Modą współczesną skracam co się da, lecz w książce będzie tradycyjnie, PoG:2 to „Porozmawiajmy o gender cz.II”.
Naszą opowieść zaczęliśmy od niewinnego obrazka klinicznego. Rzadkie przypadki hermafrodytyzmu (HA) zaowocowały powstaniem ekskluzywnego pojęcia, mającego ratować, wydawać by się mogło, niezmiennego, bo z natury rzeczy pochodzącego z niej to lub od Boga, podziału płciowego. Istnieje płeć M i istnieje płeć K, poza tym podziałem nic nie istnieje. On istniał, istnieje i będzie istniał – dany raz, jest dany za zawsze. Inaczej mówiąc, nie wypada człowiekowi wychodzić poza ten obszar. I człowiek nie wychodził przez wieki całe. Lecz nie wychodził nie przesądza, że nie wyjdzie – nigdy nie istnieje zawsze. Ostatecznie można sobie wyobrazić, że kiedyś jakiś protozaczątek, esencja człowieka, będzie przeszczepiana, ostatecznie eliminując fatum śmierci, ale i przy okazji fatum ciała. Czyż nie o tym starają się nam mówić, a nawet wmówić, zwolennicy reinkarnacji, a także wierzący święcie, że proto-coś zasiedla ciało tworząc człowieka?
Tak się rzeczy miały do roku 1955. John Money nie był oryginałem, w życiu nie pomyślałby, że pisząc artykuł, w rzeczy samej mało istotny, otwiera puszkę Pandory. W roku 1955, jak i tysiące lat wcześniej, HA byli albo K, albo M, Zresztą tak jest i dzisiaj. Pan Money także nie przebywał w krainie poza binarnością płci, hors-sex, krainie a-seksualności. Ba! Nie sądził nawet, że taka kraina istnieje, a nawet może istnieć. Nikt wtedy tak nie sądził. Po prostu płeć postawiła przed Money’em problem. Nie na poziomie kolejnych płci, poziomie „więcej niż dwie”, ale niestabilności podziału w obrębie samej binarności płci.
Zdumiewa jak długo taka niestabilność była ignorowana. I to pomimo istnienia homoseksualizmu (HM), którego nie sposób było zignorować. Money najzwyczajniej w świecie zamyślił się nad sytuacją, w której natura się pogubiła, ale nie płeć. Dla odważnej osoby musiało to oznaczać refleksję nad ludzką płciowością. Jeśli gdy natura się pogubiła, obdarzając człowieka anatomicznymi znamionami obu płci naraz, a pomimo tego zamieszania, płeć wychodzi z tego zwycięska, to, i tego już nie sposób zignorować, płeć nie mieści się całkiem w obrębie natury. Płeć wystaje z natury, nie jest z nią jednorodna. Natura i płeć nie jest relacją homogeniczą. Obojnactwo nie ustanawiało płci innej niż M lub K. Mimo mozaiki anatomicznej, obojnak był K albo M. Spytajcie się HA jakiej płci jest, a zrozumiecie to bez dwóch zdań. Bycie M lub K dla HA jest bardzo trudnym byciem, ale podobnie jest z osobami niedościgającymi nas, normalsów, intelektualnie. Ich bycie płcią również poddane jest restrykcjom nieznanym normalsom. Im więcej obcuję z osobami NI (niedościgających intelektualnie), tym bardziej widzę jak ich rzekoma a-seksualność staje się podstawą swoistego kultu dla ich opiekunów (np. w ruchach chrześcijańskich poświęconych osobom NI). I tytułem dygresji, NI nas nie dościgają, nie mogą tego zrobić; oni nas, normalsów, prześcigają, przynajmniej w paru sprawach; wiedzą o tym ci, którzy traktują ich poważnie.
Płeć wystająca poza naturę, lecz nie rozłączna z naturą, a więc posiadająca z nią część wspólną, stanie się niewiele później „naukowym oparciem” dla gender-studies (GS), roszczeń do naukowości GS. Lecz nie to jest swoistym pandoryzmem genderyzmu. Wchodząc na inny teren powiem na sposób patriarchalny: płeć wystająca z natury niczym nie zagraża religii tudzież Kościołowi. Mówiąc sarkastycznie, Chrześcijaństwo uprawiając kult a-seksualności (np. droga zbawienia jest jedna dla obu płci; nazywana jest Jezusem, który, i tu jestem ortodoksyjny, nie pozostawił potomstwa, ale nawet nie obcował seksualnie z żadną niewiastą; więcej, obiecywane zbawienie anuluje element „fucking”, tak bardzo akcentowany wszelako w islamie), podkreśla łączność płci z naturą, czego nie neguje GS. Problem Kościoła z GS polega na ignorowaniu przez niego faktu, a nie wymysłu, że płeć nie jest jedna z naturą, co rzekomo jest dogmatem kościelnym, czyli twierdzeniu, że płeć całkowicie wypełnia się w rozmnażaniu, płodności. Tylko w takim ujęciu da się zrozumieć nienawiść (tu mówię radykalnie, bo nie da się opisać tego politycznie poprawnym, ugrzecznionym określeniem: niechęć), jaką zauważa się wobec wystającej z tego ujęcia porcji płciowości, od masturbacji po homoseksualizm, i to pomimo tego, że zakaz rozmnażania się kapłanów katolickich został zrealizowany w sposób doskonały przez arcybiskupa Poetza. Kościół ma problem z GS tylko dlatego, że jego teologia nie miała śmiałości wyprzedzić GS w refleksji nad płcią.
