Dajcie mi moment na napisanie czegoś o dyskursach – dyskurs mistrza


Przekonuję się kolejny raz, że świat poszedł tak daleko, że już żadna dyskusja nie jest możliwa. Przykład Dawkinsa i Kraussa jeżdżących po świecie i przekonujących ludzi do naukowej wizji świata, przy okazji nazywając to dyskusją, jest powalający. Gdy zaproszony jako rzekomy dyskutant gość (arcybiskup, filozof itd.) poważy się zadać im pytanie kwestionujące ich wizję, słyszy w odpowiedzi, że pytanie jest głupie. Otóż, obydwaj panowie mówią z pozycji mistrza. Gdy się z tej pozycji mówi, to nie ma znaczenia czy mówi się mądrze czy głupio, do rzeczy czy od rzeczy, czy się mówi czy milczy. Nie ma też znaczenia kto zajmuje to miejsce – równie dobrze może to być dziecko (patrz lamaizm). Liczy się tylko to jakie skutki przynosi ta pozycja.

W dyskursie mistrza (Nie chodzi tu tylko o dyskurs uprawiany przez jakiegoś mistrza, tylko także dyskurs kogoś, kto nie jest mistrzem i nie jest brany za mistrza) chodzi o konsekwencje w postaci wyprodukowania jouissance (satysfakcji, dla uproszczenia). To dlatego mistrz zależy od ucznia (bo tylko on dostarczy mu wiedzy na temat jego, mistrza, satysfakcji).

Należy koniecznie dodać, że mówienie z pozycji mistrza oznacza tylko tyle, że mówi się poprzez S1 (dokładnie tak, jak robi to komentator Paweł-Marx, np. ?mistrz jest utwierdzony?; koniec, kropka, tak jest, jak ja mówię; jeśli poprosić go o odniesienie do S2 [np. a co to takiego?], to mówi, że np.niczego nie będzie definiował, czyli jest tak, jak ja mówię). Lecz mówić w ten sposób można z 4 różnych miejsc definiujących schemat dyskursu (są to czynnik sprawczy [agent, pozór], Inny, jouissance [produkt] i prawda). Mówić zaś można poprzez S1 (dyskurs mistrza ? kierowanie się pewnością, ale nie pewnikami [Paweł-Marx, sprytnie, ale głupio, utożsamił pewność z pewnikami {?z pani to prawdziwa jędza? i ?pamiętaj, że umrzesz? wyrażają tę zasadniczą różnicę}), S2 (dyskurs naukowy/akademicki ? kierowanie się wiedzą), $ (dyskurs histeryczny ? kierowanie się podmiotem pragnienia) i a (dyskurs psychoanalityczny ? kierowanie się obiektem rozkoszy/satysfakcji).

Dyskurs mistrza jest paradygmatyczny, wyjściowy dla procesu psychoanalizowania. To przyszły analizant jest mistrzem swego własnego cierpienia, ponieważ próbuje je nazwać. Jak łatwo się domyśleć dyskurs rozpoczynający się od słów np. mam kłopoty z synem, mój mąż pije, przyszedłem ratować związek itp. nie jest dyskursem mistrza. Jest dyskursem pseudomistrza. Decyduje o tym brak odniesienia do podmiotu osoby takie coś mówiącej. Bycie podmiotem jest w koncepcji lacanowskiej sednem bycia człowiekiem i nawet najbardziej mistrzowscy z mistrzów są podmiotami, tzn. cierpią i cierpienia nie rozumieją. Napiszmy ten fenomem w taki sposób: $? (strzałka zwrócona ku górze oznacza nieświadomość, wyparte), a całość to podmiot nieświadomości, podmiot niewiedzy ześrodkowanej na cierpieniu (np. mam szczęście w sporcie i nieszczęście w miłości ? tak mniej więcej opisywała to Justyna Kowalczyk w wywiadach poświęconych załamaniu swej kariery sprzed kilku lat). ?Dlaczego mnie to spotyka?? Tym żyje podmiot i daje temu wyraz w słowach, które mówi, czyli S1. Swoje pytanie, swoją niewiedzę kieruje ku komuś, albowiem nie ma pytania bez odpowiedzi. Ten fenomen nazywa się domaganiem, D, i, w skrócie, opisuje stan, w którym brak odpowiedzi podmiot bierze za odpowiedź. Ten fenomen napiszmy jako ? . To prośba o pomoc skierowana do Innego. Lewa strona schematu dyskursu mistrza ma postać S1/$? i można to przeczytać jako: ja cierpiący proszę Ciebie o odpowiedź na moje pytanie. Cierpiący zakłada, że istnieje ktoś taki, kto ma wiedzę na temat jego cierpienia, co oznaczamy przez S2 (podmiot zakładanego wiedzenia przez niego o co chodzi w cierpieniu wyrażanym w pytaniu). Lecz cierpiący nie prosi o wiedzę tylko o to, co jest jej pochodną, ulgę w cierpieniu. Nie o wyeliminowanie cierpienia, bo to niemożliwe, ale cierpienie, tyle że mniejsze. Oznaczamy to jako a widząc w tym jouissance. (W tym kontekście można powiedzieć, że jouissance jest ?nieczystą satysfakcją?. W dyskursie produkuje się satysfakcję związaną z ulgą w cierpieniu, ale także, co nieuchronne, satysfakcję z faktu, że Inny ?się mną zajął?, że uznał mnie jako podmiot cierpiący). Ten człon schematu dyskursu mistrza zapisujemy jako S2/a?, gdzie strzałka skierowana ku dołowi wskazuje na to co ma być wyprodukowane. Całość dyskursu przyjmuje postać końcową w formie S1/$??S2/a?.

Czyli dyskurs mistrza to taki z dyskursów, w którym w miejscu czynnika sprawczego, czynnika inicjującego, pełni nie osoba, nawet jeśli jest uznanym mistrzem, ale S1, czyli sposób w jakim ten ktoś mówi, nawet jeśli milczy (by się o tym przekonać zauważcie jak bardzo milczenie jest donośne, co słychać  w pytaniach: ?czemu milczysz, czemu nic nie mówisz??). Jeśli ten ktoś mówi w taki sam sposób, ale z innego miejsca w schemacie dyskursu, to nie mówi dyskursem mistrza.

?Dyskurs mistrza? jest ogólną nazwą na formę relacji, w której mistrz nie może się obyć bez Innego. Np. mistrz-uczeń, Pan-niewolnik, rodzic-dziecko, kapłan-wierny, dowódca-żołnierz itp. Cechą wiodącą takich relacji jest pozorna zależność drugiego od pierwszego. Ten drugi ma wiedzę, której nie ma ten pierwszy. Wiedza ta dotyczy satysfakcji tego pierwszego ? mistrz, nawet gdy jest mistrzem kuchni, potrzebuje kuchcików, których prawdziwe lub wydumane uchybienia pozwalają mistrzowi na wyżywanie się nad kuchcikiem. Przykładów mnożył nie będę.

W praktyce terapeutycznej osoba przychodząca do gabinetu ?wie coś?, np. że choruje (sic!) na borderline, że jest DDA itp.(borderline i DDA to w tym kontekście S1). To pseudodyskurs mistrza, bo osoba mówi nie swoim tekstem. W takich warunkach nie można psychoanalizować. Należy więc sprawić, by zaczęła mówić swoim tekstem. Proces pozwalający na osiągnięcie tego nazywany jest rozhisteryzowaniem.

Ale o tym, czyli dyskursie histerycznym, napiszę następnym razem

KP

P.S. Temat dyskursów podjąłem ze względu na ?dyskusję? Marxa ze mną i czytelników, którzy są równocześnie słuchaczami SFP, szkoły psychoanalizy w Sinthome.


65 Comments, Comment or Ping

  1. Paweł (Marx)

    Marzec 17th, 2017

  2. Paweł (Marx)

    Panie Pawlak. Na litość boską. Fakt, że nie podaję definicji mistrza nie prowadzi automatycznie do wniosku, że jest tak jak ja mówię (czyli, że reprezentuję postawę typu – koniec kropka), bo ja wyraźnie podaję powody, dla których taka definicja po pierwsze jest sztuczna, po drugie jest zabiegiem nieetycznym (autoalienacja itd.).
    Nie musi Pan tych racji uznawać, ale niech Pan przynajmniej mi nie imputuje postawy typu: koniec kropka, tym bardziej, że dyskusja jest w trakcie. Nic nie wskazuje na to, że ją zakończyłem.

    Marzec 17th, 2017

  3. Tomasz Dubis

    O-ho-ho, to trwa! Nie mogę się doczekać, aż jutro poczytam.

    Marzec 17th, 2017

  4. Krzysztof Pawlak

    Na litość boską Panie Pawle,
    a miało nie być pyskówki! Przywoływanie ewangelii apokryficznej, która zapewne pochodzi z końca II wieku, gdy św.Tomasz nie żył już od dawna, jest tutaj śmieszne. Mam wierzyć, że pamięć 4 pokolenia po Tomaszu wiernie odpowiada pamięci i słowom Tomasza, w których wiarygodność sam Pan nie wierzy uznając język za niebezpieczne narzędzie? Trzeba nie wiedzieć czym jest pamięć, by wierzyć, że mistrzowie mają pamięć wyjątkową…albo wierzyć w nadprzyrodzoność mistrzów. Kolejna wiara, to przekonanie, że obalenie władzy ego jest drogą do świętości. Sądzę, ale może mnie Pan przekonywać, że mistrzowie, od Jezusa do Buddy, własnoręcznie podcierali swoje tyłki (no chyba że wysługiwali się uczniami, tym nie mniej mogli to robić sami). A ten, jak i wiele innych czynów, jest funkcją ego akurat. Poczucie Ja jest tylko jedną, i wcale nie najważniejszą funkcją osławionego ego. Piszę to jako psycholog i psychoanalityk, który w miejsce alienującej funkcji Ja wprowadza pojęcie podmiotu. Nigdy nie uzyskałem odpowiedzi od mistrzów na pytanie – jaka instancja zarządza podcieraniem tyłków mistrzów, gdy już ego zostanie obalone.
    Będę nadal imputował Panu postawę głoszenia tez bez jakiejkolwiek weryfikacji ich wiarygodności, czyli tez dawanych do wierzenia i nazywania dyskusją odmowy pozwolenia zrozumienia mi o czym one mówią. Pozostaje Panu pomyśleć, że mam za małe IQ, lub że jestem mistrzem zadającym pytania innym mistrzom. Ale żeby mistrzowie nie szanowali siebie nawzajem i choćby nie starali się odpowiedzieć, nawet koślawo, na moje pytania? To jest aroganckie, ale jeszcze bardziej wyniosłe, bo starające się zakryć ich nie-wiedzę. Lecz to jest już dyskurs histeryczny, który z każdego mistrza stara się zrobić zwyczajnego człowieka, bo nic nie uzasadnia ich mistrzostwa, tylko dyskurs, który ich poprzedza.
    Proszę czekać na wpis poświęcony dyskursowi histerycznemu i starać się zrozumieć te znaczki we wpisie (ostatecznie znaczki nie są słowami).

    Marzec 17th, 2017

  5. Paweł (Marx)

    Panie Pawlak

    Ja już nie mam siły do Pana:) To co Pan pisze na temat wiarygodności apokryfu jest absolutnie bez znaczenia. Dlaczego? Bo w żadnym wypadku nie jest to scena podana do wierzenia. Ona potwierdza doświadczenie. Dodajmy, doświadczenie uniwersalne, stąd obecność niemal identycznej sceny także w innych tradycjach. Jak już wielokrotnie pisałem (w końcu mój komputer mnie za to znienawidzi i się zawiesi) w buddyzmie nie ma nic do wierzenia. Świętość księgi jest odzwierciedleniem świętości doświadczenia, które było udziałem pewnej liczby osób. I nadal jest. W mniejszym lub większym stopniu. Bo przebudzenie to nie jest sytuacja albo-albo. I to dotyczy każdego, nie tylko mistrzów.

    Mistrz jest rozpoznawany na podstawie swojego przebudzenia. Jest to możliwe, ponieważ uczniowie są już w jakimś stopniu przebudzeni. Dwie całkowite różne jakości nie mogłyby się rozpoznać.

    Źródłem pyskówki nie jest fakt, że ja czy Pan zajmujemy pozycje mistrzów. Źródłem pyskówki jest poczucie bezradności i wynikająca z niej złość, że się nie może za jednym zamachem zmieść argumentów przy pomocy swoich francuskich zabawek.

    Panie Pawlak. Czy naprawdę musi się Pan zgubić za każdym razem gdy użyję skrótu myślowego? W kwestii ego słowem kluczowym jest dystans.
    Mistrzowie nie są pozbawieni ego w tym sensie, że stali się roślinami.
    Pamiętam jak pewien psychiatra krytykował w ten właśnie sposób OSHO. Mówił: Przecież świat jest coraz bardziej skomplikowany, zatem potrzebujemy coraz bardziej skomplikowanego ego. Myślałem, że spadnę z krzesła jak to przeczytałem. Między innymi dlatego nie robi na mnie żadnego wrażenie fakt, że jest Pan psychologiem i psychoanalitykiem.

    Gdzieś tam Pan zapytał, dlaczego staram się przekonać Pana do holizmu. Otóż nie staram się. Wiem doskonale, że nie jest to możliwe. Na podobnej zasadzie nie starałbym się przekonywać matematyka, który by twierdził, że brak odpowiedzi ilościowej na jego pytania świadczy o dogmatyzmie, braku szacunku, wyniosłości i czym tam jeszcze.

    Proszę zauważyć, że zaczął się Pan powtarzać z tym zarzutem o braku odpowiedzi na pytania. Odpowiadam, ale nie tak jakby Pan chciał. Wracając do matematyka. To przecież logiczne, że dla niego każda odpowiedź odwołująca się do jakości, a nie ilości nie jest odpowiedzią.

    Z całą pewnością ma Pan wysokie IQ i fakt, że podejrzewa Pan, iżbym posądzał Pana o braki w tym względzie to kolejny dowód na to, że Pan nie chwyta niuansów, by użyć Pana sformułowania pod moim adresem.
    Przecież to właśnie ludzie o wysokim IQ uwielbiają gry słowne.

