„Szaleństwo rozszczepia w bycie to co rzeczywiste i to co wirtualne”


Oddalamy się dzisiaj  nieco od schizofrenii jako skrajnej formy szaleństwa, którego pod żadnym pozorem nie wolno mylić z szałem (to zjawisko znane jest każdemu na sobie w formie okresowych zawieszeń działania ego), na rzecz uchwycenia jego esencji. Na początek wszelako dostanie się kognitywistyce (to taka poduszka do walenia w celach terapeutycznych dla tych, którzy nie chcą mówić, że są bezradni).

Kilka dni temu w GW ukazał się wywiad z jakimś młodym prymatologiem od orangutanów. Ten to, a jakże badacz, falsetem wyśpiewywał trele o naszych braciach orangutanach. Jak zwykle bez jakiejkolwiek dociekliwości ze strony „wywiadowcy”, co urąga temu zawodowi – co jak co, ale wywiad musi być dociekliwy. Inaczej staje się propagandą. Od kilku dni mam wierzyć, że orangutany zdolne są do poświęceń na kształt ludzki, a także do ludzkiej tkliwości w stosunku do dzieci oraz bezgranicznej nostalgii za wolnością.

Osobiście powątpiewam, że te właściwości są esencją człowieczeństwa, które próbuje się imputować naczelnym. Tak się bowiem składa, że „wzloty ducha” mogą odbywać się tylko ku górze, poczynąc aliści od jakiegoś dołu jako platformy startowej – trzeba poznać doły, by wzloty były wzlotami. Tak się składa, że to co widziane jest jako arcyludzkie tylko „bywa”, a nie „jest”. Według takiego założenia (o wzlotach jako esencji), człowiek byłby nim tylko niekiedy. Urąga to oczywistym tezom filozofii na temat esencjonalności i odwieczności natury rzeczy. Wydaje się, że kognitywistyka traktuje naturę jako odwieczną i esencjonalną zarazem, czyli przypisuje jej cechę boską, zarezerwowaną jedynie dla bytu najwyższego. To na mile zajeżdża neoplatonizmem, samym Plotynem. Czy będzie to orangutan, czy człowiek, to koniec końców i tak są to tylko emanacje natury.

Istnienie szaleństwa zakłóca ten obraz. Objawia się ono bezdyskusyjnie jako coś esencjonalnego, a równocześnie nie odwiecznego. Kiedy orangucica robi z liści, gałązek i lian orangucią leleczkę i daje ją oranguciątku, a ono się bawi nią, jest dla wzmiankowanego prymatologa dowodem skoncentrowania matki na dziecku i wzorcem macierzyńskiej miłości. Trzeba być idiotą, by nie wiedzieć, że częściej wręcza się laleczkę, by „bachor przestał się drzeć, przestał zanudzać”, by „zajął się sobą” itd. Więc czemu robi to orangucica? Inny przykład na to, że szympans rozumie co się mówi opisuje sytuację, gdy naukowiec z kolegą rozmawiają o szympansach i jeden z nich mówi: chciałbym wiedzieć, czy gdybym wyraził życzenie, by zrobił dla mnie kupę, to by to zrobił”. Za chwilę szympans robi kupę, bierze do dłoni i podsuwa pod nos badaczowi. Obaj są przeszczęśliwi – szympans rozumie co się mówi! Człowiek też, ale który z nas, ludzi, coś takiego by zrobił? Zesrał się, by nabrać w dłoń kupy w celu obdarowania badacza? Do tego prowadzi utożsamianie języka z jego funkcją komunikacyjną, czyli widzenie esencji w rozumieniu. Wychodzi na to, że człowiek, który by to usłyszał w odniesieniu do siebie, a potem zignorował, byłby dla badaczy głupszy od szympansa, a gdyby przylał im w odpowiedzi, byłby niebezpiecznie wyrywny i trzeba byłoby go uśpić. Reasumując, przyjmuję do błogiej świadomości, że orangucica plecie laleczkę z jakichś powodów; niestety powody te pozostaną niepoznawalne tylko z tej racji, że dzieli nas mur mowy. Orangucica, szympans itd. nie mówi, chociaż jakimś językiem się posługuje. Gdyby mówiła, przedstawiłaby powody swego zachowania. Te powody byłyby powodami orangucimi, poza pobożnym życzeniem nie ma podstaw do sądzenia, że byłyby tożsame z ludzkimi. Jedyną barierą, która esencjonalnie oddziela nas murem od innych stworzeń jest mowa. Przykład z kupą jest przeuroczy, więcej mówi prawdy o człowieku, niźli szympansie.

„Ja nawet nie zacząłem się w swym ciele”. Naprawdę chciałbym wiedzieć, dożyć chwili, której nie da się dożyć, by usłyszeć tę myśl po orangutańsku. Myśl, która nie ma sensu, aczkolwiek coś mówi, niczego nie komunikując. Tylko wtedy Orangutańczycy byliby naszymi bliźnimi. A tak? A tak człowiek czujący coś tak odmiennego od tego, co czyni nasze istnienie znośnym w nieznośności, jego pozostawiając wydanego na pastwę słów czyniących go rzeczami, ciągnie dalej; „…moje ciało zdeformowane przez język, wiedziałem to już w dzieciństwie, zostało zwężone w ramionach i poszerzone w biodrach”. I kończy punktując nieznośność takiego istnienia; „Czy to jest prawdą, proszę pana?”

Co na to Wy, co na to kognitywiści? Do czego odnosi się pytanie o prawdę? Do szerokości ramion i bioder? One są jakie są, a zatem zostały zwężone, poszerzone? Nie, twierdzisz? Skąd wiesz to, kognitywisto; czyżbyś znał prawdę szerokości i wąskości?

To ciało zostało przerobione w kobietę, dodaje mój od kilku wpisów bohater. Oddychamy z ulgą mówiąc „nie jest pan kobietą!” Naprawdę? Czy szerokość ramion i bioder określa kobietę? Która z pań byłaby zadowolona tym, że jest tym kim jest ze względu na szerokość tych dwóch części ciała? Odpowiedź jest oczywista. Kobieta została tu wybrana nie ze względu na pragnienie stania się kobietą, ale ze względu na to, że w nieświadomości nie ma znaczącego dla kobiety. Popchnięcie ku kobiecości, o którym wspomniałem w ostatnim wpisie, jest skutkiem takiego braku. Co czyni kobietę? Urodzenie dziecka, wypiętrzenie się piersi, normalne krwawienia cykliczne, no co?

Czym jest prawda? To pytanie jest już szalone, albowiem celuje w rozdarcie pokazujące problematyczną naturę relacji człowieka z prawdą, czasami tak daleko posuniętą, że prawda staje się jednym z myślą (uprzedzenia, przesądy, myślenie magiczne, idee paranoiczne, myślenie życzeniowe – wszystko to, co prawdy nie umiejscawia poza myślą).

Niepewność prawdy („czy jest możliwe, abym…”)? Prawda jawiąca się jedynie jako możliwość, albowiem utraciła funkcję desygnowania rzeczy. W szaleństwie rysuje się wielce niepokojąca możliwość, że prawda jest tylko kwestią słów – masz wąskie ramiona i szerokie biodra, zatem jesteś kobietą.

Czy istnieje wyjście z tej sytuacji? Jest nim Fallus (fallus z dużej litery i fallus z małej to różne zreczy), co to może wydawać się, że poróżni abrahamistów z dharmistami. Ale tak nie jest.

KP

P.S. Cytat tytułowy pochodzi z E,172


92 Comments, Comment or Ping

  1. Anna

    „Trzeba być idiotą, by nie wiedzieć, że częściej wręcza się laleczkę, by ?bachor przestał się drzeć, przestał zanudzać?, by ?zajął się sobą? itd. Więc czemu robi to orangucica?”
    Orangucica bierze człowieka za łapkę, sadza mu oranguciątko na kolana, a człowiek sika w majtki ze strachu, sparaliżowany babysittingiem. Ładny obrazek :-)
    http://wyborcza.pl/piatekekstra/1,142008,16961197,_Orangutany_dorownuja_inteligencja_dziesieciolatkom__.html

    Listopad 18th, 2014

  2. Renata

    „Prawda” jest taka—kobietą jest to, co nie ma fallusa (tak bym z czystym sumieniem powiedziała kosmicie gdyby spadł z nieba i pytał). Ale Fallus z dużej litery, to już pewnie fallus jako znaczenie, albo nawet klucz do znaczeń? I pewnie z ojcem to ma związek. Film ostatni Cronenberga, który wydaje mi się piękny (finał ma taki powiew katharsis), choć film niby o chorym Hollywood i jego opresjach i represjach, a więc ten film wokół nieczułości dzieci do rodziców i rodziców do dzieci się kręcący w tle pokazuje kazirodztwo chyba–jak zrozumiałam—przyczynę tej nieczułości. Piszę o tym filmie bo zrobił na mnie wrażenie, ale też chyba jakoś związany z Fallusem (ojcem?). Kiedy byłam dziewczyną i nie maiłam jeszcze pojęcia o psychoanalizie to napisałam wiersz o swoich rozterkach miłosnych, a w tym wierszu była taka (ważna) fraza: „mój ojciec był w kościele”… Mój ojciec rzeczywiście często był w kościele, bo prowadził orkiestrę kościelną, ale chodziło mi o coś innego, o coś bardziej symbolicznego, trudno powiedzieć o co

    Listopad 19th, 2014

  3. Renata

    …o kurczę, już wiem o co :)

    Listopad 19th, 2014

  4. Joshe

    Dlatego tak ważne jest to rozróżnienie, co symboliczne, a co wyobrażeniowe. To że orangucica daje laleczkę, nic nie znaczy, podobnie kiedy matka daje laleczkę.

    Lacaniści szukają opowiadania za tym darem lalaczki, oraz czy laleczka jest bawiona jako dziecko, czy jako dziewczyna, z może jako facet. Kim jest laleczka i jaka opowieść kryje się za laleczką – „Krakowianka jedna miała chłopca z drewna a dziewczynkę z wosku, wszystko po krakowsku”.

