„Perwert wyobraża sobie bycie Innym dla ochronienia swego jouissance”


Przed dzisiejszym wpisem uznałem, że dość już tego ufilozoficzniania psychoanalizy. Wolę klinikę, czyli drogę praktyki. Gdy tylko ruszyłem nią, z miejsca objawiły się kontrowersje. Zrazu poszło o Innego. Czy rzeczywiście Inny jest aż tak niezbędny? Dostało mi się nawet za to, że posługuję się jakimś Innym w praktyce, czymś w rodzaju nawracania kogoś na coś. Następnie degradowano Innego do innego upierając się, że praca z Wyobrażeniowością nie jest pracą analityczną. Sugerowano, że analityk tylko wtedy analizuje, gdy posługuje się znaczącymi pochodzącymi od analizanta. Zmuszony jestem przyklasnąć, a jakże, lecz to wersja psychoanalizy lightowej, opis analizantów idealnych, na dodatek najłatwieszych. To wersja dla naiwnych; przychodzi pacjent do analityka, a analityk mówi do niego: „proszę mówić znaczącymi”. Na to pacjent, jak to idealny pacjent, zaczyna mówić znaczącymi. Tymczasem nie istnieje żadna korelacja między chęcią bycia pacjentem, a mówieniem znaczącymi. Co tu dużo gadać, by mówić znaczącymi, trzeba by istniał, i to solidnie, Inny jako nadrzędny w relacji z podmiotem, to znaczy, muszą być rzeczy, które mówienie zakazuje podmiotowi. Jakkolwiek i cokolwiek by nie mówić, trzeba się nauczyć dopuszczania znaczących do mowy, co zwie się opanowaniem sztuki swobodnego kojarzenia. A niektórzy są oporni na naukę.

Dziś będzie o perwertach, a ci są oporni, jednymi spośród opornych. Kim są perwerci? To niedoszli do skutku neurotycy. Coś im przeszkodziło w drodze do tego. No dobrze, wynikałoby z tego, że przeznaczeniem człowieka jest stać się neurotykiem, że taki jest cel wychowania, cel zaprogramowany w kulturze. Z tego wywodzi się „psychoanaliza rozwojowa” z jej podziałem na fazy rozwoju, aż po osiągnięcie dojrzałości. Nawet jeśli pójdziemy za Lacanem z jego niechęcią do koncepcji biologicznych rozwoju psychiczności człowieka, to jednak będziemy zmuszeni do traktowania neurotyka jako wypadkowej istnienia rodziny w najbardziej oczywistym wymiarze – struktury społecznej zawierającej w sobie niejednorodne rodzaje relacji. Najpierw, relacje rodzicielskie wiążące rodziców i dzieci w sieć (idealność polega na skupianiu się na dzieciach, coś jak „wszystkie drogi prowadzą do dzieci”). Potem, relacje małżeńskie/partnerskie, wiążące dwoje rodziców innym rodzajem więzi, próbujących pogodzić pragnienie/miłość z jouissance tych dwojga (dzieci do takich relacji nie są swobodnie dopuszczane). Na koniec, relacje rodziców z pozamałżeńską i pozarodzinną rzeczywistością (efekt nieprzystawalności jouissance ze sobą, niemożność uczynienia z prywatnego jouissance jej czy jego jouissance wspólnego – żadne jouissance nie poddaje się kompromisowi).

To właśnie jouissance jest siłą odśrodkową. To w przypadku rodzin widzimy rolę Innego najdobitniej. W przypadku neurotyków zagrożenie kastracją (w przypadku synów „oj, bo obetnę ci siusiaka”, a w przypadku córek postraszenie utratą miłości) powoduje pełne sprywatyzowanie (w przypadku nerwic idealnych, w zasadzie tylko nerwic obsesyjnych)jouissance. Na przykład zostaje ono w całości upakowane w fantazjach masturbacyjnych. W przypadku wszelako, gdy zagrożenie kastracją zostaje oddalone, jouissance nie musi zostać upakowane i pozostaje poza wyparciem. Fantazja z łatwością przechodzi do postaci uzewnętrznionej. Widzimy zatem, że neurotyk oddaje się jouissance pokątnie, podczas gdy perwert oficjalnie, nawet publicznie.

Tak czy owak i jeden i drugi jest tylko dlatego, że istnieje Inny. W przypadku neurotyka obecność Innego jest gwarantem obecności jouissance, a przez to pragnienia, Co prawda w formie zredukowanej, ściśniętej, pokątnej, w formie bez skrzydeł, ale jednak będącej. Dlatego interesem neurotyka jest ochrona Innego, albowiem mówiąc w przeności „Inny łaskawie zezwala na istnienie skarlałej postaci jouissance”. W przypadku perwerta wszelako, interesem jest zachowanie swego jouissance w postaci bezuszczerbkowej. Doprowadza on do tego, że zajmuje miejsce Innego (przywilejem Innego jest absolutne jouissansowanie), co często prowadzi do sytuacji „ujścia na sucho”. Weźmy dla przykładu, wycygarowanie pani Moniki przez pana Clintona, zabawianie się 13-latką przez pana Polańskiego, wykorzystywaniem małoletniej, bodajże siostrzenicy, przez Adolfa z wąsikiem, a na poziomie najwyższym, żądanie Boga zabicia syna przez ojca. Innemu się nie odmawia.

Neurotyk potrzebuje Innego, by móc pragnąć być perwertem. Perwert potrzebuje podmiotu (jego ofiary), by móc w niekwestionowalny sposób oddawać się jouissansowaniu.

KP

P.S. Cytat tytułowy pochodzi z „Działanie wywrotowe podmiotu…”, 1960, E, 824-825

Pod koniec wpisu zastanawiałem się, czy poświęcić oddzielny wpis cytatowi „Perwersja istnieje w nieświadomości neurotyka jako fantazmat Innego”. Może się skuszę.


39 Comments, Comment or Ping

  1. wojtas

    Nie sugerowano, że analityk tylko wtedy analizuje, gdy posługuje się znaczącymi pochodzącymi od analizanta. Sugerowano, że jeśli mówi samobójcy „stop”, to w tym momencie nie analizuje. Czemu udawano, że nie zrozumiano?

    Kwiecień 28th, 2014

  2. Ja już się boję coś napisać… „Dość już tego ufilozoficzniania psychoanalizy”. Nie szanuje Pan mojego filozoficznego „jouissance” :))

    Kwiecień 29th, 2014

  3. A jednak odważę się zapytać, tylko zapytać :) W jaki sposób postulat etyczny nalegania na swoje pragnienie przekłada się na dobre postępowanie? Pytam, bo tego nie rozumiem, zwłaszcza w przypadku perwerta (dla mnie perwert to jakiś kosmita, podobnie jak psychotyk). Wiem (z grubsza) na czym polega praca z psychotykiem (z grubsza i tylko teoretycznie), ale z perwertem? Jak to się ma do nalegania na pragnienie, skoro analityk powinien (powinien?) doprowadzić do sytuacji, żeby perwert jednak powstrzymywał się od niemoralnych praktyk? I jeszcze jedno pytanie: jak połączyć tezę nalegania na pragnienie z postępem, za który, według Pana, odpowiada zmiana dyskursu (kiedyś było niewolnictwo, dziś obowiązuje poprawność polityczna, że nawet nie wolno używać pewnych słów)? Czyli ogólnie mówiąc: naleganie na pragnienie polega na „respektowaniu” znaczących? Czy te znaczące się zmieniają, czy zmieniają się tylko znaczenia?

