Zdecydowałem się na niezgrabne tłumaczenie Lacana na polski, by uniknąć nieuchronnej dwuznaczności rodzącej się z tłumaczenia zgrabnego, czyli: „Porządek symboliczny jest tym, który ustanawia podmiot” – chodzi Lacanowi o to, że Symboliczne jest konstytutywne w stosunku do podmiotu, a nie odwrotnie.
Zdecydowałem się napisać wcześniej, bo ilość komentarzy i kwestii podnoszonych w nich może sprawić, że utonę w bezliku tematów. Archetypami nie będę się zajmował, bo w polu analizy freudowskiej, analizy-matki dla różnych szkół, ale nie jungowskich, nie są one natury symbolicznej, lecz najwyżej symbolizującej. Natomiast obszerny komentarz Spocka zdecydowanie wymaga rewizji i uzupełnień. Po pierwsze, zdradza profesjonalizm; po drugie, dotyczy fundamentów.
Zacznę aliści od kwestii ogólnej. Pewno piszę zbyt zawile, niemniej jednak proszę w takim przypadku o przeczytanie dwukrotne wpisu. Przecież pisałem o zamachu na Symboliczne w kontekście stanowiska pewnego kręgu analitycznego we Francji, kręgu początkowo pro-symbolicznego, a po zajęciu stanowiska przez naczelnego rabina i kardynała zmienionego na inne, i to diametralnie. Owszem, jestem obrońcą Symbolicznego, jakie znamy, i mam ku temu powody, ale nie jestem jedynym takim. Aktualnie wszelako stanowisko moje odbiega od stanowiska wspomnianego kręgu.
A teraz kwestie podniesione przez Spocka. Pozwolę mieć swoje zdanie w sprawie obojętności względem tego, czy Realne jest nadrzędne względem Symbolicznego, czy odwrotnie, albowiem w drugim przypadku psychoanaliza traci rację bytu. Z wielkim zadowoleniem potwierdzam, że w psychoanalizie chodzi o radzenie sobie z Realnym poprzez Symboliczne, lecz oznacza to, że Symboliczne jest konieczne, choć niewystarczające. Zatem każda próba redukowania Symboliczności wymaga sprzeciwiania się temu (w imię psychoanalizy in intenso). O tym na czym polega zamach będę jeszcze pisał, także przy kolejnych okazjach.
Twierdzenie o braku mocy Symbolicznego jest nie do utrzymania. Impotencja spotykana w Symbolicznym nie jest impotencją Symbolicznego. Dokładnie tak samo jak zwykła impotencja u mężczyzn – jest gdy rzecz dotyczy żony, a nie jest gdy prostytutki, i vice versa. Brak w Symboliczności jest efektem struktury spowodowanej faktem, cytuję: „człowiek mówi, albowiem symbol uczynił go człowiekiem” (w „Funkcja mowy i pole języka w psychoanalizie” str.276 Ecrits). Już z tego względu byłbym ostrożny w formułowaniu wniosku o nie istnieniu Symbolicznego, bo chociaż Inny (Symboliczne) nie istnieje jako byt, to jest jako miejsce, pole, które działa. Jeżeli można osłabić intensywność Realnego przez Symboliczne („a rzeknij choćby słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”), to chociaż Innego nie ma, to jego mowa , słowa (modlitwa, mantra itd.) mają działanie uleczające – dokładnie tak jak znaczący w psychoanalizie.
Symboliczne nie zmienia dyskursów, pełna zgoda; miłość zmienia dyskurs(y), także pełna zgoda, lecz miłość wymaga obecności podmiotu, by mógł on kochać drugi podmiot, podmiot kogoś innego (podmiot, a nie obiekt!). A jeśli podmiot to wcześniej Symboliczne – nie da się w jakikolwiek sposób wyizolować podmiot z Symbolicznego.