    Ja nie rozróżniam jeszcze tych wszystkich poziomów identyfikacji. Lacan mowi, że to jest istna genealogia, kopie się coraz głębiej. A skoro dowiedziałam się, że na poziomie wyobrażeniowym jestem prawdziwym mężczyzną, to kopię dalej. I wychodzi mi, że kobieta nie istnieje i że jest coś strasznie autystycznego w tym zakresie, coś co się symbolizowaniu wymyka.

    Lacan twierdzi, że ważne jest symboliczne, bo to określa nie tylko płeć ale postawę do całego świata, ogólną orientację człowieka na życie. Miłość podobno jest porządku symbolicznego, choć bywa i taka, która się wszelkim porządkom wymyka. Miłość nie jedno ma imię i tak ze wszystkim.
    Po czym Lacan by dodał, że to i tak zmyła, że miłość tylko zwodzi, jest zasłoną dla pragnienia. Czego tak naprawdę chcesz delikwencie! I tu rzeczywiście schodzimy coraz niżej.

    Listopad 19th, 2014

  5. Joshe

    I jest jeszcze jedna intrygująca rzecz w analizie lacanowskie, a mianowicie kobieca pozycja seksuacji pt. „Nie-cała”, w której ma ustawić się analizant kończący analizę by stać się analitykiem. W tym sensie to rzeczywiście trudno mówić o frminizmie, który szuka równości. Analiza lacanowska jest czystą celebracją i uwielbieniem kobiecości, tej naznaczonej nieobecnością i brakiem.

    Listopad 20th, 2014

  6. Anna

    Joshe, a co to znaczy być „prawdziwym mężczyzną”. Czym się różni mężczyzna od prawdziwego mężczyzny?
    A co do feminizmu, to pewne jej odłamy nie chcą równości. Chcą przewagi. Co w sumie jest niezłym zaprzeczaniem braku.

    Listopad 20th, 2014

  7. Joshe

    To było pewne wyolbrzymienie. Gdybym to wszystko rozumiała to bym pewnie nie gadała tyle, a tak gadam.

    Prawdziwy mężczyzna to podobno wykastrowany mężczyzna. Moj analityk mowi, że Fallus przez duże F i kastracja to dwie strony tej samej monety i że tylko wykastrowany facet jest w stanie czerpać rozkosz bycia z kobietą. A zatem facet wykastrowany to prawdziwy bohater, cokolwiek to znaczy.

    Wychodząc z komleksu Edypa i mężczyźni i kobiety mają identyfikować się z ojcem, więc męska identyfikacja to nic jeszcze nie wnosi. Ego to tylko ego, wiązka obron, podmiot kryje się w nieswiadomości. Jak się ustawiamy w miłości, kogo kochamy i kogo pragniemy i w jaki sposób wnosi więcej do sekusacji, i mówi więcej o osobie, z tego co rozumiem.

    Listopad 20th, 2014

  8. Joshe

    Także szerokie bary i wąskie biodra to jeszcze z nikogo faceta nie robią, choć mogą coś o osobie mówić, o systemie obron, w tym wypadku chyba dosyć histerycznych, a zatem paradoksalnie całkiem kobiecych.

    Listopad 20th, 2014

  9. Joshe

    Choć podobno histeryczki kochają po męsku. I wlasnie jak to się w tym wszystkim połapać!

    Listopad 20th, 2014

  10. Renata

    Kobiecość inspirująca (khadoma) w buddyzmie tybetańskim jest częściowo zbieżna ztym,coJung nazywał animą,częściowo bo dlaJunga anima była związana „tylko” z psychiką,wyrażała jej nieświadome dążenia,natomiast khadoma nie była ograniczona taką podmiotowo–przedmiotową perspektywą,że wszystko rozgrywa się w zamkniętym kręgu psyche (taki solipsyzm) i inspirowała joginów,mahasiddów bo była „pusta” (khadomy,dakinie są „kochankami pustki”,może Lacan powiedziałby „braku”). Prawdziwy mężczyzna to wykastrowany mężczyzna”–pisze Joshe,w tradycji wadżrajany mówi się,że to ten,co zadowoli wszystkie kobiety,alenie chodzi tu tylko o przyjemność fizyczną.

    Listopad 21st, 2014

  11. Jacek

    Czyli rolą prawdziwego mężczyzny jest zadowolenie kobiet?

    Listopad 21st, 2014

  12. Renata

    Jacek, w tradycji wadżrajany (tantryzm), bo o niej wzmiankuję,”prawdziwy mężczyzna” to mężczyzna urzeczywistniony i nie jest jego r o l ą zadowolenie wszystkich kobiet, ale może i często to robi—np.naucza dakinie,bo i kobiecość w tantryzmie rozumiana jest jako komplementarna do męskości i nawet monagamia jej nie ogranicza.Kobiecość związana jest z tzw. pustką przestrzeni,stąd dakinie nazywa się często skydancer,a męskość związana jest z tzw.zręcznymi środkami. Tak że w tej nieograniczonej nie znającej początku czasu przestrzeni mogą,oni i one mogą,czego i nam życzę :)

    Listopad 22nd, 2014

  13. Renata

    Nie. Wzmiankowałam o tradycji tantrycznej.

    Listopad 22nd, 2014

  14. Joshe

    Wczoraj byłam na konferencji fillzoficzne i jedna z profesorek mówiła o seminarium XIV Lacana i powiedziała coś takiego.

    W seksie facet staje się facetem, kobieta w seksie nigdy nie staje się kobietą, bo nie ma takiego znaczącego, a zatem zawsze obecny jest ten element frustracji, który sprawia, że związek seksualny jest niemożliwy. Wtedy winimy za porażkę partnera i szukamy kogoś lepszego i tak bez końca.

    Z tego co ja rozumiem Lacana, to jedyna nadzieja w miłości. I że nie ma takiego faceta co by zadowolil kobietę.

    Im dalej idę w analizę tym bardziej intryguje mnie, że jednak kochamy na wiele sposobów i że rzeczywiście ustawiamy się w milosci pod różnymi kątami, z przeróznymi fantazjami w głowie. Moj analityk mowi, źe każda miłość, podobnie jak każde przeniesienie jest zupełnie inne, niepowtarzalne.

    Listopad 22nd, 2014

  15. Joshe

    To znaczy źle powiedziałam. Nie ma takiego faceta który seksualnie zadowolilby kobietę jedyna nadzieja w facecie który będzie kochał tak, ze jej ten brak zrekompensuje.

    Jak to się ma do kastracji i ze tylko wykastrowany facet moze czapac przyjemność z bycia z kobietą. Tego nie wiem.

    Listopad 22nd, 2014

  16. Anna

    To w sumie jest bardzo zadziwiające, że trzeba wygibasow intelektualnych i autorytetów żeby skonstatować coś, co dla wielu kobiet jest sprawą oczywistą, że seks bez miłości to zawracanie głowy (żeby nie powiedzieć dupy).

    Listopad 23rd, 2014

  17. Renata

    Anna, tak samo czuję,ale miłość bez seksu też chyba nie wydoli,chociaż może,gdy będę miała 100lat?

    Listopad 23rd, 2014

  18. Joshe

    Gdyby to było takie proste to byłyby same szczęśliwe małżeństwa i żadnych nieporozumień a wiadomo, ze jest dokładnie odwrotnie.

    Listopad 23rd, 2014

  19. Anna

    Joshe, ja nie twierdzę, że wszystko jest proste. Od samej wiedzy, że dla kobiety sex i miłość idą w parze nie przybywa szczęśliwych związków. Mnie czasem dziwi, że dojście do czegoś odbywa się strasznie na około. Dziwi i ciekawi.

    Listopad 23rd, 2014

  20. Krzysztof Pawlak

    Od kilku dni jestem sfrustrowany, bo pisałem spory komentarz do wypowiedzi Renaty i go straciłem (na tym polega przyjemność używania internetu), lecz będę podejmował próby jego odzyskania – szkoda mej pracy i tego, że ująłem całkiem zgrabnie pewne rzeczy. Dziś aliści komentuję debatę pań o kobiecie, albowiem co nie co na temat ten mam do powiedzenia, a mężczyźni na ten temat boją się zadzierać z kobietami.
    Tantryzm poprzez nacisk na zagospodarowywanie pustki (po lacanowsku bardziej obrazowo praktykowanie braku), zbliża się, i to bardzo, do psychoanalizy lacanowskiej. To co dzieli go od analizy to teza o komplementarności dwóch płci (co i platonizm postulował).
    Istnienie 100% mężczyzny, podobnie jak 100% kobiety, jest fantasmagoryjne – należy do dziedziny fantazmatu. Przy czym 100% mężczyzna, gdyby istniał, nie zaspakajałby wszystkich kobiet, co wskazuje na pierwszą niemożliwość w relacjach M-K, z powodu zarówno ograniczonego wirilizmu panów, tudzież sposobu praktykowania braku przez same kobiety, w którym to oziębłość, w swej istocie rzekoma, jest jednym z głównych środków praktykowania braku (co fenomenalnie ujął jeden z analizantów: „wolę gdy X. po seksie pali papierosa, niż seks z żoną”).
    100% mężczyzna, gdyby istniał, kochałby wszystkie kobiety (miłość zajmuje miejsce uprzywilejowane w seksualności kobiet), co z kolei ustanawia drugą niemożliwość relacji K-M, albowiem gdyby kochał wszystkie kobiety, nie mógłby być mężem żadnej, a zatem nie zadawalałby jakiejkolwiek kobiety; swoiste pragnienie kobiet, częściowo tylko realizowane przez propagowanie monogamii, to bycie jedyną pośród reszty kobiet, reszty, w której każda z kobiet pragnie być jedyną pośród pozostałych. Praktykowanie braku przeto zawiera w sobie zarówno kreowanie jego, jak i leczenie się z niego. To dlatego warunkiem miłości i pragnienia kobiet jest kastracja. Poślubienie mężczyzny leczy ją z braku, równocześnie kreując brak dla innych kobiet („mój ci on, a nie wasz”). Mężczyzna poślubiony zaś jest wybrakowany – może posiąść inne kobiety tylko za cenę utraty miłości (zbioru taktyk praktykowania braku: tygodni milczenia, bojkotu zobowiązań domowych, rozdzielenia łoża na dwa łóżka itp.).
    Miłość jest sprawą kobiet ze względu na bliską ich relację z brakiem. Mężczyźni o miłości wiedzą niewiele i dlatego tak łatwo kobiety czynią z nich bogów. Fundamentalna różnica czyniąca z mężczyzny mężczyznę, a z kobiety kobietę, leży w ich pragnieniach. I oni i one pragną wiedzy, której im brakuje; oni pragną wiedzy o miłości, one o seksualności. To dlatego mężczyźni mogą dochodzić do miłości przez seks, a kobiety nie; dla kobiet miłość zawsze prowadzi do seksu, odwrotna kolejność nie obowiązuje. Przy czym nie chodzi tutaj o chodzenie do łóżka, czyli praktykowania gimnastyki, a nie miłości czy seksualności.
    I jeszcze, skoro mężczyźni niewiele wiedzą o miłości, to kobiety niewiele o seksualności. Jak to rozumieć? Epicentrum seksualności kobiet krąży wokół innej jouissance, „jej” jouissance; to jest brakiem w seksualności i ten brak ma zostać zastąpiony miłością. Ale miłością do kogo?
    Tyle na dziś.