    Kwiecień 29th, 2014

  4. Krzysztof Pawlak

    Pacjenci widzą analityka jako zawsze analizującego. Oto przykład: ostatnio jestem nieco podziębiony, więc zdarza mi się kaszlnąć podczas sesji. Jedna z pacjentek wzięła to wydarzenie biorące się ze swędzenia w gardle za rodzaj cięcia, mającego na celu wskazanie znaczącego. To przykład bezliku pułapek zastawianych przez analizantów, a bywa że i analityków. Moje kaszlnięcie, które nie było analizowaniem, zostało wzięte za analizowanie i jestem przekonany, że analizantka wierzy nadal, ze to analizowanie. Ta wszechobecność przeniesienia wielu analitykom wiąże ręce. Lecz rzeczywiście tajemnicze w tym jest to, że chociaż kaszlnięcie było spowodowane przeziębieniem, to przyniosło analityczne owoce. I teraz, jeśli kaszlnięcie przynosi analityczne skutki, to dlaczego „No wie pan!” w odpowiedzi na obwieszczenie samobójstwa, miałoby być nieanalityczne? Pewnej analizantce bardzo poważnie zachorowało dziecko. Znalazło się w szpitalu. Po wejściu do gabinetu spytałem się jej o stan zdrowia jej dziecka. Po uzyskaniu informacji stwierdziłem: „a teraz posłuchajmy wolnych kojarzeń!”. Co tu jest analitycznego, a co nie? Staram się unikać scholastycznych dyskusji starajacych się wymierzyć ilość centymetrów dzielących działanie analityka od progu analitycznego sanktuarium, pozwalającego na obwieszczenie: „to analiza, a to nie”. Służy to tylko do zaklinania istnienia jakiegoś wtajemniczenia analitycznego. A na to wtajemniczenie składa się tylko umiejętność zajmowania dwóch miejsc – innego (koniecznego w pracy zpsychotykami, ale nie tylko) oraz Innego.
    Co do jakiegoś „udawania”, nie znalazłem odnośnego miejsca w mych postach.

    Kwiecień 29th, 2014

  5. Krzysztof Pawlak

    Szanowna pani Bogno, etyka psychoanalizy nie jest alternatywą dla etyki tradycyjnej. Ta pierwsza możliwa jest tylko dla podmiotów, bytów pragnących. W tej etyce żadne dobro nie motywuje etycznych działań. W tej etyce budzi się Kaja nie dlatego, że to jest dobre, ale dlatego, że tego się pragnie. „Mój ci Kaj, mój ci” wystarcza za powód aktu budzenia. To na czym polega etyczność takiego działania, można spytać? Uprośćmy ile się da w tym miejscu, niech podmiot będzie równy duszy, czy kharmie. Skąd wiadomo o ich istnieniu? Ano właśnie z działań motywowanych pragnieniem, a nie służeniem dobru. Dobro jest z góry znane i takie jego istnienie dzieli ludzi na służących dobru (dobrzy ludzie) i nie służących dobru (źli ludzie). Przykład z pola Pani zainteresowań: jakieś zwierzę jest katowane; jakiś X. przerywa katowanie i ratuje zwierzę; jakiś Y. przygląda się i nie robi nic. Pierwszy jest z definicji dobrym człowiekiem (chociaż gdyby z nim porozmawiać, mogłoby się okazać, że to pedofil). Drugi z definicji jest złym człowiekiem (chociaż gdyby z nim porozmawiać, mogłoby się okazać, że widzi on w tej scenie siebie bitego przez ojca, osobę sparaliżowaną strachem). Etyka tradycyjna wymaga braku jakichkolwiek namiętności, wymaga milczenia podmiotów ludzkich. Istnienie podmiotu komplikuje obraz etyki klasycznej – w niej nagrodzony może być pedofil, a ukarany przerażony człowiek.
    Kolejnym punktem różniącym obie etyki to finalność wpisana w taką etykę. W klasycznej powinna do czegoś doprowadzić, czegoś istniejacego z góry. W etyce psychoanalizy prowadzi zaś do „nie wiadomo czego”. Nie oznacza to wszelako, że jest ona bez konsekwencji. W takiej etyce konsekwencje jej będą albo dobre (np. uratowanie człowieka od śmierci), albo złe (porzucenie dzieci). To prawdopodobnie też dobry opis kharmy – za to jaki jest świat i twoje życie odpowiadasz poprzez konsekwencje wynikajace z twych działań. Na początku aktu nic nie definiuje go jako dobro czy zło, rozstrzygają o tym tylko konsekwencje na końcu, nieprzewidywalne w punkcie startu. Etyka psychoanalizy wyłania podmiot (Antygona) w opozycji do Innego (Kreon). Podmiot działa w rejestrze zupełnie nieznanym Innemu (życzliwość, współczucie, wspomaganie, troska, miłosierdzie, otwartość, wspaniałość/wspaniałomyślność, ale też niezłomność, nieustraszoność, pewność swego itp.). Podmiot uzupełnia Innego w tym, co jest jego brakiem (sprawiedliwość obywa się bez miłosierdzia, współczucia, władczośći brakuje troski itd.). W etyce psychoanalizy nie ma dobrego postępowania, ani złego postępowania. Dobre czy złe mogą być tylko konsekwencje. W tej etyce chodzi o to, by podmiot zajmował miejsce odpowiedzialnego za konsekwencje – chcąc nie chcąc wyszło zło, ale też chcąc nie chcąc wyszło dobro; „gdzie To było (konsekwencja), tam podmiot ma nadejść (chciałem/nie chciałem, ale to ja zrobiłem).
    O perwertach kiedy indziej.

    Kwiecień 29th, 2014

  6. wojtas

    Oczywiście że kaszlnięcie (czy zatrzymanie samobójcy) może mieć analityczy skutek. Tyle że nie jest analityczne w założeniu, więc jest wynikiem wierności „etyce analitycznej”, tylko czegoś innego. O tym była rozmowa. Osobiście nawet sądzę, że te momenty wyjścia z roli są często ważniejsze dla procesu niż zajmowanie się znaczącymi ale nie będę tym zanudzał.

    Powód dla którego angażuję się w tę rozmowę jest inny. Otóż myślę, że pogląd „zadziałało analitycznie więc to była analiza” jest potencjalnie niebezpieczny, bo prowadzi do pokusy „cokolwiek nie zrobię będzie analityczne”. Mówiąc inaczej, „jestem chodzącą psychoanalizą”. Konsekwencji chyba nie muszę tłumaczyć. Swoją drogą, jedyny mój komentarz, który został usunięty z tego bloga miał treść „psychoanaliza czyli kto?” – reakcja na Pana stwierdzenie, że psychoanaliza mówi to czy tamto. Staram się nie być paranoiczny w tej sprawie ale ten klimat niepokoi mnie nie od dziś, gdy czytam Pana bloga.

    Dlatego wydaje mi się ważne podkreślanie granicy między analitykiem i nieanalitykiem w gabinecie. Nie odmierzanie jej na milimetry ale zdawanie sobie sprawy z jej istnienia i konsekwencji przekraczania tej granicy. Podejście „wszystko jest analizą” zaciera tę kwestię.

    Tak że reasumując, nie puszczę bąka przy pacjencie, niezależnie od tego, jakie analityczne korzyści miałoby to przynieść. I teraz pytanie, co to za rodzaj etyki tym rządzi bo na pewno nie analityczna (skoro rezygnuję z analitycznego efektu).

    A jeśli chodzi o udawanie, to było to tylko takie zaklęcie, żeby Pan zaczął mówić ludzkim głosem.

    Kwiecień 29th, 2014

  7. wojtas

    W drugim zdaniu „nie jest” zamiast „jest”. Trudności pisania w telefonie.