Przykład z tartinką niesie w sobie nieporozumienie. Nie wyjaśnia albowiem, w jaki sposób wyłaniają się w Symbolicznym nowe znaczące – nowe tylko na pozór; tarta istniał(a) zanim pani Tatin się pomyliła, a TA(r)TIN(ka) także, jako że nazwisko zazwyczaj pochodzi z przeszłości. Zatem TARTA i TATIN były już od dawna i tylko czekały na złącze. Podmiot wszelako nie ma żadnej mocy, by legitymizować „nowy” znaczący w dyskursie. Podobnie jak w dowcipie, gdzie jego śmieszność afirmuje Inny, a nie twórca dowcipu, także i ze znaczącym jest podobnie. Wydaje się, że aby tak się stało musi on wpisywać się w Symboliczne jako element łańcucha (to odróżnia neologizm „ok” od neologizmu psychotyka, który pozostaje poza łańcuchem lub wchodzi do łańcucha w postaci metafory urojeniowej, ze swej definicji kruchej, to znaczy niestabilnej). Więcej, historyjki opisujące genezę powstania znaczącego są fikcją. W przypadku tartinki historia odpowiada bibilijnej Genesis: i stworzył Pan Bóg Tartę i spojrzał nań; lecz dostrzegł jej niedskonałość i zasmęcił się nad losem konsumenta (Adama); więc chwycił się deski ratunku i stworzył Tartinkę (Ewę), by smutek mu z czoła przepędzała, a uśmiech na licu wywoływała i rozkoszy dostarczała. Zazwyczaj tartinki produkowane są nie tak estetycznie, a to część jabłek z podłogi się podniesie, a to nóż do krojenia zapomniało się umyć po wcześniejszej rzezi na wołowinie wykonanej. Znaczący, by stał się elementem Symbolicznego musi zostać afirmowany (my też jemy w restauracjach posiłek dzięki fikcji upewniającej nas, że kucharze i kelnerzy nie plują, oraz że kontrola Sanepidu jest precyzyjna).
A teraz więź – w Symbolicznym, a zatem i w Nieświadomym, rodzina (matka, ojciec, dziecko), małżeństwo (żona, mąż), są tylko znaczącymi. Rodzina sklecona przez dwie pary rodziców, małżeństwo per procura, wymuszone małżeństwo ciążą, obyczajem, progeniturą, interesem, umową rodową, mezaliansem, wszystkie te formy mają równe prawa. Więzi nie mają tu nic do rzeczy, relacje mają charakter jedynie symboliczny. Dla Akiry to absurd, ale pisałem już, że znaczące są głupie. Jest tak dlatego, że w Nieświadomym (freudowskim) nie istnieje więź, przywiązanie, ani też emocje i uczucia, czy też afekty. Przykładem jak bardzo więź związana jest z Wyobrażeniowością i/lub Realnością jest to, że pakt małżeński potwierdza się w Symbolicznym przez słowo (przysięgę), słowo zastępuje więź; „nie opuszczę cię aż do śmierci” dekretuje więź, która ma obowiązywać nawet wtedy, gdy więzi nie będzie (skończy się), lub nigdy nie było. Nie istnieje żadne naturalne przejście między więzią, gdy już jest, a małżeństwem, rodziną itd.
I to akurat stawia problemtykę rodzin i małżeństw homoseksualnych w innej perspektywie. Wydaje się, że mniej kontrowersyjne są adopcje w rodzinach tworzonych przez osoby homoseksualne, bo bardziej w tym chodzi o więź, której są pozbawione dzieci adoptowane, niż posiadanie rodziny – trudno nazwać rodziną starą pannę adoptującą dziecko, rodziny to ona nie dostarczy, ale więź może. To samo dotyczy par homoseksualnych. W przypadku małżeństw sprawy są radykalnie odmienne. Dla szczęścia dziecka więź jest o kilka rzędów wielkości ważniejsza, niż małżeństwo jego takich czy owakich rodziców, nawet jeśli nie wiąże ich samych więź. Natomiast domaganie się przez pary homesekualne małżeństw pozostaje enigmą i dlatego wzbudza niepokój, a nawet trwogę. Podawane przez nich wyjaśnienia nie mogą zadowalać analityków. Nie opieranie pewności na domaganiu jest kanonem działań analitycznych. Więcej powiem, „poprawność polityczna”, światopogląd czy ideologia leżą na antypodach psychoanalizy, nawet tej robionej in extenso. A więc, należy im dać wszelkie prawa jakie mają małżonkowie, a nominować ich związek inaczej niż małżeństwo. Tego dotyczy kwestia – nie można oddzielić Symbolicznego od kastracji. Zamach na Symboliczne jest pragnieniem anulowania kastracji; anulowanie kastracji jadnakże jest pragnieniem perwersyjnym. (Ruchy soft-pedofilów lub miłośników nimfetek domagają się uznania ich uczuć za miłość, a więc za więź – w tym kontekście, dlaczego homoseksualiści tak, a nimfetkomani nie? Zaklęcia, że to demagogia nie zmienią zagadnienia związanego z kastracją).