    Listopad 23rd, 2014

  21. Joshe

    Jak bardzo niezadowalające jest dla mnie nierozróżniane pomiędzy tym, który zadawala kobietę a tym, który czerpie rozkosz z kobiety. Ojciec z totem i taboo podobno czerpie rozkosz ze wszystkich kobiet, z matek i córek także i to bez dotykania.

    Ja nie wiem, co mężczyźni wiedza o miłości, ale nie sadzę żeby wiedzieli więcej o seksualności. Kobiety idą dalej, poza masturbacyjną fazę faliczną i to jest oczywiste jak słońce. Oczywiste to było dla Freuda, oczywiste było dla Lacana.

    Listopad 23rd, 2014

  22. Jacek

    Ale w czym znowu idą dalej?

    Listopad 23rd, 2014

  23. Joshe

    W rozwoju psychoseksualnym.

    Listopad 23rd, 2014

  24. Joshe

    No chyba, że mówimy o kobietach, które nawet w fazę faliczną nie wchodzą, a to według Freuda oznacza kompletne odrzucenie seksu w życiu. Być może i takie kobiety trafiają na analizę. Tylko nie rozumiem dlaczego mielibyśmy je traktować jako reprezentację, czy też esencję kobiecej seksualności.

    Listopad 23rd, 2014

  25. Joshe

    Według Lacana kobiecość jest innością a nawet kobieta jest Innym, a jej jouissance twarzą Boga, który oczywiście nie istnieje. Dlatego też prawie nie znajdziesz mężczyzn mistyków, są natomiast kobiety mistyczki.

    Kobieta to druga płeć. Nikt kobietą się nie rodzi, kobietą się staje, a to zajebiscie długa droga, seksualnie także.

    Myśle, ze kobiety nie tylko wiedzą więcej o seksie ale też więcej mają z niego frajdy, co nie stoi w sprzeczności z faktem, że gdzieś podszyte to zawsze jest nutą braku a zatem pewnie i frustracji. Być może dlatego nigdy nie mogą się ostatecznie zdecydować, czy w ramach przysłowiowego papierosa należy się śmiać czy też płakać.

    Listopad 23rd, 2014

  26. Joshe

    Zabawne jest co Lacan pisze o histerii, że to jednocześnie najniższa forma rozwoju neurotycznego a zarazem jego najwyższa forma, bo jakich to trzeba zaawansowanych mechanizmów histeryzowania, żeby osiągnąć coś tak niemożliwego jak orgazm pochwowy, który tak naprawdę to bardziej rozproszony niż zlokalizowany i w zasadzie niemożliwy – mówi Lacan, odrzegnujac się od samej głupiej jego nazwy.

    Czytałam w zeszłym tygodniu, że szacowne badania naukowe donoszą, ze ostatecznie orgazm pochwowy jest mitem, który nie znajduje potwierdzenia w anatomii. A zatem jak zawsze możemy liczyć na matkę naukę i jej adekwatność i przystawalność do ludzkiego doświadczenia. Ostatecznie dyskurs naukowy to tez tylko histeria, jak każdy nadmiar taki czy owaki, mój rownież.

    Listopad 23rd, 2014

  27. Paweł Droździak

    Kobiety poszly dalej w rozwoju psychoseksualnym, a my, nierozwinieci, sami tutaj zostalismy, jak te psy.

    Listopad 24th, 2014

  28. Joshe

    No właśnie to jest rozwiazanie, radykalne ale jednak. Zresztą są lesbijki, których oś centralna zainteresowań to kobieta i kobieca erotyka i którym facetów nie brak i odwrotnie – są mężczyźni, którym tylko o to, gdzie skutecznie się spuścić. Puki co zdecydowana większość ludzkości tkwi w tragi-farsie wzajemnych damsko-męskich zależności i niezmordowanym poszukiwaniu wiatru w polu.

    Listopad 24th, 2014

  29. Joshe

    Lacan mówi, faceci to fetyszyści w najlepszym razie i tutaj rzeczywiście są jak psy na te kobiece fantazje, obrazy itd. Kobiety z kolei mają być autoerotyczne, tylko właśnie nie tak masturbacyjnie i falicznie, że chcą orgazm i już, tylko chcą być obiektem męskiego pragnienia i rokoszy, a to jest trudne zadanie dla panów, często niewykonalne, na długą metę w zasadzie niemożliwe.

    Listopad 24th, 2014

  30. Joshe

    Dlatego kobieta będzie u Lacana erotomanką, w tym sensie, że będzie sobie wyobrażała, że wszyscy ją pragną, lub że wszyscy ją nagabują, tudzież molestują.

    Co do facetów. Oglądałam ostatnio wywiad z Woody Allenem w którym mówi, ze psychoanaliza jest fantastyczna i że po kilkunastu latach po raz pierwszy był w stanie mieć seks z kimś seks i nie myśleć o kimś innym!

    Listopad 24th, 2014

  31. Joshe

    I owszem, kobieta zrobi sobie z faceta cokolwiek będzie chciała, nawet Boga :)

    Listopad 24th, 2014

  32. Krzysztof Pawlak

    Muszę jeszcze raz zaznaczyć, że mężczyźni niewiele wiedzą o miłości, a kobiety niewiele o seksie. Z tego nijak nie da się wnioskować o tym, ile wiedzą, a co zatem o proporcjach. Jeśli nawet kobiety wiedzą więcej o seksie od mężczyzn, nie oznacza to, że wiedzą dużo. Do takiego postawienia sprawy prowadzą konsekwencje założenia, że „kobieta nie jest cała”. Stąd moja teza nie jest moją opinią. Analiza diagramów seksuacji pozwala zorientować się, czego w „mają się ku sobie” szukają obie płcie. Mężczyznę wiąże z kobietą obiekt, bynajmniej nie podmiot. Stąd jego mizerna wiedza na temat miłości, a i to ignorowana (wiedza o miłości wyczerpuje się w formule „nie chcesz ze mną seksu, to mnie nie kochasz”). Kobietę wiąże z mężczyzną Fallus (duże Phi), także nie podmiot, ale też nie obiekt. Konsekwencje z tego są zasadnicze. Upraszczając maksymalnie – aby kochać, w zasadzie wystarczy mężczyźnie być usatysfakcjonowanym (całość wiedzy o swej satysfakcji czerpie on z obiektu, który jest tutaj w funkcji fetysza); fakt, że po stronie mężczyzny kobieta szuka Fallusa, a nie obiekt decyduje o tym, że kwestia dotyczy wiedzy, a nie satysfakcji (w wielu przypadkach wiedza ta ograniczona jest do prostych formuł: „potrzebujesz faceta, by mieć dziecko, bezpieczeństwo socjalne, męża itd.” – seks jest tu wypadkową, czymś jak barter). Unikalność, skomplikowanie pozycji kobiety w obszarze płci bierze się z rozdarcia, które nie jest powodowane tylko przez seks, co nadaje kobiecie inny wymiar seksualności. Zasygnalizowałem to w ostatnim komentarzu pytaniem: kogo kocha kobieta? Kocha Innego, Boga, o ile jest z brakiem. To określa szczególny status kobiety w obszarze płci poprzez jej powiązanie z polem mistyki. To też czyni mężczyznę, o ile jest histeryczny, niezdolnym do praktykowania mistyki (lub czyni to nadzwyczaj trudnym). Stąd wiedzy na temat miłości brakuje mężczyźnie, a żaden z nich nie jest w stanie wykonać gestu Weroniki. Jeśli miłość pochodzi z tej relacji z Innym, to jest możliwa z mężczyzną tylko pod warunkiem, że uczyni go Bogiem (jak często to zachodzi w relacji matki z dzieckiem). To też jednak prowadzi do niemożliwości – jeśli bowiem mężczyzna uwierzy, że jest w tej relacji Bogiem, czyli tym, kim ona się rozkoszuje, tym mniej jest z niej niezadowolony, mniej nienawidzi ją, tym mniej „jest” w tej relacji, tym mniej kobietę kocha, aż po koniec miłości. Tajemnica leży w szczególnej relacji kobiety z Innym, pod warunkiem, że nie jest falliczna i histeryczna, czyli też rzadko.

    Listopad 24th, 2014

  33. Joshe

    No tak – jak mówi Lacan – prosić, błagać żeby coś więcej o tym jouissance powiedziały a tu nic, ani słowa, zupełna cisza!

