Coraz bardziej dochodzę do przekonania, że pojęcie pragnienia jest bodajże najtrudniejszym konceptem lacanowskim. Nie dlatego, że jakoś nadzwyczajnie skomplikowanym, ani tak negatywnym jak jouissance. Odwrotnie, brzmi prosto i znajomo, a jednak prowadzi do poznawczego impasu. Weżmy ostatni przykład. Napisałem w poście (bez znaczenia czy poszcząc czy nie), że Inny nie jest podmiotem. Na co przeczytałem, że przecież pragnie. Jest pragnienie, zatem musi być pragnący. Proste? O tak, tyle że za proste.
Z faktu, że pragnienie podmiotu jest pragnieniem Innego nie musi wynikać istnienie dwojga pragnących. Podmiot jest sam. Mocniej, zawsze sam; sam, jakim zawsze był. Jest sam nawet kiedy nie opuszcza go Inny. W tej relacji z Innym istnieje tylko jeden pragnący i jest nim podmiot („istnienie dyskursu warunkuje pragnienie”). Jeśli w takiej relacji pojawi się w Innym podmiot, objawia się miłość. Tymczasem celem pragnienia miłość nie jest („pragnienie nie jest domaganiem miłości”). Inaczej mówiąc „kochaj mnie, kochaj” nie jest pragnieniem miłości.
Różnych mądrych ludzi zgłębianie psychonalizy w/g Lacana wiedzie na manowce. Psychoanaliza zajmuje się materią życia, nie szuka odniesienia do życia, zaczyna od życia. Na przykład, dlaczego neurotycy są przekonani, że byli pragnieni za mało, a niekiedy wątpią, czy w ogóle byli pragnieni? Czemu opisują swe istnienie zawsze w relacji do dziury, jakiejś luki, że choćby byli pragnieni na maksa, ciągle uważają, że są pragnieni za mało? Tymczasem neurotyk pragnie pragnienia Innego. Inny pragnący jego samego jest nawet niepożądany – gdy tak się dzieje próbuje albo zamieść takie pragnienie pod dywan, albo sprawić, by takie pragnienie pozostawało pozbawione satysfakcji („pragnienie człowieka alienuje się w pragnieniu Innego/innego”).
Opisując mechanizm frustracji, być może niejasno, uwydatniłem dylemat maleńkiego dziecka. Otóż, matka odchodzi od niego. Nie istnieje „musi” w tym odchodzeniu. Istnieje aliści „pragnie” w tym odchodzeniu. Unaocznijmy to: mama zabawia dziecinę; do domu przychodzi tata po pracy; mama idzie do niego, by podać mu obiad (brzmi to patriarchalnie, ale w tym miejscu może być cokolwiek innego). Mama nie musi tego robić („jestem zajęta dzieckiem, nałóż sobie sam”), mama „chce” to robić. W taki sposób dziecko spotyka pragnienie, nie jako pragnienie pragnące go, lecz pragnienie czegoś innego niż on; stąd pragnienie zawsze jest pragnieniem czegoś innego; w pragnieniu nie istnieje adekwatny obiekt pragnienia. Dziecko chce zająć miejsce obiektu odkrytego dzięki istnieniu „trzeciej siły”, nie chce być podmiotem pragnienia, chce być przedmiotem. Mam nadzieję, że już jest jasne, dlaczego neurotyk wierzy, że jest za mało pragniony – bo bardziej pragnione jest to coś innego.
A co się dzieje, gdy mama/ojciec zwraca się ku dziecku z pragnieniem/domaganiem „bądź fallusem”? Na przykład, „no chyba założysz nowy garnitur, gdy udajesz się z wizytą do przyszłej teściowej?” W efekcie Inny dostaje figę z makiem, by za bardzo nie rozkoszował się fallusem, a najlepiej w ogóle. Neurotyk, owszem, pragnie być fallusem, lecz tylko pragnionym, a nie dającym satysfakcję (jouissance). Neurotyk za żadne skarby nie chce być przedmiotem jouissance Innego, nie złoży w ofierze fallusa, nie uświęci swej kastracji na ołtarzu jouissance – pragnienie usatysfakcjonowane tak, ale rozkosz z używania fallusa przez Innego już nie. Szczególnie wyraźnie widać to w okresie dojrzewania.
Cały ten splot neurotyczny ulega rozluźnieniu, jeśli pojawi się miłość. Jeśli.
KP
P.S. Cytat tytułowy pochodzi z „Działanie obalające podmiotu i dialektyka pragnienia w nieświadomości freudowskiej”, 1960, E,826
Cytaty z tekstu w kolejności pojawienia się w tekście to: pierwszy z „Kierowanie leczeniem…”, 1958, E, 628
drugi ze „Znaczenie fallusa”, 1958, E,691 i trzeci z „Warianty leczenia typowego”, 1955, E,343
45 Comments, Comment or Ping
A ja nigdzie nie przeczytałam, że Inny jest podmiotem. Jasne, że nie jest. Pragnienie neurotyka jest zapośredniczone w Innym, jak relacja analityczny między podmiotami jest zapośredniczona w Innym. Innym – czyli pewnym symbolicznym wymiarze kultury – jak ja to rozumiem.
W myśleniu abstrakcjami, zawsze sięgamy do przykładów, a te czasami więcej mówią niż abstrakcja, dobrze czy źle, każdy konkret jest do życia odniesieniem.
Kwiecień 14th, 2014
A czym jest pragnienie prawdy? Nie jest prawdy domaganiem. To że Edyp lacanowskim bohaterem był, nie zmienia faktu, że się histerycznie domaga, histerycznie grozi, histerycznie lamentuje. Jest jednak też inny aspekt tragedii, lub Inny aspekt tragedii, nie wiem czy do zwerbalizowania. Lacan próbował, wielu próbuje.
Kwiecień 14th, 2014
Rozumiem to tak: Jeżeli mowa o podmiocie, który pragnie (neurotyk) to warunkiem koniecznym tego, że pragnie jest Inny, który pragnie. Ów Inny może pragnąć zatkać własną dziurę (pragnienie) dzieckiem (fallusem), może negować własne pragnienie (dziury) projektując je na dziecko, które będzie wypełniane fallusem. Ów Inny może także w oba modusy działania własnego dziecka w ogóle nie angażować, pragnąć czegoś innego niż wyłącznie dziecka. Jeśli mowa o strukturze psychotycznej, która charakteryzuje się brakiem pragnienia (brakiem braku) można przyjąć, że jego Inny jest cały. Ergo: gdyby istniał jakiś jeden, powszechny wszystkim bytom mówiącym Inny, to gdyby był cały wszyscy bylibyśmy psychotykami, zaś gdyby był niecały wszyscy bylibyśmy neurotykami.
Owego pierwszego Innego chyba można rozumieć jako sprzęgnięcie małego innego z językiem (Innym) np. matka, która mówi. W języku polskim mówi się czasem ?zaszczepić wątpliwość?czy ?zasiać wątpliwość?. Jak rozumieć to, że w dyskursie analizanta psychotycznego analityk nie może ?siać wątpliwości? a w analizie neurotyków jest to jego zadanie? Dlaczego pragnienie neurotyka, język nieświadomości ma być brany literalnie, a psychotyka jak rzecz? W tym sensie Bóg brany literalnie to B Ó G, trzy litery i dziury między nimi i cała przestrzeń absensu, zaś BÓG psychotyka jest namacalny jak kamień trzymany w kieszeni? Jak z tej perspektyw można utrzymywać, że ów Inny, który warunkuje możliwość pragnienia bytu mówiącego, nie jest podmiotem, co znaczy, że pragnie? Podmiotem, który za sprawą miłości pozostawia po sobie brak i znaczący własnego pragnienia (Inny/nieświadomość/?). Sam język, kultura czy jakaś mowa itd. nie stanowią warunków wystarczających do zaistnienia podmiotu (w sensie podmiotu nieświadomości).
Albo ktoś pragnie albo się domaga ? w tym sensie pragnienie i domaganie się wykluczają. Dlatego domaganie miłości nie jest pragnieniem miłości.
Na koniec definicja z Evansa ( hasło other/Other)
The big Other designates radical alterity, an other-ness which transcends the illusory otherness of the imaginary because it cannot be assimilated through identification. Lacan equates this radical alterity with language and the law, and hence the big Other is inscribed in the order of the symbolic. Indeed, the big Other is the symbolic insofar as it is particularised for each subject. The Other is thus both another
subject, in his radical alterity and unassimilable uniqueness, and also the symbolic order which mediates the relationship with that other subject. However, the meaning of ?the Other as another subject? is strictly secondary to the meaning of ?the Other as symbolic order?; ?the Other must first of all be considered a locus, the locus in which speech is constituted? (S3, 274). It is thus only possible to speak of the Other as a subject in a secondary sense, in the sense that a subject may occupy this
position and thereby ?embody? the Other for another subject (S8, 202).
In arguing that speech originates not in the ego, nor even in the subject, but in the Other, Lacan is stressing that speech and language are beyond one?s conscious control; they come from another place, outside consciousness, and hence ?the unconscious is the discourse of the Other? (Ec, 16). In conceiving of the Other as a place, Lacan alludes to
Freud?s concept of psychical locality, in which the unconscious is described as ?the other scene? (see SCENE).
It is the mother who first occupies the position of the big Other for the child, because it is she who receives the child?s primitive cries and retroactively sanctions them as a particular message (see PUNCTUATION). The castration complex is formed when the
child discovers that this Other is not complete, that there is a LACK in the Other. In other words, there is always a signifier missing from the treasury of signifiers constituted by the Other. The mythical complete Other (written A in Lacanian algebra) does not exist. In 1957 Lacan illustrates this incomplete Other graphically by striking a BAR through the
symbol A, to producehence another name for the castrated, incomplete Other is thebarred Other.
The Other is also ?the Other sex? (S20, 40). The Other sex is always WOMAN, for both male and female subjects; ?Man here acts as the relay whereby the woman becomes his Other for herself as she is this Other for him? (Ec, 732).
Kwiecień 15th, 2014
Spocku, musiałam wygooglować kim jest Evans, bo pierwszy raz nazwisko wodzę. Na wiki leci min tak:
„Evans worked at the University of Bath and the University of the West of England.[1] Evans was a psychoanalyst in the style of Jacques Lacan, and wrote a standard reference work in the field. Evans eventually came to doubt the scientific validity of Lacanianism, and ultimately abandoned the field because he was worried Lacanianism harmed rather than helped patients”
Dobrze nie wróży :)
W każdym bądź razie mi przychodzi taki żarcik Lacana do głowy, że „filozofowie akdemicy nie wiedzą o czym mówią, ale mówić potrafią kurewsko dobrze”. Coś w tym jest. Pewien lacanista, prof filozofii i tlumacz Lacana na angielski R. Grigg – często ten żarcik na swoich seminariach przywołuje.
