Pieskie życie kury i jaja


Trochę odczekaliście na ten wpis, ale, firstly, zmieniam gabinet na inny, nieco bardziej wypasiony, i, secondly, poczytałem trochę więcej o gender i śledziłem dyskusję na ten temat w prasie, czyli przygotowywałem się do wpisu. Co prawda przygotowany jestem do tej tematyki wybornie, albowiem w latach 1989-1993 napisałem byłem doktorat na ten temat: transseksualizm i transgenderyzm – istnienie pozapłciowe. Łatwo nie było, wtedy była to kompletna nowość, a ja sam musiałem złożyć hołd JWP (czytaj Jaśnie Wielmożnej Pani) Nauce, czyli nadbudować tezy statystyką. Skończyło się, jak się skończyło, przyczepiono się do stylistyki. W aktualnych wpisach korzystam z fragmentów tej pracy.

Kontynuuję temat gender. Leje się mnóstwo słów, a co drugie, to coraz bardziej puste. Profesor Kochanowski stwierdza, że gender-studies to nauka, a nie ideologia, a trzy panie wtórują mu w tym chórze, a raczej próbują, bo gdzie nie zwrócą na coś uwagę, tam boli je niesprawiedliwość. To już nie przelewki, tam gdzie mowa o niesprawiedliwości, tam nie jesteśmy już w polu nauki – statystyka zaczyna służyć innym celom niż opisowym. Panie trzy zapominają, że kategoria niesprawiedliwości z pola etyki, a nie nauki pochodzi. W tym miejscu kończy się gender-study, a zaczyna genderyzm, dokładnie w taki sam sposób, w jakim z opisu formacji zwanej kapitalizmem, narodził się komunizm – także środek walki z niesprawiedliwością.

Do tego tematu jeszcze powrócę. Na razie przyjrzyjmy się podstawowemu zabiegowi tychże badaczy. Twierdzą oni, że różnica między płciami istnieje, ale ma charakter kulturowy, czyli po lacanowsku, wyobrażeniowy. Jeśli tak jest w istocie, to ma charakter tylko konwencji. Z tego zatem wynika, że można nią manipulować. Lecz każda manipulacja będzie do przyjęcia tylko wtedy, jeśli będzie służyła jakiemuś celowi. Z kolei każdy cel jest do zaakceptowania, jeśli będzie miał nadbudowę etyczną – przyjmie postać: niesprawiedliwe jest, by…, zatem: sprawiedliwe jest, by…i tu wkracza wyartykułowany cel. Czy ktokolwiek zaprotestuje, gdy trzy panie z TP stwierdzą: „niesprawiedliwe jest, że kobiety zarabiają zdecydowanie mniej od mężczyzn; zatem sprawiedliwe byłoby, gdyby zarabiały tyle samo”. To dlatego wszelkie argumenty inne niż etyczne przepadają (mniejsza wydajność, większa absencja, mniejszy lub większy wysiłek, a to przecież też statystyka), sprawiedliwość przede wszystkim.

Etyzacja wszystkiego co się da, oto problem. Etyka nie jest wszystkim. Udowadnia to nauka i nie tylko ona. Postawmy pytanie: czy kobieta zasługuje bardziej na sprawiedliwość niż oszukani ojcowie, dowiadujący się po latach małżeństwa, że ojcowali nie swemu dziecku (efekt badań DNA opisany w jednym z ostatnich numerów Newsweeka), po czym gdy się rozwodzą, nadal zmuszeni są płacić alimenty; czy wiarołomstwo żon (no chyba kobiet?) ma być nagradzane? A lekarskie dyżury świąteczne: czy sprawiedliwe jest, by doświadczeni lekarze, że nie wspomnę o ordynatorach, święta spędzali w domach, a stażyści pełnili ich role w tym czasie w szpitalach? A nauczyciele W-F: czy sprawiedliwe jest, by zaczynali swą pracę tak wcześnie, podczas gdy inni przychodzili do pracy później? Jest mnóstwo obszarów, w których etyka nie ma zastosowania, tymczasem badacze gender traktują ją jako warunek uniwersalny, usprawiedliwiający działania mające rzekomo przywrócić porządek etyczny. Wszystkie projekty społeczne od czasów Oświecenia korzystają z wykradzenia religii etyki, którą zaprzęgają do uzasadniania, zarówno rewolucji, jak i reform. To największy cios zadany religiom, więc badacze gender nie powinni dziwić się resentymentowi i wściekłości tych ostatnich – mają do tego prawo.

Etyka jest nadużywana. Genderyści, rzekomo badacze różnic między płciami, dbają o intersy kobiet (jednych uciskanych), milcząc w tym samym czasie w obliczu niesprawiedliwości wobec ojców (no chyba mężczyzn?), skazywanych na robienie dobrze żonom wiarołomnym. To przecież obszar gender! Tymczasem genderyści milczą, gdy ich spytać o to, dlaczego traktują płeć żeńską jako jedyną płeć uciskaną (wbrew faktom).