    Mi z tym, że kobieta robi z faceta Boga śmierdzi i założę się, że jeśli tak się dzieje to robi to tylko po to żeby takim absolutnym panem władać. Z tego co czytam to też mistyki nijak nie da się uprawiać, że ona się jednak zdarza i to kobietom. Poza tym z tym Bogiem i miłością, piszą że miłość kobiety to trochę tak w stronę bardziej tego bliźniego i sąsiada i inności w Innym, a nie Boga absolutu, choćby i wybrakowanego – zbioru wszystkich znaczących pomniejszonego o siebie samego :)

    Listopad 24th, 2014

  34. Jacek

    To obrazek dla Joshe:
    http://indulgy.com/post/8P749fmvK1/helmut-newton-they-are-coming

    To banalne w gruncie rzeczy zdjęcie bawi mnie ze względu na swój tytuł. Nadchodzą, w pełni niewątpliwego rozwoju psychoseksualnego ;) Ale choćbyś prosił i błagał… nic.

    Czyli ‚dalej’ o którym pisałaś rozumiesz tak jak na wykresie? Że mężczyźni mają tak ze 3, góra 4, a kobiety to z 10, albo i 12?

    Listopad 24th, 2014

  35. Paweł Droździak

    Zastanawiałem się, jak to powiedzieć, ale dzięki temu zdjęciu już to niepotrzebne.

    Listopad 24th, 2014

  36. Joshe

    Dzieki Jacku za obrazek, i nawet nie jeden. Bardzo one ładne, choć jest coś przerażającego w kobiecej nagości. Brak ma przerażać nie tylko kobiety ale i mężczyzn, bo to obraz kastracji. Dlatego z tym fetyszyzmem to tak trochę wszystko lepsze i warte skupienia byle nie ta otchłań pustki. Przynajmniej Freud jakoś tak tłumaczy fetyszyzm właściwy.

    To zaawansowanie kobiet w rozwoju, to nie chodzi o to, ze one są lepsze i mają więcej. Chodzi o coś zupełnie przeciwnego. One mają mniej i muszą to kompensować jakoś choćby i z tym przekształceniem pochwy w organ przyjemności seksualnej, co zawsze zadziwiało wszystkich, nawet samego Freuda.

    Listopad 24th, 2014

  37. Joshe

    No tak Paweł, obrazy mówią więcej niż słowa, z tym tylko, że dla każdego mówią coś zupełnie innego.

    Listopad 24th, 2014

  38. Mewa

    To dość zabawne obserwować tę dyskusję. Bo kobiety między sobą (intuicyjnie) wyczuwają „o co chodzi” (Joshe) i mężczyżni też wyczuwają „o co chodzi”, tylko że te dwie strony, czytają swoje wzjemne intencje w bardzo wypaczony sposób i nijak nie są w stanie się porozumieć;-)…Jeśli „w życiu” to też tak wygląda, to jest to dość przerażający obrazek…

    Listopad 24th, 2014

  39. Mewa

    Ha, ha chyba równocześnie ten komentarz nam się napisał…

    Listopad 24th, 2014

  40. Paweł Droździak

    Joshe, co do obrazu prawda. Kazdy widzi na nim cos innego. Ze slowami podobnie zreszta jest. A skoro juz przy obrazach jestesmy, rozwazaniach o roznicy i innych problemach bedacych calkowicie poza zasiegiem pojmowania wspolczesnej psychologii i nawet wszelkiej pozalacanowskiej psychoanalizy, to moge polecic film. Raj. Milosc. Jest na Kinopleksie teraz. Dolujacy odpowiednio i mysle, ze warto. Wlasnie skonczylem ogladac.

    Listopad 24th, 2014

  41. wojtas

    ?Nie chcesz ze mną seksu, to mnie nie kochasz? – to chyba psychologia mężczyzn lekko niedorozwiniętych. Kobiet chyba zresztą też. Wydaje mi się, że to zbytnia potrzeba, żeby teoria była wewnętrznie spójna, prowadzi do głoszenia takich absurdów.

    Listopad 24th, 2014

  42. Renata

    Nawet jeśli zniknął, dziękuję że się pojawił, Panie Krzysztofie, ten komentarz dla mnie:)
    Nie wiem o co chodzi w tym mówieniu,że kobieta wie „mniej o seksie”? Że jest mniej związana z seksem,a więcej –jak to się tu nazywa–z „brakiem” (w tantrze mówi się z „pustką”, a pustka to taka dziura,że daj boże :),że seks nie jest ją w stanie zadowolić,tylko szuka właśnie tej dziury w całym?
    Seks może być fajny i bez „miłości”,ale wtedy kiedy wychodzi z wyobrazni, tajemnicy,koincydencji,wiatru, ognia,muzyki,tańca.Nie mówciemi,że kobieta koniecznie musi mieć „miłość” jak kura jajko. Nigdy w tonie uwierzę:)

    Listopad 25th, 2014

  43. Renata

    Tak, w tantrze oni są komplementarni.I ja w to wierzę.

    Listopad 25th, 2014

  44. Krzysztof Pawlak

    Na tę uwagę konieczna jest odpowiedź. Znana powszechnie formuła, zgoda, jest infantylna, prosta, by nie powiedzieć prostacka, ale czy nie obowiązująca? Skąd w świecie tak wielu Piotrusiów pośród mężczyzn, dla odróżnienia od pacholąt-synków nazywanych Piotrusiami-Panami? Jak dla mnie absurdem jest tłumaczenie muru dzielącego płcie istnieniem dwóch różnych mózgów. Tymczasem tu w świecie musimy tłumaczyć fundamentalne przejawy istnienia takiego muru; po jednej stronie są ci, którzy upraszczają wszystko, mężczyźni, typy-cepy, maszyny proste, mają trudności z najprostszymi pytaniami, np. „po co im w życiu kobiety?”, „co mogą im dawać kobiety?”, „może zająłbyś się dziećmi?”, „może miałbyś ochotę dziś posprzątać?”. To na tym tle nabierają sensu proste formuły opisujące mężczyzn, ich bezradność w relacjach międzypłciowych, o ile muszą one wykroczyć poza ich obiektualność (przedmiotyczność w odróżnieniu od przedmiotowości); po drugiej stronie są te, które wszystko komplikują, to znaczy wskazują w relacji na istnienie obszaru nie opisywanego przez obiekty (prosty typ komunikacji: „może zająłbyś się dziećmi? Ale co mam z nimi robić?”). Zajrzyjcie do szkół rodzenia, przekonacie się, że mężczyźni to durnie – postępują tylko w sposób wyznaczony instrukcjami. Ostatnio analizant zakomunikował mi, że żona jedzie na 3-dniową konferencję i zostawia go z 6-miesięcznym dzieckiem bez instrukcji. Jedyne czego pragnął w tej sytuacji, to to, by dzieciątko przespało wszystkie te dni. To wszystko określa męskie przywiązanie do Piotrusiopaństwa. Jeśli dziecko nie śpi, to otwiera się przed nim [analizantem] ocean niewiedzy, której to trwodze zaradzi JW Intuicja, prawdziwy, a nie rzekomy wróg mężczyzn. Prawdziwy, to znaczy brak, kastracja.
    Kończę pytaniem – co upewnia mężczyznę, że kocha? A także, co upewnia kobietę, że kocha?
    Zachęcam do wymiany zdań, a także będzie to preludium do rozważań nad możliwością komplementarności obu płci.

    Listopad 25th, 2014

  45. Krzysztof Pawlak

    Należy przyklasnąć i co nieco dodać; opisywane tutaj jouissance kobiety ma powiązania z miłością, a nie pobudzaczami temperamentu. Orgazm w życiu ludzi jest koniecznością (anorgazmia pierwotna u kobiet jest, jak wszystko na to wskazuje, mitem). Kobiety jouissance jest ewentualnością. Helmut Newton, którego bardzo wysoko cenię, obrazuje to bez ogródek. Kobiety dochodzą na sposób męski, fallicznie (świetnie zostało to obfotografowane w Bilitis), ale też na „ich” sposób – dochodzą, nie wiedząc dokąd idą, nie zmierzając w określonym kierunku; mogą to robić bez mężczyzny i z mężczyzną, lecz ich udział w tym dochodzeniu obywa się bez ich centralnej roli. Obraz zaciemnia się jeszcze bardziej, gdy uwzględni się dwuznaczność do uchwycenia tylko w języku polskim – dochodzą, nie dochodząc, lecz też i dochodzą, dochodząc. Lecz nigdy nie wiedzą czy dojdą.
    Zdecydowanie kobiety są bardziej erotyczne od mężczyzn (wystarczy rzucić okiem na Mayę nagą i ubraną, by mieć tego przeczucie); erotyka mężczyzn czerpie energię z pornografii, z fetyszyzacji, perwersyjnej reprezentacji fallusa; erotyka kobiet wyrasta z miłości, z kochania, nie z bycia kochaną.
    Bóg kobiet nie ma twarzy absolutu (o ile ktokolwiek wie jaka jest taka twarz). Bóg kobiet ma twarz człowieka, bliźniego. Stąd Weronika jest jedną z paradygmatycznych postaci kobiet. Weroniki nie interesuje pozbawienie krzyża, odjęcie ciężaru; ją interesuje pot, krew i łzy – oznaki braku. Użycie przez nią chustki ma w sobie moc erotyczną, albowiem wypełniony jest ten gest czułością. Gdy porówna się dwie podobne sceny dwóch filmów, Spirali Zanussiego i Odrażający, Brudni, Źli E.Scolli (drugi był zapewne inspiratorem pierwszego jeśli chodzi o erotyczną scenę szpitalną), to da się zauważyć, jak bardzo M.Komorowska poległa w tej scenie nie dając rady nasycić tej sceny erotyką, podczas gdy pielęgniarka z drugiego pokazała jak bardzo miłosierdzie jest erotyką wypełnione. W sumie chrześcijaństwo jest religią podtrzymywaną przez kobiety. Tylko dlatego, że Bóg jest w nim wybrakowany, że cierpienie jest tym, czego pragną kobiety (w obu znaczeniach, cierpienia własnego i cierpienia Innego, którego cierpienie wynosi do funkcji Innego, czyni go Bogiem [cierpi, zatem jest Bogiem, a nie jest Bogiem, zatem cierpi]. To dlatego wzięcie u kobiet mają inwalidzi wojenni [patrz Angielski Pacjent, Johnny poszedł na wojnę], poszkodowani przez los, niesprawiedliwie traktowani itd.). W tym miejscu pojawia się zagadnienie ekonomii masochizmu w życiu ludzkim wraz z podziałem na masochizm perwersyjny, masochizm moralny i masochizm kobiecy (nie jest ani pierwszym, ani drugim).
    Hmm…może nadchodzi czas, by zająć się tym we wpisach?

