Zacytowana w komentarzu pana Przemysława wiadomość tycząca w gruncie rzeczy zjawiska inflacji profesorów i naukawości, podnosi z pewnością kwestię dominacji w świecie współczesnym dyskursu naukowego. Wciska się on wszędzie, próbując odcisnąć ślad swej obecności, parafując coś jako naukowe albo nienaukowe. W ślad za tym idzie współczesna ocena wartości ludzi, czyniąca z jednych podludzi, z drugich ludzi. Jakiś czas temu pokazywałem to na przykładzie kreacjonistów, współczesnych podludzi, poddanych presji i przemocy dyskursu naukowego. Dziś oceniają ciebie za to czy jesteś wyznawcą jakiejś doktryny, nie za to co o niej wiesz. Dlatego wiele prawdy jest w domaganiu się przez wyklinanych kreacjonistów uczenia także o koncepcji alternatywnej.
To określa współczesny kształt sporu, by nie powiedzieć konfliktu, pomiędzy koncepcjami naukowymi, dążącymi do zastąpienia języka mówionego, a więc bytu mówiącego, językiem znaczków, na który składają się cyferki i literki, a koncepcjami narracyjnymi, w istocie swej będącymi opowieściami o czymś. Jak powstało życie? Dlaczego dzieci porzucają rodziców i odchodzą z domu? Czemu ludzie się rozwodzą? Język opowieści obywa się bez znaczków – pełno w nim za to znaczących elementów, słów o więcej niż jednym znaczeniu. Problemem wszelkich opowieści jest fakt, że nie mogą się one obyć bez aojdy, podczas gdy uczeni używają swych znaczków tak, jakby były one już od zawsze danymi danymi.
Mitologia jest przedmiotem ataku naukowości jako wiedza fałszywa, bo nieweryfikowalna. Swego czasu próbowałem podczas swych niezapomnianych lat akademickich napisać doktorat snując opowieść na temat – dlaczego niektórzy ludzie życzą sobie przemodelować siebie na kobietę lub męzczyznę, będąc niezadowolonymi ze swej zadanej im przez kogoś do noszenia płci? Dyskurs naukowy w postaci zalewu badań twierdzi, że to efekt błędu hormonalnego, czy raczej protohormonalnego, dziejący się w krytycznym momencie życia płodu. Uczonych w biochemii i matematyce nie interesuje pytanie, jak to się dzieje, że niektórzy ludzie poddani tym nietypowym oddziaływaniom, wybierają drogę zmiany płci, podczas gdy inni, czując dożywotnią niechęć do płci, w której się znajdują, nie wybierają zmiany płci, tkwiąc w swym nieszczęściu.
Ludzie to nie dżdżownice, które ostatnio niszczą lasy liściaste wokół Wielkich Jezior amerykańskich i nikt nie potrafi się temu przeciwstawić; oni wybierają nawet jeśli o tym nie decydują. Tak samo dotyczy to rozwodów, których namiętny badacz stworzył wzór na rozwód sprawdzający się w 94%. Pozwalam sobie takie wybryki nazywać naukawymi. Czy ci sami badani, poddani rygorom małżeństw sakramentalnych, spełnialiby przewidywania tego wzoru na rozwód? Czy w świecie bezwzględnego zakazu rozwodów, działałby wzór na rozwód? Czy w świecie rozwodów na dowolne życzenie jednej ze stron, tenże wzór opisywałby w jakikolwiek sposób rzeczywistość? Czy w świecie, w którym prawo do rozwodów ma tylko jedna strona, męża czy żony, wzór ten cokolwiek znaczy? Czy w świecie, w którym rozwód jest orzekany automatycznie, jeśli para nie ma dzieci przez 20 lat dajmy na to, wierzymy w ten wzór nadal?
Opisałem w skrócie czym jest znaczący, ten ładunek niejednoznaczności, inwencyjności bytu ludzkiego. Po co to zrobiłem?
By zadać ostatnie pytanie – po co w ogóle ten wzór?
K.P.
4 Comments, Comment or Ping
A po co w ogóle jakikolwiek wzór? I dlaczego jeden jest uznawany za lepszy od innego?
