Wiele potocznych mądrości przyjmowanych jest bez jakiejkolwiek refleksji, albo służących za parawan umożliwiajacy głoszenie uprzedzeń. W jednym z ostatnich numerów GN ks. redaktor naczelny przeprowadził wywiad z profesorką od neuro/fizjo/psycho/logią mózgu. Wykazała ona, że mózgi kobiet i mężczyzn się różnią. Wniosek, z entuzjazmem obwieszczony czytelnikom brzmi: gender nie istnieje! Tymczasem pani profesor udowodniła tylko, że nie wie co to jest gender; mówiła tylko o sex. Gdyby wywiad był uczciwy można byłoby zadać pytanie: a jaki mózg miała M.Thatcher?
Lecz nie o tym dzisiaj. Dziś zadam głupiutkie pytanie: dlaczego kobiety pragną być jedynymi z kobiet, a mężczyźni być jedynymi z mężczyzn. A teraz drugie: dlaczego dziecko popada w ponurość, gdy okazuje się, że ma rodzeństwo? Nie, że będzie miał – na to się cieszy i oczekuje niecierpliwie – ale, gdy już ma, radość i zapał opada. Na głupiutkie pytania są głupiutkie odpowiedzi: to z zadrości głosi potoczna psychologia, a może nawet nie potoczna. Tyle, że nie mówi czego się zazdrości. To znaczy mówi, lecz mało zadawalająco – pierwsze dziecko traci pozycję pierwszą na rzecz drugiej, to samo dotyczy kobiety w relacji do rywalki i mężczyzny w relacji do rywala. Czyżby zmiana rangi? Jakim sposobem drugi staje się lepszy od pierwszego? Co kieruje rozkładem rang w przypadku rodzeństwa?
Problem ten doskonale znają siostry braci swych. Co u licha sprawia, że bracia milsi są matkom niż one same? A syn marnotrawny, dlaczego marnotrawny lepszy jest od porządnego? Dlaczego w Ablu Bóg znajduje upodobanie, a w Kainie nie, choć nieustannie wbija się do głowy ludziom, że ma on upodobanie w każdym?
Analizując problem rzuca się w oczy rzecz być może najważniejsza – wyrodny syn cały czas pozostaje ważniejszy, a upodobanie w nim trwa niezmiennie i nic nie może tego przesłonić (syn-pasożyt jest przyjmowany z upodobaniem, a siostra mądra i brat dzielny nie; niegodziwiec jest wywyższany, a człowiek cnotliwy olewany). Tak czy owak, upodobanie pozostaje constans i nic , absolutnie nic, nie może tego znegatywizować (upodobanie takie można zanegować twierdząc, że jest ono chore, ale nie można znegatywizować, czyli przypisać mu wartość ujemną [vide liczby ujemne, które różnią się od dodatnich tylko znakiem „minus”]).
A zatem, niemożność negatywizacji to cecha pierwsza. Niemożliwość negatywizacji wskazuje na to, że mamy do czynienia z czymś symbolicznym (symboliczne to w gruncie rzeczy „uwiecznione”, negatywizacja śmierci). Jeśli mamy rację, że niezmienność upodobania ma oparcie w symbolicznym, to coś upodobanego nie jest obiektem (zawsze znajdzie się obiekt o wyższej randze, albo”fallus nie jest obiektem”) i nie jest efektem wyobrażeniowym (każdy czar się kończy, powab przemija, wdzięk zamiera ,czyli „fallus nie jest efektem wyobrażeniowym” – wszystko to są negatywizacje).
Trwa zaś fallus, przedmiot upodobań („fallus symboliczny, niemożliwy do znegatywizowania, znaczący jouissance”). Jest to tylko znaczący i „jako znaczący daje rację pragnieniu”. Jak to czytać?