    Kwiecień 29th, 2014

  8. Aj waj, umyka mi Pan. Dziękuję za odpowiedź, ale jeśli Pan znajdzie trochę czasu, bardzo proszę o odpowiedź na moje pytania: jaki ma związek nalegania na swoje pragnienie z postępem (czyli zmianą dyskursu)? Czy dyskurs zmienia się tylko znaczeniowo czy także znacząceniościowo? Co do uwag Pana Wojtka: jest to mój wielki problem: czym jest etyka psychoanalizy? Wysłałam do czasopisma swój tekst i recenzent (cholera, lacanista) miał wątpliwości do czego odnoszę określenie „etyka Lacana”: czy do etyki w ogóle, czy etyki analityka, czy zmian na lepsze analizanta. On miał pewne wątpliwości, ja mam ogromne. W dalszym ciągu ta etyka jest dla mnie albo absurdalna albo jej nie rozumiem. Tzn. rozumiem ją ogólnie i myślę, że jest genialna i konsekwentna. Ale jak myślę o uprawianiu jej – no, wychodzą mi absurdy (pisałam o tym w postach do poprzedniego wpisu). I wydaje mi się, że istnieją tacy ludzie, których jouissance pomagania innym w ogóle nie wiąże się z pierwiastkiem sadycznym. Może jestem naiwna, ale Gandhi, M.L. King, P. Singer… Mówili, żeby tych, co z nimi walczą traktować jak przyjaciół, kochać ich. Ta ich jouissance była tak konsekwentnie „dobra” – nie rozpalali i nie rozpalają stosów. To jest właśnie postęp. Ale czy i jak etyka Lacana miałaby go powodować? Czym tak naprawdę jest postulat nalegania na pragnienie? Panie Krzysztofie, ja też proszę, niechże Pan zacznie do głupków mówić ludzkim głosem…

    Kwiecień 29th, 2014

  9. Krzysztof Pawlak

    Efekt analityczny działań i interpretacji niewłaściwych znany jest w analizie od lat 30-tych zeszłego wieku. Jak sądzę, nie kusi to analityków do robienia czegokolwiek. Ten efekt jest efektem przeniesieniowym. Jak znam analityków, to raczej mają bzika na punkcie robienia analizy, a nie robienia czegokolwiek. Nie przypominam sobie ingerencji wycinajacej pański komentarz. Dotychczas zrobiłem tylko dwie takie ingerencje; pierwsza, gdy ktoś najzwyczajniej w świecie zwyzywał mnie; druga, gdy ktoś wspomniał o jakimś profesorze, który został potraktowany jako antysemita (w oczywisty sposób był to komentarz z innego bloga). Wycinam także „komentarze” w obcych językach, które są po prostu spamem. Jeśli więc, panie Wojtku, ma pan ten komentarz gdzieś zarchiwizowany, proszę o wysłanie go raz jeszcze.
    Od lat jestem głosicielem tezy, że nie wszystko jest psychoanalizą, a i w praktyce zdarza mi się robić co nie co dla par, które nie chcą się rozpaść, czy rozwieść, czy dodawania otuchy osobom pozostającym w trudnej sytuacji społecznej. Wśród pacjentów mam i takich, których prowadzę analizą, jak i takich, których prowadzę nie psychoanalizą. W każdym razie hurtowo analizy nie robię. Zabawne jest to, że w podawanych przykładach wskazuję na granice między analitykiem, a nie analitykiem, a zupełnie inną sprawą jest to, że pacjenci, chociaż o tym wiedzą, i tak wiedzą swoje i jeśli są w analizie, to wpływa to korzystnie na ich analizy.
    Ja tutaj piszę o analizie lacanowskiej, więc proszę wybaczyć…, że nie mówię mową wigilijną.
    Prowadząc analizę puszcza się bąki, tyle że bezwiednie. Jeśli wszelako taki bąk da się słyszeć, to jak zachowuje się wtedy analityk i nie-analityk?
    Akty w analizie wykonuje się nie z powodu potencjalnych korzyści; wykonuje się poza myśleniem i poza czuciem. Nie premedytuje się tych działań. Natomiast zbiera się ich owoce.
    Ci, którzy mnie znają osobiście, myślę że są dalecy od widzenia mnie jako psychoanalitycznego oszołoma. To właśnie, że nim nie jestem, było przedmiotem ostatnich personalnych sporów na tym blogu.
    Poza tym, zastanawia mnie, czy podany przykład z matką dziecka w szpitalu, nie był na tyle wyrazisty, by zauważyć analityka w funkcji analityka i analityka w funkcji nie-analityka?

    Kwiecień 29th, 2014

  10. Krzysztof Pawlak

    Pani Bogno, kamuflaż z głupkami jest uroczy, ale nie skuteczny. W sprawie pragnienia i postępu. Proszę przyjrzeć się strukturze dyskursów, a szczególnie wziąć pod rozwagę dyskurs histeryczny. Do czego kieruje się ten dyskurs i po co? Postęp jest efektem dyskursu histerycznego, ale sam ten dyskurs nie produkuje postępu. To podmioty domagają się tego, co później ludzie nazywają postępem. Ale podmiot sam z siebie tego czegoś nie produkuje. Produkuje Inny, którego histeryk (jako struktura) nakłania do tego. Dyskurs kapitalistyczny dodał do tego tylko to, że korzyść z tej transakcji ma sam Inny; tzn. wychodzi na tym lepiej, niż sam histeryk. Ale co postęp to postęp.

    Kwiecień 29th, 2014

  11. wojtas

    OK, to pozostaje już tylko jedno pytanie: czy jeśli akt pochodzi z miejsca poza myśleniem i czuciem, to znaczy też że pochodzi z miejsca które jest poza etyką? Co to w ogóle za miejsce?

    Kwiecień 29th, 2014

  12. Dziękuję. Oczywiście z „oszołomem” się nie dyskutuje. Miałam przyjemność Pana poznać i dlatego ciągle tu jestem. Rozumiem, że z Pana punktu widzenia Pańskie odpowiedzi są właściwe. Ale jak gdyby nie chce Pan prosto odpowiedzieć na moje „domaganie wiedzy”. Mam wrażenie, że mówi Pan ogólnikami, jak gdyby próbując mnie …analizować, po prostu nie potrafi Pan inaczej niż analizować i interpretować.. Dlatego prosiłam (prosiliśmy) żeby Pan sobie przełączył coś i mówił do nas jak do głupków, po ludzku… Mowa zmienia dyskurs społeczny – ok. Ale co się w tym dyskursie zmienia: znaczące czy znaczone (pytam trzeci raz :)) I jak ma się naleganie na pragnienie do postępu? To, co pisze P. Wojtek wydaje mi się dobrym pytaniem. Jeśli odrzucimy wszelkie teorie itd. zostajemy w nietzscheańskim światku „cnoty darzącej”. Ja się tego świata boję. A poza tym, chcę wreszcie napisać ten tekst o etyce i chcę żeby był naprawdę dobry. Pozdrawiam :)

    Kwiecień 29th, 2014

  13. A tak w ogóle jak (rzadko) słucham Wiadomości, miewam czasem wątpliwości co do tego postępu. Miewam wrażenie, że krzywda się jedynie przemieszcza, a nie zmniejsza… Ale to tylko czasem.

    Kwiecień 29th, 2014

  14. Paweł Droździak

    A ja pozwolę sobie wrzucić do kociołka przed chwilą odkryty tekst. Temat jest o perwertach, o Innym, więc może troszkę pasuje. Bardzo jestem ciekaw, czy dyskutanci będą mieli jakieś komentarze.
    http://codziennikfeministyczny.pl/jak-patrzec-widziec-kobiety-nie-przedmioty-przewodnik-dla-facetow/

    Kwiecień 30th, 2014

  15. Joshe

    Dla mnie to jest idealny tekst – egzemplifikacja (że się tak ładnie wyrażę) na to jak komuś się „jebie” symboliczne z wyobrażeniowym.