A jeszcze co do Wielkiego Innego. Ja np nie lubię jak ktoś mówi „być może niejasno się wyraziłem” albo „z całym szacunkiem”, bo to brzmi protekcjonalnie – delikatnie mówiąc. I jaki to Wielki Inny nakazuje mi formułowanie takiego sądu?
Kwiecień 15th, 2014
O sorry, mam nawet ten słownik Evansa na Kindlu, ale widocznie uznałam, że całkiem „useless”! Z tych wprowadzających lektur to chyba najlepsza jaką przeczytałam to było to: http://www.amazon.com/Subjectivity-Otherness-Philosophical-Reading-Circuits/dp/0262532948
Kwiecień 15th, 2014
Chociaż ten Fink, też jest niezły, wy to z Sinthomem tłumaczyliście, czy wydaliście po polsku widziałam:
http://www.amazon.com/Clinical-Introduction-Lacanian-Psychoanalysis-Technique/dp/0674135369/ref=pd_bxgy_b_img_z
Kwiecień 15th, 2014
Prof G. powiedział też ostatnio coś takiego, że obsesyjniak stara się uśmiercić Innego w relacji terapeutucznej, że zanim się obejrzysz a już jesteś martwy i analiza w zasadzie nie ma dalszego sensu.
Powyżej na blogu ja mam wrażenie cały czas obracamy się w kręgu histerii.
Histeryk nie dopuszcza do rozkoszy innego, bo histeryk jest mistrzem od kastracji innych, sam kastracji się uchylając.
Kwiecień 15th, 2014
G. twierdzi też, że w histerii postawa wobec kastracji to kompromis – pewne oszustwo – kastrowanie innych i uchylanie się samemu. W obsesji za to ambiwalencja i przemienność – raz kastracja, raz acting out.
Kwiecień 15th, 2014
A uwaga formalna, to faktycznie te polskie tłumaczynia cytatów brzmią wieloznacznie, choć podobno tak teź jest i we francuskim, co niekoniecznie przekłada się na angielski, albo niemiecki.
„Uświęcenie kastracji” brzmi fajnie, prawie jak „święcenie jajek” :)
Kwiecień 15th, 2014
Przywołana „złota myśl” Lacana na temat filozofów jest bardzo cenna. Czy wiedzą o czym mówią? Nie, ale za to mówią doskonale. Czy psychoanalitycy od Lacana wiedzą o czym mówią? Tak, ale mówią o tym bardzo skomplikowanie i niejasno. Stąd przybiera to postać drogi na skróty (aforyzmy, dykteryjki, złote myśli itd.). Neurotyk potrzebuje Innego, który pragnie. Tak! Owszem, to brzmi świetnie, tyle że nie zadowala analityka. Analityk w tym miejscu doda „ale” – pragnie czegoś innego, nie tego co sądzisz, że pragnie. Czyli, podmiot pragnie samego pragnienia, a nie przedmiotu tego pragnienia. Pragnie pragnąć. Jak Inny, ale i pragnąć Innym. Jak widać, rzekoma podmiotowość Innego to raczej projekcja. Dusza Innego to podmiot pragnącego. (Lacana „duszokochanie”, „duszokochanie duszy”). Matka mówi do córki: on ciebie kocha; cóka pyta się: dlaczego tak sądzisz?; matka na to: przecież za tobą biega. Cóż, pragnienie nabiera duszy, stając się miłością. Czy zastanawialiście się, dlaczego kobiety przepadają np. za surferami? Bo pragną czegoś innego niż tylko je! A dlaczego te z nich, które osiągają cel i skupiają pragnienie mężczyzny tylko na sobie, przestają pragnąć takiego mężczyznę? Bo przestał on pragnąć czegoś innego! Siła psychoanalizy leży w życiu, z którego czerpie ona inspirację. Odwrotnie do filozofów, dla których konkretne życie kogoś nie jest warte namysłu.
Inny jest tylko dlatego, że istnieje coś innego, niż…itd. Masz odwiedzić chorego, mimo że go nienawidzisz, albowiem chodzi w tym o coś innego niż Ty, a nawet On/Ona. Bądź wierny/a, bo w tym wszystkim nie chodzi o Ciebie, o Niego/Nią, a nawet o Was; chodzi o coś innego! Ale czym jest to coś? W analizie to fallus. Ta cecha decyduje o inności Innego – „zawsze coś innego, niż”.
Kolejną komplikacją jest to, że nie istnieje podmiot pragnienia („pragnienie nie jest podmiotem”,E,774), jest tylko podmiot nieświadomości. Podmiot ma za pragnienie pragnienie Innego. Swojego pragnienia nie ma, jego własnego związanego z nim genetycznie. Pragnienie rodzi się, bo pragnie Inny i to w tym pragnieniu alienuje się pragnienie podmiotu. Z tej racji pragnienie podmiotu jest upodmiotowionym pragnieniem Innego. Enigma pragnienia Innego staje się pragnieniem podmiotu (jego pragnienie jest moim pragnieniem). Pragnienie podmiotu jest od początku pragnienim Innego, nie Innego mającego podmiot swój. Inny pragnie tylko jako interpretacja opuszczonego podmiotu. To odpowiada za traumę sceny pierwotnej, traumę spotkania się z pragnieniem Innego na żywo. Odpowiedzią na to jest eliminacja pragnienia („Inny może anulować podmiot” E,53); obecność podmiotu zostaje wykasowana, wyparta (np. mama jest gwałcona, bita przez ojca; nie ma tu miejsca na „mama chce/pragnie tego”). To odpowiada za konstrukcję fantazmatu.
Post Spocka podnosi wiele kwestii, które dla nieobytych mogą być zbyt skomplikowane, a ponieważ nie brakuje okazji do dyskutowania szczegółowych kwestii, to pozostaje mi dociekaczy skierować ku tym okazjom.
Dodać także chcę, czego nie ukrywałem przystępując do pisania na temat cytatów, że proponuję odczytanie skażone moją osobą. Nie wiem natomiast, czy można by było zatytułować to przedsięwzięcie „Lacana Pawlakiem”.
Kwiecień 15th, 2014
Nie wiem Joshe czy chodzi ci o Russela Grigga, autor m.in. ?Lacan, Language, and Philosophy?, ale i ta książka pokazuje złożoność, niejednoznaczność pojęcia Inny.
Dlaczego tekst Evansa traci wiarygodność, z racji tego, że musiałaś go wyguglować, że Evans nie praktykuje już psychoanalizy w duchu Lacana? Czy psychoanaliza może krzywdzić? Jasne ? wystarczy, że psychoanalityk nie rozpozna struktury psychotycznej i zaaplikuje pracę na niejednoznaczności. Czytałam, że któryś z psychoanalityków miał analizanta, którego psychoza rozpętała się pod wpływem przeczytania tekstu analityka, który przedstawiał pracę na wieloznaczności. A co stoi za decyzją Evansa? Nie wiem. Schneiderman który zredagował chyba jedyną książkę, w której można znaleźć opis i relację z prac Lacana z pacjentem, a także dał wyraz swojej wielkiej miłości do Lacana w książce o jakże dramatycznym tytule ?Śmierć intelektualnego bohatera? także zrezygnował z lacanizmu. No ale czy to przekreśla wszystko, co wcześniej napisał?
Mnie też się przypomniała anegdotka, która usłyszałam kiedyś na studiach. Mianowicie: szacownemu gronu filozofów, starych, doświadczonych profesorów przedstawiono do oceny pracę filozoficzną jakiegoś studenta. Ah jakich błędów merytorycznych, formalnych i jakich kto chce się tam dopatrywano. Co za bzdury, głupoty itd. I pewnie końca by tego nie było, gdyby ktoś tego szacownego grona nie uświadomił, że tekst, który czytają to nieznany dotąd tekst jednego z Tych Wielkich. Dlaczego to zmienia całą perspektywę?
Zawsze mnie bawi, a nawet czasem złości to, że mogę mówić Finkiem, mogę mówić Lacanem, Żiżkiem, czy kimkolwiek innym, używając ich ścieżki argumentacji, tłumaczenia pojęć itd. a często nie jest to brane pod uwagę, UZNAWANE za sensowne do momentu, kiedy nie powiem wprost ?Lacan tak napisał tam i tam?, ?Fink tak napisał?, ?Miller w tekście x? itp. I wiem, że sytuacja byłaby inna gdybym była Panem, najlepiej po 50, z naręczem tytułów i dyplomów ZNANYCH uniwersytetów. Taki profesor Harvardu z samego faktu, że jest profesorem Harvardu zwalnia nas często od myślenia, koi wątpliwości itd. X profesor Harvardu powiedział Y, więc Y. I to jest chyba sedno pozoru dyskursu uniwersyteckiego, czy uprawianego w jego duchu dyskursu naukowego ? pozoru, który zdaniem Lacana jest najbardziej zwodniczy, ponieważ uświęca jako obiektywne to, co opiera się na prostym akcie UZNANIA ? ja X uznaję, że Y jest (obowiązującą PRAWDĄ)?. Ale kto to jest ten (Wielki) Harvard? Zbiór ludzi pracujących na Harvardzie, którzy przydzielają UZNANIA (profesury). A jak je przydzielają, na podstawie czego? Itd. Pozór obiektywizmu dyskursu uniwersyteckiego jest ufundowany na wyparciu podmiotu. Mamy to na tacy: weź dowolny tekst naukowy ? każdy składa się z części głównej i przypisów. A każdy przypis zaczyna od nazwiska.
Częstym zarzutem wobec Lacana jest ?nieprzejrzystość?, ?barokowość?, ?niejasność? stylu. Sugeruje się, że czegoś tam jest za dużo, coś jest roztarte, zamazanie, czegoś nie można dojrzeć, że brakuje jednoznaczności. Ale do czego wszystkie te zarzut się odwołują? Do obrazu, do lustra, w którym nie można się przejrzeć, do wyraźnie zarysowanego konturu ? do ego.
Osobiście bardzo lubię tekst Paula Verhaeghego, który przyznaje, że do analizy przyjmuje wyłącznie niezwiązanych z lacanizmem ananlizantów. Uwielbiam wręcz fanatycznie ?Reading L’etourdit? Christiana Fiernsa, którego odczytanie tekstu Lacana jest dla mnie po prostu ?oh!? – chyba nie znajdę lepszego słowa niż wstrząsające. Ale czy to, znaczy, że nie można pomyśleć innej interpretacji Lacana? I gdzie ma ona granice? Lacan zrobił bardzo dużo, żeby odsączyć swój dyskurs z wyobrażeniowości. Inspirując się językiem matematyki, teorią zbiorów, topologią badał granice i poszerzał ‚teorię’ psychoanalityczną. Nie widzę tu miejsca dla moralności, nakazów, czy konwencji typu ?chory musi być odwiedzany?, ?aborcja to morderstwo? itd. Ale, czy nie jest to wyłącznie kwestia mojego ograniczenia, mojej struktury? Nie wiem.
A teraz zdanie z tytułu Pańskiego posta: ?Neurotyk odrzuca uświęcenie swojej kastracji dla jouissance Innego?.