    Listopad 25th, 2014

  46. Joshe

    Soler pisze zdecydowanie, że kobiece jouissance ujawnia się przede wszystkim w stosunku seksualnym oraz w miłości mistycznej. Św Teresa niby dochodziła bez końca – można czytać w seminarium xx Lacana. Ale ona była mistyczką, sensu stricto. Cytując dalej Lacana z xx „kobiece jouissance jest twarzą Boga, czy też wszystkim, co po chrześcijańskim Bogu pozostało”.

    Listopad 25th, 2014

  47. Joshe

    Miłość mistyczna to ma być ta poza Fallusem, bez narcyzmu.

    Listopad 25th, 2014

  48. Joshe

    Także z masochizmem to wiele wspólnego nie ma. Zresztą Freud zawsze wiąże masochizm z sadyzmem, ze to zawsze ma dwie strony. Dla Lacana, przynajmniej tego mocno symbolicznego to św kategorie upraszczające pop-analityczne, a zatem mało interesujące.

    Listopad 25th, 2014

  49. Joshe

    Miało być „są kategorie upraszczające”… A Freud wiąże masochizm z sadyzmem w ten sposób, że to zawsze w parze chadza, ze nie ma osobowości, która będąc masochistyczną nie byłaby jednocześnie sadystyczna.

    Listopad 25th, 2014

  50. Renata

    Nie wiem,co upewnia męzczyznę,że kocha,mogę się domyślać,ale nie wiem.Co upewnia kobietę,że kocha? Kobieta wie, że mogłaby mieć z tym męzczyzną dziecko,chce tego(oczywiście nie chodzi tu o wpadki).A wersja dla „bezpłodnych”? Kobieta jest gotowa towarzyszyć mu do końca życia, choć wie, że on podczas życia może się zmieniać (jak i ona).

    Listopad 25th, 2014

  51. Joshe

    Co do pacjentów, poszkodowanych, no to jest to fantazja, w której kobieta jest matką dla faceta obawiam się, a on jej fallusem, przez małe f.

    Listopad 25th, 2014

  52. Joshe

    Nie żebym miała coś przeciwko miłości macierzyńskiej, podobno to pierwowzór dla miłości w ogóle. Ale trzeba być czujnym, żeby za bardzo nam się matriarchat nie rozrósł i żeby jednak nie zamienić siekierki na kijek.

    Listopad 25th, 2014

  53. Joshe

    Te doznania mistyczek to też podobno żadne tam oksytocyny i jaki piękny jest świat, tylko ostry zjazd, euforia i depersonaliacja.

    Listopad 25th, 2014

  54. Anna

    „kobiece jouissance jest twarzą Boga, czy też wszystkim, co po chrześcijańskim Bogu pozostało?.
    Joshe, a czy wiesz jaką twarz proponuje Lacan? Dobrotliwego staruszka, karzącego ojca, cierpiącego mężczyzny, czy gołąbeczka? I czy tłumaczy dlaczego po chrześcijańskim Bogu została tylko twarz, a nie noga na przykład? Bo chusta Weroniki? Bo uchwytny ślad po życiu?
    Zastanawia mnie dlaczego trzeba uciekać się do Boga w obliczu niewiadomej czym jest kobieca jouissance. Jak trwoga to do Boga?

    Listopad 25th, 2014

  55. Joshe

    Czy wiem dlaczego Lacan użył takiej metafory? Nie wiem dlaczego, ale jak dla mnie metafora jest piękna, i godna swojego przedmiotu, który bynajmniej niewiadomą nie jest, w przeciwieństwie do Pana Bozi.

    Listopad 26th, 2014

  56. Renata

    Ja bym powiedziała,bo tak czuję, że to nie jest „twarz Boga” (uciekłabym ),ale kiedy „boskie”przeziera przez twarz człowieka.

    Listopad 26th, 2014

  57. Joshe

    Absolut nie istnieje w analizie lacanowskiej, bo jak wybrakowany to już nie absolut. A ze wybrakowany to wynika z tego równania S1->S2, zbiór S2 ma być zborem wszystkich znaczących pomniejszonym o S1. A zatem jeśli bóg to S1 to zawiera on w sobie wszystkie byty poza samym sobą. Po drugie chrześcijański bóg jest samą miłością bez nienawiści. Lacan twierdzi, ze taki bóg nie wiedział by o miłości nic. Lacan odrzuca dwa główne chrześcijańskie dogmaty. A w seminarium xx mówi, ze po tym wszystkim co wam tu nagadałem, powiecie, ze jestem wierzący, kiedy jedyne w co wierzę to kobiece jouissance. To tak dla uściślenia. Dla uściślenia także, nie bez pardonu mówi się o ekstazie św Teresy a nie o miłości świętej Teresy. A gest Weroniki to gest matki.

    Listopad 26th, 2014

  58. Anna

    Nie trzyma mi się to kupy. Nie ma absolutu, ale jest twarz Boga, resztka. Więc coś jednak jest. Nie wydawało mi sie przy lekturze Lacana, że on w czambuł odrzuca Boga. Miałam wrażenie, że używa go jako rodzaju punktu odniesienia. Bóg chrześcijański nie jest bogiem miłości lecz miłosierdzia.
    O ekstazie św Teresy mówi się głównie za sprawą rzeżby Berniniego, a to już był barok. Może wcześniej była miłość? A z tą Weroniką to smutna sprawa: taki fajny gest i nazwany jest gestem matki. A gest kobiety to tylko: „zająłbyś się dzieckiem?” ;)
    W sumie, jeśli Boga nie ma może być i S1

    Listopad 26th, 2014

  59. Renata

    Byli też mistycy w kręgach Wschodu i Zachodu. Było ich od groma więcej niż mistyczek. To,jeśli powołujemy się na objawienie Lacana, co by to oznaczało? Z tego,co tu czytam (chyba że nie nazbyt uważnie czytam)oni jacyś kobiecy byli? Wytrzebieni? Z brakiem? I się po kobiecemu jouissansowali?

    Listopad 26th, 2014

  60. wojtas

    To kolejny przykład na to, że jeśli rzeczywistość przeczy teorii, to tym gorzej dla rzeczywistości.

    Listopad 26th, 2014

  61. Joshe

    Teoria i lacanowski graf seksualcji mówi coś takiego. Nie wszystkie kobiety nalezą do funkcji fallicznej. Oraz, że istnieje przynajmniej jeden mężczyzna, który kompletnie wymyka się funkcji falicznej. To jest ten słynny graf zapożyczony od arystotelesa, gdzie lewa strona to męska strona seksuacji, a prawa to kobieca. I kobiece jouissance to ma być to spoza Fallusa.

    http://larvalsubjects.files.wordpress.com/2010/06/ziz3.jpg

    Jak to ma się do rzeczywistości nie wiem. Samo twierdzenie, ze istnieje przynajmniej jeden, teoretycznie nie wyklucza, że może ich być więcej.

    Listopad 26th, 2014

  62. Joshe

    Poza tym nie należy tej rzeczywistości społecznej, a zatem i religijnej przekładać bezpośrednio na tą analityczną. Rzeczywistość analityczna to kazirodztwo, symptomatyzowanie oraz zapychanie braku. Jeśli miłość to zwykle narcystyczna na zasadzie posiadania fallusa lub bycia fallusem. To że Lacan próbuje wychodzić poza Edypa i funkcję faliczną w stronę miłości wpisanej w nieświadomość, jouissance i wprawiania własnego symptomu w ruch, nie znaczy, że te wszystkie edypalne uwikłania nie istnieją. Istnieją, jeśli nie są wszystkim, co istnieje i to jest takie przerażające w analizie, lub jak kto woli wyzwalające. To jest też głównym przedmiotem analizy, więc żadnych fajerwerków, głownie dół – kopanie w przeszłości i tym co zostało wyparte. Oprócz tego, że coś zwerbalizowane raz jednak zmienia coś w człowieku.

