Ten blog istnieje dzięki komentarzom – tym co „mówione”, o ile „mówiący” daje się odsunąć od „mówionego”. Filozof, dajmy na to, zaistniał z miejsca, gdy oznajmił, że psychoanaliza Lacana wyczerpuje się w języku, czytaj w Symbolicznym, i oddzielił „grubą kreską” to, co psychoanalityczne, od tego, co genetyczne. Symboliczne bierze się, według niego, z tego, co genetyczne; niedawno uszczegółowił to, przywołując punkt widzenia Noama Chomsky’ego. Zapewne nie zna polemiki Lacana z Noamem, a przez to sedna sporu.
Z jednej strony, z typowego punktu wyjścia dla psychoanalizy, zostawia Filozof na boku pytanie o „atrakcyjność” Chomsky’ego dla niego samego: czemu akurat Chomsky’ego wybrał on na „ojca” swych dociekań? Rewersem tego pytania jest, czemu ja wybrałem Lacana. Zaiste, to Lacana umieściłem w miejscu „ojca”. Dlaczego ja, dryfujący ku object-relations theory lub Kleinian theory, przybiłem w końcu do nabrzeża o nazwie Lacan? To oddzielna historia godna opowiedzenia, ale o niej może kiedy indziej. Tu tylko dodam, że kwestia, którą Freud uczynił osią, kołem napędowym psychoanalizy, dotyczy pytania o potrzebność ojca, o jego centralne miejsce w pragnieniu, a jednocześnie eks-centryczne miejsce w strukturze rodziny. Dlaczego w swym pragnieniu Filozof przywołuje imię Chomsky’ego, tak jak ja Lacana?
Z drugiej strony, „stawianie na geny” jest formą definiowania tego, co realne. Lecz czym jest Realne? Oto istota sporu! Czy wszystko da się sprowadzić do genów, do tego Jedno? Do tego miejsca jest to pytanie filozoficzne, ale…no właśnie, a jeśli istnieje pole eks-centryczne względem filozofii, miejsce pozafilozoficzne, dość niezręcznie nazywane przez filozoficznych komentatorów Lacana, antyfilozoficzne? Oto pytanie zrodzone dzięki psychoanalizie: dlaczego zawsze gdy pojawia się „coś”, to staje się ono zaczynem inwokacji przywołującej jakieś Jedno? Obgryzasz paznokcie, myślisz, że odpowiedź leży w genach, a lepiej, chcesz by istniała. Homoseksualizm też jest genetyczny, nawet jeśli w parze bliźniąt jednojajowych jedno nim będzie, a drugie nie – zawsze podeprzesz się jakąś tam mutacją. Lecz co nią podpierasz, jeśli nie swoje pragnienie zachowania jakiegoś Jedno w grze, pragnienie, by istniała zawsze jakaś podpora?
Oto oś sporu – tajemnica nie leży w genach, ona leży gdzieś indziej. Filozofie i wy wszyscy, czy kiedy już wyprodukujemy sztuczną inteligencję, a owa inteligencja, szybsza i sprawniejsza od naszej, stwierdzi, że powstała z robotów, które poskładały ją na linii produkcyjnej, będzie głupia czy mądra? A czy jeśli będzie na tyle odważna, by w swej megawszechmocnej inteligencji zadać pytanie skąd u niej taka inteligencja, znajdzie odpowiedź twierdząc, że to człowiek ją stworzył i przypisze mu, bytowi, który kojarzy wolniej, myśli bezproduktywniej, ogląda się za spódniczkami lub miłością, decyzje podejmuje i wolno i nie kierując się logiką, właściwość inteligencji nadzwyczajnej, bo tylko taka mogła stworzyć niezwykłą inteligencję sztuczną, będzie miała rację?
Siłą rzeczy, odcedzając osobiste uprzedzenia od tekstu komentarzy Filozofa, dostrzeżemy jego meritum: czym jest przyczyna? To Arystotelesowe zagadnienie po dziś dzień nie znalazło zadawalajacego rozwiązania. Weźmy dowolne zdanie o przyczynie; czy jeśli za 86% przypadków homoseksualizmu odpowiadają geny (dla uproszczenia jeden gen), to przyczyną homoseksualizmu są geny? Łatwo zauważymy ograniczoność konceptu przyczyny w stosunku do realności fundującej samo istnienie homoseksualizmu. Zresztą polskie czynniki kościelne twierdzące to samo, tyle że od drugiej strony (że jest on skutkiem zdeformowanej struktury rodzinnej), robią ten sam błąd. Podobnie jest z sądem, że przyczyna języka leży w genach. Języka, albowiem chyba nie języków. Gdyby przyczyną języka był „lisi” gen, to implantacja genu Anglika w genom Aborygena winna wywołać w potomstwie tego ostatniego „naturalną” znajomość języka obcego w środowisku swoich pobratymców. Jak pokazują to eksperymenty nad transplantacją genów, terapią genową itp., zakładanych skutków się nie osiąga, a korzyści z tego są niezadawalające.
