Dlaczego z ojcem ma się tylko kłopoty? Między nim a tobą, nim a nami,wszystko nie jest normalne, nic nie gra tak, jak byśmy chcieli. Ja piszę to radykalnie, Zimbardo, który przyczynił się do kolejnej pustej akcji GW, bał się wejść na to pole minowe, więc ograniczył się do szeregu odpowiedzi na pytania niezadane przez nikogo. Więcej, pytania nieobecne w samym wywiadzie.
Nowoczesność, której matką chrzestną jest od kilkunastu lat GW (matką, albowiem ojcem chrzestnym boi się być), uczyniła z tej gazety ciocię-klocię, która chce uczynić rzeczywistość infantylnym narzędziem infantylnych zabaw człowieka nowoczesnego. Według Zimbardo i GW problem ojca leży w tym, że jest go w życiu dziecka, przede wszystkim własnego, za mało. Diagnoza zostaje postawiona, zwróćcie uwagę, że bez jakiegokolwiek zawahania się co do poprawności użycia takiego pojęcia w tym kontekście. Przecież dana z obserwacji użyta jest tu jako stwierdzenie faktu istnienia choroby! I to jest bałamuctwo! A dlaczego skoro ojców jest za mało w życiu dzieci, to należy sprawić, by było ich więcej? Bałamuctwo jest uderzające – coś symptomatycznego zostaje wzięte za chorobę (dzięki ignorancji przebranej współcześnie za mądrość) i uczynione celem społecznych oddziaływań. Lecz symptom nie jest chorobą. Jak zez, osobisty rys podmiotu, który tylko on może zdecydować poddać korekcji. I nikt więcej, tylko on. Ta hipokryzja jest okupem płaconym przez GW nowoczesności, której forpocztą GW się stała – ciemnotę uczy ciemnota.
A co jeśli funkcja ojca może być skuteczna tylko za cenę jego oddalenia, bycia zewnętrznie w stosunku do…no właśnie, w stosunku do czego? Zimbardo nie myśli, on psychologizuje, a za nim GW. Bez refleksji wyjawia, że od jakiegoś czasu jest w bliskich relacjach ze swymi dziećmi, rozmawia z nimi, a pewno i piwo z nimi wypija. Profesorów nikt nie tyka, a zatem i nikt pytania w tej kwestii im nie stawia. Brzmi ono tak: czym przeto różni się funkcja pana Z. od funkcji kumpla? Czym miałby być ojciec, gdyby ograniczał się tylko do funkcji kumpla?
GW zaapelowała do czytelników o napisanie wspomnień o swych ojcach. Ach co to okazał się za wysyp! Pomijając to. że większość tekstów była napisana na zamówienie, to kwestia miejsca ojca w życiu dzieci nie uległa rozjaśnieniu. Oto jakiś ojciec bawi się z dzieckiem w Indian. No dobrze, ale czym to się różni od zabawy przyjaciół w ten sam sposób? Co stanowi o różnicy, co czyni tę zabawę godną aż takiej pamięci? Tak bardzo godną, że nawet ambonowe feministki, z samą Agnieszką Graff na czele, uznają ten stereotyp za pożyteczny dla tatusiów i dzieci, chociaż inny stereotyp zabawy mam w dom, odżegnują od czci?
Udział ojca w życiu dzieci wypływa z reprezentowania tego, co zewnętrzne. To dlatego inaczej smakuje relacja „poczytaj mi tato na dobranoc” od „chodźcie coś wam przeczytam”, a ta z kolei od „ruszyłbyś się i przeczytał coś dzieciom”. Bycie ojcem to bycie zewnętrzne nie w stosunku do dziecka (tu kłania się cały infantylizm psychologii), ale w stosunku do związku matki z dzieckiem, który zazwyczaj jest dwójnią rozkoszującą się nawzajem. Obejrzyjcie przedstawienia Madonn z dzieciątkiem – one nie mówią, nie śpiewają, nie są niczym zajęte (nic ich nie rozprasza), ze świecą szukać wykorzystywania grzechotek, ślepiątek wpatrzonych w coś poza obrazem. To co zewnętrzne nie ma dostępu do tego związku. Wśród tych obrazów nie ma bobasa pełzającego na czworaka; w sumie gdyby w ramionach Madonn były zygoty nic by się nie zmieniło. Śmiem twierdzić, że dla polskich biskupów byłoby to spełnienie marzeń, albowiem byłoby to anulowanie problemu gender (zygoty są bezpłciowe). Jezusek jest chłopczykiem tylko dlatego, że w nieświadomości jest tylko jedna płeć, ale w niebiesiech też (czy ktokolwiek z was zna anioła płci żeńskiej?). Cała teologia i metafizyka jest sposobem na przekonywanie ludzi, że istnieje rzeczywistość jednorodna, homologiczna z płcią męską (spadkobiercy przekonania starożytnych Greków o wyższości homoerotyzmu nad heteroseksualizmem, przekonanie niezbyt udolnie zaprzeczane także przez feminizm).