    Listopad 27th, 2014

  63. wojtas

    Joshe, lacanowski graf seksuacji nie istnieje :)

    Listopad 27th, 2014

  64. Joshe

    No własnie ja myślę, że jest coś na rzeczy. Najgorsze jest to, że wynika z niego również coś takiego, że faceci to albo w pełni w tej funkcji falicznej uczestniczą albo kompletnie się jej wymykają. Z kobiet za to takie syreny „nie-całe”, ani tu ani tu, albo jedną nogą poza, a jedną w – i już nie wiedzą czy są z tego czy z tamtego świata :)

    Listopad 27th, 2014

  65. Renata

    Jednym z autobusów krakowskich kursuje często taki „wariat”,który gada na cały autobus w kompletnym odcięciu od ludzi wzrokowym i w ogóle.Ludzie też z nim nie nawiązują żadnego kontaktu.Zawsze ma „ulissesa”na temat ruchu ulicznego i zwykle dochodzi do takich samych konkluzji, że w elementarzu Falskiego powinno być zamiast „Ala ma kota”, „piesi mają pierwszeństwo przed autobusem”.Gada całkiem elokwentnie, ale w kółko o tym samym. Wczoraj usiadłam na siedzeniu vis a vis Niego.On perorował po swojemu w odcięciu. Odważyłam się popatrzeć na Niego, zauważył to i zadał mi pytanie , ale taką złością, jakby pluł jadem, pytanie o jakieś oczywiście „drogowe”sprawy.Zaskoczona jego wściekłością, wzruszyłam ramionami bezradnie i uśmiechnęłam się do Niego,ale zaraz potem odwróciłam wzrok,bo widocznie nie życzył sobie uwagi. Wrócił do „normy”, uspokoił się i nadal roztrząsał tematy ruchu drogowego w Krakowie,a ja obmantrowywałam Go zawzięcie w duchu, zeby mu coś dać.I nagle On–między jedną myślą o korkach,a drugą o drogach jednokierunkowych powiedział do siebie—„nie mogę umrzeć przed ojcem bo będę zawsze niesamodzielny”…

    Listopad 27th, 2014

  66. Paweł Droździak

    Mozna by pomyslec, ze ojciec ma pierwszenstwo na skrzyzowaniu. Teraz tatus jedzie, a teraz syn.. Jakby zapis wspomnienia, jak kiedys bawili sie samochodzikami. Takie tam fantazje. Fajna opowiesc.

    Listopad 27th, 2014

  67. Renata

    Tatuś musiał być w tej jezdzie dzieciństwa nad wyraz przepisowy i prawy…A synek zanosił się na easy ridera, szkoda że teraz może co najwyżej dostarczać rozrywki podróżującym autobusem jednej linii.

    Listopad 28th, 2014

  68. Krzysztof Pawlak

    Otóż to zdanie nie mówi niczego więcej ponad to, że rzeczywistość jest uprzywilejowana. Lecz tytułem czego? Tony atramentu wylano, by udowodnić, że opowieści analizantów o molestowaniu seksualnym w dzieciństwie są prawdą, a nie fantazją. Jedynym skutkiem jest to, że niemożebnie wzrosła liczba molestantów w rodzinach, a fantazje zaczęły odzwierciedlać rzeczywistość nazywaną obiektywną. Rzeczywistość obiektywna w analizie nie ma uprzywilejowanego miejsca. Zatem Twoje zdanie należałoby zmienić z akcentem na to, że rzeczywistość psychiczna (pojęcie Freuda) i rzeczywistość „obiektywna” istnieją wbrew sobie. To fundament freudyzmu i lacanizmu – świat i człowiek istnieje od razu w konflikcie. Oznacza to, że formuła Twoja Wojtasie wymusza adaptację rzeczywistości psychicznej do rzeczywistości „obiektywnej”, a stąd już tylko półkroczek do analizy ego i analizy obron i oporów. Odwrotnie do Amerykanów, lacanizm uprzywilejowuje rzeczywistość psychiczną, „twoje” w świecie.
    Formuły seksuacji nie opisują rzeczywistości obiektywnej (anatomii, genów, hormonów, chromosomów, wyglądu, mody, stylu życia itp. znaków płciowości). To zasady logiki zastosowane do rzeczywistości psychicznej. Konsekwencją tego jest to, że „obiektywnie” kobieta, jeśli w 100% lokuje się po męskiej stronie diagramu seksuacji, to jest mężczyzną w rzeczywistości psychicznej, mężczyzną niezależnie od jego płci. I vice versa. Stąd dalsze paradoksy, np. formuły 100% kobieta kocha wszystkich mężczyzn niezależnie od płci, a 100% mężczyzna kocha wszystkie kobiety niezależnie od płci.

    Listopad 28th, 2014

  69. wojtas

    Nie nie, moja formuła aż tak wiele nie mówi – głównie mówi, żeby się tak bardzo nie przejmować logiką, bo sztywne się jej trzymanie prowadzi do dziwacznych stwierdzeń, że np. musi istnieć co najmniej jeden mężczyzna poza fallusem, czyli freudowski lider hordy. A dlaczego musi? No bo tak wynika ze wzoru, rzeczywistość nie ma tu nic do rzeczy. To naprawdę przypomina mi czasy, kiedy Ziemia stała na słoniach. A słonie na żółwiu, ale naprawdę dalej już nie pytajmy.

    Listopad 28th, 2014

  70. Joshe

    Z tym, że cała metafizyka stała zawsze na logice, żeby nie powiedzieć mechanice, podobnie z nauką, a zatem ludzki świat stoi na językach, strukturach i ideach czysto teoretycznych jak u Platona. Czy opisuje to nakieś realne czy nie, nie wiadomo, wiadomo, że stara się jakieś realne opisywać. Puki co trzyma się to kupy lub jakiegoś equilibrium. Może to i tradycja sięgająca do słoni, z tym że nie ma innej.

    Listopad 28th, 2014

  71. wojtas

    Zawsze można próbować nie zadawać pytań, na które są tylko błędne odpowiedzi.

    Listopad 29th, 2014

  72. Joshe

    No tak, tylko że w analizie idziemy w dokładnie przeciwną stronę. Im więcej pod znakiem zapytania tym lepiej. Lacan twierdzi, że już w zadanym pytaniu kryje się odpowiedź, a czy ona jest błędna, zmienna – w analizie ma to małe znaczenie. Ostatecznie gdzieś ta klinika analityczna prowadzi i indywidualne podmioty i cały dyskurs. Rzeczywistość społeczna jest dużo bardziej iluzoryczna.

    Listopad 29th, 2014

  73. Anna

    Przez przypadek wpadłam dziś na zdanie Tadeusza Mazowieckiego: „Pytania, na które nie ma odpowiedzi rozwiązujemy nie przez wyjaśnianie ich, ale przez postawę wobec nich.” Więc nie zamierzam przestawać, nawet wbrew temu co mówi czasem mój przyjaciel: „Nie pytaj, bo się, ku…, dowiesz”.

    Listopad 29th, 2014

  74. Krzysztof Pawlak

    Cóż, ja tylko odczytałem to, co implicite jest w zdaniu, że jeśli rzeczywistość przeczy teorii itd. To znaczy, czym jest rzeczywistość, jeśli potrafi przeczyć torii? Czy przedmiotem historii jest jakaś rzeczywistość? A przedmiotem archeologii są kawałki czegoś, czy też narracja wiążąca te szczątki w jakąś historię? Psychoanaliza jest raczej nauką koniekturalną, czyli ludzie pochodzą od Adama i Ewy, którzy kiedyś żyli w Raju. Tobie Wojtas to się nie może spodobać, albowiem żadna namacalna rzeczywistość nie jest w stanie ani zaprzeczyć, ani potwierdzić tę tezę, domniemanie. Istnienie Adama i Ewy jest wnioskiem logicznym tak długo, jak długo ludzie rozmnażają się płciowo. To, że kiedyś pramatka i praojciec ludzi gdzieś mieszkali jest czymś niewątpliwym, nawet jeśli przybyli tu z kosmosu. Określenie Adam, Ewa i Raj to znaczące, jedynie znaczące – to znaczy, że Adam, gdyby nawet nazywał się Boguś, nic w tym zdaniu-mniemaniu by nie zmienił. Każda nauka bazuje na uwyobrażowieniu czegoś; czy będzie to kwark górny, czy czarna dziura, pojęcie o nim jest możliwe tylko na drodze wyobrażania sobie (wystarczy obejrzeć filmy o tym na tzw. naukowych kanałach TV). Jaki jest ich związek z rzeczywistością, która istniała 13,7 mld. temu, i której poznanie zachodzi tylko na bazie manipulowania cyferkami (symboliczność) oraz na bazie manipulowania obrazami (wyobraźcie sobie nieskończenie szybką ekspansję wczesnego kosmosu, albo na szkicu przedstawiającym jądro atomu, kwark górny zawsze jest narysowany na górze, gdy dolny na dole). Lacanizm nie jest głupi, rzeczywistość uważa on za wyobrażeniowość, a realność za nie możliwą w jakikolwiek sposób do poznania. Mity nie stwierdzają faktów, one są interpretacją rzeczywistości, to znaczy, że dowolne zdanie np. „ojciec mnie molestował” jest tylko interpretacją jakiejś rzeczywistości, a nie stwierdzaniem faktu, tym bardziej, że brak takiego faktu nie przeczy molestowaniu. W psychoanalizie nie mamy innej rzeczywistości niż mówiona – molestantem jest w niej i ten, kto zgwałcił swe dziecko i ten, kto go mył, czy tulił do snu. W analizie odkrycie, że było inaczej niż zostało to opowiedziane jest asumptem do tego, by zadać pytanie, dlaczego zostało to tak opowiedziane. Świat noszony przez słonie, Atlasa, czy dziwacznie zawieszony w próżni ma taką samą wartość, jak każdy inny, albowiem nie jest sądem o rzeczywistości świata ludzi i natury, lecz świata osoby mówiącej („jam jest prawdą”) – prawdziwości mowy podmiotu się nie weryfikuje; w kłamstwach zawiera się o wiele bardziej prawda podmiotu, niż prawda zawarta w zgodności sądu z przedmiotem sądu.
    Zdaję sobie sprawę, że w tezie, że kobieta w obszarze seksuacji męskiej jest w nieświadomości mężczyzną, jest takim słoniem, czy wężem. Czy z racji tego tylko mam odrzucać jej opowieść? Nawet jeśli mówi ona, że i matka i ojciec zawsze chcieli mieć syna (co jej mówili)? Czy rzeczywistość kreowana przez słowa nie jest rzeczywistością? To jest mój centralny zarzut przeciwko kognitywistyce.

    Listopad 30th, 2014

  75. Joshe

    Realne nie jest do poznanie, w tym sensie, ze wiele się o nim nie da powiedzieć, poza tym że jest. „Jest takie jedno” – mówi Lacan od xix.