Tymczasem przyczyna, jak powiada Lacan, leży zawsze gdzie indziej. Dlaczego panowie tak bardzo zainteresowani są krótkimi spódnicami pań? Czy to krótkość spódnic czyni ich rozochoconymi? Oczywiście, że nie. Przyczyna ich rozochocenia leży wyżej, nawet jeśli tylko o kilka centymetrów wyżej od brzegu spódnicy opinającej biodra kobiety. Czy to tabloidy z chojnie danymi do oglądania piersiami modelki są przyczyną wlepiania w nie oczu, a także kolizji drogowych? Także nie – przyczyna leży za tabloidem: czy ta na tabloidzie odpowiada tej za tabloidem? Ta sytuacja różni kobiety od mężczyzn – gdy mężczyźni szukają odpowiednika za tabloidem, kobiety szukaja go przed tabloidem. Kobieta nie widzi siebie, a mężczyzna widzi inną kobietę (lecz nie tę z tabloidu) niż tę, z którą wyszedł na spacer. Weźcie Mayę Nagą i Mayę Ubraną, a także liczne przedstawienia pani de Recamier – to co przyciąga uwagę widza leży za/poza obrazem. To co przedstawione na obrazie nie jest rzeczywiste, lecz nie jest też iluzją. To jest wirtualne, opiera się na Realnym.
Przyczyna leży w Realnym i jako taka jest tam, gdzie coś szwankuje. Jeśli geny odpowiadają za 86% przypadków homoseksualizmu (to dane wzięte przeze mnie z sufitu), to 14% tajemniczego homoseksualizmu odnosi się do jego przyczyny, to przyczyny homoseksualizmu nie da się upchnąć w genach, lub jak wolicie, da się upchnąć jedynie w 86%. Reszta leży gdzie indziej i zawsze, niezależnie od tego jak wiele jej będzie, będzie leżeć gdzie indziej. Bodajże w latach 70-tych ubiegłego wieku przy budowie hotelu Forum z 2o piętra (a może i z wyżej) spadł robotnik. Na nieszczęście nauki przeżył. Obyło się nawet bez padaczki. Tym jest Realne wraz z przyczyną; tym co pojawia się w szwanku czegoś, w tym co poszło nie tak, w „to nie miało tak być”. Nie miało być, ale jest, stało się, że jest.
Temat wart jest kontynuacji, chociażby dlatego, że Realne opiera się wszelkim wysiłkom na zmienienie go.
KP
P.S. Tytułowy cytat (E,25) to pierwsze z ujęć Realnego przez Lacana. Sugeruje czystą inercję, którą Realne nie jest. Realne pulsuje, więc musimy do tego opisu wnieść modyfikacje. To be continued…
3 Comments, Comment or Ping
W naukach buddyjskich dotyczących poznania (a pochodną tych nauk jest etyka buddyjska czyli nauki o współczuciu, czy też współodczuwaniu, które jak po nitce, chcąc nie chcąc, znowu prowadzą do fundamentów poznania i przede wszystkim do praktykowania współczucia, a przecież psychoanaliza to także praktykowanie współczucia bo próba dotarcia z drugim człowiekiem do Realnego; tak to przynajmniej rozumiem), a więc w tych naukach tyczących poznania mówi się o buddyjskim „Realnym”, a więc o Pustce (sunjata), że ona nie będąc nicością, ale zarazem nie będąc materią, jest zródłem tego, co nazywamy bytem, rzeczywistością samsaryczną (opartą na dualizmie i opozycyjności dobre–złe, chcę–nie chcę, lubię–nie lubię, pożądam–nienawidzę, etc.) stanowi podstawę przejawiania się tego, co jest, a raczej tego co się zmienia (będąc, nie będąc, gubiąc się, tracąc, pojawiając na nowo, choć już nie tak samo w tańcu samsary, rzeczywistości). To, o czym Pan pisze przypomina mi te nauki o Pustce. Jeden z wielkich nauczycieli buddyjskich powiedział kiedyś, że ci, którzy utrzymują, że owa zródłowa Pustka istnieje, są głupi jak krowa, a ci, którzy myślą, że nie istnieje, są jeszcze głupsi… No więc tym bardziej jestem ciekawa jak Pan będzie kontynuował opisy „pulsującego realnego”, choć, ponieważ staram się uważnie czytać bloga, trochę się domyślam, a trochę spodziewam :)
Sierpień 23rd, 2014
Mnie w tym co pisał „Filozof” osobiście zirytował pewien ton pewności siebie, który jest częsty u ludzi powołujących się na geny, mózg itp. Niedawno w Wyborczej był wywiad z jakimś profesorem lingwistą, kognitywistą, który m. in. przedstawiał skąd wzięła się metafora „ciepło” oznaczająca uczucie, albo miłość – mówi on, że jako małe dzieci byliśmy przytulani przez rodziców, czuliśmy ciepło ich ciał i stąd ciepło połączyło się z miłością. Po czym stwierdza: „jest to czysto fizyczna konsekwencja” (użył innego słowa, ale nie pamiętam).
Takie rzeczy mnie właśnie irytują, ja też studiowałem kiedyś filozofię, może nie ukończyłem, ale zawsze i moim zdaniem powyższe rozumowanie świadczy właśnie o tym, że nie jest to czysto fizyczna reakcja.
Zresztą – na filozofii też miałem zajęcia z doktorem kognitywistą i zostało mi z tego wrażenie, że kognitywistyka przy całym swoim wyrafinowaniu oferuje na koniec całkowicie banalne wnioski.
Sierpień 26th, 2014
Reply to “„Realne jest zawsze na swym miejscu””