    Kwiecień 30th, 2014

  16. Paweł Droździak

    A dałoby się wyrazić tę myśl w języku, nie wymagającym znajomości sensu pojęć „symboliczne” i „wyobrażeniowe”?

    Kwiecień 30th, 2014

  17. Renata

    Pani Bogno, a co to znaczy „chcę wreszcie napisać ten tekst o etyce i chcę żeby był naprawdę dobry”? A co Pani stoi na przeszkodzie? „Niejasna mowa” Pana Krzysztofa? Psychoanaliza wygląda na jakąś wiedzę tajemną–bez intelektualnego zrozumienia podstawowych pojęć (znaczone, obiekt, Inny, etc), nie rozbierze się chyba tej „etyki”, ale z drugiej strony, nawet z ich zrozumieniem (bo Pani przecież rozumie) też jest jakoś trudno to rozebrać, bo gdyby nie było, to nie domagałaby się Pani „mówienia po ludzku”… Interesuje mnie osobiście ten wątek „nieporozumienia” i podzielę się z Panią moimi przejściami z wiedzą dharmiczną. Kiedy początkowałam jako „buddystka”, czytałam wiele książek na temat dharmy ,tam oczywiście jest też wiele pojęć (niektóre szkoły buddyjskie to istna „scholastyka”). Zgłębiałam to i zgłębiałam bo miałam parcie na zrozumienie „wszystkiego”, a właśnie niektóre buddyjskie kategorie pojęciowe dawały mi nadzieję na takie zrozumienie. Słuchałam też Mistrzów. Oni prawie zawsze byli swobodniejsi od swoich kategorycznych pojęć, byli „ludzcy”—śmiali się, przerywali nauki, by zatańczyć (słynny Sogjal Rinpocze, ale i Namkhai Norbu lubi potańczyć), etc. No więc nie miałam żadnej jasności co do „wszystkiego”, już prędzej co do „niczego”. Ale kiedy zaczęłam praktykować, bo w którymś momencie trzasnęłam książkami (teraz rzadko czytam teksty buddyjskie) i siadłam na poduszce, moja perspektywa zmieniła się i zmienia się cały czas (jeśli to ma jakiś związek z czasem). Zaczęłam od ciała, a słowo chyba zawsze od niego wychodzi i do niego zmierza. Piszę to dlatego do Pani, bo Pani wydaje się być przejęta tą małą ilością dobra w świecie, istnieniem krzywdy (ja temu nie zaprzeczam), ale nie wiem, czy jakbyśmy poddali wszystkich analizie i oni zbliżyliby się do Realnego, to czy ilość krzywdy by się zmniejszyła? Może tak? Bo jednak nasze pragnienia w ich niekontrolowanym przez umysł kształcie dają popalić innym. Ale co to znaczy kształcić umysł? Czy wystarczy intelektualne zrozumienie? Na początek wydaje się niezbędne. Trzeba wiedzieć, znać mechanizm Pragnienia,etc. Ale potem jeszcze czegoś zabraknie… Może cierpliwości nam zabraknie? Co mamy zrobić z naszą nieciepliwością ? :)
    Sory, ze się tak wcinam w rozmowę: Pani pisze do Pana, a ja do Pani, ale to chyba dlatego, ze czuję, ze mogłaby Pani „zaszaleć” i napisać o tej psychoanalizie może nie taki „dobry tekst”, ale jeszcze „lepszy” i do tego „ludzkim językiem”. Pozdrawiam majowo :)

    Kwiecień 30th, 2014

  18. Krzysztof Pawlak

    Szanowny Panie Wojtku, poza mysleniem i czuciem, to oznacza, że to miejsce, które wyłania się po obaleniu ego. Stąd pytania o konceptualizacje są próbą przywracania panowania ego. Działanie spoza myślenia i czucia wymaga „bezczelności”, dokładnie tak, jak wynikało to z analizy tekstu, który był omawiany na ostatnim seminaryjnym spotkaniu Sinthomu. Nazywanie siebie analitykiem jest bezczelnością, tak jak działanie na przekór etyce klasycznej (Antygona jest bezczelna w stosunku do Kreona) – „mój ci on” wystarcza za całe uzasadnienie aktu. Na pytanie „ale dlaczego?” istnieje tylko ta sama odpowiedź: „bo mój ci on”. Spoza uczuć oznacza, że lęk przestaje być regulatorem zachowania – jak to w końcu przyznała pani Bogna pisząc, że czegoś takiego się boi (a skoro się boi, to znaczy, że coś w tej propozycji musi być nie tak – widzimy tutaj funkcję freudowskiego lęku sygnałowego, lęku sygnalizującego zagrożenie dla ego). Konsekwencje aktu są zawsze etyczne; przypuszczam, że dla Lacana etyka jest każdorazowo odpowiedzią na spotkanie podmiotu z Realnością. W etyce klasycznej nie można nikogo zmusić do rzucenia się pod pociąg w celu ratowania myszy. To może zrobić tylko podmiot w pojedynczości swego aktu. „Ależ to absurd!, krzyknie pani Bogna”. I ma rację, tyle że zaraz potem wikła się w konstruowanie systemu etycznego, w którym jakieś dobro, tudzież postęp, ma za zadanie wyeliminowanie absurdu (Realności) z zycia człowieka. Motyw tego zamiaru jest zresztą solidny – to lęk.
    Podobny lęk widać u profesora Legutki, próbującego zgłębić zagadkę etyki sokratejskiej. Wydaje się, że staje się zupełnie bezradny, gdy przychodzi osądzić czyn uratowania dziecka spod kół samochodu przez pedofila. A jeśli on zrobił to po to, by wkraść się w łaski dziecka w celach wiadomych?.
    Spytał Pan, co to za miejsce…hmm. Najogólniej to pole Nieświadomego, pole radykalnej nieobecności ego; pole tupetu i bezczelności, pole pewności swego; pole idiosynkrazji, w końcu pole, gdzie rezyduje podmiot, to znaczy to, co jest reprezentowane przez jeden znaczący (On!) dla drugiego znaczącego (Ci): „mój Ci On, mój Ci” („bo to brat,a jam jego siostra!”).

    Kwiecień 30th, 2014

  19. Pani Renato, dziękuję. Czyli – bez praktyki się nie da. Tylko, że ja nie mogę teraz praktykować (być w analizie), a moja praca polega na pisaniu filozoficznych tekstów, akceptowanych i rozumianych przez filozofów. Niemniej, w swoich tekstach i tak zawsze staram się przemycić coś od siebie. Stąd to „domaganie wiedzy”. Zdaję sobie sprawę, że kontynuowanie własnej analizy dałoby więcej efektu, ale teraz (z powodów zdrowotnych) nie mogę na niej być. Dlatego jestem tak natrętna w swoich pytaniach. Ale dlaczego nie uzyskuję na nie odpowiedzi – tego już nie wiem. Właściwie opisał jedynie Pan Krzysztof to nie-miejsce, z którego analityk dokonuje swego etycznego aktu. Poza tym – nic. A co do tekstu – faktycznie, Joshe ma rację :)

    Kwiecień 30th, 2014

  20. Krzysztof Pawlak

    Szanowna Pani Bogno, gdybym miał tablicę i kredę może precyzyjniej przedstawiłbym zagadnienie tak frapujące Panią. A tak pozostaje cała seria uproszczeń. Oto żona gada do męża, właściwie truje, ale niech będzie, że mówi: „przyprowadź dzisiaj dziecko ze szkoły!”. Gdy mąż odmawia i wymiguje się od tego, to nie ma postępu. Gdy mąż przyprowadza dziecko ze szkoły, to mamy postęp. Czy to za mało, czy to za banalne? A przecież mamy i naleganie (domaganie) i naleganie na pragnienie (Inny ma pragnąć). Co na to Inny? Albo rozumie albo nie rozumie co jest mówione – tak czy owak chodzi o pole wiedzy. Albo wiedzę się spożytkuje albo nie. Można spożytkować to rozmaicie. „Oczywiście, kochanie, już biegnę po nie”, „czy musisz być tak upierdliwa tym przypominaniem o tym; przecież wiesz, że przyprowadzę”, „co za suka z tej baby, goni i goni, zyć nie daje; odbiorę je”. We wszystkich tych przypadkach mamy postęp, nawet moralny. Oczywiście, jest i będzie to niezadawalające. Dla histeryka żaden postęp nie będzie zadawalający, albowiem kręci się on wokół „zbyt mało zadawalające”. Choćbym dęby wyrywał i góry przenosił, pozostanę niezadawalającym typem edukatora.

