Chciałbym podziękować Pawłowi za szybką reakcję i odnalezienie informacji o bohaterze ostatniego wpisu. Cenne to i poruszające informacje. Lecz czy genderyści (mam na myśli ogół wtórujący gęganiu ekspertów od gender) chcą uchwycić istotę tego, co stało się Johnowi1/Joan/Johnowi2? Wątpię, od dawna nie mam wiary, że GS wie czym się zajmuje.
Przypominam, uwzględniając proporcje, Piotra Lisiewicza, który był sądzony za to, kim nie jest. Moja zgryźliwość wobec genderystów, także tych z tytułami, dotyczy tylko hucpy, triumfu debilizmu poznawczego, fanatycznej wiary, że to co pomyślane jest tym co istnieje (doskonałym przykładem jest feministka przywołana w komentarzu Pawła, która triumfuje w swej książce, kreśląc nowy raj bezkarnego manipulowania płcią). Bezkarnie też w wymiarze publicznym manipulują odbiorcami. Na czym polega taka manipulacja?
Do pomyślenia jest ktoś, kto tak kochał swego lamparta, że po jego zdechnięciu postanowił przerobić się na niego (takie przypadki już istnieją). No i kiedy już „medycyna na życzenie” upodobniła kogoś takiego do obiektu swej tęsknoty, to próbuje się wmówić, że to nie człowiek, on już przestał być, ale lampart-człowiek, człowiek nowej generacji („mów mi lampart, brachu”). Nie jest przypadkiem, że prymitywni genderyści są również prymitywnymi ewolucjonistami.
Tego uczy nas fatalny błąd Moneya, przy czym „fatalny” to odebranie wagi temu co się wydarzyło. A wydarzyły się rzeczy, które były do pomyślenia, lecz które nie zostały pomyślane. Nikt, ani Money, ani jego zespół, nie doznał bojaźni, albowiem święcie wierzono w spekulacje guru. Brano płeć (sex) za to samo w swej istocie co upłciowienie (gender). Lecz co dokonuje upłciowienia? Przypadek Johna/Joan jest fatalną konsekwencją przekonania, bezmózgowego stereotypu, że upłciowienie (gender) pochodzi od Innego, który przypisuje byt ludzki do płci (sex). Czyli, że można upłciowić, początkowo Johna, ubierając go i wychowując, informując otoczenie, mówiąc i rozmawiając z nim „tak jakby” był płcią na życzenie mamusi, tatusia, Moneya, feminizmu, genderyzmu itp.
W gruncie rzeczy podszewką dla genderyzmu jest:
1. Sabotowanie Innego, który z racji, że on sam nie wystarcza do tego, by człowiek był szczęśliwy, musi być zastąpiony przez „człowieka oświeconego”, który zajmie jego miejsce i swymi działaniami przysporzy człowiekowi szczęścia. I nikt nie jest w stanie przekonać takich ludzi, że zajmując miejsce Innego, zajmuje się miejsce daleko niewystarczające, by człowieka uszczęśliwić. Losy transseksualistów i cross-dressowców nie rozwiązują żadnego z istotnych dylematów normalsów – oni, jak i nie oni, mają cały czas „niedograne” relacje z płcią (no bo „związek seksualny nie istnieje”).
2. Seksizm, który w o wiele większy sposób charakteryzuje kobiety niż mężczyzn. Tymczasem seksizm mężczyzn to seksizm molestantów, a seksizm kobiet to seksizm istot uciemiężonych. Sam pomysł, że utrata członka przesądza o tym, że chłopiec ma być dziewczynką, jest hiperseksizmem, ponieważ podkreśla nadzwyczajną wagę tego organu i przyznaje rację Freudowi, że brak członka określa pozycję płciową (gender) kobiety. Seksizm ten jest o wiele bardziej groźny od seksizmu kolegów z pracy, na który istnieje bardzo skuteczna odpowiedź, o której feminizm nie mówi (zapewne by uniknąć związku ze stereotypami płciowymi, których zniszczenie feminizm uczynił celem swego istnienia). Kobieto! Jeśli stykasz się z seksistą, to spoliczkuj go i siły do tego nie skąp. Czemu ciemiężone przez seksizm mężczyzn seksistowskie kobiety nie czynią tego? A co Wy na to, że po to, by bez końca dawać wyraz seksualnemu uciemiężeniu?
3. Anulowanie podmiotu przy równoczesnym nadymaniu funkcji ego. Chłopiec utracił penisa; cóż zdarza się, ale co na to podmiot? Dowiedzieliśmy się dopiero po 12 latach! Dowiedzieliśmy się, że: a) penis nie czyni chłopca i b) brak penisa lub atrapa penisa nie uniemożliwia związku z kobietą, a zatem c) kobieta jest czymś więcej niż seksistką, jest nie-cała w tym, co w konsekwencji prowadzi do d) miłość jest a-seksualna, pozapłciowa (horsexe). Tylko dlaczego zastąpiono w tej roli podmiot Johna?
Albowiem to podmiot upłciowia swój byt! I nic nie może go w tym zastąpić. Ani Money, ani wyznawcy gender nawet. Podmiot to coś, czym nie sposób manipulować. Inny, który nie wystarcza, Inny z brakiem, jest Innym płci dla podmiotu. To jemu, podmiotowi właśnie, nauka odbiera prawo bytu, co też uczyniła w obszarze gender. Money redivivus!
KP
P.S. W tytule fragment ze św. Augustyna [Wyznania, III, 6, 1], w którym Boga, jego obecność domyślna, należy zastąpić podmiotem: „[podmiot] jest bliżej nas, niż sami jesteśmy”, w oryginale mamy: „interior intimo meo et superior summo meo”. Czy będzie to Bóg czy podmiot, zdanie pozostanie prawdziwe.
Ironia ostatniego zdania jest zamierzona, jak i interpretacja tegoż, że Money chciał być Bogiem, ale nauka zdaje się chcieć też. Słowo redivivus łączy nas ze świętami Wielkiej Nocy, a co za tym idzie prowadzi mnie do złożenia Wam życzeń – bądźcie bliżej siebie niż sami jesteście!
No Comments, Comment or Ping
Reply to “PoG:8 – „jest bliżej nas niż my sami””