Spocku, to nie analityk, w domyśle ja, wiem, że wypartym znaczącym jest dziecko czy człowiek, zastąpionym przez zarodek. Po pierwsze, wyparte pierwotne jest nigdy nie wiedziane; po drugie, wyparte wtórne jest do dowiedzenia się, a dowiaduję się od samych zainteresowanych. Na przykład mówi się: „to tylko zarodek; zarodek to nie człowiek; zygota to nie dziecko”. Denagacje powinny przekonać bezdyskusyjnie jaki znaczący jest wypierany, przecież równie prawdziwe są sądy: „zarodek to jeszcze nie pies, zygota to jeszcze nie karaluch”. Psychoanalityka to odróżnia od innych, że zawsze stoi po stronie Nieświadomego/Symbolicznego.
Na końcu haubice, które wytoczono w kierunku mnie. Trudno, ale niewiele jest pewnych rzeczy w życiu. Śmierć, związek seksualny nie istnieje, gdy kochasz, chcąc nie chcąc wylądujesz w łóżku, gdy do łóżka idzie dwoje, sypia w nim czworo, żadna miłość nie trwa wiecznie, a także to, że nic nie zajmuje w życiu człowieka mniej miejsca niż poczucie winy, tudzież, że nic nie jest tak pewne jak patologia – ona będzie napewno, tyle że nieznana. To nie ignorancja przemawia przeze mnie.
Problemem jest pragnienie analityka (analityków?) – czego pragnie (pragną) formułując cel jako: z rabinem i kardynałem nigdy?
KP
P.S. Tytuł pochodzi z tekstu „Ukradziony list” (str.12 Ecrits).
4 Comments, Comment or Ping
A ja myślę, że tak nie dałoby sie żyć – że jak kochasz to wylądujesz w łóżku. Przecież kocha się też przyjaciół i osoby tej samej płci i się nie ląduje w łóżku.
Luty 21st, 2014
Spróbuję się odnieść do Pana słów „Problemem jest pragnienie analityka (analityków?)–czego pragnie (pragną) formułując cel jako: z rabinem i kardynałem nigdy?” Myślę, że pragną dla swoich pacjentów takiego świata, który by nie zagrażał podstawowemu ludzkiemu potencjałowi, to znaczy życia w rzeczywistości do pojęcia. Ktoś kto chce z kardynałem naraża się na maksa i to nie episkopatowi, ani Panu w świętej sukience.
Luty 22nd, 2014
Problematyka eliminacji symbolicznego poruszona została chyba wraz z tym zdaniem:
?W takim ujęciu, mającym bardzo długą tradycję, aborcja jest próbą wymazania istnienia znaczącego ?życie?, podobnie jak ateizm próbujący wymazać ostatecznie znaczący ?bóg?, nauka dążąca do wymazania finalnego znaczącego ?cud? itd. itp.
Taki zamiar może się udać tylko pod warunkiem wymazania całej Symboliczności, skarbca znaczącego. Wszelako skutkowałoby to wymazaniem wszystkim wymazujących, czyli ludzi. Freud, a po nim Lacan, nie pozostawiają żadnych złudzeń ? jest to możliwe.?
Nie wydaje mi się także, żeby Miller (być może pochopnie domyślam się, że o niego chodzi) dokonywał jakiegoś zamachu na symboliczne. Chyba tylko w takim, że wycina, formatuje do formy -do-przyjęcia transkrypcje seminariów Lacana, coby jego dyskurs uspójnić i wygładzić. Kwestia chyba zresztą nigdy nie dotyczyła tego, czy opowiedzieć się za czy przeciw symboliczności, tylko rozwoju psychoanalizy. Na końcowym etapie swojej pracy Lacan nie powtarzał ?ja nie szukam ja znajduję? ale ?ja nie znajduję ja szukam? i w tym jego praca przypomina mi bardzo to, co w Finnigans Wake robił Joyce.