    Ja w moich snach spotykam wiele słoni i węży, także martwych węży, a mojego entuzjazmu krzyczącego „wieloryb” nikt nie podziela. Nie ma znaczącego kobieta ale jest za to pewien autyzm i solipsyzm w tym zakresie i daremny entuzjazm i krzyki.

    Lacan inwokuje do swoich uczniów – „Jesteście tymi, którzy powinni podąrzać – bądźcie moimi kobietami!” Ale co to znaczy, co to znaczy!

    Listopad 30th, 2014

  76. Joshe

    Najprościej zawsze odpowiedzieć, że kobieta to ta która nakarmi, a mężczyzna to ten, który ochroni. Jednak historia tu się nie kończy, ona się tu ledwie zaczyna. Lacan by dodał – „wiedzieć coś leży zawsze po przeciwnej stronie do być”.

    Lacan mówi – „bądźcie moimi kobietami, potrzebuję waszego pragnienia.” I nie sądzę, żeby o ściereczki dla pacjenta mu chodziło! W analizie lacanowskiej nie ma innej drogi jak kochać mistrza – witalnego węża.

    I tu mi się entuzjazm wyczerpuje. Idę dalej pracować ciężko, analitycznie. Mój mistrz wraca z za oceanu.

    Listopad 30th, 2014

  77. wojtas

    Nie jestem zwolennikiem kognitywistyki, jeśli już, to raczej pragmatyzmu. Można np. pragmatycznie przeciwstawić teorie Freuda o niezbędności „ojca hordy” samej historii Freuda jako ojca psychoanalizy. Aby skutecznie prowadzić analizę, teoretycznie trzeba mieć zakończoną własną analizę, prawda? Czy Freud miał zakończoną własną analizę? Kto był pierwszym skończonym analitykiem i kto to zmierzył? Jaki wzór to opisuje? Przecież niektóre poglądy i interwencje Freuda są dziś całkowicie przestarzałe, do śmieszności. Historia analizy to nie zawiśnięcie na żółwiu-Freudzie. To raczej historia kolejnych przybliżeń, właśnie w pragmatycznym sensie, droga przez mgłę (Reich, Jung, Ferenczi), eliminacja tego, co nie działa na rzecz tego, co działa. Zbliżanie się po asymptocie do nieosiągalnego (moim zdaniem) punktu analizy skończonej.

    Realne to resztka po symbolizacji, OK. Tylko że umieszczanie jakiegoś mitycznego ojca w miejscu pierwotnego wyparcia jest moim zdaniem próbą usymbolizowania właśnie tego, co usymbolizować się nie da. To sprzeczność wewnątrz lacanizmu i słaby punkt strukturalizmu w ogóle. Mity mówią prawdę, jasne. Także taką, że symbolizowanie koi nasz conradowski lęk.

    Grudzień 1st, 2014

  78. Joshe

    Wojtas, no ale właśnie Lacan ten pragmatyzm krytykował. I o ile dokładnie wyjaśnia jak Freud fatalnie spalił swoje pięć słynnych przypadków, o tyle Lacan znajduje u freuda w zasadzie wszystko niezmiernie edukacyjne, opatruje to tylko słownikiem nowoczesnej lingwistyki i paroma metaforami.

    Symbolizowanie koi lęk czy nadawanie znaczeń, bo ja myślałam, że to drugie.

    Grudzień 1st, 2014

  79. Anna

    Joshe, tak obrazowo piszesz o tych wężach i wielorybach, że przeczytałam, że Twój Mistrz „wraca z oceanu” zamiast „z za oceanu”. I zaciekawiło mnie czy bardziej jako Neptun czy Afrodyta. W każdym razie trzymam kciuki :-)

    Grudzień 1st, 2014

  80. Krzysztof Pawlak

    Panie Wojciechu, chociaż pytania i kwestie stawiane przez Pana są z tych najważniejszych, to jednak dbajmy o to, by nie były uproszczeniem. Ojciec Realny, bo tak się Pierwszego nazywa w lacaniźmie, jest draniem, którego losem jest zostać zabitym. Co zresztą świetnie Pan robi. Jeśli Pierwszy ma nie być Bogiem, taki mu los ma być pisany. I jest. Nie miał swojej analizy, a zatem nie mógł jej ukończyć; interpretował fatalnie, a nawet śmiesznie; stworzył niefalsyfikowalne koncepcje itd. Miarą Pierwszego nie jest doskonałość (i nie ma znaczenia, czy jest nim Sokrates, Einstein, czy Budda); miarą jest tylko, weźmy wskaźnik nowoczesny, ilość cytowań, przychylnych i nieprzychylnych (tu klasycznym Pierwszym jest Darwin). Który z Pierwszych różnych szkół psychoterapeutycznych może się z Freudem równać? Dlaczego się go cytuje, pomimo tysięcy durnot, które mówił? Tu leży słabość Dawkinsa, kompletna niemoc odpowiedzi na pytanie: dlaczego ludzie wierzą Bogu/w Boga, a nie wierzą jemu/w niego? Miarą Pierwszego jest uwiecznienie jakiegoś przekazu, a nie jakichś treści. Mit Ojca Realnego jest przekazem, a nie treścią. Gdy go zabito, zaczęto go kochać. Tak jak Jezusa, za życia generalnie nienawidzonego, po śmierci generalnie kochanego, czytaj pragnionego. Freud w szczegółach częściej się mylił, ale co do istoty dał nam przekaz – dziedziczymy po nim pragnienie, czyli to, co lokuje się na antypodach pragmatyzmu. Pragmatyzm wyznaczony jest obiektem, punktem dojścia, celem w znaczeniu zdobycia bramki. Pragnienie wyznaczone jest celem w znaczeniu dotarcia do satysfakcji, a nie przedmiotu (zdobycie bramki nie kończy gry; zdobycie bramki napędza graczy do zdobycia następnej – pragnienie leży w interwale). Do czego zmierza psychoanaliza? Ona nie zmierza do żadnego końca; Freud w „Analizie skończonej i nieskończonej”, to świetnie wyjaśnia. To co kończy analizę jest dla Freuda przeszkodą, a nie celem; celem jest analiza nieskończona, nie kończąca się. Tylko dlatego i aż dlatego postulował stałe powroty analityków do pozycji analizantów – po prostu uważał, że przekonanie o skończonej analizie własnej jest przeszkodą na drodze pragnienia analitycznego.Tak więc analiza nie zmierza do jakiegoś końca; wtedy analizant musiałby dostosowywać się do tego. Koniec analizy wyznacza cięcie, które dokonuje analizant kończąc ze swą analizą. Jak łatwo zauważyć, taki punkt końca jest niemierzalny. Analityków interesuje to o tyle, o ile po takim zakończeniu analizy, analizant pozostał z przekazem. Jeśli analizant dziedziczy przekaz i zaczyna analizować, staje się analitykiem, niezależnie od swej wyjściowej patologii. Analityków interesuje tylko to, by każdy analityk był spadkobiercą przekazu (pragnienia analitycznego i pragnienia analizy). Nie jest istotne to, w jakim stylu pracuje, jakie interpretacje głosi, jak wyglądają jego sesje, na czym zasadza się setting. W lacanizmie czynią analizę interwały, to co dzieje się między spotkaniami, a nie to co zachodzi w samym spotkaniu (akcentowanie spotkań prowadzi do codziennych sesji). Cięcie kończy spotkanie, by otwarcie na to co pozasesyjne skutkowało analizą.

    Grudzień 1st, 2014

  81. Joshe

    Dzięki Aniu! Też się czasem zastanawiam czy on to bardziej Neptun, czy Afrodyta. Jouissance w snach jest oceanem. Sam Lacan mówił o sobie, że jest trochę wilczycą :) pozdrawiam !

    Grudzień 1st, 2014

  82. Joshe

    I jeszcze jedna uwaga Krzyśku. Nie wiem co znaczy że facet jest wykastrowany i że kastracja to druga strona tej samej monety zwanej Fallusem oraz, że tylko taki facet jest w stanie rozkoszować się kobietą. Jednak wiem, że nie ma tu przełożenia bezpośredniego na rzeczywistość społeczną, że on to tylko z żoną lub nie. To w ogóle o to nie chodzi. O co chodzi nie wiem, ale wiem, że nie o to. I znów gdy mowa o rozkoszowaniu to nie o zadawalaniu. I gdy mowa o rozkoszy i jouissance to też nie od razu o seksie. A nawet jeśli o seksie to Lacan mówi wyraźnie, ze rozkoszujemy się tylko mentalnie. A zatem znowu nie wolno przekładać na rzeczywistość społeczną i akt. Też wydaje mi się, że coś zupełnie innego nadaje rytm miłości niż wspólne fantazje, podobnie myślę o przeniesieniu. Miłości są bardzo rożne i zawsze niepowtarzalne i nie wiem czy to należy wiązać z tymi fantazjami. Chrześcijaństwo ma wiele fajnych założeń, ja uwielbiam wersy biblijne, które znam, wiele z nich na pamięć. Niemniej fantazje z Jezusem wypadają mi tu kiczowato strasznie, podobnie jak fantazje o małych niewinnych dzieciach itp. Ktoś kto pisze pięknie i wie jak używać słowa, nie powinien popełniać takich grzechów :)

    Grudzień 2nd, 2014

  83. Joshe

    „Twarz Boga”, „imię Ojca” są czystymi metaforami, a zatem czymś co stoi w miejscu czegoś zupełnie innego. Urzeczywistnianie tego, branie tego dosłownie lub nawet wyobrażeniowa jest straszne.

    Dlatego lepiej jest nie rozumieć Lacana jak i nie rozumieć poety, niż to interpretować dosłownie. Ojciec u Lacana reprezentuje symboliczne jak Fallus reprezentuje metaforę. Im dalej w Edypa a zatem symboliczną relacje (nie realną) z ojcem tym bardziej powinnismy zatapiać się w symboliczne a zatem w kulturę i język. Podobno niektórzy od tego w ogóle edypa zaczynają, od relacji symbolicznych i ojca jako pierwszego obiektu miłości. Według Lacana taką osobą był i Freud i Nietzsze. W seminarium VII o pragnieniu temat jest poruszany. Oficjalne wydanie tego seminarium po angielsku ma się ukazać na początku 2015.