W języku ang. brzmi to tak ? What the neurotic does not want, and what he strenuously refuse to do until the end of his analysis, is to sacrifice his castration to the Other’s jouissance, by allowing it to serve the Other?.
?Ce que le névrose ne veut pas, et ce qu’il refuse avec acharnement jusqu’? la fin de l’analyse, c’est de sacrifier sa castration ? la jouissance de l’Autre, en l’y laissant servir.?
Dalej Lacan pisze tak ?Kastracja znaczy, że jouissance ma być odrzucona po to, aby osiągnąć ją na odwróconej skali Prawa pragnienia? . A wcześniej pisze o tym, że neurotyka funduje wyobrażeniowa kastracja, którą przeszedł na początku, a której efektem jest silne ego. Moje wątpliwości dotyczą Pańskiego tłumaczenia słowa sacrifier, które różne słowniki tłumaczą jako poświęcać, ofiarować. Pan słowo to przetłumaczył jako ?uświęcać?, dla którego francuskim odpowiednikiem byłoby słowo sanctifier albo consacrer. Wdaje się, że istnieje ogromna różnica między znaczeniem słowa poświęcać a uświęcać. W języku polskim mam takie słowa jak upiększać, ulepszać, udowadniać, ubogacać, udaremniać, gdzie ?u? znaczy aktualizację tego, co zadane. Co mam na myśli ? upiększanie polegałoby na sprawieniu, że to, co pięknę (lub) nie stawało by się piękniejsze; udowadnienia na dawaniu dowodów temu, czemu dowodów brakuje. W tm kluczu interpretacyjnym uświęcanie polegałoby na święceniu tego, co nie jest/jest święte ? w tym przypadku kastracji. Czyli Pańskie zdanie można by sparafrazować: neurotyk odrzuca świętość swojej kastracji dla jouissance Innego. Czyli co? Kastracja uświęca?
Trudno znaleźć świętego, który by nie cierpiał i to zawsze za innych. Taki Chrystus na przykład ? ileż cierpienia z grzechy innych, w służbie ich zbawienia. Może warunkiem koniecznym świętości jest cierpienie? Neurotyk cierpi w z powodu kastracji i zawsze powód leży w innym. Ten stan ma uświęcić psychoanaliza?
Zupełnie innego znaczenia nabiera zdanie Lacana, jeśli przetłumaczymy jest tak: to, czego neurotyk nie chce zrobić aż do końca analizy to poświęcić swojej kastracji jouissance Innego. Co znaczyłoby ofiarować kastrację jouissance Innego? Poświęcić kastrację, czyli co poświęcić? Jeśli efektem kastracji jest ego, to po pierwsze ego. Z czym wiąże się ego? Czy nie nieustannym obarczaniem odpowiedzialnością Innego? Czy nie znaczyłoby to przyznania, że nędza własnej egzystencji wynika wyłącznie z tego, że się nie godzi neurotyk na jouissance Innego? Radykalnie Innego ? matki, ojca, ciała i każdego nie-ja? Że odpowiedzialność za własną jouissance leży wyłącznie po jego stronie? Czy poświęcenie kastracji nie byłoby równoważne ze zgodą na jouissance Innego? Pojedynczą. Nie-uniwersalną. Niezależnie od tego, jak odrażająca by ona dla innych nie była? Bez pretensji do zbawiania i bycia zbawionym? Bez pretensji do rozgrzeszenia? Tutaj widzę różnicę między moralnością a etyką psychoanalizy.
Kwiecień 15th, 2014
Staram się przeplatać histerię i obsesję. Lecz warto wiedzieć, że o ile nerwica obsesyjna jest nerwicą idealną, o tyle histeria nie jest nawet nerwicą. O ile bowiem możemy z grubsza określić cel analizy obsesjonistów, jak to Joshe ich nazwałaś, o tyle cel analizy histeryków zawsze pozostaje za jakąś formą mgły go skrywającą. Obsesjonista ma stać się bytem śmiertelnym, czyli żyjącym. Lecz co zaproponować histerykowi? Co do konkluzji nie zgadzam się z Russellem (przeszedłem z nim na ty w 1990 podczas naszego jedynego spotkania). Co prawda obsesjonista czyni analityka martwym, ale rzecz dotyczy jedynie pragnienia, które zostaje spopielone. Ale od czego jest zmartwychstanie? Podmiot nie jest pragnieniem samym. Jeśli analityk zaśnie podczas sesji, to zbawienne jest jego zachrapanie, ten akt ożywczego zmartwychstania. Albo zwykły lapsus – tak bardzo analityk był w innym świecie, że zwrócił się do pacjenta: „ależ proszę pani…”, zamiast „ależ proszę pana…”. Zwykle te drobne, za to znaczące wpadki ukazują obsesjonistów jako podmioty z pragnieniem, tylko pragnieniem śpiącym, martwym, a nie pragnieniem mylącym się, czy olewającym. Taktyka obsesjonistów sprowadza się do sabotowania wszelkich wysiłków analityka, albowiem pragną oni być jedynym mistrzem, sądząc, że zagwarantują sobie w ten sposób nieśmiertelność. Tak więc kastrują Innego-mistrza, by pozostawać bez rywala, po czym gdy już to uczynią robią co chcą, bo pozostali na scenie sami. Obsesjoniści dokonują acting-outów (różne formy bojkotu obecności Innego) dopiero po kastracji – robią w konia analityka dopiero wtedy, gdy są przekonani, że nie może on ich uśmiercić. Analiza obsesjonistów od początku najeżona jest schodami, by po ich przezwyciężeniu stać się namiętnością.
Z histerykami jest odwrotnie. Analiza zaczyna się od wielkiej namiętności i miłości do niej, by po doświadczeniu fiaska kastrowania, stać się jałową glebą rodzącą tylko oziębłość. Odpowiada to dylematowi jakim jest przekroczenie namiętności histerycznej, jaką jest wyprodukowanie w Innym kochania histeryka, czyli satysfakcji z bycia kochanym, na rzecz kochania samemu, nawet w minimalnej postaci (opisywanej już przez Freuda) „dawania siebie do kochania Innemu”.
Co do tłumaczenia na polski – sacrifice to poświęcić coś bez poświęcenia siebie, co w polskim za bardzo kojarzy się z utratą czegoś. Dlatego po namyśle wybrałem słowo „uświęcić”, nadać znak świętości. Cel pracy z neurotykami to sprawienie, by podmiot przyjął swą kastrację (a więc, mimo nienawiści poszedł odwiedzić chorego), uświęcił ją raczej, niż jej się wyrzekł, rozstał się z nią. Wyrzeczenie oznacza tu nie pozbycie się czegoś raz i na zawsze, tylko przyjęcie kastracji na siebie, kastracji jako czegoś, czego się nie potrzebuje, ale co jest pragnieniem Innego. W wyniku tego podmiot wyrzeka się jouissance (raczej jego porcji) w to miejsce dostając naddatek jouissance (plus-de-jouir).
Pisałem w poście z 12.IV. o czymś, co dostałem na drogę od superwizora. Dotyczyło to pragnienia Innego oraz kastracji. Przy okazji będzie to dopowiedź Spockowi do tego, co napisał w poście. Dosłowne traktowanie Boga, pisze, to B, Ó, G oraz odstępy między literami. Ma rację, ale czy wie, o czym pisze?
Pod koniec lat 80-tych zeszłego wieku gościłem w W-wie swego superwizora, człowieka współczesnego, niewierzącego, żyjącego pełną gębą. Wraz z żoną staraliśmy się ugościć go jak najlepiej. Żona stała nawet w kolejce po wędlinę od 3 rano, by przygotować wspaniałe śniadanie sobotnie. Stół został nakryty. Zasiada za nim Maurice, patrzy na stół, po czym mówi: ” dziękuję za wspaniałe śniadanie, ale dzisiaj jest dzień koszerny”. To zdarzenie doskonale ilustruje to, że pragnienie człowieka (podmiotu neurotycznego) jest pragnieniem Innego, a także o co chodzi w kastracji i czym jest jej przyjęcie.
Kwiecień 15th, 2014
Ja też jestem z nim na Ty, w polskim tego słowa znaczeniu. Skąd wiem w języku i konwencji kulturowej takiej, że wszystkim walisz na ty – bo podpisuje maile tylko imieniem. Wczoraj czytał na semiarium wiersze, nawet mu to szło, a czytać wiersze bez popadania w patos i banał wcale nie łatwo.
Do analizy, jak do wszystkiego trzeba własnego wglądu, czy jak Lacan pisał – „kawałka mięsa”. Na angielski to tłumaczą czasami jako „potu na łokciach”. Tak samo z poezją.
Russell uważa, że Freud pisał wiele rzeczy, o ktorych Lacan nauczał, tylko że Freud nie miał jeszcze do duspozycji języka współczesnej lingwistki. Ja na dzień dzisiejszy myślę, że Lacan i Freud to jedno, Lacan tylko rozwinął pięknie niektóre koncepty. Nie wiem też jak można porzucić analizę, jak raz zaczniesz patrzeć na świat w jej kategoriach. Nawet pop kultura i język potoczny jest analizą przesiąkniety, nauka pewnie też, a ta obiektywna to już w ogóle :)
Mówić, że coś jest szkodliwe zakłada zawsze, że wiemy czym jest dobro innego lub, że istnieje jakieś suwerenne dobro. Ja nie wiem czym to by miało być.
Słownik Evansa jest kiepski, musi być kiepski, bo ja to nawet przeczytałam i zapomniałam, że przeczytałam. Być może to kwestia „kawałka mięsa”.
Kwiecień 16th, 2014
I jeszcze jedno Spocku, to że nie jesteś kolesiem po 50 to tylko Twój atut – łatwiej się przebić w tłumie! Też jak się nie siedzi na piedestale i nie nosi korony to nic ci z głowy spaść nie może i w zasadzie można bezkarnie postawić najgłupszą tezę. Im większy ryk lub próba zagłuszania z drugiej strony w odpowiedzi – tym lepiej! Baw się tym! Ja się zawsze bawię :)
Wczoraj w sumie mi się to zdarzyło. Cośtam znowu wjechałam o protestantyźmie i racjonaliźmie oraz kulturze anglo i obsesyjniakach, a mało wiem o religi. Ojej jaki męski ryk – jeden z doktoratami trzema mnie od razu z ziemią zrównał, a drugi się uraził i zaczął coś o swoich uczuciach i że też był poruszony kiedyś cośtam nad grobem. No więc w pierwszej chwili myślę – kobieto lepiej siedzieć było cicho. Po czym myślę – e tam – nie mój problem, że ich tak ruszam :)
Kwiecień 16th, 2014
Przypomniało mi się, ostatnio oglądałam Lacana na YouTubie i coś on takiego w pewnym momencie mówi, że z przeniesieniem w analizie to jest tak, że przeba przez to iść, nie ważne, czy pozytywne, czy negatywne, nieważne czy poruszające i co się zastanie po drugiej stronie, że tu nie ma wyjścia, przez to trzeba brnąć.
