uważny, terapeuta każdej szkoły, to jasne. Pisząc „najpełniejszej obecności” (tak naprawdę wystarczy „obecności”, nie stopniuje się przecież słowa „słońce”) mam na mysli obecność poza dobrem i złem, poza ocenianiem, czyli poza systemem szkół jakichkolwiek. Z tego, co tu czytam, owszem, psychoanaliza ma pojęcia (Inny, etc.), ale one nie budują systemu wartości,który zagraża klęską, jeśli się poza niego wyjdzie, na zasadzie —tu mieszkają lwy, tam się nie zapuszczamy, bo nie wiemy, co wychynie „tam”. Z tego, co zrozumiałam psychoanaliza jest otwarta właśnie na obecność drugiego (i pacjenta, i analizowanego), stąd moje skojarzenia z teatrem. „Nic” z tego nie wynika, bogowie nie są „etyczni”, Antygona się i tak poświęci, Edyp oślepi, ale „widownia” (psychoanalityk) doświadczy razem z aktorami „katharsis” (albo nie doświadczy, rózne są teatry bowiem). Jako dobrą nowinę ogłoszę i zauważę, że „Król Edyp” miał kontynuację i okazało się, ze bogowie wzruszeni, poruszeni, skrócili jego męki. Czy to jest etyka? Czy wzruszenie jest etyką? Takie bez podstaw „etycznych” wruszenie? Osobiście uważam, że ja najbardziej, a nawet, ze tylko takie jest „etyką”, a reszta cała to ściąga do etyki—„nie zabijaj, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, nie cudzołoż, nie przesadzaj ze skromnością:)”

    Czerwiec 25th, 2014

  6. Krzysztof Pawlak

    Czym się różnią ludzie teatru od filozofów? Wiedzą o obszarze poza dobrem i złem. Wiedzą, że etyka, jak wszystko w co wmieszany jest człowiek, zawodzi. To co pisze Renata jest mi bliskie. Pewnie też dlatego, że od szkoły podstawowej występowałem w teatrach szkolnych, nawet zdobyłem nagrodę główną (za rolę Szopena, jako że umiałem grać na fortepianie). Wahałem się czy nie zdawać na PWST, a dwoje mych kolegów z klasy zostało zawodowymi aktorami. Teatr nie istnieje jeśli będzie się go wtłaczało w etykę; odwrotnie, to teatr ją tworzy, o ile wzrusza. I analiza też, o ile porusza. Nie bez znaczenia jest to, że analiza biegnie od aktu do aktu, podobnie teatr, a w kinematografii przybiera postać od cięcia do cięcia (cięcie w kinie jest odpowiednikiem aktu w teatrze – muszę się przyznać, że uczęszczałem na kursy reżyserii filmowej, a zdarzało się, że noce przegadywałem z Kieślowskim i podobnymi mu entuzjastami sztuki).
    Podjąłem temat ontologii świadomie, ponieważ etyka nie ma związku z zaświatami, a jakakolwiek obietnica zbawienia nie jest powodem zachowań nazywanych etycznymi. Etyka jest bardziej niż jakakolwiek inna dziedzina zakorzeniona w realności, nie w gwiazdach, lecz w brudzie życia, ziemskim padole syfa, Sysyfa. Antygona czy Makbet, Edyp czy Lear, nie opisują wzniosłości; opisują człowieka, który choćby zanurzony po uszy w gównie życia, pozostawia poza tym gównem jakąś cząstkę, która pozostaje czysta, nie umazana codziennymi fekaliami. Nie powodują tego gwiazdy nad nim; one zawsze są tam i nigdy nie zniżą się do doli człowieka tkwiącego w szambie. Dlaczego ta znikoma część ludzkiej pały wolna od szamba nie daje się w szambie pogrążyć?
    Pani Bogno, bo jest Eros. Ten poniżany przez filozofów Eros, nie metafizyczne widmo, ale konkretny popęd, dzięki któremu chce się żyć. Popęd nigdy nie był ulubieńcem filozofów; w filozoficznych elukubracjach bliżej mu do demona i szatana niż boga.
    Nie wiem czy filozofowie czerpią ze sztuki siły do zycia, sądzę wszelako, że słowa ze sztuk nie pozostawiają w nich szczególnego śladu. Sięgam po Eneidę i ten z niej fragment: „jeśli niebo mi nieprzychylne, z diabłem przymierze zawrę,…by żyć” (to moje wolne tłumaczenie tej kwestii z łaciny).
    Na koniec, etyka jest sprawą między człowiekiem a diabłem, a nie człowiekiem a bogiem. Inaczej mówiąc, życie warte jest tego, by wyciągnąć rękę do diabła.

    Czerwiec 25th, 2014

  7. Czyli to popęd gwarantuje etyczne postępowanie? Chęć przeżycia za wszelką cenę mało się kojarzy z etyką. Rozumiem, że syf życia ma być podłożem etycznego postępowania – ale jak to się dzieje? Z samego brudu życia nie wynika, że mam się zachować właściwie, mówiąc z filozoficznie: z faktu nijak nie wynika dobre postępowanie. Może mi Pan to inaczej wyjaśni, bo naprawdę nie rozumiem.

    Czerwiec 25th, 2014

  8. Anna

    Jestem tu ?nowa? ale mam pytanie do pani Bogny: dlaczego pytanie o ?tik, emocje itp? hipotetycznie poprzedzające akt jest pytaniem etycznym? I dlaczego jeśli nic przed nim nie stoi to od razu musi mieć coś boskiego? A czemu nie coś pośrodku? Właśnie ta luka, nieznane, niewyjaśnialne, tajemnicze, to co każdy z nas nosi w sobie tylko czasem o tym nie wie?
    Zastanawia mnie potrzeba klasyfikacji, uporządkowania i szufladek. Upychanie czegoś co nie pasuje i nijak nie da się opisać do jakichś kategorii.
    Czy muszę wiedzieć, że delfiny są niezwykle inteligentne (co i rusz naukowcy tego dowodzą), żeby mieć głęboką świadomość, że zwierzęta nie służą naszej zabawie i że delfinaria są ?be?? Ja nie muszę mieć wielu danych, żeby wiedzieć. W sztuce jest mnóstwo aktów (i nie mówię tu o portretach nagich kobiet ;), które dzieją się, bo jest drugi człowiek, bo jest słowo, bo jest to ?pchanie?, czasem wstrętne, ale jest.

