W międzyczasie (10)


Kiedyś uznałem, że jeśli waga komentarzy na to pozwala będę przerywał swoje wywody, rozważania, by zająć stanowisko w sprawach, do których czuję się wywołany do odpowiedzi. Tak jest tym razem.

Niech za motto do dzisiejszego wpisu posłuży uwaga jednego ze słuchaczy mojego niedawnego wystąpienia na SWPS. „Wystąpienie było za trudne”, co jest o tyle zaskakujące, ze nie używałem żadnych ekskluzywnych analitycznych pojęć, a samo wystąpienie nie tyczyło żadnych teoretycznych spekulacji. Mówiłem po prostu o tym, jak zaczyna się analizę, co się na niej dzieje i jak się ją kończy. Więcej, opisywałem to wszystko z perspektywy siebie jako analizanta, a nie analityka. Skarga, że było to za trudne nie oddaje istoty sprawy; istotą jest to, że studenci i pracownicy naukowi życzą sobie, by było łatwiej, by było cieplutko i łatwiutko. I z tą refleksją przystępuję do odpowiedzi panu Rafałowi.

Cóż, o psychiźmie dzisiaj może mówić każdy i jak odnotowałem to w ostatnim wpisie, jeśli czyni tak laik, to ja nie mam nic do powiedzenia – wtedy musiałbym się nad laikiem znęcać. Dywagacje laików puszczam mimo uszu. Lecz pani DG nie jest laikiem, jest psychoterapeutą psychoanalitycznym, mówi np. „psychoanalitycy wyróżniają..itd”, powołuje się na ksiązkę psychoanalityka kleinowskiego. Stąd moje wymagania w stosunku do niej są wielokrotnie większe, także dlatego, że psychoanalitycy w gronie psychoterapeutów to swoista elita.

Kiedyś pan Rafał spytał mnie, czy jestem wrogiem psychoterapii. Odpowiedziałem, że nie i pogląd ten podtrzymuję. Psychoterapia pomaga ludziom i jest to wystarczający powód, by ją szanować. Lecz psychoterapia jest bezradna, gdy trzeba odpowiadać na pytania pokroju: co to jest narcyzm, co to jest obiekt, a nawet amebowata postać pierwotnego człowieka, o której wspomniał komentator (a propos całkowicie przejętą przez Lacana w pojęciach lamelli i agalmy). Psychoterapeuta dowolnej szkoły jest bezradny, gdy zmuszony jest odpowiedzieć na pytanie: co/kto porusza ruchem nibynóżek, nawet w sensie hipotetycznym. Psychoterapie wykazują ogromną słabość konceptualną, nie wiadomo jaka koncepcja człowieka rządzi jej działaniami i co z niej, o ile jest, wynika dla kliniki i celu jej działania. W ogóle klinika jest obca psychoterapiom.

I oto w takiej sytuacji pojawia się ktoś, kto jak DG sugeruje poprzez użycie dwóch pojęć i tytułu ksiązki, że ma wiedzę i że z wiedzy tej coś praktycznie wynika. I tu pojawia się szkopuł. Jeśli, jak zauważa to pan Rafał, psychoanalitycy tak bardzo różnią się od siebie, że kleiniści są względem fazy autystycznej antyfreudystami, to mówienie, że psychoanalitycy rozrózniają miłość do ciała i miłość do obiektu (tak czynią tylko kleiniści), czyni z kleinistów jedynych psychoanalityków (tak czynią też lacaniści w stosunku do reszty). Sam wiele czasu poświęcam na to, by unikać tego rodzaju błędu i gdzie tylko można pisać lacaniści lub Lacan, tudzież Freud, i nie definiować psychoanalityków jako przedstawicieli tylko jednej szkoły. Nie zawsze mi się to udaje, co przyznaję ze skruchą. Niemniej jednak bycie analitykiem do czegoś zobowiązuje. Jak pisałem wyżej, to pewien rodzaj elity, co potwierdza swym komentarzem komentator, ze swadą pisząc o narcyźmie i pokazując wnikliwą wiedzę o dziele Freuda. Tymczasem DG milczy na temat, na który pozwoliła się pytać. Pytanie było proste – co to jest narcyzm? A odpowiedź nie padła. Mnie ucieszyłaby choćby formuła, że narcyzm jest definiensem bycia człowieka (lecz już nie bytu), a nie potoczne ecie-pecie, truizm w rodzaju: „wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu narcystami”. Gdybyśmy użyli formuły o istocie bycia, musielibyśmy zmierzyć się z dylematem na czym zasadza się ta istota, lecz unikając tego, odpowiadamy znanym pleonazmem, tautologią „narcyzm jest, jaki każdy widzi”. „Dlaczego by być człowiekiem mamy być narcystami?” – oto problem. I nie ma on nic wspólnego z zawyżoną samooceną. W tym miejscu pani DG popełnia drugi błąd. Gdy mówimy „on ma zawyżone mniemanie o sobie, jest wyniosły itp.” to jest to mowa potoczna, której wrogiem deklaruje się być; gdy wszelako mówimy „ma on zawyżoną samoocenę” to nie jest to określenie potoczne, tylko żargon psychologiczny, na którego przerost współcześnie cierpimy. Te psychologizmy funkcjonują najzwyczajniej w świecie jako rodzaj bełkotu. Gdy ktoś mówi „jestem całkowicie do dupy, jestem największym dupkiem na świecie”, to jest to równie narcystyczne, co mówienie „jestem panem świata, chcieć to móc, swoje problemy rozwiązuję sam, mam gdzieś ten motłoch itd.itp”.