Symboliczne, i będę się przy tym upierać, samo w sobie, ujęte w swojej abstrakcyjności, wyizolowane teoretycznie (na ile to możliwe) od wyobrażeniowego i realnego jest po prostu systemem znaków, których byt określa różnica, a które podporządkowane są prawom metafory i metonimii. Syntaktyce. W tym sensie Finnigans Wake jest prosymboliczny, bo kreuje (choć nie ex nihilo) nowe znaczące na potęgę. A aborcja jest kolejnym znaczącym, które w żaden sposób nie wymazuje znaczącego życie. Z tej perspektywy anty-symboliczny byłby każdy psychoanalityk, który wciska analizanta w ramy teorii, dyskursu dominującego, własne ego itd. Mówiąc inaczej wykorzystuje afirmację czy uznanie (wyrażone chyba jakąś formą wpisania do istniejącego dyskursu) aby ów dyskurs uniwersalizować.
Tak Symboliczne tworzy podmiot, ale właśnie ? podmiot. Nie chodzi tu o ?ja? bezpośrednie czy domyślne każdej wypowiedzi, nie chodzi tu o zmontowany obraz schowany za każdym ?ja jestem…? ale to, coś co pojawia się na chwilę, w wahaniu czy pomyłce. W ten sposób upodmiotowiony jest neurotyk. Nie psychotyk.
Uleczające działanie Innego… Jasne, tyle, że nie jestem pewna, czy akurat o to chodzi w psychoanalizie. Albo warto by być może rozróżnić na Innego jako nieświadomość, jouissance, domaganie itd. Ten Inny, o którym Pan pisze wydaje się bowiem przypominać wyobrażeniowo wyłoniony i zainstalowany w symbolicznym autorytet. To oczywiste, że ktoś, coś takiego koi lęki ? po to zostało powołane do życia. Topienie czarownic, z modlitwą na ustach, niewątpliwie koiło lęki. Tak jak powtarzanie za mistrzem teorii już wymyślonej. Echolalia jest powszechnym sposobem kojenia lęków. Przecież modlitwa, mantra itd. działają a-lękowo w modusie Widerholungszwang. Tylko, czy to jest cel psychoanalizy lacanowskiej, pragnienia analityka? Jeśli tak, to czym się różni psychoanaliza lacanowska od szeroko rozumianej psychoanalizy ego? I gdzie tu miejsce na spotkanie?
Jeśli podmiot nie ma mocy, to kto? Wydaje się, że właśnie podmiot, podmiot odpowiedzialny za swoja podmiotowość, podmiot, który podejmuje się symbolizowania własnej podmiotowości, czyli wprowadzania jej w obieg wymiany. Jak powstają nowe znaczące? To chyba proste ? przez podział, żeby nie powiedzieć przez rżnięcie. Pan mówi o konieczności afirmacji. A co to jest ta afirmacja? Czy nie uwzniośleniem obiektu do poziomu rzeczy? O co chodzi w uznaniu? W ideologii? Wiederholunswang? Encore?!
Luty 25th, 2014
Nie wiem, może się mylę, bo nigdy nie czytałam–poza tym blogiem—o psychoanalizie, ale przeczytałam uważnie to, co pisze Spock i z tego, co Spock pisze to psychoanaliza jest nie tyle tradycyjnym prowadzeniem „pacjenta” , a osoba psychoanalityka osobą „leczącą”, „wiedzącą”, przynajmniej na tyle wiedzącą, żeby pomóc pacjentowi w jego zgłaszanych biedach, co jest to —ta psychoanaliza—jakąś formą wspólnego spektaklu, który trzyma się pewnego (ale nie za bardzo) scenariusza, no bo są te wszystkie „znaczące”, „wyobrażeniowe”, „realne” etc, i te słowa–klucze dzierży psychoanalityk, jak jakiś Humpty-Dumpty, który każdemu słowu dopłaca, ale i tak wszystko zalezy od „spotkania”, „spektaklu”, wspólnego lezenia na kanapce (z tym, ze psychoanalityk jednak chyba w fotelu). Czyli taka pogłębiona rozmowa, a zeby się nie zgubić mamy garść pojęć i grę pomiędzy pojęciami (no bo wiadomo, to są znaki) i na podstawie tych słabo znaczonych kart czegoś dochodzimy? Czego?
Nie wiem, czy tak jest, ale tak mi jakoś zaświtało.Czy to w tę stronę idzie? Odpowiedzcie, proszę.
Luty 26th, 2014
Reply to “„Porządek symboliczny jest ustanawiający względem podmiotu””