    Kwiecień 30th, 2014

  21. No tak, zostałam już „zanalizowana”… jako histeryczka, która domaga się wiedzy i postępu. A jak się ma do tego choćby fakt, że histerycy, których znam (nie stawiam diagnoz, to tylko moje przeczucie) w ogóle nie mają poczucia winy i w ogóle nie rozmyślają o postępie? A poza tym: co to za postęp? Przypomina mi to pewien dowcip: Facet mówi do drugiego „Mam bardzo posłusznego psa. Jak wrzasnę <>, to on idzie albo nie”. Pytałam jak się do tego mają znaczące i znaczone – tzn do kwestii postępu? I pytałam o to naleganie na pragnienie? Kiedy nie nalegam na pragnienie – zdradzam. Ale kogo, tylko siebie? A Boga to nie zdradzam, kiedy np. pragnę pomóc ludziom, by jak najwięcej mięsa jedli, bo to dla nich zdrowe? Co z tym pragnieniem?

    Kwiecień 30th, 2014

  22. Brakuje w poprzednim : jak wrzasnę: idziesz czy nie …

    Kwiecień 30th, 2014

  23. I jeszcze jedno: pomógł mi Pan bardzo w wielu kwestiach teoretycznych. Ale teraz nie mogę się z Panem spotykać. Stąd ta moja „chorobliwa”, Pana zdaniem, dociekliwość na blogu.

    Kwiecień 30th, 2014

  24. Etyka oparta na skutkach vs etyka oparta na intencjach. Ta pierwsza będzie starała się o stworzenie systemu zamkniętego no i to się rzeczywiście (czasem) nadaje do interpretacji lęku. Zawsze jednak pojawi się jakiś paradoks rozbijający całość na kawałki. To by odpowiadało idei postępu wg Kuhna. Więc może nie tylko lęk.

    Ale ta druga opcja też ma swoje dziury. Doprowadzanie systemu etycznego opartego na praktyce do rangi systemu filozoficznego musi się źle skończyć (dla samej konceptualizacji, nie dla praktyki) – będzie wciąż jakaś podszewka wyłazić na wierzch i psuć obraz. Chociaż myślę że pragmatyzm (filozoficzny) jakoś próbował sobie z tym radzić.

    Jeśli chodzi o te „dziury”, to doprowadzanie takiej etyki, którą Pan opisuje do postaci zamkniętego systemu powoduje, że przychodzi mi na myśl niesławny Andrzej S., który mógł przecież swoje eksperymenty robić właśnie z takiej pozycji „stanu niewinności”, który Pan opisuje. Trochę mi się to też kojarzy ze „szlachetnym dzikusem” Rousseau albo nadczłowiekiem Nietzschego. Takie koncepty nie dadzą rady się obronić w praktyce, choć w teorii wygląda to elegancko.

    Dopisywanie etyki do aktu post factum jest trochę jak zacieranie śladów przestępstwa. Wolę myśleć o powyższym „akcie” jako o przeraźliwym spotkaniu z innością (różnicą), której natura wykracza daleko poza gabinet i staje się jakościowo podobna spotkaniu z dzikim zwierzęciem, od którego włosy stają na głowie a wargi automatycznie odsłaniają zęby. A my się dziwimy „to ja?” – oczywiście jeśli przeżyjemy to spotkanie.

    ps. Tekst linkowany przez Pawła nieźle pokazuje próbę uniknięcia takiego spotkania.

    Kwiecień 30th, 2014

  25. Etyka intencji i etyka skutków. Tę pierwszą Lacan podważył, pisząc że Kant to taki Sade, jak go trochę obrócić, tzn. że jouissance czynienia dobra zawsze kończy się „rozpalaniem stosów” dla tych, co dobra nie czynią (np chęć ukarania pedofila). Jest to genialne, ale czy do końca słuszne? Pisałam, że wielcy dobroczyńcy tego świata konsekwentnie odpowiadali dobrem na zło (np Singer był największym przeciwnikom akcji bojowych przeciw tym, co maltretują zwierzęta). Ale nawet jeśli koncept Lacanowski jest prawdziwy, to jest prawdziwy logicznie. W rzeczywistości wszystko nie wygląda łatwo, bo życie co chwila każe podejmować decyzje. No, ale wtedy Lacan mówi: to nie podmiot wybiera. A co etyki skutków, to myślę rzecz niesłychaną: żeby trochę ograniczyć szaleństwo Lacana (i Nietzschego i Derridy) czymś, co jest właśnie etyką skutków. Przecież, do cholery, nie dochodźmy do absurdu. Większość ludzi (przynajmniej neurotyków) wie tak ogólnie co dobre, a co złe i domyśla się, jakie będą skutki ich decyzji (chyba, że są głupi, albo nie wiedza, co czynią – to ostatnie pewnie częściej). Jak przyjmiemy za dobrą monetę etykę post-nietzscheańską (w tym Lacana) to albo jesteśmy sparaliżowani nie mogąc podjąć żadnej decyzji, albo podejmujemy ją z tego punktu, o którym mówił Pan Krzysztof. Czyli punktu – niewiedzy, nieczucia… czort wie, czego. To jest niebezpieczne, nie każdy jest analitykiem. Chodzi mi o zwykłego człowieka. Pan Krzysztof podał przykład z bitym zwierzęciem. X go ratuje, choć jest pedofilem, a Y nic nie robi, bo czuje strach. Sama nieraz byłam tym Y widząc jak jakiś wielki bezszyjny traktuje swego psa – bałam się podejść i coś zmienić. Problem tkwi gdzie indziej. Chodzi bardziej o tajemniczego Z – tego, który katuje. Nikt nie ma wątpliwości, że robi źle, z reguły nawet on sam. Naprawdę chciałby Pan, Autorze bloga, by pan Z zdał się na swój dajmonion, by podejmować swoje suwerenne decyzje? Czy nie lepiej troszkę „podszkolić” go w etyce skutków? Bo na analizę do Pana pewnie nie przyjdzie…