    Marzec 18th, 2017

  6. Krzysztof Pawlak

    Panie Pawle, umieściłem swój komentarz do Pana słów w nawiasach kwadratowych i oddzieliłem odstępami

    Ja już nie mam siły do Pana:) To co Pan pisze na temat wiarygodności apokryfu jest absolutnie bez znaczenia. Dlaczego? Bo w żadnym wypadku nie jest to scena podana do wierzenia

    [zgoda, jest dana do czytania; lecz czyżby Pan nie dostrzegał, że jest wymyślona?; scena mówiona zawsze będzie inna niż napisana, a także prawdziwsza]

    Ona potwierdza doświadczenie

    [takimi ogólnikami to może Pan co najwyżej uwodzić panny].

    Dodajmy, doświadczenie uniwersalne

    [mówi Pan jak duchowny, doświadczenie czego to jest?],

    stąd obecność niemal identycznej sceny także w innych tradycjach. Jak już wielokrotnie pisałem (w końcu mój komputer mnie za to znienawidzi i się zawiesi) w buddyzmie nie ma nic do wierzenia

    [naiwność buddyjskiego zeloty; do wierzenia jest samo doświadczenie czegoś przez Buddę, ale i ważniejsze niż to doświadczenie jest radykalne porzucenie jednego stylu życia na rzecz innego; pozostaje to w związku z ?królestwo za konia? Ryszarda III ? słowa kogoś napisane przez jeszcze innego kogoś, to słowa rzekomo powiedziane]

    Świętość księgi jest odzwierciedleniem świętości doświadczenia

    [wszyscy wierzący stosują ten manewr ? istnieją pisma/słowa święte i nie święte],

    które było udziałem pewnej liczby osób. I nadal jest. W mniejszym lub większym stopniu. Bo przebudzenie to nie jest sytuacja albo-albo

    [no to teraz mnie Pan znienawidzi; jeśli jest to udziałem pewnej liczby osób, to zaistnienie przebudzenia jest ewentualnością; zatem dotyczy to każdego tylko jako święte słowo ?potencjał?, pojedynczy ktoś nie może mieć pewności, może jedynie wierzyć, że w jego przypadku jest inaczej; mnóstwo rzeczy daje się do wierzenia w buddyzmie].

    I to dotyczy każdego, nie tylko mistrzów.

    Mistrz jest rozpoznawany na podstawie swojego przebudzenia

    [precyzyjniej, na podstawie mówienia o tym, co nazywa przebudzeniem; bez powiedzenia tego w taki sposób, nikt nie mógłby wiedzieć, że o nie chodzi].

    Jest to możliwe, ponieważ uczniowie są już w jakimś stopniu przebudzeni

    [ciekawi mnie źródło tego cytatu].

    Dwie całkowite różne jakości nie mogłyby się rozpoznać

    [wspólnym mianownikiem dla jakości jest mowa ? nie można byłoby rozpoznać się jako przebudzony bez odniesienia się przebudzenia innego; a można to zrobić tylko przez mediację mowy].

    Źródłem pyskówki nie jest fakt, że ja czy Pan zajmujemy pozycje mistrzów

    [i Pan i ja zajmujemy pozycję mistrza, na Boga, tylko bez fałszywej skromności ? uczniowi buddyjskiego mistrza nie można przecież odpowiadać z pozycji mistrza (jeszcze się rozgniewa), ale Pawlakowi to i owszem; problem w tym, że Pawlak jako mistrz nie nabiera się na ecie-pecie uczniów, niezależnie czy pochodzi ono od katolika czy buddysty].

    Źródłem pyskówki jest poczucie bezradności i wynikająca z niej złość, że się nie może za jednym zamachem zmieść argumentów

    [przeżyłem Przebudzenie! Pan używa argumentów, cholera, a ja tego nie wiedziałem]

    przy pomocy swoich francuskich zabawek

    [proszę mnie czegoś nauczyć i wymienić te francuskie zabawki ? odmówi Pan potrzebującemu?].

    Panie Pawlak. Czy naprawdę musi się Pan zgubić za każdym razem gdy użyję skrótu myślowego? W kwestii ego słowem kluczowym jest dystans.

    [kwestią kluczową jest tylko ta: między czym a czym jest ten dystans?]

    Mistrzowie nie są pozbawieni ego w tym sensie, że stali się roślinami.

    [wierzy Pan, że rośliny mają ego?]

    Pamiętam jak pewien psychiatra krytykował w ten właśnie sposób OSHO. Mówił: Przecież świat jest coraz bardziej skomplikowany, zatem potrzebujemy coraz bardziej skomplikowanego ego. Myślałem, że spadnę z krzesła jak to przeczytałem. Między innymi dlatego nie robi na mnie żadnego wrażenie fakt, że jest Pan psychologiem i psychoanalitykiem.

    [psychiatrzy nie są specjalistami od ego, podobnie jak i OSHO; może jest on specjalistą od przebudzeń, ale nie od ego. Jeśli OSHO używa pojęcia ego, to musi się liczyć z mądrzejszymi argumentami niźli psychiatry, więc jeszcze raz ? między czym a czym jest dystans?, zapytuję OSHO]

    Gdzieś tam Pan zapytał, dlaczego staram się przekonać Pana do holizmu. Otóż nie staram się. Wiem doskonale, że nie jest to możliwe. Na podobnej zasadzie nie starałbym się przekonywać matematyka, który by twierdził, że brak odpowiedzi ilościowej na jego pytania świadczy o dogmatyzmie, braku szacunku, wyniosłości i czym tam jeszcze.

    [Ponieważ nikt nie rodzi się ani holistą, ani dualistą, ani buddystą, ani psychoanalitykiem, pozostaje odpowiedź na pytanie, co Pana nawróciło/uczyniło holistą. Odpowiedzi się nie spodziewam, bo przecież jest zbyt intymne mówić o takich wydarzeniach. Czyż nie tak Panie Pawle?]

    Proszę zauważyć, że zaczął się Pan powtarzać z tym zarzutem o braku odpowiedyi.Odpowiadam, ale nie tak jakby Pan chciał. Wracając do matematyka. To przecież logiczne, że dla niego każda odpowiedź odwołująca się do jakości, a nie ilości nie jest odpowiedzią.

    [To zależy tylko od pytań. Np. ?czy byłeś dzieckiem pragnionym??. Wobec takiego pytania staje się Pan matematykiem.]

    Z całą pewnością ma Pan wysokie IQ i fakt, że podejrzewa Pan, iżbym posądzał Pana o braki w tym względzie to kolejny dowód na to, że Pan nie chwyta niuansów, by użyć Pana sformułowania pod moim adresem.
    Przecież to właśnie ludzie o wysokim IQ uwielbiają gry słowne.

    Marzec 21st, 2017

  7. Ilia Muramiec

    W buddyzmie jest reinkarnacja do wierzenia bo jak ktos w reinkarnacje nie wierzy to nirwana jest pewna jak emerytura z zusu co by czlowiek nie robil. Tylko wierzac w reinkarnacje mozna sobie chciec tym wszystkim zawracac gitare czyli miec nadzieje ze sie jednak odrodzimy, ale lapac panny na swoja buddyjskosc oglaszajac wszem i wobec ze sie wcale odrodzic nie chcemy.

    Druga rzecz to ciekaw jestem jak to jest z tym przebudzeniem tych przebudzonych jakby ktory na przyklad w leb czyms ciezkim dostal i by mial uszkodzony mozg od tego. Zmieni mu to styl nauczania czy nie zmieni?

    Marzec 21st, 2017

  8. Ilia Muramiec

    Jeszcze tez karma do wierzenia jest w buddyzmie. Ze chociaz nie ma dobra ani zla ani zadnego Boga co by mu sie jedno mialo podobac a drugie nie podobac to automatyczne prawo karmy bedzie wiedzialo kiedy ma wracac karma zla a kiedy dobra bez zla i bez dobra istniejacych jako baza do tego. To jest do wierzenia na ostro.

    Marzec 21st, 2017

  9. Paweł (Marx)

    Czy uznaje Pan liczbę planet układy słonecznego?
    Tudzież wiele innych informacji podawanych w szkole podstawowej?
    Skoro tak, to znaczy, że ufa Pan naukowcom. Nie jest to jednak ślepa wiara. Jest Pan bowiem świadom, że wystarczy włożyć wysiłek i zdobyć odpowiednie kwalifikacje, by móc niejako osobiście przeprowadzić odpowiednie pomiary.
    I dokładnie tak samo jest w buddyzmie. Z tą różnicą, że wysiłek dotyczy medytacji. W obu przypadkach trzeba podjąć wysiłek po to, aby osobiście doświadczyć przebudzenia.

    Pyta Pan: Doświadczenie czego to jest? A słowa nie są w stanie oddać stanu ducha osoby przebudzonej. Jeżeli Pan naprawdę chce odpowiedzi to jest nią medytacja, a nie mowa.

    Marzec 22nd, 2017

  10. Krzysztof Pawlak

    a) uznaję, ale nie traktuję jako świętość; uznaję, bo nauka zajmuje się przedmiotem; uznaję, bo dla nauki prawdziwe jest tylko to co zweryfikowane (przy czym dla mnie nauka zajmuje się prawdziwością swych tez, hipotez, ale nie prawdą)
    b) wynika z a- nie ufam naukowcom, ufam logice i matematyce, dziedzinom ściśle symbolicznym; nie ufam obserwacjom i odczuciom, uczuciom, emocjom, wyobrażeniom, słowom – nie są to drogi prowadzące do prawdy, bo są to dziedziny ściśle wyobrażeniowe.
    c) ufam wszelkim błędom językowym, lapsusom, zapomnieniom, zaprzeczeniom itp. tworom, albowiem nie pochodzą z ego; pochodzą za to od „mistrza” jakim jest mowa, która mówi prawdę, czyli coś, czego nie chce słyszeć osoba mówiąca, a więc mówiąca z ego (Pan zaś uparcie sądzi, że język i mowa pochodzą z ego, jeśli mistrz OSHO myśli podobnie, to jest w błędzie). Prawda dotycząca człowieka jako podmiotu swego bycia jest przez człowieka jako ego nie przyjmowana do wiadomości, czyli ignorowana (to np. pański przypadek). W psychoanalizie prawda o sobie nie jest doświadczana ekstatycznie, oświeceniowo, przebudzeniowo, rozpoznaniowo itp. Doświadczana jest z przerażeniem, niepokojem, wstydem, zażenowaniem, które potęguje się przez fakt doświadczania tego z satysfakcją (ale bez błogości, entuzjazmu, euforii, rozradowania).
    d) buddyzm i wszystkie inne ruchy medytacyjno-kontemplacyjne różni od psychoanalizy to, że ktoś kto jej „chce” w rzeczywistości jej nie chce. Ten ktoś raczej doświadcza musu poddania się jej, musu wynikającego z niedogodności swego życia. Wybiera się psychoanalizę dlatego, że nie obiecuje się w niej żadnego oświecenia, przebudzenia, tudzież rozpoznania siebie.
    e) „naprawdę chcę” to oksymoron – nie da się doświadczyć „całej prawdy”, bo należałoby doświadczyć wtedy także „naprawdę tego chcę? Bo jeśli tak, to jestem zboczony”. Dlatego pisałem o oświeceniu z przekąsem: „skąd pewność, że oświecenie nas nie okłamuje?”, skąd pewność, że „od dzisiaj jesteś synem bożym, bo ja bogiem jestem”, to okłamywanie? Tam gdzie zmierza buddyzm i psychoanaliza to doświadczenie szaleństwa. Tyle że buddyzm temu zaprzecza (jak każda religia czy ruch religijny) widząc w tym raczej „zbawienie”. Celem, jednym z nich, psychoanalizy jest konfrontacja z szaleństwem. Po co? By nie zwariować!

    Marzec 22nd, 2017

  11. Paweł (Marx)

    Skoro Pan uznaje naukę skąd ta cała zadyma? Należało to wcześniej wyraźnie napisać. Tymczasem Pan wolał się popisywać i pisać na przykład, że gotów byłby Pan wejść na most zbudowany przez amatora.
    Nie jestem aż tak tępy, by nie pojąć, że miał Pan na myśli jakiś inny sens. Ale w tamtej dyskusji chodziło akurat o pewien rodzaj syntezy.
    To wyglądało tak, jakby zrezygnował Pan z meta – rozważań typu psychoanaliza vs inne dyskursy i zaczął Pan na mnie praktykować techniki psychoanalityczne.

    Faktycznie twierdzę, że języka i mowa to formy ego. Bo wszystko co jest formą nie jest mną. Każde zamknięcie w formie, jakkolwiek rozumianej to alienacja. Zresztą odrzucanie jakiegoś elementu, choćby wyobrażeniowego, to też forma alienacji, sztuczny zabieg.

    Panie Pawlak. Skąd Pan wie czego ja nie przyjmuje do wiadomości? I skąd Pan wie, że ja jedynie z Panem pozwalam sobie na dyskurs mistrza? To jest właśnie problem wszelkie maści psychoanalityków, terapeutów itp. Wydaje im się, że coś wiedzą. I prawdopodobnie stąd nie potrafią powstrzymać się przed stawianiem diagnoz, nawet na odległość.

    To co Pan napisał w podpunkcie d) jest nieprawdą. De Mello wskazywał, że pierwszym krokiem do przebudzenia jest zdanie sobie sprawy z faktu, że się go nie chce.

    Od mistrza pochodzi to, co się kryje w paradoksie panie Pawlak. Ale każdy logik i matematyk będzie odrzucał paradoksy. To np. Pański przypadek.

