„Nie-bycie objawia się w porządku symbolicznym”


Zamiar mój uporządkowania sprawy wokół gender, doprowadził mnie, i mam nadzieję że Was ze mną, do granicy, za którą widać, że gender nie jest ludzką fanaberią, nie jest po stronie „róbta co chceta”, a więc propozycji, czy, jakby chcieli niektórzy, nowego imperatywu moralnego, który jest niemożliwy do realizacji. Chciałem to pokazać odwołując się do języka: „skoro jesteś kobietą/mężczyzną, to bądź nią/nim!”. Bycie płcią jest byciem warunkowym!

Płeć ma swoje „jestem” i swoje „bycie”, ale z „jestem” płci nie wynika „bycie” płcią/płci, ani logicznie ani stochastycznie. Protaza parafuje swym „jest” byt zwany płcią, („jesteś kobietą”), prostym oświadczeniem samozadowolenia „i to było dobre”. Coś jednak idzie nie tak, Adam staje się zafrasowany. Dalszy ciąg jest znany. Skąd wzięło się zafrasowanie, skoro jeszcze nie było grzechu?

Z „manque-a-etre” (wybaczcie, ale nie ma na mej klawiaturze francuskich znaków diakrytycznych), lub w tłumaczeniu angielskim „want-to-be”, pragnąć być, brak bycia, a partykularnie „brak w byciu”.

Sygnalizowałem ostatnio odrębność znaczących „jest” i „być”. „Jest” określa stan, któremu niczego nie brakuje, lecz kto z nas jest samowystarczalny w swej płci? Bycie płcią (ale podporządkowaną znaczącemu „jest”) po to, by mnożyć ludzkość, dawać życie, rodzić dzieci i mieć je, jak próbują nadać sens płci boże kręgi od „bożych dzieci”, jest pobożnym życzeniem, ale i oddawaniem czci ignorancji. Czy dziecko będzie poczęte naturalnie, quasi-naturalnie (in vitro, zapłodnienie pozaustrojowe, z gwałtu), adoptowane, przysposobione, kupione, porwane, wymodlone, zmajstrowane w parach jedno czy dwupłciowych, Adamowie i Ewy i tak są bytami zafrasowani brakiem swego bycia, brakiem w byciu, znanym jako powszechna modlitwa o bycie z kimś, czyli jak każą mówić o tym dzisiaj: „problemy w relacjach”. Płeć, która jest, wystarcza do produkowania dzieci, każde z płcią, która jest. Hmm…aliści płeć, co to jest, chce ponad wszystko być z innym o płci, która jest, a ponad to „ponad wszystko”, chce być z kimś takim co i jest i chce być z tym, co to jest płcią, ale i chce być z tym akurat kimś.

Napisałem to niejasno, chociaż nie jestem filozofem, bo mowy nie starcza, by dać wyraz sytuacji podmiotu przebywającego między „jest” a „być”. Ostatecznie jest się płcią (sex), bo ma się penisa lub macicę wraz z oprzyrządowaniem. W rzadkich przypadkach wyposażenia w każde z tych organów, nadal próbuje się pozbawić nosiciela jednego z nich, lub też nowocześnie, chociaż niepopularnie, zadekretować trzecią płeć, HA – wszystko po to, by zasypać wyrwę między „jest” a „być”. Próżne nadzieje, ci także frasują się „byciem z kimś”, lecz nie z kimkolwiek.

Gender jest po stronie „być” – jesteś kobietą/mężczyzną, ale brakuje ci czegoś, aby nią/nim być.

Istnieją wśród nas tacy, którzy są płcią bez bycia płcią, a także tacy, którzy „byciują” płcią bez oglądania się na to, czy są jakąkolwiek płcią. Ci ostatni to queer, ci pierwsi to swojscy dziwacy, typy „jak gdyby”. Oba końce wyraźnie dotykają szaleństwa, to konkwistadorzy terenów, na które ci ze środka się nie zapuszczają (spodziewają się tam jednorożców i baboryb). To teren, gdzie Logos nie sięga, teren bez bogów lub przez bogów opuszczony, czekający na zaanektowanie. Pamiętać wszelako należy, że każda podróż w nieznane ma swą Lacorunę jako punkt wyjścia. Bez niego podróż nie byłaby podróżą. Bez niego w ogóle nie wiedzielibyśmy, że to w ogóle podróż, że ruszenie w drogę zależne jest od ruszenia tyłka, a każde jego ruszenie to litoral/litteral, to, co określa granicę między ciałem a realnym („no rusz swe cztery lit(t)ery”) – litery, które ruszają tyłek – bynajmniej nie słowa.