No więc mi się wydaje, że przez wrogość i niechęć też w życiu trzeba brnąć, jak się ją napotyka, bo cos tam zawsze jest na drugiej stronie. Ja to tak przynajmniej widzę. Być może to odnosi się jakoś do tego uświęcania pomimo nienawiści,
Kwiecień 16th, 2014
Przeczytałem ten post dopiero po tym, jak napisałem swój (ten z 16.10). W tym kontekście twój post, na który teraz odpowiadam, wydał mi się zabawny na początku, by pod koniec sprawiać wrażenie, że chce mnie obrazić. Zabawne w nim jest to, że odniosłem wrażenie ponownego pobytu w przedszkolu. Cymes w tym jest taki, że jakiś przedszkolak biegnie do przedszkolanki i woła: „a Ksysiek Pawlak powiedział słowo kulwa!”. Jak napisałem w swym poście, po namyśle wybrałem słowo „uświęcić”, kosztem „poświęcić”, by zachować dwuznaczność, to znaczy wskazać na echo znaczeniowe, które mogłoby zniknąć, gdyby postawić na ogranego konia, czyli „poświęcić”. No i Spocku, Ty, który nieco wyżej w swym poście odżegnywałeś się od Harvardu i profesury, Ty, który złożeczysz Innemu przedstawianemu w świetle korzystnym, sięgasz po jego pomoc cytując słownik autorstwa jakichś profesorów. Ja natomiast dodałem do swej propozycji zastrzeżenie, że „uświęcić”rozumiem jako nadać znak świętości, czyli nieświęte ustanowić jako święte, tykalne nietykalnym. Święcić coś nie jest tym samym co uświęcić. Święcić kropidłem to nie to samo co respektować. Mam na myśli zasadniczą różnicę między sacer (od tego bierze się sacrum, sakrament itp.) a sanctus (to od tego pochodzi sanktuarium, świętość z nadania, obowiązkowo z kropidłem). Pierwsze wyrasta z Symboliczności, z enigmy funkcji ojca (enigmy dla Freuda i reszty), z radykalnej inności, tej inności nakazującej respektowanie kazirodztwa, a także śmierci (np. przez uniwersalne istnienie rytuałów pogrzebowych). Sabotowanie Innego przez wybiórczą ślepotę odbierającą mu walor uniwersalności Spocku, zmusza Ciebie do odpowiedzi na pytanie, skad pochodzi to coś innego, co każe każdej kulturze ludzkiej respektować kazirodztwo i śmierć, czyli nie pójść na całość w dziedzinie seksualnej, a także w zabawie ze śmiercią. Tym jest kastracja, wyrzeczeniem się posiadania całego jouissance, na rzecz jouissance okrojonego. Sanctus zaś to ogłoszenie tygodniowej żałoby po katastrofie smoleńskiej, okrojenie jouissance już okrojonego uprzednio, tyle że ograniczone do czasu lub miejsca. Sanctus przeto wyrasta z Wyobrażeniowości. Stąd nie użyłem „poświęcić” w sensie pokropić kropidłem, albowiem po francusku jest to inne słowo (sanctification). Wybrałem uświęcić, by oderwać się od świętości wyznaczonej wyobrażeniowością ludzi i podkreślić pole Symboliczności (kastracja jest działaniem symbolicznym na obiekcie wyobrażeniowym i jest negatywem frustracji, działania wyobrażeniowego na obiekcie symbolicznym). Sacrum się przyjmuje po prostu. Dlatego odrzucanie poświęcania kastracji w cytacie Lacana ma związek z jouissance Innego. Albowiem kastracja, o ile uświęcona/poświęcona, na odwrotnej stronie jako Prawo pragnienia okresla miłość bliźniego/Innego jako respektowanie, przyjmowanie prawa do jouisansowania się Innego (ja jako podmiot zastrzegam sobie prawo do swojego jouissance i respektuję Twoje/Innego prawo do tego samego, czyli „nie sądźcie, byście nie byli sądzeni”). Dlaczego aliści neurotyk udrzuca uświęcenie okrojonego jouissance w przypadku Innego? Stawiam Tobie Spocku poprzeczkę wyżej i proszę o odpowiedź na to pytanie.
W drugiej części zajmę się straszeniem dzieci w przedszkolu Ksyśkiem-Czarnym Ludem, co to z ambony czy dowolnego piedestału moralizuje, a analizując nakazuje analizantom odwiedzanie chorych. Pomijając to, że w odwiedzaniu chorych nie widzę niczego czarnego, zajmę się nadużyciem, jakim jest używanie moich przykładów z życia, które służą ilustrowaniu konceptów lacanowskich, w celu mówienia jaka ma być psychoanaliza i psychoanalityk. Akurat to jest moralizowanie, czyli przypisywanie norm jak leci. Otóż, co to oznacza psychoanalizować? To zajmować się Realnym, nie w sposób specula speculorum, tylko w zetknięciu z mową kogoś. Etyka jest praktykowaniem Realnego, a nie powstrzymywaniem się od praktykowania, czym jest moralność. Etyka wchodzi w grę, gdy słuchasz kogoś, kto chce zabić kogokowiek, głodzi własne dzieci, po pijaku katuje zonę, ryzykuje zarażenie partnera HIVem. Sugerowanie, że analityk może zajmować miejsce neutralne w takich okolicznościach, że zajmując miejsce Innego nie ma do czynienia z sacrum, że zakazując spania z partnerem lub nakazując podjęcie leczenia, jest moralizatorem, to pokaz ignorancji, możliwy tylko dlatego, że się w słuchanie mowy kogoś nie anagażujemy.
To jest podstawa myśli Lacana o filozofach, którzy ne wiedzą o czym mówią, za to mówią doskonale. Do tego by istnieć potrzebują oponenta, zazwyczaj sofistę (jak celnie zauważył ktoś, z kim ostatnio rozmawiałem). Chroni ich to przed Realnym, no bo do czego jest potrzebna filozofia, gdy chodzi o kwestię: ma on ryzykować zarażenie jej, czy też nie? Zwykły psychoterapeuta będzie unikał tzw. trudnych przypadków, lub będzie sprawdzał co zaleca wtedy procedura, czyli cedował odpowiedzialność na Innego.
Bycie psychoanalitykiem to coś innego. Swemu superwizorowi zawdzięczam wspomnienie o jego superwizji z Lacanem. Oto myśl Lacana: „jeśli wśród twoich pacjentów nie ma kogoś, kto popełnił samobójstwo, to jesteś marnym psychoanalitykiem”. Jak to rozumieć? To proste. Psychoanalizowanie to praktykowanie etyki. Praktykujesz ją, gdy nie unikasz odpowiedzialności.
I jeszcze jedno: przykład z odwiedzinami chorych ilustruje kastrację (między innymi), a wziął się stąd, że w ciągu miesiąca miałem dwoje swych dzieci w szpitalu. Ostatnio w ciągu 10 dni uczestniczyłem w pogrzebach. Byłem na nich (choć to nie moja rodzina), więcej, byłem też w kościołach i modliłem się za dusze osób zmarłych. To też ilustracja cytatu tytułowego z ostatniego wpisu.
Kwiecień 16th, 2014
„Sacrifier” znaczy również (a może przede wszystkim?) ofiarować, Pan zaś świadomie lub nie odrzucił tę możliwość na rzecz dylematu „uświęcać” czy „poświęcać” i przenosi Pan problem w inne rejony nakazując mierzenie się z Pańską implikacją jako jedynym możliwym wyborem . „Poświęcać” czy ‚Uświęcać” w kontekście chrześcijańskim chyba wnosi nowy sens (nie?), a oprócz tego w języku potocznym może mieć pejoratywny wydźwięk typu – zmarnować coś, zrezygnować z czegoś z pewnym wyrzutem, jakby nie do końca będąc przekonanym o sile rytuału – czego nie ma w słowie „ofiarować”. Ofiarować jest również mniej chrześcijańskie, bardziej starotestamentowe czy wręcz „pogańskie”. Uświęcać, to jak ubogacać (kościelna nowomowa) nadająca bardzo jednoznaczne znaczenie wartościujące. To jakby obciąć sobie klejnoty i wznosić je ku niebu. A Bóg kiwa głową z zadowolenia. Może idźmy dalej i przetłumaczmy na „kanonizować”?
Tak więc etyka? Która etyka? Chrześcijańska?
Pisze Pan My lacaniści, oni filozofowie (nie pierwszy zresztą raz stosując podział Ja,my vs. jacyś oni). Stosuje Pan wartościujące podziały jakby kompletnie nie rozumiejąc różnorodności samej filozofii, obarczając przy tym zbiorową głupotą całą grupę, gloryfikując przy tym oczywiście grupę w której Pan się znajduje – czemu to służy? Lacanizm gigantycznymi garściami czerpie z filozofii, co widać gołym okiem. Jeśli filozof śmieje się z filozofii jako głupiej, niedoskonałej, żenującej etc. to jest to niewątpliwe sformułowanie poruszające się w zupełnie innych rejestrach, niż to samo sformułowanie głoszone przez laika, który o filozofii pojęcia nie ma.
Kwiecień 16th, 2014
Więcej ? słownik, do którego się zwróciłam nie tylko nie został napisany przez profesorów, ale pewnie nawet nie przez doktorów, ponieważ jest to słownik internetowy :). Ale! Już po zamieszczeniu komentarza, zapytałam o to słowo i jego kontekst moją nauczycielkę francuskiego, która żyje (z) tym językiem, więc zna niuanse, kolokwializmy itd. Więc czasownika sacrifier francuzi używają, kiedy chcą powiedzieć o poświeceniu w sensie poświęcenia kogoś, lub czegoś (ofiarowania). Zaś kiedy chcą poświecić jajka mówią bénir les oeufs. Jak wiemy Lacan do la langue, mowy ojczystej (dla francuzów matczynej) przykładał ogromną wagę, wyłuszczając jej wieloznaczności, homofonie itd. Jeśli mówione seminaria obarczone są dużym prawdopodobieństwem przeinaczenia tego, co mówił, tak z Ecrits nie ma tego problemu. Moim zdaniem przetłumaczenie słowa sacrifier jako uświęcania zawęża jego znaczenie o kwestię ofiarowania, oddawania czegoś. Słowo poświęcać ma w sobie ów święty rdzeń i jego po, które wydaje się być tutaj jakimś znamieniem końca analizy.
Nie wiem ?Dlaczego aliści neurotyk udrzuca uświęcenie okrojonego jouissance w przypadku Innego??. Nie wiem dlaczego udrzuca.