Gdy człowiek dostrzega pragnienie, dostrzega także jego powód – fallusa. Inny pragnie, Inny pragnie nie mnie, chciałbym być tak pragnionym – stąd neurotyka ustanawia pragnienie bycia fallusem, bycie powodem pragnienia Innego. Cały dramat beznadziejnie kochających sprowadza się do obracania na około kwestii: co mam zrobić, żeby mnie pragnął/a? Cały koszmar zdradzonego podmiotu to męka szukania odpowiedzi na pytanie: co ma ona/on, czego ja nie mam? (te niekończące się ciągi zapytań: „a jak ona wygląda”, „a jaka jest w łóżku”, „a jak długiego ma” itd.itp). Męka takich pytań bierze się z tego, że nie ma na nie odpowiedzi, odpowiedzi nie zna nikt. Pytania takie szukają sposobności, by móc negatywizować upodobanie („no tak, to ten młody kąsek zawrócił ci w głowie”, „co, wspaniale robi laskę ta k…a”, „dogadza ci on tym długim”). Koszmar rozgoryczenia, zawodu, rozczarowania, idee śmierci miłości, świata zaludnionego k…ami, cały ten ból detronizacji i poniżenia bierze się z tego, że jest coś, czego nie da się znegatywizować. Rodzący się wtedy gniew i żywa do bólu nienawiść, nie chcąc godzić się z tym, może doprowadzić do śmierci, często zabójstwa z afektu. Częściej wszelako spotka się rozwiązania skutkujące przewlekłym smutkiem lub zemstą mającą pokazać, że fallusem się jest.
„Fallus jest znaczącym pragnienia Innego”, czegoś najważniejszego dla neurotyka. Dlatego akurat Inny musi być chroniony. Tylko jego istnienie zapewnia uznanie, pragnienie i miłość. Jeśli jego zabraknie, boi się, i to nie bez powodu, neurotyk, że zniknie też to, co Inny gwarantuje.
Albowiem, co zagwarantuje miłość, pragnienie i uznanie? No co? Hormony? Kto w to wierzy?
KP
P.S. GN to Głos Niedzielny.
Cytat tytułowy „Kierowanie leczeniem i zasady jego oddziaływania”, 1958, E, 642
Cytaty o fallusie jako nie obiekcie i nie efekcie wyobrażeniowym „Znaczenie fallusa”, 1958, E, 690
Cytat o niemożliwości negatywizowania „Działanie obalające podmiotu a dialektyka pragnienia w nieświadomości freudowskiej”, 1960, E, 823
Cytat o znaczącym dającym rację pragnieniu „Znaczenie fallusa”, 1958, E, 693 oraz o fallusie jako powodzie pragnienia Innego, tamże
16 Comments, Comment or Ping
To jakie jest wyjście z neurozy. Z tego zawieszenia na chęci bycia powodem pragnienia Innego. Może jednak likwidacja Innego?
Marzec 28th, 2014
Masz na myśli stan wojenny? :)
Marzec 29th, 2014
Ale przez kogo musi być ten Inny chroniony? Przez analityka? A jeśli tak, to jak?
Kwiecień 2nd, 2014
Wchodząc w jego miejsce?
Kwiecień 3rd, 2014
Poważni analitycy nie mówią o likwidacji neurotyczności. Neurotyczność, jako że jest strukturą a nie przypadłością, nie podlega eliminacji tylko podrasowaniu; analiza jest czymś w rodzaju tunningu. W przypadku pana Trynkiewicza zaczęto mówić o sytuacji bez wyjścia, czyli „zaburzenia osobowości” nie podlegają leczeniu, są na nie oporne. Bo tak jest z każdą strukturą. Zarówno psychotyczna, jak i perwersyjna czy neurotyczna – wszystkie one są poza możliwością ich wyeliminowania. Dodatkowo, uwzględniając ten punkt widzenia należy zauważyć, że nie do pomyślenia jest istnienie struktury „normalnej” – taka struktura mogłaby istnieć tylko jako projekcja marzeń ludzkości, począwszy od społeczeństwa komunistycznego Marksa, po państwo Boże św.Augustyna.
