miano ojca w imieniu Ojca


Jak co jakiś czas się przekonujemy lub też chcą nas przekonać, w polskiej szkole panuje kryzys. I znów słyszy się różne diagnozy i dywagacje na temat środków zaradczych. Mój od dawna znajomy, z czasów gdy parałem się byłem seksuologią, Andrzej Komorowski wczoraj w znanej stacji telewizyjnej był oburzony tak bardzo, że stwierdził nawet, iż wiedziałby co w takiej sytuacji jak ta w Rykach ma zrobić. Wychowany w twardych warunkach podwórkowych Warszawy, rzekłby do ucznia stanowczo i kazał mu wyjść z klasy. Niestety, prowadząca rozmowę, ładna, ale pędząca na oślep w rozmowach pani Justyna Pochanke, nie ma szybkiego refleksu i nie słuchająca mówiącego tylko realizująca swój plan, nie pyta w sposób oczywisty: „No dobrze, ale co by pan zrobił, gdyby uczeń nie wyszedł z klasy?”

Jasne powiemy – kolejny przejaw kryzysu funkcji ojcowskiej. Lecz na czym on polega?

Powróćmy do złotych czasów psychoanalizy. Co widział Freud 100 lat i więcej temu? Widział rodzinę, której punktem centralnym był wtedy ojciec, ten co to utrzymuje wszystko i wszystkich. Od jego stanu i statusu zależy matka, kobieta wtedy niepracująca, niegłosująca, nie dokształcająca się, nie wyemancypowana, za to zabezpieczona i ona i jej dzieci pracą i statusem męża, ojca. Ot, zwyczajna rodzina mieszczańska. W tej rodzinie odejście ojca, jego bankructwo, podważenie jego pozycji, równoważne było porażce całej rodziny. Jej los zależał od istnienia i pozycji ojca. W rezultacie był ojciec rodzajem idola, któremu oddawało się cześć, jego zdanie było zawsze brane na serio, liczono sie z nim ponad jego miarę. Jego autorytet nie był oparty na jego cnotach, tylko na jego pozycji strukturujacej rodzinę. O ojcu nie mówiło się złego słowa, chociaż myślało się o nim tak, jak teraz się o nim mówi na głos.

I przyszła psychoanaliza, i przywróciła godność mówieniu. Leżanka cierpliwie słuchała żalów do niego, skarg na niego, braków z nim zwiazanych. Otworzyła drogę mowie, prawda o ojcu wylała się poza drzwi gabinetu, prawda o jego słabościach, o jego tajemnicach, o jego dziwactwach, o jego śmiesznostkach, o jego łajdactwach. Jego status ukazał się w całej prawdzie – jest tylko symboliczny. Miejsce to jest puste, nie ma Ojca, są tylko ojcowie. To nie degeneracja osłabiła ojca, tylko mówienie o nim tego, co można o nim powiedzieć. A można o nim powiedzieć to, co można powiedzieć o wszystkich ojcach świata – są obrazami, wizerunkami tkwiącymi w umysłach, pamięci jego dzieci, choćby i dorosłych. Czy ta pamięć dotyczy jego splendoru, wyjątkowości, cnót szczególnych? Pamięć mówi co innego: czasem jest to tyran domowy, czasem flejtuch, czasem małomówny drań. Tu w jego szufladce znajdzie się fotki pornograficzne, tam bilet do lupanaru czy kasyna. I tak wątek tej mowy kręci się wkoło.

Dawno dawno temu w szkole nauczyciel był kimś takim – Ojcem Symbolicznym. Jeśli powiedziałeś coś, co kwestionowało jego splendor i cnoty, byłeś natychmiast relegowany ze szkoły bez możliwości powrotu (taka nasza, analityczna kastracja). Ale przyszły inne czasy, te, które znamy. Czasy „można mówić wszystko”. Można mówić wszystko co się myśli o kimś do tegoż właśnie kogoś. Można powiedzieć do prezydenta, że jest chamem. To jest wielka rewolucja, niby bezkrwawa, ale nie bez fatalnych skutków. Nowe czasy wprowadziły obowiązek szkolny przedłużony aż do pełnoletności i dalej. W rezultacie jedyna broń Ojca – kastracja, została zanegowana. Relegowanie ze szkoły? A co tam? Będę robił to samo w innej szkole. Będę nazywał nauczyciela dziadem, pedałem, impotentem, pojebańcem i co kto chce. Klasa szkolna staje się atrapą gabinetu psychoanalitycznego, gdzie można mówić wszystko, gdzie należy mówić wszystko bo taka jest reguła. Z tą tylko różnicą, że analityk ma do dyspozycji kastrację – za mówienie wszystkiego się płaci, słono płaci. Nauczyciel pozostaje bezbronny niezależnie od tego kim jest jako człowiek. Zabroniono mu nawet bronić siebie samego.

Odtrącenie Ojca Symbolicznego prowadzi do gwałtownego powrotu Ojca Realnego. Życzymy sobie oddawać pod sąd 14, ba! 13-latków. Do więzień z nimi! Monitorować całą szkołę! Śledzić i rewidować uczniów! Prowadzić rejestry uczennic w ciąży! Od pewnego czasu Duch Oświecenia przerażony złym dżinem, co to wyrwał się z butelki zakorkowanej zakazem, ogłosił powrót korka do butelki – wprowadził poprawność polityczną. Duch ten, wierzący, że Prawo i pragnienie jest wykreowane umową ludzi między sobą, wybrał ludzi niektórych; wybrał ludzi czarnych, wybrał homoseksualistów, Żydów, kaleki i nakazał nie mówić i do nich i o nich pewnych rzeczy, a nawet pewnych słów. Czego ten Duch oczekuje? Że po odtrąceniu Ojca Symbolicznego można go teraz przyjąć spowrotem jak syna marnotrawnego? Próżne nadzieje.

Ojca Symbolicznego nie przyjmuje się pod przymusem. Przyjmuje się go, bo tego się pragnie. Pragnie się tego, co on reprezentuje. A co on reprezentuje? To, co nieosiągalne (np. że każdy człowiek jest bliźnim). To dlatego, że się pragnie, człowiek liczy się z kastracją.

K.


One Comment, Comment or Ping

  1. Renata

    No własnie, ciekawe „o co się proszą”? O szacunek klasy, podziw dziewczyn, dostanie w pysk od nauczyciela, uwagę ojca lub matki, poczucie, że mają kontrolę?

    Ciekawe też, dlaczego, w tak sprzyjajacych warunkach braku Ojca Symbolicznego, nie wszyscy uczniowie dręczą nauczyciela? Czy reszcie wystarczy, że robi to za nich ktoś inny?

    Luty 6th, 2009

Reply to “miano ojca w imieniu Ojca”