Ale jeśli zadać to pytanie tak: dlaczego neurotyk woli służyć Innemu niż poświęcić swoją kastrację na rzecz jouissance Innego? Ponieważ warunkiem tego, żeby pragnął jest zakaz. Zakaz nałożony na pierwszego Innego. Dlatego pragnienie jest nieświadome, a o jego realności informuje lęk. I dlatego neurotyk od satysfakcji popędu ucieka na rzecz pragnienia. A Lacan mówi: nie ustępuj kiedy chodzi o satysfakcję popędu.
Nie wydaje mi się, żebym użyła słowa ?czarny?, tudzież ?ksiądz?, tudzież kogokolwiek Panem straszyła. Sabotowanie Innego? Pan pisze, ja czytam i odnoszę się do tego, co przeczytałam. To, że mam inne niż Pan zdanie odsyła Pana do przedszkola? Cóż…
Jak Pan pisze o uniwersalnym Innym, który nie jest po prostu językiem, mową pozbawioną sensu, znaczenia – mową, w której jesteśmy skąpani, i która poprzedza nas tak samo jak poprzedzała naszych rodziców, to ja się pytam o czym Pan mówi. Jest interesujące to jak wiele ludzkich obyczajów koncentruje się na człowieku. Czemu na przykład nie robimy pogrzebów dla zadeptanej mrówki? Dzieci czasem robią, ale dorosły uznany by został za wariata.
Psychoanaliza, jak mi się wdaje, nie zajmuje się tym jak być powinno, ale tym jak jest. I z tym ?jest? przychodzą analizanci. Podszewkę tego ?jest? odsłania się w analizie.
Kiedy mówi Pan: ?chorych TRZEBA odwiedzać? to Pan moralizuje. W tym trzeba nie ma miejsca na jednostkowość podmiotu, na niuanse, na inną ścieżkę satysfakcji wyznaczoną przez pragnienie niż jakaś jedna, uniwersalna, skodyfikowana do postaci konkretnej kultury. Zresztą ? co to by właściwie miało być. (The) Kultura nie istnieje, można by sparafrazować zdanie Lacana. Co nie znaczy znowuż, że fantazja o niej nie działa.
Mladen Dolar w wywiadzie powiedział: ?Feeling at home. Is there a good way to feel at home? I don?t know. I think there?s always an ideological trap in this. What you mostly feel at home with is always ideology because it offers a sort of security. I mean security in the sense of providing a certain status within which you can dwell. And also security of meaning, which means that it provides you with some answers as to ?What does it all mean???
Odwołuje się Pan do sytuacji radykalnych. Po co? Co ma ten dramatyczny ton zasłonić? Pytałam Pana o to, czy analityk może pouczać analizanta, przeciętnego neurotyka, jak np. poderwać kobietę, jeśli wiadomo, że zamknie to jego nieświadomość. To nie jest kwestia dotycząca jego neutralności. I jaki to ma związek z tym, że zdarzają się samobójstwa?
Filozofowie nie wiedzą dlaczego mówią to, co mówią. Nie słyszą wieloznaczności w tym co mówią. Aktywnoś-pasywność. Dobro-zło. Jest-nie ma. Filozofowie nie dotykają kwestii popędu nawet kiedy piszą o miłości. Nawet kiedy pisząc wychodzą od Lacana, jak Badiou. Popęd z dyskursu filozoficznego jest wyparty (i jako koncept i jako warunek, a już całkiem jako pojedynczy), co warunkuje względną spójność poglądów, metodologie i konsekwencję wywodu gruntowanego w różnych formach jej uprawiania. Lacan czerpał garściami z filozofii, o której mówił bez powierzchownych chwytów retorycznych, pośpiesznych konkluzji i uogólnień. Przyjaźnił się z filozofami, polemizował, analizował, słuchał. Czerpał z matematyki, o której ? jeśli dobrze pamiętam – mówił, że jako jedyna ‚nauka’ dotyka Realnego. Z językoznawstwa, z religii, antropologii, sztuki. Z tego wszystkiego, co tworzy mowę analizanta. Nie słyszenie tego w jego seminariach, to także ignorancja.
Kwiecień 16th, 2014
Lacan z tego, co ja rozumiem, nie odnosi się do filozofów per se, tylko do języka akademii, i nawet go nie krytykuje ale mówi, że kurewsko dobry, a to tylko komplement. A że akademia czasami nie wie co mówi, ale zawsze robi to fantastycznie, no to może być coś na rzeczy. Uwaga rzeczywiście jest jeszcze lepsza, gdy przywołuje ją profesor filozofii. Stąd ja przywołałam Russella. Poza tym żart to zawsze tylko żart. Nawet jeśli coś tam przemyca, to jednak pozostaje żartem, a nie ostatecznym i totalnym osądem tzw rzeczywistości.
Przepraszam Krzyśku jeśli obraziłam. Wolne skojarzenia często mają w sobie coś z przedszkola.
Kwiecień 16th, 2014
Z tego co ja rozumiem w ogóle Lacanistów i ja się z tym twierdzeniem zgadzam, to takie że nie ma czegoś takiego jak meta-język. Że wszystko co meta-język mówi można też wyrazić językiem naturalnym. Twierdzą też, że literatura piękna poprzedza filozofię, a zmiana sposobu narracji w literaturze zawsze pociąga za sobą zmianę paradygmatu, więc warto zachować czujność.
Lingwistyka nowoczesna jest fajna i nie dziwi, że z analizą w parze chadza, bo kieruje strumień swiadomości nie na to co ktoś mówi i jaki sąd wyraża, ale raczej kto to mówi, kogo przywołuje, czy się pod wypowiedzią podpisuje i jaki efekt ma to wywrzeć na tym do kogo wypowiedź adresowana. Podziały nie mają tu nic do rzeczy, poza tym, że wchodzimy do języka, który gdzieś tam nas poprzedza, a który z natury jest podzielony i wybrakowany, stąd człowiek – istota mówiąca jest z założenia podzielona i wybrakowana. Kochać to wystawiać swój brak na linię frontu. Są lacaniści ktorzy twierdzą, że to, że ktoś coś mówi, to znaczy już że kocha, a każde domaganie jest domaganiem miłości. I np o tym staram się pamiętać jak mnie kolesie po 50tce z wszechstronnym wykształceniem wyrównują do poziomu podłogi. I jak stwierdza Lacan – agresja jest zawsze agresją a klaps klapsem, ale co klaps mówi, to inna sprawa, a zawsze coś mówi.
Kwiecień 17th, 2014
To tłumaczenie nie jest złe, a ja zawsze w tłumaczeniach patrzę na estetykę pewną, być może dlatego mi się z tą święconką skojarzyło. Po za tym święcenie jajek to tradycja czysto Polska, pewnie pogańska. Spotykana na taką skalę tylko w Polsce, sporadycznie w niektórych rejonach Austrii, ale to prawdopodobnie też z Polski się powlekło. W katolickiej Francji jajek nie święcą.
Kwiecień 17th, 2014
Joshe, daleko mi do obrazy. Moje wolne skojarzenie z reakcjami dzieci w przedszkolu było wolne, to znaczy takie, jakie winno padać w analizie. Odnosiło się do poziomu dyskusji ze Spockiem, który zaczął przypominać wielogodzinne dywagacje adeptów lacanizmu, dotyczące ustalenia znaczenia jakiegoś słowa i sprowadzania dzieła Lacana do jego egzegezy. Czy poświęcać, czy uświęcać, a może ofiarowywać? Tak czy owak, zawsze pozostawało to, co wybrał Mistrz, niezależnie od jego nazwiska. Ksysiek wybrał „uświęcać”, nie pozostawił to bez argumentacji, ale ponieważ wybrał to słowo Ksysiek, to znaczy be. Ponieważ to słowo wybrałem, które ma długą tradycję bibilijną, to zostałem osądzony. Ale to ja odpowiadam za to tłumaczenie i powiązanie kastracji z sacrum. Na to Lord wyśmiewa kawałek napletka ofiarowywany Bogu nie wiedząc, że obrzezanie to paradygmat kastracji (dla Freuda, Lacana i reszty)). Powtórzę przeto, gdy zdecydowałem się nie tłumaczyć tego przez „poświęcenie”, to dlatego, że dla Polaka „poświęcić coś” ma także znaczenie „pokropić kropidłem”, bo to to samo słowo, a z kolei „uświęcić” nie traci wartości ofiary („uświęcona ta ziemia przodków naszych, zraszana od tysięcy lat krwią”). Zatem, sacrifier we francuskim nie oznacza święcenia czegoś, ale w Polsce „poświęcenie” także to oznacza. I to chciałem rozdzielić. Tyle. Twierdzę, że nie podoba się to Spockowi i Lordowi nie dlatego, że tkwi w tym niewybaczalny błąd, ale dlatego, że to pochodzi od Ksyśka. Przekonuje mnie do tego także i to, że wkłada się w moje usta jakieś moje „trzeba” w relacji do odwiedzania chorych, chociaż to „trzeba” zawarte jest w Kazaniu na Górze. Ja tylko to „trzeba” widziałem na dziedzińcu i parku szpitala, gdzie mnóstwo ludzi odwiedzało chorych, a nie jestem naiwny, by myśleć, że to pokaz miłości odwiedzających w stosunku do odwiedzanych. Jeżeli już Spock i Lord chce mnie widzieć jako kogoś o randze Jezusa, to niech szuka oznak tego, poza słowami, które padły z ust Jezusa. Co by nie rzec, realizację tych słów widziałem naocznie. I chociaż w większości przypadków byli wśród odwiedzających neurotycy, to z pewnością nie ma ich z czego leczyć. Zatem, ten ignorant Ksysiek pisze i mówi: separacja od Innego nie polega na zwracaniu się przeciwko Innemu, olewaniu Innego, zapominaniu o Innym itd. Chodzi o respektowanie Innego, jego uświęcenie. Zgoda, bywa to niemiłe niektórym, bo za bardzo pachnie znienawidzonym chrześcijaństwem, ale nie da się używać Lacana i jego koncepcji jako oręża przeciwko niemu. Używanie tego jako oręża jest kwestią polityki, a nie kwestią psychoanalizowania. Tako rzecze Ksysiek! Ksysiek będzie bronił Innego, czyli będzie respektował Watykan (jako sztab generalny wroga). Zatem Spocku, pozwól mi być ignorantem, a nawet idiotą. Łatwiej mi będzie zadawać Tobie pytanie, czemu pytasz i pytasz idiotę o tak skomplikowane sprawy? Właśnie przed chwilą zdecydowałem, że jestem idiotą, generałem ignorantów.
Jako ignorant dalej kontynuuję, pisałem już, że analityk może być „uwodzicielem”, a zatem może pomagać innym idiotom, zwłaszcza opóźnionym umysłowo, że odwołam się do tak niemiłej Spockowi skrajności, w umawianiu się na randki. Jako idiota wszelako nie rozumiem, jaki miałoby to mieć związek z moralizowaniem.