Marzec 30th, 2009
Wzory pozwalają tworzyć znaczenie i zniewalać podmioty, w rezultacie czego istnieje dla nas jakiś w miarę spójny świat. Taki np. wzór odejmowania, jego wynik, czyli różnica, wyłaniająca się jako opozycja, wpływa na konieczność wyboru miedzy jednym, a drugim, w wyniku czego pojawia się odrębność, która sama w sobie nic nie znaczy, oprócz tego, że jest wynikiem wzajemnych oddziaływań znaczących, ale manifestuje się jednak jako nakaz dokonania wyboru.
Dlaczego jeden wzór jest uznawany za lepszy od innego? Dlaczego pojawia się współzawodnictwo narracji? Trwa bowiem walka o hegemonię – powołując się na Žižka – jak po każdej katastrofie, a myślę, że możemy w ten sposób interpretować zderzenie znaczących (signifiants).
Kwiecień 1st, 2009
A propos małżeństw i potencjalnych rozwodów dwa niusy o perwersyjności kultury:
1. „Lalka zamiast dziecka” – http://dziendobrytvn.plejada.pl/24,17759,wideo,,88965,lalka_zamiast_dziecka,aktualnosci_detal.html – temat poruszony ostatnio w „Dzień Dobry TVN” toczący o brytyjskiej modzie na baby doll – innej niż ta o której była wzmianka podczas seminarium, aczkolwiek pełniącej prawdopodobnie podobną rolę…
2. „Moment prawdy” – http://pl.wikipedia.org/wiki/Moment_prawdy – program, który pojawił się w ramówce POLSATU od marca, a realizowany jest (jak to u nas zawsze) na licencji sprawdzonego pierwowzoru, choć w tym przypadku, pewnie to i lepiej, że nasi obywatele sami na to nie wpadli :) Dane mi było doświadczyć odcinka numer 4, który został wyemitowany w minionym tygodniu. Najbrutalniejszy był koniec, kiedy to Uczestniczka miała odpowiedzieć na pytanie „Czy wyobrażasz sobie życie bez męża?”, odrzekła „tak”, co niestety nie pokryło się z wcześniejszym „ustaleniem” wariografu więc przegrała bodajże 30 tyś. zł. Odpowiedziała zgodnie z tym jak by chciała, żeby było, na poziomie wyobrażeniowym, czego jednak pan Chajzer nie zauważył i potraktował to jako dobrą monetę, w stylu „tak na prawdę chcesz być z mężem, tylko sobie wmawiasz, że mogłabyś bez niego żyć”, próbował jej (a właściwie im, jako, iż mąż był na widowni) wmówić, że jest to dobrze rokujący prognostyk; jakby w ogóle nie zauważył, że Uczestniczka chce się uwolnić, tylko jest uwiązana, jakby w ogóle nie (u)słyszał jej wcześniejszych odpowiedzi (mówiących o tym, że czuje, iż małżeństwo zrujnowało jej życie), zarazem próbował nam wszystkim zaaplikować happy end, pieprzone kino scalenia, w jedynym momencie, w którym program mógł dać oglądającym podmiotom wolność przez ukazanie traumy spojrzenia, został zalany nadzieją; tym samym Zygmunt Chajzer wcielił się w reżysera, który „pozwala nam doświadczyć ostatecznej mocy fantazji udanego związku płciowego” [Todd McGowan]. Zarazem dochodzę do miejsca gdzie chciałbym postawić pytanie nad neurotycznym wymiarem zjawiska, które zaobserwować możemy w tego typu programach, zjawiska które wyraża się w tym, że ludzie gotowi są opowiedzieć pewną „prawdę” o sobie na oczach milionów ludzi, a nie mogą tego zrobić w „cztery oczy”. Zastanawiam się czy publiczność, jakoby nie pełni roli uniwersalnego znaczącego, w nawiązaniu do fantazji o prostytucji u histeryczek, które dopiero wtedy mogą odczuwać satysfakcję seksualną, czy nie jest to moment w którym podmiot umieszczony w pewnym „reality” nie może (bo straci np. pieniądze, jak w tym wypadku) kłamać (w rozumieniu sensu zjawiska jakim jest wyparcie)?
Kwiecień 1st, 2009
a propos hegemonii dyskursu naukowego:
http://www.youtube.com/watch?v=tz7VGNOwJtM
Kwiecień 15th, 2009
Reply to “matematyka rozwodów”