    Czerwiec 25th, 2014

  9. Jeśli nic nie stoi przed aktem, wtedy nieodróżnialne będą zachowania dobre i złe. Pani, jak sądzę, ma na myśli coś takiego jak intuicja moralna, ale Lacan by się z jej istnieniem nie zgodził. Jeśli jest tylko „luka, nieznane, tajemnicze” to z tej tajemnicy wychynąć może terrorysta ze swoim aktem przemocy (np.)

    Czerwiec 25th, 2014

  10. Anna

    Nie chodzi mi o intuicję moralną. Nie chodzi mi nawet o moralność. Myślę, że to dzieje się poza tym obszarem. Pani zajmuje się etyką i szuka dobra i zła przed i po. A ja wiem, że przed może być dobro, a wychodzi złe i na odwrót. Z tajemnicy mogą wyniknąć bardzo różne rzeczy. Przypomniał mi się znany i stary dowcip: mąż chciał powiedzieć „podaj mi, kochanie sól, a powiedział „ty stara k… zmarnowałem przez Ciebie życie”. Więc może tak, może wyjdzie z tego terrorysta. Ale dalej nie znaczy, że jakiś „tik, emocja” czy jakaś inna podpórka musi temu towarzyszyć i poprzedzać.

    Czerwiec 25th, 2014

  11. Pawel Drozdziak

    Nie wiem, czy gospodarz by ze mna sie zgodzil, ale napisze, jak sam to rozumiem. Otoz tak, jak ja rozumiem akt, to nie jest on ani „dobry”, ani „zly”. To jest cos, co po prostu musi sie pojawic, mniej wiecej tak, jak widzac gwiazdy „musimy” je polaczyc w gwiazdozbior. Zwykle ma to taki orzebieg, ze podczas sesji czuje sie, ze jest cos, czego „nie nalezy” zrobic. I w pewnym momencie juz musimy zrobic wlasnie to.

    Czerwiec 25th, 2014

  12. Czyli akt jest a-etyczny?

    Czerwiec 25th, 2014

  13. Renata

    Pawle,podobnie jest właśnie na scenie, Czechow ujął to w koncept strzelby, która wisi na ścianie w pierwszym akcie i po prostu musi do końca spektaklu wystrzelić, bo jeśli nie wystrzeli w odpowiednim momencie zwracamy za bilety i przepraszamy za zmarnowany czas (gdyż w spektaklach współczesnych bogowie już nie interweniują z góry i sami musimy się bawić).

    Czerwiec 26th, 2014

  14. Krzysztof Pawlak

    Nic dodać, nic ująć. Tworzenie sztuki i uczestniczenie w niej jest działaniem etycznym. Tymczasem pani Bogna przywołując terrorystę przekierowuje kwestię etyki na kwestię kliniki, ogólnie mówiąc klinikę wzmożonego lęku. A co będzie jeśli…, pyta? Kant nie byłby zadowolony takim stawianiem sprawy – zdecydowanie optował za eliminacją wszelkich afektów z pola etyki. Napięcie temu towarzyszące uwidacznia się u niego w luce między rozumem czystym a praktycznym. Lacan dopowiada tylko to, co od zawsze angażowało człowieka w etyczność. Jeśli rozum czyściutki ustanawia zasadę służebności człowieka względem różnych postaci Dobra (Lacan pisze Dóbr, ale po polsku brzmi to negatywnie), to może to osiągnąć tylko za cenę wyparcia się człowieka ze swego człowieczeństwa. Akurat tak! Jeśli aborcja jest złem, co na planie rozumu czyściutkiego jest oczywiste, to człowiek, bo nikt inny, ma rozumowy nakaz na zamykanie klinik aborcyjnych i zmuszanie zgwałconych dziewcząt w ciąży do rodzenia bękartów, moi czytelnicy. Jest to wykonalne tylko wtedy, gdy człowiek będzie niepodatny na wzruszenia, współczucie, litość i temu podobne śmieci spotykane u człowieka. Paradoksalnie, ale to etyka tego rodzaju tworzy terrorystów i nie ma znaczenia, czy będzie to nakaz pro czy antyaborcyjny. Czysty rozum nie lubi się z miłością i nienawiścią. nie znosi żadnego kaprysu, żadnej nieprzewidywalności, żadnego odruchu serca. Jak w islamie – straciłaś dziewictwo, więc zginiesz i nie ma znaczenia fakt, że jesteś moją córką, siostrą itp. Więcej, ja sam, twój ojciec lub brat stanę się twoim katem. To w opozycji do tego Antygona nabiera splendoru, tak rzadko obecnego we współczesnych jej przedstawieniach. To nie gwiazdy nad nią decydują o tym co jest dobre, ale to jedynie, że ona jako siostra kocha brata i pragnienie jej, by nie ograbiać brata z godności i ograbiać ją samą z godności, z miłości siostrzano-braterskiej, stanowi o etyczności jej postępowania. Antygona nie narzuca nikomu miłości siostrzano-braterskiej, ani nakazu uniwersalizacji ochrony godności każdej i każdego.
    Jeszcze lepiej propozycje etyczną Lacana widać dzięki Medei. Medea zabija wszystkie swe dzieci i ten jej czyn jest działaniem etycznym, co nie oznacza, że realizuje takie czy inne dobro. Etyczność jej działań wynika z tego, że są one zgodne z jej pragnieniem. Gdy po wielu latach śpiączki ojciec zdecydował się na odebranie życia swej córce (głośny przypadek sprzed kilku lat), postępował etycznie, albowiem zgodnie ze swoim pragnieniem i nie gra tu roli żadne odniesienie klasyczne do Dobra.
    To co przypomina Lacan, bo nie wymyśla, to to, że pragnienie człowieka jest dobrem, jest dobre (bierze się z Erosa). I to szokuje. Każde pragnienie jest dobre. I neurotyczne i perwersyjne, i obrońcy zwierząt i pedofila. W takiej konstrukcji żaden pedofil brany case by case nie może być terrorystą – terrorystą może być tylko Tusk-Kreon.
    Dodam jeszce to, że gdy pedofil działa zgodnie ze swym pragnieniem, to działa etycznie, ale też ktoś postronny czy inny, kto zabija pedofila w poczuciu odrazy, w przypływie gniewu czy nienawiści, o ile czyni to wiedziony pragnieniem, też działa etycznie. Inaczej mówiąc, etyka psychoanalizy w/g Lacana to etyka podmiotów ludzkich, a nie etyka Człowieka. Tu nie chodzi o to, że ta czy owa etyka jest lepsza. Są dwie, a pewno i więcej.
    W tym kontekście trauma holocaustu (ale nie trauma żydów) polega na tym, że holocaust ujawnił oblicze etyki w/g Kanta i nie tylko. Przemysłowe zabijanie ludzi jest możliwe tylko dzięki takiej etyce, która z zabijania wszystkiego, co wprowadza gówno do życia (chorzy psychicznie, niepełnosprawni, wszelcy odmieńcy itd.) czyni kanon postępowania. W swiecie podmiotów zabijanie, bo się pragnie, nigdy nie może być zabijaniem przemysłowym. Zabijanie z afektu, ze strachu, z zawiści, z zazdrości, przypakowe zabijanie, zabijanie nieumyślne, zabijanie z lubieżności itp. zdarza się i będzie się zdarzać, lecz nigdy nie przybierze formy zaprogramowanej. Tylko dlatego, ze żadne z pragnień podmiotowych nie może być pragnieniem uniwersalnym. Istnieją tylko podmioty ludzkie, ale nigdy nie będzie istniał Podmiot ludzki, nawet ten wymyślony w Solaris.
    Przepraszam, że się rozpisałem, ale włada mną pragnienie, by nie sprowadzać pragnienia w/g Lacana do filozoficznego szajsu.

