Życie jest agresywne. Nie wirus HIV i nie limfocyt T, lecz życie samo. Cudnie jest mieć domek na wsi, ale nie wiedzieć czemu gdy już go mamy, ogradzamy go płotem. W sumie po to, by spokojny dotąd sąsiad zamarzył o jego przeniknięciu. Sielanka, Arkadia, możliwa jest tylko na obrazie, konkretnie w obrazie (nieskrywany mój podziw i pokłon ślę Monsieur Poussin’owi), czyniąc z niej grób dla pustki – cenotaf.
Ogradzając swój dom stawiasz granice życiu, więc nie ujdzie ci to na sucho. Na tym polega funkcja cięcia w sesjach psychoanalitycznych. Oddziela się „swoje” od Innego, od „swoje” Innego. Cięcie odcina, by za chwilę zasklepić je potokiem życia. Różna długość sesji działa podobnie – daje życiu posmak esencji. Analityk tnie, a analizant wychodzi rozsierdzony, refleksyjny, lękliwy, zawieszony, zmieszany itp. smaki życia doświadczający.
Samookaleczanie jest z tego samego rodzaju. Tnie się siebie, by żyć (czuć cieknącą krew, ból rozdzielanych ostrzem tkanek itd.).
Realne jest życiem, życiem samym. Nie daje się uśmiercić, okupuje wszystko, na wszystkim pasożytując. Życie żyje kosztem śmierci. Życie uśmierca, by żyć dalej i dalej. Ot, popęd śmierci. To najbardziej radykalne z pojęć Freuda. Jeden popęd, który żyje poprzez śmierć. Życie uśmierca.
Dualizm popędów tylko wygląda na taki. Podziały były różne. Popęd życia, ale i popęd(y) Ja, popęd życia, ale i popędy seksualne (to kombinacje freudowskie). Wnikliwy czytelnik zauważy, że jeden popęd, popęd życia, przeciwstawiony zostaje wiązce popędów, wiązce popędów wynikłej z refrakcji popędu po przejściu, albo przez Ja (wyrazem czego są dążenia jednostkowe), albo przez ciało (wyrazem czego są popędy seksualne, zawsze polimorficzne). W takim ujęciu refrakcja mogła dotyczyć tylko popędu życia, wtedy jeszcze nie utożsamianego z Erosem. Ten moment obecny jest w ukrytym założeniu teorii ewolucji – celem popędu życia jest przetrwanie, co jest także celem ewolucji. Wszelako ewolucjonistów nie interesuje byt jednostkowy, ale masowy, gatunek z jego walką o byt. Lecz ten byt może trwać tylko za cenę bytu innych gatunków, by w końcu sam zejść ze sceny życia. Życie jest ekspansywne. Lecz co je napędza? W ewolucji to cel rozumiany jako przetrwanie, tyle że nie wiadomo mi, jak wyjaśnia się w tej teorii konieczność tej konieczności przetrwania.
Otóż istnienie konieczności odnosi nas ponownie do Katarzyny Kozyry i jej afery spowodowanej Piramidą Zwierząt. Skąd zbulwersowanie, pada pytanie? I dlaczego poroże jelenia w gabinecie łowieckim nie wywołuje afery?
Każdy podmiot ludzki podlega przekreśleniu przez znaczący/ce, który jest racją jego istnienia, istnienia incydentalnego, istnienia utkanego z chwil, pomiędzy którymi znika (w tej luce między chwilami jego istnienie jest tylko hipotetyczne – to jeden z powodów, dla których podmiot nie może być utożsamiany z Ja, precyzyjnie z Ja wypowiedzi „ja mówię”; jest on aliści równy wypowiedzeniu „ja powiedziałem” – stąd podmiot uchwytny jest w jego „byłem”, a nie w „jestem”). To przekreślenie wynika z tego, że jesteśmy bytami mówiącymi.
Lecz jesteśmy także przekreśleni przez popęd, albowiem jesteśmy bytami cielesnymi. O ile byty mówiące są z racji mówienia bytami pragnącymi (nie wiedząc czego pragną), o tyle byty cielesne muszą czynić, mówić, myśleć coś, czego nie chcą. Czy artysta czyni dzieło bo chce, czy musi?
Co nas bardziej rewoltuje? Czynienie tego, co się chce, czy co się musi? To nie jest dzielenie włosa na czworo. Chcenie,pragnienie, zawsze chybia celu i zawsze poniekąd jest nieudane. W rezultacie to co się osiąga jest jakąś formą przedstawienia; dosięga się pozoru czegoś, nie dosięgając tego czegoś – decyduje obiekt popychający nas, a nie przyciągający nas. Czy Ewa chciała, czy musiała zerwać jabłko? A Adam chciał, czy musiał je skosztować?
Katarzyna Kozyra, twierdzę, musiała sięgnąć po zwierzęce truchło i miała odwagę nam to pokazać. Nagrywała śmierć in situ („wpatrywałem się w oczy konającego”), a nie jak w przypadku myśliwego in loci („było to na jesieni 1888 w puszczy pod Bolimowem”). Chodzi tu o odległość między podmiotem a obiektem. Im bliżej, tym bardziej bulwersujące to jest. Pamiętacie zdjęcia wyabortowanych płodów narzucane nam do oglądania? Miała to być terapia szokowa! Szok był, terapia nie. Jasne jest, że autorka mogłaby się jeszcze bardziej zbliżyć do Rzeczy (obiektu wrogiego). Mogłaby na przykład zbudować piramidę ze zwłok ludzkich. Czy to za wiele?
No dobrze, ale czym to „za wiele” mierzyć? Odpowiedzią na to jest tylko pragnienie. Fajnie by było, gdyby w sztuce było nim dekonstruowanie pojęć sztuki, piękna, estetyki, artysty. Sztuka może być oknem na nicość. Podobnie psychoanaliza. Nawet jeśli sacrum jest tylko pozorem, pragnienie trwa pomimo.
KP
P.S. Tytuł wpisu to wiersz Stanisława Dróżdża. Świetnie wkomponowuje się on w ostatnie zdanie. Dziękuję osobie, która zwróciła mi nań uwagę.
One Comment, Comment or Ping
Słowa, słowa, słowa… A co to jest szczęście?
Luty 27th, 2016
Reply to “„Nie to co jest a to czego nie ma jest bardziej niż to co jest””