Funkcją ojca jest zakłócanie takiego błogostanu, w tym najgroźniejszej jego formy, błogostanu poznawczego – ignorancji.
W zasadzie ojciec jest jednofunkcyjny. Śpiewała o tym, gdy jeszcze była mała, Natalia Kukulska: „co powie tata?”.
KP
3 Comments, Comment or Ping
To „bałamuctwo” jest wszechobecne. Skąd ono się bierze?
Lipiec 18th, 2015
Napiszę co ja o tym sądzę. Skoro zasadniczym celem dyskursu kapitalistycznego (za tym pojęciem nie stoi lewicowość tylko teoria dyskursów w ogóle) jest zadowolenie jak największej liczby ludzi (co jest prostym rozwinięciem etyki utylitarystycznej Benthama twierdzącej, że sprawiedliwość jest miarą tego, jak wielu ludzi ma równy dostęp do zadowolenia, jouissance), to aby osiągnąć maksymalizację dostępu, ten dyskurs wymusza używanie środków, które czynią z ludzi odbiorców dobra (jedynego realnego dobra w/g utylitaryzmu) jakim jest zadowolenie, idiotów. Dyskurs kapitalistyczny bez reklamy, a zatem, szerzej, bez mediów, karleje. Dźwignią tego dyskursu jest reklama, której duszą mierzalną jest ilość słów określających zadowolenie potencjalnego odbiorcy. To dlatego nie ma reklam lokomotyw, samolotów, broni (ponieważ nie jest możliwe osiągnięcie masowej skali zadowolenia). Reklama nie informuje tylko uwodzi. Uwodzi, wbrew ekspertom od marketingu (to moje zdanie), przede wszystkim słowami, a dopiero w drugiej kolejności obrazami. Ponieważ słowa, poza mową infantylną (och jaki piękny kotek!), niosą w sobie znaczenie, to należy zbliżyć funkcję słów do poziomu umysłowości dziecka (np. w reklamie środka na ból kolan „cudowny”, „jedyny na rynku”, „lepszy od innych środków”, „poczujesz radość” itd., widzimy staruszkę grającą w klasy; nikt co prawda nie widział w życiu grającej w klasy staruszki, ale nic nie szkodzi przecież, aby taki „lek” kupował każdy, bo przecież każdy chce czuć radość). Przeanalizujcie na chłodno reklamowanie np. komórek przez nieruszających swych tyłków nowoczesnych komiwojażerów. Mówią np. że zaoszczędzisz 15zł na abonamencie, którą to kwotę po roku oszczędzania możesz przeznaczyć na „ciekawe życie”. A więc będziesz coś miał, co umożliwi tobie dostęp do jakiegoś szczęścia (jakiekolwiek przedstawienie szczęścia może mieć tylko charakter wirtualny, nigdy realny). I teraz, jeśli aż tak bardzo zależy ci na porcji lodów w kawiarni raz na miesiąc, to zostajesz sprowadzony do dziecka cieszącego się, że masz „cudownego” tatę dającego ci raz w miesiącu kwotę na lody (a GW umieści twoje wspomnienia o tym, jak „niesamowitego” ojca miałeś).
W takiej sytuacji staram się zawsze przełamać monopol na szczęście i mówię tym komiwojażerom, że kupuję tę oszczędność, ale za możliwość zaproszenia ją lub jego na lody do kawiarni (gdzie oczywiście będę mógł zareklamować swój środek na szczęście). Jak na razie nikt z tej okazji nie skorzystał.
Lipiec 20th, 2015
„W nieświadomości jest jedna płeć”- A to nie jest tak, że tam obowiązuje binarność: Męskie/żeńskie?
Lipiec 20th, 2015
Reply to “Od ojca do taty i z powrotem”