Puppa una donna


Coraz częściej mam wrażenie, że żyję w świecie już prawie doskonałym. Jest już na tyle doskonały, że ludzie w nim są coraz bardziej marginalizowani i próbują uciekać od wszechogarniającego ich poczucia bezradności. W takich chwilach powracają tzw. tematy zastępcze ukazywane jako posiadające nadzwyczajną wagę. Oto dziś np. ważą się losy Polski, jej być albo nie być – pełni napięcia Polacy czekają czy uda się dziś spławić syrenkę, jak tym zgrabnym epitetem określa się, jeszcze niedawno zwykłą bufetową (miej na myśli panią prezydent Warszawy). Jakiś czas temu premier United Kingdom ogłosił krucjatę przeciwko pornografii, chcąc tym, jak mi się zdaje, zakryć problem dla być lub nie być człowieka, który przy takich okazjach nazywany jest obywatelem (a obywatele, jak to obywatele, chcą bardzo być inwigilowani). W Polsce prawa część społeczeństwa okrzyknęła pupę pani Agnieszki Radwańskiej, apetycznie wypiętej na fotografii, pornografią – tym bardziej zasługującą na potępienie, że należy ona (być może już tylko należała) do katoliczki. Ta część ciała postawiła polski ruch feministyczny w rozkroku – oburzenie prawej części jest na rękę KKP, ale sama pupa pokazuje, że pani Agnieszka twarzą medialną KKP nie będzie, bo przecież walczy on przeciwko odhumanizowywaniu kobiet. Mamy więc ładną pupę, lecz używaną w nieodpowiedni sposób.

Wielcy i mali politycy, bezradni wobec rzeczywiście wielkich wyzwań, po raz któryś tam zaanagażowali się w wyplenienie pornografii. To wyplenienie nie zrealizuje się, podobnie jak w czasach mego dzieciństwa i młodości wyplenienie pokątnego handlu, ale krzyku i ubolewań co nie miara. Panem Dawidem Cameronem zajmował się nie będę, za bardzo przypomina on premiera Polski, który ogłosił krucjatę przeciwko pedofilom, a spowodował tylko to, że ośrodki kastracyjne, które zorganizowano, stoją puste. Puste, albowiem pusta jest krucjata przeciwko pornografii.

Mam przed sobą felieton pani Hanny Samson, uwaga!, pisarki, psycholożki i terapeutki, o tym, że „Pornografia jest be” (WO z 24.VIII.br). Zrezygnuję dziś z pastwienia się nad tekstem pani P i P i T, bo musiałbym wyśmiać prawie każde zdanie z tego felietonu. Zajmę się meritum, nie po to, by siać defetyzm w „słusznej walce” przeciwko pornografii, lecz po to tylko, by choć trochę wyjaśnić rację stojącą za jej istnieniem i powiedzieć coś o jej istocie. Nie będę przy tym powielał elukubracji „myślicieli”, że jak prostutucja pornografia istniała zawsze, bo musiałbym natychmiast dodać, że jest ona w tym podobna do religii, która też istniała zawsze. Więc jedyne co można mądrego w tej sytuacji powiedzieć to to, że uniwersalizm pornografii musi odnosić się do czegoś uniwersalnego w samym człowieku. „Myśliciele” wszelako, poza nielicznymi wyjątkami, nie zajmują się tym, czym to „uniwersalne” w człowieku jest. Nie zajmują się też i tym, że każda krucjata przeciwko pornografii jest, w takim ujęciu, krucjatą przeciwko człowiekowi samemu, bo jeżeli to coś jest uniwersalne, to musi należeć, siłą logiki, do składowej składającej się na definicję człowieczeństwa – ponieważ chcę aliści uniknąć tromtradacji nierozdzielnie już związanej z tym terminem, wolę powiedzieć podmiotowości ludzkiej.

W swym felietonie pani HS, jak i inni pożal się boże „myśliciele” zajmują się połową zagadnienia, a feministki nawet 1/4. Ciągle słyszy się to samo – skowyt rozsierdzonych histeryków, że kobieta w pornografii ujmowana jest tylko jako przedmiot. To prawda, lecz ten sam los dotyczy mężczyzn w pornografii. Pornografia na planie wizualnym to zapasy materaca z młotem pneumatycznym. I nosicielka waginy i nosiciel penisa znoszą ten sam los, są odhumanizowani. Obu płciom dzieje się ta sama krzywda, no, chyba że HS doda, że odhumanizowanemu mężczyźnie przybywa sex-appealu, przez co ma czystą korzyść. Lecz nie byłoby to już myślenie; byłaby to ideologia, czyli „obce myślane” w myśleniu, a raczej bezmyślności, podmiotu.