    Kwiecień 30th, 2014

  26. Krzysztof Pawlak

    O żadnej chorobliwości niczego nie pisałem. Natomiast od osoby, która mierzy wysoko, czyta o Lacanie i Lacana, chce pokazać go wyżej stojącym, wymagam więcej niż od komentatorów, których znam tylko z komentarzy. Na pytanie odnośnie znaczących i znaczonych odpowiedziałem we fragmencie, cytuję: „tak czy owak chodzi o pole wiedzy”. Tak więc, zakładajac że się nie mylę i że chodzi o wiedzę, to w kwestii postępu mamy do czynienia z…i tu miejsce na Pani własny wniosek. Czynię tak tylko dlatego, że tylko Pani nalega na odpowiedź w tej kwestii, odpowiedź, którą może udzielić Pani sama – przesłanki do niej wystarczająco wyłożyłem.
    Ależ ma Pani rację – jeśli nalegam na psa, by mi aportował, a on tak robi, to mamy do czynienia z postępem. Reszta nie jest już filozofią, jest już psychoanalizą. Pisałem już o tym, że zadowolenia nie będzie. Wszelako problem satysfakcji to kwestia osobista, a nie kwestia filozoficzna. By był postęp, musi istnieć podmiot nieświadomości w miejscu prawdy (dla niewtajemniczonych nadmieniam, że tutaj miejsce prawdy odnosi się do pola w schemacie dyskursu zaproponowanym przez Lacana; mówię tu językiem profesjonalnym, bo dyskutuję z osobą o profesjonalnym zainteresowaniu lacanizmem. Mówić po ludzku się nie da, albowiem już wspomnienie o dyskursie jest „nieludzkie”). Taki podmiot indaguje Innego (nalega) o zrobienie czegoś, co będzie miało związek z brakiem (np. tyle jest krzywdy na świecie, że…). Stąd pytanie o postęp. Brak ma charakter, niestety, strukturalny, tzn. krzywd nigdy nie zabraknie. Bóg, nawet jeśli jest, nie ma z tym nic do czynienia, zatem nie można go zdradzić. Etyka jest dlatego, że Boga albo nie ma, albo, o ile jest, jest przerażający w swojej enigmie, w swoim milczeniu w obliczu krzywd. Wygląda na to, że jeśli Bóg jest, to człowiek naprawia całą fuszerkę, jaką odstawił Bóg tworząc świat i człowieka. Nie należy wpakowywać na siłę Boga do etyki.
    Pani Bogno, postęp jest niezadawalający, ale jest. Pani widzi aspekt zadowolenia na poziomie minus (mamy za mało respiratorów). Ja widzę przede wszystkim respiratory, których Bóg nigdy by nie wyprodukował, nawet gdyby składano ofiary z ludzi w tej intencji. Postęp jest dziełem ludzi i nie jest po to, by niwelować krzywdy.

    Kwiecień 30th, 2014

  27. Etyka skutków raczej nie ocenia pod kątem kto jest dobry a kto zły. Po prostu X zachował się odważniej, a Y stchórzył. Czyn X przyniesie jakieś dobro, czyn Y nie. To wszystko. Ale i X i Y wiedzą, co powinni zrobić i to jest właśnie współczucie lub zdrowy rozsądek. Z zaś robi zło, choć może nie jest zły tylko chory. Niemniej uczynek jego przynosi zło. Nie chodzi o intencje tych ludzi, ale o to, jakie skutki mają ich decyzje.

    Kwiecień 30th, 2014

  28. Ale, o ile dobrze Pana rozumiem, można powiedzieć jak Sade: zła jest za mało, za dużo dobra, trzeba wytrzebić dobro „Francuzi, jeszcze jeden wysiłek”. Czy Sade jest po prostu perwertem i to wszystko wyjaśnia?

    Kwiecień 30th, 2014

  29. Krzysztof Pawlak

    Dwa ostatnie komentarze cieszą mnie, bo mają charakter debaty na temat kwestii kluczowych. Przywołany przykład Andrzeja S. (dla niewtajemniczonych to casus Andrzeja Samsona, którego znałem osobiście z czasów misyjnych dla polskiej psychoterapii) stawia kwestię we właściwej perspektywie. Etyki nie da się oddzielić od perwersji, od namiętności i pożądliwości ludzkich, od tego, że człowiek jest istotą popędową. Jest Sade, jest i etyka. Lecz gdy przywołujemy przykład Andrzeja S., to musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jego czyny odpowiadają czynom postaci takich jak Antygona, Gandhi itp. Ostatni wpis zatytułowałem cytatem, który czytany literalnie mówi, że perwert nie działa z pozycji podmiotu tylko z pozycji Innego, a także, że celem jest zachowanie swego jouissance, a nie zachowanie czystego znaczącego/Innego (Antygonie chodzi o brata. M.L.Kingowi o Murzyna, Gerdzie o Kaja). Perwert istnieje dlatego, że jego podmiot jest „uśpiony”, lub lepiej, zaćmiony przez obiekt. On działa uruchamiany obiektem, a nie podmiotem; nie artykułuje on pragnienia, artykułuje zaś jouissance. Jeśli rzeczony Andrzej S. kierował się pragnieniem perwersyjnym, to z pewnością jego działania były w najwyższym stopniu premedytowane. W działaniach perwerta żadna inna osoba, żaden inny przedstawiciel nie zajmuje nigdy miejsca Innego, co z kolei jest charakterystyczne dla działań neurotyka.
    Etyka psychoanalizy jest tylko etyką podmiotów w rozumieniu psychoanalitycznym, a nie filozoficznym czy antropologicznym. Akt [etyczny] wiąże podmiot z Innym za pośrednictwem obiektu; akt perwersyjny wiąże Innego z obiektem za pośrednictwem podmiotu partnera [ofiary perwerta].
    W istocie etyki analizy i skutkiem psychoanalizy jest oddzielenie podmiotu od Innego (Innego, który jest zadawalany przez podmiot; „gdy czynisz dobro, Bóg się raduje”, uczą na katechezie); analiza celuje w deteologizację relacji podmiotu z Innym/Bogiem (to nie Bóg zbawia człowieka, to człowiek ratuje Boga).
    W pełni zgadzam się z rozumieniem aktu jako unheimliche spotkania z innością, róznicą. Z tą różnicą, że nie odbywa się to kosztem zacierania śladów przestępstwa, ale śladów grzeszności. Tylko dla Kreona spotkanie Polańskiego z 13-latką jest przestępstwem, dla Antygony, analityka, jest to spotkanie grzeszne.
    A teraz a propos pani Bogny, ja raczej mówię o etyce konsekwencji. Szkolić się w zakresie skutków można tylko wtedy, gdy skutki zanim zajdą są znane. Propozycja analityczna jest taka jaka jest tylko dlatego, że konsekwencje aktów (skutki aktów) są do momentu zaistnienia nieznane, czyli myslenie o nich jako mogących mieć miejsce, ale nie z pewnością zaistniejących, może być tylko wyobrażone. Inaczej mówiąc, nie można mieć pewności, że na przykład „zdradzenie męża” skończy się jego samobójstwem, jego zabójstwem, jego depresją, osądzeniem żony jako kurwy, a nawet jego krzywdą. Równie dobrze może go to zadowolić, zadowlić żonę kochanka i uszczęśliwić dzieci obu par łącznie. To mówi praktyka życia, praktyka, której nie da się usystematyzować filozoficznie.
    A pan Z. łamie prawo. Konsekwencją tego jest wyrok sądowy. Pan Z. ma poddać się temu wyrokowi. A zawiadomienie o przestępstwie ma zgłosić podmiot pragnący dobra dla zwierząt, wystarczy sięgnąć po komórkę. To taka łopatologia. Bierzmy przykład z Sokratesa – poddanie się niesprawiedliwemu wyrokowi wynika z szacunku do prawa. Wyrok, nawet niesprawiedliwy, jest konsekwencją czegoś (nawet jeśli sąd nie wie co czyni).

