PoG:4 – „tak” nie w smak


Zdajmy sobie sprawę, szanowni Czytelnicy, że seksizm nie jest kategorią płciową, ani nawet, o zgrozo dla genderystów, genderową. To co wspólne dla dwojga płci, nie należy do płci. Tyle dygresji jeśli chodzi o sprawę a la Durczok.

A teraz powracamy do wątku. Znaczący płci, M lub K, nie zależy od podmiotu. Należąc od początku do Innego, K lub M to znaczące Innego, zależą od podmiotu tylko na tyle, na ile podmiot potwierdza je ze „sobą”, na ile identyfikując je jako swoje, ustala w ten sposób swą płciową tożsamość. W ten oto sposób pokłosiem obserwacji Moneya stało się pojęcie sexual identity, wkrótce zdwojone pobratymcem: „gender identity„, tożsamością genderową. Lecz w rzeczy samej, czym różni się jedno od drugiego? W istocie, ma się rozumieć, a nie w przebraniu?

To właśnie w mierzeniu się z tym pytaniem genderyści ujawniają w swej większej części bezradność. Na przykład mówią o płci kulturowej, unikając jak diabeł święconej wody faktu, że niezależnie od ilości kultur, plus wzorców obowiązujących w tej mnogości kultur, wszystkie te tak liczne wariacje kulturowe sprowadzają się do istnienia zaledwie dwóch płci; że każda trzecia i więcej płeć daje się zdefiniować tylko za cenę separacji logicznej: „trzecia” płeć jest ani mężczyzną, ani kobietą; że jeśli nawet przyjmie się istnienie trzeciej płci, np. HA, to jest ona wynikiem koniunkcji K i M, a z kolei metro-płeć miksem skonstruowanym według schematu: to co ubyło M po odebraniu im lub rezygnacji z insygniów męskości, zostało uzupełnione przez insygnia kobiecości. Inaczej mówiąc, „sexual identity” jest albo M albo K, ale „gender identity” dokładnie tak samo.

U samego zarania dla Moneya gender praktycznie nie różniło się od pozoru. Wychodząc od HA zauważył jako pierwszy, że anatomia nie jest przeznaczeniem dla płci, że płciowość działa też na poziomie zasłony. Wystarcza bowiem zasłonić miejsce „niewyraźnej anatomii”, by odzyskać na poziomie rewersu pragnienia płeć K lub M razem z prawem do posługiwania się nią. Jeśli HA ubierze spodnie, to niepewność na planie anatomii (sex) zastąpiona zostanie prawie pewnością na planie wyobrażeniowym (dlatego tylko prawie pewnością). Płeć na tym planie przybrała postać gender, czegoś, co różni się czymś od płci obecnej jako „naga prawda”. Jeśli „nagą prawdę” ustroi się spódnicą, to pewność dotycząca kobiecości (feminine, aczkolwiek nie femininity) zależy jedynie od „talentu aktorskiego” nosiciela/ki tego akcesorium. I nie piszę tego po to tylko, by zabłysnąć swym „geniuszem językowym”. „Geniusz języka” to sformułowanie Moneya, który w ten sposób około lat 60-tych ubiegłego wieku starał się odnaleźć „funkcjonalny operator”, smooth operator, o którym śpiewała Sade, pozwalający utrzymać w grze subtelność różnicy między płciami, dwoma płciami.

Doprawdy nie mam pojęcia, czy genderyści wiedzą o czym tu piszę. Ich teksty publicystyczne potwierdzają mój pesymizm. Za często ocierają się w nich o bełkot.

Pierwsze lata genderyzmu owocowały tezami, których oczywistość jest dziś niepodważalna dla niegenderystów, za to kłopotliwa dla genderystów drugiego i trzeciego pokolenia. Istnieje płeć realna, czyli poza jakimkolwiek znaczeniem – nie przekłada się ona w żaden sposób na to, czy M będzie cerował skarpetki lub niańczył dzieci w przedszkolach, a K stanie się członkiem-asasynem Jakuzy czy konstruktorką szamb na wsiach. Jest XX i jest XY i poza produkcją ovum w ovarium i spermatozoidów w testis, nic więcej nie znaczy i nie oznacza.

Ale istnieje też płeć, której funkcja i istota jest wtórna w stosunku do sex. Gdy pewne malformacje wprowadzają niepewność co do płci realnej, gender, czyli płeć wyobrażeniowa, rzuca koło ratunkowe, jest zastępstwem dla anatomii. Lecz będąc jedynie zasłoną, nie może uniknąć losu pozoru – bez końca goni za wzorcem, idealnym obrazem płci. By to zobaczyć wystarczy przebrać dziewczynki za chłopców, a chłopców za dziewczynki. Jakość przebrania nie ma roli do odegrania, za to talent aktorski przebranych chłopczyków i dziewczynek tak. Tak jak habit nie czyni mnicha, a sutanna księdza, tak i spódnica nie czyni kobiety, a spodnie mężczyzny.

Termin gender identity stał się sprawą publiczną w roku 1966 z chwilą, gdy w szpitalu Johna Hopkinsa, co sygnalizowałem, otwarto pierwszą na świecie klinikę dla transseksualistów. Nie było to pojęcie jednorodne. Tożsamości genderowej towarzyszyło gender-role, rola genderowa, które Money zdefiniował jako to, co osoba mówi lub czyni, aby ujawnić swój status jako dziewczynka/chłopiec lub K/M, włączając w to stereotypy kulturowe męskości i kobiecości.

Do tej pary dołączone zostało pojęcie „core gender identity„. podstawowa tożsamość genderowa, jej jądro. O tym pojęciu napiszę następnym razem.

Czy ktoś te pojęcia dzisiaj zna?

KP


No Comments, Comment or Ping

Reply to “PoG:4 – „tak” nie w smak”