    Marzec 22nd, 2017

  12. Krzysztof Pawlak

    a) Od czasu do czasu zadymy się przydają. To, że szanuję naukę nie zwalnia mnie z obowiązku krytyki. Dotyczy ona dwóch kluczowych spraw. 1. Uzurpowania sobie pierwszeństwa dyskursu naukowego nad innymi dyskursami i 2. Traktowania jako prawdy czegoś co jest prawdziwe zaledwie w 95% (dotyczy to nauki z mojego pola zainteresowań i działań: psychologii, socjologii, psychiatrii); groźne to jest zwłaszcza na polu psychologii klinicznej i psychiatrii, gdzie eliminuje się podmiot i sprowadza diagnozę do wypełnienia testu, co w pewnych przypadkach, np. borderline, depresja, zaburzenia osobowości, prowadzi do dalece groźnej ingerencji w życie podmiotów, a w najbliżej przyszłości grozi sytuacją, w której komputer będzie stawiał diagnozę.
    b) mostu z lian nie budował żaden inżynier; czemu więc je budowano? Bo taka była potrzeba? Niepoważne tłumaczenie, choć jakże częste. Budowano je z powodu nie-wiedzy, braku wiedzy (lecz nieinżynieryjnej, tylko ?co jest po drugiej stronie??). To obecność mostu z lian gwarantuje możliwość przejścia na drugą stronę, a nie jego budowniczy ? nawet jeśli był pijany, a most połączył brzegi, to oznacza, że da się nim przejść. Zupełnie inną rzeczą jest to, czy da się nim przejść w przekonaniu o absolutnym bezpieczeństwie. Tego jednak nie zagwarantuje żaden inżynier. To co gwarantuje funkcjonalność mostu to brak wiedzy o budowniczym. Gdyby wiedziało się, że był on alkoholikiem, to zapewne niewielu by ryzykowało. Wiedza, że to był inżynier nie daje pewności. To brak wiedzy o pierwszych budowniczych sprawia, że istnienie mostu staje się gwarantem. Weźmy chirurga ? poddamy się jego umiejętnościom tym pewniej, im mniej wiemy o nim jako człowieku. Na bazie tego uformowana została reguła anonimowości psychoanalityka w relacji z analizantem.
    c) nie stosuję żadnych technik psychoanalitycznych, ale jeśli Pan to wie, to może je wymienić, bo być może je stosuję, chociaż tego nie wiem.
    d) a więc miałem rację, że mowa i język dla Pana to funkcja ego. Lecz czym są dla Pana błędy językowe i lapsusy? Weżmy taki przykład: ktoś mówi ?czuję jakbym miał piach w waginie? (przykład prawdziwy i napisany bez błędów). Jeśli mowa jest funkcją ego, to dlaczego gdy usłyszy to co powiedział, a nie to co chciał powiedzieć, to zaprzecza temu i bagatelizuje z całej mocy tę wypowiedź? W jaki sposób zatem chciałby Pan uniknąć alienacji?
    e) patrz pkt.d; skoro mam rację, to znaczy, że wiem. Że ignoruje Pan? Przecież milczy Pan na temat zjawisk błędów językowych i lapsusów, pomimo że jest Pan o to pytany. Napisałem co następuje ?i Pan i Ja zajmujemy pozycję mistrza?, tyle tylko napisałem. Nie napisałem nic, bo tego nie wiem, na temat ujęty przez Pana w słowach ?i skad Pan wie, że ja jedynie z Panem pozwalam sobie na dyskurs mistrza??. Za dużo Pan rozumie z tego co napisałem. Napisałem tylko, że ja i Pan zajmujemy tę pozycję, zatem nic nie wiedziałem na temat Pana relacji z innymi osobami. Nie stawiam żadnych diagnoz, bo diagnoza jest nadaniem formy, podczas gdy to co piszę/mówię jest objaśnianiem Pana osoby. I jeszcze jedno, charakteryzuję Pana bez wiedzy na temat Pana, korzystając jedynie z Pana słów. Czy mam rację w tej charakterystyce? To dopiero się okazuje. Albo ją mam i sam mi Pan to powie (patrz pkt.d), albo jej nie mam i też Pan mi sam to powie. Przez to dowiaduję się więcej o Panu, bo aby mi to zakomunikować musi Pan używać słów, kolejnych słów, kolejnych słów itd. Pozycja mistrza jest tutaj pozycją Sokratesa ? ?wiem, że nic nie wiem?, to co wiem, to dowiaduję się. Moja pewność nie jest pewnością mojej wiedzy, tylko pewnością wiedzy, którą będę miał w rezultacie rozmowy z kimś. I to będzie jego wiedza, którą wykradnę rozmówcy.
    f) Mello pisze nie o tym co ja (proszę to sprawdzić w mym tekście). Mello pisze o ?nie chcę? w obliczu przebudzenia, czyli dobiegając do mety. Ja natomiast piszę o ?nie chcę? stojąc przed blokiem startowym, zanim zacznę bieg. To jest ?nie chcę? wobec psychoanalizy w ogóle. Odpowiednikiem tego na Pana polu byłby ?nie chcę? wobec medytacji w ogóle. Co w takich przypadkach robiłby Mello?
    g) nie znam bardziej paradoksalnej dziedziny niż psychoanaliza. Zarówno co do środków używanych w trakcie niej, jak i co do zasady jej istnienia. Psychoanaliza na finiszu kwestionuje samą siebie, co do istoty ? czym ona jest? ? i co do celu ? do czego prowadzi? A pomimo tego nie umiera. Jest absurdalną praktyką zmierzającą do spotkania na fniszu z absurdem (wielkim NIC). Kolejny paradoks, że absurdalna droga ku wielkiemu NIC uwalnia podmiot z więzienia języka, ułud wyobraźni i wiary w pozory,w tym pozór mega, że Ja to Ja, zwieńcza ten obraz. Czy w buddyzmie medytacja jest absurdem, a oświecenie i przebudzenie jest wielkim NIC?

    Marzec 23rd, 2017

  13. Marcin

    Panie Pawle, jesli „d) jest nieprawda” to rozumiem ze ‚nie wierzyc’ Panu Krzysztofowi na slowo ma Pan po prostu zapisane w swojej dzialalnosci statutowej?! Coz, konsekwencji Panu nie brakuje… O De Mello juz wiele slyszelismy, ale o Panskim doswiadczeniu analizy jeszcze nie…?! I po co tak na serio, nie lubi Pan francuskich zabawek…?! A jakie Pan lubi, bo mozna czasem odniesc wrazenie ze jakies chinskie podrobki chyba… ;-)

    Marzec 23rd, 2017

  14. Paweł (Marx)

    Zadyma nie dotyczyła pierwszeństwa na linii nauka-psychoanaliza. Pan odrzucił całkowicie zasadę współpracy twierdząc, że interdyscyplinarność to współczesny mit. Aby coś było pierwsze lub drugie, to oba elementy trzeba brać pod uwagę.

    Oczywiście, że muszę używać słów. Ale to nie znaczy, że dowiaduje się Pan czegoś o mnie. Między innymi dzięki temu możliwa jest ta wymiana zdań:).

    Błędy językowe i lapsusy to ważne źródło samopoznania. Ale buddyzm idzie krok dalej niż Pani i nie twierdzi jakoby ten typ poznania był już ostateczny. Proszę zwrócić uwagę na to jak Pan Marcin zareagował na zwrot ‚francuskie zabawki’. Postanowił nie być dłużny i odpalił ‚chińskimi podróbami’. Nawet gdy jest to szczere (pochodzi z jakiegoś autentycznego źródła, jakkolwiek rozumianego), to taki automatyzm nie jest jeszcze metą. I dlatego właśnie napisałem, że dzięki braku – utożsamienia z jakąkolwiek formą wymiana zdań jest możliwa. Na pewnym etapie nie twierdzi Pan już nawet tego, że jest logikiem. Czy wie Pan co powiedział OSHO, gdy mu zarzucono brak logiki. Otóż stwierdził, że to dobrze, bo życie się wciąż rozwija, jest procesem. Zmartwiłby się raczej, gdyby wszystko co mówi było w pełni logiczne. Panie Pawlak. To jest genialne:)

    Zarówno diagnoza jak i objaśnienie to nadanie formy. Nie można objaśnić procesu. Każde objaśnienie jest nieaktualne z chwilą postawienia kropki.

    To oczywiste, że nie zajmuje Pan pozycji Sokratesa. Sokrates wie, że nic nie wie, a Pan wie i to sporo. Chociażby w kwestii owej relacji pomiędzy nauką i psychoanalizą. W kwestii tego, co jest mitem, a co nie. To ma oczywiście konsekwencje.

    Terapeuci i psychoanalitycy wiedza, że powinni być neutralni światopoglądowo w trakcie pracy z klientem. Ale to ściema, bo każdy człowiek ma taki lub inny światopogląd. I go przemyca. Tym skuteczniej, im mniej zdaje sobie z tego sprawę. Żadna terapia czy psychoanaliza nie jest oddzielona od pewnych założeń filozoficznych. I jak ktoś jest dobrze filozoficznie przygotowany, to będzie potrafił to wytknąć. W przeciwnym wypadku będzie bezradny, bo owi lekarze duch ćwiczą pewne gadki codziennie.

    Gdyby było prawdą to co Pan pisze w f), to nikt by się na psychoanalizę nie zgłaszał. Nie widzę tu wielkiej różnicy pomiędzy psychoanalizą, a medytacją.

    Odpowiedź na pytanie z ostatniego punktu jest taka, że każdy sam się o tym przekonuje. Tak zwane pojęcie pustki w buddyzmie nie jest nicością, a nirwana to nie zniknięcie czy unicestwienie.

    Marzec 23rd, 2017

  15. Paweł (Marx)

    O widzi Pan. Popełniłem dwa błędy. I o czym to miałoby świadczyć w kontekście tej długiej wymiany zdań?

    Marzec 23rd, 2017

  16. Marcin

    No Panie Pawle, ja widze ze Pan jest bardzo ciekaw tych francuskich zabawek… Ale wie Pan, takie stawianie pytan kosztuje… Przepraszam, nie chcialem popsuc zabawy. A z ta sciema z neutralnoscia swiatopogladowa to ma Pan racje – to sie nazywa symptom, tudziez przeciw-przeniesienie w niektorych tradycjach.

    Marzec 24th, 2017

  17. Joshe

    Na końcowym etapie mojej analizy mniewam sporo koszmarów dotyczacych starych sposobów bycia w swiecie. Jednym z motywów jest „przekonywanie kogoś do czegos”, co oczywiście nie działa, stąd cała żmudna analiza. Nie wiem czy kiedykolwiek tak się napracowałam jak tutaj i jednocześnie tak rozwaliłam totalnie. Stąd mowa o dekonstutucji podmiotu.

    No i właśnie to analizant jest ekspertem i to on wie najlepiej „czego nie wie”. Wiedza pod represja jest niewiedzą, fundamentalnym brakiem, którego specyfika determinuje całe nasze zycie! I to jest dobry powód żeby się dać przeanalizowac – znacznie taniej, niż gdy przyjdzie do płacenia życiową walutą.

    Krzysiek tutaj sobie mistrzuje, bo tam na foteliku nie może! Jasna sprawa.

    Matematyka i całe symboliczne na czym analiza bazuje ma swoje ograniczenia, jasne. O tym Lacan mówi w seminarium XX, Encore. Ja wpadłam w analizę z tej pozycji właśnie, a zatem całej masie rzeczy która zorgrywa się poza logiką, poza podmiotem. To nie jest przedmiotem analizy. Przedmiotem analizy jest podmiot i jest on zawsze swoim największym wrogiem i zdrajcą. I w zasadzie moment w ktorym analizant postawi swoja osobę pod znakiem zapytania jest tym startowym, przełomowym punktem. I prawdę mówiąc to wcale nie łatwa rzecz. Bez tego jednak każda sesja to pieniądze w błoto, całkiem dosłownie.

    Marzec 25th, 2017

  18. Joshe

    Pozdrawiam i trzymam kciuki za szkołę w Sinthome! Jak najzdolniejszych i najgorliwszych uczniów życzę!

    Marzec 25th, 2017

  19. Marcin

    Piekna sprawa taki koniec koncow… Najpierw przekroczenie fantazmatu, potem destytucja, pass… ‚Dac sie przeanalizowac’ mogloby nawet sugerowac jakoby prostytucja tez byla/mogla byc takim etapem… Niektorzy powiadaja, ze kazdy analityk jest swoim pierwszym przypadkiem… Ze bez tego analiza nie ruszy z miejsca… Tak wlasciwie rozumiem Pani slowa o stwaniu sie pytaniem… Czy to sie rzeczywiscie kiedys konczy…? Tzn. poza tzw. realnym koncem…? I ile tej kasy w bloto po drodze… (tutaj jeknalem – nie wiem czy bylo slychac?).

    No to jakichs snow dla odmiany milych, wesolych Pani zycze!

    Marzec 26th, 2017

  20. Joshe

    No wlaśnie ja nie namawiam panie Marcinie. Napisałam, że z przekonywaniem skończyłam i z ulgą. Iemałą i wszechświat wydaje się zrozumiał też.

    Dziękuję za życzenia miłych snów. Rownież życzę miłych snów.

    Marzec 26th, 2017

  21. Marcin

    Zbila mnie Pani nieoczekiwanie z tropu, mamy tez pewnie piękny przykład nieporozumienia jak czesci składowej komunikowania sie… Bo właściwie to do czego mialaby mnie Pani namawiac…? Ja tylko tego doświadczenia ‚konca’ jestem ciekaw, a właściwie Pani świadectwa tegoz… Tylko lub AZ tyle… A tak poza tym, to pelna zgoda i szascunek wobec ‚psychopatologii’ np. Nie wiem jak jest w Sinthome’ie, ale ogolnie to chyba jakas tradycja dobrowolnego składnia ‚testymony’ w wielu szkolach istnieje?!

    Marzec 26th, 2017

  22. Marcin

    Ok, rozumiem, nic o koncu analizy, ani mru mru… Rowniez dziekuje za zyczenia, moze mi sie jakies satori przyśni ;-)

    Marzec 26th, 2017

  23. Paweł (Marx)

    Panie Marcinie

    Ciekaw jestem nie tyle francuskich zabawek, co tego ile tak naprawdę Pan Pawlak o mnie wie na bazie naszej wymiany zdań. Zasugerował bowiem, że coś tam wie.

    Ja wiem, że momentami jestem arogancki, ale tak sobie myślę, że ważna jest wierność sobie, nawet gdy oznacza to stanie zarówno na swoich wadach jak i zaletach. W końcu to ja sam musiałbym się potem zbierać i albo by mi się to udało, albo nie.

