1 + 1 = 1


Pamiętacie zamieszanie spowodowane książką Sokala „Modne bzdury”? Właśnie umieściłem w tytule wpisu kpinę z matematyki, a nie dowód nieuctwa, panie Sokal. Pan zaś kpił z postmoderny i Lacana, który z nią nie ma nic wspólnego, nawet nie próbując dowodzić nieomylności matematycznego Jednego. Otóż kpina z matematyki nie oznacza, że to co umieściłem w tytule jest równaniem (tak czyta to Sokal, uznając przy okazji, że jest to jedyny sposób czytania tego zapisu). Tym niemniej to, że to nie jest równanie nie prowadzi do wniosku, że jest to fałsz. Sokal zatem miałby rację tylko pod warunkiem, gdyby naprawdę było to równanie. Lecz co go przekonuje, że jest to równanie? Tylko to, co jest napisane przez trzy jedynki i dwa znaki. I nie ma znaczenia dla Sokala kto trzymał pióro, albowiem trzymał je Bóg (profesor Heller jest wyznawcą tej wiary). To jasne, że Bóg nie może być dziwakiem ani szaleńcem, postacią z Monthy Pythona, nie może swego stworzenia traktować niepoważnie. Przy okazji intryguje to, co pisałby Sokal, gdyby to co napisane w tytule przyjęło postać: jeden dodać jeden równa się jeden – czy nadal byłoby to równanie?

Otóż matematyka istnieje tylko dlatego, że pomiędzy symbolem a symbolizowanym istnieje relacja odpowiedniości, harmonii, nawet jeśli symbolizowane dotyczy nieoznaczoności, nieskończoności itp. Matematyka nie matematyzuje wszystkiego, matematyzuje tylko to, co daje się podporządkować tej regule. Profesor Heller, który jest zwłaszcza dziś i tutaj obiektem kpin sądzi, że wszystko można uporządkować taką regułą, a jeśli nie, to tylko dlatego, że a) aparat matematyczny jest jeszcze za ubogi lub b) Bóg pozostawia obszar tajemnicy, który jest dowodem na jego istnienie.

Ale w przeciwieństwie do Sokala i Hellera nie jesteśmy bogami i zastosujemy pewien znany zapis w sposób nieortodoksyjny. E=mc(do kwadratu; nie wiem jak zapisać potęgę przy użyciu standardowej klawiatury), po czym odczytamy go tak: intensywność rozkoszy seksualnej kobiety zależy od wielkości narządu mężczyzny pomnożonej dubeltowo przez szybkość ruchów frykcyjnych. Czy jestem w błędzie? Ależ skąd! Po prostu kpię z nauki pokazując jej impotencję, jeśli chcielibyśmy zastosować jej reguły w obszarze innym, niż ten zdefiniowany przez matematyków i fizyków.

Kim zatem jestem, gdy używam najbardziej znanego na świecie równania do opisu zjawiska intensywności rozkoszy seksualnej kobiety? Matematykiem nie, naukowcem też nie, lecz robię to, co robią artyści godni swej nazwy – interpretują jakąś rzeczywistość stosując środki nie mające nic wspólnego z matematyką; są matematyczne dla matematyków i tylko tyle. Dlatego tak lubię obrazy Luriego; z łatwością przyjąłbym do wiadomości obraz przedstawiający parę w namiętnym uścisku zatytułowany najbardziej znanym równaniem na świecie. Więcej, mówiłby on o rzeczywistości, o której matematyka nie ma nic do powiedzenia.

No i teraz, do czego możemy odnieść zapis tytułowy w formie wzoru quasi-matematycznego? Ano do twierdzenia Lacana rozszerzającego tezę Freuda: „związek seksualny nie istnieje”. Jest to uniwersalizacja problemu zawartego w pytaniu „czego pragnie kobieta?” i odpowiedzi, że niewiadomym to jest i będzie (istnieje pragnienie bez związku z jakimkolwiek obiektem). Zatem, jeśli pierwsze 1 jest mężczyzną i drugie 1 jest kobietą, to ich zsumowanie, sparowanie, daje w rezultacie płeć męską. Można byłoby to przedstawić w bardziej czytelny sposób jako 1+0=1, lecz wtedy 0 zawsze byłoby płcią kobiecą (której nie ma o ile oznakowane jest jako 0). Lecz wszyscy wiedzą, że płeć kobieca istnieje, zatem opisywanie jej symbolem 0 jest tylko naprawianiem rzeczywistości; nie określanie wartości tej płci, ale przywracanie harmonii tam, gdzie o harmonii nie może być mowy, retuszowaniem jedynie.