    Czerwiec 26th, 2014

  15. Zatem akt jest a-etyczny, poza dobrem i złem. Zastanawia mnie jednak, dlaczego używać w tym kontekście tak uniwersalnego słowa jak „etyka”? Poza tym, kiedyś wydawało mi się, że „demontażyści” (machiny antropologicznej) bezprawnie powołują się na Lacana, że są z innej bajki. Teraz mam wrażenie, że istnieje jednak pewna ciągłość między Lacanem a np. Deleuzem. I powtórzę, że bardzo to wszystko jest nietzscheańskie, co mnie, niestety, przeraża. Po prostu widzę tylko pole do nadużyć. Prawo pisane, które każe ścigać pedofili i nie ma zrozumienia dla tego, że pedofil może spełniać swe pragnienie (ale czy tak jest???? czy pedofil krzywdzący dziecko spełnia pragnienie? może to jednak domaganie? może pragnienie nie może powodować zła?) wydaje mi się bardziej ludzkie niż etyka nalegania na pragnienie. Mimo wszystko.

    Czerwiec 26th, 2014

  16. Paweł Droździak

    Pani Bogno, Pani zdaje się pyta, jak poznać, czy dziewczyna jest chętna i na co jest chętna. No nie ma metody, bo przecież nie zawsze to powie. Genderystki, oraz ich pudle, postawione przed tym problemem, który jest zresztą podstawowym problemem całej w ogóle filozofii, ogłosiły, że skoro nie można tego poznać, to trzeba o to wprost spytać, wypytać dokładnie, ustalić ze szczegółami i jak się ustali, to robić to, co ona powie, że można i tak, jak zapytana powie. Problem w tym, że jeśli tak ma się to dziać, to najprawdopodobniej nie zdarzy się nic w ogóle. A jednak, odpowiadają one i nie bez słuszności, za to przy chętnym wtórowaniu pudlego szczekania, bez takiego wypytania będzie pole do nadużyć. Gdzie nadużycie, tam Wielki Nadużywacz, którego złowroga, acz potężna, pedofilna postać majaczy w umysłach pomysłodawców wszelkiego rodzaju psychoterapeutycznych manuali. Im już nie starcza, że jest opisana procedura postępowania punkt po punkcie. Oni chcą, żeby to było tak wykonywane, że jak jeden terapeuta pójdzie na urlop, albo pacjent będzie musiał wyjechać, to dostanie taki pacjent zaświadczenie, w którym jest punkcie i czego i z następnym terapeutą będzie mógł w tym samym miejscu kontynuować, gdzie z poprzednim zakończył, bez szkody dla procesu. Bezpieczeństwo pełne i pola do nadużyć żadnego. Tak oto Wielki Nadużywacz zostanie okiełznany, który oby nas nie nadużył nigdy. Nie mnie. Nie mnie. Ale on i tak wraca. W snach. Tylko jak je zrozumieć mając tylko manual za narzędzie? To już sennik egipski byłby pewniejszy.