W najbardziej ogólnie pojętej psychoterapii i wąsko rozumianej psychoanalizie, najtrudniej jest doprowadzić do ruszenia tyłka. Zasadą są rosnące głowy i ciała zastygłe w bezkształtnej bryle – wszystko się wie, a palcem nie da się kiwnąć. W świecie słów mówi się: „czy mógłbyś skoczyć po zakupy”, by uzyskać oczywiste „zaraz”, „teraz nie mogę”. W świecie litery mówi się: „k….rwa, rusz swe cztery litery” i… i zakupy zrobione.

W świecie słów, a zatem symboliczności, objawia się tylko nie-bycie, w przypadku ciała (jako bytu, „jest”), to cadaver, zwłoki, unikające bycia bez zwłoki. „W świecie słów bycie języka jest nie-byciem obiektów”.[E,627]

Czym jest więc płeć, zwłaszcza gender? Przyjmijmy na razie, że to obrona przed Realnym. A gender to ta część, której brakuje podmiotowi, by być swoją/moją płcią.

KP

P.S. Przez słowo-nie-słowo starałem się oddać sedno litery. La Coruna to port w Hiszpanii, z którego ruszyła Wielka Armada. Lacoruna to nic poza zbitką liter wskazującą na nie-sens tkwiący u podstaw bycia. To odniesienie do nie-sensu wyjaśnia tajemnicę związku Hannah Arendt i Heideggera, a co jeszcze wyraźniej pokazał film-klasyk „Nocny portier”.

Cytat tytułowy pochodzi z: E,380


5 Comments, Comment or Ping

  1. wojtas

    Czyli lewica to taka mama, która mówi „masz Jasiu pączka, nieważne jak wyglądasz, mama i tak kocha swojego małego mężczyznę”. A obok Kościół i prawica jako skompromitowany ojciec, któremu buchnęli z szafy pasek do karania. Ciągle się zastanawiam, czemu lewica tak łaknie słów papieża: czeka na kolejne mrugnięcie okiem w ich stronę czy marzy o spraniu odnalezionym paskiem po dupie?

    Maj 18th, 2015

  2. Paweł Droździak

    Może marzy, żeby wsiadł kanar i ujawnił publicznie, że tatuś nie ma biletu.

    Maj 18th, 2015

  3. wojtas

    Kanar w turbanie.

    Maj 18th, 2015

  4. Krzysztof Pawlak

    O prawdziwej lewicy pisał kiedyś dużo Zizek. To mieli być konkwistadorzy, nieustraszeni wymiatcze, Ghostraiders, duchów przeszłości – własność prywatna, znieść, rolników, skołchozować; rodzinę, ograbić z praw; życie prywatne inwigilować; tatę z pasem, zgilotynować; wypiekaczki ciast drożdżowych, usunąć; w końcu spalić pasek ojcowski. Cel był jasny – ich złotem była wolność od zniewoleń. Co znaleźli? Zatęsknili na powrót za pasem i wręczyli go wybranym spośród nich. Dlaczego? Ktoś przecież nazwał ich konkwistadorami, odróżniając od reszty, którą ochrzczono mianem proletariatu. Czy można wszystko wypowiedzieć i wszystko wymyślić? Zdawało się, że tak; przecież przesłuchujący rozkoszowali się bez granic, słysząc w ustach przesłuchiwanych wszystko co chcieli usłyszeć. Lecz i tak wszystkiego nie usłyszeli.
    Więc czyżby odwieczna tęsknota za pasem? Napisałem, że zdaje się być płeć obroną przed Realnym, ale systemy polityczne też, jak nauka, ekonomia, sztuka. Paradoks w tym, że najsolidniejszą obroną jest nadal religia – wystarcza pokazać pas zakładając turban, by się o tym przekonać. To dlatego systemy polityczne aspirują do bycia religią i twierdzą, że są po to, by chronić obywateli. Tyle że nie dysponują zmartwychwstaniem, największym z braków-w-byciu. Pokładają nadzieję w nauce. Może kiedyś nie będzie potrzeby zmartwychwstania, bo będzie się tylko żyło. Zapominają, że wtedy największym przegranym będą samobójcy.
    Dziś już nie może być lewicy bez teologii. I to w jakiejś części jest smutna konstatacja.

    Maj 19th, 2015

Reply to “„Nie-bycie objawia się w porządku symbolicznym””