Sztuka wiedziała to od zawsze. Spójrzcie na Portret małżonków Arnolfinich Jana van Eycka, studium dostojnego małżeństwa, których jedynym znakiem bliskości jest odległość od siebie mierzona kontaktem dłoni tych dwojga. Fenomenalny Vermeer w niezwykłej Dziewczynie z Perłą uwiecznia niemożliwość związku seksualnego przez zastygnięcie w kontemplowaniu kobiecości, które odgradza oglądającego od oglądanej (piękno w funkcji obrony przed realnym). A na koniec oczywista w swej beznadziejności Rolla Henri Gervexa – tych dwoje nie widzi siebie.

Szanowni Państwo, związek seksualny nie istnieje. I tylko z tego powodu, że w nieświadomości jest tylko jedna płeć. Zawsze męska na dodatek. Oznacza to istnienie konieczności, której wyjaśnienie jest nieodzowne.

Związek seksualny nie istnieje, albowiem istnieje faza latencji w rozwoju człowieka, chyba najbardziej zapoznane odkrycie Freuda. Latencja jest nieodzowna w sytuacji, w której matka jest równocześnie kobietą, a na dodatek jest nią przede wszystkim. Mam nadzieję, że już wam coś świta.

KP


7 Comments, Comment or Ping

  1. Hannah

    Panie Krzysztofie,

    ja tak z „innej beczki” a może i nie :-)
    Tak się zastanawiam, skąd się bierze elektorat PiS, pod względem psychoanalitycznym? To ludzie, którym ciągle jest źle (dla mnie taka dawna Komuna), ciągle oczekują, że to państwo wszystko im da, wpatrzeni są w Dudę jak w obrazek i niedługo zaczną się do niego modlić (co już zaczyna się dziać). Często mają bardzo wysokie mniemanie o sobie, nie poparte argumentami. Agresywni, kłótliwi, nie potrafiący spojrzeć obiektywnie na daną sytuację. Patriotyzm rozumieją w jakiś takich średniowiecznych ramach np. marsze z flagami, stanie pod krzyżem. No i tak spiskowa teoria dziejów np. o Smoleńsku.
    A, i wszyscy teoretycznie są bardzo religijny, chociaż w praktyce przeważnie przechodzą tylko koło kościoła jak idą po bułki i mleko rano.

    Sierpień 17th, 2015

  2. Krzysztof Pawlak

    Pani Anno, procesy społeczne rządzą się swoimi prawami, których wyróżnikiem jest podmiot mnogi w sensie gramatycznym (my, wy, oni, tamci, owi, owamci). Podmiot w sensie ścisłym jest tylko jednostką i w postaci grupowej nie występuje. Każdy kto mówi mówi sam (wtedy mówi z miejsca podmiotu), albo mówi jako tuba, czyli mówi kliszami (z miejsca wyznaczonego identyfikacją grupową). Tym jest elektorat. To społeczność, której spoiwem współcześnie nie jest wyróżnik klasowy, ekonomiczny, wykształcenia itp. (choć występuje, ale nie jest już cechą wiodącą), lecz identyfikacja zbiorowa oparta na mowie (ale nie na mówieniu) Innego. Może nim być prezydent, prezes, episkopat, tradycja, ks.dyrektor, media itd. Czyli wehikułem jest dyskurs, mowa adresowana do zbiorowości (dla niepoznaki nazywaną grupą docelową). Celem takiej mowy nie jest przekazywanie informacji, wymiana sądów, czy opinii, ale performatywność w postaci posiadania wpływu, zwanego przez specjalistów mobilizowaniem. Cel ten jest bezideowy i zredukowany do aktywności wyborczej. Wyborcy mają zagłosować, ale co dostają w zamian? Bezkarne jouissance. Po ostatnich wyborach np. jest tym niczym nie mitygowane drwienie i lżenie przegrywającego. Nie jest nim radowanie się ze zwycięstwa, lecz z dokopania pokonanemu. Ponieważ jest to bezkarne i odbywane w postaci od dawna znanych igrzysk (circenses), to grupa tych, którzy uznają takie praktyki za nieprzyzwoite staje się bazą dla niegłosujących. W opisowym sensie PiS i PO niczym się od siebie nie różnią. Tusk np. urządzał igrzyska na arenę do eliminacji wysyłając wytwórców dopalaczy, pedofili itd. Dziś Gowin wysyła wyznawców islamu, nawet dzieci, ale poza tym czekają w kolejce niepolskie banki, wielkie sieci handlowe, genderyści, ateusze i inne. Nikt ich nie wyklina, wystarczy, że pozwala się na nich pluć. (Do dziś Adam Michnik nie zabrał głosu w sprawie „gówniaterii”, a prof.Legutko w sprawie „gówniarzy z liceum”). Socjotechnika jest na antypodach psychoanalizy. Pozostaje jej proroczo grzmieć o nieuchronnych skutkach manipulowania popędem śmierci.