Co jakiś czas domagam się czytania mych tekstów po kilka razy; sam tak czynię w ich przypadku, albowiem zmuszają mnie do tego wasze komentarze. I tak, ani w ostatnim wpisie, ani w poprzednich nie formułowałem kategorycznego sądu o zaangażowaniu się w obronę Innego. Analitykom winna wystarczać sytuacja bycia po stronie Innego. Po prostu wymaga tego nie widzimisię, ani jakikolwiek czyn polityczny analityków, ale szacunek dla podmiotu. To podmioty ludzkie o tym decydują, a racją analityka jest stanie po stronie podmiotu. Tytuł z wpisu był cytatem z Lacana – to neurotycy pragną ochronić Innego i czynią to wiele razy dziennie. Dlaczego dobrane ad hoc pary przemyśliwują nad sformalizowaniem związku? Dlaczego posiadanie dzieci jest powiązane z posiadaniem solidnego partnera, a nie tylko z chucią na spermę? Dlaczego byle radość pary rodziców powiązana jest ze stosunkami z dziadkami dzieci tejże pary? Dlaczego zapomnienie o rocznicach urodzin, imienin, ślubu jest takie ważne dla partnerów? Dlaczego chorych w szpitalu się odwiedza i chcą tego zarówno chorzy, jak i zdrowi bliscy? Ile przykładów należy podać, by zostało pojęte, że neurotycy ochraniają Innego poprzez domaganie się od niego mnóstwa rzeczy?
Wyobraźmy sobie, że nie ma już Innego. Co będzie decydowało o tym, czy chory będzie odwiedzony w szpitalu? Tu leży trudność. Choremu należą się odwiedziny (dlatego Lacan podkreśla, że pragnienie jest tylko w związku z prawem, a nie w związku z instynktem, popędem, tudzież emocjami). Chorego należy odwiedzać, nawet gdy nie chce się tego robić, albowiem pragnienie nie jest chceniem. Natomiast pragnienie odwiedzającego jest pragnieniem chorego, to znaczy, że odwiedza się go, bo on tego pragnie (chociaż może być, że tego nie chce). Pragnienie jest po stronie domniemania; o jego istnieniu nie rozstrzyga wola chorego czy odwiedzającego, ani ich osobiste życzenia; to coś nazywano przez wieki rozmaicie, ja osobiście optuję za sokratejskim dajmonionem, Innym w nas (bywa że zwany też sumieniem).
I jeszcze jedno, analityk bierze stronę Innego, albowiem zobligowany jest do zajmowania takiego miejsca w analizie (za wyjątkiem analizowania psychotyków).
Kwiecień 3rd, 2014
To jak rozumieć zdanie ?Dlatego akurat Inny musi być chroniony?, jeśli nie jako ?kategoryczny sąd o zaangażowaniu się w obronę Innego?? Nie napisała Pan w tym poście wyraźnie kto miałby się angażować, stąd moje pytanie. I co to znaczy, że analityk ma być ?po stronie Innego?? Wydaje się, że dyskurs analityczny umieszcza analityka dość jednoznacznie w miejscu obiektu, czyli innego. Wydaje, że ów Inny, po stronie którego się Pan opowiada określa to, co ?należy? robić. Dobrze to rozumiem? A jeśli tak, to czy nie nie pełni on tutaj funkcji ideału? Czy nie jest tak, że utożsamia Pan Innego z ideałem, mówiąc inaczej dokonuje przesunięcia typowego zdaniem Lacana dla podmiotu obsesyjnego?
Kwiecień 3rd, 2014
Nie tyle ideały, czy nakaz, ale konwencja. A analizie to konwencja sytuacji/relacji analitycznej, taka a nie inna.
„Dlatego akurat Inny musi być chroniony” można rozumieć dwojako, tak jak Ty Spoku, jako ogólny postulat odnoszący się do wszystkich, ale jako szczegółowy warunek konieczny istnienia neurotyka.