Pandoryzm genderyzmu był wpisany w GS. Dzieje się tak, albowiem na dwoje babka wróżyła. Bo co się dzieje, gdy założymy, że płeć i natura są obszarami rozłącznymi, nie posiadającymi części wspólnej? Dla swej tożsamości GS złącze płci i natury rozłączył, twierdząc, że skupia się tylko na społeczno-kulturowych aspektach płci, na ich ekspresji w życiu ludzi i społeczeństw. Ten redukujący moment, od płci (sex) do płci (gender), od poznania (którego celem jest prawda, choć nie cała), do wiedzy (której celem jest obiekt zwany pożytkiem, osobistym lub społecznym), uchylił drzwi nad progiem oddzielającym GS od queeryzmu (QR).
W tej redukcji, przynajmniej do 1994 roku, aktywnie uczestniczył Money. Skutki tego widzi się w kolejnych edycjach DSM. W nich to zaobserwować można proces ucieczki płci od kliniki. Ucieczka od kliniki skutkuje anulowaniem kategorii nienormalności, a co za tym idzie redukowaniem medycyny do inżynierii zwanej chirurgią na życzenie, a psychoterapii do kultu stanu zwanego dobrostanem psychicznym. Jakie miejsce wobec tego wszystkiego zajmuje psychoanaliza?
O tym napiszę na koniec. Zostało nam jeszcze mnóstwo spraw do poruszenia w materii płci jako gender. Dopiero się rozgrzewam.
KP
P.S. Dla niewtajemniczonych w arkana, DSM to Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders.
3 Comments, Comment or Ping
Widziałem czeski film na Berlinale, pt: Daniel;s world, który mną wstrząsnął i nie mogę przestać o nim myśleć. Jest to opowieść gdzie tytułowy bohater, 25 letni student literatury przyznaje się publicznie do tego, że jest homoseksualistą oraz pedofilem . Jednakże nie chce robić niczego niezgodnego z prawem i godzi się z tym, że nigdy nie spełni swojego wyzwania miłość. Film ten jest obrzydliwie fascynujący. Masturbacyjna, zawieszona tablica na której jest mnóstwo zdjęć małych dzieci, jest dla bohatera nie tylko ramą fantazji, ale i ołtarzem. Miałem tutaj skojarzenia z takimi powszechnymi laurkami nastolatków które tworzą z różnych wycinek te swoje kolaże z popkulturowymi ikonami, bohater filmu robi to samo, tyle że z dziećmi. Polecam ten film, ponieważ jest on dla mnie jakby inscenizacją etyki Lacana ”nie ustępuj w pragnieniu”. Ale inscenizacją tylko ! Ponieważ nie uwierzyłem w to do końca. Miałem poczucie maskowania, igrania z ryzykiem jazdy po bancie. Widać też, że dobrze to wyszło i filmowcom oraz samemu bohaterowi. Stałe się znaną i dyskutowaną personą w całych Czechach. Mój problem z tym wyznaniem pragnienia jest w tym, że jest to publiczne, i jeszcze sfilmowane. Niemniej gorąco polecam film autorowi bloga, oraz wszystkim jego czytelnikom…. Przepraszam za brak adekwatności komentarza do tematu wpisu, ale nie mogłem się powstrzymać przed nie poleceniem tego filmu.
Luty 21st, 2015
po bandzie* błąd z pośpiechu :)
Luty 21st, 2015
Wbrew pozorom Twój komentarz Romanie, jest na rzeczy. Money na tyle poddał się stworom wypuszczonym przez niego z puszki Pandory, że podzielił pedofilię na „uczuciową”, coś na kształt miłości macierzyńskiej/tacierzyńskiej wyrażanej do dziecka w ogóle, uznając ją za rzekomo aseksualną. W tej konstrukcji nie widział on różnicy między pedofilią uczuciową a miłością bliźniego, a także między miłością rodzicielską, a taką pedofilią. Tymczasem obcego mężczyznę w relacji z obcym dzieckiem nie chroni żaden znaczący. Znaczący „ojciec” czy „matka” wprowadza śmierć, rozkłada seksualność, deseksualizuje, „zawstydza” podmiot w relacji do syna czy córki. Pod koniec życia Money wyszedł na starca-satyra, potencji brak, ale poprzytulać dobrze by było.
I jedna uwaga: formuła nie ustępowania w pragnieniu odnosi się tylko do pragnienia, które z racji, że jest tylko nieświadome, „onieśmiela” podmiot przez odniesienie do prawa, np. czy mam prawo rozbijać małżeństwo? Oznacza to, że aby móc stosować tę zasadę, musi istnieć problem z prawem, czyli pragnieniem, i własnym i Innego. Aby iść drogą pragnienia, równolegle trzeba przezwyciężać niepokój, bojaźń, winę itd; nie tylko, czy mam prawo rozebrać to dziecko, ale też, czy ono sobie tego życzy.
Opisana postać nie spełnia żadnego z tych warunków. Jest na drodze popędu , nie pragnienia; cel leży w satysfakcji, a nie w nieusatysfakcjonowaniu; pragnie się pragnienia, by było i nie gasło, a warunkiem do tego jest brak w byciu, satysfakcja mająca być, a nie będąca. Masturbacja jest drogą popędu (co nie wyklucza używania jej do anulowania pragnienia), chodzi w niej o satysfakcję w czystej formie – „zrobić sobie dobrze”. To dlatego obecność Innego „okratowuje” podmiot; będąc z kimś razem, jego satysfakcja stanowi granicę dla mojej satysfakcji; moja jest pomniejszona przez satysfakcję/jej brak u Innego.
Dziękuję za zwrócenie uwagi na ten film.
Luty 23rd, 2015
Reply to “PoG:2 – pierwsze chmurki na niebie”