    Wierność sobie zakłada bowiem skrystalizowane ego. Na przykład dyskurs naukowy czy buddyjski. A warto wiedzieć o tym, że dystansu do ego można nabrać właśnie wtedy, gdy jest ono skrystalizowane. W przeciwnym wypadku medytacja może pogłębić chaos. Stąd nie poleca się medytacji schizofrenikom. Podejrzewam, że niespójna osobowość jest też przeciwwskazaniem do psychoanalizy.

    Marzec 26th, 2017

  24. Marcin

    Panie Pawle,

    Jak mawial pewien czlowiek „We are all born mad. Some reamin so.” Niespojnosc jak najbardziej jest i strasznie dokucza. Ja mysle, ze analiza do tego wlasnie sluzy zeby sie z nia zmierzyc i moze troche uspojnic, czy jakos tak?! Byc moze nie dla wszystkich i nie wszedzie, ale moge sie mylic…?! A to skrystalizowane ego – to chyba zeby potem lepiej peklo, tak?

    Wie Pan, wiernosc sobie to wielka rzecz, ale trudniejsza chyba nawet od tej malzenskiej… Pan Krzysztof pewnie cos tam wie, ale co on tam wie, tego nie wie nikt… Ja caly czas czekam na PsychoLeaks ;-) Pani Joshe 25ego marca bardzo dobrze temat samo(nie)wiedzy podejmuje, prosze jeszcze raz spojrzec.

    Naprawde nie wiem co Panu odpisac/dopisac… Troche Pan czasem ta wiernoscia torturuje jak na moj gust, ale wiadomo tez ze tortur nigdy dosc… Prosze pisac, strzelac w plot, jak Pan woli… Jestem pewien, ze wielu, z zapartym tchem sie w tych Panskich sporach z Panem Krzysztofem rozczytuje, toz to prawie Czarodziejska Gora!

    PozdrawiaM.

    Marzec 27th, 2017

  25. Joshe

    Z tym pytaniem to jest tak, ze właśnie zwykle nie o to, co trzeba. Przepracować – mówią. Np dzisiaj byłam na kozetce, naopowiadałam się bzdur, dostałam znaczące spojrzenie, zapłaciłam i wiem że ani kroku dalej w kierunku tej gadaniny. Wiem dokładnie co za nią stoi.

    Im komuś bardziej zależy tym gorzej to wypada, i tyle. Więc odwróćmy to pamiętając, że jak ktoś się zachowuje głupio, to tylko komplement.

    Marzec 27th, 2017

  26. Krzysztof Pawlak

    Komentarze moje w nawiasach klamrowych

    Zadyma nie dotyczyła pierwszeństwa na linii nauka-psychoanaliza.

    {muszę być ostry Panie Pawle, to pierwsze kłamstwo (może Pan oczywiście poprawić mnie znajdując w tekście odnośnik do pierwszeństwa), pisałem, że psychoanaliza nie jest nauką; jak się to ma do pierwszeństwa tylko Pan wie}

    Pan odrzucił całkowicie zasadę współpracy twierdząc, że interdyscyplinarność to współczesny mit. Aby coś było pierwsze lub drugie, to oba elementy trzeba brać pod uwagę.

    {oczywiście, że to słowo zaklęcie. Czy dla Pana teologia, biologia i agrokultura istnieją interdyscyplinarnie? Interdyscyplinarność może istnieć tylko w obrębie jednego dyskursu.
    Dwa odmienne dyskursy nie mogą współistnieć. Przecież musiał Pan czytać, bo pisałem o istnieniu 4 dyskursów (jednym z nich jest dyskurs psychoanalityczny, który pozostaje w dysharmonii z dyskursem naukowym). Może Pan oczywiście pisać, że się mylę, ale jak zasugerował to komentator Marcin, staje się Pan nieuchronnie rodzajem katarynki, który mówi ?nie? wszystkiemu temu, co piszę, z racji tylko tego, żem Pawlak}

    Oczywiście, że muszę używać słów. Ale to nie znaczy, że dowiaduje się Pan czegoś o mnie. Między innymi dzięki temu możliwa jest ta wymiana zdań:).

    {pisałem już, że używanie przez Pana ogólników przydatne jest do uwodzenia dziewic, panien; teraz okazuje się, że trzeba zastanowić się nad Pańską megalomanią (to nadal nie diagnoza). Dlaczego? Bo sądzi Pan, że jest Pan Mistrzem precyzyjnie władającym swą mową i idealnie się kontrolującym. Proszę o wyrozumiałość, tak może pisać tylko ktoś, kto nosząc przezroczyste szaty myśli, że nie jest nagi. Podałem przykład, który niewątpliwie wywołuje lęk, gdyby przyjąć, że pochodzi z Pana ust. Oto jego rozbiór logiczny:
    a) ?czuję jakbym miał? ? nie ma wyjścia, mówi to mężczyzna
    b) ?piasek w waginie? ? waginę mają tylko kobiety (pochwę niekoniecznie, bo pochwa może być pochwą na nóż)
    Proszę nadać znaczenie temu lapsusowi. Może w końcu zrozumie Pan, że jako psychoanalityk dowiaduję się o kimś tego, o czym on, ktoś, sam nic nie wie. Dlatego Pan zaprzecza takiej możliwości. Ciekawe, że nie zaprzecza Pan odkryć w badaniu rtg. Choć zasada jest taka sama.}

    Błędy językowe i lapsusy to ważne źródło samopoznania.

    {bzdura; byłoby to możliwe pod warunkiem, że mówi pan i słyszy równocześnie coś, co jest lapsusem; a co więcej, musiałby Pan usłyszeć lapsus i przyjąć, że dotyczy on Pana. Zatem, gdyby przykładowy lapsus pochodził z Pana ust, to co by Pan poznał w tym akcie samopoznania? Już lepiej, żeby Pan zapewnił, że Pan lapsusów nie robi}

    Ale buddyzm idzie krok dalej niż Pani i nie twierdzi jakoby ten typ poznania był już ostateczny.

    {Kłamstwo, a czy ja tak stwierdziłem? Proszę o dowód. Ja twierdzę coś innego; psychoanaliza nie ma nic wspólnego z poznawaniem, zwłaszcza w wersji samopoznania}

    Proszę zwrócić uwagę na to jak Pan Marcin zareagował na zwrot ‚francuskie zabawki’. Postanowił nie być dłużny i odpalił ‚chińskimi podróbami’. Nawet gdy jest to szczere (pochodzi z jakiegoś autentycznego źródła, jakkolwiek rozumianego), to taki automatyzm nie jest jeszcze metą. I dlatego właśnie napisałem, że dzięki braku – utożsamienia z jakąkolwiek formą wymiana zdań jest możliwa.

    {To jest cudne. Wymienia Pan wiele zdań ze mną i równocześnie twierdzi, że pismo nie jest formą; zatem jest bezkształtnym i bezcielesnym czymś. Lecz jeśli tak, to jak mogłoby być czytane?}

    Na pewnym etapie nie twierdzi Pan już nawet tego, że jest logikiem. Czy wie Pan co powiedział OSHO, gdy mu zarzucono brak logiki. Otóż stwierdził, że to dobrze, bo życie się wciąż rozwija, jest procesem. Zmartwiłby się raczej, gdyby wszystko co mówi było w pełni logiczne. Panie Pawlak. To jest genialne:)

    {Nie, to jest głupie. Zarówno gdy chodzi o stawiającego taki zarzut, jak i odpowiadającego nań. OSHO jest naiwny w tym co mówi. Pewien bohater zdziwił się, że mówi prozą. OSHO mówi, że nie jest logiczny. Biedak, długa przed nim droga samopoznania. Chyba że on także nie popełnia żadnych lapsusów. Tymczasem powiedział, że życie się rozwija, a nie zwija i jest procesem, a zatem nie chaosem. Każdy proces ma logikę i każdy rozwój, nawet gdy kończy się zwinięciem, także (np.?żyjemy by umrzeć?). Tu widzimy co oznacza być uczniem. Oznacza to, by nigdy w niczym nie kwestionować mistrza}

    Zarówno diagnoza jak i objaśnienie to nadanie formy. Nie można objaśnić procesu. Każde objaśnienie jest nieaktualne z chwilą postawienia kropki.
    {Życie jest procesem, KROPKA. Czy z tą kropką przestało być procesem? ?Kocham Ciebie?, KROPKA. Czy z tą kropką przestałem kochać?
    Diagnoza jest formą. Objaśnianie jest aktem, działaniem, albowiem nie ma celu, nie ma premedytowanego celu. Ale to chyba za tudne.}

    To oczywiste, że nie zajmuje Pan pozycji Sokratesa. Sokrates wie, że nic nie wie, a Pan wie i to sporo. Chociażby w kwestii owej relacji pomiędzy nauką i psychoanalizą. W kwestii tego, co jest mitem, a co nie. To ma oczywiście konsekwencje.

    {kłamstwo; Sokrates wie, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Pisałem tyle, że nie wie nic o swym rozmówcy, i że sam rozmówca mówiąc do niego, przekaże mu wiedzę, której oczekuje od Sokratesa. Znowu ma mi Pan za złe, że jestem Pawlakiem. Widzi Pan Pawlaka, ale nie to co on napisał}

    Terapeuci i psychoanalitycy wiedza, że powinni być neutralni światopoglądowo w trakcie pracy z klientem.

    {kłamstwo, nic o światopoglądowości nie napisałem. W psychoanalizie mamy regułę neutralności i regułę abstynencji, bez dopełnień}

    Ale to ściema, bo każdy człowiek ma taki lub inny światopogląd. I go przemyca. Tym skuteczniej, im mniej zdaje sobie z tego sprawę
    {Skoro światopogląd się przemyca, to Panie Pawle, jaki światopogląd mam ja?}

    Żadna terapia czy psychoanaliza nie jest oddzielona od pewnych założeń filozoficznych.

    {Tym założeniem u Lacana, a przez to u mnie, jest ?każde racjonalne jest realne i każde realne jest racjonalne? ? jaki światopogląd reprezentuję?}

    I jak ktoś jest dobrze filozoficznie przygotowany, to będzie potrafił to wytknąć. W przeciwnym wypadku będzie bezradny, bo owi lekarze duch ćwiczą pewne gadki codziennie.

    Gdyby było prawdą to co Pan pisze w f), to nikt by się na psychoanalizę nie zgłaszał. Nie widzę tu wielkiej różnicy pomiędzy psychoanalizą, a medytacją.

    {jest prawdą to co piszę; trudność jaką ma z tym Pan wyjaśnia to, że założył Pan, że tylko buddyzm posługuje się paradoksami. Tymczasem to paradoks, prawdziwy paradoks. Chodzi się na psychoanalizę, chociaż wychodzi się po niej z NICZYM. Bo nawet podmiot nie jest tożsamy z człowiekiem. To doświadczenie w rodzaju ?przychodziłem tu tyle lat i tak często, a wychodzę z niczym. Kurwa?ć. Dlaczego wychodząc z niczym jestem zadowolony?? Tak długo po tak niewiele? Paradoksy buddyjskie to przy tym pikuś. Przecież medytuje się po coś, na pewno nie tylko po to, by być zadowolony zadowoleniem Byczka Fernando.}

    Odpowiedź na pytanie z ostatniego punktu jest taka, że każdy sam się o tym przekonuje. Tak zwane pojęcie pustki w buddyzmie nie jest nicością, a nirwana to nie zniknięcie czy unicestwienie.

    Marzec 27th, 2017

  27. Krzysztof Pawlak

    Panie Marcinie,
    Zarysowany przez Pana koniec (przekroczenie fantazmatu, potem destytucja podmiotowa a potem pass, jest już w sumie nieaktualny) Dziś przed pass należy umiejscowić ponadto identyfikację ze swoim symptomem (czyli sinthome).
    Czy to się kiedyś rzeczywiście kończy? Owszem, tak. W zasadzie możemy skończyć po przekroczeniu fantazmatu, po… itd. Ten ciąg nie dotyczy finalności psychoanalizy, tylko przydatności do bycia psychoanalitykiem. Ta przydatność jest asymptotyczna, bo zakłada jakiś ideał psychoanalityka. Niemniej jednak psychoanalizowanie należy widzieć w kontekście nowych wyzwań terapeutycznych. W tym kontekście należy rozpatrywać brak ostatecznej definicji końca psychoanalizy – przypadki dawniej nieanalizowalne uczynić analizowalnymi. Psychoanaliza nie składa się ze skończonej ilości reguł analizowania. To wymyślanie reguł przydatnych dla analizowania dotychczas nieanalizowalnych. Czy kiedyś będzie można analizować wszystkich? Nie, bo warunkiem koniecznym jest uchwycenie siebie jako podmiot-przypadek, podmiot-pytanie. A ponadto podmiot-pytanie ciągle odpowiada „patologią własną” na pytanie podmiotu – „patologią” dotychczas nie istniejącą. Więc podmioty generują „nowe patologie”, a analitycy wymyślają nowe środki, techniki i strategie ich analizowania. Dlatego psychoanaliza nie umrze bez ingerencji z zewnątrz. Albowiem pytanie zakłada odpowiedź,a odpowiedź z kolei zakłada Innego (miejsca, które ma zająć psychoanalityk). Problem jednak istnieje: czy nowi psychoanalitycy będą lepiej zanalizowani niż starzy? To kwestia paradoksu: czy można być dobrym analitykiem nie będąc doskonale zanalizowanym dydaktycznie? Moim zdaniem jak najbardziej tak; kreowanie nowych reguł wynika z pragnienia analitycznego, a nie poziomu osobistego zanalizowania. Problem ten lepiej umieścić w perspektywie poziomu koniecznego minimalnego zanalizowania. To minimum można sprowadzić do przekroczenia fantazmatu, czyli stanu, w którym podmiot może pragnąć bez opierania pragnienia na fantazmacie.