To, co istotne w pornografii to nie obrazki, tylko skopiczna obecność wszechoglądacza, extra voyerysty, niewidzialnego na planie wizualnym. Poruszona duchowo P i P i T (PiPiT) pisze o waginach typu morela, przekrojona truskawka, owoc granatu, owoc awokado. No dobrze, koleżanko po fachu, ale kto i ile czasu poświęcił na oglądanie kobiecego pudendum, by tak waginę poklasyfikować? A użyte słowa z kręgu „mniam mniam” nie dają miejsca na wyjście poza obszar oralizmu – cóż za słodko-mdławy smak!

Pornografia zadawala nie osoby na obrazku, te są przedmiotami, powtórzę, niezależnie od płci. Pornografia zadawala spojrzenie wszechoglądacza, także niezależnie od płci. Przedstawiony zbiór owoców został stworzony przez kobietę, żaden nie jest trucizną, żaden nie jest gorzki, a każdy jest elementem zalecanych współcześnie diet. Tylko „bezrozumny” typ nie doda do tego fructosarium elementów zakłócających typu rosiczka, orzęsek, małża. Czy fakt, że moje dodatki są takie a nie inne kwalifikuje mnie do seksistów, podczas gdy twórczynię fructosarium do wegetarianek?

Na Boga, myślmy zajmując się pornografią. Pornografia nie służy zadawalaniu mężczyzn czy kobiet, służy zadawalaniu podmiotów ludzkich, niezależnie od ich płci. Pani pisarko, psycholożko i terapeutko, świadczy o tym katalog kształtów wagin, standardowy przykład oralnego wymiaru obiektu u pań.

Tak oto, refleksja o pornografii prowadzi nas do poważniejszego tematu – miejsca „pokątnej satysfakcji” w życiu człowieka, nie tego czy owego, ale każdego przedstawiciela tego perwersyjnego gatunku. I odpowiadając na pytanie, dość często mi zadawane, dlaczego obszar jouissance (tu pornografia) lokuję poza etyką ustanawiając przy tym pole wolne od etyki odpowiem:

Po pierwsze, by nie szarogęslili się moraliści, którzy wszystko co w życiu podporządkowują etyce i…

Po drugie, dlatego, że tylko wtedy etyka miałaby sens w obszarze jouissance, gdyby satysfakcji, więcej, rozkoszy, można było przypisać właściwość zła lub dobra. Tymczasem tylko typom fanatycznym (gdzieś między Savonarolą, a Talibami) przysługuje taki przywilej. Nikt inny nie jest w stanie powiedzieć coś o rozkoszy bez relatywizacji etyki; i tak, rozkosz ciała tak, ale w małżeństwie – istnieje dobro oparte na doświadczeniu rozkoszy, ale jest ono mniejsze niż dobro istniejące w małżeństwie; sęk w tym, że nikt z tych wspaniałych moralistów (w tym sam JPII w encyklice o godności ciała) nie gwarantuje doświadczenia satysfakcji z faktu bycia w małżeństwie. Więcej, twierdzi się, że istnieje rozkosz i jest ona cacy, a nie be, ale to cacy może się nie sprawdzić w dobru jakim jest małżeństwo. Rozkosz pozostaje poza kwestią etyki, niezależnie od tego, jak bardzo ugodni się ciało. Więc produkuje się takie twory jak hedonizm, czyli nadmiar rozkoszy, gdy tymczasem samej rozkoszy jest przypisana właściwość nadmiaru, apelując przy tym do roztropności, która jest cnotą, a przez to dobrem, lecz dobrem ograbionym z rozkoszy. O tym błędzie moraliści wiedzą, więc przedstawiają Boga jako byt zadowolony, odczuwający satysfakcję z cnotliwych ludzi. Tymczasem, jakiekolwiek by nie były cnoty, nie przekładają się one na rozkosz ludzi cnotliwych; zostawiona jest im zdeseksualizowana satysfakcja z tego, że zadowolony jest Bóg.

Jak widać, ani jednoznacznie nie można stwierdzić, że rozkosz cielesna jest zła, ani że dobra; ona zależy od…i tu dodajcie co chcecie (pani PiPiT twierdzi, że rozkosz kobiet zależna jest od tego co przed i co po spotkaniu seksualnym, równocześnie w tekście stwierdzając implicite, że co 4 kobieta doświadcza rozkoszy przez samą immisję). Dlatego jouissance jest poza etyką.