Kwiecień 3rd, 2014
Znam analityka od dzieci z 40 letnim doświadczeniem. I on mówi, że wszystko 6 letnie dziewczynki w końcu mu się oświadczają. Niektóre dodają – tylko nie mów mamie. Niestety zamążpojcie z analitykiem do konwencji relacji analitycznej nie należy :))
Kwiecień 3rd, 2014
Chyba Czerwony Kieślowskiego jest trochę o tym czemu pewne rzeczy są robione, chociaż nie muszą.
Mnie zainteresował jeszcze ten pomysł likwidacji Innego, który pojawił się wyżej. Domyślam się, że ktoś taki jak Breivik jest kimś, kto właśnie likwiduje? Czy on też ma swojego Innego, tylko innego?
Kwiecień 4th, 2014
Analityk zajmuje miejsce Innego, a więc jest po stronie nieświadomości. Reprezentuje ją. Tak jest w przypadku analizy neurotyków i perwertów, w psychozie Wielki Inny jest prześladowczy dlatego w pracy z takim pacjentem analityk zajmuje miejsce małego innego.
Co do likwidacji Innego, to droga do wygenerowania psychozy.
Co do Breivika, optowałabym za perwersją, przemawia przez niego Wielki Inny w końcu, a więc nie ma w tym przypadku mowy o likwidacji.
Kwiecień 4th, 2014
Nieświadomość w kuracji psychoanalitycznej to absolut. Dlatego Inny musi być chroniony.
Kwiecień 4th, 2014
Jak w każdej działalności istnieją techniki i istnieją kanony. Do kanonów należy się stosować. Jednym z nich jest konieczność zajmowania przez analityka miejsca Innego. W kwestii technik analityk lacanowski ma swobodę (np. w sprawie czasu, częstotliwości spotkań, opłat, wahanięć nautralnością, tonu głosu, zakresu ironii, używania niecenzuralnych słów lub uważanych za niestosowne, ogólnie analityk ma być odseparowany od dyskursów oficjalnych). Problem jaki stwarza Pański komentarz dotyczy wyrywkowości wiedzy. Chodzi o to, że nie da się sprowadzić psychoanalizy do dyskursu psychoanalitycznego. Dyskursy nie istnieją jako dane. Działanie analityka obejmuje wszystkie cztery lacanowskie dyskursy. Ponadto, nikt nigdy nie zaczyna analizy dyskursem psychoanalitycznym. Dyskurs ten jest czymś co się osiąga, a przeto muszą istnieć czynniki sprawcze tego dyskursu. Tym czynnikiem jest konieczność, a także obowiązek zajęcia miejsca Innego, co obowiązuje cały czas. Tylko w taki sposób dokonać się może pierwszy z dwóch aktów analitycznych – odsłonięcie się podmiotu mówiącego o pragnieniu. Bez niego mowy nie ma o miejscu obiektu. Bez analityka w miejscu Innego nie ma też mowy o drugim akcie – zakańczania analizy. Miejsce analityka jako Innego jest warunkiem koniecznym, by analityk jako obiekt mógł zaistnieć. Innych sposobów na to nie ma. Ludzie „mówiący prozą” sądzą, że mają analizę od pierwszego spotkania, mówią nawet, że mieli analizę, gdy odeszli od niej, zanim się w niej znaleźli. Cóż, mają do tego prawo. Ludzie „mówiący psychoanalizą” winni wiedzieć, że przyjście do analityka nie jest rozpoczynaniem analizy, jest próbą jej rozpoczęcia. Długość takich prób jest rozmaita. Są tacy, którzy potrzebują kilku spotkań, a są tacy, którzy potrzebują miesięcy. Są też tacy, którzy przychodzą do niej za wcześnie i nie będą mieć analizy. Odrębną kwestią jest, czy są tacy, którzy przychodzą za późno. Do zagadnienia zajmowania miejsca Innego przez analityka mam nadzieję powrócić we wpisie.