    Czerwiec 26th, 2014

  17. A kim są owe „genederystki” co Panu tak krew psują? I jak się mają opisy procedury terapeutycznej do podstawowych pytań o etykę? Czy Wy chcecie (Pan i Autor bloga) wyrugować całe oświecenie z jego postulatem posługiwania się rozumem i zastąpić je jakimś ponowoczesnym „powrotem do natury” – o ile „naturę” będziemy rozumieć jako nie kulturę i nie rozum? Może i w praktyce terapeutycznej intuicja terapeuty (ale czym jest owa tajemnicza intuicja – kojarzy mi się tylko z kobiecym uprawianiem fizyki ciał niestałych :)) czyni cuda, ale ja nie dokładnie o to pytam.

    Czerwiec 27th, 2014

  18. Krzysztof Pawlak

    Szanowna Pani Bogno, jeśli mierzyć etyczność czegoś miarą dostępu do dobra, nie tego w gwiazdach i tronach niebieskich, lecz tego ziemskiego, poczuciem zadowolenia, satysfakcji, rozradowania, rozładowania, wytchnienia, luzu, lekkości, uspokojenia, uniesienia, uwolnienia się, wyrwania się z kajdan…czy mam kontynuować dalej?…to nieustępowanie pragnieniu, droga, że gdzie pragnienie tam ja, jest etyczne; i śmiem twierdzić, że najbardziej etyczne. Więcej powiem, dopóki filozofia w swym konceptualizowaniu etyki nie przyzna dobra temu, co przed chwilą wymieniłem, albo że nawiążę do Pani konika, nie nada temu znamion wartości, dopóty będzie antypsychoanalityczna i będzie miała kłopot z ludzkimi podmiotami. Po prostu, pragnienie jest dobre i podmiot jest dobry (chociaż podmiot jest bez właściwości). Ogólnie, nieświadomość jest dobra i to jej zawdzięczamy postęp. Każdy zryw ludzki, czy będą to tezy Lutra (wspaniały akt przybijania ich na drzwiach kościoła), manifest komunistyczny, gdzie zapowiedź aktu spycha filozofię w cień, akty pierwszych sufrażystek (porzucanie własnych dzieci w geście Medei np.), a nawet zgilotynowanie króla Francji jako objaw pragnienia nie lękajacego się śmierci, w konsekwencji przyczynił się do wykreowania dóbr, których inaczej by nie było. „Agresja przeciwko Ojcu (Innemu) jest zasadą [konstytutywną] Prawa”[E,852] – inaczej mówiąc, bez sprzeciwienia się Ojcu niemożliwe jest pojawienie się praw, praw człowieka, praw dziecka, praw zwierząt, praw pracowników, praw uczniów itd. Oczywiście także praw kobiet, praw mniejszości, praw niepełnosprawnych. Gdypy Hypathia nie chwyciła za broń w obronie praw papirusów i pergaminów, dziś filozofowie nie mieliby na co się powoływać w swych habilitacjach – a przecież polała się krew.
    „Podmiot nie jest niczym innym niż dziurą[luką], dzięki której Inny oddzielany jest od jouissance”. Odsunięcie Innego od jouissance jest miarą suwerenności podmiotu, suwerenności mierzonej prawem podmiotu do jouissansowania; bez prawa do jouissansowania podmiot traci rację bytu. To dlatego Jezus nawołuje w kazaniu na Górze do szanowania (miłowania) Złego, a nie niszczenia zła. Tylko zło(ść) na burżujów może przynieść korzyść głodującym.
    A poza tym, trzeba mieć na uwadze to, że akt nie jest działaniem i nie jest zachowaniem (np. pragnienia perwerta nie przejawiają się w jego zachowaniach). Pragnienia szuka się w aktach.

    Czerwiec 27th, 2014

  19. Więc czym jest akt, skoro nie działaniem i nie zachowaniem?

    Czerwiec 27th, 2014

  20. Anna

    Jeśli akt objawia się w słowach i czynach nie musi być słowem i czynem.

    Czerwiec 27th, 2014

  21. Ale czym jest?

    Czerwiec 27th, 2014

  22. Paweł Droździak

    Pani Bogno, sprobuje to jeszcze inaczej wytlumaczyc. Juz ostatni raz, bo po ostatniej odpowiedzi cos czuje, ze jest glebszy jakis powod, dla ktorego odpowiedz jest jakby nie slyszana. To nie zaden zarzut do Pani, tylko czasem po prostu tak bywa, ze sie pewnych rzeczy pewnym ludziom nie da. No to przyklad. Opowiadal mi te historie dawno temu pewien kolega. Otoz przyjechal mistrz taoistyczny i moj kolega postanowil go sprawdzic. Pyta go
    – jak poznac, czy cos jest martwe, czy zywe?
    – martwe, czy zywe? No to proste przeciez – mowi mistrz – jak sie rusza, to jest zywe, a jak sie nie rusza, to jest martwe
    – tak po prostu?
    – no tak po prostu
    – a pilka? Jak pilka sie toczy, to jest zywa? A przeciez sie rusza!
    – aa.. to trzeba sie nauczyc odrozniac.

    Czerwiec 28th, 2014

  23. Czyli cała etyka to jakaś bzdura, bo każdy normalny człowiek i tak wie o co chodzi? Gratuluję rozwiązania odwiecznych problemów etycznych. I przede wszystkim gratuluję samozadowolenia (Pan już wszystko wie). A tak poważnie: dzieci zadają głupie pytania dorosłym: dlaczego …? To są filozoficzne pytania. A Pan odpowiada im jak starzec – bo to się wie samo przez się, nie zadawajcie głupich pytań. To tyle w sprawie Pańskich „odpowiedzi”