    Grudzień 2nd, 2014

  84. Joshe

    I jeszcze do Wojtasa. Czytać Freuda w oryginale jest zupełnie innej natury doświadczeniem niż odstawiać Freuda na półkę z płytkimi i dosłownymi jego interpretacjami w obiegowym dyskursie psychologicznym. To co pisze Freud jest żywe, logiczne i piękne. Ja mam wrażenie że czytam kogoś współczesnego za każdym razem. Freud nie tylko żył głęboko w kulturze i języku ale też i kultura i język zaczął żyć głęboko Freudem. Moim zdaniem nie przez przypadek.

    Co różniło Freuda i Lacana to potrzeba autorytetu. O ile Freud widział w tym jedną szansę by analiza przetrwała o tyle Lacan miał autorytet gdzieś. Lacan bardzo pesymistycznie wypowiadał się co do przyszłości analizy. Dyskurs analityczny żyje w kulturze popularnej a Lacan jest nazwiskiem nr 1 we współczenej filozofii. Także puki co na smierć się nie zanosi. Dyskurs analityczny zaczyna żyć tez i we mnie i dlatego mam potrzebę chronienia go przed wyobrażeniowym redukcjonizmem. Na Boga – nigdy za dosłownie – Panie i Panowie!

    Grudzień 2nd, 2014

  85. Joshe

    Sprostowanie – V seminarium wychodzi na początku przyszłego roku. Czytałam dwa rozdziały z niego, bardzo interesujące i nafaszerowane treścią.

    Grudzień 3rd, 2014

  86. Krzysztof Pawlak

    Spróbuję uściślić poruszane przez Ciebie kwestie. Na razie usprawniam komputer, więc pracuję z doskoku. Mam nadzieję, że w piątek zasiądę już do wpisu (coś takiego wymaga zorganizowania i precyzji; na początek wstęp, często luźno związany z tytułem, ale zawsze jakoś powiązany; potem teza podana nie wprost, coś w rodzaju brodu na rzece; następnie korpus, czyli wywód, raczej mętny, albowiem nie przeprawiamy się przez strumyk tylko dużą rzekę i nawet przekraczając rzekę brodem, natykamy się nieustannie na niewidoczne wykroty; na końcu zwieńczenie, coda, łukiem wiążąca brzeg naszego zamiaru z brzegiem, tytułem, naszej intencji).
    Co do Janusowego oblicza Fallusa, z jednej strony imponowanie, z drugiej drżenie o jego byt. W skrócie to los mężczyzny, Atlasa dźwigającego jego brzemię w postaci kuli, Syzyfa walczącego z nim, by nie pozwolić mu na stoczenie się, Tantala wiecznie wspinającego się na palce. Przypomnę, te postacie mityczne to tylko interpretacje losu męskiego, bytu rozdartego między falliczną dumą, a zatrważającym dnem („nie dać dupy”, „mieć jaja zawsze i wszędzie”, „nie pękać” itp. normatywy męskości). „Przyjąć na siebie, na klatę, kastrację”, pisze Lacan. Kastracja, wolność od lęku przed nie posiadaniem jaj; bycie tym, kim się nie jest. To lokuje mężczyznę możliwie najbliżej kobiety, po prawej stronie formuł seksuacji. Rozkoszowanie się mentalne? Erotyka obywa się bez pieprzenia; bez-pieprzenie wszelako nie obywa się bez satysfakcji. Co chcę powiedzieć? Stańcie przed Dziewczyną z Perłą, jeśli, zwracam się facetów, staje nam organ, to jesteśmy Syzyfami tuż przed szczytem, często szczytujemy na myśl o szczycie tuż tuż; jeśli nie staje, a znudzeni, niezainteresowani, odchodzimy sprzed obrazu, bronimy fallusa, podobno naszego; jeśli trwamy w tym „nie-stawaniu” przed obrazem, dziewczyna na nim staje się jeszcze piękniejsza. Dylematem jest tylko to, czy dziewczyna czyni perłę (sublimacja – satysfakcja poza seksualizacją), czy perła czyni dziewczynę (fetyszyzacja – piękno, które się pożąda).

    Grudzień 3rd, 2014

  87. Anna

    Joshe, z tą poezją i Lacanem pewnie masz rację. Pewnie, że nie trzeba rozumieć poety. Poezję rozumie się ?przez samego siebie?. Jeśli czytanie wiersza coś w nas poruszy, wyzwoli jakiś obraz czy myśl, to czytelnikowi za zwyczaj to wystarcza. Tylko, że poeci nie próbują uporządkować rzeczywistości, nie tworzą teorii, nie mówią: ?podążajcie za mną? jak Lacan, nie tłumaczą w jakim dyskursie pływają. Rzeczywistość wymyka się wszelkim teoriom, a tworzenie teorii, to tylko uporczywa próba zaprzeczenia naszej przypadkowości. Odczytywanie dzieł sztuki też może się obywać bez wiedzy, na poziomie czysto emocjonalnym, albo poprzez metafory. Jednak ta ?dosłowność?, ?wiedza? czasem jest potrzebna a czasem wręcz zwala z nóg. Inaczej ogląda się obraz przedstawiający wnętrze starej łazienki, a inaczej z wiedzą, że obraz powstał na podstawie zdjęcia łazienki w Buchenwaldzie, gdzie obdzierano ludzi ze skóry.
    A wracając do czytania Lacana. Pewnie lepiej się go czyta właśnie ?poprzez siebie?, jak poezję. Jesteś w analizie, to inaczej go czytasz i chwytasz te metafory, które dla ?zwyklaków? są niedostępne.

    Grudzień 3rd, 2014

  88. wojtas

    Można i Biblię czytać przez metafory. Tyle że czasem jest to jedyny sposób na uratowanie powagi dzieła. Jeśli pójdziemy w tym poglądzie za daleko, to przyzwolimy autorowi na napisanie każdej bzdury. I staniemy się wyznawcą kultu.

    Grudzień 3rd, 2014

  89. Joshe

    Kurczę jak ja bym chciała być wyznawcą kultu albo przynajmniej w coś wierzyć, tak bez doświadczenia na własnej skórze. Albo choćby mieć uporządkowane życie. A tu kupa, same niespodzianki i konfrontacje. I tu wszyscy jesteśmy Atlasami i Syzyfami, kobiety także, podoba im się czy nie.

    Ja tej analizy to nie chciałam robić, mi się psychologia wyczerpała i poznawczo i praktycznie (tu zaliczyłam kompletną ścianę), a także za dużo niespodzianek pospadało. Mogę nawet powiedzieć ze analiza mnie „nawiedziła” i to bynajmniej nie w przyjemny sposób. I to takie wyruszanie w drogi, bez końca.

    Grudzień 3rd, 2014

  90. Renata

    Joshe, a czy analiza jakakolwiek może być przyjemna? Jak chcesz naprawdę przyjemności zapisz się na jogę sziwanandę. Polecam i sama używam. Oddech Ci się wyrówna ,poczujesz błogo ciało i nauczysz się–krok po kroku–być tu i teraz obecna w ciele. Oczywiście rób jogę nie „zamiast”, ale wespół z analizą. Ciało mamy tak zaniedbane, przeciążone, że masakra(jak mówią małolaty), to jest według mnie jakiś symptom naszych czasów.

    Grudzień 4th, 2014

  91. Krzysztof Pawlak

    W terminie „przyjemność” dostrzec można rozdroże psychoanalizy i buddyzmu. Dawno dawno temu przez pewien czas stosowałem jogę. Skutki były rewelacyjne; nazwałem to nawet „kocią przyjemnością”, nic tylko mruczeć z zadowolenia i sytości. Problem był w tym, że przyjemność okazała się nie być tym, czego się pragnie; to nie było to, czego się pragnie. Przyjemność doświadczana nie wysycała pragnienia. Pozostawiając perwersje na boku można opisać to jako różnicę między przyjemnością autoerotyczną, a przyjemnością ich-dwojga w ich-dwojgu. ( W perwersjach jest odwrotnie). Analiza zmierza do „Poza zasadą przyjemności”, bynajmniej nie braku satysfakcji, ale czegoś innego niż przyjemność. To o tym Joshe pisze, o chodzeniu na seanse, którego nie motywuje przyjemność.

    Grudzień 5th, 2014

  92. Renata

    Teraz rozumiem. Dla mnie takimi seansami „poza zasadą przyjemności” jest medytacja , bo tam przyjemnośc się oczywiście też pojawia, ale niekoniecznie i nie o nią chodzi. Jednak taka joga, jeśli ktoś jest w stanie wziąć trochę przyjemności na siebie, pomaga integrować ciało z oddechem,a to pomaga z kolei przytomnie żyć i mniej w czadzie emocjonalmym. Ale oczywiście wiem, że są śmiałkowie, którzy muszą mieć drogę przez ciernie, sama do nich należałam niegdyś, a i dziś mi się zdarza zboczyć na manowce pożądania czegoś innego niż przyjemność.Bo przecież do diaska zycie nie jest hinduistycznym rajem. Joga nalezy do systemu hinduistycznych religii. Buddyzm zakłada (i to wcale nie z góry), że cierpienie jest chlebem powszednim i żadna joga tego nie „wyleczy”,nie mniej joga po prostu pomaga głęboko się odprężyć w naszym opresyjnym zyciu,a jak ja będęodprężona,to i mój kochanek,moje dziecko,mój uczeń też …Nie mam nic przeciwko łańcuszkom szczęścia, choć oczywiście zrywają się w rzeczywistości zwanej samsarą :_)

    Grudzień 6th, 2014

Reply to “„Szaleństwo rozszczepia w bycie to co rzeczywiste i to co wirtualne””