I na koniec: system Sade’a oparty jest na tezie, na swego rodzaju dogmacie, że rozkosz jest dobrem, że jest dobra. Zważcie, jeśli potraficie prześledzić ścieżki tej filozofii, że Sade w ten sposób stworzył inny system etyczny, który co prawda obywa się bez Bytu Najwyższego, ale jest w pełni logiczny.

A typy ludzkie fanatyczne, jak Savonarola, kończą na stosie rozpalonym przez papieża, który wzdragał się przed uznaniem, że rozkosz jest złem; wolał on twierdzić, że „to zależy od…”.

KP

P.S. Skrót KKP to oczywiście Kongres Kobiet Polskich.


15 Comments, Comment or Ping

  1. Paweł Droździak

    To jest oczywiscie dosyc smieszne, ale jest w tym momencie taka grupa, ktra podjela sie zagwarantowania polaczenia rozkoszy z byciem w poprawnym etycznie malzenstwie. Sa to oczywiscie psychoterapeuci. Jestem pewien, ze kazda osoba, ktora powie, ze w malzenstwie nie potrafi doswiadczac rozkoszy znajdzie tuzin terapeutow gotowych to leczyc.

    Październik 13th, 2013

  2. Joshe

    Jej jakie śmieszne to fructosarium, rozbawiło mnie, rzeczywiscie niezłe!

    W ogóle tle interesujących wątków. Za bardzo interesujących, żeby tak gładko się po nich poślizgać. No bo z tym uniwersalizmem na przykład, przecież to temat, ktory zabiera sen z powiek wszystkim niemal współczesnym i wcale nie „myslicielom”.

    A tutaj takie mamy gładki niemal poślizg od tego, że uniwersalizm to pewnik, a jeśli coś uniwersalne to na bank odnosi się do podmiotowości. Ja bym znalazła przykładów wiele, że są rzeczy powszechne, ale trudno nazwać je uniwersalne, oraz, ze są uniwersalne, ale że niekoniecznie jakoś się do podmiotu odnoszą, ale nie chcę tutaj oto na blogu psychoanalitycznym dawać upust swoim osobistym perwersjom. Poza tym doświadczenie inności zawsze stawia uniwersalizm pod znakiem zapytania.

    Spędziłam kiedyś dwa tygodnie w okolicach nowego roku w Kuala Lumpur w Malezji. I tam porno jest zakazane, a dokładnie można iść do więzienia za oglądanie. Zakazany jest też seks poza małżeński. I w tamtym czasie było głośno na brytyjskim BBC o tym, że policja w Kuala Lumpur robi łapanki na hotele, i sprawdzają czy jakaś nieslubna para nie najeła pokoiku. I był słynny w światowych mediach przypadek dziewietnastolatków skazanych na dwa lata więzienia za hotel. Myślałam o tym trochę i doszłam do wniosku, że lepiej jest jednak jak w społeczeństwie tych „zastępczych problemów” jest sporo. To że jedni krzyczą, ze nie tak z pupą Radwanskiej, inni, że pornografia be, inni jeszcze coś innego, to jest dobre. Wolę tak, niż gdy wszystko jest jasne i nikt nie ma wątpliwości.

    Z drugiej strony taki sąsiad Malezji – Japonia – tam hotele na godziny są chlebem powszednim, także w małżeństwie, na walentynki i inne specjalne okazje, które dla innych są tylko płaską kapitalistyczną tandetą, dla innych romansem. I kto ma o tym decydować. Albo. Co to znaczy męski punkt widzenia? Że cycki i dupa i inne części. Rzeczywiście kobiety potrafią być tutaj bardziej ekstremalne, w obsesji za idealnymi cyckami nagle odkrywają, że on nie gapi się na cycki, tylko na tamtą kobietę.

    Lacan miał rację, miał racji wiele, im wiecej o tym myślę, tym wiecej tego widzę. Związek seksualny nie istnieje. Use it, abuse it – whatever :)

    Październik 14th, 2013

  3. Jacek

    Ten aktualny nurt, inspirowany Judith Butler, mówi, że mężczyzna „uprawia” pornografię, bo tego chce – bo ma władzę, a kobieta dlatego, że zmusza ją do tego patriarchalna kultura. Tak czy owak to wina męskiej przemocy – albo realnej, albo symbolicznej. To jest taki pogląd, z którym nie da się dyskutować, bo jeśli pan powie, że kobieta też może mieć przyjemność z pornografii (często reżyserami pornoli są kobiety, i to wcale nie tylko tych ‚miękkich’ – aczkolwiek pewnie tych bardziej ‚estetycznych’) to odpowiedzią będzie, że to męski porządek zaszczepił im postrzeganie siebie jako przedmiot.