Jestem w tej szczególnej sytuacji, w której idiota tłumaczy, że nie ma innych przypadków w analizie niż skrajne, albowiem doświadczenie Realnego jest z definicji skrajne, że tylko to jest miejscem etyki, podczas gdy trudności z umawianiem się na randkę nie mają charakteru etycznego, niezależnie od tego, czy analityk przyjmie miejsce swata, rajfura itp. Żeby na te tematy powaznie rozmawiać (tematy związane z przeniesieniem), trzeba, najlepiej by było samemu, zacząć praktykować; tylko wtedy pytania o to, do kogo zwraca się konkretny podmiot, z czym zwraca się, co na to analityk, co z tym robi i czego nie robi, mają sens. W tym obszarze zagadnienia się pojawiające nie mają charakteru etycznego, mają znaczenie praktyczne. Np. interwencja analityka: „czemu pani nie umówi się z nim na randkę?” może być albo błędna, albo poprawna, za szybka lub spóźniona, owocna lub nieowocna itp. a nie etyczna czy nieetyczna. Gadanie o nieetyczności robienia błędów jest dla mnie, z poprawką że idioty, przejawem ignorancji, albowiem nie ma nikogo, kto błędów nie robi. Otóż, nie ma norm pracy pod przeniesieniem. Są tylko kanony. Skręcenie w prawo, które jest zakazane znakiem drogowym, nie jest nieetyczne tylko błędne. Kanon mówi tylko: kieruj się znakami, ale nie definiuje kierowania się znakami jako działania etycznego.
Problem w tym, że prawi to idiota, a zatem snuje dyrdymały.
Kwiecień 17th, 2014
Ponieważ ja się na psychoanalizie nie znam, ale coś tam łapię, piąte przez dziesiąte z tego, co piszecie i podoba mi się to pisanie o psychoanalizie, bo dla mnie to jak pisanie o sztuce (nowoczesnej). Ponieważ ja też jestem ignorantką w psychoanalizie i idiotką (ale nie taką jak „Ksysiek”, bo jestem chyba wiekszą idiotką, albo mniejszą, zalezy z której strony na to popatrzeć), to tak mi się nasunęło do tego, co tu piszecie, że ta cała psychoanaliza to trochę jak praktykowanie powieści nowoczesnej jest. A psychoanalityk kims w rodzaju takich pisarzy jak Musil, bądz Broch ( od „Lunatyków”). Bo w dawnych powieściach taki Tołstoj, czy nawet Joyce wiedzieli, co mysli i czuje Anna Karenina lub Molly Bloom, a już w powieści Musila w ogóle to narratora nie obchodzi,by koncentrować sie i przeżuwać mysli Anny, tylko on to bada, przygląda się temu, a wsej intencji badawczej jest afilozoficzny, niezalezny od jakichś stałych idei. Nie głosi też zadnych prawd, ale za to nigdy nie porzuca magicznego kręgu życia swoich bohaterów (pacjentów). Jakoś tak mi się to plecie. I to jest fajne, ożywcze, teatralne i na pewno jest wielu takich bohaterów (pacjentów), którzy wolą takie podejscie od współczującego oka na miodzie terapeuty co to ma na wszystko bardzo stabilne terminy. Taki terapeuta to może terminator, a psychoananlityk, to bardziej–artysta pomusilowski :)
Kwiecień 17th, 2014
Przepraszam z góry za moje pytanie, ponieważ nie do końca wiąże się ono z obecnym tekstem na blogu. Po prostu jakiś czas byłam „wyautowana” i wszystkie zaległe teksty oraz komentarze przeczytałam w dwa dni. Mogło mi coś umknąć, coś mogłam pomylić itp. Moje pytanie jest filozoficzne, bo jestem filozofką. Dlaczego wszędzie podkreśla się różnicę między Lacanem a utylitarystami? Przecież wystarczy tylko troszkę „poprawić” takiego Singera Kantem, by uzyskać podobne wnioski co Lacan. Drugie pytanie: czy ktoś na tym forum potrafi chodzić „w połowie spodni”? Miłosierdzie (wedle interpretacji Autora blogu) musi być absolutne, albo go nie ma wcale. Czytałam u Singera o kobiecie, która poświęciła życie w obronie zwierząt w szokujący sposób: rozjechała ją ciężarówka wioząca zwierzęta do rzeźni, kierowca się nie zatrzymał, myślał, że ona ustąpi. A ona nie ustąpiła. Istnieją też tacy, co się podpalają w imię dobra innych (niekoniecznie Innego, czyli Sprawy – myślę o „Płonącym krzewie” Holland). Jeśli Bóg istnieje, to się do nich pewnie „uśmiecha”. Ale większość podmiotów musi stanąć przed wyborem: ile mogę poświęcić? Czy muszę wszystko? Nie, bo wtedy już więcej nic nie zrobię. Dlaczego zatem (np) rezygnacja z jedzenia mięsa, noszenia futer, kupowania produktów robionych przez wykorzystywane w fabrykach dzieci nie jest tak „naprawdę” etyczna? Czy ktokolwiek z Was chodzi „w połowie spodni”??? Nie wierzę. I czy nie lepiej (jak chcą utylitaryści) i jak mówi Jan Hartman, choć odrobinę się poświęcić, niż nie robić nic. Może czegoś nie rozumiem (pewnie tak jest), ale moim zdaniem etyka Lacana w interpretacji Autora bloga jest po prostu czymś dziwacznym i tak naprawdę… zwalnia z odpowiedzialności. Wiem, że to wszystko brzmi bardzo banalnie, ale bynajmniej takie nie jest. Skoro nie mogę podzielić się wszystkim, to właściwie mogę sobie fundnąć kolejne futerko? Czy takie myślenie nie usprawiedliwia zwykłego wygodnictwa i konformizmu. I bynajmniej tłumaczenie typu „człowiek jest nie-cały” nie przekona mnie. I żeby było jasne: biorę pod uwagę, że robię jakiś błąd w rozumieniu i Lacana i Pawlaka i utylitarystów. Gdyby ktoś to skomentował: wielkie dzięki z góry. I jeszcze jedno pytanie: na blogu pojawiła się bardzo (jak sądzę) kompetentna osoba – Spock. Wystarczy przeczytać jeden jej komentarz, by wiedzieć, że to kobieta (przynajmniej czuje się kobietą, skoro pisze: „byłam”, „czytałam”). Dlaczego Autor bloga pisze do niej tak, jakby była mężczyzną: „drogi Spocku”, „pisałeś”? Gdyby to było raz, ale nie… Wciąż tak samo. Mogę wiedzieć, o co chodzi?
Kwiecień 17th, 2014
„Na to Lord wyśmiewa kawałek napletka ofiarowywany Bogu nie wiedząc, że obrzezanie to paradygmat kastracji (dla Freuda, Lacana i reszty)). ”
No Panie profesorze, mówię, że pietruszka jest biała, a Pan widzi zieloną natkę. Mało tego, Pan wie co ja wiem na temat natki! Jakie wyśmiewanie? gdzie ja wyśmiewam jakiś kawałek napletka?
—
„Jeżeli już Spock i Lord chce mnie widzieć jako kogoś o randze Jezusa, to niech szuka oznak tego, poza słowami, które padły z ust Jezusa. ”
Ciekawe, gdzie dałem Panu coś takiego do zrozumienia? to że Pana dyskurs jest chrześcijański nie czyni z Pana jeszcze Jezusa, równie dobrze może Pan być Sergiuszem III.
—
„Twierdzę, że nie podoba się to Spockowi i Lordowi nie dlatego, że tkwi w tym niewybaczalny błąd, ale dlatego, że to pochodzi od Ksyśka. ”
Gratuluję, Panie Profesorze. Proszę się jeszcze obrazić i zrobić dziubek. To co Pan robi jest znacznie gorsze niż wyzywanie człowieka od najgorszych. To bagatelizowanie i uśmiercanie dyskursu – typowa zasłona dymna. Podniósł Pan swoje protekcjonalne ramię – „ONI są niepoważni, proszę nie zwracać na nich uwagi, nie lubią Krzyśka, ble”. Wypada teraz zrobić z siebie ofiarę nagonki – to oczywiście luźna propozycja.
Proszę dalej zrównywać w ten sposób innych z podłogą, każdego i równo, kto zwróci na coś uwagę i będzie wypowiadał się w tej sprawie nie po Pana myśli. Zapewniam, że to się już więcej nie powtórzy, niech Pan płynie dalej i bez przeszkód przez ocean swojego ego.
pozdrawiam i pomyślnych wiatrów
Kwiecień 17th, 2014
Jeszcze jedno: to pytanie: „ile mogę poświęcić?” jest po prostu… sednem każdej etyki. Tak śmiem twierdzić. Między absolutnym poświęceniem a absolutnym psychotycznym brakiem poczucia winy istnieje ten obszar, z którym nikt sobie od wieków nie może poradzić. Łącznie z Grekami :) Nawet jak taki Schweitzer mówi „bierz tylko tyle, ile konieczne”, to i tak pozostaje „a ile to jest konieczne?” I to nie jest jakieś moralizatorskie ględzenie albo spór o teorię, tylko (o ile człowiek ma jakikolwiek „zmysł moralny”) po prostu każdorazowe „szaleństwo” wyboru. Szaleństwo, które może zrujnować życie co niektórym. Szaleństwo, od którego się „płacze, płacze i nie przestaje płakać…”.
Kwiecień 17th, 2014
Lordzie Czarne Ucho, obrońco filozofii. WRÓĆ i pogadaj z nami jeszcze. Nie obrażaj się, bo filozofia na tym straci (właśnie biorę się za pisanie tekstu o etyce Singera) :-)
Kwiecień 17th, 2014
No tak, ale sprawy się komplikują, gdy to poświęcenie zaczyna być przyjemne. Zresztą u Lacana wszystko jest przyjemne – powiem coś – już się mastrurbuję, powstrzymam się – takźe, strzelę focha – jeszcze lepiej.
Kwiecień 17th, 2014
No, ale to mi nic nie rozjaśnia. Bo jak nie odmówię sobie masturbacji, pikuś. Ale jak mięska czy butów za 2000 – to już mniejszy pikuś. Czy nie jest tak, że jak Singer aż „się prosi o Kanta” (o ten zmysł moralny, a nie tylko intelekt – mówiąc w uproszczeniu), tak Lacan „prosi się” o Singera, żeby te satysfakcje jakoś rozróżnić? Jeszcze muszę pomyśleć, bo mi za prosto to wyszło :)
Kwiecień 17th, 2014
No ale tu nie chodzi o masturbację. Gdzieś czytałam, że „granice interpretacji tekstu leżą tam gdzie jeszcze jestem w stanie się na niego spuścić”. Napewno napisał to lacanista i paradoksalnie nie ma to nic z seksem wspólnego, czy autoerotyzmem.