    Sierpień 17th, 2015

  3. Paweł Droździak

    > Podmiot w sensie ścisłym jest tylko jednostką i w postaci grupowej nie występuje. Każdy kto mówi mówi sam

    no to jest ciekawy problem. Wiadomo na przyklad, ze istnieja pewne zastanawiajace roznice w wynikach glosowan, nie tylko w Polsce i ze one sie pokrywaja na mapach z granicami roznych historycznych podzialow, o ktorych swiadomie dawno juz nikt nie pamieta. W Polsce to sa granice rozbiorow, w Turcji sa takie podzialy na czesc europejska i azjatycka, sa takie w USA, granice dawnego Rzymu tez wyznaczaja takie podzialy itd. To jeden z przykladow na to, ze momentami funkcjonuje cos takiego, jak zbiorowa nieswiadomosc. Niby nawet ten sam jezyk, ale troche jakby inaczej uzywany i obraz swiata troche jednak inny. Fuchs i Bion pisali o „grupowej swiadomosci”, o „wspolnym mianowniku grupowym” itd. No moze i tak jest, ze kiedy sie identyfikuje w grupie taki wspolny mianownik, to w gruncie rzeczy identyfikuje sie tylko klisze. Jednak Leder tez kiedy pisze o „przesnionej rewolucji” to tez w sumie pisze o jakiejs grupowej nieswiadomosci.