    Dla nich to właśnie Lacan jest konserwatywny, jest przedstawicielem „kultu fallusa”.

    Październik 14th, 2013

  4. Paweł Droździak

    A nie jest? :-)

    Październik 14th, 2013

  5. Jacek

    No, w pewnym sensie cała psychoanaliza jest, bo np. mówi, że istnieją dwie płcie, a to jest obecnie pogląd raczej konserwatywny. Ale dla tych bardziej radykalnych nurtów feminizmu Lacan to naprawdę synonim męskiego szowinizmu i mizoginizmu.

    To się jakoś łączy z kwestią pornografii, bo i jedno i drugie (tzn. i Lacan i pornografia) ma się opierać na tym „prymacie fallusa” nad kobiecością. Kobiecością, którą trzeba dopiero nazwać.

    Może stąd te owocowe nazwy waginy? Nie wiem, może jedzenie to pierwsze co przychodzi do głowy gdy się chce nazwać kobiecość? Ale taki pogląd musiałby również być odrzucony jako patriarchalny, a to pisała kobieta.

    Październik 15th, 2013

  6. Joshe

    Jest taka książka, którą chcę przeczytać ale w przetargu ksiazek do przeczytania wciąż przegrywa http://www.amazon.com/Jacques-Lacan-A-Feminist-Introduction-ebook/dp/B000FA615I/ref=cm_cr_pr_product_top?ie=UTF8&colid=28YRR0ERCVSPB&coliid=I1TF2FVOB2UJ4K

    Podobno bardzo dobra, jasna, przejrzysta i psychoanalizie lacanowskiej przychylna.

    Z tego co obserwuję, to Lacaniści współcześni uważają samych siebie za bardzo progresywnych i feministycznych. Chociaż dla radykalnych faministek nic nie jest dosyć feministyczne i progresywne, a ich wizje tego jak być powinno idą mocno poza scenariusze rodem z Seksmisji. Moim zdaniem Lacan jest za bardzo przeciwko estabilshmentowi i utrzymaniu status quo, żeby go politycznie lokować po stronie konserwatywnej. Za dużo też uwagi kobietom dedykuje, o ile nie większość, by uznać go za ateistę :)

    Październik 15th, 2013

  7. Joshe

    Poza tym jest jeszcze jeden ważny psychoanalityczny aspekt tzw poglądów i ideologii, o którym pisze Zizek. A mianowicie, że światopogląd nie jest kwestią wiary, a czynu, nie tego co człowiek mówi, ale tego co robi. I tak katolika poznajemy po tym np, że w piątek mięsa nie jada.

    I owszem jestem przekonana, że ten ksiądz z niusów co to zapłacił za aborcję 14 latki, nie jedno żarliwe kazanie o tradycyjnych wartościach i obronie życia wygłosił.

    Ja np mam poglądy bardzo otwarte na wiele spraw, inspiruję się feminizmem i innymi, a żyję w dosyć tradycyjnym układzie małżeńskim i miałam nawet ślub kościelny mimo, że mąż nawet chrztu nie ma. Mówię sobie i innym, że logistycznie było łatwiej :)

    Październik 16th, 2013

  8. Joshe

    … co do mojego ślubu katolickiego, jeden świadek feministka, bez bierzmowania, drugi świadek luteranin protestant, pól kościoła zdeklarowanych ateistow, trochę katolików, trochę protestantów oraz niewielka reprezentacja homoseksualna. Stary ksiądz rozpłakał się po wszystkim, że tyle obcokrajowców i innych dziwolągów do jego małego kościoła chciało przyjść. To była dobra decyzja, po mojej stronie, dobra logistycznie.

    Październik 16th, 2013

  9. Paweł Droździak

    A z ciekawości – co Cię motywowało?

    Październik 16th, 2013

  10. Joshe

    same sentymentalizmy

    Październik 16th, 2013

  11. Jacek

    Z ciekawości :) – czemu logistycznie było łatwiej? Cywilny też miałaś w kościele?

    Październik 21st, 2013

  12. Joshe

    Od konkordatu z 1993 nie trzeba mieć ślubów cywilnych, ksiądz wysyła papiery do urzędu stanu cywilnego i tyle.

    Październik 21st, 2013

  13. Paweł Droździak

    Aleśmy się pozaciekawiali.

    Październik 21st, 2013

  14. Joshe

    Śmy się :)

    Październik 22nd, 2013

  15. Jacek

    No to faktycznie wygodne :) dobrze, że w drugą stronę nie ślą.

    Październik 22nd, 2013

Reply to “Puppa una donna”