    Kwiecień 30th, 2014

  30. Krzysztof Pawlak

    Oniemiałem, gdy to przeczytałem. Nad śmiałością myśli Lacana oniemiałem. Największą z namiętności, napisał, jest ignorancja. Ten akurat komentarz przyczynił się do znalezienia przeze mnie odpowiedzi na pytanie: dlaczego jestem analitykiem? Oczywiście nie wyjaśnia to do końca tajemnicy mego pragnienia analitycznego, ale…jestem analitykiem, albowiem będąc w analizie, nigdy nie jest się złym człowiekiem. Mamy X-a. i mamy Y-ka. X. po prostu donosi, że Z. przechowuje Żyda. W konsekwencji ginie Żyd i rodzina Z. Y. po prostu nie donosi; w konsekwencji ginie Żyd i cała wieś. To tylko egzemplifikacja konsekwencji działania lub nie działania. Y.-tchórz od zwierząt staje się odważny i przeciwdziała katowaniu; w konsekwencji kat wyjmuje spluwę i strzela do gapiów, bo co mu będzie gnojek podskakiwał. Ginie kilka osób (scenariusz znany z terenów USA). W psychoanalizie żadne działanie ludzkie (w tym zaniechanie działania) nie może być z góry osądzone jako dobre czy złe. Żadne z działań nie przesądza o tym, czy człowiek jest zły czy dobry. Każdy w analizie jest istotą grzeszną i każdy ma być wysłuchany. Przykład holocaustowy pokazuje, że praktyka obejmuje także sytuacje, w których żadna koncepcja dobra nie ma zastosowania, tzn. że wydajacy i niewydający ponosi konsekwencje za swe działania, w tym wypadku negatywne. W tym przypadku powołuję się na passus ewangeliczny: „Mistrzu, a czym jest dobro? Nie pytajcie mnie czym jest dobro, to wie tylko Ojciec..(passim)”. Przywołuję to, bo mam wielki szacunek do słów mędrców, czy to będzie Jezus, czy Sokrates, czy inni („nie warto żyć życiem nie poddanym sprawdzeniu” – to oczywista zachęta etyczna do praktykowania życia, a nie filozofowania zycia [ten fragment znajdziecie w Obronie Sokratesa]).
    I na koniec, przypomniało mi to wtrącenie nieodżałowanej Spock uwagi o skrajności przykładów. Czyzby ta filozof sądziła, że skoro coś jest skrajne, to znaczy, że jest artefaktem?

    Kwiecień 30th, 2014

  31. Na Pan wpisy odpowiem jutro, bo mam jeszcze kilka wątpliwości. Teraz mam pytanie, które, jak sądzę, zainteresuje pozostałych. Na stronie Sinthomu są teksty. Wszystkie już przeczytalam, z wyjątkiem (jak sądzę) tych najbardziej mnie interesujących. Jak klikam na tekst, to okazuje się, że mam podać jakiś kod. Skąd mam znać ten kod? Czemu te teksty są „zakazane” dla nie-analityków? Może Pan podać sposób, jak legalnie i oficjalnie uzyskać do nich dostęp? Tylko proszę nie pisać, że tam są dane pacjentów, bo jeden z tych „zakazanych” tekstów (Wajcmana) udało mi się znaleźć gdzie indziej (po angielsku) i po prostu nie kumam, dlaczego inni na Waszej stronie nie mogą go przeczytać. Cóż za Mistrz o tym decyduje? :-)

    Kwiecień 30th, 2014

  32. Joshe

    Tylko wiesz Krzyśku, w tym jest taki moment zawieszenia – w tym nigdy nie byciu złym człowiekiem.

    Kwiecień 30th, 2014

  33. Renata

    Pani Bogno, Pani teksty (czytałam w Nowej Krytyce on line tekst o histerii i psychozie) są zrozumiałe nie tylko dla filozofów. Mnie ten tekst coś ważnego wyjaśnił. Mieliśmy w rodzinie bliską osobę, która uchodziła za „histeryczkę”. Rzeczywiście dawała czadu i mąciła życie rodzinne, spokoju nie było (nie było jak w „grobowcu rodzinnym” nigdy, do tego by nie dopuściła, o nie). Ta osoba, mimo tej „histerii”, a może właśnie poprzez tę „histerię” ukształtowała mnie w znacznej mierze. Zaczęłam poszukiwać wraz z Nią już od dzieciństwa. Gdyby nie ona, być może osiadłabym w domu z ogródkiem (i szlag by mnie tam, wcześniej, czy pozniej, trafił), a dlatego, ze Ona miała taki wpływ na moje dzieciństwo, siadam do medytacji i robię to, co robię. To cudownie, że państwo filozofowie (i Pani) w taki dociekliwy sposób piszecie o tym, co wiele osób uważa za godne egzorcyzmów i zapomnienia.

    Maj 1st, 2014

  34. Wielkie dzięki, Pani Renato, czuję się miło, ale trochę mi też głupio , bo to stary i naiwny tekst. Napisałam książkę (Podmiot i dyskurs w świetle myśli wybranych przedstawicieli post. franc) i ukaże się ona chyba już w maju. Tam jest dużo o Lacanie (połowa), a o histerii chyba z 70 stron. Histeria to taki kameleon, ale wydaje mi się, że udało mi się jakoś sprecyzować kim ten histeryk jest. On jest nikim. Ale i tak są dobrzy i źli histerycy. A teraz co do wątpliwości Joshe: pytam Autora bloga: skoro Pan nie wie czym jest dobro i zło, jak Pan może być pewny, że czyni dobro? To nie jest pytanie osobiste, tylko ogólne. Skoro mówi Pan z tego miejsca lub nie-miejsca, w którym nie ma miejsca dla zwierzęcych ofiar, za to dużo współczucia dla pedofili…

    Maj 1st, 2014

  35. Renata

    Fajnie, pewno przeczytam tę książkę, choć ten „naiwny” tekst jak dla mnie był ok i nie zauważyłam, żeby był naiwny, no ale ja nie jestem zaawansowana w Lacanie :) A co do dobra i zła ludzi to już w ogóle się nie wypowiadam filozoficznie, mogę tylko od siebie powiedzieć, że „każdy orze jak może”. To popularne powiedzenie wydaje mi się właściwe etycznie i zgodne z tym, czego od siebie i innych doświadczam w życiu.

    Maj 1st, 2014

  36. Joshe

    To ja mam dla Was piosenkę (a to prawie jak poezja), w nawiązaniu do tego co mówi Renata.

    Garbaty anioł zszedł na ziemię,
    Powiedział: „nigdzie stąd nie pójdziecie to więzienie.
    Choć wierzeń to macie zatrzęsienie,
    Jesteście sami jak swoi na antenie.
    Od dwóch tysięcy lat, porządkujecie świat
    Według zasad, w herbie których jest topór i tasak.
    Przez kraj długi i szeroki
    Płyną marzeń potoki.
    Jak przeżyć życie bez większych obrażeń,
    Powiedzcie mi, ile jeszcze dni minie
    Zanim zobaczycie, że świat i wy ginie ?
    Może zobaczycie, a może nie,
    Przecież jesteście zamknięci jak kupa w klozecie.
    Jak to? Za dużo rzeczy tu przechodzi gładko .
    Coś mi się wydaje, że się rozbrykało stadko.
    Zrobię tu porządki, rozwieje wasze mżonki.
    Jesteści tak potrzebni jak ziemniaczane stonki. ”

    „A co to, kurwa?” – powiedział ktoś z tłumu,
    „Czy ty przypadkiem nie zgubiłeś rozumu?
    Gdzieś po drodze lecąc tu na jednej nodze,
    By pleść bzdury, robić miny jak kosze z wikliny.
    My wszyscy jesteśmy z tej samej gliny .
    Popełniamy błędy, bo życie ma zakręty, to jest logiczne
    Długie jak drzewo genealogiczne
    Naszej rasy, ty trafiłeś w takie czasy.
    Życie to twardy orzech, każdy orze jak może,
    A ty bum pierdu, tu mój Boże
    I masz pretensje i wyrzuty, ty durny łbie zakuty.
    Jesteś tak potrzebny jak kotu buty .”