    Czerwiec 28th, 2014

  24. Paweł Droździak

    Odpowiadam jak starzec, bo Pani pyta jak dziecko. Jesli dobrze rozumiem problem, ktory Pani stawia, jest to jedno z tych pytan, na ktore nikt na swiecie nie udzieli Pani odpowiedzi w takim rodzaju, jakiego sie Pani domaga. Zada Pani niemozliwego. Nikt nie jest w stanie powiedziec, gdzie mieszka pierwszy poruszyciel jakiegokolwiek w ogole ludzkiego dzialania, a do tego sie ostatecznie to pytanie sprowadza. Ludzie probuja, Pani pyta nadal, dokladnie tak, jak dziecko, ktore dopytuje „a dlaciego” w nieskonczonksc. Jest punkt, w ktorym odpowiedz nie miesci sie w slowach. Jesli sie odmawia uznania tego, to taka rozmowa przemienia sie w gre towarzyska, w ktorej ostatecznie pytany coraz bardziej sie irytuje, zaczyna Pania zbywac, a Pani dostrzegajac to, oglasza, ze oto kolejny sie znalazl, ktory „wszystko wie”, czyli moze Pani do rozanca rozczarowan dolozyc kolejny koralik. Niektore szczeliny musza pozostac niewypelnione. To wszystko, co potrafie powiedziec w tej sprawie.

    Czerwiec 28th, 2014

  25. Jest Pan jak profesor Pimko – chce Pan, by wszyscy byli dorośli. Jest Pan zatem wrogiem filozofii. Ale proszę nie zapominać, że żyje Pan w świecie, który „stworzyli” filozofowie. To, że pewne rzeczy uważa Pan za oczywiste, wynika z tego, że ktoś tak napisał (nauka o luce itp). Nie ma innego świata. A problem z tą żywą piłką – tu właśnie widać, jak się różnimy. Filozof (czyli ja) naprawdę byłby zainteresowany tym, jak mistrz tao kreśli granicę: żywe-martwe. A Pan, jak prosty człowiek – rusza się – to żyje. Gdyby wszyscy tak podchodzili, siedzielibyśmy na drzewach jeszcze… Ja także nie zamierzam komentować już Pańskich odpowiedzi. Pytałam Autora bloga o to czym jest akt – nadal pytam

    Czerwiec 28th, 2014

  26. Renata

    No nie, świata ani nie stworzyli, ani nie „stworzyli” filozofowie! Ten skrót myslowy jest dla mnie nie do przyjęcia i wypisuję się z takiego świata, choć sama dość często „filozofuję”, ale również dość często żyję, a często i zyję i filozofuję.

    Czerwiec 28th, 2014

  27. Krzysztof Pawlak

    Pani Bogno, chodzi przynajmniej o gram życzliwości z Pani strony. Gdy pan Paweł pisze, że Pani pytania mają charakter dziecięcy, a nie dziecinny, to, jak sądzę, stwierdza tylko, że służą one nie uzyskaniu odpowiedzi, ale uzyskaniu niezadowolenia. Czyli, w efekcie Pani pytań uzyskuje Pani pogłębiajace się niezadowolenie. To niezadowolenie przykrywane jest sztafażem „filozoficzności”, mnóstwem klisz, jak np. dzieciach-filozofach, generowanych przez filozofów, z których większość nigdy nie miała do czynienia z dziećmi, nie przeczytała żadnej pracy rozwojowi dzieci i pytań dziecięcych poświęconych, ale z całą pewnością dziećmi była. I ci to filozofowie nazywają dzieci filozofami, skrzętnie unikając zmierzenia się z zagadnieniem megafilozoficznym: czym jest dziecko? I trawestując rzekomo filozoficzną właściwość pani pytania dotyczącego tego, jak mistrz tao kreśli granicę: żywe-martwe, sam zadam rzekomo filozoficzne pytanie: jak Pani kreśli granicę dziecko-dorosły?
    Przykro mi, że muszę się posługiwać sarkazmem, by pokazać, że mistrz tao nie jest filozofem, a mimo to jest mistrzem. Między „mistrzem” a „filozofem” nie ma relacji przyległości. We wszystkim, co powiedział mistrz tao z przykładu, widzimy znamię mistrzostwa, także w tym, że podkopuje w swych odpowiedziach wszelkie uroszczenia do filozoficzności, zarówno pytań podstawowych, jak i podstawowych odpowiedzi. Różnicę widać w tym, że mistrzowi do odpowiedzi wystarczy sam akt mowy, a filozofom nie wystarcza nawet ryza papieru. Czyta się potem taki opasły tom na temat rozróżnienia żywy-nieożywiony i jedyne co się ma, to wrażenie coraz większej ciemności oraz pozór mistrzostwa filozofa.
    Wszystko co powiedział mistrz tao niesie w sobie rację – wszystko ci się rusza jest żywe, nawet piłka. A dlaczego nie? Że dotyka się tu jakiejś cząstki absurdu, ależ tak. Lecz dotknie jej także Pani, gdy zechce wyjaśnić i mnie i czytelnikom tego bloga, dlaczego poruszajaca się piłka jest nieżywa. Proszę nie odpowiadać, proszę poczuć tę absurdalność. Między żywym człowiekiem, a nieżywą piłką różnicę wyznacza tylko „czysty” znaczący. Skoro filozofowie nie są w stanie tego uchwycić, to należy zajrzeć do Kursu Ligwistyki Strukturalnej, gdzie funkcja arbitralności znaczącego znajduje swe wyjaśnienie.
    Pani Bogno, najtrudniej jest dać odpwiedzi oczywiste, to znaczy takie, które pokazują prawdę w swym najoczywistszym statusie, jako prawdy nie-całej.
    Mistrza wyznacza odwaga bycia nie-filozofem. Gdy dziecko pyta: „dlaczego zielone jest zielone”, albo „dlaczego pies nazywany jest pies”, odpowiedź najoczywistsza brzmi: bo nie jest czerwona, bo nie jest kotem. I okazuje się, że dzieci przyjmują to do wiadomości, to, że „Michaś jest bardziej kochany, bo nie jest Bartusiem”, „Bartuś nie może być tak samo kochany jak Michaś, bo to Michaś jest moim Michasiem, a nie Bartuś; Bartuś nie jest mój”. Co właściwie wyjaśnił ten dialog? Absurdalność ludzkiego istnienia, istnienia zawartego i wyznaczonego tylko w mowie i mową. To dlatego w świecie ludzi możliwe jest adoptowanie dziecka, czyli uczynienie go „moim”, jak i możliwe jest uczynienie piłki istotą żywą.
    Na tym polega akt, na usymbolizowaniu luki, luki uwierającej. Tylko na usymbolizowaniu, a nie na usensownieniu, na punkcie czego ma Pani bzika.
    Podczas aktualnego mundialu jeden z zawodników nazywa się Jelcyn Sanchez. Być może podczas gry w scrabble para rodziców zastanawiała się jakie imię dziecku nadać; pierwsze odgadnione słowo w scrabble było akurat takie, no to je nadano; być może kiedyś Jelcyn wziął na ręce podczas wizyty państwowej przyszłego rodzica tego dziecka, co spowodowało później efekt w postaci imienia własnego. Tak czy owak, sam efekt pozostaje arbitralny; jakiś Sanchez musi być Jelcynem. To bez sensu.
    Pani Bogno, cały spór między Panią, a resztą nie-filozofów tego dotyczy. Dla Pani obszar ten związany jest z „przerażeniem” rzekomą dowolnością; tymczasem „przerażenia”, jak i innych form pathos nie da się usensownić. Usensownianie przez odwoływanie się do etyki tradycyjnej jest tylko czynieniem z tejże etyki protezy, a z filozofii ortopedii.