    Marzec 27th, 2017

  28. Krzysztof Pawlak

    Panie Marcinie,
    Analityczne Leaks już istnieje, np. dokumenty z mojego pass znajdują się na Sinthome.pl, zakładka Stowarzyszenie/zakładka dokumenty założycielskie.
    Jeśli chodzi o świadectwo analizowania/zanalizowania – z sensem możemy o końcu swej analizy i doświadczeniu tej analizy mówić tylko w odniesieniu do upublicznienia, w gronie analityków, ale także nie-analityków. Ze swej strony mogę napisać, że jeśli chodzi o tych ostatnich to 3 lata temu mówiłem o tym na SWPS. Tekst tego wystąpienia powstał. Czy będzie na stronie? Prywatnie nie mam nic przeciwko temu. Sęk w tym, że nie jestem jedynym analitykiem w tym kraju (mam nadzieję, że rozumie Pan aluzję). Wersję pisemną mego wystąpienia mogę udostępnić Panu prywatnie.

    Marzec 27th, 2017

  29. Krzysztof Pawlak

    Panie Pawle,
    przypominam, że odpowiedział Pan twierdząco na moją tezę „że uważa Pan mowę i język za funkcje ego”. Jakby nie patrzeć wiedziałem to o Panu. I sam mi to Pan powiedział. To drobny przykład, ale obrazowy.
    Ta wierność sobie to przykład słabości holizmu. Czy jest Pan wierny temu co wie o sobie? O tak. Lecz czy jest Pan wierny temu, co Pan o sobie nie wie? Weźmy raz jeszcze przywołany przeze mnie przykład. Mężczyzna ma waginę. Jest więc obojnakiem albo kobietą. Nic o tym nie wie, ale wspomniał o tym w lapsusie. Wierność sobie Panie Pawle oznacza w takich warunkach przede wszystkim wierność temu, co wyłoniło się
    z nie-wiedzy przy użyciu własnych ust, ba!, całego aparatu artykulacyjnego. Wierność swoim przekonaniom to wierność pozorna. To kwestia narcyzmu. Dla ilustracji z życia: ktoś wierny sobie („jestem Polakiem”) dowiaduje się, że rodzice jego byli Żydami. Czym jest wierność sobie? To nie imperatyw np. przejście na judaizm. To nie konieczność heroizmu. Wystarczy o tym powiedzieć, a to oznacza upublicznić ten fakt (często dzisiaj zwany coming-outem).
    W psychoanalizie chodzi o wierność swemu pragnieniu i to z tego mi.in. daje się świadectwo. Kolejno, z pragnienia, które pokierowało do analizy, które działało tak, by z analizy nie uciec/odejść, które w końcu uwolniło się z niewoli od Mistrza zadawanej, z pragnienia „uśmiercenia”, nie tylko ego, ze zniewolenia przez ego, (bo to pryszcz), ale także, lecz nie jedynie, Mistrza.
    W/g której koncepcji używa Pan sformułowania „dyskurs”? Po prostu nie wiem, czy wie Pan o czym mówi używając określenia „dyskurs”.
    Skąd wiadomo, że akurat adept jest schizofrenikiem? A może być paranoikiem? Pojęcie paranoi powstało w poł.XVIII wieku, schizofrenii na przełomie XIX/XX, niespójnej osobowości, czyli osobowości „jak gdyby” w 2 połowie XX wieku. A jak to wyglądało wcześniej z przyjmowaniem uczniów?

    Marzec 27th, 2017

  30. Ilia Muromiec

    To gadanie o tym, ze terapeuci i analitycy „nie sa neutralni swiatopogladowo” jest strasznie dretwe. Takie pozorne odkrycie, ze kazdy zyje. Jakby czlowiek nie wiedzial kogo sobie na analityka wybral moj Boze..

    Marzec 27th, 2017

  31. Paweł (Marx)

    Panie Pawlak

    Minięciem się z prawdą jest twierdzenie, jakoby pisał Pan tylko i wyłącznie to, że psychoanaliza nie jest nauką. Tymczasem pisanie o Witkowskim jako o zgrai to nic innego jak odrzucenie naukowego podejścia. Stanowisko w kwestii naukowości psychoanalizy w żaden sposób nie implikuje takiej postawy wobec Witkowskiego jaką Pan tu prezentuje.

    Swoją drogą takie postawienie sprawy w kwestii psychoanalizy jest zbyt radykalne. Pisze Pan o sobie jako o logiku. Zatem już mamy pierwszy wspólny mianownik pomiędzy dyskursem psychoanalitycznym a naukowym. Ponadto logika w odniesieniu do psychoanalizy nie jest uprawiana w sposób abstrakcyjny. Dotyczy zjawisk. To stwarza kolejne ewentualne punkty zaczepienia.

    Pan się mnie pyta czy teologia, biologia i agrokultura istnieją inter – dyscyplinarnie. A czy wie Pan, że istnieje coś takiego jak ekono – fizyka? Pana odrzucenie interdyscyplinarności jest jedynie konsekwencją Pana założeń filozoficznych, według których racjonalne wtedy i tylko wtedy gdy realne. Gdy realne są tylko dyskursy fruwające nad głowami, to nie można dojść do inter – dyscyplinarności. Bo każdy dyskurs ma swoją nomenklaturę, która jest nieprzetłumaczalna na nomenklaturę innego dyskursu. Tymczasem zjawiska są ze sobą powiązane. I wobec tego dyskursy też, choć może to nie być widoczne na pierwszy rzut oka.
    Każda konkretna osoba jest pewną realnością, której nie powinno się redukować do dyskursów. I właśnie ta realność, która jest tylko w jakimś nieznanym stopniu poznana domaga się podejścia interdyscyplinarnego. Interdyscyplinarność to uznanie aspektowości poznania.

    Ponadto wygląda na to, że jest Pan wręcz niewolnikiem tych swoich założeń. Pisze Pan: Muszę być ostry. Panie Pawlak. Chce Pan. Niczego Pan nie musi. Wmawia Pan tu ludziom, że logiki dyskursów do czegoś ich zmuszają. Otóż nie zmuszają. Już wcześniej pisałem, że słowem kluczowym jest dystans. Zapytał Pan między czym a czym. Mogę odpowiedzieć tylko, że w stosunku do języka i dyskursów. ‚Ja’ nie jest definiowalne.
    Napisał Pan, że nie jest buddystą, bo buddyści nie odpowiadają na pytania. Odpowiadają. Rzecz w tym, że buddyzm nie da się wcisnąć w te ramy, w które Pan chciałby go wcisnąć. Czyli na przykład w to założenie dotyczące tego co jest realne.
    Pisze Pan, że każdy proces ma logikę. Logika Panie Pawlak istnieje w ludzkim umyśle.

    C.D.N.

    Marzec 27th, 2017

  32. Paweł (Marx)

    Skoro wierność sobie traktuje Pan jako przykład słabości holizmu, to znaczy, że nie przeczytał Pan uważnie tego, co napisałem. Wierność sobie wynika z holizmu. Skoro każdy jest całym wszechświatem nie do końca poznanym, to znaczy, że powinien zachować najwyższą czujność w odniesieniu do osób, które tego holizmu nie uznają, a które uwielbiają majstrować w pewnych sprawach.
    Poza tym każdy ma swoje tempo. Kto ma to tempo ustalać? Na pewno nie psychoanalityk, który „włamuje się” do domu analizanta. To aluzja do Pana odpowiedzi na moje pytanie odnośnie tego, co by Pan zrobił, gdyby analizant nagle przerwał spotkania.

    Marzec 28th, 2017

  33. Paweł (Marx)

    Panie Pawlak

    Uznał mnie już Pan za wyniosłego aroganta, którego wypowiedzi to nic tylko ślina (naprawdę tak napisał), której nawet nie warto kasować (tak tak, odruch cenzury też się pojawił) .
    Teraz dochodzi do tego moja megalomania. Wie Pan, obawiam się, że za chwilę skończą się Panu synonimy. Czyżby był Pan niespełnionym literatem? A tak na poważnie. To, że jest Pan dla mnie niemiły gotów jestem Panu wybaczyć. Ale przynudzania Panie Pawlak, to ja Panu nie wybaczę.

    Widać na tym blogu wyraźnie pewne zjawisko, które niestety ostatnio przyjęło rozmiary globalne. Moja arogancja jest mi oczywiście wytykana. Nie tylko przez tutejszego guru. Że pouczam, że to że tamto. Ciekawe, że nikt nie wytyka tu chamowatości Pana Pawlaka. Moja osobista hipoteza jest taka, że pewnie to sporo osób, które od niego czegoś chcą. Tak jak od Trumpa czegoś chciano.

    Przyjęcie pozycji mistrza nie musi prowadzić do pyskówki. Przecież widać gołym okiem jakie są skutki dla dyskusji przyjęcia takiego założenia. Jeżeli ktoś jest w czymś utwierdzony, to będzie wypowiadał zdania oznajmujące. Ale utwierdzony mocą doświadczenia, a nie spekulacji. Pan Pawlak w stosunku do takiej osoby pozwoli sobie na chamskie zachowania, bo sądzi, że zajęcie przez taką osobę pozycji mistrza, która rzekomo nieuchronnie prowadzi do pyskówki daje mu do tego prawo. I dlatego pisze, że musi reagować tak czy inaczej. Nie dajmy sobie wcisnąć tego. To bez sensu. Jesteśmy lub możemy być wolni.

    Teraz już rozumiem, dlaczego nie toczą się tu większe dyskusje pod artykułami. Pan Pawlak po prostu by na to nie pozwolił. A tymczasem w klasztorach buddyjskich dyskusje toczą się niemal codziennie. Pisze o tym Matthiew Ricard, osobisty tłumacz Dalaj Lamy w książce ‚Mistrz i filozof’. Gorąco polecam.

    Marzec 28th, 2017

  34. Marcin

    Panie Pawle, duzo Pan pisze, a tu sie zycie toczy wartko, wiec ja tylko tak na marginesie dodam…

    Z tego co wiem, to sporo sie ciekawych dyskusji toczy na polu lacanowskim – w szkolach, stowarzyszeniach i grupach – czy to w realu, czy tez na lamach wielu publikacji, w roznych jezykach, na wszystkich kontynentach, etc. Strasznie mi przykro, ze nie zostal Pan odpowiednio i na czas o tym fakcie poinformowany, bo nie ma raczej jakichs specjalnych restrykcji co do udziału szerokiej publiczności w tychze…

    Wyznam Panu szczerze, ze ja tez mam wiele zastrzeżeń do takiego jednego psychoanalityka – co do jego kompetencji, stylu, dlugo by mówić…
    Panie, co on mi zdrowia/nerwow napsuł, i za kase jeszcze te wszystkie zniewagi i ta cala ignorancja, a jeszcze przciez czas to tez pieniądz…! Tak wiec całkowicie Pana rozumiem…

    Dla nas, jesli pozwoli Pan ze tak sie wyraze, Gospodarz tutejszego bloga – Pan Krzysztof, Krzysiek, Pan Pawlak, Pawlak, Mistrz-Nie-Mistrz – rozne reprezentuje hologramy, ze tak powiem… Wszystcy cos tam, lub kogos tam widzimy, dla siebie/na wlasne potrzeby, czy jakos tak? Pan jest szczegolnie silnie domagajacym sie komentatorem, ze slaboscia wnioskuje – do zapasow czy tez szermierki… Moze w kategoriach jestescie zlych/wagowych… Nie wiem…

    Wydaje mi sie jednak, ze on do tego plota tak szybko/latwo/blisko/w ogole Panu nie podejdzie, ze on nie z Tych… Ale jak to powtarzam, mogę sie mylic, bo robie to czesto…

    Przeprszam rowniez ze tak pochopnie terminu ‚satori’ użyłem na daremno dla poklasku… Tak jakos mam, ze mi sie to slowo kojarzy z lozkiem ;-)

    No to lace, bo zycie pedzi i wciaz bardziej przyspiesza jak ta słynna lokomotywa… A moze tam byl jeszcze jeden wagon…? …w ktorym siedzieli analitycy, co Pan na to…?

    PozdrawiaM.

    Marzec 28th, 2017

  35. Krzysztof Pawlak

    Panie Pawle, Drodzy Czytelnicy ostatnich komentarzy,
    Zapewne większość z Was pyta się w duchu po co ta „dyskusja” z Pawłem. Pseudo-dyskusja ma się rozumieć (bo przecież nie ma wspólnego obiektu do dyskusji). Postaram się odpowiedzieć.
    Istnieją osoby uczenie zwane „distracted persons”, potocznie rzecz ujmując „mąciciele”. Często zauważycie je wśród filozofów. Działają jak działają, ale zawsze wzbudzają irytację. Wśród zirytowanych rodzi się pragnienie, by ktoś temu zaradził, a najlepiej przepędził na cztery wiatry. Mącicielom w to graj, myślą wtedy, że mają rację itd. Takie osoby stosują szereg taktyk pozwalających im na mącenie. Wskażę na niektóre z nich:
    – imputowanie, np. ?pisze Pan o sobie jako o logiku?
    – ignorowanie pytań, np. ?proszę zacytować takie moje stwierdzenie?
    – ?nadinterpretowanie?, np. reguła neutralności staje się neutralnością światopoglądową (o czym ani słowa w tekście)
    – udawanie polemiki, np. istnienie ekono-fizyki, które ma być rzekomo polemiczne względem mojego, że nie wszystko da się zinterdyscyplinować (a propos ekonomia to dziedzina nauki, fizyka też, ale dalej jest ignorowane pytanie o to, czy teologia, agrokultura i biologia istnieją interdyscyplinarnie; więc wyjaśniam, że teologia i agrokultura nie są naukami, chociaż polami badawczymi i owszem. Ponieważ nie zakładam wstępnie, że rozmawiam z ignorantem, to zmuszony jestem założyć, że jestem brany za ignoranta ? to prowadzi nas do kolejnej taktyki, czyli)
    – niedocenianie ?współ dyskutantów?, np. mentorstwo, paternalizm itp.
    – ?kastrowanie wypowiedzi? ? np. napisałem ?wszystko co racjonalne jest realne i wszystko co realne jest racjonalne? a przypisano mi tylko część pierwszą całej wypowiedzi
    – uetycznianie wszystkiego co się da, np. ten akapit ?Każda konkretna osoba jest pewną realnością, której nie powinno się redukować do dyskursów. I właśnie ta realność, która jest tylko w jakimś nieznanym stopniu poznana domaga się podejścia interdyscyplinarnego. Interdyscyplinarność to uznanie aspektowości poznania.? Taki zabieg skrywa pospolite moralizatorstwo (przecież etyki się nie kwestionuje, przy okazji kłamiąc, że istnieje tylko jeden system etyczny). Pisze się banialuki wtedy. ?Konkretnej osoby nie powinno się redukować do dyskursów?, co jest tylko dowodem na ignorancję, albowiem a) psychoanaliza wg Pana Pawła to robi, lub Pawlak to robi (bez jakiejkolwiek próby zweryfikowania tego, co jest charakterystyczne dla witkowszczyzny), b) medycyna redukuje konkretną osobę do organizmu, ekonomia do producenta i konsumenta, socjologia do członka jakiejś grupy, polityka do wyborcy, buddyzm do nieokreślonego Ja, psychoanaliza, którą staram się reprezentować bo ją kocham, do podmiotu, a nie do dyskursów.
    – zakłamywanie rzeczywistości, np. co bym zrobił, gdyby analizant odszedł z analizy. Zdecydowanie coś bym zrobił, tyle że w przypadku konkretnej osoby nie wiem co bym zrobił, dopóki bym nie zrobił (charakterystyczna ignorancja psychologów, w tym Witkowskiego, na którą składa się nie rozróżnianie zachowania od aktu, agresywności od agresji, itd.itp.).
    Owszem, kontynuowałem tę ?dyskusję?, by ?zredukować? ?dyskutanta?.