    Garbaty anioł na to: „skończ pierdolić tato,
    To ty jesteś matoł, jak nie to udowodnij.
    Powiedz mi tak, żeby wszyscy byli zgodni,
    Co wy tu robicie odkąd powstało życie ?! ”

    Zaległa cisza wręcz grobowa .
    Nie powiedział nikt ni słowa .
    Pomyślałem – Oto szansa wyjątkowa.”
    Wychyliłem się i uderzyłem tak :
    „A ja wiem, ja wiem co my tu robimy.
    Po co na ten, na ten świat przychodzimy.
    Jeśli oczy otwierasz szeroko pytasz czemu, spoko powiem ci
    Więc nadstaw dobrze uszy.”
    W ciszy nikt się nie poruszył,
    Nie zaszeleści, nie zaszeptał.
    Nikt nawet w miejscu nie zadreptał.
    Wszyscy czekali, oczy we mnie wlepiali.
    Doleciał mnie pomruk aprobaty z oddali,
    Pomyślałem – „tak, tak – to jest ta chwila!
    Teraz moje ego zajebiście bardzo gila sytuacja,
    W której jestem centrum jak atrakcja
    Turystyczna.” Ściśle jak akademia ekonomiczna myślę:
    „Czasem się przyśni, komu wydaje się, że
    Oto spotkał kolesia, który wszystko wie.”
    Tysiąc uwag skierowanych we mnie,
    Ich oczekiwania spełnię,
    Obronię tezy, jak Himen Eternię.
    Nie jestem idiotą, by mówić jestem tutaj po to,
    Otwieram usta i niechaj płynie czyste złoto!
    Nagle wiatr moim oknem skrzypnął ,
    Ja się obudziłem, a garbaty anioł zniknął .

    Maj 1st, 2014

  37. Renata

    :) „ja się obudziłem, a garbaty anioł zniknął”—-czyli nastąpił postęp :)))

    Maj 2nd, 2014

  38. Krzysztof Pawlak

    Wracam sobie z weekendu, zagladam na blog i…ręce opadają. Siadam do czytania mych postów po raz wtóry; wszystko po to, by rozeznać się w tym, czy wiem co piszę, a jeśli piszę, to nie jest to tylko bełkot. A jakie wyniki tego mego czytania siebie samego? Raczej dobre, przecież pisałem, że etyka uwzględniajaca pragnienie (nazwijmy ją skrótowo etyką pragnienia lub etyką psychoanalizy, EP) nie służy ani dobrom, ani Dobru. To napisałem, za Lacanem, żeby nie było za Pawlakiem. To Lacan, a nie ja napisał, że tzw. etyka klasyczna jedyne co robi, to każe służyć temu czy owemu dobru, odwlakajac w nieskończoność sprawę pragnień człowieka. Od „najpierw hutnictwo, potem mieszkania”, po „najpierw msza, potem odwiedziny w szpitalu” etyka klasyczna (tak charakterystyczna dla obsesjonistów w ich rzekomej pogoni za cnotą, bo w istocie opartej na pragnieniu wyeliminowania pragnienia) nakazuje posłuszeństwo temu czy owemu dobru (co zawsze w szerszej perspektywie prowadzi do anhedonii), ludzkie pragnienia skazując na bycie hedonizmem (co należy zwalczać wszelkimi dostępnymi środkami, a nawet niedostępnymi, vide mrzonki o nadzwyczajnej mocy ekskomunik).
    Tymczasem EP nie jest podporządkowana dobru; jest podporządkowana pragnieniu – bardziej przypomina „pragnij, a więc rób co chcesz”, co jest podstawą koncepcji augustyńskiej koncepcji łaski, niźli „rób co należy robić, a napewno kiedyś tam zostaniesz wynagrodzony zadowoleniem”, co należy rozumieć radykalnie, bo po śmierci. Ta klasyczna koncepcja zawsze prowadzi do niezadowolenia, do histerycznego nieusatysfakcjonowania; w niej to niektórzy (zazwyczaj wszelako większość) muszą pozostać nieusatysfakcjonowani. Pod pozorem służenia dobru (walka o życie dla zwierząt), ci którzy uwielbiają konsumować mięsko zwierząt zostają obłożeni ekskomuniką (staja się albo mordercami zwierząt, albo hedonistami). Okazuje się przeto, że zasady etyki klasycznej służą zarówno obsesjonistom, z ich pragnieniem wyeliminowania pragnienia Innego, jak i histerykom, z ich pragnieniem wyeliminowania satysfakcji Innego, związanej z pragnieniem. W konsekwencji histeryk służący etyce klasycznej zachowuje satysfakcję swego pragnienia, a obsesjonista również zachowuje swą satysfakcję. Koszt ponosi tylko Inny.
    Odwołanie się EP do Augustyna z jego koncepcją łaski wyrasta akurat z niewiedzy na temat dobra i akceptacji pragnienia (i ma to uzasadnienie w Ewangeliach). Kiedy nie wiesz czym jest dobro, to co robisz, i zrobisz, nie musi być potępione (z powodu braku wiedzy o dobru); zawsze można liczyć na łaskę. Kiedy nie wiesz co masz zrobić, to co masz zrobić? Kiedy nie wiesz co masz zrobić i nikt nie wie co masz zrobić, to co masz zrobić?
    Ten dylemat jest przekleństwem EK. To EK kreuje nieustannie autorytety moralne lub autorytety wiedzy, także takie, które recenzują nasze doktoraty, zwłaszcza gdy dotyczą zagadnień etyki.
    Reasumując, nie znanie dobra nie prowadzi z konieczności do tego, że nasze działania wychodzące od pragnienia prowadzą do zła; być może prowadzą do dobra. Wiedza o takim dobru nie istnieje ani w nas, ani w kimkolwiek innym. To dlatego Inny jest nieodzowny i dlatego pragnienie podmiotu jest pragnieniem Innego. Inny jest gwarantem EP. Dlaczego przeto chronić Innego? Dlatego, że jeśli Inny przestanie pełnić funkcję, to wszystko co będzie robione stanie się podporządkowane procedurom, vademecum dóbr. Niestety, one nie wybaczają, nie znają łaski.
    Do gabinetu analitycznego często trafiają kobiety, które dokonały aborcji; kierowało tym jakieś pragnienie, nawet jeśli przede wszystkim kierował nimi lęk. To miałem na myśli pisząc, że w gabinecie analitycznym nie jest się złym człowiekiem. Inny milczący (ani potępiający, ani afirmujący) czyni „małą” łaskę.
    Gdy zaś analityk robi co się da, by ćpunka w ciązy zaprzestała ćpania na ten czas (nawet jeśli twardo zakazuje), to czyniąc tak zdaje się na „wielką” łaskę lub niełaskę, Was komentatorów, środowiska zawodowego i ogólnie opinii społecznej. Ale co jest dobrem wie tylko, jeśli jest w ogóle taka wiedza, Inny. Lecz nie jest nim ani kolega, ani rodzic, ani spowiednik, ani pani Bogna, ani profesor, ani papież. Jest tylko Inny, którego nie ma – tylko taki Inny czyni pojęcie łaski konsystentnym z pragnieniem.
    Takie przemyślenia zawarłem jakieś 3 lata temu w swym wystapieniu na forum publicznym. Podczas tego weekendu zdecydowałem szerzej upublicznić odnośny fragment w najbliższym wpisie. Szykam teraz odpowiedniego cytatu z Lacana; jeśli go nie znajdę, sam będę musiał nim być.

    Maj 5th, 2014

Reply to “„Perwert wyobraża sobie bycie Innym dla ochronienia swego jouissance””