Kwiecień 4th, 2014
Hm… to jak z perspektywy tego, co Pan napisał rozumieć zdanie Finka z ?Podmiotu Lacanowskiego?: ?Psychoanalytic practice, in other words, in the analytic setting, adopts analytic discourse-in the best of cases, that is, for many analysts clearly adopt something more along the
lines of the university discourse?(141)? I jak uzasadnić użycie przez analityka w analizie neurotyków dyskursu mistrza, skoro dyskurs ten zamykam jakikolwiek dostęp do nieświadomości, czyli de facto mija się z pragnieniem analitycznym? I jak powiązać Innego, o którym Pan pisze, a którego ? jeśli dobrze rozumiem ? przykładem jest zdanie/wypowiedź/konwencja/norma/dyskurs itd. ?Chory musi być odwiedzany? z Innym ? nieświadomością, skoro już w trzecim seminarium Lacan napomina, że nieświadomość nie jest wyrażona w dyskursie ? ma strukturę języka, ale nie jest dyskursem. I uzasadniając odwołuje się m.in. do analizowanych przez Freuda dowcipów. Stąd analityk czyta nieświadomość literalnie. Nieświadomość a nie dyskurs. A już zupełnie nie rozumiem jakiego Innego ma Pan na myśli w następnym poście pisząc o ułatwianiu neurotykowi podrywu ? psychoanalityk/Inny jako co? nauczyciel uwodzenia? To iście pionierskie podejście mi się wydaje. Poradnictwo psychoanalityczne, kiedy tyczy się to psychoanalizy wychodzącej od Lacana to oksymoron.
Kwiecień 9th, 2014
Oto jest pytanie! W jaki sposób odpowiadać na podnoszone kwestie, które nie mają formy pytania lecz insynuacji, czyli quasi-pytania, pytania zawierajacego już własną odpowiedź? Spocku, różnica między Tobą a mną polega na tym, że ja znam osobiście Finka i do sposobu praktykowania przez niego analizy lacanowskiej mam sporo zastrzeżeń. Jedno z nich dotyczy akurat podanego cytatu. Opieranie analizy tylko na sesjach przez Skype lub telefon możliwe jest tylko przez nadużywanie dyskursu uniwersyteckiego. Jeśli praktyka polega tylko na analizowaniu osób ze środowiska akademickiego (sławetny wieczór w Paryżu, kiedy to zdumiony Fink nie mógł zrozumieć, że w Polsce przychodzą do analizy np. ekspedientki sklepowe), to dyskurs uniwersytecki jest okupem. Nie musi to być błąd, o ile jest to środek, a nie cel. Nieświadomość nie wyraża się dyskursywnie, ale potrzebuje dyskursu, by się wyrażać. Nieświadomość nie wyrażająca się przez dyskurs, to nieświadomość psychotyków (to o tej nieświadomości mówił Lacan w seminarium Psychozy); leży na patelni. Jest tak tylko dlatego, że Inny pozostaje wykluczony. Nieświadomość innych podmiotów niż psychotycy potrzebuje dyskursu, by się artykułować. Jest tak dlatego, że dla tych podmiotów Inny nie jest wykluczony. I tu cytat z Lacana: „nieświadomość jest dyskursem Innego” (E,16). To by oznaczało, że dla Ciebie w tym miejscu Lacan się myli. Tymczasem dla niego, tak sądzę, nieświadomość jest mową podmiotu, ale i dyskursem Innego. Inny nie jest mową (musiałby wtedy być podmiotem). Chorego należy odwiedzić, nawet gdy jest on twoim wrogiem. Taki jest nakaz. Dlaczego tak ma być? Gdy jest ci chory wrogiem, to przychodząc do niego zwyciężasz własną nieświadomość. Nakaz miłości bliźniego (a więc i wroga) to ma na celu. To, że nie można zwyciężyć własnej nieświadomości czyni z tego nakazu sprawę niemożliwą do spełnienia, chyba że przyjmiesz własną kastrację – przyjdziesz do chorego jako jego wróg. (W tym miejscu już wiem, który cytat z Lacana będzie tytułem następnego wpisu). Powracam do wątku; który dyskurs jest właściwy dla artykułowania się nieświadomości? Paradoksalnie dyskurs mistrza. Gdy psychotyk ma nieświadomość jawną, to neurotyk ukrytą. Należy ją odkryć, obnażyć. Gdy się ją obnaży, dyskurs zmienia formę na histeryczą – do głosu, w formie skrytej, dochodzi obiekt. Podmiot wiedzenia to odpowiednik dyskursu mistrza. Przeniesienie jest wtedy, gdy taki podmiot wiedzenia jest w dyspozycji Innego, czyli analityka. Analityk wie, że nie wie (jak Sokrates), lecz nie wie tego analizujący się. To warunek sine qua non możliwości analizy dla niepsychotyków. Ten sam warunek spotyka się też w realcji między mistrzem a adeptem w buddzyzmie, o ile mistrz wie, że nie wie. Manipulowanie zakładaną (przez pacjenta) wiedzą jest osią działań przeniesieniowych zwanych manewrowaniem przeniesieniem.