    Marzec 28th, 2017

  36. Marcin

    Byc moze wiekszosc z Nas idzie dalej i pyta sie glosno po co właściwie ten blog? Lub nawet dla kogo ten blog? Joshe wskazuje na przestrzen mistrzowania, Pawel ewidentnie jest za masturbatorium…?! Ja jestem za a nawet przeciw kontynuacji i wiem ze nie zabije Pan tej Milosci i nie pozwoli umrzec jej…

    Marzec 29th, 2017

  37. Marcin

    Panie Krzysztofie,

    Bylem tam na stronie Sinthome’u, ale zakręciło mi sie w glowie od tych wszystkich paragrafow/parametrow… Ja tak tylko przekornie z tymi PsychoLeak’s… Moze kiedys nadarzy sie okazja zeby porozmawiac o tym i owym… Ja wiem, ze nie mozna tak zupelnie bez parametrow i dowodow, i slowami o koniecznym minimum zanalizowania bardzo mnie Pan zaciekawil… Moze Pan dopisze do listy przyszlych tekstow bloga, czy tez w jakims zalaczniku cos nakresli ;-)

    Marzec 29th, 2017

  38. Krzysztof Pawlak

    Ten blog powstał z inicjatywy mojej analizantki, a dziś analityczki EPFCL. Ona była pomysłodawczynią i ona uprosiła mnie bym zaczął go pisać. Wszystko odbywało się podczas dyskusji ze mną na temat jej analizanta. Bezpośrednim powodem był jej argument, że szkoda marnować moją wiedzę (tematem dyskusji był homoseksualizm w klinice psychoanalitycznej). Tak się zaczęło. A w którym miejscu jest teraz? W miejscu, w którym kwestionowany analityk stał się analitykiem niekwestionowanym, czyli takim, który ma coś do powiedzenia, a nie tylko cytowania. I w sposób niekwestionowany zawdzięczam to blogowi.

    Marzec 30th, 2017

  39. Marcin

    Rzeczywiscie blog wychodzi najlepiej gdy Pan nie cytuje… Czyli wybaczmy Panu Pawlowi i wszystkim tym co nie wiedza co czynia… I zawolajmy: ‚Uwolnij Barabasza!’. Ufff, strasznie mi ulzylo.

    Marzec 30th, 2017

  40. Krzysztof Pawlak

    Przy Sinthomie powstało SFP, czyli Szkoła (wśród lacanistów wyraz największego uznania i dlatego w Polsce przez 27 lat działa tylko jedna klasa, ale bez szkoły). Powstała jak większość innych szkół, aktem woli jakichś analityków, a nie decyzją jakiejś Centrali. Wielu pewnie sądzi, że to samowolka megalomana-Pawlaka. Tymczasem inicjatywa pochodziła od analizantów, i to wcale nie moich. Ja natomiast zostałem poproszony o udział w tym przedsięwzięciu.
    Największą obelgą u lacanistów (której nie stosuję) jest mówienie, że to co się dzieje ma charakter wyobrażeniowy. Lecz w gruncie rzeczy przekonać się o tym można tylko po owocach. Jednym z nich jest trwałość, ale pamiętajmy, że szkoły umierają nie tylko dlatego, że oparte są na chciejstwie. Mogą zostać rozwiązane lub zakazane przez państwo (inna sprawa czy skutecznie – szkoły mogą przetrwać w katakumbach). Wszystko to jest kwestią przyszłości – przyszłość pokaże. Lecz mamy powody do optymizmu. To właśnie ten aspekt, styk państwa z formami istnienia obok państwa będącymi, wymusza kodyfikacje, punkty, podpunkty i paragrafy. Działanie stowarzyszone z innymi szkołami, czy nawet federacjami zrzeszającymi szkoły, wymusza przyjmowanie pewnych już istniejących rozwiązań. To dość oczywiste.
    Lacanowski kanon dla symboliczności, że nie ma Innego Innego, sprawdza się w miarę w warunkach gabinetowych. W przestrzeni publicznej istnieje suweren – przestrzeń publiczna jest folwarkiem Państwa. Przywoływanie przykładu Francji (suwerenność pierwszej szkoły lacanowskiej) obejmuje okres, w którym prawnik rodziny Lacana został politykiem, a potem premierem, a lacanizm i jego szkoła doszła do wyjątkowego prestiżu, który skapywał i na mnie. (W 1990 byłem gościem na obiedzie w ogrodach pałacowych premiera, na śniadaniu w pałacu Richelieu, przeprowadzono ze mną wywiad w Le Monde [21 lub 23 czerwca, zapowiedź na str.1] itp. dusery).
    c.d.n.

    Marzec 30th, 2017

  41. Marcin

    Tak jak Pan mowi, mnie tez to czesto irytuje: ‚Jacques-Alain to, Jacques Alain tamto’… Natomiast ja bardzo to u Pana cenie, ze jest Pan marzycielem (nie mylic z fantasta)… No nic, musze sobie Pania Rudinesco odswiezyc.

    Marzec 30th, 2017

  42. Krzysztof Pawlak

    c.d.

    Panie Marcinie i inni,
    Czy mam dalej o tym pisać? Wykorzystuję przy tym obszerne fragmenty książki, cały czas pisanej, bo cały czas coś się dzieje i zmienia. Korzystam z okazji, którą sporządził Pan, Panie Marcinie, by po raz pierwszy upublicznić, dotychczas przemilczane początki (całe pierwsze 10 lat).

    Oto kontynuacja mojego dzisiejszego komentarza

    Na święto Swiatowej Szkoły Psychoanalizy (lacanowskiej) w 1990 pojechałem z mym analitykiem jako jedyni zaproszeni z Polski. Zdarzyło się, że na kilka dni przed tym świętem wybuchł strajk Air France i tylko dzięki interwencji organizatorów dolecieliśmy tam nieco spóźnieni (pomogła Lufthansa mająca swój terminal na Roisy-Charles de Gaulle). Dlaczego traktowano nas tak wyjątkowo?
    Sądzę, że zawdzięczałem to kilku rzeczom. Po pierwsze, skutkom kilkutygodniowego pobytu we Francji (na zaproszenie lacanistów; zaproszenie wystosował Roland Broca, ówczesny Chief w Szkole i dyrektor szpitala psychiatrycznego o orientacji psychoanalitycznej w Premontre w Szampanii, który miałem okazję poznać, na terenie którego mieszkałem i organizacji pracy się przyglądałem [tam zacząłem pobierać nauki zwane lacanizmem]). Roland Broca przybył do Polski w 1986, by nawiązać kontakt z polskimi analitykami. Odwiedził Kraków i ośrodek leczenia nerwic Jerzego Aleksandrowicza, dziś profesora CM UJ. A ponieważ nie pracował tam żaden polski analityk, a Roland Broca znał mój, pisany wspólnie ze Zbyszkiem Sokolikiem (jego wkład dotyczył psychoanalizy w Polsce po II Wojnie Światowej), artykuł o historii psychoanalizy w Polsce (napisany i wydany w 1986, najpierw w periodyku Niemieckiego Towarzystwa Psychoanalitycznego (w jęz.niemieckim), a zaraz potem w biuletynie Europejskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego (w jęz.angielskim), to fakt ten zainteresował lacanistów i przez poszukiwanie mojej osoby, skontaktował mnie z lacanizmem. Po drugie, ówczesna Szkoła zorganizowała Dni Polsko-Francuskie na temat psychoanalizy w Paryżu i zaprosiła mnie z kolegą (Czesław Dziekanowski, dziś też prof., ówcześnie analizant Sokolika i praktykujący analityk), a także Aleksandrowicza z silną ekipą z jego ośrodka. Na tych dniach miałem wygłosić dwa wystąpienia, najpierw o historii psychoanalizy w Polsce, a potem o psychoanalizie analizantki jako przyczynku do genezy homoseksualizmu i hirsutyzmu (wygłaszany w Polsce, dotychczas nie opublikowany [opublikowanie wchodzi w grę po śmierci analizantki]). Ten drugi nie został wtedy wygłoszony z powodu pewnego, z perspektywy czasu komicznego, ale wtedy dziwnego i nieco przerażającego wydarzenia mającego miejsce podczas mego wystąpienia na temat historii [zapewne wszyscy są ciekawi co się wtedy stało, ale nie wiem czy mam o tym pisać ? nie wszyscy pewnie są zaciekawieni jak stałem się lacanistą, potem nie-lacanistą, by na powrót nim być]. Po trzecie, w sierpniu 1988 w Zakopanem razem z Barbarą Gorczycą, lacanistką z Paryża i Arnoldem Pawelskim (dziś Centrum Psychologii Klinicznej) rozpoczęliśmy pracę nad przetłumaczeniem Raportu Rzymskiego Lacana (wydany w Polsce w kilka lat później, bez jakiegokolwiek odniesienia do mojej osoby jako inicjatora, a przez parę lat kreatora kartelu tłumaczeniowego w tym celu powołanego ? o powodach mogę napisać). Po czwarte, w 1987, po dniach polsko-francuskich, zostałem superwizantem M. Krajzmana, wybitnej postaci lacanizmu w Belgii i Francji . Byłem nim aż do śmierci Mosze (Maurice?a). Po piate w końcu, na przełomie 1988/89 roku zacząłem po raz pierwszy zaznajamiać chętnych z lacanizmem i psychoanalizą, najpierw na Wydziałe Paychologii UW, gdzie pracowałem w latach 1988-1994, a potem w Centrum Psychologicznym mieszczącym się na pl. Centralnym w Nowej Hucie, którego twórczynią była aktualna szefowa Koła Lacanowskiego w Krakowie. Z tych dwóch działań wywodzi się rdzeń członków dzisiejszych kół, w Krakowie i Warszawie.
    Czas między 1986 a 1992 to czas mojego pierwszego topu lacanowskiego.

    c.d.?

    Marzec 30th, 2017

  43. Marcin

    Panie Krzysztofie,

    Dziekuje za te podroz sentymentalna, jesli moge sie tak wyrazic…

    Wiekszosc informacji jest dla mnie nowoscia, tak jak i wspominanych postaci… Nigdy nie myslalem o historii ‚ruchu lacanowskiego’ w Polsce w perspektywie jakiejs chronologii wydarzen, a to bardzo ciekawa sprawa – warta opracowania… Szkoda, ze nie bedzie mozna przeprowadzic jakiegos testu na ojcostwo, bo zapewne rozczacych sobie prawo do takowego bedzie wielu – tak sie domyslam… (Faktycznie nic tam o Panu nie slychac przy okazji RRZ?!)

    Choc moje spotkanie z Panem Zbigniewem mialo miejsce cale lata temu i bylo krotkie, to jednak pozostalo waznym punktem odniesienia…

    Czekam na ciag dalszy/fragmenty no i w koncu na gotowa ksiazke…
    Zapowiada sie ciekawa lektura.

    Marzec 31st, 2017

  44. Paweł (Marx)

    W tym co Pan Pawlak napisał najważniejsze jest to, co pominął. Zwróćcie uwagę, że zignorował sobie kwestię rzekomego przymusu bycia ostrym w stosunku do mnie. A jest to wszak kwestia, która rozpoczęła całą dyskusję.
    Chodziło o to, że jakieś rzekome dyskursy przymuszają nas do pyskówki.
    Nie dziwi mnie fakt, że Pan Pawlak zaczął i kończy milczeniem w tej sprawie. Jest to bowiem rzecz, której sobie nigdy nie odmówi.

    Zignorowana została też kwestia logiki jako wspólnej płaszczyzny wszelkich nauk czy pól badawczych. Oraz warstwa zjawiskowa jako ewentualna kolejna płaszczyzna. Bez względu bowiem na to, czy mamy do czynienia z nauką czy polem badawczym może istnieć wspólna płaszczyzna, jeśli tylko używane pojęcia, terminy posiadają jakikolwiek sens empiryczny. To oczywiście temat rzeka, ale zauważcie, że Pan Pawlak go zamknął zwracając się już tak naprawdę do Was, a nie do mnie. W dodatku brzmi jakby się tłumaczył. Tak więc nie mąćcie, tylko przyjmijcie to albo łyknijcie:)

    Pan Pawlak dyskutował by „zredukować” dyskutanta. Cokolwiek to znaczy widać wyraźnie, że psychoanalitycy i terapeuci manipulowanie innymi mają we krwi. Komuś może się wydawać, że ma miejsce wymiana poglądów, a tak naprawdę wszystko co ktoś pisze jest po to, by Cię zredukować.