    Czerwiec 30th, 2014

  28. Wyjaśniam zatem, dlaczego pytam o ten akt. I dlaczego Państwa odpowiedzi są wymijające. Otóż akt jest określony przez Św. Tomasza jako związany z możnością. Nie ma bytu (poza boskim), który nie posiada pewnych możliwości do przyjęcia aktu. Te możliwości mogą być dla nas niepoznawalne (istnieje wiedza, ale ona jest zawsze w jakiś sposób fałszywa, bo nie jest wszechwiedzą) ale istnieją. Kiedy czytam o dzikim akcie u Lacana, to mam wrażenie, że Lacan traktuje go jako boskie ex nihilo. Czy jest to jednak możliwe? Otóż, sądzę, że nie. Po prostu wiedza o tym, co jest możnością dla aktu, może być nieświadoma, wyparta, ale i tak ów akt determinuje. Oczywiście, można, jak Lacan, mówić o czystym akcie (wczoraj byłem mężczyzną, dziś kobietą), ale wtedy trzeba by przyjąć założenia Kanta o noumenalnej „przyczynie” aktu. Ale w etyce wiąże się to z pewną tezą o intuicji moralnej, a to Lacan też odrzuca. Zatem mamy tezę o istnieniu aktu, ale jak się w to wgłębić, można zarzucić Lacanowi, że człowiek nie dokonuje czystych aktów, nie jest bogiem. Jakie to może mieć konsekwencje praktyczne? No takie, że zamiast gromadzenia wiedzy, postuluje się to działanie poza wiedzą, tradycją itp. Ale ta wiedza i ta tradycja istnieje, tylko jest w takim rzekomo czystym akcie wytłumiona lub lekceważona. I jest to coś jak „powrót wypartego”. Symbolizowanie luki nie dzieje się ot tak. I proszę o jedno – jeśli mamy podyskutować, a to naprawdę ciekawe problemy, darujmy sobie wycieczki osobiste. To jedynie zakłóca przebieg rozmowy – dla mnie wartościowej, o ile dotyczy tematu, a nie np. mojej osobistej naiwności. Jeśli pytam, chcę się czegoś dowiedzieć, po prostu.

    Czerwiec 30th, 2014

  29. Renata

    Pani Bogno, ale żeby się zgodzić z Pani przekonaniami na temat wiedzy niepełnej człowieka, trzeba czytać te książki, które Pani czyta. Ja nie czytam św Tomasza, o boskim ex nihilo też wiem z książek, ale na pewno są to nieliczne książki, w porównaniu z tymi, które Pani na ten temat przeczytała. Jednak ja czytam inne książki, dotyczące innej wiedzy, wiedzy o tzw. naturze umysłu, rigpie, a-rigpie, natychmiastowej obecności, przejrzystości umysłu, umysłu oświeconego, który integruje się ze swiatem poza „etyką” jak lustro, co nie znaczy, że zabija, krzywdzi, wręcz przeciwnie—pełna uwaga zakłada współczucie (bodhicitta), etc. Może mi Pani powiedzieć, że Pani siedzi w tej kulturze i Panią nie obchodzą inne rodzaje wiedzy, ale jednak one są obecne i w tej kulturze, bo ja też w koncu siedzę w tej—naszej—kulturze. Jeśli Pani rozważa jak się ma psychoanaliza do etyki zbudowanej na pojęciu boskości, transcendencji, etc., a chyba tego się chce Pani dowiedzieć, to mozna chyba było już po wielekroć zauważyć, że psychoanaliza nie ustawia się w tym Porządku cenionym przez Panią, co nie znaczy, że ten Porządek wyklucza, czy walczy z nim. To raczej Pani walczy o utrzymanie tego Porządku, na którym jest zbudowana tradycyjna etyka…. Nie można sobie darować osobistych „wycieczek” jeśli chce się pogadać po ludzku z ludzmi, a przecież nikt tu Pani nie obraża, wręcz przeciwnie —wszyscy się Panią zajmują, a także tym, o co Pani pyta. Ale Pani pyta i pyta i stan Pani „niewiedzy” rośnie, a może i frustracji. Co ja mogę Pani powiedzieć–tu jest samsara (padół), zycjemy w świecie dualistycznym, sterowanym, czy, chcemy tego, czy nie chcemy, przez emocje i nasze uwarunkowania życiowe, losowe, etc. Nie da się tego wypreparować z nas i jak widać ściągi z dyrektyw etycznych też nas od naszych „bebechów” nie uchronią.