Przykład podrywu wskazuje na zakres nie-rozumienia. Praca z obiektem z konieczności zakotwicza się na funkcji przynęty, wabika (to wyobrażeniowa postać obiektu). Praca analityczna nie mogłaby postępować dalej i dalej, gdyby nie było wabika zachęcającego do drogi. Kosztem tej operacji jest ryzyko związane z wplątaniem się analityka w relację z fantazmatem pacjenta („nauczyciel uwodzenia” to właśnie fantazmat). Ten etap pracy jest punktem granicznym oddzielającym psychoterapię od psychoanalizy. Analityk-uwodziciel, a czemu nie? To fantazmatyczny uwodziciel, jeśli rzecz tyczy fantazmatu pacjenta. A jeśli tyczy fantazmatu analityka? A kto zna ten fantazmat? Jeśli analityk nie miał analizy to nie może go znać; lecz nie może go znać nikt inny też, z racji, że nie miał on nigdy analityka. Kto zatem jest uprawniony do sądzenia jaki ten ktoś ma fantazmat? Jeśli analityk miał analizę, to ma wiedzę o swym fantazmacie, podobnie jego analityk. Jak widzimy to wielkie pole dla insynuacji. Rozkwit mistrzów znających fantazmaty osób, które nigdy nie były w analizie, albo które były analizowane przez analityków, których mistrzowie nie znają. Ba, nie chcą znać itd.
Tymczasem trzeba analizować, a więc zdarza się, że „być uwodzicielem, skurwysynem, zerem, tyranem, maminsynkiem, masturbatorem, duszojebcą, kopulatorem, dziadziusiem, wujciem, diabłem..ach” i kogo jeszcze dusza zapragnie. Z tego kim jestem lub byłem niezła książka mogłaby powstać. Więc poprzestańmy na tym, że są tacy, dla których nie jestem analitykiem i tacy, dla których jestem. To najlepszy dowód na istnienie tyranii dyskursu.
Kwiecień 10th, 2014
Moje pytania mają dokładnie formę pytania. Mają prowokować. Nie wiem, co Pana zdaniem insynuują. Poza tym, że moje ‚rozumienie’ pewnych kwestii i Pańskie się różnią, stąd może chciałabym rozumieć jakoś więcej z zakresu tego, co da się rozumieć, albo w ogóle coś z tego, co Pan pisze. Albo od-rozumieć.
Tak. To, że nie znam Finka osobiście wiele zmienia. Tak. Niewątpliwie. Tylko co? Pisze jedno, robi co innego? Słyszałam ? nie od Pana ? że trzeba bywać, ale… Powstrzymując się od większej złośliwości zapytam tylko ? a jak dobrze Pan Finka zna? I czego dokładnie dotyczą Pańskie zastrzeżenia wobec Finka, który w dużej mierze pisze o praktyce analitycznej, i którego lekturę polecają chyba wszystkie kręgi lacanowskie niezależnie od tego jak by się między sobą nie żarły? Z Pańskiej relacji wynika, że się zdziwił. To zarzut?