Kwiecień 17th, 2014
Filozofowie nie wiedzą dlaczego mówią to, co mówią. Nie słyszą wieloznaczności w tym co mówią. Aktywnoś-pasywność. Dobro-zło. Jest-nie ma. Filozofowie nie dotykają kwestii popędu nawet kiedy piszą o miłości. Nawet kiedy pisząc wychodzą od Lacana, jak Badiou. Popęd z dyskursu filozoficznego jest wyparty (i jako koncept i jako warunek, a już całkiem jako pojedynczy), co warunkuje względną spójność poglądów, metodologie i konsekwencję wywodu gruntowanego w różnych formach jej uprawiania. – cytat, napisała to Spock. Nie zgadzam się. Niektórzy filozofowie, a zwłaszcza ci, co Lacana nie lubią (Derrida, Foucault, Deleuze) wiedzą, co mówią i słyszą wieloznaczności. I dlatego nie są lubiani przez Filozofów
Kwiecień 17th, 2014
Joshe, chyba się nie rozumiemy:) Ja mam na myśli cierpienie innych (tych małych innych). Wszystko może dać satysfakcję, ale kwestią poważną jest, czy to komuś szkodzi czy nie…
Kwiecień 17th, 2014
Komuś czyli zwierzętom?
Kwiecień 17th, 2014
Drogi Autorze, Panie Krzysztofie. Proszę, niech następny wpis zahaczy jeszcze mocniej o etykę.
Kwiecień 17th, 2014
Komukolwiek, czemukolwiek, jak zwał, tak zwał
Kwiecień 17th, 2014
I ostatnia uwaga na dziś: dawniej, jak tylko zaczęłam interesować się Lacanem, czułam się jakbym wytaczała batalię prawie całemu światu (dokładniej zaś: polskim filozofom, niewielu było takich, którzy coś o nim pisali). Dziś widzę, że nienawiść filozofów wobec Lacana jest mniejsza niż nienawiść lacanistów wobec filozofów. Doświadczyłam tego na spotkaniach NLS. Pewna bardzo ważna Pani z tego Koła, choć nigdy nie umiała odpowiedzieć na żadne zadane przeze mnie pytanie, niemal wprost zasugerowała mi, że nigdy nie pojmę Lacana swoją ograniczoną, filozoficzną, „dualistycznie” myślącą głową. Pewnie nie rozumiała, że utwierdza mnie w moim „dualizmie”: byli ONI i ja, jak zawsze i wszędzie. Granica nieprzekraczalna. Pan Pawlak jednakże, i za to go cenię i dlatego tu, na tym blogu, jestem, potrafi ROZMAWIAĆ z każdym. Mam wrażenie, że trochę tego nie doceniacie.
Kwiecień 17th, 2014
Wszyscy pływamy w ocenach ego, niektórzy przynajmniej nie zaprzeczają.
Wiesz Bogna przywołujesz mnie do powagi, a sama ani słowa ani substancji w tym swoim projekcie powszechnego pomagania nie dajesz, a wiesz jak to z dobrymi intencjami bywa. I owszem mam ochotę od razu ewakuować się, żeby przypadkiem nie zostać tym programem „pomagania czemukolwiek” objęta.
Nie da się zrozumieć etyki analizy bez rozumienia jouissance i całej reszty.
Kwiecień 17th, 2014
Jak w ogóle jest coś do rozumienia.
Ostatnio kogośtam słuchałam, bo chodzę do szkoły terapii, a nawet dwóch konkurencyjnych i skonfliktowanych ze sobą i sie zastanawiam, kto mnie wywali pierwszy. W każdym bądź razie ktoś cytował Lacana, ktory cytował kogoś, który cytował Freuda, ktory powiedział, że celem i etyką analizy jest to, żeby pacjent mógł pracować i cieszyć się życiem. Ale podobno to parafraza i Freud wcale dosłownie tego nie mówi.
Problem z Kantem jest taki, że wypełnianie prawa moralnego daje ogromną przyjemność, poczucie wyższości moralnej, a im bliźej ktoś tej litery moralnej i litery prawa to tym łatwiej mu tą literę moralną przekroczyć. To się często policjantom zdarza podobno. Ja nie wiem.
Z tą pomocą to też tak wiesz. Abstrakcyjne jakieś dobro ogólne i nie ważne, czy to osoba czy zwierz, nie ważne czy o pomoc prosi czy ma ją gdzieś. Godność też jest etyką, a ona zawsze bardziej skomplikowana niż by się komuś z zewnątrz mogło wydawać.
Kwiecień 17th, 2014
Następny wpis zahaczy o etykę, to znaczy będzie dotyczył jej pośrednio.
Co do etyki, Joshe (do której też napisałem za pierwszym razem w formie męskiej) napisała wszystko co należy w zaproponowanych ramach napisać. Jeśli się masturbuję, mam satysfakcję; jeśli powstrzymuję się od tego, mam satysfakcję, jeśli próbuję podporządkować masturbację regułom, mam satysfakcję. Problem w tym, że obrońca zwierząt czyni to wiedziony jakąś ideą dobra lub współczuciem, ale ponadto ma z tego satysfakcję. Jego działanie nie spełnia wymogów czystości, bezinteresowności (nie tylko dba o interes zwierząt, ale także o swój, swoją satysfakcję) – to wariant chrześcijański. Arystoteles w EN radzi sobie z tym problemem dzieląc ludzi na typy N (niegodziwcy, czyli przesiąknięci do szpiku kości złem), P (pożądliwcy, czyli folgujący sobie i nieumiarkowani) oraz Z (zacni [określenie moje], czyli wolni od dwóch pierwszych niedogodności). Arystoteles nie zauważył. że zaliczył siebie do typu Z, dbając o swój własny interes, satysfakcję z tego, że jest się zacnym. Psychoanaliza przekreśla to wszystko pojęciem jouissance, pokątnej (w większości przypadków) lub jawnej (jak u niegodziwców) satysfakcji. Zacni przestają istnieć, czyli w podmiotowości ludzkiej nie istnieje arystokracja. Czyli ani z miłości do Boga, ani ze współczucia, ani z dążenia do zycia cnotliwego, nie płynie czysta intencja. Obrońca zwierząt i zabójca zwierząt kierują się tym samym, satysfakcją, jouissance. Żadne działanie ludzkie znane jako etyczne nie jest wolne od satysfakcji, łącznie z oddaniem życia za grzechy ludzkie. Etyka musi albo respektować ten stan rzeczy, albo eliminować (jak u Arystotelesa, dzieląc ludzi na Zacnych, czyli lepszych, i resztę). Eliminacja to mocne słowo, aczkolwiek prawdziwe. Widać to po wojnie istniejącej między obrońcami a mordercami. Tytuł ostatniego wpisu do tego odnosi; żadna ze stron nie chce poświęcić/ofiarować/uświęcić swej kastracji, by Inny miał prawo do swej satysfakcji/jouissance, własną starając się zachować dla siebie. Jouissance, które jest jedno, zostaje osądzone etycznie jako zło przez każdego z oponentów i przypisane drugiej stronie. Inaczej mówiąc, w etyce tradycyjnej można być etycznym tylko za cenę obłudy i kłamstwa. Kłamstwo staje się wehikułem istnienia neurotyka. Kłamie się, że Inny jest N lup P; kłamie też counterpart(Joshe, na pomoc, może Ty możesz zaproponować jakieś sensowne tłumaczenie tego na polski) Innego mówiąc, że jest Z. Każde dobro, nawet to najwyższe, osiągane jest przez płacenie złotą monetą (funt mięsa), satysfakcją; albo w formie negatywnej; każde dobro nie jest osiągane inaczej, niż przy udziale własnej rozkoszy.
Na koniec, dawno temu przyjąłem, że formułując odpowiedzi kieruję się brzmieniem nazwy własnej.
Kwiecień 17th, 2014
Dziękuję, jutro napiszę dlaczego taka wykładnia Lacana „domaga” się utylitarnego „wsparcia”. Wytłumaczę, może co mi tu nie pasuje, może w jakiś mądry sposób. Dziś nie dam rady, nie chcę pisać bzdur. I proszę się nie obawiać – zapędy agitatorskie na rzecz obrony ofiar przeszły mi jakieś dziesięć lat temu. Czasem się zdenerwuję z powodu ludzkiej bezmyślności: widzę jak ludzie traktują słabszych – dzieci, ludzi starych, bezdomnych, zwierzęta, tylko tyle. Ale jak biblijny Noe – wiem, że lepsza nie jestem :-)
Kwiecień 17th, 2014
Jest jeszcze kwestia zaufania do ludzi (a więc i do siebie). Wszyscy chcemy „dobrze”. Taką wszyscy mamy wolę (złodziej chce dobrze okraść, obrońca zwierząt chce dobrze obronić, nauczyciel dobrze nauczyć, etc). Ale nikt nie jest wyższy ponad to, co Dobre i dlatego nie wie co koniecznie dobre, a co niekoniecznie. I tutaj pojawia się–moim zdaniem–właśnie ta kwestia zaufania do siebie. Wiedząc, że chcę dobrze, uważam na to, co robię, jak myślę i co czuję. Wybieram według własnych zyciowych uwarunkowań—przyziemnie. Robię najlepiej to, co uważam za „najlepsze” do zrobienia w moim życiu i wiem, że inni robią tak samo, choć co innego. Nie mogę byc z góry nad wszystkim, wszystkimi, sobą, bo jestem tylko i aż częścią Dobra i Zła (które, jak romantycznie wierzę,”jest częscią tego, co złego pragnąc, dobro działa”). To zacieranie rąk przed czynieniem i praktykowaniem współczucia i dobra mnie się wydaje takie dęte, na wyrost (po co komu ten „wyrost”?). Osobiście praktykuję z młodzieżą teatr i nigdy nie zastanawiałam się, ile dobrego robię, ale traktuję to jako przygodę, że dobrze nam jest razem w tym teatrze, że coś się może więcej wydarzyć, przydarzyć na scenie i że to ma dla nas jakiś sens, skoro to wszyscy robimy. Nie patrzę pod podszewkę. Myśle, że w ogóle trzeba trochę lżej z tą całą „etyką”, bo robi się z tego jakiś piekielny obowiązek i niedługo nikt nie będzie chciał cukierka dziecku kupić, czy żulowi na flaszkę się dołozyć, bo bedziemy pogrązeni w pytaniach, czy należy, ile nalezy, co nalezy, jak się należy. I ogólnie będziemy leżeć i mysleć do rozpuku. Zaufanie do siebie to nie egoizm, to wynika chyba bardziej z lubienia siebie i innych. Po prostu. Dobro jest większe, a my mali i dlatego pomalutku, jak mówi mój Tata „małą łyzką lepiej nakarmisz”.
Kwiecień 18th, 2014
?Powtórzę przeto, gdy zdecydowałem się nie tłumaczyć tego przez ?poświęcenie?, to dlatego, że dla Polaka ?poświęcić coś? ma także znaczenie ?pokropić kropidłem?, bo to to samo słowo, a z kolei ?uświęcić? nie traci wartości ofiary (?uświęcona ta ziemia przodków naszych, zraszana od tysięcy lat krwią?). Zatem, sacrifier we francuskim nie oznacza święcenia czegoś, ale w Polsce ?poświęcenie? także to oznacza. I to chciałem rozdzielić?