    Czerwiec 30th, 2014

  30. Mogą uchronić do pewnego stopnia. Wierzę w to

    Czerwiec 30th, 2014

  31. Chodzi mi o to, że psychoanaliza Lacana wyklucza wszelki porządek a to rodzi pole do nadużyć, nieuświadamianego zła. A poza tym psychoanaliza nie ustawia się poza etyką, wręcz przeciwnie.

    Czerwiec 30th, 2014

  32. Renata

    Pani Bogno, chyba Pani demonizuje tę psychoanalizę. „Nieuświadomione zło” ” nadużywa „także w porządku etycznym, którego Pani jest zwolenniczką, co najwyżej może je Pani oznaczyć i ustanowić Prawo, które będzie ścigać „zło”, albo to, co przez Panią wybrany Porządek za zło uważa. I to już przecież jest —ściga się wykroczenia i przestępstwa. To może pozwólmy w imię dobra człowieka także na inne operacje humanistyczne? A jeśli psychoanaliza, jak Pani pisze, nie ustawia się poza etyką, a wręcz przeciwnie, to tym lepiej, bo przecież etyczne intencje, choć jeszcze etyki nie czynią, ale zakładają dobrą wiarę, a to Pani może zrozumieć, bo przecież Pani też „wierzy”, że da się uchronić do pewnego stopnia od naszych „bebechów”. Poza tym „bebechów” się nie da wypreparować z człowieka, nawet byłoby to ze szkodą dla człowieka, kim miałby być wtedy—głowonogiem? Z „bebechami” się żyje, tak jak żyje się w okolicznościach zycia. „Bebechy” to ludzkie właściwości—emocje, uczucia, wiary, przesądy, sądy. To miałam na myśli pisząc o „bebechach”, choć może zabrzmiało to w duchu witkacowskiego katastrofizmu, że gdzie nie ma czystej formy (sztuki), jest upadek w bebechy. Nie wydaje mi się też żeby psychoanaliza mogła (choćby nawet chciała) wykluczyć „wszelki porządek”, ponieważ posługuje się językiem.

    Czerwiec 30th, 2014

  33. Mówiąc „wszelki porządek” miałam na myśli etykę.

    Czerwiec 30th, 2014

  34. Krzysztof Pawlak

    I w tym krótkim zdaniu zawiera się całość rojenia św.Tomasza i jemu podobnych. To, że zapomina się przy tym, że ten wszelki porządek skonstruowany po mistrzowsku w umyśle wzmiankowanego doktora, ma się nijak do „nieporządku ” łaski innego doktora, pozostawione zostaje w milczeniu. Poniważ styl analityczny jest stylem wyroczni, a mowa profetyczną jest, to przestrzegam przed tyranią tego wszelkiego porządku, jak i innych wszelkich porządków. To ten porządek traktuje zabawy genitaliami dzieci samych za wyraz nieporządku. Ten sam porządek, wywodzący się od tegoż wielkiego doktora, narzuca schematy tego, co mają robić małżonkowie (bo to porządek) w łóżku, bo porzadne zachowania łóżkowe kochanków, porządne już nie są. Jest tak, bo wszelki porządek wyklucza z gry przypadek, a także ludzkie pragnienie. „Dzikie” w człowieku przeraża, tym bardziej, że jeśli istnieje łaska, to nawet najbardziej dzikie „dzikie” może zostać nagrodzone, a nie ukarane. To dopiero przerażenie! Znaleźć się w niebie i spotkać tam skrajnego mięsożercę, sąsiada-pedofila, puszczalską koleżankę i rodzica-kata.
    Mało kto chwyta to, że „rozczochranie” czyni człowieka, a nie porządek etyczny. Stąd nie zaskakuje religijna żarliwość przekonań w komentarzach pani.

    Lipiec 1st, 2014

  35. Czy naprawdę nie można unikać tego ad personam? Nie chodzi mi, powtarzam, o to, by zaprowadzić porządek w dziedzinach, które są na to niepodatne (czyli we wszelkich dziedzinach). Chodzi mi o to, że wszyscy cieszymy się z tego, że istnieje prawo, które zabrania zabić nas bezkarnie na ulicy. Istnieje prawo, które nie pozwala nas okradać i męczyć. To jest pewien porządek (próba jego stosowania) wynikły z etyki i ja bym tego w czambuł nie odrzucała. Dzikie w człowieku przeraża, to prawda, ale skoro człowiek jest „dziki” to nie znaczy, że tak po prostu jest i już. Sam by Pan tego nie chciał. Ale ponieważ żyjemy w społeczeństwie cywilizowanym, nie docenia Pan tych, co zaprowadzają jakiś porządek. To nie tylko tyrania. I powtarzam ciągle moje pytanie: czym jest według Pańskiej interpretacji Lacana, akt?

    Lipiec 1st, 2014

  36. Anna

    Przeciez te odpowiedzi już tu padały. Nie tylko pod tym wpisem.

    Lipiec 1st, 2014

  37. Żadna konkretna

    Lipiec 1st, 2014

  38. A ponad to zapomina Pan, że myśl Św. Tomasza była Lacanowi znana i to dobrze, i do pewnego stopnia czerpał z niej inspirację (cała nauka, że byt jest dobry itp). Stąd, powtarzam, pytanie: czy akt jest czymś na kształt Tomaszowego aktu czystego? I jak jest możliwy dla człowieka, z jego, jak Pani Renata pisała, „bebechami”?

