PoG:10 – „kota nie ma”


Wysiłek konceptualny włożony w rozjaśnienie zagadnienia gender, płciowości, która nie zawiera się cała w konieczności biologicznej, doprowadził nas do miejsca teoretycznego impasu. Psychoanaliza nie jest psychologią, a co bardziej kontrowersyjne, psychoanaliza nie jest psychoterapią. Jak to rozumieć?

30 lat temu pojawił się w moim gabinecie 55-letni pan. W owym czasie był to gabinet psychologiczny i jak to bywa w zwyczaju nawiedzał go każdy gość instytucji medycznej, którego rejestrowano jako pacjent. I wtedy i dzisiaj psycholog i psychologia byli pomocniczymi pracownikami medycznymi. Tak jak pielęgniarki ważyły i mierzyły, tak psychologowie i psycholożki oceniali psychologicznie. Czy wszelako zajmowali właściwe fotele? Ja w każdym razie nie – w takim fotelu nie umiałem się pomieścić. Ta sytuacja jest analogiczna z konceptem gender; zajmujesz miejsce w fotelu oznaczonym symbolem M i nie oznacza on tylko tego, że masz organ przeznaczony do wkładania i deponowania w schowku waluty bezcennej, pozwalającej życiu trwać, a tobie zorganizować je w strukturze znanej od zawsze, a nazywanej rodziną. Ten sedes pontificalis obejmował także umiejętność plucia, gwizdania, grania w dupaka, kopania i wielu innych rzeczy, których brak podkopywał pewność tego, że litera M jest twoją literą. Na tym fotelu miałeś „mieć d…”, w żadnym wypadku „dawać d…”, spoglądając na to subtelnie, mogłeś „dawać w d…”, ale nie „nadstawiać d…”, broń Boże „brać w d…” („bierz nogi w d… i spieprzaj”). Aliści, gdy nie mieściłeś się zupełnie w fotelu, nie byłeś nazywany dziewczyną, owszem byłeś nazywany „babą”, „beksą”, a dobitniej „beksą-lalą”, ale wszyscy wtedy, jak i dzisiaj, wiedzieli i wiedzą, że „baba” to tak nie do końca kobieta. Byłeś nią, tzn. dziewczyną, tylko w języku i przez mowę. Cały czas byłeś chłopakiem, który nazywany był „babą”, „cipą”, „pedziem”, „ciotą”. Byłeś nazywany, ale dziewczyną nie byłeś. Czy coś się zmienia, gdy jakiś ktoś nazywa się dziewczyną? Nazywa siebie! Wszelako, czy Ja, które nazywa siebie dziewczyną, jest tożsame z Ja, które kwalifikuje ten sąd jako pewność? Dla psychologii i psychoterapii to oczywistość – Ja mówiące o sobie jest równoznaczne z Ja świadomym tego, co to Ja orzeka. To paradygmat psychologii i psychoterapii. W takiej formie dwie te dziedziny są wrogami nieświadomości freudowskiej, nie nieświadomości rozumianej jako świadomość nieświadoma czegoś.

Jak wspominałem pojawił się kiedyś bardzo już dojrzały pan, który orzekł mi prawdę, że jest kobietą. Ten pan od 32 lat był mężem i ojcem czworga dzieci, wtedy już dojrzałych. Prawdę o sobie, że jest kobietą, odkrył miesiąc wcześniej, gdy przyśnił mu się sen, w którym jakiś gość w postaci gorejącego drzewa powiedział mu, że nadszedł czas, by stał się kobietą, co już od ranka po śnie oznajmiał w koło, szokując, najpierw żonę, a potem dzieci. Powtarzał słowa mówiącego drzewa „nadszedł czas, by stać się kobietą”, odnosząc je tylko do siebie, jako że analogia z historią biblijną jest uderzająca – głos mówi tylko do jednego, jedynego człowieka. Pan ten przyszedł do instytucji, jedynej w owym czasie , która „zabezpieczała” zmienianie płci osób transseksualnych, i (sic!) został zakwalifikowany do procedury zmiany płci. Losy jego są mi nieznane. Jak to było możliwe? Właściwa odpowiedź brzmi: albowiem psychologia i psychoterapia skrzętnie pomija sny! No i oczywiście wierzy, że człowiek wie co mówi. Tymczasem psychoanaliza stwierdza, że w każdym „mówionym” należy najpierw określić to, kto mówi i do kogo mówi. W powyższym przykładzie mówione nie pochodzi od X., ale od Boga (przez analogię ze sceną biblijną) i skierowane jest nie do X. tylko do Mojżesza, eo ipso kogoś jedynego i jednego. Powiecie psychotyk? No i co z tego? Dziś o wiele bardziej niż wtedy nie stanowi to przeszkody do zmiany płci.