Na czym polega owo konieczne uwikłanie dyskursu uniwersyteckiego w analizę za pomocą skype czy telefonu? Jeśli dobrze pamiętam, czego pewna nie jestem, Fink w którejś z książek utrzymuje, że analiza nie może być prowadzona wyłącznie przez skype czy telefon. Kwestia ciało/język.
W przywołanym przeze mnie cytacie z III nie chodziło o nieświadomość, której psychotycy nie mają, tylko o nieświadomość, którą neurotycy mają. Czy, skoro można podać dwa wykluczające się zdania, to czy znaczy to, że Lacan się myli? A czemu nie? Sam się za nieomylnego chyba nie uważał, choćby wtedy, gdy wycofał się z koncepcji Imienia-Ojca jako Innego Innego. Czy mylił się w przywołanym przez Pana cytacie z listu? Przedstawia tam kwestię szyfrowania nieświadomości, co z Pańskim Innym- dyskursem/konwencją/norma/nakazem też nie ma wiele wspólnego. Gdzieś w XVII jest rozwinięta kwestia różnicy między mową (parole/dire) a dyskursem, dyskursem a językiem.
Jeśli Inny nie jest podmiotem ? jak Pan pisze – to jak może pragnąć? No bo pragnie chyba, skoro pragnienie podmiotu jest pragnieniem Innego (w całej wieloznaczności)?
Kto ten nakaz, że bliźniego odwiedzać trzeba stworzył? Sam się stworzył?
Ja nie pytałam o to, który dyskurs jest adekwatny do wyrażania nieświadomości. Tylko o to, jak uzasadnić to, że analityk używa aktywnie dyskursu mistrza, czyli wchodzi w rolę mistrza w czasie analizowania neurotyków jeśli dyskurs mistrza zamyka nieświadomość? To, że analizant przechodzi przez dyskursy wiadomo. Podmiot założonej wiedzy, jest podmiotem wiedzy jedynie dla analizanta. Ale chyba nie jest zadaniem analityka utrzymywać go w tym przekonaniu?! Wiadomo, że skrajnym durniem też być nie może, bo przeniesienie diabli wezmą, dlatego dużo milczy, lub korzysta ze słownika analizanta. Zasadniczo jeśli obiekt, jako brak jest obiektem przyczyną pragnienia, to, czy pragnienie analityczne nie jest wystarczającym wabikiem? Enigma pragnienia analityka nie jest wystraczającym wabikiem? Skoro enigma pragnienia Innego jest?
Jeśli, jak Pan pisze, jeśli dobrze to zrozumiałam: Inny=analityk i Inny ma do dyspozycji fallusa i fallus łagodzi frustrację bo np. ?neurotyk wie, co ma powiedzieć lub co pokazać? to czy analityk to nauczyciel uwodzenia? Para się poradnictwem? O to pytałam. A, że podniósł Pan kwestię ‚fantazmatu’ analityka uwodziciela? Hm…
„tyrania” dyskursu analitycznego, niemożliwego skądinąd ma chyba na celu uniknięcie tyranii mistrza i jego fantazmatu.