    Sierpień 18th, 2015

  4. Krzysztof Pawlak

    Oczywiście, nieświadomość grupowa, nieświadomość scalająca zbiorowości, istnieje. Nie jest to nieświadomość freudowska, która nie scala, ale rozłącza jednostkę od grupy. Nie mniej jednak „zbiorowe nieświadome” istnieje. Lecz Hannah pytała się raczej, czy nieświadomość elektoratu PiS jest różna od nieświadomości elektoratu PO, a więc, czy są to dwie różne zbiorowości, chociaż posługujące się tym samym językiem. Problem podziałów w obrębie szerszej zbiorowości to kwestia nie tyle znaczących, co totemów. Na jesieni ma wyjść III tom Herbarza Szlachty Ziemi Łukowskiej, w którym staram się rozjaśnić to zagadnienie w artykule poświęconym przydomkom i zawołaniom, zwłaszcza w części drugiej tego artykułu. Informuję o tym nie po to, by reklamować bądź co bądź ekskluzywne wydawnictwo, ale po to, by zainteresowanych tam odesłać, gdzie szeroko się tym zajmuję i poświęciłem temu artykułowi rok solidnej pracy (stosując m.in. narzędzia psychoanalityczne).
    Nie sądzę, by wyborcy PiS różnili się na poziomie nieświadomym od wyborców PO. Zasygnalizowałem jedynie, że moim zdaniem to, co różni jednych od drugich to typ dozwolonych igrzysk. Dozwolonych tzn. nie zakazanych (to zasadnicza różnica między nieświadomością freudowską, a zbiorową; ta pierwsza zredukowana jest do igrzysk ich-dwojga lub niewielkich grup, mających większy lub mniejszy związek z łóżkiem; ta druga ma pełne prawa do igrców igrzyskowych, a nawet więcej, do obowiązku uczestniczenia w nich, albowiem pozwala to na rozróżnianie swoich od nie swoich). W tym sensie opoje różnią się od obżartuchów (a tylko brak przywódcy nie pozwala na powstanie partii w zgodzie z zawołaniem „obżartuchy całego świata łączcie się”, a także psychopatologizacja obżarstwa w powiązaniu z kryminalizacją takich zachowań [gdzie nie gdzie matki przekarmiające dzieci są karane]). Powstaje pytanie, dlaczego niektóre typy igrzysk mają większe wzięcie niż inne; dlaczego „zabij Żyda”, „nie wpuść Araba”, „wykastruj pedofila”, „ekskomunikuj ateusza”, „podsłuchuj i podpatruj sąsiada”, „wywąchaj seksistę” (pokłosie niezapomnianego, wiecznie trwającego zawołania „naród z partią, partia z narodem” wraz z najnowszą mutacją „załoga z korporacją, korporacja z załogą”) tak łatwo spaja tak wielu?
    Cóż, odpowiedź na to gigantycznie istotne pytanie należałoby zacząć od prostej tezy: chociaż nieświadomości różnią ludzi od siebie, to popęd śmierci jest jeden dla wszystkich.
    Nie oczekujcie ode mnie zbyt wiele. To teren, na który należy zapuszczać się ostrożnie. To wyzwanie. Dla każdego z nas, dla którego świat nie jest fajnie urządzony i nigdy nie był fajnie urządzony. (To aluzja do pewnego listu pewnej banalnej istoty z jednego z ostatnich numerów WO; dziwi się ta istota temu, że „fajnie nam się żyło przez 15 lat, a on wziął i odszedł do innej”; fajnie to żyło się jej, ale jemu?).

    Sierpień 18th, 2015

  5. Paweł Droździak

    >czywiście, nieświadomość grupowa, nieświadomość scalająca zbiorowości, istnieje. Nie jest to nieświadomość freudowska, która nie scala, ale rozłącza jednostkę od grupy.

    w tym sensie koncepcje Biona i Fuchsa dotyczace „wspolnego mianownika grupowego” bylyby dokladnym przeciwienstwem psychoanalizy Freuda :) Moze tak byc. Ja sobie mysle, ze jednak istnieje pewien wspolny element zwolennikow pisu i przeciwstawny mu u zwolennikow niepisu. Pierwsi wola tate, drudzy mame.

    Sierpień 18th, 2015

  6. Hannah

    Panie Krzysztofie,
    tak, zastanawiam się jaki jest „klucz”, że dana osoba wybiera PO a nie PiS i odwrotnie. Argument o historycznych podziałach może i by pasował, gdybyśmy patrzyli na problem całościowo. Ale mnie interesuje pojedynczy człowiek. Przecież na terenach podzielonych wcześniej np. podziałami rozbiorowymi żyją różni ludzie, o różnych poglądach.

    Mam taką myśl, że być może wyborcom PiS brakuje w życiu Imienia Ojca, stąd idą za takimi totalitarnymi hasłami, stąd może bogobojna wiara, histeria wokół krzyża i Smoleńska itp. i ogólnie zatwardziały tradycjonalizm? No, ale nie wszyscy przecież w PiS są perwertami… :-)

    Sierpień 19th, 2015

  7. Krzysztof Pawlak

    Wyborcy PiS to nie przypadek kliniczny.Myślę, że bogobojni są i wśród wyborców PO, a nawet SLD. Histeria wokół krzyża dotyczy ogółu, histeryzują POwiacy, Palikot, prof.Środowa, Hartman itd. To samo Smoleńsk. Absolutnie nie sądzę, by bogobojność, krzyż i Smoleńsk charakteryzowały akurat tylko jednych wyborców. Rytualizacja to tylko koszt identyfikacji grupowej, tzn. że jeśli identyfikujesz się z daną grupą, to zaczynasz dzielić z nią jej rytuały, niezależnie od tego jak inny od niej jesteś. To wynika także z psychologii społecznej.
    Imię Ojca nie jest centrum identyfikacyjnym. Spoistość grupy osiągana jest przez postać Ojca Realnego (w PiS prezes).

    Sierpień 20th, 2015

Reply to “1 + 1 = 1”