    W dodatku postanowił redukować kogoś, kogo sam wywołał do tablicy (wszak od jakiegoś czasu (nawet ostatnio) pojawiam się we wpisach Pana Pawlaka by mógł ilustrować swoje tezy, słynna „postać Marxa”). Wiedział zatem z dużym prawdopodobieństwem, że zareaguję na to. A ponieważ toczył już ze mną burzliwą i długą dyskusję więc wiedział, na co może liczyć.
    Zatem zachowuje się teraz trochę jak ktoś, kto się zapomniał i zaliczył prostytutkę, a teraz wyzywa ją od kurew. Sam Pan tego chciał, Panie Pawlak. Niech się Pan teraz nie wypiera tego bękarta, którego razem spłodziliśmy:)

    Marzec 31st, 2017

  45. Joshe

    Od dyskursu mistrza doszliśmy do mistrza. W analizie jest tak, że pewne oddanie i zawierzenie się jakiemuś mistrzowi jest istotne o ile nie konieczne. Lacan o sobie mówił, że on jest Freudystą. Co to w ogóle znaczy? Znaczy bardzo konkretnie. Bezwarunkowe wejście na ścieżkę pragnienia, która nie wiadomo gdzie prowadzi, bo prowadzi gdzieś na pewno. Mistrzów trzeba dobierać starannie. A to zaledwie warunek konieczny w zbiorze postaw oraz zaledwie paru zasad zwanych fundamentalnymi. Ekstraterytorialny status nietoperza. Bez tego lacanowskiej analizy nie będzie ani w Polsce ani nigdzie.

    Marzec 31st, 2017

  46. Joshe

    Dzieje się dużo rzeczywiście i to jest dobre. W tym całym dzianiu się istotny jest rygor pewien, taki a nie inny. Tych bardzo silnych ośrodków jest niewiele i stoją za nimi bardzo konkretne osoby. Tak w analizie było i tak zostanie. Czas odzieje ziarno od plewu. Kto szuka optymizmu i innych takich tutaj go nie znajdzie.

    Marzec 31st, 2017

  47. noname

    Z jednej strony założenie że analizą kłamstwa da się dojść do prawdy a z drugiej że komunikacja jest kwestią logiki. Oba założenia zabawne i stąd kolejny szoł nosicieli tych założeń, którzy czule i rozkosznie potrzebują się wzajemnie i wspólnie ręce wznoszą ku wymyślonej ad hoc Publice. Publice, która szoł i brzydotę tego drugiego ma osądzić. Ja jestem pod wrażeniem podwójnego mistrzostwa. I jako ta publika- durnowata acz potrzebna- wpis o dyskursie histerycznym poproszę.

    Marzec 31st, 2017

  48. Marcin

    W marcu wpisy na Psychoanalitycznym Panopticum jak w garncu… Od no name to no future… Rzeczywiście trudno mówić o psychoanalizie w panstwie totalitarnym… Tych kilka silnych ośrodków i konkretnych osob poki co jest, lepsze to niz duch święty… Ja np. bardzo sie ciesze tym pokalanym poczęciem – nie in vitro – lecz na blogu wlasnie… Uważam nawet ze jest to powód to wielkiego optymizmu, święto slowa ktore staje sie cialem… „Rygor” jakies pedagogiczne ma dla mnie konotacje, ale ‚psychoanalysis without stpndards, but not without principle’ to dobry „fundament”… Can we make it? Yes, we can…

    Marzec 31st, 2017

  49. Joshe

    Haha, no widzę, że siedzimy w tej samej lekturze –

    What is at stake is thus less a standard* than standing*. (E, 327)

    Marzec 31st, 2017

  50. Marcin

    Niestety musze wyznac, ze ja tylko mentalne stosuje copy and pace…

    Mnie szalenie fascynuje ‚nic’ i tak sobie po prostu dziury w calym szukam… Kolega mi doradzil zebym w takiej sytuacji gabinet otworzyl… Ale ja pacjentow najlepiej na nocnym dyzurze toleruje – jak twardo spia… A wiadomo, ze sen to zdrowie…

    Ja uwazam, ze sztuka konceptualna pieknie kaganek niesie przed psychoanaliza i lekcji nie jednej waznej dostarcza… Wie Pani, ja mam taka piekna bibliteczke ze wszystkim wlasciwie Lacana i w okol co wyszlo po angielsku, wlacznie z zeszycikami kola z Melbourne (nic nie przeczytane)… ‚Jak nie zostalem psychoanalitykiem’ to sobie nazywam (opcjonalnie dolaczam index tzw. ‚nic’ wielu godzin seminariow, conversatoriow klinicznych, kilku kongresow no i dlugiej analizy)…

    Mowie o tym tylko po to, bo mam pelna swiadomosc ze moje posty sa najczesciej o niczym i chyba tylko jakims rykoszetem byc moze cos tam wnosza…

    Prosze mnie smialo redukowac i wybaczyc ze tak sobie bloga naduzywaM.

    Kwiecień 1st, 2017

  51. Krzysztof Pawlak

    To ładnie brzmi, gdy ujął to Lacan – kłamstwo jako droga do prawdy. Należy mieć na uwadze to, że chodzi tu o denegację, w której podmiot neguje prawdę. To działanie podmiotowe; w żadnym wypadku czynność ego, czyli Ja. Ja denegacji zaprzecza czemuś, o czym nie wie. Zatem nie okłamuje analityka. W efekcie analizant jest zakłamany, zaprzeczeniu przyznaje walor prawdy.
    Używanie mowy zakłada nieuchronnie istnienie sensu (mówienie do rzeczy). To z kolei logikę. To co wprowadza psychoanaliza to traktowanie mowy niespójnej jako logicznej. Zastosowanie logiki zilustrowałem przykładem „piasku w waginie”, którą posiada mężczyzna. Mężczyzna, który ma waginę jest albo obojnakiem, albo kobietą. Albo mężczyzną z waginą (ten szalony gender) – co pokazuje pragnienie, by nie mieć do czynienia z płcią w ogóle. Tak czy owak, interpretacje te są logiczne. Ogólnie funkcja komunikacji u Lacana przybiera postać „nadawca otrzymuje odpowiedź/przekaz od interlokutora/rozmówcy w formie odwróconej”.

    Kwiecień 3rd, 2017

  52. Joshe

    No tak, mistrz mój mówi – znaczenie na bok, tylko znaczący znaczący znaczący i przestrzeń miedzy tym co mówione a usłyszane żeby nam tylko rosła, bo tutaj mamy odpowiedzialność mierzenia na podmiot.

    Ja to znów mam tak z moją własną osobą na kozetce, że im dlej w las to coraz mniej tych drzew widzę. Jakoś wszystko się rozmywa i rozgrywa poza, a ja sobie śnię, że wygrałam z losem i wszystko upada tam gdzie powinno.

    Kwiecień 3rd, 2017

  53. noname

    Rozumiem, choć mam pewne wątpliwości.
    Jaki jest sens czy cel tego procesu denegacji? Czemu ma służyć? Na co podmiotowi prawda (a raczej zrozumienie kłamstwa) o nim samym ? Zadaję może bzdurne pytania, jestem tu obca i nie zgur(u)owana, ale zostałam z tym pytaniem.

    Kwiecień 4th, 2017

  54. Paweł (Marx)

    To pisanie jakoby z psychoanalizy wychodziło się z niczym to też wciskanie kitu. Jeżeli ktoś czuje realną odmianę to nigdy nie powie, że wyszedł z niczym. A jeśli tak powie, to znaczy, że zmarnował czas i pieniądze. I dlatego psychoanaliza jest jednak formą terapii.

    Nigdzie nie pisałem, że istnieje jeden system etyczny. Bez względu jednak na to ile tych systemów jest faktem pozostaje, że żyjemy w kulturze europejskiej, a jej wspólnym mianownikiem jest szacunek do indywiduum. Mówi o tym prof. Barbara Skarga w jednym ze swoich ostatnich wywiadów (kliknąć na 24:20):

    https://www.youtube.com/watch?v=GRnGybLod_c

    I tak się akurat składa, że buddyzm koresponduje z tym elementem poprzez przeciwstawianie się wszelkiej alienacji tego indywiduum. I dlatego gdy Pan Palak używa słowa redukcja w kontekście buddyzmu, to tym samym dowodzi swojej wielkiej ignorancji w tym temacie.

    Prof. Skarga mówi w tym wywiadzie też inną ciekawa rzecz, która jest bardzo podobna do poglądu OSHO dotyczącego logiki (kliknąć na 3:50):

    https://www.youtube.com/watch?v=GRnGybLod_c

    Dla Osho nawet ewentualne niespójności jego poglądów nie były problemem, bo miał świadomość tego, że życie jest procesem. I dokładnie o tym samym mówi prof. Skarga, która ilustruje to na przykładzie pozytywizmu. Przypominam, że Pan Pawlak określił to stanowisko Osho krótko jak bzdurę.

    Jeszcze uwagą odnośnie mącenia. Jak wiadomo Facebook czy Youtube nie macą. W tym sensie, że algorytmy podsuwają treści powiązane z tym, w co się ostatnio klikało. Efekt? Ludzie są zamknięci w bańkach ideologicznych. To zjawisko już dawno zostało zauważone przez socjologów. Ale co tam. Najważniejsze, że każdy czuje się komfortowo ze swoimi poglądami, a giganci robią kasę.

    Co to znaczy „uetycznianie wszystkiego”? Coś takiego możne napisać tylko ktoś, kto nie rozumie, że zjawiska są powiązane ze sobą i że nie da się abstrahować od etyki.
    Facebook chciał być apolityczny. Chciał być jedynie platformą. A okazuje się, że prawdopodobnie przyczynił się do wygranej Trumpa. I teraz Zuckerberg ma kaca moralnego. Zamknięci w swoich bańkach ideologicznych użytkownicy wymieniali bowiem między sobą tak zwane fake news, które są już plagą i już Niemcy się boją, że to wpłynie na wynik ich wyborów. Cholerna polityka. Miała nie wchodzić, a weszła od dupy-strony.

    Kwiecień 4th, 2017

  55. Paweł (Marks)

    Oho. Została włączona moderacja. Widzę napis „Your comment ist awaiting moderation”. No to się teraz zacznie cenzura.

    Kwiecień 4th, 2017

  56. Paweł (Marks)

    Oczywiście wysłany z innego maila mój komentarz pojawił się natychmiast.

    Kwiecień 4th, 2017

  57. Paweł (Marks)

    Prawdopodobnie już nie poznacie tego dłuższego wpisu, który Pan Pawlak ocenzurował. Jak kogoś to jednak ciekawi, niech do mnie napisze:
    botop.allegro@gmail.com
    Kto zdąży ten zdąży.

    Kwiecień 4th, 2017

  58. Paweł (Marks)

    Czegoś takiego, to chyba nikt się nie spodziewał.

    Kwiecień 4th, 2017

  59. Joshe

    O kurna, coś nam się dominujący dyskurs polityczny przemyka tutaj. I ten polski i nie polski także.

    Kwiecień 4th, 2017

  60. Krzysztof Pawlak

    Uwielbiam słabostki ludzkie w postaci paranojki. Właśnie obok stoi informatyk, który próbował zorientować się, dlaczego system odrzucił komentarz. Czekał on (ja nie jestem ciągle przy komputerze, ani nie używam nowoczesnych komórek) na zatwierdzenie ręczne. Co też w obecności informatyka uczyniłem. Panie Pawle, jeszcze się Pan nie zorientował, że Pana kocham?

    Kwiecień 4th, 2017

  61. Ilia Muromiec

    Najbardziej lubie jak juz pada to slowko „manipulacja”. I „zredukowanie”. Można też to łączyć. Że ktoś się nie da sprowadzić do schematu i zmanipulować. No pasjami uwielbiam.

    Kwiecień 4th, 2017

  62. Krzysztof Pawlak

    Szanowna Pani,
    W Pani pytaniach, proszę wierzyć, że fundamentalnych, poruszone są dwie kwestie. Pierwsza to cel denegacji, druga to charakter relacji podmiotu z prawdą. Obie kwestie prawda łączy.
    Denegacja to sposób, wyrażany w języku i mowie, na to, by Ja/Ego, człowiek, zwyczajny byt ludzki, nie spotkał się ze swoim „najgorszym” (określenie Lacana). Niedawno inna komentatorka zasugerowała, mając 100% rację, że innym sposobem na to jest używanie metafor. Denegacja nie korzysta z metafor, korzysta z formuły zaprzeczającej „to nie…”. Jeśli ktoś opowiada sen, w którym uprawia seks z kobietą, a pytany o to, co może o niej powiedzieć, odpowiada: „to nie była moja matka”, to stosuje denegację. Denegacja jest sposobem na nie dopuszczenie do świadomości myśli, że to była matka. By zanegować, musimy najpierw mieć coś do zanegowania. „Najgorszym” jest tu myśl o uprawianiu seksu z matką. Czyli można powiedzieć, że denegacja to środek do ochrony świadomości przed tym, by nie zrzucić jej z tronu, by wciąż była najważniejsza. To wyjątkowo radykalna teza (a propos buddyzmu, nie ufać Ja/Ego, zrzucić z siebie jego ciężar, jest o wiele mniej radykalne niż zrzucić z siebie ciężar świadomości, a przyjąć ciężar nieświadomości).
    Prawda zaś, podobnie jak podmiot, jest po stronie nieświadomości. Prawda po stronie świadomości jest zawsze zafałszowana, tzn. że nie można być pewnym, czy nie jest to kłamstwo, a świadomość jest okłamywana. Gwarantem dla prawdy po stronie nieświadomości jest to, że Ona, Prawda, mówi, tylko mówi. Mówi tylko dla uszu, które słyszą. Proszę przemyśleć przykład (to zadanie dla wszystkich czytających tę odpowiedź): „Tylko mnie kochaj”. Pytanie brzmi: kto to mówi, do kogo mówi i o czym mówi. (Czekam na wasze pomysły).
    Na co podmiotowi prawda? Proszę zadać sobie pytanie, np. „jaka jest prawda o mnie?”. Może Pani odpowiedzieć, że jest Pani kobietą, ale nie jest to prawda o Pani, bo przy okazji jest prawdą o innych kobietach, a nawet mężczyznach uważających się za kobiety; że jest Pani inteligentna, choć nie łatwo Pani to przyznaje, ale to też nie jest prawda tylko o Pani. Zatem jaka prawda dotyczy tylko Pani, na tyle „tylko”, że wraz z Pani śmiercią, ginie nieodwołalnie i ona? „Kim jestem?”, „Kim jestem Ja?”, nie „Kim jest człowiek?”. Relacja podmiotu z prawdą jest ekskluzywna i eks-tymna (to nie zaprzeczenie intymności, tylko intymności odwrotność). Pozwala podmiotowi być Jednym w świecie, pozwalając innym na bycie Jednymi w świecie, bytami, które charakteryzuje „raz”, „jeden raz” – ani przede mną, ani po mnie, ani przede mną nie byłem, ani po mnie nie będę (teza radykalnie zrywająca z reinkarnacją, metempsychozą i nieśmiertelnością duszy, a jednocześnie nadająca podmiotowi w tym „oka mgnieniu istnieniu” splendor).