Kwiecień 11th, 2014
Spoku, proponuję od razu od-rozumieć. Wzmiankowana rozmowa wieczorna z Finkiem miała miejsce w Paryżu w 2007 i miała kilkoro świadków. Nie wiem dlaczego się zdziwił, że do Polaków analityków przychodzą ekspedientki – nie pytałem. Do niego przychodzili tylko akademicy (to jest zarzut, posiadanie homogenicznych pacjentów; ale może dziś już jest inaczej?). Co do Skype – może zmienił zdanie? Doprawdy nie potrzebuję znać głęboko Finka, by powtarzać to, co sam mówił. A co do jego książek, sam je polecam; naprawdę są dobre. Czy mógłbyś rozjaśnić kwestię ciało/język w ujęciu Finka? Co do sem.III pozwolę sobie mieć inne zdanie niż Ty. Dalej, twierdzę, że dwa podane zdania nie wykluczają się i podałem je w koniunkcji. Na wstędze Mobiusa każda z dwóch mrówek, jedna na jednej a druga na drugiej stronie wstęgi mówi „ja jestem na górze” i każda ma rację, a także każda nie ma racji. Szyfrowanie nieświadomości? Ależ tak, tyle że kto jest szyfrantem? Pragnienie podmiotu jest pragnieniem pragnienia Innego, to prosta odpowiedź na Twoje pytanie; lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie? Proszę sobie wyobrazić, że lustereczko pragnie się by pragnęło? A tarot? Klienci pragną, by Inny mówił potasowanymi kartami; w seansach spirytystycznych pragnie się, by objawił się duch wiedziony pragnieniem wzywającego i dajacy dowód swym objawieniem, że pragnie. Cała kultura wyroczni jest błaganiem by Inny pragnął, nawet jeśli będą znakami takiego pragnienia wywalone bebechy. Z jednej strony mamy podmiot z jego mową (błaganiem), z drugiej znaki od Innego (zaszyfrowanie), które znający się na bebechach ekspert (analityk) deszyfruje.
Mój superwizor, analityk lacanowski, utrzymywał, że Boga trzeba brać na serio, literalnie. Pewnego dnia zrozumiałem co miał na myśli. To było mocne doświadczenie. Nie będę kontynuował tematu, albowiem dla niektórych staję się wtedy odrażającą istotą.
Pisałem już, że w kwestii wyboru technik analityk ma wolność; wielomówność, jak i milczenie jest techniką. Twierdzę, że nie można analizować nie stosując dyskursu mistrza; skrajnym sposobem stosowania tego dyskursu jest milczenie. Zapewniam, że można być skrajnym durniem, a przeniesienie nie pęknie. I tu jest kwestia wabika. Pewnego razu Lacan miał na kozetce pacjentkę w późnej młodości, która bardzo chciała mieć dziecko. Lacan wstał z fotela podszedł do kozetki i rzekł: „to co, robimy dziecko?”. No więc Spoku, pragnienie analityczne, jedyne, które nie posługuje się fantazmatem (obiektem) stoi o źródeł wstania z fotela itd., lecz nie u źródeł tego, co powiedział. I teraz, w tym co powiedział posłużył się obiektem, lecz swym własnym (chciał przelecieć pacjentkę), czy też pacjentki (ktokolwiek, lecz niech w końcu zrobi mi dziecko)? Każdy akt analityka wiedziony jest obiektem, a nie znaczącym. Znaczącym wiedziona jest tylko interpretacja. I na koniec, jak ta historia się skończyła?
Do tego, by analiza trwała pragnienie analityczne (nie własne analityka) jest wystarczające, lecz do tego by się skończyła już nie.
Na Boga, proponuję trochę złagodzić irytację. Neurotyk wie co powiedzieć i pokazać dzięki fantazmatowi. Sam zaś fantazmat jest własną innowacją, odpowiedzią podmiotu. Nie ma nic dziwnego w tym, że analityk uwodzi pacjenta albo jak wolisz Spoku, zachęca przymilnie, prosi czarująco, dąsa się, obrusza się, częstuje cukierkiem, kładzie rękę na głowie, prawi komplementy itp., do generowania odpowiedzi pacjenta. Cóż, łatwo jest mylić środki z celami. Analityk nie ma wyboru, musi być aktorem. Wydawało mi się, że gdy aktor uwodzi aktorkę na scenie to tylko „uwodzi”. Gros środków analityka pochodzi z używania przez niego „bycia”. Gdy uwodzi, to nie chodzi o uwiedzenie; lub przyłapcie go/ją in flagranti.
Kwiecień 12th, 2014
Reply to “„Pragnieniem neurotyka jest bycie fallusem””