Czyli co? Poświęcenie mniej kojarzy się z ofiarą niż uświęcenie i bardziej kojarzy się ze świętością niż uświęcenie?
Nie został Pan ?osądzony?, jak Pan pisze ? Pańskie tłumaczenie zostało skonfrontowane z innym możliwym. Twierdzić Pan zasadniczo może cokolwiek przyjdzie Panu do głowy ? przywilej Mistrza. On WIE. Tam gdzie pojawia się wątpliwość, dziura, wyrwa, pęknięcie, czy jak by nie nazwać ? on wie, to jego oręże i ukojenie dla neurotyka.
Skoro Pan orzekł, że chodzi o Ksyśka, to z czym tu polemizować. Chodzi o Ksyśka. Bo przecież o cóż innego mogłoby chodzić? Nie? Psychoanalityczne Panopticum, Panopticum. Pan-opticum? Pan-opticon?
A czy na równi z Watykanem respektuje Pan Lacana, który mówi o tym, że to chrześcijaństwu właśnie zawdzięczamy zimną jouissance?Że od analityków nie oczekuje niczego innego niż bycia tym obiektem, dzięki któremu to czego uczy nie jest samo-analizą? Millera, który PISZE ? On okupuje to miejsce (mistrza), ale ani nie rządzi ani nie edukuje, nie proponuje żadnych ideałów. (?) Pracą analityka jest nie okupowanie tego miejsca jako mistrz, jako znaczący ? rozumiem przez to faktor identyfikujący ? nawet jako podmiot (?) Czym jest? Jest ciszą w imię tego, o czym mówi pacjent. Ale musi tam być, dostarcza swojego ciała; i trzyma miejsc tego, co nie może być powiedziane. W skrócie, wciela niemożliwe.?? Ruch gejów? Feministki domagające się ustawy aborcyjnej? Respektuje Pan? Jest więcej niż jedna książka i jedna instytucja na tym świecie zarządzająca językiem i wyobraźnią czytających i ich rodziców. Respektuje Pan? Jeśli wziąć Lacana na serio, to jak obietnicę promowania nowości pogodzić z Pańską wojną o Innego, jeśli nie jest to walka o puste miejsce? No bo używa Pan retoryki wojennej.
Uświęca Pan jouissance owego ?opóźnionego umysłowo?, kiedy UCZY go uwodzenia? ?Pozostawienie Innego jego własnemu trybowi jouissancowania możliwe jest tylko wtedy gdy nie nakładamy nas samych na niego, gdy nie myślimy o nim jako niedorozwiniętym (underdeveloped)? – mówi Lacan w odpowiedzi na pytanie, dlaczego z taką pewnością przepowiada wzrost rasizmu.
Mogłabym przyjąć tego Pana Ksyśka nawet, jako metaforę tego, co doprowadziło mnie do miejsca, w którym po ponad 2,5 roku analizy u Pana, kiedy broniłam Pana przed oskarżeniami pod Pańskim adresem, nie biorąc na wiarę tego, że wyobrażeniowo angażuje się Pan w analizę, broniąc przed swoimi własnymi wątpliwościami, co do zakresu tego, co może Pan usłyszeć w mojej mowie, tego, że interpretuje Pan w stopniu minimalnym korzystając z mojego słownika itd., spadła zasłona pozoru. Genialne! I tak jest ? pokazało mi to siłę przeniesienia, strukturę relacji z Innym i arogancję własnego ego (jak mogłam być tak ślepa?). Genialne!
Gdyby Pańskie ?uświęcenie? dotyczyło Krzysztofa Pawlaka ? ok, nie wiem dlaczego Pańskie doświadczenie po tym, jak wziął Pan Boga literalnie miałoby być odrażające. Tyle, że to, co Pan pisze, jako psychoanalityk lacanowski, to jak Pan pracuje jako psychoanalityk lacanowski, to, co Pan mówi, jako psychoanalityk lacanowski, jak Pan pozycjonuje My- Wy, w duchu wojennej retoryki, jako psychoanalityk lacanowski… Uh. To dla mnie najwyraźniej za mało (wiedzy). Jest taki trick, którzy Żiżek wykorzystuje w analizie ideologii ? doprowadzić do sprzeczności. Taką sprzecznością jest analityk nauczyciel. Pańska odpowiedź ? jest odpowiedzią z pozycji Mistrza, jak Pan napisał.
Lacan powiedział, że swoją joussance, jouissance, która zeszła z drogi ? jej pozycję może zaznaczyć tylko Inny, o ile jesteśmy od niego odseparowani. Odpowiadając zatem na Pańskie pytanie ? myślę, że pytam Pana o tak skomplikowane sprawy dlatego, że moje spotkanie z psychoanalizą lacanowską było dla mnie wydarzeniem, w silnym Badiouowskim znaczeniu tego słowa. Więc z tą wiedzą, zostawiam uświęconą rozkosz Mistrza Ksyśka w niszy Psychoanalitycznego Panopticum, z jego polityką psychoanalizy czym by to nie miało być.
Co do argumentu z praktyki ? jako nie-psychologowi z wykształcenia, bez wsparcia instytucjonalnego, niechętnego współczesnym formom marketingu nie jest mi łatwo uczynić go bezpodstawnym.
Bogna: Etyka psychoanalizy mówi tylko tyle: ?nie ulegaj w swoim pragnieniu?, tudzież osiągaj satysfakcję na ścieżce pragnienia. Z perspektywy tego ‚imperatywu’ ‚formalnego’ każdy projekt etyki będzie za wąski. Bardzo, bardzo upraszczając można by powiedzieć, że analizant uczy analityka o tym, czym owa forma może albo raczej nie może być wypełniona. W tym sensie Lacan mówi o ?nie-całości?. W XX seminarium, ale nie tylko, podnosi, kwestię użyteczności pisząc, że jouissance nie ma z nią nic wspólnego. Wydaje się także, że psychoanaliza lacanowska nie ma wiele do powiedzenia o odpowiedzialności innej, niż wobec faktu swojego pragnienia, jeśli chodzi o neurotyków i tylko tych, którzy przychodzą chcąc powiedzieć coś o swoim symptomie. Etyka psychoanalityków, to etyka pragnienia, tyle że nie pragnienia Pana X analityka, ale pragnienia analitycznego.
Arogancja i chamstwo Warszawskiego NLS-u (jeśli o nich ci chodzi) zawsze wprowadza mnie w osłupienia i niedowierzanie: serio? Serio? Ok.
Tutaj jest dość obszerny artykuł na temat antyfilozofii, folie-sophie Lacana: http://lineofbeauty.org/index.php/s/article/viewFile/43/108 . Jeśli chodzi o ‚poststrukturalistów’ ? to z tym lubieniem, nielubieniem było różnie. W zborze Negocjacje można znaleźć wzmiankę Deleuzego czy Guattariego, który zresztą chodził na wykłady Lacana a propos tego, jak to stawiwszy się u Lacana usłyszeli, że są jednymi z tych uczniów (znaczy poza Millerem), którzy słuchają. Reszta to idioci. Gdzie indziej zarzucał, że go splagiatowali. Biopolityka nie daje żadnego sensownego rozwiązania na problem biopolityki. Zajmowałam się tym jednak bardzo powierzchownie, także niewiele mam do powiedzenia.
Kwiecień 18th, 2014
Ja nie wiem, czym Wy Filo-Sofki się zajmujecie, ale jak ja czytam o tej pomocy, albo o tym mistrzu, to ja mam wrażenie, że w ogole o „beautiful soul” ani „master discourse” nie macie pojęcia. Ja też pojęcia nie mam, ale domyślam się o czym ta pieśń może lecieć.
Podziały, rywalizacja, nienawiść wewnątrz grupy zawsze jest większa niż między grupami. Kto by się tym przejmował! Królestwo ego rządzi się narcystyczną erotyką i agresywną rywalizacją i lepiej zawsze się tym bawić niż padać tego ofiarą. Jeśli analiza o tym nie uczy, to o czym uczy?
Kwiecień 19th, 2014
Mówię to Wam ja, Jo-She, była Psycho-Loszka :)
Kwiecień 19th, 2014
„The attitude of the boycotter is that she or he has exited consumerism, but one could just as easily claim that this attitude is itself a form of consumerism, as I’ve just argued. It’s a performance of a certain style of aesthetic judgment. So thinking that you’ve exited consumerism might be the most quintessentially consumerist attitude of all. In large part this is because you see that the world of consumerism is an evil world. You, having exited this world, are good. Over there is the evil object, which you shun or seek to eliminate. Over here is the good subject, who feels good precisely insofar as she or he has separated from the evil world.
I am now describing Hegel’s beautiful soul, who claims precisely to have exited the evil world. Now the twist that Hegel applies here is so beautiful that’s it’s worth pausing over, and perhaps adding a remark or two on torture, and possibly on Dick Cheney, who seems to be preoccupying us all at present. Hegel does not claim that the world may or may not be evil?he doesn’t claim that what is wrong with the beautiful soul is that it is prejudiced and rigid in its thinking. The world is not some object that we can have different opinions about. No: the problem is far subtler than that. The problem is that the gaze that constitutes the world as a thing ?over there,? is evil as such. This is so brilliant that it’s worth repeating. Evil is not in the eye of the beholder. Evil is the eye of the beholder. Evil is the gaze that sees the world as an evil thing over yonder. Clearly we’re in Bush? Cheney territory here, and Al-Qaeda territory, with their platitudes about the axis of evil and evil America and so on. Evil is the materialism that sees evil as a lump of nasty stuff over there that I should be hell bent on eliminating. There are really only two options: quietism, which is to withdraw passively from the evil world; and terrorism, which is to fly a plane into it. There is some truth, then, terrible to say, in the horrifying way in which the Bush administration has classified certain forms of environmentalist action as terrorism?its own kind of lie in the form of the truth, as it were. Unfortunately, the kind of environmental fundamentalist that sees the world as an essentialized living Earth that must be saved from evil, viral humans is the very type of the beautiful soul, whose gaze is evil as such. Ironically then, this kind of environmentalism is not spiritual, if by spiritual we mean that it transcends the material world, but is instead deeply committed to a materialistic view that sees evil as a concrete thing that must be eliminated.
Now this kind of environmentalism is a form of anti-consumerism, which in my view puts it at the summit of consumerism, not beyond it, but at its very peak. It is indeed the most rarefied and pure form of consumerism on Earth at this time. And as such it is plagued by Beautiful Soul Syndrome, because it sees consumer objects, and consumerisms (all the various styles), as so many reified things over yonder, from which it distances itself with disdain. So how do we truly exit from the Beautiful Soul? By taking responsibility for our attitude, for our gaze.”
To dla Ciebie Bogna, w ramach powagii dla kwesti etycznych.
Kwiecień 19th, 2014
Reply to “„Neurotyk odrzuca uświęcenie swej kastracji dla jouissance Innego””