    Lipiec 1st, 2014

  39. Izabela

    Mój 5 letni syn miał sen. Wyraźnie widzę, że przypominając go sobie jest coraz bardziej skonfundowany. Pytam, co Ci się śniło? A On na to cały zaaferowany…”Grałem w piłkę, ale tam grało 22 zawodników! a w drużynie jest tylko 11!” Nieświadomość jest Mądra. Nawet liczyć potrafi ;-)

    Lipiec 1st, 2014

  40. Krzysztof Pawlak

    Zabawne są te żądania konkretności płynące od filozofa, bytu akurat konkretności unikającego. Mówi się o pojęciu aktu u Akwinity, nie dając nawet cienia przełożenia jego na konkretność, namacalność ludzkiego życia. Ja tymczasem podałem kilka przykładów z życia, z jego konkretności wziętych, i czyni się mi zarzut, że konkretności skąpię. Prosiłem całkiem niedawno o oparcie się o grudki życia w tym, co przedstawiane jest jako spekulatywne, z życia jakiegokolwiek, a nie własnego,…i nic, a raczej obruszenie się. Weźmy dalej Akwinitę. Twierdzi pani, że Lacan zaczerpnął od niego tezę, że jeśli byt, to dobry. Kłopot w tym, że Lacan w tym miejscu powtarza tezę Freuda, a nie formułuje własną. Nie znam bardziej konkretnego przedstawienia tego zagadnienia, niż to freudowskie. Akwinickie jest, jak prawie zawsze, metafizyczne i bliżej mu do pleonazmu: ponieważ Akwinita wierzy w istnienie Boga, a to on jest ojcem wszystkich pozostałych bytów, to byty pozostałe muszą być dobre; pozornie wygląda na to, że są, ale chodzi o to, że muszą być, albowiem Akwinita olewa poprostu je jako byty niższego rzędu, po to, by udowadniać istnienie bytu Najwyższego (nie udowdnić, ale udowadniać, co czyni z wiary srodek niekończących się hołdów, jakie składają wierni Panu). Pisałem już jakiś czas temu, że cała ontologia trzyma się na aksjomacie pierwotności Boga, to w teologii, lub pierwotności znaczącego, to w psychoanalizie, a nawet w materialiźmie, w którym materia jest „dobra”, a wszystko co po niej z niej się bierze, a przeto jest „dobre”.
    Powracajac do Freuda, dla niego dobro jest, lub nie jest, namacalną faktycznością życia i ma niewiele wspólnego z tym, czym i jaki jest byt, który to dobro sprokurował. Uznania bytu za dobry dokonuje noworodek, a więc byt niższego sortu (tomistyczne kryterium czasowości mówiące, że byt przychodzący „po” lśni dobrem bytu „przed” – w żadnym razie byt późniejszy nie może być lepszy od wcześniejszego, co najwyżej może być tak samo dobry). Afirmując pewien byt jako „dobro”, nie afirmuje równocześnie bytu dobro dającego (ze względu na niemożność rozróżnienia siebie od Innego). Tym jest Bejahung, związanie bytu nowego z dobrem wynikającym ze spotkania z tym nowym bytem. Konkretnie rzecz ujmując, rzeczywistość wyrwy powstałej po urodzeniu, między jednym środowiskiem, a drugim środowiskiem, rzeczywistość widzenia czegoś pierwszy raz, słyszenia czegoś pierwszy raz, czucia głodu pierwszy raz, czucia bólu oskrzeli i płuc rozpychanych pierwszym haustem powietrza, zostaje skonfrontowana ze skutkiem płynącym wraz z perwszą porcją pokarmu. Krzyk zostaje zastąpiony zamilknięciem, przerażenie w oczach mgiełką haju pierwszej rozkoszy, w końcu bezładu ruchów spokojem snu. Dobro nie jest metafizyczne, jest konkretne. „Życie jest fantastyczne” – lecz jest to centralne kłamstwo chroniące człowieka przed Rzeczą poprzedzającą dobro. To zdarzenie objęte jest wyparciem pierwotnym.
    Czy zna Pani bardziej konkretne podstawy etyki oraz aktu, w tym miejscu zwanego „dawaniem piersi”?
    I zabieram ostatni głos w sprawie tego, czym jest akt. Akt jest Symbolizowaniem (jest niepremedytowany, co nie oznacza, że rodzi się z niczego, on tylko nie pochodzi z podmiotu i z ego, nie jest zatem aktem woli), akcją pochodzącą od Innego, Wyobrażeniowości (formy w jakiej przedstawia się Innemu obiekt) Realnego (czyli realności braku partnera Innego w akcie). Akt „leczy” z realności luki, braku, jest jakby odpowiednikiem „dawania piersi”, doczepiania podmiotu do „zapomnianego”, wypartego pierwszego dobra. Podobna rzecz ma miejsce w miłości.
    Jak łatwo zauważyć, akt nie jest doczepianiem do sensu, jest akcją wykonywaną na luce, dziurze po obiekcie, którą można nazwać łataniem.
    Nie sądzę, by to Panią zadowoliło, albowiem za bardzo chce pani ufilozoficzniać psychoanalizę. Konkretność ludzkiej egzystencji nie jest in-tymna, nie jest do sensu, jest ona eks-tymna, od sensu. Należy ją od-sensownić, podczas gdy Pani zażarcie domaga się do-sensownienia. I tylko po to, aby się nie bać?

    Lipiec 2nd, 2014

  41. Mam nadzieję, że moi przedmówcy mają rację, bo mam zamiar zastosować się do kilku powyższych sugestii. Niezmiernie ciekawa jestem efektów.

    http://ebobas.pl/forum/read.php?71,1145034,1163287,page=2#msg-1163287

    Luty 25th, 2016

Reply to “„akt psychoanalityczny nie potrzebuje pozoru jako podpory””