    Kwiecień 5th, 2017

  63. noname

    Dziękuję za odpowiedź.
    Nie, z pewnością nie odpowiem na pytanie „kim jestem” że jestem kobietą czy że jestem inteligentna.
    „Kto mówi?” „Kto jest?” już sobie z psychoanalizy wzięłam. Odpowiedź jest skrajnie subiektywna.
    Moja myśl pod pytaniem była taka (nie znam waszego języka, więc użyję niezręcznie swojego), że prawda to taki wabik, którego w sumie nikt nie chce. Że kozetka jest po to by uświadomić sobie swoje bajki i je rozbić- ale też i po to, by wypracować/ kupić nowe. Że fajnie jak prawda błyszczy, ale daleko, bo można zbudować sobie wzmacniającą opowieść o „niezłomnym poszukiwaczu prawdy”. Pod łuskami cebuli – tych nieprawd tożsamości – nie ma po prostu nic. Wszystko co o sobie gadamy świadomie czy nieświadomie – jest redukowalne. Nie ginie ze śmiercią nic, bo i nic nie ma, może oprócz wiązki energii, która ulega transformacji. I jak Pan pisze, taki obraz (podciągnę to pod to „najgorsze” choć nie wiem czy prawidłowo) może być nie do zniesienia.
    Mówienie o „wyjątkowości” („razowości”) swojej pustki czy prawdy jest dalszym samooszustwem Ja/ego czy jak wy to nazywacie.
    To co Pan pisze wydaje mi się analizą kłamstwa. By dojść do prawdy trzeba jakiegoś skoku poza kłamstwo, poza analizę, poza samo pojęcie analizy, podmiotu, poza pojęcie pytania etc, etc.
    Albo też się mylę, brakuje mi zdecydowanie tu wiedzy i jestem ślepa.
    To tylko taka uwaga na marginesie, gadam do własnej głowy. Resztę sobie spokojnie poczytam i przetrawię.

    Kwiecień 6th, 2017

  64. Krzysztof Pawlak

    Szanowna Pani,
    Zdaje się mieć Pani związki z filozofią. Jeśli tak, to Lacan musi jawić się jako anty-filozofia. Wszystko dlatego, że Lacan utrzymywał, że psychoanaliza jest wiedzą, ale nie jest nauką. Wiedzą, która nie chce być obecna na uniwersytetach.
    Traktuję Pani komentarz z wnikliwą uwagą i postaram się do niego ustosunkować
    – z pewnością nie odpowiem na pytanie „kim jestem” że jestem kobietą czy że jestem inteligentna. Każda odpowiedź na to pytanie pozostanie pusta lub banalna. Zresztą to pytanie pachnie filozofią. Stąd właściwsze pytanie, które umknęło(?) Pani uwadze brzmi: kim Ja jestem?
    – prawdziwy szkopuł wprowadzony przez Lacana to ten, że istnieje odpowiedź, która w żadnym stopniu nie jest subiektywna.
    – pojęcie wabika jest podstawowe dla Lacana w rozważaniach dotyczących Wyobrażeniowego. Lecz trzeba wiedzieć, że funkcja wabika łączy człowieka ze światem zwierząt. To oczywiste, że się nie chce prawdy (pisałem to a propos denegacji). Klasyczne sokratejskie ?cokolwiek nie zrobisz, będziesz tego żałował? to unaocznia. Z tym, że dla ścisłości, jeśli, tak jak w psychoanalizie, nie chce się prawdy, której się nie zna, to przynajmniej na poziomie domysłu istnieje domyślanie się, czym ona mogłaby być (funkcja wyobrażeniowości). Mam wrażenie, że pisze Pani o prawdzie, której się nie chce, dlatego że już się ją poznało (należy odróżniać denegację od nie przyjmowania do wiadomości czegoś).
    – po pierwsze, bajki te, zwane fantazmatami, można poznać tylko w okruchach i losem ich nie jest rozbicie ich (nie da się rozbić czegoś, co w swej istocie pochodzi z Realnego, czyli z traumy). Losem fantazmatów jest przekroczenie ich władzy nad podmiotem, spotkanie z Realnym bez ich pośrednictwa (radzenie sobie z pragnieniem bez bajek). Nie chodzi więc o to, by zastąpić zuzyte bajki nowszymi wersjami. Nie wiem czy wiedza Pani o psychoanalizie jest intuicyjna, czy na czymś oparta, ale wyraża ona typowe uprzedzenia ludzi wobec psychoanalizy.
    – w lacanizmie nie występuje koncept tożsamości (nie istnieje znaczący dla podmiotu). Redukowalność analizy nie biegnie ku nicości (mowa jest o NIC, ale to NIC nie jest nicością). O NIC procesu analitycznego mówią analizanci, a nie filozofia. (?Tylko tyle? Mały haczyk pod literką ?a?, [chodzi o literkę ?ą?], a tak wielki wpływ miał na moje życie??). NIC zawsze pozostanie abstrakcyjne i absurdalne (np.?nic mi po tym?, ?nic z ciebie nie wyrośnie? itp.). Ten koncept nie ma nic do czynienia z dylematem substancjalności, niesubstancjalności, antysubstancjalności. Wraz ze śmiercią podmiotu ginie jego NIC. Pozostaje po nim nagrobne R.I.P. (?niech odpoczywa w pokoju? ? ale kto?). Proszę o przyjrzenie się kwestii ?w proch się obróciłeś i z prochu powstałeś? ? proch w żadnym wypadku nie jest niczym, ale jednak jest NIC (?nic po nim nie zostało?).
    – ?Najgorsze? nie jest w obrazie, jest poza nim. ?Najgorsze? jest tym, czego nie może objąć żaden obraz i żadna, nawet najbardziej bujna wyobraźnia. ?Najgorsze? jest nie do zniesienia, bo odwołuje się do stanu całkowitej bezradności (psychofizycznej, mentalnej, duchowej itd.). Ten stan Freud nazwał Hilflosigkeit, którym określał pierwotny stan dziecięcia tuż po urodzeniu, stan, w którym jego dalsze istnienie jest całkowicie zależne od Innego (głośna tabula rasa, która nie ma nic wspólnego z pustym mózgiem; mózg może być pełen ?informacji?, ale w niczym nie pomoże dziecięciu w przetrwaniu; mózg jest pusty dlatego, że nie zatroszczy się o dziecko).
    – to NIC, pustka, czyni wyjątkowym podmiot, a nie podmiot czyni wyjątkowym pustkę. Wszechoszustwo ego kończy się z chwilą pokonania go przez nieświadomość (?tam, gdzie myślę, tam nie jestem?, ?Tam, gdzie jestem, tam nie myślę?)
    – ależ tak, to jest analiza kłamstwa (?prawda, by się wypowiedzieć, nie omieszka posłuzyć się kłamstwem?)
    – nie ma potrzeby wyskoczyć poza kłamstwo, bo w analizie nie chodzi o prawdę. Chodzi o problematyczne związki podmiotu z prawdą ( o prawdę niewygodną, niechcianą, odpychaną, przeinaczaną itd.). Nie chodzi o prawdę o podmiocie, o prawdę ?kim ja jestem w ogóle?. Chodzi raczej o to, dlaczego jest ze mną tak i tak, np. ?unikam kobiet, bo one śmierdzą?. ?Ależ one o tym wiedzą?. ?Jak to??. ?Sam Pan mówił, że używają tony perfum?. ?Nie znoszę smrodu perfum?. ?I nieustannie w ich obecności wyciera Pan nos?.
    Pozdrawiam

    Kwiecień 10th, 2017

  65. Krzysztof Pawlak

    Będę więc kontynuował w dziale komentarze i na łamach blogu, we wpisach z adnotacją (H), temat historii lacanizmu w Polsce oczami, uszami i rękami jej pioniera (określenie użyte w stosunku do mnie przez Marca Straussa, znanego lacanisty z Paryża, które użył w rozmowie z moją analizantką, dziś członkinią Koła Warszawskiego, podczas przyjęcia wydanego przez szkołę dla grupy Polaków. Miało ono miejsce podczas światowego spotkania lacanistów [zwanego kongresem] w 1994 w Paryżu.).
    Tym razem, wsłuchując się w prośbę Pana Marcina, będę pisał Alfabet Pawlaka, czyli kto jest kto, gdy mowa dotyczy nazwisk.
    Część I
    B jak Broca Roland,
    psychoanalityk lacanowski w Paryżu, analizant Lacana, autor wielu książek, specjalista od psychoz. Podobno, mówiono to poufnie, pochodził z rodziny noblisty Pierre Paula Broca, odkrywcy ośrodka mowy w mózgu. Osobiście poznałem go po swym przyjeździe do Paryża na dni polsko-francuskie w 1987. To on po moim powrocie do Polski umożliwił zaistnienie lacanizmu w tym miejscu świata. Po pierwsze, przysłał mi seminarium XI Lacana w tłumaczeniu na angielski i dosyłał następne w ciągu kilku lat. (Seminarium XI stało się później pierwszym przetłumaczonym na polski seminarium, które zostało przetłumaczone w grupie krakowskiej, rozwijającej się wokół mnie i mego gabinetu w Krakowie). Po drugie, i najważniejsze, w czasie pierwszego kryzysu mojej działalności, stanowczo poparł moją działalność organizacyjną i szkoleniową. Na przełomie 1988/89 ktoś bardzo zaniepokojony moim działaniem na polu lacanizmu skontaktował się z Brocą (bodajże wtedy sekretarzem Szkoły, ECF) i opowiedział co robię. Broca stanowczo mnie poparł.
    C jak Carrabino Ricardo,
    psychoanalityk włoski. Jako znający język polski (zrobił doktorat z psychologii w Polsce) został opiekunem koła warszawskiego, kupił mieszkanie w Warszawie, w którym otwrzył gabinet psychoanalityczny. Poznałem go w 1990 w Paryżu, na moje zaproszenie przyjechał na pierwsze tygodniowe seminarium do Warszawy (później doroczne, znane jako seminaria czerwcowe, począwszy od 1995). Kibicował zakładanemu przeze mnie pierwszemu towarzystwu psychoanalizy lacanowskiej, znanemu jako Perspektywa Freudowska. Zamieszczał w biuletynie tego towarzystwa swoje opracowania. Był wykonawcą ?nocy długich noży?, gdy w czerwcu 1996 w lokalu towarzystwa w Alejach Niepodległości przeprowadził pierwszy z rozłamów grupy sympatyków skupionych wokół mnie. Przez 2 lata był moim superwizorem. Był inicjatorem mego passe w Paryżu (doszło do skutku w 2000 roku).
    D jak Dziomba Serge,
    rodowo, jak mi mówiono Litwin czy Żmudzin. Poznałem go osobiście w 1987 w Paryżu podczas spotkania w jego mieszkaniu. Wiosną 1988 przyjechał z grupą lacanistów do Warszawy. W programie było m.in. spotkanie z grupą studentów UW w ośrodku terapeutycznym Wydziału Psychologii na ulicy Dzielnej, a także wystąpienie otwarte na temat języka i mowy na ulicy Brzozowej, jak i spotkanie z psychiatrami w Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Zapisał się w mojej pamięci jako entuzjasta kuchni mojej żony. Aktualnie jest opiekunem grupy krakowskiej. W Krakowie ma też gabinet i mieszkanie. Przez około 2 lata superwizowałem u niego swoją praktykę.
    G jak Gorczyca Barbara,
    polskiego pochodzenia psychoanalityczka z Paryża. Psychiatryczka, najpierw analizowana przez Rene Diatkina z freudowskiego towarzystwa psychoanalitycznego, potem przez któregoś lacanistę. Gdy ją poznawałem analizowała się u J-A.Millera. W czasie mego pobytu w Paryżu w 1987 mieszkałem w jej mieszkaniu. Barbara organizowała grupę lacanistów, która w latach 1987-1990 przyjeżdżała do Polski. Byłem z nią w bliskich relacjach aż do kryzysu ?przysięgowego? w 1992. Kryzys ów (opiszę go) spowodował podjęcie decyzji przez sekretariat szkoły o otworzeniu gabinetu w Krakowie. W 1993 zakupiono mieszkanie. Był to pierwszy gabinet lacanowski prowadzony w Polsce przez nie-Polaków. Zapamiętałem ją (podobno ze względu na stan zdrowia przeniosła się do Prowansji) jako ?bezwolne narzędzie? Szkoły służące do realizowania celów tejże. Konsekwentnie wykreślała moje nazwisko z dokumentów i historii. Nie zaprotestowała gdy zaczęto oficjalnie forsować ideę o początkach lacanizmu w Polsce. Rzekomo miał się on zacząć w Polsce w 1996 (zapewne chodzi o konferencję warszawską odbywającą się w hotelu Forum, na którą przyjechała specjalnie desygnowana delegatka Szkoły i przeprowadzenie ?nocy długich noży?). Członkowie obu ?oficjalnych? kół, warszawskiego i krakowskiego powtarzają tę datę jak mantrę, pomimo tego, że od 1988 konsekwentnie budowali ruch lacanowski. W ten sposób wymazuje się z oficjalnej historii 2 konferencje z Guy Trobas, krakowskiej w 1993 i poznańskiej w 1992. Data rozpoczęcia istnienia lacanizmu w Polsce za jego początek przyjmuje udane wyizolowanie znacznej części moich analizantów od moich wpływów. Barbara dała się poznać jako niewiarygodnie namiętna nikotynistka. W oparach dymu analizowała polskich analizantów (niektórzy z nich musieli z tego powodu zrezygnować z analiz).
    c.d.n.

    Kwiecień 11th, 2017

Reply to “Dajcie mi moment na napisanie czegoś o dyskursach – dyskurs mistrza”