O sile fantazmatów, nie tych fundamentalnych, lecz codziennych, tych pod ręką będących, co to ramy nadają pobożnym życzeniom i przekonaniom magicznym z ducha, bo za gwaranta mających tylko tzw. kwalifikacje podkreślone grubym drukiem na czymś, co wieczne, choćby przez ogień dotknięte, być nie może – licencja, dyplom. Cóż, nie ma to jak dokument! Chcecie dowodu? Przeczytajcie wywiad z J.Santorskim w dzisiejszym numerze TP. Z miejsca dwóch z trzech ostatnich papieży nawołuje: „nie lękajcie się emerytur!”. Mówi to ktoś, kto nie ma żadnych podstaw, by emerytury się bać. Pomylił rejestry, Jezus by tak nie powiedział – jego „nie lękajcie się” tyczy spraw ostatecznych, śmierci i każdej innej transgresji. Odwrotnie, emerytur należy się bać, przynajmniej tak długo, jak długo nie są one darem niebios, tylko Danaów.
Dlaczego o tym piszę? Jaki ma to związek z tematem gender? Potraktujcie powyższy akapit jako wstęp, a nie dygresję.
„Nie lękajcie się emerytur” znajdziecie w echu „nie lękajcie się gender”. Mówią to ci, którzy lękają się czegoś większego i w odczynianiu upatrują odtrutki na to, co im doskwiera. Co doskwiera? Między człowiekiem a światem nie ma zgody; między jednostką a społeczeństwem nie ma zgody; między kulturą a naturą nie ma zgody; między ciałem a duchem/duszą nie ma zgody; między posiadaniem a byciem nie ma zgody; między człowiekiem a nim samym nie ma zgody; między mężczyzną a kobietą nie ma zgody. Wszystko to odnajdziecie na kartach „Kultura jako źródło niezadowolenia” Freuda. To książka o tym, że życie człowieka nie jest rajem. Lecz są tacy, co czytają ją na opak. Nie będę na razie rozwijał tego tematu, tego zakotwiczenia w „pozytywności” Locke’a, której echo bezwolnie pobrzmiewa w apelu Santorskiego i jego coach-ismie. Freud i jego bandy cumują w „negatywności”. Dla tych „jego” życie napędzane jest dialektyką, nieuchronnością konfliktów. Konflikt jest strukturalny, a nie psychologiczny. I tu wracamy do Moneya.
Był to psycholog, bardzo dobry psycholog, psycholog misjonarz, apostoł harmonii – jest konflikt, trza się brać do roboty, by go nie było. To typowy głosiciel dobrej nowiny wśród psychologów – to co dzieli człowieka inter i intra subiektywnie, należy zniwelować, a my to zapewniamy; jest tylko jeden warunek: musisz tego człowieku chcieć. To życzenie heroizmu po stronie tego, kto miałby chcieć. Ot siurpryza, taki drobiazg, „tylko chciej człowieku”, a on nie chce, to wersja twarda, albo nie wie czy chce, to wersja miękka. W tym „nie lękajcie się psychologa” psychologów lokują oni swe życzenia, by była harmonia między człowiekiem number one, psychologiem/psychoterapeutą, a człowiekiem number two, pacjentem. Can the can – chcieć to móc! Chcenie jest pozytywem, na którym buduje się naiwną wiarę w „móc”.
Oto co wymyślił Money w zetknięciu z konfliktem w obszarze płci (przypomnę go: akuszer mówi „to chłopiec”, mama i tata: „o mamy chłopca, jak wspaniale”, a sam chłopiec mówi: „nie jestem chłopcem, jestem dziewczynką”). Jest to jego wstępna konceptualizacja, którą potem porzucił (jak Schneiderman lacanizm). Nie mogło być inaczej, bo dla niego konflikt miał zawsze naturę psychologiczną – to credo psychologów, dawniej i dziś, tylko że dziś wiara w to stała się wyrazem sekciarstwa.
A zatem, na początku mamy przypisanie płci, zawsze pochodzące od Innego, na które to uzyskuje się zgodę rodziców, i na które to przypisanie potem zgadza się lub nie dziecko. Money przekonał się wszelako, że ten schemacik w różnych miejscach może ulec zakłóceniu. Stworzył więc teorię tożsamości płciowej, gender identity, którą z konieczności oparł na wyłuskaniu rdzenia tej tożsamości, core. Oto jego teoria wyjaśniająca niezgodność na planie płci:
1.Jeśli przypisanie płci odbywa się za obopólną zgodą rodziców (oboje zgadzają się na M lub K), nawet jeśli anatomia genitaliów wprowadza konfuzję, to rozwinie się u dziecka stabilna tożsamość jądrowa, K lub M w zgodzie z rodzicami.
2.Jeśli rodzice wahają się co do tego jaką płeć przypisać dziecku, to u dziecka rozwinie się niestabilna jądrowa identyfikacja płciowa.
3.Gdy kończy się niepewność rodzicielska co do przypisania płci(sic!), to jądrowa tożsamość płciowa stabilizuje się także w zgodzie z pewnością rodziców.
4.Każda wątpliwość w kwestii przypisania płci wraz z niepewnością, niezgodnością rodziców w tej kwestii wprowadza opóźnienie w artykułowaniu się pragnienia Innego (rodziców, akuszera), a co za tym idzie opóźnienie w zaistnieniu podmiotu ludzkiego jako dziewczynki lub chłopca – płynna tożsamość płciowa.
5.Kiedy kończy się stan zawieszenia, kończy się opóźnienie. pragnienie Innego w końcu się pojawia. dziecko jest chciane, co w konsekwencji przywiązuje go do ideału-Ja jako upłciowiony byt.
Wszystko gra?. Gra! Prosty, i jak to bywa w psychologii wprost banalny, ocierający się o poppsychologię schemat. Wszystko zmierza w nim do wyłonienia się sfery wolnej od konfliktu, raju psychologów i psychologii ego, ale też i ego-psychoanalizy. W tym schemacie ostatnie słowo należy do dziecka, lecz pod warunkiem dopasowania się jego do rodzica. Tym na początku było jądro tożsamości płciowej, stabilny rdzeń w człowieku pozwalający mu istnieć poza konfliktem, z rodziną, lekarzami, rówieśnikami. Dla wprawnych z łatwością dostrzec można coś w rodzaju genderyzacji fazy lustra. Jesteś tym, kim uznany jesteś przez Innego, czyli w polu gender jesteś chłopcem/dziewczynką, albowiem chłopcem/dziewczynką widzi ciebie i uznaje Inny.
Stąd bierze się problem. Czym jest prawda płci? Czy prawdę mówi Inny, stojący przed lustrem, czy prawdę mówi ten, kto widziany jest w lustrze? Oczywiście nikt z nich nie mówi prawdy, przy okazji wszelako nie kłamiąc.
Albowiem problem nie w tym, jakiej płci jesteś, i który z nich wie o tym lepiej, ale w tym, dlaczego obaj muszą o tym mówić, lub lepiej, dlaczego obaj nie mogą o tym nie mówić.
Moneya czekały dalsze niespodzianki, o których przeczytacie wkrótce.
KP
One Comment, Comment or Ping
Bardzo to ciekawe z tym przypisywaniem płci przez rodziców a tożsamością płciową dziecka.
Marzec 11th, 2015
Reply to “PoG:5 – „tak” w smak”