Kwestia w tym, że genderyści są ślepi na liczby nie odpowiadające ich oczekiwaniom. Całkiem niedawno czytałem przedruk artykułu w Angorze dotyczący „tajemnicy” pielęgniarstwa. Otóż, pomimo kilkudziesięciu lat działań zainspirowanych odkryciami gender-studies, okazuje się, że procent sfeminizowania tego zawodu nie chce spaść poniżej 80. O czym to świadczy? O trwałości uprzedzeń, a może o niezmienności przekonań genderystów? Ten prosty wynik, to jeden z wielu argumentów na rzecz tego, że kwestia różnicy między płciami nie ma charakteru konwencji. Jest wiele różnic między płciami wynikajacych z konwencji, lecz wyrastają one na różnicy między płciami, która istnieje przed wszelkimi konwencjami, jest pre-sądem, czy jak chciał Bion prekoncepcją.

Wiecie, albo profesora Środowa jest tylko polityczką, albo wybiórczo czyta. W ostatnim swoim felietonie zacytowała szereg obserwacji antropo i etno logicznych, mających potwierdzać konwencjonalność różnicy między płciami, nie ich istotność tylko przygodność. I teraz, jeśli ktokolwiek z was wie, wie a nie przypuszcza, o istnieniu kultury, w której nie istnieją oddzielne wychodki dla płci, to znaczy, że oni i one równocześnie siusiają i defekują razem ze sobą, niech natychmiast poda źródło tej informacji. Różnica między płciami jest odzwierciedlona w różnicy, każącej inaczej oznakować wychodki dla pań i panów, nie zdaniem („dla pań/panów”), ale symbolem trójkącika i kółeczka. To samo dotyczy różnicy, która nakazuje stworzenie oddzielnego miejsca dla kobiet miesiączkujących, co współcześnie wydaje się nie mieć miejsca; lecz tylko wydaje, wystarczy zużytą podpaskę ulokować „nie w tym miejscu”, albo beztrosko postąpić z pokrywą sedesu, by się o tym co i raz przekonywać.

Różnica między płciami istnieje także na polu Symbolicznym, a przez to odnosi istotę ludzką, do tego co w nim tkwi jako Realne, co „zawsze powraca na swoje miejsce” (to definicja Lacana). Różnica między porządkami Symbolicznym a Wyobrażeniowym polega na tym, że aby udowdnić przygodność różnic między płciami wystarczy ulokować w wychodkach dla pań pisuary; ale aby tego dokonać, należy uprzednio wyznaczyć miejsce dla takiego wychodka; jeżeli tego się nie zrobi, to wkrótce miejsce takie zostanie zaanektowane przez posiadaczy penisów. Tym jest pisuar, szanowna pani Szczuko, Rusin, itp – to nie miejsce do szczania, tylko symbol pozwalający odróżnić panie od panów. Nawet jeśli poszczególni osobnicy tej różnicy zaprzeczają. Różnica między płciami nie istnieje dla osobników tej czy owej płci. Istnieje tylko dla Innego mającego kontakt z tymi osobnikami.

Genderyści-erudyci nie zaprzeczają istnieniu różnicy, oni ją tylko ignorują. Prawdopodobnie dlatego, że chociaż ona jest, to nie wiadomo ani czym jest, ani czego dotyczy. Mówiąc analitycznie, nie istnieje znaczący, który generowałby pożądaną wiedzę, a zwłaszcza zadawalającą.

Mamy przeto znaczące dla płci, ale nie mamy znaczącego różnicy. Cóż to oznacza? Przyjrzymy się temu następnym razem. Zaczniemy od analizy dowcipu, znanego mi od dzieciństwa. Oto on: Jak obejrzeć trzy opery naraz? Wejść na Aidę, podwinąć Halkę i obejrzeć Straszny Dwór.

KP

P.S. Nie chce mi się przeszukać swego archiwum, by podać źródła wypowiedzi, na które się powołuję. Wszystkie one mają swe źródło w prasie, zakładam przeto, że były autoryzowane. Wierzcie mi na słowo, proszę.


One Comment, Comment or Ping

  1. Joshe

    Wszystko rozgrywa się między słowami i tak jest ze wszystkim. Dlatego może już podaruj sobie te zmagania chłopca z wielkim dworem i innymi lochami i psycholoszkami i napisz coś o tym pomiędzy.

    Postanowiłam rzucić psychologię dla analizy i już nigdy nie oglądać się ża siebie. I tak w tym momencie powinny rozlec się oklaski!

    Ależ dziękuję moi mili, dziękuję! … Kurtyna

    Styczeń 1st, 2014

Reply to “Pieskie życie kury i jaja”