Sam nie jestem wrogiem języka potocznego. Więcej, uważam, że należy zbliżać język analizy do języka potocznego, tylko tak można uczynić przekaz w miarę zrozumiałym. Jestem natomiast wrogiem zaśmiecania języka potocznego pseudomową psychologów, tym wszystkim śmieciem, które po „ma pani raka” każe mówić „proszę unikać stresu” (przykład autentyczny). Na Boga psychoterapeuci i psychologowie, więcej dobra uczynicie mówiąc zamiast „stres” zdenerwowanie, a zamiast „frustracja” niezadowolenie.

Psychoanaliza do czegoś zobowiązuje. Takie jest moje stanowisko. Miałem szczęście, a przy okazji dobro, że się z nią zetknąłem. Dlatego mówię o niej dobrze. Dlatego spłacam dług zaciągnięty u analityka, który miał cierpliwość tyle lat znosić analizanckie miau-miau i hau-hau. Nie oznacza to, że miałem doskonałą analizę; oznacza tylko tyle, że miałem efektywne jej przechodzenie. I nie bez powodu pojawia się tu słówko „doskonała”; nie ma doskonałych analiz, jest tylko zredukowany, choć zawsze obecny narcyzm.

KP

P.S. Metafora pierwotniaka, ameby, bardziej stosuje się do ilustracji konceptu popędu, niż narcyzmu. Pokazuje ona, że cele pragnienia i popędu są różne, tak jak różni się określenie celu w słowach angielskich aim i goal, „gdzie zamierzasz studiować” od „jestem szczęśliwy; doprawdy, to niesamowite, ja jednak żyję”.

Pozwolę sobie też dodać, że ruch amebowatego stworu wywołuje potrzeba, a nie pragnienie, albowiem brak w polu potrzeby nie jest tym samym, co brak w polu pragnienia. To dodatki Lacana. Mądre, nawet jeśli niektórym wydają się zbyt wyniosłe.


4 Comments, Comment or Ping

  1. Paweł Droździak

    > ruch amebowatego stworu wywołuje potrzeba, a nie pragnienie

    skąd Pan wie?

    Listopad 3rd, 2013

  2. Akira

    I zgadzam się tutaj: też intryguje mnie to, że psychoanalitycy nie zadają sobie pytań dot. napotykanych konceptów. Podobnie z psychologami, którzy w swojej praktyce używają „Testu Drzewa”. Zastanawiający jest brak pytań: „A jak to właściwie działa? Dlaczego gałąź w lewo ma oznaczać introwersje, a gałąź w prawo ekstrawersję”. Co oznaczają narysowane przez badanego owoce? No co? „Owoce oznaczają twórczość lub potrzebę posiadania potomstwa!” Jakiejż intelektualnej ekwilibrystyki wymagało dojście do takiego wniosku! Jakaż błyskotliwość! Nie twierdzę nawet, że tak nie jest. Choć jeżeli jest właśnie tak, to zastanawia mnie dlaczego tak jest. Więcej jeszcze: zastanawia mnie skąd interpretujący wie, że tak jest. Kiedyś zapytałem. Usłuszałem odpowiedź: „Pani na szkoleniu powiedziała, że tak jest”.
    Miałem okazję ostatnio być na zajęciach z diagnozy psychodynamicznej. Polegały one, na próbie ustaleniu jakiejś diagnozy na podstawie wypowiedzi pacjenta. Ścieżka rozumowania była zadziwiająca: wypowiedź pacjenta miała prowadzić do wybrania kategorii diagnostycznej, a ta dawała już gotowy mechanizm. Np. „Ten pacjent izoluje się od ludzi, ma także skłonność do nadmiernej zależności, zatem będzie to osobowość schizoidalna, w której widzimy problemy na osi symbioza – separacja, a te jak wiadomo są typowe dla wieku ok. 5 mca życia”.
    I zgadzam się w dużym stopniu z krytykami psychoanalizy, którzy twierdzą, że to wróżenie z fusów. Bo jeżeli ma ona być praktykowana tak jak na powyższej ilustracji to nie warta jest obrony.

    Listopad 5th, 2013

  3. Renata

    Nimfa Echo była chyba tak zakochana, że rozniosła głosem tego swojego Narcyza po całym świecie. Też była „narcystyczna” :)

    Listopad 6th, 2013

  4. Paweł Droździak

    Takie interpretowanie testu drzewa jest podobne do analizy snów za pomocą spisu symboli. Kiedyś wpadła mi w ręce taka książeczka z symbolami. Droga – śmierć, kuchnia – sprawy seksualne, albo rodzinne, nie pamiętam już dokładnie.. No niestety ludziom się nie chce za dużo zastanawiać.

    Listopad 6th, 2013

Reply to “W międzyczasie (10)”