Paradygmat mówiący, że Ja mówiące wie co mówi, którego kwintesencją jest współczesna psychologia i tzw. nowoczesne psychoterapie, jest aktualną religią modern generations. Oto mały berbeć oznajmia, że „jestem dziewczynką”, a ponieważ nią się nie urodził, wzbudza panikę i konsternację, przyczyniając się do braku bezrobocia wśród genderystów. Tymczasem gdyby twierdził, że jest osłem, Mufasą lub kamieniem, nikt nie brałby tego na serio. Przecież wystarczy, by adresat takiej wypowiedzi wziął przekaz na serio, wyciągnął z niego konsekwencje i na przykład powiedział: „no to od dzisiaj wyrzucamy parowozy, samochody i rakiety, i kupujemy lalki, domki, altanki, minikuchnie itd.; strzelby i rewolwery wraz z olstrami oddajemy siostrzeńcom, bo strzelanie nie gra w duszy dziewczynek”, by pokazać czym jest mowa – albowiem nie jest „mówione” w mowie mówieniem tylko prawdy, czy całej prawdy. Zdania proste, magiczna różdżka zwolenników adekwatnej komunikacji, nie jest mówieniem podmiotu, tylko robota. [Przypuszczam, że], „jestem dziewczynką”, brzmi o całe parseki inaczej niż gołe „jestem dziewczynką”. Podmioty mówią zdaniami złożonymi. By to wykazać wystarczy wtrącić odpowiedni znak interpunkcyjny, najpewniejszy znak Innego – „jestem kobietą”, mówi on, „no i…” mówi adresat wypowiedzi.

Współczesność, a zatem i genderyzm i feminizm, goodfoodyzm, antyglobalizm, pro i antyaborcjonizm, psychologizm i psychoterapizm itd., nie waham się twierdzić, cierpią z powodu niedostatku interpunkcji. Bycie podmiotu ma naturę dyskursu, jest pełne interpunkcji. Mniej więcej wygląda to tak: „”jestem dziewczyną”[z tego stwierdzenia wynika, że mówi to chłopak, dlaczego?]; Inny: „myślisz, że dobrze trafiłeś, by mi to powiedzieć?”; on: „aaa…hm…nie jesteś psychologiem?”; Inny: „mogę być”; on: „jak to? Zaraz, to jesteś czy nie jesteś psychologiem?”; Inny: „jestem, ale było to dawno, nie jestem, ale tylko teraz”; on; ” to ja sobie pójdę”; Inny: „przyszedłeś do mnie by odejść?”; on: „no…no nie”; Inny: „to kto chciał odejść?”; on: „hmm…nie wiem teraz o czym myśleć”; Inny: „no to wiesz na czym polega naturalny stan bycia człowiekiem”.

Granicą psychoterapii jest dialog, poza który ta JWPani Ps się nie zapuszcza. W psychoterapii wygląda to, circa, tak [wybieram uśredniony wariant]: „jestem dziewczyną”; lokutor [dalej L]: „jak się z tym czujesz?”; on: „zrzuciłem ten ciężar, pierwszy raz to mówię”; L: „jak długo borykałeś się z tym ciężarem?”; on: „trudno powiedzieć”; L: „jak się czujesz z tym, co powiedziałeś?”; on: „musiałem to w końcu powiedzieć”; L: „to dobrze, że w końcu to wyrzuciłeś”; on: „no nie wiem czy dobrze…”; L; „czego chcesz dla siebie?”; on: „chciałbym żyć jak dziewczyna”; L: „możesz żyć jak chcesz”.

Przeciwstawiłem sobie dwie wersje. Pierwsza, od okłamywania, mowy pustej, do przycumowania przy jakiejś prawdzie. mowie pełnej. Druga, od rzekomej prawdy słów, do bycia okłamanym przez lokutora, do pustych słów w jego ustach.

Albowiem nikt z nas nie może żyć jak chce, to fantazmat w roli prawdy. Jeszcze inaczej, „ojciec codziennie przychodził pijany do domu z pracy”, to rzekoma prawda, bo nie może istnieć ktoś taki, a samo stwierdzenie codzienności picia jest fantazmatem mającym za cel ukazanie przetragicznej historii życia podmiotu, która zwieńczona jest kłamstwem lokutora: „jesteś dorosłym dzieckiem alkoholika”, kłamstwa opartego tylko na frazie „codziennie pijany”, frazie, której zabrakło „czyżby?” ze strony lokutora.

Co różni pierwszą wersję od drugiej, ponad to, co dziś pokazałem? Dajcie się pociągnąć za język.

KP

P.S. Przykłady kliniczne są oryginalne. Wersje tego co dzieje się w dwóch różnych gabinetach są uproszczeniem i oparte są na mojej inwencji.

 


3 Comments, Comment or Ping

  1. wojtas

    Pierwsza jest bardziej emocjonalnie nacechowana niż druga.

    Kwiecień 24th, 2015

  2. Paweł Droździak

    Ja bym powiedział „ach, to żaden problem. To w niczym nie przeszkadza. Kobiety się niczym nie różnią. Też mogą studiować matmę, grać w piłkę.. Może pani nawet trenować boks. Jest sporo damskich kliubów”.

    Kwiecień 25th, 2015

  3. szymons

    Wydaje mi się, że w pierwszej wersji Inny zachowuje się podobnie do samej osoby stwierdzającej „jestem dziewczyną”. Ważny jest wydźwięk pytania kto chciał odejść ( no i kto w takim razie chciał zostać). Pewność pacjenta, co do owego „jestem dziewczyną” zostaje tu rozbita może nie w drobny mak, ale sprytnie podważona. Tu się nie przytakuje i nie spełnia życzeń, a raczej mówi: „możesz myśleć, że bycie X coś rozwiąże, ale jesteś w błędzie. Tak jak nie wiesz kto to jest psycholog, tak nie wiedz kto to jest dziewczyna, więc po kiego chcesz nią naprawdę być?”

    Kwiecień 26th, 2015

Reply to “PoG:10 – „kota nie ma””